Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
1 miesiąc temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
niedziela, 12 stycznia 2014
00:57
Odcinek 2
Kiedy wróciliśmy, nikt nawet nie urządził mi
pogadanki z tytułu wypuszczania się samemu w miasto i nieodbierania telefonów. Co
więcej, że go w ogóle wyłączyłem, ale to chyba tylko zasługa późnej pory.
Na drugi dzień daliśmy nasz
pierwszy na tej trasie koncert. Byłem okropnie zdenerwowany. Chyba nigdy się do
tego nie przyzwyczaję. Kontakt z żywą publicznością zawsze zbudzał we mnie
takie emocje, że dosłownie nosiło mnie. Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy na
scenie. Ten brak kontroli nad wszystkim przerażał mnie, a jednocześnie
podniecał, ciężko to ująć w słowach. W każdym razie Tom próbował odwrócić moją
uwagę. Nigdy go o to nie prosiłem, ale jakoś instynktownie na to reagował, być
może, podobnie, jak ja denerwował się albo odczuwał przez tą naszą bliźniaczą
więź, to samo co ja. W każdym razie wygłupiał się tak, że cała nasza trójka śmiała
się zupełnie zapominając, że za chwilę wchodzimy na scenę. Uwielbiałem go za
to.
Po koncercie Jost zakomunikował nam, że przez te kilka dni
pomiędzy kolejnymi występami będziemy mieli napięty plan, bo przy okazji trasy
mieliśmy nakręcić jeszcze wideoklip do jednej z piosenek.
Już od ósmej rano siedzieliśmy
gotowi do pracy. Czekaliśmy na Josta i ekipę, która nadal się rozkładała. Dzisiaj
mieliśmy mieć tylko próbną sesję zdjęciową, a jutro mieliśmy pojechać na
pustynie kręcić teledysk.
Tom po chwili gdzieś zniknął. Za pewne poszedł rozejrzeć
się za czymś do jedzenia, nie zdziwiło mnie to zbytnio, nikt z nas nie zdążył
zjeść śniadania. David zerwał nas z łóżek i kazał natychmiast stawić się w
umówionym miejscu twierdząc, że zjemy coś na planie. Ja pokręciłem się po
pokojach, witając się ze wszystkimi. Wizażystka stwierdziła, że przydałby mi
się nowy wizerunek, zaproponowała mi zrobienie kilku drobnych dredów i dodanie
większej ilości białych kosmyków, co po rozważeniu za i przeciw uznałem za dobry
pomysł. W końcu nawet mój brat zmienił swoje dredy na warkoczyki. Nie
powiedziałem mu tego, ale do twarzy mu w nich, nabrał takiej męskości, ale nie zamierzałem
mu tego mówić, bo chodziłby znowu dumny, jak paw, a mnie by szlak trafiał, więc
ograniczyłem się tylko do stwierdzenia, że jest spoko, na co prychnął na mnie, twierdząc,
że się nie znam. Tak, więc umówiłem się z fryzjerem, że po sesji zajmie się
moimi włosami tak, jak zasugerowała to wizażystka i wróciłem do pokoju do
chłopaków. Opychali się już jakimiś kanapkami.
- A gdzie Tom? – zdziwiłem
się, że nadal go nie ma.
- Gotuje – odparł Geo z pełną
buzią jedzenia.
- Aha – uniosłem jedną brew
wiedząc już, co to oznacza.
To nie pierwszy raz, kiedy Tom próbuje coś gotować, o ile
można to nazwać gotowaniem. Tak, więc usiadłem na krześle i podpierając głowę
na rękach pogrążyłem się w zadumie.
Po jakimś czasie przyszedł, niosąc talerz w ręku.
- Masz, jedz – podstawił mi go
przed nos.
Spojrzałem na jego zawartość i zachciało mi się śmiać. To
były gofry w kształcie serduszek posypane cukrem pudrem.
- Co to ma być? – zapytałem,
patrząc mu w oczy.
- Gofry. Takie jak robi babcia.
- Widzę, ale serduszka? – uniosłem
brwi, czekając na jego reakcje.
Speszył się, jakby coś do niego dotarło.
- O Jezu! Robię ci jedzenie,
żebyś nie chodził do obiadu głodny, a ty jeszcze wybrzydzasz, ale jak nie chcesz
sam zjem – zdenerwował się.
Chwyciłem od niego ten talerz.
- A kto ci powiedział, że nie
chcę – uśmiechnąłem się. – Dzięki.
Trochę ciężko tak nagle uwierzyć, że jest dla mnie taki
miły. Jakiś wewnętrzny głos mi mówił, że ta jego nagła dobroć ma drugie dno. Dlatego
najpierw powąchałem ostrożnie, a on stał nade mną i patrzył. Dopiero, kiedy przejechałem
palcem po cukrze pudrze, ruszyło go i chwycił jeden z kawałków, wpakowując cały
do buzi.
- Jedz, nic ci tam nie
wsypałem – oblizał z cukru palce, świdrując mnie tym swoim spojrzeniem.
- Tak? To ciekawe, dlaczego właśnie
o tym pomyślałeś.
- Może, dlatego, że cię znam.
- Zastanawia mnie jeszcze
jedno, czemu tak nagle ruszyło cię sumienie i przyniosłeś mi coś do jedzenia.
Jakoś wcześniej nigdy specjalnie nie interesowało cię to czy jadłem.
- Właśnie zaczęło. Jesteś
coraz chudszy.
- Jestem chudy, bo mam dobrą
przemianę materii.
Prychnął śmiechem.
- Dobrą masz wymówkę. Tylko,
dlaczego ja mając dobrą przemianę materii mam trochę ciała?
- Bo… bo – nie wiedziałem, jak
mu to wyjaśnić.
- Bo ty nic nie jesz.
- Jem.
- Taaaa, faktycznie jesz tyle,
co ptaszek.
- Jem tyle, ile potrzebuje - fuknąłem,
chcąc urwać tą bezsensowną dyskusje.
- Masz to wszystko zjeść, i
tak masz już jeden kawałek mniej dzięki mnie.
- To dla mnie za dużo – zaprotestowałem,
zerkając na talerz.
- Nie obchodzi mnie to. Mam
dosyć wysłuchiwania od mamy, że widziała cię w telewizji i pytań, dlaczego ty
jesteś taki chudy? Dlaczego, to zawsze ja muszę wysłuchiwać jej żalów? Dlaczego
do ciebie nie wydzwania? A właśnie, tak swoją drogą - dodał po chwili,
odbijając zupełnie na inny temat. – Pytała, dlaczego masz wyłączony telefon?
- Nie mam – odparłem z pełną
buzią i zacząłem grzebać po kieszeniach kurtki wiszącej na oparciu krzesła. – Widzisz? – powiedziałem pewnie i sam spojrzałem
na wyświetlacz, jednak był wyłączony. – Scheiße!
- Właśnie widzę.
- Co jest z tą baterią? Ładowała
się całą noc. Nie ma nawet południa, a ta zaś padła – warknąłem ze złością. Już
kolejny raz z rzędu padła mi komórka.
- Może za dużo gadasz przez
telefon?
- Ja? – oburzyłem się, bo to
zwykle Tom potrafił godzinami wisieć i gadać o głupotach Bóg wie z kim.
- A kto? To chyba tobie padła
bateria.
- Jeszcze dzisiaj nawet
jednego sms’a nie wysłałem – odparłem z wyrzutem, zmuszając telefon do podjęcia
pracy, z marnym rezultatem, bo, kiedy tylko go włączałem rozlegał się sygnał o
zbyt słabej baterii i urządzenie wyłączało się. – Eh - westchnąłem.
- Pokaż ten telefon –
wyciągnął mi go z ręki, oglądając, samemu próbując kilka razy włączyć, po czym
oddał mi go. - Trzeba kupić nowy.
- Nie chcę nowego, lubię go.
- Po co ci telefon, który nie działa?
W tym samym momencie do pokoju wszedł nasz manager.
- Jak tam dzisiaj samopoczucie?
- Dobre – odrzekł Gustav. – Jak
zwykle.
- Dobre? A czemu oni się znowu
kłócą?
- Właśnie, dlatego jest dobre
– zaśmiali się wszyscy.
- Nie żartujcie sobie w ten
sposób, bo czasami naprawdę nie wiem, czy oni się kłócą, czy wygłupiają.
- My też nie – zaśmiał się
Gustav. - Właśnie, dlatego to takie śmieszne.
Oni po prostu mieli ze mnie i Toma za każdym razem ubaw
po pachy. Ale czasami specjalnie się przed nimi wygłupialiśmy, bawiło nas to,
widzieliśmy, że niejednokrotnie uważają, że my się naprawdę kłócimy. A my
nawet, jeśli krzyczeliśmy na siebie, przekrzykując się albo wyzywaliśmy się, to
była tylko taka fasada. Tak naprawdę skoczylibyśmy za sobą w ogień, gdyby
zaszła taka konieczność.
- Nie kłócimy się – odparłem.
Ale oczywiście zostałem zignorowany.
- Długo to potrwa? – zapytał
Tom spoglądając na Josta.
- Sesja? Ze dwie godzinki, jak
się zepniecie. Zaraz przyjdzie makijażystka. Wasze stroje są już w pokoju obok.
Fotograf też już się przygotowuje, więc, to jak szybko skończycie zależy tylko
od was. A co chciałeś?
- Wybrać się na zakupy –
wyjaśnił Tom.
- Sam?
Tom spojrzał na mnie.
Ja wkładając kolejną porcje gofra do buzi pokręciłem głową, że nigdzie się nie
wybieram, bo w planie miałem siedzenie u fryzjera, a Gustav i Georg, kiedy
tylko Toma wzrok skierował się w ich stronę, także pokręcili przecząco głową.
- Sam – odpowiedział z miną,
jakby chciał nas wszystkich, za to pozabijać.
Jost zerknął na zegarek na ręku.
- O trzynastej pojedzie z tobą
Michael, okej?
To był jeden z naszych ochroniarzy. Często właśnie on
towarzyszył nam w wypadach do sklepu.
- Okej.
Tak, więc zaczęliśmy się
przygotowywać do sesji. Po próbnych zdjęciach obejrzeliśmy materiały i już
wiedzieliśmy, w jakiej formie chcemy, żeby były zrobione. Oczywiście, Tom
szybko się zwinął, zostawiając podjęcie ostatecznej decyzji mnie. Zawsze mówił,
że mam dobry gust i mi ufa, a ja wcale nie miałem mu tego za złe. Czułem się w
swoim żywiole.
Po ustaleniu wszystkiego Georg i Gustav wrócili do hotelu.
Ja zostałem w studiu z moim fryzjerem. Rozsiadłem się wygodnie na fotelu i oddałem
się w jego ręce. Nawet nie zauważyłem, jak minęło dwie godziny. W korytarzy
usłyszałem Toma, pewnie wrócił z zakupów i najwyraźniej mnie szukał.
Stanął w drzwiach, patrząc na moje odbicie w lustrze, dziwnie
to wyglądało, kiedy jednak uchwyciłem jego spojrzenie odwrócił wzrok i podszedł
bliżej, chwytając jeden z dredów.
- Fajne – skomentował.
- Podobają ci się? – zapytałem,
oczekując, że to powtórzy.
- Może ja też sobie zrobię –
stwierdził, przyglądając się, jak kolejne pasmo zostaje skręcone.
- Po co? Podobają mi się twoje
warkoczyki – chlapnąłem i zaraz potem ugryzłem się w język. Teraz to dopiero
będzie się wysoko nosił.
- Tak? – zdziwił się, unosząc
jedną brew.
- Przecież już ci mówiłem, że
tak. Nie pamiętasz? – chciałem jakoś odwrócić kota ogonem, ale to raczej było
słabe.
Nie mniej jednak uśmiechnął się do mnie.
- Już wróciłeś z tych zakupów,
czy dopiero jedziesz? – zapytałem głupio, chociaż widziałem, że trzyma w ręku
torbę.
- Wróciłem – odparł, od razu sięgając
do reklamówki. - Masz – podął mi paczkę moich ulubionych żelków.
- Och, dzięki – zdziwiłem się.
- Nie musiałeś.
- Spoko, sobie też wziąłem, a znając
życie pewnie byś się do nich dobrał, więc będąc przewidujący wziąłem dwie
paczki.
Cóż… za miłe to to nie było, ale nie zamierzałem z nim
teraz o tym dyskutować.
- Gdzie masz telefon? – zapytał
po chwili grzebiąc znowu w reklamówce.
- W kieszeni w kurtce. A czemu
pytasz?
- Kupiłem ci nową baterie,
chcę sprawdzić, czy będzie działać, bo jak nie, to trzeba będzie pomyśleć o
nowym aparacie – to mnie już całkowicie zaskoczyło, ale jako że w tej chwili
nie bardzo mogłem pójść za nim do sąsiedniego pokoju, żeby zobaczyć, co
kombinuje z moim telefonem, cierpliwie czekałem, nadsłuchując jak klnie pod
nosem najwyraźniej, mocując się z opakowaniem baterii.
- Wygląda na to, że działa – odezwał
się po chwili, przychodząc do mnie z telefonem.
- Ciekawe, jak długo? – zapytałem
z ironią.
- Miejmy nadzieje, że długo.
Ma większą pojemność niż ta poprzednia, a co za tym idzie powinna ci wystarczyć
na dłużej, znając twoje możliwości.
Puściłem tą uwagę mimo uszu. Wypadało w końcu docenić, że
o mnie pomyślał.
- Co jeszcze kupiłeś? – zapytałem
z ciekawości.
- Nic.
- Pojechałeś do sklepu tylko
po żelki i baterie?
- No. A co?
- Nic – odparłem kompletnie zaskoczony.
- Długo to jeszcze potrwa? – zapytał,
mając na myśli robienie moich włosów.
- Ze dwie godziny - odparł mu
fryzjer.
- Zadzwoń później do mamy – powiedział
po chwili. – Wracam do hotelu.
- Okej.
- Miłego siedzenia – dodał na
odchodne, podnosząc rękę na pożegnanie.
- Dzięki.
- Spoko – odpowiedział.
Resztę siedzenia zleciało mi szybko, bo zająłem się swoim
telefonem. Wysłałem kilka sms’ów. Sprawdziłem swoją pocztę, bo rano nie
zdążyłem. Zadzwoniłem nawet do mamy, zapewniając ją, że wszystko u mnie w
porządku, że nie głoduje i żeby więcej nie męczyła o to Toma, bo nie wiem skąd
się jej to wzięło, miałem nadzieje, że Tom nie powiedział czegoś głupiego.
- Gotowe – usłyszałem w końcu.
Spojrzałem na siebie w lustrze, od samego początku
patrzyłem, jednak teraz, jak dzieło było ukończone widziałem w nim zupełnie
inną osobę.
- Świetnie wyglądasz – powiedział
fryzjer. Te dredy, to był jednak dobry pomysł.
- Dzięki – odparłem uśmiechając
się i gapiąc na siebie, jak kretyn.
- Będziesz się musiał teraz
przyzwyczaić. Wiesz pewnie, że dredów się nie czesze.
- Tak, wiem - Tyle, że ja nie
miałem ich na całości włosów.
- Dam ci specjalną szczotkę, będziesz
mógł się nią czesać normalnie, nie obawiając się, że któryś z dredów się rozczesze.
I oczywiście wiesz, że będą ci włosy teraz dłużej schły.
- Wiem – trudno było o tym
zapomnieć, skoro mój brat miał je przez tyle lat i widziałem nieraz, ile się musiał
namęczyć, żeby je wysuszyć.
- To weź sobie to pod uwagę,
jak będziesz je mył i miał ochotę gdzieś wyjść. Zrób to odpowiednio wcześniej –
uśmiechnął się.
Przytaknąłem tylko, zdając sobie doskonale z tego sprawę.
- No to z mojej strony na tyle
– odparł, podając mi jeszcze obiecaną szczotkę.
- Dziękuję – pożegnałem się.
Zerkając na zegarek postanowiłem wrócić do hotelu. Chłopaki
pewnie szykowali się na obiad, ja też zgłodniałem. Jeśli ktoś sądzi, że
siedzenie u fryzjera przez tyle godzin, mając do jedzenia tylko paczkę żelków,
które zresztą też się szybko skończyły, nie wzmaga apetytu, to jest w głębokim
błędzie. Byłem tak głodny, że już po drodze, kiedy Michael odwoził mnie do
hotelu rozważałem kupienie czegoś na wynos, chyba tylko chęć zobaczenia miny
Toma na to, jak wyglądam mnie od tego powstrzymała.
Kiedy wszedłem do pokoju, spodziewając
się, że wszystkich tam zastane, bo trudno się było nie spodziewać, słysząc ich
już przed drzwiami, zapadła cisza.
- Ło! – wydusił z siebie Geo.
- Co? – odezwałem się.
- Tom uniósł tylko obie brwi i
podszedł do mnie, wyciągając od razu w moim kierunku swoje łapska.
- Gdzie z tymi rękami? – zasłoniłem
się.
- No pokaż. Sprawdzę, czy ci
nie spieprzyli roboty. Co, jak co, ale na dredach to ja się znam.
Jego ręka otarła się o moją szyje, jakby specjalnie.
Jakby chciał mieć pretekst by mnie dotknąć. Mnie, nie moich włosów. Udałem, że
tego nie zauważyłem, a on zaczął majstrować w końcu przy moich włosach, przekładając
kolejne pasma.
- Muszę przyznać, że dobrze ci
w tej fryzurze – powiedział po chwili, patrząc mi prosto w oczy.
- Naprawdę tak uważasz? – nie
mogłem uwierzyć w to, co słyszałem.
- Tak. I w przeciwieństwie do
ciebie mam odwagę ci to powiedzieć, a nie tak, jak ty rzucić marne - spoko.
Zrobiło mi się głupio. Czyżby było mu przykro, że mu
wtedy nie powiedziałem, co tak naprawdę myślałem o jego fryzurze?
- Przecież ci powiedziałem, że
mi się podoba – próbowałem ratować sytuacje.
- Taaaa… dzisiaj, ale nie wtedy.
- Wal się! – odpowiedziałem, czując
się jakoś niezręcznie i pacnąłem go w ramie.
- Ty się wal! – oddał mi.
Po chwili już przepychaliśmy się nawzajem oczywiście,
śmiejąc się przy tym do łez.
- To co, idziemy na ten obiad?
– zapytał Gustav, przerywając nam nasze przepychanki.
- Idziemy! - odparł Tom, zostawiając mnie i rzucając się
pierwszy w kierunku wyjścia.
Mógłbym powiedzieć, że do tego momentu nic szczególnego między
nami się nie wydarzyło. Przynajmniej nie na tyle, by zwróciło to moją uwagę. Stanowczo
podkreślam to zdanie - do tego momentu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
Ludzie mają skłonności do robienia Billowi dredów .-. Nie wiem skąd się ona wzięła. No, ale jednak nie wyglądał w tych dredach tak źle, więc to przeboleję ^^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam~