Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
2 miesiące temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
niedziela, 12 stycznia 2014
00:48
Odcinek 1
Jest szósta rano. Zaraz
ruszamy w naszą kolejną trasę. Tym razem na liście jest Europa. Jestem
podekscytowany wyjazdem tak jakbyśmy jechali po raz pierwszy. Reszta chłopaków
tylko narzeka, głównie o to, że się nie wyspała, ale do tego już się
przyzwyczaiłem.
- Słuchajcie chłopaki –
zagadnął nas Jost. – Czy ktoś mnie w ogóle słucha? – zwrócił naszą uwagę po tym,
jak zaczęliśmy się zachwycać gabarytami nowego autokaru kompletnie go olewając.
- Jest duży - stwierdził
Georg.
- No właśnie – potwierdził
Jost, skupiając w końcu na sobie naszą uwagę. - Byliśmy już w trasie kilka razy
i za każdym razem zawsze ktoś narzekał, że nie ma w nim nawet odrobiny
prywatności.
- No, bo nie ma – odezwał się
Tom, rzucając na ziemie plecak.
Jost spojrzał na niego jakby chciał go za chwilę
zamordować, po czym kontynuował swój monolog.
- Poprosiłem, żeby tym razem
autokar został tak urządzony, aby każdy z was miał zapewnioną swoją prywatną
przestrzeń.
- David, jak to głęboko zabrzmiało
– stwierdził Tom, a wszyscy wybuchliśmy śmiechem.
To nie tak, że zawsze lekceważymy Josta, to nasz manager
i wiemy, że oprócz zarabiania kasy leży mu na sercu nasze dobro i jako takie
wygody. Ale zrywanie nas o szóstej nad ranem, tylko po to, żeby i tak wyjechać
stąd o dziewiątej było naprawdę nieludzkie, i Tom nigdy się z tym nie krył.
- Możemy w końcu zobaczyć, co
tam wymyśliłeś, czy będziesz nam kazał jeszcze z godzinę stać tu z tymi torbami?
- Mój brat się zniecierpliwił.
Wiem, że w nocy długo siedział. Nie wiem, co robił, ale
kiedy ja już leżałem w łóżku, słyszałem przez ścianę, że krząta się po swoim
pokoju. Co też było oczywiste, że rano będzie miał problem ze wstaniem. Pewnie
teraz chce się jak najszybciej zadekować w swoim nowym łóżku i odespać. Za
dobrze go znam.
Jost tylko westchnął i wzruszył bezradnie ramionami.
- Dobra, pakujcie się do środka.
Chyba później powiem wam, co mam jeszcze do powiedzenia, jak już trochę
ochłoniecie.
Rzuciliśmy się do środka.
Nie powiem, Jost się naprawdę postarał. Długo nie trwało,
jak każdy z nas upatrzył sobie dogodny dla siebie tymczasowy osobisty azyl i oznajmił,
że ta część przestrzeni należy do niego i zabije, jeśli ktoś inny wpakuje się
na jego prywatny teren.
Pakowanie reszty gratów zajęło chyba jeszcze ze dwie godziny. W końcu koło dziewiątej ruszyliśmy.
Po pogadance Josta, każdy zajął się swoimi sprawami. Gustav
i Georg grali na komputerze, a Tom, tak jak myślałem wcześniej, poszedł spać. Ja
postanowiłem poszperać po autokarze i dowiedzieć się, co się znajduje w każdym
z tych fajnie ukrytych zakamarków.
Nie długo trwało, kiedy okazało się, jakim kosztem nasza
prywatna przestrzeń została okupiona. Kiedy wszyscy zebrali się, w że tak to nazwę
– jadalni, nie było się gdzie ruszyć.
- Posuń się trochę - zacząłem
się wciskać na siedzenie obok Toma.
- Gdzie się pchasz z tą dupą?
Nie ma już miejsca! – odwarknął wypychając mnie.
- To ci usiądę na kolanach.
- Pomarzyć zawsze możesz.
Chłopaki śmiali się z nas. Nie było w tym nic
niezwykłego, tak samo, jak w naszym zachowaniu ani w tym, że się z nas śmiali.
- Znowu się kłócicie? – zapytał
David stawiając taboret w przejściu i siadając na nim.
- No posuń się Tom, przecież
jest tu jeszcze miejsce – nadal próbowałem jakoś wcisnąć swój tyłek na ten mały
kawałek przestrzeni obok Toma.
- Weź sobie drugi stołek i siadaj
- zwrócił się do mnie Jost, widząc, że sam najwyraźniej nie wpadnę na to
rozwiązanie.
W końcu, kiedy usiadłem na taborecie, wystawiając
złośliwie język do Toma, zaczęliśmy.
- No i jak się wam podoba
autokar? – zapytał Jost.
- Mało miejsca w jadalni –
odrzekł Geo.
- No niestety, dlatego są tu
dodatkowe stołki. Coś kosztem czegoś chłopaki. Jakoś się przyzwyczaicie. W
końcu trasa nie będzie trwała wiecznie, a i w niektórych miejscach będziecie
nocować w hotelu. Nie ma sensu cisnąć się w busie, jeśli będziemy w kilku miejscach
więcej niż dwa dni.
Nikt z nas nie miał mu tego za złe, przyzwyczailiśmy się już
do tego typu warunków i w sumie, to też miało swoje uroki.
Omówiliśmy z Davidem trasę koncertową, wszystkie szczegóły,
plan repertuaru, który nigdy nie był taki sam. To znaczy, śpiewaliśmy nasze piosenki,
ale nigdy w tej samej kolejności, zawsze musiało być inaczej.
Nazajutrz byliśmy już na
miejscu. Pojutrze mieliśmy dać nasz pierwszy koncert na tej trasie. Ale dzisiaj
póki co mieliśmy wieczór tylko dla siebie, więc postanowiliśmy wyjść na miasto
i poszukać jakiegoś pubu, napić się i zwyczajnie zabawić.
Ledwo weszliśmy, a Tom wyrwał już jakąś laskę. Wkurzało
mnie to.
- Tom! – Chwyciłem go za rękę.
- Zamów mi piwo, zaraz wracam
– rzucił tylko, ciągnąc dziewczynę do kibla.
- Ten to ma powodzenie – stwierdził
Gustav.
- Doigra się kiedyś –
podsumowałem.
- Poradzi sobie, nie martw się
o niego – powiedział Georg, nie łapiąc, o co mi chodzi.
- Ja nie o tym mówię – spojrzałem
na niego i usiadłem na krześle przy barze.
- Co bierzecie? – zapytał
Gustav.
- To co zwykle – odparł Geo.
Ja się zacząłem rozglądać po pomieszczeniu. Zawsze miałem
lekkie obawy przed wychodzeniem w publiczne miejsca. Gdyby ktoś nas rozpoznał, mogłoby
się to naprawdę źle skończyć.
- Co podać? – podszedł do nas
barman.
- Cztery piwa – poprosił Geo.
- Bill, co miałeś na myśli, mówiąc,
że Tom się doigra? – dręczyło go to.
- A nie domyślasz się? – zapytałem
upijając łyk piwa.
- Masz na myśli, że zrobi
jakieś lasce dziecko?
Kiwnąłem tylko głową.
- No chyba nie jest takim
idiotą i się zabezpiecza.
- Jesteś tego pewien? Bo ja
nie – odparłem, i chwytając oba kufle ruszyłem do stolika w rogu, który właśnie
się zwolnił. Chłopaki ruszyli za mną.
Po paru minutach wrócił Tom i usiadł koło mnie z tym
swoim głupkowatym uśmieszkiem.
- Co masz taką minę? – zapytał
z rozbawieniem.
- A jak sądzisz? – warknąłem.
Uśmiechnął się i upił do połowy swoje piwo.
- Zazdrosny jesteś, czy jak?
- Niby, o co? Że traktujesz je
jak zabawki?
- One same tego chcą. Nie robię
niczego wbrew ich woli – sprostował.
I chociaż wiem, że
to prawda, wkurzało mnie to. Ta romantyczna część mojej natury buntowała się we
mnie i nie potrafiłem z tym walczyć.
- Pchasz się z fiutem, gdzie
popadnie. Jeszcze będzie z tego kłopot – powiedziałem w końcu, co leżało mi na
wątrobie.
- Ty się o mnie martwisz?
- Nie kurwa, mówię to dla
rozrywki.
- Dobra, kumam – uciął, widząc,
że zaraz wybuchnę. Pogrzebał chwilę w kieszeni i chwytając mnie za rękę wcisnął
coś w dłoń. – Masz i wyluzuj trochę.
Zerknąłem, co to i szlak mnie od razu trafił.
- Zabierz to ode mnie! – wrzasnąłem
na niego i wcisnąłem mu to z powrotem w rękę.
- No chyba wiesz, jak się tego używa - zironizował.
- To, że nie pieprze się, jak
ty na prawo i lewo to nie oznacza, że nie wiem, jak się używa prezerwatywy!
Chłopaki nawet się nie przejęli naszą kłótnią. Ostatnio
często dochodziło między nami do starć słownych, więc się już przyzwyczaili.
- Idę jeszcze po piwo, wziąć
komuś? – zapytał Georg.
Gustav podniósł rękę, co oznaczało, że dla niego jedno.
- Dla mnie też weź – odezwał się
Tom w między czasie naszej wymiany zdań.
- A dla ciebie Bill?
- Ode chciało mi się już pić. Wracam
do busa – wstałem od stołu i wyszedłem, zostawiając chłopaków w pubie.
Ale zamiast wrócić prosto do busa postanowiłem połazić trochę
po mieście. Naciągnąłem kaptur na głowę, żeby nikt mnie przypadkiem nie poznał
i spacerowałem.
Po drodze w jakieś budce kupiłem sobie naleśniki i
herbatę na wynos. Tak dawno nie czułem się taki wolny, nikt mnie tu nie znał, a
przynajmniej nie poznawał. Nie musiałem się martwić, że zaraz jakaś fanka rzuci
mi się na szyję, wyznając miłość. Tak, sława jednak ma swoją cenę. Bywają
chwile, że tęsknie za czasami, kiedy nikt nas jeszcze nie znał. Tak dobrze mi
się łaziło, że straciłem całkowicie poczucie czasu.
Mój telefon rozdzwonił się. Spojrzałem na wyświetlacz, to
Tom. Zignorowałem go, wyłączając całkowicie telefon.
Usiadłem na ławce, przyglądając się fontannie i tańczącej
w niej wodzie. Zamyśliłem się i zacząłem w głowie układać tekst nowej piosenki.
Czułem się w swoim żywiole.
Gdy na ratuszowej wierzy
wybiła pierwsza w nocy, ja nadal siedziałem na ławce i wcale nie miałem ochoty wracać,
choć wiedziałem, że pewnie wszyscy umierają już ze strachu, że coś mi się
stało. Pewnie powinienem włączyć telefon i wysłać im, chociaż sms’a, że nic mi
nie jest i wrócę później, ale chciałem ukarać Toma. Tak, chyba najbardziej chciałem,
żeby on się o mnie martwił. Więc oparłem się wygodnie o ławkę i wkładając ręce
do kieszeni kurtki myślałem dalej nad słowami piosenki.
Nie trwało długo jak usłyszałem, że ktoś biegnie w moją
stronę. Spojrzałem w bok i zobaczyłem Toma. Teraz się zacznie - pomyślałem.
- Bill! Kurwa, co się z tobą dzieje?!
– zaczął na mnie krzyczeć, próbując wyrównać oddech.
- Nic. Siedzę sobie, jak widzisz.
- Masz pojęcie, jak się w wszyscy
o ciebie martwią?
- Ty z pewnością najbardziej -
zadrwiłem.
Zamilkł. Wyciągnął telefon z kieszeni i wybrał jakiś numer,
pewnie do Georga.
- Znalazł się. Niedługo wrócimy
– rzucił tylko i rozłączył się.
Usiadł koło mnie.
- Bill… – zaczął łagodnie,
znał mnie, wiedział, że krzykiem nic nie wskóra. - Dlaczego uciekłeś?
- Nie uciekłem, poszedłem na
spacer.
- To dlaczego nie wysłałeś,
chociaż sms’a? Dlaczego wyłączyłeś telefon, jak do ciebie dzwoniłem? Wiesz jak
się o ciebie bałem?
Spojrzałem na niego.
- Przynajmniej teraz wiesz, co
czuję, kiedy ty idziesz z kolejną laską.
- Dlaczego tak ci to
przeszkadza? Przecież to tylko seks. Mnie jest dobrze, im jest dobrze, wszyscy są
zadowoleni z takiego układu.
- Czyżby?
- Nie martw się, zabezpieczam
się, nie mam zamiaru zaliczyć wpadki.
- Dlaczego nie znajdziesz
sobie dziewczyny na stałe? – zapytałem w końcu.
- Bo…- zamilkł.
- Bo?
- To nie takie proste.
Prowadzimy taki tryb życia, że stała partnerka po prostu się nie sprawdza.
- Dobrą masz wymówkę.
- Dobrze wiesz, że to nie
wymówka. Twój związek też się rozpadł, właśnie przez to, że często cię nie było
– przypomniał mi.
- To nie przez to się rozpadł
– odparłem. – Skończyło się, bo nie byliśmy sobie pisani. To nie była prawdziwa
miłość, Tom.
- Miłość… - powtórzył i oparł
się o ławkę. – A jak ty sobie wyobrażasz tą miłość?
Zamyśliłem się na chwilę. Ale nie musiałem długo dedukować,
wiedziałem, czego chcę.
- Miłość, to takie uczucie,
jak jest między nami, kiedy pomimo kłótni, nie możemy bez siebie żyć. Kiedy,
każdy z nas wie bez słowa, co myśli drugi. Tak powinna wyglądać miłość, Tom.
- Przy naszym trybie życia nie
będzie ci łatwo znaleźć dziewczynę, która zaakceptuje rozłąki, a między wami
będzie taki rodzaj więzi, jak jest między mną a tobą, Billy.
- Wiem, ale nie zamierzam iść
na łatwiznę, tak jak ty.
- Nie wybaczysz mi tych
panienek, co?
- Po prostu boję się o ciebie.
- Uważam Bill, naprawdę
uważam. I może tego po mnie nie widać, ale moja dolna część ciała nie kieruje
moim życiem, potrafię się powstrzymać.
- Jakoś tego nie zauważyłem.
Ilekroć wychodzimy gdzieś, ty w pierwszej kolejności szukasz dupy. Pomijam już
to, że powinieneś się zabezpieczać, bo to chyba oczywiste, chodzi mi o to, że
jesteś osobą publiczną. Wiesz, co się stanie, jak któraś cię rozpozna? Masz pojęcie,
jaki będzie skandal?
- Zdaję sobie z tego sprawę – potwierdził,
nawet się na mnie nie złościł za te słowa.
Westchnąłem. Już mi się nie chciało z nim kłócić.
- Chodź młody, wracamy –
powiedział, ciągnąc mnie za rękę. – Kocham cię, wiesz o tym? - Objął mnie
ramieniem za szyje i pocałował w policzek.
Często mnie w ten sposób całował. Lubiłem to nawet, czułem
się wtedy bezpieczny i wiedziałem, że mogę mu powiedzieć najgorszą rzecz, a on
i tak się ode mnie nie odwróci.
- Wiem. Ja ciebie też –
odparłem i ruszyliśmy w stronę busa.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
Kolejny raz wracam do tego opowiadania. Zdecydowanie jedno z moich ulubionych 😊
OdpowiedzUsuń~Demi Lerman
Może jak w końcu zacznę, to uda mi się to wszystko przeczytać ^~^ Ohayo~ Nie wiem czy jeszcze dziś, ale mam nadzieję, że trochę tutaj pobędę i pozatrówam powietrze~
OdpowiedzUsuńPozdrawiam~