Informacja

KIEDY NOWY ODCINEK?

W niewoli uczuć (23) - Soon :D




INFORMACJA


PDF do ściągnięcia
Klik





Obserwatorzy

niedziela, 12 stycznia 2014
Odcinek 11


Kolejny dzień, wcale nie przyniósł dobrych wiadomości. Od samego rana Bill był wkurzony. Zbudził go kurier, a to oznaczało, że się szybciej rozstał z bratem niż to sobie planował. Mało nie nawciskał gościowi. Chyba tylko, dlatego się powstrzymał, iż ów Matthias zawsze dostarczał im przesyłki i traktowany był już, jako przyjaciel domu.
Z kopertą w ręku udał się do kuchni, nastawiając sobie kawy. Otworzył przesyłkę. To były dokumenty z ubezpieczalni. Przekartkował kilka stron i rzucił je na blat. Kolejny problem. Koszty pobytu Toma w szpitalu przekraczały limit, który był zawarty w umowie. A nie był on wcale mały. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że to wszystko, aż tyle kosztuje. Zalał sobie kawę i zrobił śniadanie. Usiadł z powrotem przy stole i jeszcze raz zaczął czytać te dokumenty, w tym samym czasie, jedząc i popijając kawę. Z dokumentów wynikało, że tylko do końca tego miesiąca będą opłacane wszystkie rachunki ze szpitala. Zerknął na kalendarz na ścianie, zostało 11 dni, nie za dużo, żeby coś wymyślić. Nawet, gdyby sam zaczął opłacać te rachunki, bo w końcu stać ich na to, to to były takie koszty, że Tom by go zabił, jakby się o tym dowiedział. To był jakiś koszmar. Taki był szczęśliwy jeszcze parę godzin temu, a tu proszę, kolejne schody. Zadzwonił do ubezpieczyciela, chcąc spróbować ten problem rozwiązać inaczej. Może scedować jego ubezpieczenie na Toma, zwiększyć limit, cokolwiek, ale niestety nie było takiej możliwości, a raczej nie przewidział tego, bo tego typu rozwiązania były możliwe, ale trzeba było ustalać to w chwili zawierania umowy, a nie w trakcie jej trwania. Tylko, kto normalny myśli, że będzie tak źle, że trzeba będzie tak kombinować? 11 dni. Miał 11 dni, żeby coś wymyślić.
Dziękował Bogu tylko za to, że Tom tego nie widzi, ale by się wściekł. Zawsze strasznie emocjonalnie podchodził do tego typu rzeczy, dlatego rachunkami zajmował się Bill, miał więcej cierpliwości i wszystko brał na zimno.
Ogarnął się. Zabrał umowę, którą obiecał Lili i godzinę później jechał już do szpitala.
Na parkingu, na który zajechał, siedział jeszcze dłuższą chwilę w samochodzie, zanim ktoś zapukał mu w szybę.
Zerknął i otworzył drzwi, uważając, żeby nie uderzyć przyjaciela.
- Co tak siedzisz, źle się czujesz? - zapytał Gustav.
- Wszystko w porządku, zamyśliłem się – wysiadł i przywitał się z przyjaciółmi, obejmując każdego z osobna. Tyle czasu się nie widzieli.
- Nowe auto? – zapytał Geo, obchodząc samochód na około.
- Tak. Tamto poszło do kasacji.
- Fajne. Musiało kosztować majątek.
- Nie. Praktycznie w tej samej cenie, co poprzednie.
- A kasę z ubezpieczenia dostaliście już? – zapytał Gustav, na co Bill zwrócił szczególną uwagę, bo nie usłyszał dostałeś, a dostaliście.
- Tak.
- Przynajmniej tyle – podsumował Gus. – Przyjechaliśmy odwiedzić Toma. Ty jak widzę też. Szkoda, że w takich okolicznościach się spotykamy, a nie przy piwku na mieście.
- Szkoda – odparł smutno.
- Co jest Bill, nie wyglądasz na szczęśliwego, coś nie tak z Tomem?
- Ach nie, Tom czuje się dobrze. To znaczy, jak na jego stan – sprostował. - Mam inny problem.
- Jaki? – zapytał Gustav.
- Kasę.
Chłopaki spojrzeli na siebie.
- To znaczy chodzi mi o ubezpieczenie, z którego opłacany jest pobyt Toma w szpitalu. Będą je opłacać tylko do końca miesiąca.
- Dlaczego?
- Bo koszty są tak ogromne, że przewyższa to limit na jaki wykupiłem ubezpieczenie.
- I co teraz? Będziesz płacił z własnej kieszeni? – zapytał Georg.
- No właśnie nie wiem. Wiesz, jakie to są sumy? Każdy dzień, to kilka tysięcy euro.
- Jak nie masz kasy, to ci pożyczymy. Nawet się nie zastanawiaj tylko wal do nas jak w dym – wypalił Gustav.
- Dzięki chłopaki, ale to by i tak nie rozwiązało sprawy. Ja i Tom mamy kasę, tylko… wiecie nie chcę zabrzmieć, jak pesymista, ale trochę czytałem na temat śpiączki i ludzie czasami wybudzają się po kilku dniach, a czasami trwa to kilka lat. Bardzo bym chciał, żeby Tom się obudził nawet dzisiaj, ale nie mogę od niego tego wymagać, bo on sam jest na siebie o to zły i sobie z tym nie radzi.
Znowu chłopaki popatrzyli na siebie, a Bill kontynuował swoją myśl dalej.
- Dlatego muszę też brać pod uwagę, że to może potrwać jeszcze jakiś czas, a wtedy koszty mnie pokonają.
- Kasę można zarobić, nie możesz popadać w takie przygnębienie – stwierdził Georg.
- Tak i zamiast jednej będziemy musieli wydać dwie płyty – odparł sarkastycznie Bill.
- O ile nagramy tą, nad którą pracujemy – sprostował Geo.
Bill spojrzał na niego.
- No właśnie.
Nie rozumiem, dlaczego to są aż takie koszty – powiedział Gustav.
- Bo się uparłem utrzymywać Toma przy życiu. Dlatego tyle to kosztuje.
- Jaki bez sens – zaśmiał się Geo.
Bill tylko wzruszył ramionami, bo co miał odpowiedzieć skoro uważał podobnie.
- A co to za ubezpieczenie, jeśli można zapytać?
- To samo, które wykupiłem dla was.
Chłopaki spojrzeli na siebie, po czym na Billa.
- O Jezu! Nie paczcie tak. Przecież rozmawialiśmy o tym.  Co nie pamiętacie już?
- Pamiętamy, ale nie sądziłem, że je wykupiłeś – stwierdził Gustav.
- Jeździliśmy w trasy. Wszystko mogło się zdarzyć. Chciałem, żeby cały zespół był zabezpieczony na wszelki wypadek.
- No tak, ale… - Georg był zdumiony uporem Billa.
- Myślisz, że wasze durne komentarze i śmiechy zniechęciły mnie? Już dawno się na to uodporniłem. A zrobiłem to, co uważałem za stosowne. Tylko, że chyba nie do końca to przemyślałem.
- Nie rozumiem.
- Sądziłem, że suma, na jaką je wykupiłem będzie wystarczająca, ale jak widać nie.
- Słuchaj, skoro wykupiłeś to dla całego zespołu, to może da się jakoś nasze ubezpieczenia podpiąć tak, żeby z nich opłacali pobyt Toma w szpitalu. My przecież na razie go nie potrzebujemy.
- Nie da się. Już o to pytałem. I nie da się zwiększyć limitu w trakcie, kiedy ubezpieczyciel wypłaca wydatki z tytułu ubezpieczenia. Krótko mówiąc, jeśli chodzi o sprawy ubezpieczenia nie da się od nich wyciągnąć ani centa więcej niż sumę, jaką mamy zagwarantowaną zgodnie z umową.
- Fuck! To nie dobrze – podsumował Georg.
- Tom, by pewnie rzucił jakimś pomysłem. On zawsze na poczekaniu ma coś w zanadrzu – wypalił Georg, znając Toma pomysłowość.
- Tak, mógłbym się go poradzić, ale jak mu tylko o tym wspomnę wiem, co mi każe zrobić.
Chłopaki spojrzeli znowu na siebie. Kolejny raz mówił tak, jakby cały czas miał kontakt z Tomem.
- To znaczy, co? - zapytał Gustav.
- Odłączyć go od respiratora – popatrzył na zszokowanego Gustava. – Dlatego nawet mu o tym nie wspomnę. Muszę wymyślić coś innego. Tyle, że tak mnie ta wiadomość rozbiła, że Tom na pewno się zorientuje, że coś jest na rzeczy. Sami wiecie, że ze mnie się czyta, jak z otwartej księgi.
Przyjaciele przez chwilę milczeli, przerażało ich to, w jaki sposób Bill mówił o Tomie. Nie rozumieli niczego, a jego zachowanie podsuwało im tylko jedną myśl, że nie jest z nim psychicznie całkiem dobrze.
- Jeszcze kilka dni zostało do końca miesiąca, spróbujemy coś wymyślić.
- Dzięki Gustav – poklepał kumpla po ramieniu. – To, co idziemy? – zmienił temat. - Muszę pogadać z lekarzem i pielęgniarką.
- Jasne.
Ruszyli w kierunku wejścia do szpitala.
- A tak poza tym, co u was?
- Po staremu.
- A z Jostem kontaktujecie się?
- Ostatnio jakoś nie było okazji.
- Nie narzekał, że jeszcze nie nagrywamy?
- Jeszcze nie. Ale pewnie zacznie – stwierdził Geo, znając mentalność ich managera.
- Eh. Trzeba będzie popracować tak czy siak nad płytą.
- Jak chcesz to zrobić Bill?  Mamy za mało piosenek. Co sam chcesz wymyślić muzykę?
Weszli do windy.
- Nawet, jeśli ją wymyśle, to jej nie napiszę.
- No wiesz, możemy spróbować we trójkę. Jak Tom się obudzi najwyżej skoryguje ewentualne niedociągnięcia.
Bill się uśmiechnął. Był im wdzięczny, że wierzyli w to, że Tom się obudzi.
- Zobaczymy Geo, mamy jeszcze czas. Liczę na to, że Tom się niedługo wybudzi i będzie po sprawie.
Wyszli z windy, kierując się do pokoju, w którym leżał ich przyjaciel.
- Cześć Tom – odezwał się radośnie Georg, wchodząc do środka. – Cały zespół do ciebie przyszedł. Nawet twojego bliźniaka zgarnęliśmy po drodze.
Bill się uśmiechnął. Żałował, że Tom tego nie słyszy. Było prawie, jak za dawnych czasów.
- Nie wiem, czy mi się wydaje, ale wygląda, jakby był szczęśliwy – powiedział Gustav.
Geo się przyjrzał.
- Masz rację. Widzisz to Bill?
Cóż, po tym, co robili w nocy trudno, żeby nie był, ale nie zamierzał im o tym mówić. O tej jednej sprawie nie dowiedzą się nigdy, bo tak będzie po prostu lepiej.
- Może coś mu się śni miłego – powiedział Gustav. – Dlaczego on ma to podłączone? – zapytał, spoglądając na komputer rejestrujące pracę fal mózgowych.
- Ach, nic nie wiecie – zreflektował się Bill. - To EEG, rejestruje całodobowo prace mózgu. Doktor Hiraga chce dokładnie wiedzieć, który z obszarów mózgu trzeba pobudzić do pracy.
- To jego mózg nie jest martwy?
- Nigdy nie był. Jest w uśpieniu, dlatego te fale są takie łagodne - odparł Bill.
- No to chyba dobre wieści po tym, jak chcieli go odłączyć, twierdząc, że jego mózg jest martwy.
- Tak. Dobre, tylko teraz pozostaje kwestia pobudzenia tych obszarów, które są w uśpieniu i wybudzenie go – wyjaśnił Bill, na tyle na, ile sam zrozumiał to, co mu wcześniej tłumaczył Hiraga.
- Będzie dobrze. Tom to twardy zawodnik. Już nie raz pokazał nam wszystkim, na co go stać. Tym razem będzie podobnie – odparł Gustav.
- Wiem. Dobra chłopaki zostawię was tu na chwilę samych, muszę skoczyć do lekarza.
- Spoko, posiedzimy tu trochę, więc nie musisz się spieszyć – powiedział Geo.
- Dzięki.
- Bo wiesz, potem zabieramy cię na miasto. Złapiesz dystans do całej sprawy i może coś się wymyśli przy okazji.
- Geo, ja jestem tu samochodem.
- Na kawę, Bill. My też przyjechaliśmy tu autami.
- No dobra – zgodził się uśmiechając. Od razu przypomniała mu się rozmowa z bliźniakiem. Będzie zadowolony, jak mu powie, że był z chłopakami na mieście.
Wyszedł i skierował się do gabinetu Hiragi. Zapukał, słysząc po chwili zaproszenie. Wszedł.
- Dzień dobry – przywitał się.
- Dzień dobry Bill. Nie spodziewałem się ciebie tak wcześnie.
-  Kurier zbudził mnie rano i jakoś wszystko się poprzestawiało.
- Rozumiem.
- Jakieś wieści? – zapytał Bill, nastawiając się na kolejną partie złych wiadomości.
-  Właśnie przeglądam  zapis z  nocy. Nie jest tak źle, jak to na początku wyglądało.
Billowi aż się uniosły kąciki ust w grymasie uśmiechu.
- Muszę przyznać, że jego mózg pracuje bardzo specyficznie. Zobaczę, jak to będzie wyglądało na przestrzeni kilku kolejnych dni, bo ciężko jest mi coś jednoznacznie powiedzieć po dzisiejszej nocy. Ale jest lepiej niż sądziłem. Więc śmiało mogę powiedzieć, że jest nadzieja, Bill – mówiąc to spojrzał na chłopaka.
- I takie wiadomości były mi dzisiaj potrzebne.
- Coś się stało? – zapytał przyjaźnie Hiraga.
- Małe kłopoty, ale na razie nie będę robił burzy w szklance wody.
Rozmawiali jeszcze jakiś czas, między innymi o tym, że jutro zdejmą Tomowi gips. Trochę żartowali, oboje chcieli się bliżej poznać, musieli sobie zaufać, bo wszystko skazywało na to, że jeszcze jakiś czas będą się widywać, no chyba, że Tom nagle się wybudzi, wtedy ta znajomość nie będzie miała szans wejść na wyższy poziom.
- Widziałeś może gdzieś Lili? – zapytał po chwili Bill.
- A masz do niej jakiś romans? – zapytał z uśmiechem Hiraga.
- Oczywiście, ale nie musisz się martwić nie jestem w jej typie – odparł Bill, na co Hiraga tylko ukrył twarz w rękach.
- Aż tak widać, że mi wpadła w oko?
- Nie, ale jestem dobrym obserwatorem, jeśli chodzi o te sprawy.
- Tylko nie wydaj mnie przed nią. Muszę wybadać, czy mam jakiekolwiek u niej szanse.
- Chcesz znać moje zdanie?
- Jasne.
- Zaproś ją do kina i na kolację w jakieś orientalnej restauracji.
Hiraga popatrzył dziwnie na Billa.
- Ty też wpadłeś jej w oko, ale nie wiesz tego ode mnie, okej?
- Jesteś pewien?
- Na 100%.
- Orientalnej?
- Mówiła mi, że lubi.
- Pomyślę na tym w takim razie.
- To ja pójdę jej poszukać. Mam do niej romans – znowu Hiraga dziwnie popatrzył na Billa, na co ten się tylko zaśmiał. – Odnośnie brata – sprostował. – Chcę, żeby go rehabilitowała.
- Aha, no tak sam ci przecież to zasugerowałem.
- No właśnie, więc idę jej poszukać.
- Pewnie będzie o tej godzinie na recepcji.
- No to idę i do jutra, będę tu w południe. A jakby coś się działo, to dzwoń o każdej porze.
- Wiem, nie martw się. Na razie Tom jest stabilny, wszystko jest dobrze, nie ma powodu do obaw.
Bill pożegnał się i wyszedł. Znalazł Lili w recepcji. Podpisał z nią umowę, porozmawiał chwilkę, nie chcąc jej przeszkadzać. Wiedział, że zbliża się pora wydawania leków, tak że, załatwiając te formalne sprawy, wrócił na salę brata. Chłopaki gadali jeden przez drugiego. Śmiesznie to z boku wyglądało. Trudno było się zorientować, czy opowiadają to Tomowi, czy sobie nawzajem.
- Już jestem.
- No, czekamy i czekamy na ciebie. Jeszcze chwilę, a Tom by nas stąd wywalił od tego pieprzenia – zaśmiał się Geo.
- On lubi twoje pieprzenie.
- A co tam lekarz powiedział?
- Jutro zdejmą mu gips i zacznie się rehabilitacja – powiedział, podchodząc do łóżka bliźniaka.
- A masz już kogoś do rehabilitacji? – zapytał Gustav.
- Tak – powiedział, dotykając twarzy brata.
- No to chyba dobrze, że pozbędzie się tego gipsu. Jeszcze tylko, żeby tego nie było – spojrzał na respirator. - I wyglądałby, jakby po prostu spał.
- Wiem Gustav, też chcę, żeby się już obudził – przesunął opuszkami palców po całym policzku. Na parę chwil uciekł myślami w zakazane rejony. Jak to będzie, jak się obudzi?  Już teraz, kiedy go dotyka, nawet, gdy Tom nie jest tego świadomy, to dziwnie się z tym czuje. Krępuje go to, a jednocześnie cholernie podnieca. Zrozumiał, że odczucia, jakie przeżywa we śnie, są nieco inne od tych, które czuje teraz. Te tu, są znacznie silniejsze, bardziej wyostrzone.
- Bill? Halo! Houston tu ziemia – odezwał się po raz trzeci Geo.
Bill ocknął się z zadumy.
- Słyszę – odparł, chociaż nie miał pojęcia, co wcześniej mówił.
- Idziemy?
- Na kawę… Tak, idziemy – dobrze, że pamiętał gdzie i po co mają iść.
- Coś się tak zamyślił? – zapytał Gustav.
- Myślę nad problemem.
- Przestań nad tym myśleć, samo wpadnie. Wymyślanie czegoś na siłę, nic nie da.
- Może masz rację – powiedział i pocałował brata w czoło. – Do jutra Tom – pożegnał się, chodź doskonale wiedział, że on tego nie słyszy.
Całą paczką wyszli ze szpitala i udali się na miasto do kawiarni. Po drodze Bill się zastanawiał, czemu wcześniej nie zdecydował się na wyjście z kumplami. Tak dobrze się z nimi teraz poczuł i chociaż nie było z nimi Toma, było prawie, jak za dawnych czasów. Tom miał rację, nie może odgradzać się od przyjaciół, potrzebuje ich. Nawet, jeśli teraz go nie rozumieją, to są, a to w zupełności wystarczy.

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*