Informacja

KIEDY NOWY ODCINEK?

W niewoli uczuć (23) - Soon :D




INFORMACJA


PDF do ściągnięcia
Klik





Obserwatorzy

niedziela, 12 stycznia 2014

Odcinek 13



            - Zaraz wracam – powiedział i paradując zupełnie nago poszedł do kuchni.
Jednak, kiedy wrócił, zatrzymał się w drzwiach i uśmiechnął się, widząc śpiącego Billa. Wyglądał tak uroczo, wtulony w poduszkę z rękami przy twarzy, taki bezbronny. Nie miał serca go budzić i zawracać mu głowę wodą. Postawił szklankę na stoliku i delikatnie położył się koło niego. Bill ocknął się, wyczuwając obecność bliźniaka, spojrzał nieprzytomnie na niego i zostawiając w spokoju poduszkę wtulił się w ramiona Toma.
- Pieszczoch – wyszeptał Tom i pocałował go w głowę.
Bill mruknął.
- Śpij – powiedział delikatnie, głaszcząc go po policzku. – Poleżę tu z tobą.
Zanim się jednak zdążyli sobą nacieszyć, usłyszeli w tle komórkę Billa.
- Eh, szybko zleciało – powiedział Tom.
- Zostałbym jeszcze, ale muszę jechać do szpitala. Chcę wiedzieć, czy z twoją nogą wszystko w porządku.
- Dziwnie się z tym czuję. W sumie jedziesz do mnie, a ja wcale nie mam poczucia związania ze swoim ciałem.
- Nie mów tak.
- Naprawdę. Może mój mózg faktycznie jest zbyt uszkodzony, żebym się obudził.
Bill poderwał się do siadu i spojrzał na brata.
- Twój mózg przeżył tak ogromny wstrząs, że się zblokował, rozumiesz? Pracuje, tylko, jakby nie w pełni.
- Rozumiem, nie denerwuj się.
- Hiraga coś wymyśli. Zresztą powiedział mi, że jest lepiej niż myślał, a dopiero zaczął gromadzić dane.
Tom przejechał dłonią po policzku bliźniaka, chcąc go jakoś pocieszyć. Miał być dla niego wsparciem, a sam zaczynał mieć wątpliwości. Zresztą miał je od samego początku, ale nie chciał go martwić.
- Na mnie już pora – powiedział Bill, upijając łyk wody, którą przyniósł mu wcześniej Tom.
- Uważaj na drodze, bardzo cię proszę, chyba bym oszalał gdyby coś ci się stało. Czekam tu codziennie na ciebie, jeśli długo cię nie ma zaczynam się denerwować, a gdybyś się w ogóle nie pojawił, chyba bym zwariował, nie wiedząc, co się dzieje.
- Będę ostrożny, obiecuję – pocałował go jeszcze, obdarowując na koniec serdecznym uśmiechem. – Chyba wywalę ten telefon – powiedział, rozśmieszając tym Toma. – Naprawdę, nie śmiej się. Zaczyna mnie denerwować. -  Fakt, dźwięk budzika był naprawdę irytujący.
- Będę wieczorem – powiedział i jeszcze raz pocałował go, chwilę później, wybudzając się.  
- Zamknij się wreszcie! – powiedział do komórki i pacną ją, uciszając.
Podniósł się, krzywiąc się z bólu. Jego ramiona były jak z ołowiu. O, ile we śnie po masażu Toma czuł się doskonale, o tyle tu był dosłownie chory.
Wstał i podszedł do okna, odsłaniając żaluzje. Przymrużył oczy, kiedy wszechogarniająca biel śniegu opanowała jego źrenice. Na szczęście nie padało, bo tego obawiał się najbardziej.
Poszedł do łazienki, doprowadzając się do ładu. Potem zszedł do kuchni i zrobił sobie śniadanie. Dokładnie godzinę później wyjechał do szpitala.
Na szczęście droga była czarna i sucha, więc dojechanie do szpitala nie zajęło mu więcej niż zwykle.
Pierwsze swoje kroki, zaraz po wejściu do budynku szpitala, skierował oczywiście do Toma.
W pokoju zastał Hirage i Lili. Tom leżał już bez gipsu, a Lili najwyraźniej właśnie skończyła pierwszą rehabilitację.
- Dzień dobry – przywitał się.
- O, witaj Bill – uśmiechnął się przyjaźnie Hiraga.
- Chyba się spóźniłem – stwierdził.
- Nie szkodzi. Noga Toma bardzo ładnie się zrosła, nie ma żadnych komplikacji, pomijając oczywiście przykurcz. Będzie z tym trochę problemu. Powinien ćwiczyć nogę. Najlepiej rozchodzić. No, ale postaramy się to jakoś inaczej rozwiązać.
- Czyli wszystko w porządku? – zapytał, chcąc się upewnić.
- Tak.
- To dobrze. Bałem się, że może coś się źle zrosło albo w ogóle się nie zrosła.
- Nie, nie. Wszystko jest dobrze Bill, nie masz podstaw do obaw. Nawet, jeśli będzie kulał, to nie na stałe. Rozchodzi nogę i będzie sprawna, jak przed wypadkiem – jeszcze raz powtórzył Hiraga.
W pewnym momencie usłyszeli pukanie do drzwi.
Bill aż zdrętwiał, kiedy do pokoju weszła mama z Gordonem.
- Dzień dobry - przywitali się.
Bill się jednak nie odezwał. Poczuł się jakoś dziwnie. Nie widział się z matką od czasu ostatniej kłótni, czyli ponad dwa tygodnie. Nie spodziewał się, że przyjdzie.
- Witaj Bill.
- Witajcie – mimo wszystko przywitał się.
- Chcieliśmy się tylko dowiedzieć, co z Tomem – powiedział Gordon, widząc minę Billa.
- Kim państwo są?
- Jesteśmy rodzicami –  odpowiedziała Simona.
Jin spojrzał na Billa.
- To nasza mama i ojczym – wyjaśnił.
- Acha – Hiraga nie krył swojego zaskoczenia. Od ponad tygodnia tu był i ani razu wcześniej ich tu nie widział.
- Pan się teraz zajmuje moim synem? – zapytała.
- Tak. Bill państwu nie mówił? – tym razem to Jin zapytał kompletnie, nie rozumiejąc relacji między nimi.
- Nie mieliśmy ostatnio okazji porozmawiać – wyjaśniła Simona.
- Rozumiem. Noga Toma, zrosła się bez komplikacji. Będzie chodził, tak jak przed wypadkiem – poinformował ich.
- Chodził? – zapytała. – Jego mózg jest martwy doktorze. Jak ma chodzić?
- Przestań mamo! – upomniał ją, podnosząc głos.
- Bill, synku, wiem, że to dla ciebie trudne, ale musisz się w końcu pogodzić z tym, że twój brat się nigdy nie obudzi. Po co go męczysz? Po co te urządzenia? Co i komu chcesz udowodnić?
- Po co tu w ogóle przyszłaś? – Bill już nie wytrzymał.
- Przyszłam zobaczyć, co robisz? Ale widzę, że nie próżnujesz. Rozmawiałam z doktorem Elerlem. Powiedział, że już nie jest lekarzem Toma, że znalazłeś mu innego specjalistę i ja to rozumiem. Rozumiem, że chwytasz się każdej deski ratunku dla Toma, ale musisz się pogodzić z tym, że on nigdy do nas nie wróci. Niezależnie, co zrobisz. Zostawiliśmy cię w spokoju, tak jak mnie o to prosiłeś, ale to chyba był błąd, bo ty się pogubiłeś synku.
Bill spojrzał na Hiragę, potem na Lili. Nie chciał przy nich prać rodzinnych brudów, ale nie dali mu wyboru, ona mu nie dała.
- Pozbawiłem cię jakichkolwiek praw decydowania o życiu Toma, nic cię już nie obciąża, więc, co cię obchodzi, co się z nim dzieje i co ja z nim robię? Teraz on należy tylko do mnie i tylko ja mogę zdecydować, co się z nim stanie.
- Ty mnie obchodzisz. A Tom najwyraźniej ciągnie cię za sobą do grobu. Nie pozwolę na to! Rozumiesz? Tylko ty mi zostałeś i nie myśl, że łatwo mi jest pogodzić się z jego śmiercią. Boli mnie serce i cały świat mi się zawalił, ale kiedy widzę, jak ty się miotasz nie mogąc zaakceptować oczywistych faktów, nie mogę biernie się temu przyglądać. Za bardzo cię kocham, Billy.
- Tom nie umarł! – powtórzył ze złością.
- Ty oszalałeś, Bill. Jakich dowodów jeszcze potrzebujesz? Zorganizowałeś konsylium, kilku niezależnych lekarzy przeprowadziło badania, poznałeś wyniki i dalej nie wierzysz?
- Może kiedyś ci powiem, dlaczego nie wierzę w jego rzekomą śmierć.
- Nie chcę cię stracić, Billy. Jestem twoją matką i cierpię, patrząc jak się łudzisz.
- Mogę się wtrącić? – przerwał Hiraga, na co Bill uniósł tylko rękę, żeby nic nie mówił.
- Po co tu przyszłaś? Robić sceny, jak ostatnim razem? Tym razem nie wyprowadzisz mnie z równowagi. Zresztą, w ogóle cię nie rozumiem. Przychodzisz się dowiedzieć, jak się czuje Tom, a stoisz nad nim z nożem, żeby go zabić i pokroić na kawałki. Co z ciebie za matka?
- Jesteś nie sprawiedliwy, Bill! Nigdy nie chciałam, żeby Tom odszedł, ale wyniki same mówią za siebie. Tom nigdy do nas nie wróci! Czas byś się z tym pogodził i nawet jakbyś ściągnął wszystkich specjalistów świata, nie zmienisz tego.
Podeszła do niego bliżej. Bill zaciskał z nerwów zęby i oddychał głęboko. Krew mu się w żyłach gotowała, ale dusił to w sobie, żeby nie wybuchnąć.
- Posłuchaj, Billy. Przyjechaliśmy tu dzisiaj, żeby jeszcze raz z tobą porozmawiać i podjąć decyzję, co do twojego brata. W samochodzie mamy dokumenty odnośnie transplantacji narządów, musisz je tylko podpisać.
Bill spojrzał na Hireage.
- Chyba mnie zaraz szlag trafi – powiedział do niego.
- Spokojnie, Bill – wtrącił się Jin. – Chciałbym z państwem porozmawiać, bo chyba nie wszystko państwo wiedzą.
- Rozmawialiśmy z doktorem Elerlem, jesteśmy poinformowani, co się tu dzieje.
- Bill - wtrącił się Gordon. – Jeśli dzisiaj nie podejmiemy jakiś decyzji, odnośnie Toma, jedziemy z twoją matką do prawnika i postaramy się, żeby uchylono to niedorzeczne prawo, tylko tobie decydowania o życiu Toma.
- Chyba sobie żartujecie – nie mógł uwierzyć w to, co słyszał.
- Nie. Nie może tak być, że poświęcasz się dla Toma, który nigdy do nas nie wróci. Wiemy, że może być w śpiączce jeszcze bardzo długo. Wiemy, że dbasz o jego kondycje, więc może to potrwać nawet kilka albo i kilkanaście lat, ale ile by nie trwało, nigdy się nie obudzi. Jego mózg jest zbyt uszkodzony. Musisz to w końcu zrozumieć. Masz już obsesję na tym punkcie, nie działasz racjonalnie. Ty już nie jesteś poczytalny, by mieć prawo decydowania o życiu swojego brata.
Bill czuł, jak grunt mu się usuwa spod nóg, jedna myśl mu tylko krążyła w tym momencie po głowię; zabiorą mu Toma, zabiorą i go zabiją, pokroją żywcem na kawałki, a on nie będzie mógł nic zrobić. Serce podeszło mu do gardła. Nie miał pojęcia, co robić. Nie rozumiał, czemu matka tak się zawzięła. Zawsze tak jej ufał, ze wszystkiego się jej zwierzał, była dla niego, jak przyjaciółka, powiernica, miał z nią doskonały kontakt, a teraz zamiast go wspierać, była przeciw niemu. Do tego, jakby nie patrzeć, tak lekko chciała pozbyć się Toma. To nie było dla niego normalne.
- Naprawdę chcesz wojny? – zapytał w końcu.
- Chcę, żebyś zaczął normalnie żyć, a nie między szpitalem i domem, w dodatku sam.
                - Ja żyję normalnie i nie jestem sam, mam przyjaciół, z którymi się spotykam. I powiem ci, że jeśli zabierzesz mi Toma, to na cmentarzu będą dwa, a nie jeden grób – mówiąc to ruszył w kierunku drzwi. Czuł, że za chwilę rozpadnie się na kawałki, a na pewno zrobi to jego serce.  Opanował się jeszcze przed matką, nie chcąc jej pokazać, jak bardzo czuje się bezradny, ale teraz ścisnęło go coś w gardle i wiedział, że już nie powie ani słowa więcej, więc musiał stamtąd jak najszybciej uciec.
- Bill? – zawołał go Hiraga, ale on się nawet nie odwrócił. Szarpnął tylko za uchwyt drzwi i po chwili kierował się już stronę windy.
- Bill, zaczekaj! – krzyknął Gordon i wybiegł za nim, chcąc go zatrzymać. Jednak, kiedy zobaczył, że ojczym się zbliża, rzucił się biegiem w stronę schodów, zbiegając po nich na dół prosto do auta.
Wsiadł do środka, zatrzaskując drzwi. Cały drżał, był zdenerwowany i przerażony, ręce tak mu się trzęsły, że nie potrafił trafić kluczem do stacyjki. Zrezygnował w końcu, rzucając je na siedzenie obok i oparł się, robiąc głębokie wdechy. Starał się jakoś uspokoić, ale marnie mu to szło. Wiedział, że matka nie odpuści, znał ją, co więcej, był taki sam, jak ona, dlatego wiedział, że dopnie swego, a on jest bez silny, jak małe dziecko, któremu można od tak zabrać zabawkę i zostawić z niczym. Wyciągnął telefon i odszukał numer do prawnika, który zajmował się wszystkimi jego i Toma sprawami.
- Mecenas Werner, słucham.
- Tu Bill Kaulitz – przedstawił się.
- A Witaj Bill. Co się stało? – zapytał, słysząc po głosie, że jest zdenerwowany.
- Mam pytanie.
- Słucham.
- Czy moja matka, może mi odebrać prawa decyzji o życiu brata?
Mecenas na chwilę zamilkł. Doskonale znał sprawę, bo sam sporządzał dla Billa te dokumenty. – Jeśli udowodni ci, że jesteś niepoczytalny, to tak, owszem.  Mam zacząć się martwić? – zapytał.
- Chyba będziesz musiał. Właśnie miałem kolejne starcie z matką.  Nie wiem, jak ją odgrodzić całkowicie od Toma.
- To nie Tom jest tu problemem, tylko ty.
- Nie rozumiem.
- Ona walczy o ciebie, nie o Toma.
Bill prychnął.
-  Czemu się nagle taka troskliwa zrobiła? Czy ja ją proszę o pomoc?  Chcę, żeby dała mi spokój, mnie i Tomowi.
- Uspokój się, Bill. Nawet, jeśli wytoczy sprawę, to takie postępowanie trwa, tego się nie załatwia z dnia na dzień.
Bill słuchał, ale wcale go to nie uspokajało.
- Pomyśle, co z tym zrobić i dam ci znać. Tymczasem staraj się nie wchodzić jej w drogę, dobrze?
- Jasne. Dziękuje.
- Nie ma za co.
Rozłączył się.

W tym samym czasie w pokoju, w którym leżał Tom, Hiraga został z rodzicami Billa sam. Gordon wróci po chwili do pokoju.
- Uciekł. Pobiegłem za nim aż do parkingu, ale nigdzie go nie znalazłem.
- Proszę państwa, chyba musimy porozmawiać.
Simona spojrzała na Jina.
- Krzywdzicie Billa. A państwa syn Tom nie jest martwy. Ja wiem, że to dziwnie brzmi, ale chciałbym coś państwu pokazać, jeśli pozwolicie. Jeśli dadzą mi państwo parę minut swojego cennego czasu, wszystko wytłumaczę.
- To Bill pana tu ściągnął? Pan chyba nie jest Europejczykiem.
- Nie. Pochodzę z Japonii. I tak Bill mnie tu ściągnął. To długa historia, a ja nie zgodziłem się tylko dla świętego spokoju. Długo analizowałem przypadek Toma. Widziałem wszystkie wyniki i chodź faktycznie mogłyby wskazywać, że pień mózgu obumarł, to tak nie jest.
- Jak to?- spytała zaskoczona Simona.
- Może przejdziemy do mojego gabinetu.
- Dobrze – zgodziła się.
- No to zapraszam – wskazał gestem ręki gdzie mają się kierować.

Bill nadal siedział w samochodzie, nie potrafił się uspokoić, ciągle myślał, co zrobić. Przez myśl przelatywały mu różne rozwiązania, ale żadne nie było na tyle rozsądne, żeby je choćby rozważyć. Wszystko mu się waliło, jak domek z kart. Najpierw ubezpieczenie, teraz matka się wtrąca i co najgorsze już ponad miesiąc Tom jest w śpiączce i nie ma absolutnie żadnej poprawy, no oprócz tego, że chociaż jego noga się zrosła, ale poza tym wszystko było nie tak, jak powinno być. Nawet pogoda była przeciwko niemu. Zerwał się wiatr i znowu zaczął padać śnieg.

A Hiraga zaczął tłumaczyć rodzicom, co tak naprawdę dzieje się z mózgiem Toma.
- Mózg państwa syna jest, jakby w uśpieniu.  Uderzenie, jakie miał podczas wypadku było tak silne, że mózg, żeby nie ulec uszkodzeniu zawiesił się. Tak to mogę najprościej państwu wytłumaczyć. Od dwóch dni zaczęliśmy kompletować całodobowy przebieg pracy mózgu Toma. Wyniki są naprawdę ciekawe. Proszę spojrzeć – pokazał im te z nocnego zapisu. – Czy to wygląda państwu na śmierć?
W oczach Simone pojawiły się łzy. Zasłoniła usta ręką, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi. Ciągle miała przed oczami wyniki z poprzednich badań.
- Mój Boże – wyszeptała, a po jej policzkach popłynęły łzy.
- Dlatego podjąłem się tego zadania. Nie chcę nikomu robić złudnych nadziei. Billowi powiedziałem dokładnie to samo. On doskonale zdaje sobie sprawę, że możemy walkę przegrać, ale nie podda się dopóki nie spróbuje, a ja chcę mu w tym pomóc.
- W takim razie, jakie szanse ma Tom na wyjście ze śpiączki, na normalne życie?
- Nie będę państwa okłamywał i podawał procentowe szanse. Ale mogę powiedzieć to, co wiem na pewno, że mózg państwa syna nie jest martwy i on gdzieś tam w środku jest uwięziony. Jeśli nie spróbujemy, nie dowiemy się.
A Bill, to wspaniały człowiek, nie postradał zmysłów. Bardzo trzeźwo i realnie ocenia to, co się dzieje i jakie są szanse.
- Boże, Gordon - rozpłakała się, nie mogąc już nic więcej nawet powiedzieć.
- Moja żona chciała powiedzieć, że tak bardzo boi się o Billa, że coś mu się stanie, że uznaliśmy, że odciążenie go od odpowiedzialności za brata będzie najlepszym wyjściem.
Hiraga pokręcił głową.
- Jeśli to zrobicie, on odbierze sobie życie. Mają państwo tego świadomość?
- A jeśli, Tom sam umrze, co wtedy?
- To zupełnie inna sytuacja. Jeśli mogę coś zasugerować. Zostawcie na jakiś czas Billa w spokoju. Ja obiecuję państwu informować, jeśli coś by się działo złego, ale proszę dać mu wolną rękę, nie wtrącać się. Jeśli nie chcecie, żeby się od was odwrócił.
- Nie wiem czy już tego nie zrobił – stwierdził Gordon.
- Nie sądzę. Po prostu uciekł. Nadal jesteście dla nie go ważni i nie potrafi tego zrozumieć, czemu nie stoicie po jego stronie. Trochę już poznałem Billa i myślę, że uciekł, nie chcąc powiedzieć za wiele. Wciąż ma do was szacunek, dlatego wybrał ucieczkę, a nie starcie z wami, które z pewnością by wygrał.
- Ależ my stoimy po jego stronie – powiedziała Simona.
- Chcąc mu odebrać Toma?
- Ale…
- On nie takiego wsparcia od was oczekuje.  Proszę mi zaufać. Jestem też psychologiem, będę miał Billa na oku. A jako psycholog zapewniam państwa, że on zachowuje się zupełnie normalnie.
- Mamy tak po prostu zniknąć z jego życia?
- Na jakiś czas. Ja z nim o tym porozmawiam, ale do tego najlepszym lekarstwem jest czas.
Simona jak i Gordon zupełnie inaczej spojrzeli na bliźniaków. Postanowili posłuchać rady doktora i usunąć się w cień, nie stając Billowi na drodze. Chociaż ta decyzja była naprawdę ciężka, zwłaszcza dla Simony.
Gordon rozmawiał jeszcze przez chwilę z Hiragą na korytarzu, kiedy wyszli już z gabinetu. Zostawił mu numer, prosząc o informowanie o obu chłopcach. A Simona poszła pożegnać się z Tomem.
Weszła do pokoju i usiadła na krześle obok jego łóżka, chwytając go za rękę.
- Tom, skarbie… przepraszam cię, że rozważaliśmy takie rozwiązanie. Kocham was obu. Przez ten wypadek nie potrafię normalnie żyć, nie wiem, jak wam pomoc, ani tobie, ani Billowi. Wiem, że jesteście już dorośli, macie swoje życie, ale jesteście moimi dziećmi i boli mnie serce, kiedy dzieje się wam krzywda. Proszę cię synku postaraj się i wróć do nas, dla Billa, bo on tak dzielnie walczy o ciebie. Ciągle mam wyrzuty sumienia, że was zatrzymywałam. Gdyby nie mój upór, nic by się nie stało - wstała i pocałowała go w czoło, gładząc delikatnie po włosach. Rozpłakała się. Jej jeden syn leżał tu z rurką w gardle podłączony do maszyny, która na siłę pompowała mu powietrze do płuc, unosząc równo raz za razem jego klatkę piersiową, a drugi walczył ze wszystkim i wszystkim, kompletnie sam. Nie mogła sobie z tym poradzić, przerażało ją to.
Wyciągnęła telefon i wybrała numer do Billa.

Bill poczuł wibracje telefonu w kieszeni, zawsze, kiedy wchodził do szpitala wyciszał dźwięk. Wyciągnął go z kieszeni i spojrzał na wyświetlacz krzywiąc się. Nie zamierzał z nią rozmawiać, nie było, o czym. Odrzucił połączeni i wyłączył całkowicie telefon, rzucając go na siedzenie tuż obok kluczyków.

                Westchnęła widząc, że nie chce z nią rozmawiać.
- Bill się na mnie gniewa – powiedziała do Toma, jak wiele razy, kiedy jeździli do niej i czegoś nie mogła od Billa wyciągnąć albo do czegoś przekonać, zawsze skarżyła się Tomowi na jego brata, tym samym, sprawiając, że Tom stawał po stronie matki i sam wymuszał na Billu, by jej uległ. – No nic kochanie, pójdę już. Nie wiem, kiedy się zobaczymy. Chyba posłucham rady doktora i jakiś czas nie będę przychodzić, żeby nie denerwować twojego brata. Może mi kiedyś wybaczy i ty też.

Tymczasem Bill zupełnie nieświadomy tego, co dzieje się w budynku, pod którym cały czas siedział w aucie, podejmował coraz gorsze decyzje. Czuł się pokonany i coraz bardziej wzbierała w nim rozpacz, czarna rozpacz.
Na dworze zaczęło robić się ciemno, kiedy stwierdził, że jest już na tyle opanowany, że jest w stanie poprowadzić samochód. Chwycił kluczyki i wsadził do stacyjki, odpalając silnik. Momentalnie włączył się nawiew ciepłego powietrza i zapięły się pasy bezpieczeństwa, a z radia popłynęła muzyka.  Ruszył dość gwałtownie, chcąc jak najszybciej odjechać z tego miejsca.

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*