Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
2 miesiące temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
niedziela, 12 stycznia 2014
14:04
Odcinek 15
Tom spojrzał na zegarek.
- Nie nastawiałeś dzisiaj budzika?
– spytał bliźniaka, wiedząc, że zawsze ustawia na tę samą godzinę, a było już
sporo po.
- Fuck! – przeklął Bill. - Zostawiłem telefon w aucie, do tego wyłączony.
- Bill!
- Nie złość się. Chciałem, jak
najszybciej się z tobą zobaczyć. Auta też nie schowałem do garażu. Będzie skrobanie
szyb, jak nic.
- Martwię się o ciebie.
- Nic mi nie jest Tom. Dopóki
mam ciebie, mam po co żyć i dla kogo walczyć.
- I właśnie o to się martwię.
Zdajesz sobie sprawę, że nasza więź jest dla nas siłą tak samo jak słabością?
- Tak. Wiem to doskonale.
- Musisz mi obiecać. Że jeśli
coś mi się stanie…
- Tom!
- Daj mi skończyć! Jeśli coś
mi się stanie, bo chyba masz świadomość, że mogę nie wyjść z tej śpiączki…,
jeśli umrę, ty będziesz żył dalej, będziesz pisał nowe piosenki, znajdziesz
sobie kogoś i ułożysz życie… - zaniemówił jednak w połowie zdania, widząc
ironiczny wyraz twarzy bliźniaka.
- Bez ciebie mnie nie ma, nie
rozumiesz tego? – odparł mu krótko.
- Bill!
- Wszystko ci obiecam, oprócz
tej jednej rzeczy. Możesz się nawet na mnie gniewać, mam to gdzieś, ale nigdy
ci takiej obietnicy nie złoże.
- Billy…
- Nigdy!
Milczeli, świdrując się na wzajem spojrzeniami.
- Czemu tak patrzysz? – Bill w
końcu nie wytrzymał. – A gdybym poprosił cię dokładnie o to samo, żebyś to ty
mi taką obietnice złożył, zrobiłbyś to?
Tom nie odpowiedział, ale pokiwał przecząco głową.
- To nigdy więcej mi o tym
nawet nie wspominaj.
- Billy… - przyciągnął go do
siebie, mocno tuląc.- Kocham cię, nawet nie wiesz jak bardzo.
- Jeśli tak bardzo, jak ja
ciebie, to wiem.
Nagle w tle usłyszeli głośny warkot samochodu. Oboje
doskonale wiedzieli, co to jest. W zeszłym roku nie raz zbudziła ich ta ciężarówka.
- Chyba odśnieżają ulice –
stwierdził Tom.
- Szkoda, że nie zahaczą o
nasz podjazd, miałbym niej roboty – powiedział z wyrzutem Bill.
- Może nie będzie tak źle.
- Czuję, że będzie. Zobacz,
która godzina, a oni dopiero są pod naszym domem. Wiesz, ile śniegu musiało napadać,
skoro są dopiero tutaj?
- Jeśli uda ci się faktycznie
zabrać mnie do domu, to przynajmniej nie będę się martwił, że coś ci się stanie
po drodze.
Bill zamyślił się, przypominając sobie wczorajszą swoją jazdę.
Nawet nie zamierzał o tym mówić Tomowi.
- O tak. A zapowiada się, że zima
nie odpuści jeszcze tak prędko. Eh – westchnął jeszcze raz wtulając się w
ramiona bliźniaka. – Chyba będę musiał się już obudzić. Pojadę do szpitala i zobaczę,
jakie spustoszenia poczyniła nasza matka.
- Tylko nie szalej, proszę cię
Bill. Nie daj się wyprowadzić z równowagi.
- Postaram się, ale ona ma
naprawdę do tego talent.
- Zupełnie, jak ty –
powiedział Tom.
- Dzięki – oburzył się Bill, zerkając
bratu w twarz.
- Nie gniewaj się, ale charakterek
masz po mamie.
- Wiem i przeraża mnie to.
- Będzie dobrze, czuję to
Bill, zobaczysz – pocieszył go.
- Nie chce mi się wstawać. Najchętniej
zostałbym tu z tobą na zawsze.
- Wiem, też nie chcę żebyś
odchodził, ale tak trzeba. Przecież niedługo się zobaczymy.
- Tak. Myknę szybko w te i z powrotem,
załatwię, co mam załatwić i wracam do ciebie – mówiąc to pocałował Toma w usta.
- No to sio stąd.
Bill się tylko uśmiechnął i jeszcze raz, obejmując brata
za szyje pocałował go.
- Do wieczora Tommy.
- Do wieczora.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też, Billy.
Otworzył oczy teraz już wyraźnie, słysząc hałas z na
dworu. Wstał z łóżka i podszedł do okna, zerkając na pług, który usilnie starał
się doprowadzić drogę do użytku. Zerknął w stronę swojego samochodu, załamując
się widokiem sporej warstwy śniegu.
Założył na siebie szlafrok i zszedł na dół. Ubierając na
to jeszcze kurtkę i zimowe buty chwycił kluczyki do auta i wyszedł przed dom. Musiał
się dostać do swojego telefonu, ale aż ściskało go w żołądku na myśl, co
zastanie, kiedy go włączy.
Kiedy odblokował zamek i chwycił za klamkę, otwierając drzwiczki,
śnieg do tej pory przyklejony do drzwi, zsunął się prosto na jego buty i gołe
nogi.
- Kurwa! – syknął, strzepując
w pośpiechu lodowaty puch.
Sięgnął po aparat leżący na siedzeniu i zatrzaskując drzwiczki
biegiem wrócił do domu.
Cały dygotał z zimna.
- Ale zimno – roztarł ręce. Włączył
telefon. Po paru sekundach przyszedł raport o ilości nieodebranych połączeń i
pozostawionych wiadomościach na poczcie głosowej, a chwilę później reszta,
czyli cała masa sms’ów.
- O Jezu – jęknął widząc to
wszystko. Nastawił sobie wody na kawę i zaczął robić śniadanie, odsłuchując w między
czasie wszystkie wiadomości. Już raz wszystkie je skasował, co o mało nie
skończyło się fatalnie dla Toma. Tym razem dzielnie znosił odsłuchiwanie nagrań.
Po przesłuchaniu wszystkiego, łącznie z tą od Hiragi, zadzwonił do niego.
- Jin Hiraga, słucham.
- To ja Bill…
- Nareszcie! Co się z tobą dzieję?
Od wczoraj próbuję się z tobą skontaktować. Już miałem do ciebie jechać.
- Coś z Tomem?
- Nie. Z Tomem wszystko
dobrze. Martwię się o ciebie.
- Telefon mi padł. Przepraszam,
że wcześniej nie dzwoniłem, ale moja bateria chyba nie najlepiej znosi niskie
temperatury i musiała się po prostu dobrze ogrzać i wczoraj zasnąłem i zapomniałem
włączyć telefon.
- I ściemniasz, że słuchać już
tego nie mogę – wypalił Jin, przerywając mękę Billa.
- Przepraszam – odparł Bill.
- Nieważne. Dasz radę dojechać
dzisiaj do szpitala?
- Myślę, że tak, tylko nie
wiem, ile czasu zajmij mi odkopanie samochodu.
- Musimy poważnie porozmawiać,
a to raczej nie jest rozmowa na telefon.
- Tak, ja też mam ci coś do
powiedzenia.
- Dobrze Bill, więc będę na
ciebie czekał.
Zjadł pospiesznie śniadanie i ubierając się ciepło
wyszedł przed dom. Kiedy ogarną wzrokiem, ile spadło śniegu, to zaszronione
szyby w aucie były niczym w porównaniu do problemu, jakim wydawało się
wyjechanie z posesji. Bez odśnieżania nie było mowy, żeby ruszył z miejsca.
Zaklął paskudnie pod nosem, kopiąc ze złości jedną z zasp. W końcu jednak zaczął
od samochodu, zmiatając cały śnieg z karoserii. Niestety szyby były tak
zaszronione, że nie było szans zeskrobać tej warstwy lodu. Zrezygnowany, wsiadł
do środka i zapalił silnik, włączając w aucie ogrzewanie na full. W tych
okolicznościach, to było jedyne rozwiązanie, a zanim upora się z odwaleniem tej
tony śniegu z podjazdu, po lodzie nie powinno być już nawet śladu. Wysiadł,
zatrzaskując za sobą drzwi i chwytając za łopatę zaczął odgarniać.
Kiedy Gustav zajechał pod posesję bliźniaków, zobaczył
Billa starającego się odśnieżyć podjazd. Jego auto miało włączony silnik, domyślił
się, dlaczego. A zaś sam właściciel był tak skupiony na odwalaniu kolejnej
warstwy śniegu, że nawet go nie zauważył.
- Cześć – przywitał się.
Bill podniósł głowę.
- Cześć Gustav. Dobrze, że jesteś.
Bież łopatę i pomóż mi.
- Chyba żartujesz. Ja już swoje
dzisiaj przerzuciłem.
- Proszę cię.
- Eh – Gustav tylko westchnął
i ruszył w stronę garażu Kaulitzów po drugą łopatę. – Wszystko w porządku? – zapytał,
podchodząc do niego.
Bill przerwał na chwilę i spojrzał na kumpla.
- Tak. Dlaczego pytasz?
- Od wczoraj nie można się z
tobą skontaktować.
- Wyłączyłem telefon –
wyjaśnił, ale nie zamierzał wdawać się w szczegóły.
- Byłem w szpitalu. Wiem, co
się wczoraj stało.
Bill nerwowo rozejrzał się po okolicy, jakby szukał w
myślach dobrego wytłumaczenia.
- No – bąknął. – Fajnie, nie?
- Rozmawiałem z Hiragą. To on prosił
bym do ciebie zajrzał i przekazał ci, że chce z tobą pilnie porozmawiać.
- Wiem Gustav, już z nim
rozmawiałem przez telefon.
- Wiem, że nie powinienem się
może wtrącać, ale i tak zapytam, najwyżej mnie zjebiesz.
Bill na te słowa tylko uniósł ze zdziwienia brwi.
- Co teraz chcesz zrobić?
Uśmiechnął się do przyjaciela.
- Samo wpadło, tak jak mówiłeś
– powiedział lakonicznie.
- Nie rozumiem – odparł
Gustav.
- Zabieram Toma do domu.
- Jak to?
- No tak. Jego życiu nie
zagraża niebezpieczeństwo, żeby musiał przebywać w szpitalu.
- Co na to Hiraga?
- Jeszcze nic nie wie.
- Chyba nie będzie zachwycony
tym pomysłem.
- Mało mnie to obchodzi.
Hiraga ma leczyć Toma, a nie się zachwycać moimi pomysłami.
Gustav już o nic więcej nie pytał, widział, że Bill jest
zdeterminowany i wcale mu się nie dziwił. Całą drogę do Kaulitzów zastanawiał
się jak on, by postąpił na miejscu Billa.
- Dobra, może wystarczy –
stwierdził Bill, podpierając się na łopacie.
- Jak już zostawiałeś auto na
dworze, trza było zostawić je bliżej bramy, byłoby mniej roboty – stwierdził porządnie
zmachany Gustav.
Bill tylko spojrzał na niego.
- Następnym razem pomyślę o
tym – odparł sarkastycznie, zabierając Gustavowi łopatę z ręki, żeby po chwili
schować narzędzia do garażu.
Weszli do domu.
- Chcesz coś do picia? – zapytał
Bill.
- Chętnie. Trochę się zmęczyłem
tym odśnieżaniem.
- To idź do kuchni i weź coś
sobie. Ja skoczę na górę po dokumenty.
Gustav rozgościł się, ale nie rozsiadał się, tylko zabierając
z lodówki butelkę Coli wrócił do hallu, czekając na Billa.
- Dzięki za pomoc z tym śniegiem.
Z moją kondycją pewnie męczyłbym się jeszcze ze dwie godziny albo i lepiej –
zszedł po schodach na dół.
- Nie ma sprawy.
- To jadę do szpitala –
oznajmił, kierując się do wyjścia.
- Jadę z tobą – powiedział
Gustav.
Bill przystanął na chwilę, przyglądając się kumplowi. Zastanawiał
się, czy to dobry pomysł. Nie chciał go niepotrzebnie w coś zamieszać, ale z
drugiej strony potrzebował czyjegoś towarzystwa.
- Jak chcesz – powiedział w
końcu.
Gustav czym prędzej ruszył w stronę samochodu, pakując
się po chwili do środka.
- Rany, ale gorąco – wydusił, ściągając
kurtkę.
- Sorki, ale to był jedyny sposób,
żeby odmrozić szyby – zaśmiał się Bill, samemu pozbywając się kurtki. - Zaraz
włączę klimatyzacje, to się przewietrzy.
Kiedy tylko wcisnął sprzęgło i wrzucił bieg pasy
automatycznie zapięły się.
- Fajne rozwiązanie –
skomentował Gustav
- Rozsądne, zwłaszcza dla kogoś
takiego jak ja. Gdyby Tom nie kazał zapiąć mi wtedy pasów, już bym nie żył – spojrzał
na Gustava.
- Nie wiedziałem.
- A wiesz, co jest
najśmieszniejsze?
Gustaw czekał, co powie cały czas, przyglądając się
Billowi.
- Że pomimo iż to mnie była
pisana śmierć, to on tam leży w śpiączce.
- Nie mów tak.
- Kiedy, to prawda.
- Zakładając, że nawet jest,
tak jak twierdzisz, to gdybyś zginął na miejscu Tom też by już nie żył, bo kto
by go ratował?
- Z pewnością nie moja matka –
wypalił nie mogąc już dłużej kryć złości do niej.
- Nie będę ukrywał, że nie
rozumiem waszej mamy. Nie wiem Bill, co ci powiedzieć.
- Nic Gustav. I tak nie dostanie
Toma, choćbym miał go wywieść zagranice i się jej wyrzec. Jeszcze po wszystkim
miała czelność do mnie dzwonić. Możesz w to uwierzyć? Dlatego wyłączyłem
telefon. Wybacz, jeśli was wystraszyłem, byłem wczoraj tak na nią wkurwiony, że
zupełnie zapomniałem o tym telefonie. Nawet mi przez myśl nie przeszło, że możecie
się o mnie martwić. Zresztą chciałem zostać sam, pomyśleć trochę i wpaść w
końcu na to genialne rozwiązanie wszystkich problemów, łącznie z tymi finansowymi.
Zerknął na Gustava.
- A co z Hiragą? – zapytał po
chwili.
- Jeszcze nie wiem. Zostawiłem
go tam z matką i Gordonem, nie wiem, co mu nagadali.
- Jak z nim rozmawiałem prosił,
żebym cię za wszelką cenę ściągnął do szpitala i żebyś nie podejmował pochopnych
decyzji, przynajmniej dopóki z nim nie porozmawiasz.
- Pochopnych – powtórzył Bill.
- A co jeśli stanie po stronie
waszych rodziców? – zadał pytanie, które cały czas krążyło Billowi po głowie.
- Nie jest jedynym lekarzem na
moje liście. Wybrałem go, bo wydawał mi się najbardziej odpowiedni, ale w razie
czego, są inni.
- Jak zwykle zorganizowany –
zaśmiał się Gustav.
- Nie żartuj – skomentował
Bill znowu, zerkając z uśmiechem na kumpla.
- Zazdroszczę Tomowi – wypalił
Gustav.
- Czego?
- Ciebie. Chciałbym, żeby i o
mnie w razie czego ktoś tak walczył, jak ty walczysz o Toma.
- O ciebie też bym tak walczył
i o Georga i nie ma to nic wspólnego z tym, że akurat Tom jest moim bratem. Ty
i Geo jesteście dla mnie i dla Toma, jak bracia, tacy co prawda przyrodni, ale
jednak – zaśmiał się, widząc minę Gustava.
- Dzięki Bill. Podziwiam cię. Naprawdę.
- Za co?
- Tyle się na ciebie zwaliło,
a ty masz nadal poczucie humoru.
- Ja i poczucie humoru? chyba
czarnego – odparł Bill, krzywiąc się na te słowa.
- Uśmiechasz się i wciąż
walczysz.
- Robię to dla Toma, Gustav. Obiecałem
mu to. Obiecałem, że będę się z wami spotykał, że się nie odgrodzę od ludzi
nawet w trudnych sytuacjach i nawet nie masz pojęcia, jak czasem ciężko
dotrzymać mi tej obietnicy. Po części chyba staram się, bo się boję, co będzie,
jak się obudzi, a wy mu się na mnie poskarżycie.
Na te słowa zaśmiali się oboje.
- Oj, a nazbierałoby się tego
trochę – stwierdził Gustav.
- Nie wątpię - potwierdził
Bill.
Dojechali pod szpital.
- No i jesteśmy - powiedział
Bill, gasząc silnik i sięgając na tylne siedzenie po kurtkę.
- Boisz się? – zapytał Gustav.
- Czego?
- Tego, co powie ci Hiraga.
- Nie. Już mówiłem, tak czy
siak zabieram stąd Toma, z Hiragą czy bez – spojrzał na przyjaciela, który
przyglądał się mu z tak bliżej nieokreślonym wyrazem twarzy, że chyba nawet Gustav
nie zdawał sobie sprawy, jaką ma minę. – Idziemy?
Gustav otrząsnął się z zamyślenia.
- Tak – otworzył drzwi i wysiadł
dopiero teraz, ubierając na siebie swoją kurtkę.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*