Informacja

KIEDY NOWY ODCINEK?

W niewoli uczuć (23) - Soon :D




INFORMACJA


PDF do ściągnięcia
Klik





Obserwatorzy

niedziela, 12 stycznia 2014
Odcinek 19


Od przeprowadzki minęło już prawie dwa tygodnie. Dla Toma nic się nie zmieniło, nadal się nie wybudził, jego stan także nie uległ poprawie, ani nie czuł, że jego ciało znajduje się w tym samym miejscu, co on, ale Bill wydawał się dużo bardziej spokojniejszy. Nauczył się już, jak zajmować się bratem, jak podawać mu leki i powoli zaczął się nawet przyzwyczajać do odgłosu respiratora, przez którego musiał zacząć łykać zamiast jednej, dwie tabletki, bo kiedy zasypiał Tom twierdził, że słyszy przez niego to urządzenie, a to oznaczało, że sen Billa nie jest wystarczająco głęboki, czyli w pełni nie wypoczywa, a na to nie mógł sobie pozwolić.
W między czasie w odwiedziny wpadli Georg z Gustavem. W domu Kaulitzów czuli się dużo bardziej swobodniej niż w szpitalu. Byli pod wrażeniem, jak Bill zajmuje się bliźniakiem, ich samych cała ta aparatura lekko przerażała, ale Bill przyzwyczaił się do niej. Simone też dzwoniła do niego, pytając jak się czuje i czy nie potrzebuje pomocy, ale nie potrzebował, chociaż powiedział jej, że jeśli chce, może odwiedzić Toma. Powiedziała, że na pewno na dniach przyjedzie. W każdym razie, nareszcie zorganizował się tak, że wszystko miał pod kontrolą, no prawie wszystko, przynajmniej to, co działo się w domu, bo już poza nim zaczęło się powoli wszystko walić.
- David, ale o co chodzi, nie możesz powiedzieć mi tego przez telefon, tylko specjalnie mam tłuc się do studia sto kilometrów? – gorączkował się, rozmawiając z menagerem.
- Bill, ja rozumiem, że opiekujesz się Tomem, rozumiem to naprawdę, ale co z płytą? Dałem wam czas, powinniście zacząć nagrywać już dawno temu, nawet nie będę mówił, kiedy, bo to nieistotne. Fakt jest taki, że wszystko stoi w miejscu. Chciałbym z wami porozmawiać. Georg i Gustav będą tu za godzinę chciałbym, żebyś ty także się pojawił i żebyśmy porozmawiali wspólnie, co dalej robić – Bill westchnął, tak się skupił wyłącznie na Tomie, że zapomniał o reszcie świata, o tym, co dawało im tyle radości, czym przecież cały czas żyli, właściwie z czego żyli.
- No dobra, do dwóch godzin będę.
- To czekamy – skończył Jost, rozłączając się.
- Złe wieści? – zapytał Jin.
- To nasz manager. Zaraz po nowym roku mieliśmy nagrywać płytę, jest już marzec, a my nawet nie weszliśmy do studia i z tego powodu są zgrzyty.
- Rozumiem, że bez Toma nie nagracie.
- Nawet nie o to chodzi. Nie mamy kompletu piosenek, to Tom zwykle pracował nad muzyką.
- I co teraz zrobisz?
- Nie wiem. Muszę pojechać do studia, zajmiesz się Tomem dopóki nie wrócę?
- Jasne, w końcu po to tu jestem.
- Dzięki, postaram się, jak najszybciej wrócić.
Poszedł jeszcze do swojego pokoju, przebrać się i kilka minut później wyjechał w drogę do studia.
- Na miejscu, chłopaki i menager już na niego czekali.
- Siadaj – zachęcił go gestem ręki Jost.
- David ja wiem, że gonią nas terminy – zaczął tłumaczyć się Bill.
- Zaczekaj – przerwał mu. – Podobno brakuje wam kilku piosenek.
Bill spojrzał na chłopaków, domyślił się, że wie o tym od nich.
- Brakuje, ale to nie problem.
- Jak to nie problem?
- Już rozmawialiśmy o tym, że sami je napiszemy, bez Toma. Co prawda liczyłem na to, że może on się do tego czasu wybudzi, ale we trójkę też sobie poradzimy, co nie? – Spojrzał na chłopaków, którzy z zgodnie kiwali twierdząco głowami, ale robili to chyba bardziej z empatii dla Billa starań niż z przekonania, czy to w ogóle będzie możliwe.
- Dobra, bo ja muszę jechać na lotnisko. Do końca kwietnia daje wam czas i ani dnia dłużej. Przedyskutujcie to sobie teraz we trójkę, bo jeśli nie dacie rady, zrywamy kontrakt. A wiecie, co to oznacza.
Doskonale wiedzieli, że będą musieli zabulić wytwórni odszkodowanie, nie mogli sobie, a zwłaszcza Bill nie mógł sobie na taki wydatek pozwolić, nie w obecnej sytuacji.
Jost zostawił ich w końcu samych. Przez upiornie kilka minut panowała totalna cisza, nikt nie wiedział, co powiedzieć, jak w ogóle zacząć, chociaż chłopakom cisnęło się tylko jedno na usta, że to już koniec.
- Co tak milczycie? - zapytał w końcu Bill.
- Myślimy, co robić.
- Do końca kwietnia, to prawie dwa miesiące, do tego czasu może się wydarzyć wszystko – powiedział Bill.
- Owszem, a najlepiej by było, jakby Tom się wybudził – stwierdził Geo.
- A jeśli się nie obudzi to, co zrobimy? Czekamy na niego, czy może sami zaczniemy układać te brakujące piosenki? – wtrącił się Gustav.
- Wiedziałem, że tak będzie – powiedział Bill, ściągając na siebie spojrzenie chłopaków.  – Zawsze, jak coś idzie dobrze, to zaraz musi się coś spierdolić – był zły na Davida, doskonale wiedział, że śpiączka Toma odbija się nie tylko na nim, ale i na całym zespole. Rozumiał, że jako manager dba o ich interesy, ale nie podobał mu się ton, w jakim oznajmiał im, że być może trzeba będzie zerwać kontrakt. Zbyt łatwo ich skreślił.
- Rozmawialiśmy już o tym Bill w szpitalu, pamiętasz? – przypomniał Georg.
- Pamiętam. Dobra posłuchajcie, dajcie mi kilka dni, muszę się zastanowić, co robić.
- Spoko, w końcu nic innego nam nie pozostało.
- Może jakiś remiksy tego, co już mamy? – rzucił Gustav.
- Wstrzymaj konie, Gus – odezwał się Bill. – Jeszcze mamy czas, tak czy siak wydamy tą płytę, tego jednego możecie być pewni. Pozostaje tylko kwestia tych brakujących piosenek. Odezwę się do was na dniach.
- Słuchaj Bill, wiemy, że masz teraz mało czasu, bo musisz się zajmować Tomem.
- Mam bardzo dużo czasu Geo, opieka nad Tomem nie stanowi żadnego problemu. Chyba zapomnieliście, że nie zajmuję się nim sam, są jeszcze dwie pielęgniarki i lekarz.
- Wiemy, tylko… – nie dokończył.
- Kilka dni – powtórzył Bill, ubierając kurtkę. – Za kilka dni się do was odezwę, ok?
Obaj wzruszyli ramionami.
- No dobra – zgodził się Geo.
Bill wrócił do domu w złym humorze. Liczył się z tym, że jeśli Jost prosi koniecznie o pofatygowanie się do studia osobiście będzie ostro, no i było. Co za ironia, kiedy zaczęli pisać piosenki na te płytę sądzili, że napisanie ostatnich pięciu będzie dziecinnie proste, bo to już z górki, a mają przecież jeszcze pół roku, a tu taki pech.
- Wróciłem – powiedział, wchodząc do pokoju Toma.
Jin, spojrzał na niego.
- Chyba nienajlepsze wieści, co?
- Szkoda gadać, ale byłem na to przygotowany.
- Mogę jakoś pomóc?
- Napisz nam pięć piosenek – wypalił Bill, na co Jin otworzy tylko szerzej oczy. – Żartuję – sprostował widząc, że doktorek nie chwycił żartu.
- Mam nadzieję, bo muzyki, to jedynie słucham, na tworzeniu nie znam się w ogóle.
- Szkoda.
- To Tom napisał wszystkie utwory do waszych piosenek?
- Nie, część ja wymyśliłem.
- A sam nie możesz ich wymyślić?
- Nie potrafię grać.  Nawet, jeśli wymyślam jakąś melodie to nucę ją Tomowi, a on ją potem gra i rozpisuje i ewentualnie poprawia. On to po prostu kocha – powiedział, spoglądając smutno na bliźniaka.  – Bez niego nie damy rady. Nawet, jeśli coś wymyślimy i Georg, nasz basista rozpisze to, to nie będzie to, co zrobiłby Tom.

Z rozmowy wyrwał ich dzwonek do drzwi. Bill zerknął na zegarek, dochodziła już dwudziesta pierwsza.
- To pewnie panie Elena – powiedział. – Pójdę otworzyć.
- Dobry wieczór – przywitała się.
- Dobry wieczór – odparł, starając się nie dać poznać po sobie, że ma jakiś problem, jednak na marne.
- Co taki smutny jesteś, coś się stało? – zapytała z troską, widząc wyraz twarzy Billa.
- Ach, kłopoty, jak zwykle – uciął krótko, nie chcąc się zagłębiać w dyskusję na ten temat.
- No widzę, że jakieś kłopoty. Masz tu coś dobrego na kolację, te twoje pizzy to nie jedzenie – wcisnęła mu garnek w ręce.
- Co to jest? Gorące! – zapytał zaskoczony.
- Będzie ci smakowało i nie martw się nie ma tam ani odrobiny mięsa, wiem, że go nie jecie. A skoro już pytasz, to leczo.
Bill poczuł się skrępowany.
- Nie trzeba było, naprawdę. Nie wiem, co powiedzieć – wydukał.
- To ja ci powiem, podziękować jak zjesz.
- Już teraz mogę podziękować za fatygę.
- Kochanie, to żadna fatyga. Dzieci mam dorosłe, wnuki w szkole, dla kogo mam gotować? Nawet nie wiesz, jaką mam radość z tego, że chociaż ciebie nakarmię – Bill spojrzał na Hiragę, który stał uśmiechnięty i najwyraźniej bardzo rozbawiony tą sytuacją. – Jak tam mój drugi podopieczny, był dzisiaj grzeczny? – zapytała, mając na myśli Toma.
- Tom zawsze jest grzeczny – odparł Hiraga.
- Jak śpi i jeść nie woła – dodał Bill, na co wszyscy się zaśmiali. – Mówię poważnie, Tom to smakosz, uwielbia próbować różne dania i w ogóle lubi jeść.
- No i dobrze, wie chłopak, co dobre w życiu – odparła. – Idź zjedz puki jeszcze ciepłe. Pan doktorze też. Co prawda nie jest to wschodnia kuchnia, do jakiej pan przywykł, ale powinno panu smakować.
Kiedy Bill otwarł pokrywkę aż mu ślinka napłynęła do ust na ten smakowity zapach. Nałożył sobie i Janowi i obaj zasiedli, zachwycając się smakiem.
- Wymyśliłeś już, co zrobisz? – zapytał Hiraga, mając na myśli ich płytę?
- Jeszcze nie, muszę się przespać z tym problemem – co miało raczej oznaczać, pożalić się Tomowi, ale wolał przemilczeć ten dziwny kontakt, jaki ze sobą mieli. Zerknął na zegarek, dochodziła już dwudziesta druga, najwyższa pora ostatni raz przed snem przekręcić brata, pożegnać się z nim bardziej dla pozorów, bo doskonale wiedział, że Tom tego nie czuje i położyć się spać.
Poszedł jeszcze do łazienki w swoim pokoju, biorąc szybki prysznic, zanim zszedł na dół do brata łyknął jeszcze tabletki.
- Już wykąpany? – zapytała pani Elena, siedząc na fotelu z robótką, którą codziennie przynosiła ze sobą. Kochała robić na drutach.
- Dziś tylko prysznic, miałem ciężki dzień i maże tylko o łóżku. Przekręcę tylko Toma ostatni raz i już uciekam.
- Kochanie, mogłeś powiedzieć, zrobiłabym to, na prawdę to nie stanowi żadnego problemu, nie jestem aż taka stara i bezsilna.
- Ach, nie, ja nawet nie pomyślałem o tym. Po prostu, zawsze przed snem żegnam się z Tomem i przy okazji zmieniam mu pozycję. Przepraszam, jeśli czymś panią uraziłem.
- Nie uraziłeś – wstała z fotela, odkładając na niego swoją robótkę i podeszła do Billa, który poprawiał bliźniakowi poduszkę po tym, jak przewrócił go na bok. - Dobry z ciebie brat, musicie bardzo się kochać.
- Zawszę się sobą opiekowaliśmy. Kiedy byłem chory, a bardzo często chorowałem, to Tom się mną opiekował, dotrzymywał mi towarzystwa, zabawiał, pilnował, żebym przyjmował lekarstwa. Tak zostaliśmy wychowani.
- Wasza mama, może być z was dumna, z ciebie zwłaszcza. Wziąłeś na siebie bardzo wiele. Naprawdę, ja stara kobieta podziwiam twoją wytrwałość.
- Dziękuję – powiedział, obejmując ją z czułością. – Za Leczo też, było przepyszne, tylko obawiam się, że tak się do niego rozpędziliśmy z doktorem, że na jutro nic już nie zostało.
Zaśmiała się.
- Bardzo dobrze, cieszy mnie to. Wieczorem przyniosę wam znowu coś smacznego.
- Pani Eleno, nie musi pani i tak już czuję się strasznie niezręcznie w tej sytuacji.
- Nie potrzebnie.
- Zapłacę panie za to dożywianie.
- No chyba teraz żartujesz sobie! Chcesz, żebym się obraziła?
- Nie, ale…
- Tyle mi płacisz, że powinnam tu siedzieć 24h na dobę, a nie tylko kilka godzin w nocy, pozwól mi chociaż się odwdzięczyć jedzeniem.
- No dobrze, nie będę się zapierał, bo naprawdę robi panie takie przysmaki, że ciężko się im oprzeć. Dziękuję, naprawdę za wszystko, co pani robi.
- No bez przesady, nic wielkiego nie robię, naprawdę – poklepała Billa po ramieniu. – A teraz daj buzi Tomowi na dobranoc i sio spać.
Bill, pożegnał się z bliźniakiem, a potem, obejmując kobietę jeszcze raz, pocałował ją w policzek życząc dobrej nocy i susami po dwa schodki ruszył do swojego pokoju.
Parę minut później ocknął się w świecie Toma. Czuł go za plecami i czuł jego ciepłe oplatające go ramiona. Jeszcze chwilę delektował się tym uczuciem, przysięgając sobie w duchu, że jeśli uda mu się go wyciągnąć ze śpiączki, zażyczy sobie, żeby zawsze go tak obejmował. W końcu jednak obrócił się do niego przodem.
- Hej – przywitał się, patrząc w jego brązowe tęczówki, miał takie same, ale uwielbiał wpatrywać się w te od Toma.
- Hej – odparł mu i bez zbędnych ceregieli musnął Billa w usta. Robił to na początku bardzo delikatnie, jakby chciał go do tego przyzwyczaić, dopiero po chwili, nie napotykając ze strony bliźniaka sprzeciwu pogłębił go jednocześnie, wsuwając mu rękę pod bluzkę.  Zaczął gładzić jego brzuch, obdarowując go pieszczotami, jednak nie jak zwykle, posuwając się w górę, tylko w dół, w wiadome miejsce.
- Zaczekaj Tom – Bill powstrzymał go, kładąc dłoń na jego ręce, która już prawie dotarła w miejsce przeznaczenia.
- Nie chcesz?
- Chcę, tylko mamy problem i puki się ciebie nie poradzę, nie będę potrafił się cieszyć z tego zbliżenia.
Tom aż usiadł.
- Co się stało?
- Jost – rzucił lapidarnie. – Jost się stał.
- Czego on znowu chce?
- Jak to, czego, nie pamiętasz? Mieliśmy nagrywać płytę i to już przynajmniej od dwóch tygodni powinniśmy siedzieć w studiu.
- Zupełnie straciłem rachubę czasu – przyznał Tom.
- Miałem dzisiaj spotkanie z Jostem. Postawił ultimatum, że do końca kwietnia albo nagramy te płytę albo zostanie zerwany kontrakt, a sam wiesz, co to oznacza.
- Kurwa! – przeklął Tom. – Nie możecie się na mnie oglądać. Nagrywajcie beze mnie, przecież ktoś inny może spokojnie zagrać na gitarze moją część.
- Nie w tym problem. Chyba zapomniałeś, że brakuje nam jeszcze pięciu piosenek. Mieliśmy nad nimi popracować zaraz po powrocie od rodziców, ale…
- Wiem – nie pozwolił Billowi dokończyć, że mieli wypadek.
- No właśnie. W każdym razie tekst, to nie problem, ułożę go sam, ale muzyka… Jednym słowem jesteśmy w dupie.
Tom patrzył w skupieniu na Billa, rozwiązanie było tylko jedno i doskonale o tym wiedział, zastanawiał się tylko, czy uda mu się do tego pomysłu przekonać brata.
- Co tak patrzysz? – zapytał Bill, nie wytrzymując w końcu.
- Zaczekaj tu chwilę – powiedział enigmatycznie.
- Gdzie idziesz?
- Zaraz wracam, siedź! – Siedział, ale zdziwił się, jak po chwili zobaczył Toma z gitarą.
- Co ty chcesz zrobić?
- Napiszemy te piosenki. Jak się obudzisz, to zapiszesz to, co zapamiętasz.
- Zwariowałeś? Tekst może i zapamiętam, ale na nutach się nie znam. W życiu ci tego nie zapiszę.
- Cóż Billy, już ci kiedyś mówiłem i to nawet parę razy, że powinieneś się nauczyć, chociaż podstaw gry na gitarze.
Bill się skrzywił, pamiętał to doskonale i to, co zawsze odpowiadał, także.
- I nadszedł dzień, że teraz będziesz po prostu musiał.
- Jak ty to sobie wyobrażasz?
- Normalnie. Nauczę cię i tyle. Jak nie będziesz spał będziesz sam ćwiczył.
- Ale ja nie chcę uczyć się tylko i wyłącznie grać, kiedy tu z tobą jestem.
- Wcale nie zamierzam uczyć cię przez cały czas. Codziennie pokaże ci nowe chwyty i zweryfikuje to, czego się nauczyłeś, a potem zajmiemy się tylko sobą. Jeśli nie będziesz robił postępów, nie będzie seksu. Pasuje ci taki układ?
- Nie – odparł stanowczo.
- Dlaczego?
- Bo w każdy możliwy sposób, to ja będę poszkodowany najbardziej.
Tom się uśmiechnął.
- A co, zakładasz już, że to dla ciebie nieosiągalne, nauczenie się tych kilku chwytów na gitarze? – umiał idealnie wjechać bratu na ambicje, tak dobrze go znał, że to było wręcz dziecinnie proste, a Bill chwycił przynętę, jak nic nieświadome dziecko.
- Chyba mnie nie doceniasz – prychnął Bill. – Nigdy się nie nauczyłem, bo nie widziałem takiej potrzeby, a nie dlatego, że to dla mnie za trudne.
- To jak, układ stoi? – zapytał z uśmiechem Tom.
- Stoi! – odparł Bill, reflektując się po chwili. – Zaraz chwila, czy ty mnie czasem nie podpuściłeś? – spojrzał mu w oczy.
Tom już nie wytrzymał i parsknął śmiechem.
- Wiedziałem!
- Zgodziłeś się… – wydusił z siebie Tom, starając się dokończyć zdanie. – Zgodziłeś się, więc teraz już nie możesz się wycofać, bo nici z seksu.
- Daj tą gitarę, zanim zaraz mnie szlag nie trafi.
Jeszcze dobre parę minut śmiał się z Billa, nie mogąc się powstrzymać. Ale, kiedy w końcu się uspokoił zaczęli naukę.
- Masz dobry słuch – powiedział Tom.    Co moje biedne piszczela nie raz miały okazję boleśnie to odczuć – przywołał wspomnienie, kiedy podczas trasy koncertowej grali, a gdy się pomylił, nie raz dostawał od Billa kopniaka w nogę.  – Tak że, to kwestia samych chwytów. Pokaże ci dzisiaj kilka najłatwiejszych, takich, od których sam zaczynałem.
Usiadł za Billem i obejmując go rękami chwycił gitarę tak, żeby wszystko widział.
- Zaczniemy od A i A mol – pokazał, na których strunach, które palce układać.
- To proste – stwierdził Bill, naśladując brata.
- Dobra, to dołożymy jeszcze E i E mol – pokazał kolejne chwyty.
- To też jest proste.
- Okej, to teraz z biciem. Pokaże ci układ i będziesz go sam ćwiczył.
- No dobra, to dawaj – zgodził się Bill.
Tom zagrał, starając się tak ułożyć kombinacje, żeby było, jak najłatwiej, a tym samym, żeby to zachęciło Billa do nauki.
- Teraz twoja kolej – powiedział, odsuwając się od niego i kładąc się na łóżku przed nim czekał, aż bliźniak zacznie grać.
- Od A? – upewnił się Bill.
- Od A – przytaknął.
Zaczął grać. Szło mu powoli, ale dociskał każdą strunę i dźwięki były czyste.
- Bardzo dobrze – pochwalił go Tom. – Zupełnie nie rozumiem, czemu nie chciałeś się uczyć gry ze mną, jak Gordon nas zachęcał.
- Jak to nie chciałem? Przecież trochę grałem na pianinie.
- Tak, dobrze powiedziane, trochę. A potem zrezygnowałeś, bo zrobiłeś się zazdrosny, że mnie lepiej idzie niż tobie – przypomniał mu, co Bill puścił mimo uszu.
- Wolę śpiewać, a od grania mam ciebie. Zresztą mógłbym ci powiedzieć to samo. Dlaczego nigdy nie chciałeś zaśpiewać żadnej piosenki? Masz ładny głos i śpiewasz naprawdę dobrze. Wiesz, że co jak co, ale na śpiewaniu to ja się znam.
Tom się uśmiechnął.
- Wolę grać, a od śpiewania mam ciebie.
- No tak, mogłem się domyślić, że tak odpowiesz. Ale wiesz, co to by było gdybyś, chociaż jedną piosenkę zaśpiewał? Fanki, by oszalały.
- Jeśli ty zagrasz jedną na gitarze, to obiecuję ci, że zaśpiewam, a uwierz mi to by była dopiero sensacja; Bill Kaulitz gra na gitarze – to ostatnie zdanie powiedział, dusząc się już ze śmiechu.
- Uważaj Tom, nie rzucaj mi wyzwania!

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*