Informacja

KIEDY NOWY ODCINEK?

W niewoli uczuć (23) - Soon :D




INFORMACJA


PDF do ściągnięcia
Klik





Obserwatorzy

niedziela, 12 stycznia 2014

Odcinek 1



Był styczniowy wieczór. Na dworze padał śnieg. Tom i Bill wracali właśnie samochodem do domu. Parę minut wcześniej wyjechali od rodziców. Powinni byli wyjechać dużo wcześniej, chociażby dlatego, że pogoda psuła się z godziny na godzinę. Ale, jak to zwykle bywało w rodzinie Kaulitz’ów, pod naciskiem próśb matki, zamiast dojeżdżać już do domu, oni dopiero do niego wyruszyli.
- Ale się rozpadało – odezwał się Tom, włączając wycieraczki. – Obawiam się, że nie dotrzemy do domu przed dwunastą.
- Trudno – odparł Bill, przełączając kolejną stację w radiu. – Trzeba było jeszcze jej ulegać – przytoczył oczywisty fakt. - Jeszcze się nie nauczyłeś, że ona bierze nas na litość?
- Niby wiem, ale jakoś nie mogę ją tak po prostu zostawić.
- Ona nie mieszka tam sama. Kiedy jeździliśmy z koncertami nie było nas miesiącami i jakoś przeżyła. A teraz częściej widuje nas niż wcześniej i ciągle stosuje te same taktyki brania nas na litość. A ty wiesz o tym i dajesz się jej za każdym razem, więc teraz nic dziwnego, że znowu wracamy po nocy.
Tom wzruszył ramionami. Co więcej miał powiedzieć, Bill miał po prostu rację. Zerknął na niego, zauważając, że nie ma zapiętych pasów. Strasznie go to drażniło, był przeczulony, jeśli chodzi o bezpieczeństwo.
- Zapnij pas – upomniał go.
- Ach! Nie cierpię tego dziadostwa - wysyczał ze złością Bill.
- Zapnij, proszę.
Bill posłusznie wykonał prośbę bliźniaka, patrząc po chwili natrętnie na niego i jednocześnie czekając, że go za to pochwali.
Tom się uśmiechnął, wiedział, że bliźniak nie cierpi tego zwłaszcza, że jako pasażer okropnie się wiercił. Ciągle po coś sięgał na tylne siedzenie, gdzie zwykle rzucał swoją torbę, a pasy po prostu mu to uniemożliwiały, więc tolerował i pamiętał o nich tylko, kiedy sam prowadził, a nie specjalnie lubił siadać za kółkiem.
- Dziękuję – odparł Tom. Mimo wszystko był mu wdzięczny, że nie kłóci się z nim o tą błahostkę. - Mama wydaje się być szczęśliwa, chociaż przykro jej było, że nie chcemy z nimi mieszkać – pociągnął temat matki dalej.
- Tak będzie lepiej Tom. Mamy już po 23 lata, prowadzimy inny tryb życia niż nasi rodzice, tylko były by pretensje i kłótnie – wyjaśnił Bill.
- Racja – przyznał Tom.
- To tylko niecałe sto kilometrów.  Dwie godziny jazdy w jej tempie. Może do nas przyjeżdżać, kiedy zechce. Dobrze o tym wiesz.
- Trochę mnie zaskoczyłeś – stwierdził po chwili Tom.
- Ja? Czym?
- Nie myślałem, że będziesz taki zasadniczy. Prędzej spodziewałem się, że to właśnie ty będziesz się upierał, żeby wrócić do rodzinnego domu.
- Jestem zasadniczy, kiedy chcę mieć święty spokój, a doskonale oboje wiemy, że mama by go nam nie dała. Ciągle by było; Bill zjesz to, zjesz tamto? A ty Tom, może masz ochotę na ciasteczko? Już nawet nie wspomnę o tym, jak by się czepiała o to, kiedy chodzimy spać i kiedy wstajemy.
Tom zaczął się śmiać. Oczami wyobraźni widział to, o czym mówił brat. Do tego intonacja głosu Billa, który naśladował matkę doprowadzała go dosłownie do łez.
- Proszę cię, przestań! Ja prowadzę. – Przetarł ręką oczy, pozbywając się śladów łez.
- Nie śmiej się, tak by było – wyjaśnił Bill i znowu zaczął majdrować na desce rozdzielczej, ale tym razem przy nawiewie ciepłego powietrza.
Tom już nawet nie zwracał na to uwagi. Bill zawsze majdrował, jak nie przy radiu, to nawiewie albo przy układzie siedzeń.
- Poza tym, uwielbiam nasz dom – podsumował Bill, sadowiąc się w końcu spokojnie.
- Ja też – podzielił zdanie brata.
- Jedź wolniej, nic nie widać. Nie ma sensu ryzykować – poprosił Bill, samemu będąc zaniepokojonym pogarszającą się pogodą.
Tom mruknął tylko pod nosem, całkowicie zgadzając się z bratem.
- Chcesz zrobić po drodze jakieś zakupy? – zapytał po chwili Tom.
- Bo co?
- Za parę minut będę zjeżdżał na stację zatankować, więc przy okazji możesz zrobić zakupy.
Bill chwilę pomyślał.
- W sumie, to przydałoby się parę rzeczy.
- To okej.
Ujechali kilkadziesiąt metrów i Tom znacznie zwolnił.
- Cholera taka zawierucha, że nie widzę zjazdu. Nie wiem, czy to tu, czy jeszcze kawałek dalej.
- A co mówi GPS? – zapytał Bill.
- Że tu. Tylko, że ja nie widzę drogi. Dobra, zjadę. Najwyżej się wrócimy - jechał powoli.
- Jest! – odezwał się Bill, zauważając w oddali stację.
- Ach, no i dobrze, bo się już martwiłem, że wjechałem w szczere pole.
Nagle zauważyli, że z naprzeciwka jedzie ciężarówka, prosto na nich i najwyraźniej ich nie widzi.
Tom gwałtownie zahamował i auto wpadło w poślizg, zatrzymując się w poprzek drogi, a ciężarówka nadal jechała prosto na nich. Wszystko działo się, jak w zwolnionym tempie. Światła ciężarówki oślepiały ich, ale Tom nawet nie zmrużył oczu, wpatrywał się otępiały w szoferkę kierowcy ciężarówki, który tak samo, jak on był przerażony i gwałtownie hamował. Jednak po chwili z wielkim impetem uderzył w lewy bok ich auta i zaczął pchać kilkadziesiąt metrów, aż auto ześlizgnęło się po wielkim zderzaku trucka i koziołkując zatrzymało na poboczu drogi. Jeszcze chwilę wszystko trzeszczało i opadały kawałeczki szkła z rozbitych szyb, by już w następnej chwili nastała cisza. Bill otworzył oczy, nie mógł się poruszyć, spojrzał w bok na brata, ale on się nie ruszał, po jego twarzy zaczęła płynąć krew.
- Tom? – odezwał się niepewnie, czekając aż on odpowie, ale on milczał. - Tom! – krzyknął, ale nadal brat mu nie odpowiedział. Szturchnął go i po chwili stwierdził z przerażeniem, że nie widzi pary wydychanej przez brata. Na dworze był mróz, szyb już nie było, więc ciepłe powietrze, które wydychał zmieniało się w parę, a od Toma nie było tego widać. Dotknął niepewnie jego pulsu na szyi i zamarł z przerażenia, nie wyczuwając go. Sprawdził jeszcze raz i wpadł w panikę, Toma serce nie biło, nie oddychał, był martwy. - Tom NIE!!! Nie możesz mnie zostawić! – krzyczał tak przeraźliwie, jak nigdy dotąd, nawet na koncertach, kiedy dar się i wszyscy mówili, że ma parę, było niczym w porównaniu z tym, jak teraz krzyczał i szamotał się. – Ratunku! Niech mi ktoś pomoże! – cały czas krzyczał i szarpał się z pasami, które się przyblokowały. Tom! - szarpał go, mając ciągle nadzieję, że on się za chwilę ocknie, ale na darmo. Do samochodu podbiegł kierowca ciężarówki, która w nich wjechała.
- Co z wami?
- Mój brat nie oddycha. Wyciągniecie nas stąd!
Do auta dobiegło kilka osób ze stacji, ktoś piłą mechaniczną przeciął słupek szyby po stronie kierowcy. Nie mogli ich wyciągnąć, bo auto było tak powyginane, że blacha przygniotła im nogi, uniemożliwiając wydostanie. Mężczyzna ze stacji zaczął masować serce Toma, a kilku innych ludzi próbowało jakoś odgiąć blachy i ich uwolnić. W oddali było słychać syreny karetki i straży pożarnej. Wszystko działo się tak szybko, a jednocześnie zbyt wolno, za wolno jak dla Billa.
- Spokojnie, zaraz was wyciągną. Pomoc jest już w drodze - ale Bill szamotał się na wszystkie strony i szarpał cały czas Toma za bluzę.
- Tom, odezwij się! Tom! Kurwa, nich ktoś coś zrobi! - krzyczał.
Kiedy podjechała straż pożarna, bardzo szybko przecięli drzwi i kilka innych elementów, uwalniając najpierw Toma, którym zajęło się dwóch lekarzy, a potem Billa.
Kiedy tylko Billowi udało się wydostać nogi spod pułki i stwierdził, że może nimi poruszać bez większych problemów, ignorując ból w barku i posiniaczone nogi rzucił się biegiem w stronę karetki, w której reanimowali Toma.
- Tom! Co z nim!?
- Pozwól nam działać – lekarz z drugiej karetki otulił Billa kocem i odciągnął go, zabierając do drugiego pojazdu. Ale pomimo, że karetki stały obok siebie Bill doskonale słyszał i widział, jak reanimowali Toma.
- Rurka 8 – wydał polecenie do drugiego z sanitariuszy, który podał ją i zaintubował Toma, wtłaczając mu natychmiast powietrze do płuc. W tym samum czasie drugi z lekarzy bez przerwy masował mu serce.
- No dalej, zaskocz! –  krzyknął jeden z lekarzy. – Defibrylator - rzucił kolejne polecenie.-  Na 150.
- Ładuje – odpowiedział mu.
- Odsunąć się.
Przez ciało Toma przepłynęła fala prądu, ale serce nadal nie podjęło pracy.
- 200!
- Ładuje.
Wszyscy się odsunęli.
Kolejny wstrząs, ale nadal nie było reakcji.
- No dalej chłopcze, walcz! Daj 1 mg epinefryny – rzucił.
- Lekarz wstrzyknął w kroplówkę lekarstwo.
- Jeszcze raz defibrylator na 300.
- Ładuje.
- Odsunąć się.
Kolejna porcja prądu. Lekarze chwilę obserwowali monitor.
- Mamy rytm zatokowy – powiedział jeden z nich. - Daj jeszcze 1 mg epinefryny.
- Drugi z lekarzy wstrzyknął kolejną dawkę. Na monitorze było słychać rytmiczne pikanie.
- Mamy go! -  Rzucił ten pierwszy.
- Dobrze, spokojnie. Nie poganiajcie go - chwilę lekarze obserwowali monitor, po czym jeden z nich wysiadł i podszedł do drugiej karetki, w której siedział Bill, dygocząc cały z zimna, bólu, którego uparcie ignorował i szoku.
- Żyje - powiedział do chłopaka i to Billowi w zupełności wystarczyło, by się rozpłakać. – Spokojnie, było ciężko, ale jego serce mocno bije. Będzie dobrze, jedziemy do szpitala. Chodź przesiądziesz się do drugiej karetki. Zabieramy was. Ciebie też trzeba opatrzeć. Boli cię coś? - Bill pokiwał głową.
- Okaże się w szpitalu. Jesteś w szoku, dlatego nie czujesz bólu.
- Nic mi nie jest. Najważniejsze, żeby Tom żył.
- Będzie dobrze. To twój przyjaciel? – spytał drugi z lekarzy, zamykając drzwi karetki od środka.
- Brat, bliźniak – odparł Bill, mrużąc oczy, kiedy ten pierwszy zaczął mu w nie świecić latarką.
Drugi z lekarzy tylko spojrzał na kolegę, teraz to było dla nich zrozumiałe, dlaczego wpadł w taką histerię.
- Masz wstrząs mózgu, twoje źrenice nie reagują prawidłowo.
- Nic mi nie jest – zapierał się cały czas.
W czasie drogi do szpitala, zabandażowali Billowi ramie, unieruchamiając je, bo gdzieś w połowie drogi zaczął się skarżyć, że go boli, więc było podejrzenie, że może być złamane.
Parę minut później byli już w szpitalu. Jednego z bliźniaków zabrano na jedną sale, a drugiego na drugą.
Ramie Billa okazało się być tylko wybite, ale musieli go na chwilę uśpić, żeby je nastawić. Nawet nie protestował, dostał w karetce taką ilość leków przeciw bólowych, że nieco go otumaniły i stracił trochę ze swojej waleczności.
Skaleczenia od szyby zostały dokładnie przemyte i obyło się bez szwów. Ale na wstrząs mózgu po prostu miał zalecenie leżeć.
Natomiast Tom miał złamaną lewą nogę poniżej kolana. Podobnie, jak Bill mnóstwo drobnych skaleczeń od szyby, no i problem z samodzielnym oddechem. Stwierdzono, że na chwilę obecną podłączą go do respiratora.
Oboje mieli leżeć na jednej sali, bo tylko w ten sposób Bill zgodził się poleżeć w łóżku.
Ale, kiedy zobaczył Toma podłączonego pod tą maszynę, zaczął płakać. Nie potrafił się uspokoić, był przerażony i nie wiedział, co ma teraz zrobić. Ściskał dłoń brata, prosząc go, żeby się obudził, ale bez rezultatów, Tom nawet nie drgną.

1 komentarz:

  1. Poprawna forma to "nie drgnął". Patrz końcówka. ;)
    Kirke

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*