Informacja

KIEDY NOWY ODCINEK?

W niewoli uczuć (23) - Soon :D




INFORMACJA


PDF do ściągnięcia
Klik





Obserwatorzy

niedziela, 12 stycznia 2014
Odcinek 2


- Połóż się do łóżka – powiedział lekarz do Billa, sprawdzając stan Toma.
Bill spojrzał na niego.
- Kiedy on się obudzi?
- Tego nie wiemy. Ma bardzo opuchnięty mózg, ciężko cokolwiek rokować, trzeba poczekać. Na razie dostaje leki przeciwobrzękowe. Zobaczymy za kilka dni.
- Mógłbym skorzystać z telefonu? Muszę zadzwonić do rodziców i powiedzieć im, co się stało, a moja komórka została w aucie.
- Oczywiście. Chodź zaprowadzę cię do dyżurki.
Bill usiadł na krześle przed aparatem telefonicznym. Nie wiedział, jak ma to powiedzieć matce. Siedział tam przed tym telefonem chyba z 10 minut, zastanawiając się, jak jej to powiedzieć, aż w końcu podniósł słuchawkę i wybrał numer.
Po trzech sygnałach odebrała telefon.
- Słucham…
- Mamo? – zaczął Bill.
- To ty Billy?
- Tak.
- Już dojechaliście? Straszna pogoda.
- Nie dojechaliśmy… Mieliśmy wypadek… - urwał, nie wiedząc czy ma kontynuować dalej, czy to wystarczy.
- Jaki wypadek? O czym ty mówisz?
- Jestem w szpitalu.
- A Tom? – zapytała.
- Tom…- urwał, nie mogąc tego powiedzieć.
- Co z Tomem?
- Tom jest nieprzytomny.
- Jezus Maria! – zaczęła krzyczeć i płakać. Bill zacisnął z całej siły powieki nie mogąc tego słuchać.
Po chwili jednak zamiast matki usłyszał głos ojczyma.
- Bill, co się stało?
- Mieliśmy wypadek – powtórzył. – Jesteśmy w szpitalu.
- Co to za szpital?
- Nie wiem, jakiś uniwersytecki, czy coś.  Przepraszam, ale nie wiem.
- Dobrze spokojnie, znajdziemy. Zaraz do was przyjedziemy.
Bill odłożył słuchawkę i wyszedł z dyżurki. Podparł się ściany, czując, że podłoga zaczyna się pod nim uginać. Jedna z pielęgniarek zauważyła to i podbiegła, chwytając go pod rękę.
- Dobrze się czujesz? Usiądź – podprowadziła go na krzesło.
- Dziękuję, jakoś słabo mi się zrobiło – odezwał się Bill.
- Nie powinieneś chodzić, miałeś poważny wypadek.
- Przepraszam.
- Przyniosę ci wody, nie wstawaj.
Pokiwał głową.
Po chwili pielęgniarka podała mu kubek z wodą, siadając koło niego.
Bill wypił całą zawartość, nawet nie czuł, że był tak spragniony.
- Powinieneś się przespać, masz wstrząs mózgu.
- Tak wiem. Przepraszam, że sprawiam problemy.
- Żadne problemy, po prostu musisz pozwolić swojemu organizmowi zregenerować się, a spacerując po korytarzu nie ułatwiasz mu tego. Może chcesz coś na sen?
- Nie, dziękuję, nie trzeba.
- Może chcesz więcej leków przeciwbólowych, pewnie boli cię to ramie.
- Nie, nawet nie, dziękuję.
Pielęgniarka jeszcze chwilę siedziała przy nim i rozmawiała. Zapewniała, że Tom z tego wyjdzie. Mówiła mu, że nie takie przypadki tu bywają i wychodzą o własnych siłach. W tej chwili właśnie tego typu zapewnienia Bill potrzebował. Nawet, jeśli miałoby się okazać, że Tom będzie akurat w tym odsetku, który stąd nie wychodzi o własnych siłach, na razie chciał się trzymać myśli i mieć nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
W recepcji rozdzwonił się telefon.
- Przepraszam, odbiorę telefon – przeprosiła go, podchodząc do dyżurki.
Bill przetarł twarz ręką i syknął przy tym, zapominając o skaleczeniach na twarzy.
- Dzwoni policja – odezwała się do niego pielęgniarka. – Pytają, czy jesteś w stanie złożyć zeznania odnośnie wypadku.
Bill spojrzał na nią.
- Mogę powiedzieć, żeby przyjechali jutro – powiedziała, widząc po jego twarzy, że nie specjalnie ma na to ochotę.
- A oni już tu są? – zapytał.
- Tak, w izbie przyjęć, na dole.
Zastanowił się, nie było większego sensu odkładać tego i tak będzie to musiał zrobić czy dziś, czy jutro.
- Proszę im powiedzieć, że złoże.
Pielęgniarka przekazała wiadomość i podeszła do niego.
- Za chwilę tu będą. Jeśli poczujesz się źle, po prostu mnie zawołaj, zaraz ich wyrzucę.
- Dziękuję.
Winda na trzecim piętrze otworzyła się i Bill już z oddali zobaczył ich.
- Tylko panowie, krótko. Pacjent w ogóle nie powinien w tej chwili mieć dodatkowego stresu – oznajmiła pielęgniarka.
- To zajmie pięć minut, nie zamierzamy go męczyć.
Policjanci podeszli do Billa, który spojrzał w górę, chciał wstać, ale policjant zatrzymał go gestem ręki.
Wylegitymował się tak samo, jak jego partner.
- Ty jesteś Tom Kaulitz?
- Tom, to mój brat. Jestem Bill.
- Kto prowadził samochód?
- Mój brat.
- Możesz opisać, co się dokładnie wydarzyło?
Bill opisał to zdarzenie najdokładniej, jak potrafił, chociaż i tak wydawało mu się, że nie do końca wszystko pamięta. Był w takim szoku, kiedy widział tą zbliżającą się do niech ciężarówkę, że całe życie przeleciało mu przed oczami i jakoś nie miał już czasu zapamiętywać szczegółów z tego zdarzenia.
- Mam w samochodzie kilka waszych rzeczy – powiedział policjant. - Telefony, klucze, dokumenty i dwie torby. Zaraz zejdę do radiowozu i przyniosę je. Nie będziemy cię już więcej męczyć. To, co powiedziałeś wystarczy.
- On naprawdę nie chciał w nas wjechać – podkreślił to jeszcze raz.
- W porządku, rozumiem. Mieliście po prostu pecha. Gdyby nie ta śnieżyca na pewno nic takiego by się nie stało. Niemniej jednak musieliśmy spisać twoją wersje wydarzeń.
- Rozumiem.
- A twój brat?
- Jest nieprzytomny. Nie wiem, kiedy się obudzi.
- Nie szkodzi, twoje zeznanie w zupełności nam wystarczy. Pójdę jeszcze po rzeczy i pójdziemy sobie - powiedział.
- Dziękuję.
Drugi z policjantów usiadł obok Billa i zaczął z nim jeszcze rozmawiać, ale już zupełnie prywatnie.
Po paru minutach pojawił się pierwszy z funkcjonariuszy, niosąc rzeczy.
- Podpisz nam tylko, że odebrałeś te wszystkie rzeczy. Tu jest dokładny spis tego, co wyciągnęliśmy z auta.
Bill nawet nie czytał tego, nie obchodziło go czy coś zginęło, czy nie. Miał to gdzieś. W tej chwili miał inne problemy na głowie. Wziął długopis i po prostu podpisał.
Policjanci życzyli szybkiego powrotu do zdrowia i wyszli.
Zostając w końcu sam, rzucił kurtki na krzesło obok i zaczął grzebać w torbie, chcąc odnaleźć swój telefon.
Kiedy się dokopał do niego i zerknął na wyświetlacz, aż się skrzywił, widząc dziesiątki nieodebranych połączeń i drugie tyle sms’ów. Już miał je zacząć czytać, kiedy usłyszał telefon Toma. Spojrzał w stronę kurtek, był w jednej z kieszeni. Trochę nieporadnie, bo jedną ręką, wyciągnął go z kieszeni i spojrzał na wyświetlacz, to Georg.
Wcisnął słuchawkę i odebrał.
- No nareszcie! - odparł Geo, nie czekając aż usłyszy po drugiej stronie „słucham” – Co się z wami dzieje? Nie można się do was dodzwonić, ani do Billa ani do ciebie! Gdzie jesteście?
- To ja Geo – odezwał się Bill, ale jego głos zabrzmiał tak, że Geo od razu zorientował się, że coś się stało.
- Bill, co się stało?
- Mieliśmy wypadek. Jesteśmy w szpitalu. Tom jest nieprzytomny.
- O Jezu! W jakim jesteście szpitalu, zaraz tam przyjadę.
- Jakimś uniwersyteckim, nie wiem, jak się dokładnie nazywa, ale nie przyjeżdżaj dzisiaj, proszę.
- Dlaczego?
- Jest straszna śnieżyca, nie chcę, żebyś ryzykował. Przyjedziesz, jak się trochę uspokoi.
- Jesteś tego pewien? Wiesz, to żaden problem, będę jechał powoli.
- Nie Geo, nie ma sensu. Nic nam w tej chwili nie pomożesz, a ja nie chcę mieć kolejnego zmartwienia na głowie.
- Dobrze, rozumiem. Powiedz mi tylko, co z Tomem?
- Nie wiem. Jest podłączony do respiratora, nie oddycha sam. Mówią, że to przez to, że ma obrzęknięty mózg, impulsy nie dochodzą i dlatego nie potrafi sam oddychać, trzeba czekać aż obrzęk zejdzie.
- Rozumiem. A ty, jak się czujesz? Co z tobą?
- W porównaniu z Tomem wyszedłem z tego praktycznie bez szwanku. Kilka siniaków i rozcięć, wybity bark, który mi już nastawili i wstrząs mózgu. Nic poważnego.
- To nie tak całkiem bez szwanku.
- Posłuchaj Bill, przyjadę do was jutro z samego rana.
- Okej. Geo?
- Słucham?
- Zadzwoń do Gusa i powiedz, co się stało. Mam kilka nieodebranych połączeń od niego. Nie mam siły już rozmawiać, strasznie boli mnie głowa. Przeproś go od nas.
- Nie przejmuj się, zaraz do niego zadzwonię.  
- Dzięki.
- Bill, jakby coś się działo albo zwyczajnie chciałbyś pogadać, to dzwoń w każdej chwili.
                - Dzięki Geo. Na razie.
- Trzymaj się Bill.
Rozłączyli się.   
Bill obrócił kilkukrotnie telefon w dłoni - własność Toma, po czym bez skrępowania zaczął sprawdzać resztę przychodzących połączeń i sms’ów. Kilka sms’ów od Geo, żeby się odezwał i jeszcze od kilku innych znajomych, no i połączenia głównie od Geo i Gusa, nie zdziwił się, mieli się spotkać z chłopakami. Mama też się dobijała. Westchnął ciężko i wyłączył telefon, wrzucając go do swojej torby.
 Już się miał zbierać i iść na sale, kiedy zobaczył na korytarzu matkę wraz z ojczymem. Ścisnęło go coś w żołądku. O siebie się nie martwił, ale bał się, jak zareaguje mama, kiedy zobaczy Toma.
- Bill! Synku! – podbiegła, obejmując go i tuląc do siebie. – Co się stało?
- Ciężarówka w nas wjechała. To nie jego wina, nie widział nas – zaczął tłumaczyć się Bill, sam nawet nie wiedząc, czemu.
- A gdzie Tom?
- Tam – wskazał gestem głowy na jeden z pokoi.
Już chciała tam iść, kiedy Bill chwycił ją za rękę.
- Poczekaj mamo – chciał ją jakoś przygotować na to, co zobaczy.
- O co chodzi?
- Tom nie oddycha samodzielnie.
Zrozumiała, albo raczej instynkt macierzyński podpowiedział jej, że coś jest nie tak.
Podeszła do sali i otworzyła drzwi, chwilę stała w drzwiach nieruchomo, widząc te wszystkie urządzenia wokół łóżka Toma i ten okropny syczący dźwięk.
- O Boże, Tom! – zaczęła płakać i krzyczeć.
 Bill chwycił się za uszy. Nie chcąc tego słyszeć zaczął się nieświadomie cofać. Chciał stamtąd uciec. W jakimś dziwnym pokręconym sensie, czuł się winny, dlaczego to on tam nie leży, zamiast Toma. Ojczym jednak zauważył to i chwycił go.
- Bill, Bill już dobrze. Wszystko będzie dobrze – objął go, mocno do siebie przytulając. Czuł jak drży. – To nie twoja wina, słyszysz? – odsunął chłopaka od siebie, patrząc mu w oczy. Chciał, żeby Bill to zrozumiał. To niebyła jego wina, a właśnie to widział w jego oczach, poczucie winy. – To nie twoja wina Bill, rozumiesz?
Chłopak pokiwał głową, dławiąc się własnymi łzami.
- Jesteś strasznie blady, na pewno dobrze się czujesz?
- Boli mnie głowa – powiedział, wycierając łzy.
- Powinieneś się położyć. Musisz mieć siłę. Wiesz, że Tom cię teraz będzie potrzebował?
Te słowa podziałały na Billa, jak jakieś zaklęcie. Ilekroć słyszał imię Tom, czuł się, jakby ktoś go dźgał nożem w serce.
- Chodź – Gordon objął go ramieniem, prowadząc na sale.
Kiedy weszli do pokoju, mama siedziała przed łóżkiem, trzymając dłoń Toma w rękach i płakała.
- Bill synu, chodź do mnie – wyciągnęła do niego rękę.
Bill podszedł i chwycił matkę za rękę.
- On z tego wyjdzie, nie martw się – powiedziała, zaciskając mocno ręce na jego dłoni. - To wszystko moja wina – zaczęła sobie wyrzucać. - Gdybym was nie zatrzymywała nic by się nie stało.
- To nie twoja wina mamo. To niczyja wina. Tak się po prostu stało.
- Bardzo boli cię ramie? – zapytała po chwili, dotykając jego ręki.
- Nie, dostałem środki przeciw bólowe.
- Jesteś strasznie blady, chodź, połóż się - Zmusiła go, żeby się położył.
Bill leżał, ale nie mógł zasnąć ciągle zerkał w stronę brata, a mama trzymała ich obu za rękę.
- Śpij. Będę was trzymać za ręce aż zaśniecie – powiedziała, na co Bill się lekko uśmiechnął. W dzieciństwie często tak robiła. Siadała między ich łóżkami, chwytała rękę jednego i drugiego i mówiła im, że będzie dotąd trzymać ich za rękę, aż zasną, a do tego zawsze śpiewała im kołysankę.
- Tylko nie śpiewaj – odezwał się Bill.
- Nie będę, nie bój się. Będę was tylko trzymać za ręce – uśmiechnęła się, wiedząc, że są już zbyt dorośli, żeby śpiewać im kołysanki.
Mimo wszystko Bill poczuł się, jakiś bezpieczny. Ten gest zawsze dodawał mu otuchy. Przymknął oczy, obiecując sobie, że tylko na chwilę, ale po chwili zasnął.

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*