Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
2 miesiące temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
niedziela, 12 stycznia 2014
01:57
Odcinek 20
Wszedłem pod prysznic pierwszy. Tom w tym czasie
zadzwonił do obsługi, zamawiając dla nas jedzenie.
Stałem pod strumieniem chłodnej wody, czując jak delikatnie
masuje moje ciało i chłodzi rozszalałe zmysły. Wyciszałem się, oddając się temu
błogiemu uczuciu z zamkniętymi oczami. Zmęczenie odchodziło wraz z upływającą
wodą, a moje dłonie wędrowały po ciele raz w górę, raz w dół, raz za razem,
przez szyję, ramiona, brzuch, uda, krocze, klatkę piersiową, twarz… W tym samym
momencie poczułem ciepło na plecach, które natychmiast oplotło mnie ramionami.
- Mamy pół godziny – usłyszałem
i poczułem pocałunek na karku.
- Um – mruknąłem z
zadowolenia, po czym dotarła do mnie treść usłyszanego przed chwilą zdania. - Na
co pół godziny? – zdziwiłem się całkowicie, wybijając się z mojej błogiej kontemplacji.
- Podnieciłem się, stojąc tu i
patrząc na ciebie, jak się dotykasz.
Odwróciłem się do niego przodem. Uśmiechał się. Zerknąłem
w dół na jego przyrodzenie, unosząc ze zdumienia brew, a on, widząc moją reakcje,
wzruszył tylko ramionami.
- Jesteś niewyżyty seksualnie
– podsumowałem.
- Tak na mnie działasz.
Nie odpowiedziałem mu. Pomyślałem, że pod prysznicem to
chyba jeszcze tego nie robiliśmy. Odwróciłem
się do niego plecami i podałem mu butelkę z żelem pod prysznic.
- Lepiej umyj mi plecy – poprosiłem.
Wziął ode mnie butelkę i ściskając ją zaczął wylewać całą
zawartość na mnie. Czułem, jak żel spływa po mojej skórze w dół pleców. I czułem, jak jego palce znaczą mu właściwą
drogę. Przeszedł mnie dreszcz i wszystko znowu skumulowało się w moim
podbrzuszu. A Tom błądził rękami po moim ciele, co jakiś czas, zataczając kółka
na moich pośladkach i delikatnie je ściskając, pobudzając mnie tym jeszcze bardziej.
- Tom… - odezwałem się, nie wytrzymując już dłużej.
Chwycił mnie za ręce i podniósł je, opierając o ścianę
kabiny. Natychmiast przyległem do niej przyparty jego ciałem, czując jego gorący
członek między pośladkami i jego usta na mojej szyi.
Jęknąłem, kiedy dotknął mojego penisa.
- No proszę… - wyszeptał mi do
ucha – Ktoś mi tu chyba mówił, że to ja jestem niewyżyty seksualnie… -
Wiedziałem, do czego zapił.
- Zamknij się Tom i zrób to
wreszcie.
Chociaż nie widziałem jego twarzy, czułem, że uśmiecha
się od ucha do ucha. I poczułem, jak wchodzi we mnie. Nie broniłem się przed
nim. Teraz, kiedy wiedziałem już, jakie to uczucie i czego mogę się spodziewać,
byłem rozluźniony, a jemu chyba też było lżej na duszy, widząc, że nie krzywie
się, kiedy zagłębia się w moje ciało. To stawało się powoli przyjemne, chociaż nadal
miałem dziwne bliżej nieokreślone odczucie. Każdy ruch Toma potęgował moje
podniecenie, a on coraz bardziej napierał na mnie i wychodził. Zaciskał rękę na moim członku, przyspieszając
i zwalniając. Poczułem, że zaczyna mi się kręcić w głowie z tych doznań, a nogi
robią mi się miękkie w kolanach. Serce zaczęło mi bić coraz szybciej i nie czułem
już strumienia zimnej wody, chociaż wciąż spływała po naszych złączonych
ciałach. Nie wiem, czy Tom zdawał sobie sprawę, jaką rozkosz mi dawał, ale
czułem, że mnie podtrzymuje, kiedy doszedłem i podparłem się głową o ścianę
kabiny. Wyszedł ze mnie, a wraz z nim ciepła strużka jego uniesienia, która spływała
po moich nogach. Jeszcze nigdy nie byłem tak padnięty po seksie. Zawsze
myślałem, że to jedyna rzecz, którą robiłbym chyba na okrągło, zwłaszcza, że
jest taka przyjemna, ale teraz miałem po prostu dość.
- Jeszcze raz to zrobimy i
chyba umrę ze zmęczenia – wydusiłem z siebie, nadal łapiąc chaotycznie
powietrze.
Wymiękasz? – zapytał
znowu, biorąc mnie pod włos.
Odwróciłem się do niego i oparłem plecami o ścianę
kabiny.
- A ty nie?
Pokręcił przecząco głową.
Jezu, on był naprawdę niewyżyty seksualnie. Popatrzyłem
na niego z przerażeniem. To było niemożliwe, że wciąż miał na to ochotę.
- Nałykałeś się znowu viagry,
czy co? – zapytałem, obserwując jego rozbawienie.
- Och, nigdy więcej! – pokręcił głową, krzywiąc się na samo
wspomnienie. - Tamto było naprawdę głupie. Nie wiem, co mi strzeliło do głowy.
W każdym razie skoro już o to pytasz, to powiem ci, że mam taki jeden specyfik,
który daje mi takiego kopa, że mam ciągle ochotę na seks z tobą.
- Wiedziałem! – wkurzył mnie
tym. Nie chciałem, żeby cokolwiek łykał. Zupełnie nie rozumiałem, po co to
robił. - Co to za świństwo?
Znowu się u uśmiechnął.
- Nazywa się Bill Kaulitz – odparł
z jeszcze większym rozbawieniem.
- Przestań sobie żartować! –
wyprostowałem się, dochodząc już trochę do siebie.
- Nie żartuję. Ty jesteś moją viagrą
– musnął moje usta. - Im częściej to robimy, tym bardziej mam ochotę na kolejny
raz. Nawet nie masz pojęcia, jak na mnie działasz.
- Tom…
- Naprawdę. Sam zobacz – oboje
spojrzeliśmy na jego krocze – Widzisz?
Objąłem go jedną ręką za szyję, a drugą dotknąłem jego członka,
obserwując jak zamyka z przyjemności oczy. Podobała mi się jego reakcja. Nie
potrafił się mną nasycić. Był zmęczony chodź chciał mi weprzeć, że nie, a jego ciało
nadal reagowało na mnie i na mój dotyk, a to oznaczało, że naprawdę mnie kocha.
Zaczęliśmy się znowu całować. Ja w tym samym czasie pobudzałem go ręką. Mruczał
z przyjemności, kiedy mocniej go ściskałem. Czułem, jak rośnie w moje dłoni. Odchylił
głowę do tyłu, poddając się temu uczuciu. Chwyciłem go za podbródek, wpijając
się w jego usta. Nasze języki zaczęły swój taniec, oboje natrętnie próbowaliśmy
przejąć kontrole. Nasze oddechy znacznie przyspieszyły, zaczęło się odliczanie
i dążenie do tego jednego konkretnego momentu, gdy nagle… usłyszeliśmy pukanie
do drzwi.
Oderwaliśmy się od siebie jak oparzeni. Moje serce w
jednej chwili podeszło mi do gardła. Poczułem się tak, jakbym został przyłapany
na gorącym uczynku i doskonale wiedziałem, dlaczego tak się przestraszyłem,
zresztą oboje wiedzieliśmy, po jakim kruchym lodzie stąpamy.
- To obsługa – powiedział Tom,
patrząc na moją przerażoną minę. – Przynieśli jedzenie – dodał, a ja nadal
stałem, próbując wszystko ogarnąć.
- Trzeba im otworzyć – odezwałem
się w końcu otrząsnąwszy się z szoku.
- To idź.
- Dlaczego ja? To ty składałeś
zamówienie - zaparłem się, próbując się uspokoić.
- Tak mam iść? – spojrzeliśmy
oboje na jego wzwód i zaśmiałem się.
- To nie jest śmieszne Bill.
To twoja wina, że jestem w takim stanie – odparł sugestywnie, unosząc brwi i
zerkając w stronę dochodzącego pukania, dając mi znak, żebym się pospieszył.
- Dobra, pójdę – wyszedłem z
pod prysznica, chwytając ręcznik i okręcając się nim w pasie. – Widać coś po
mnie? – zapytałem, patrząc na bliźniaka.
- Masz czerwone policzki –
odparł szybko.
- Kurwa – przekląłem. – Trudno
– machnąłem ręką. Tym razem to Tom zaczął
się śmiać.
Zamknąłem za sobą drzwi łazienki i poszedłem otworzyć.
- Dzień dobry. Pan zamawiał
dostawę?
- Tak – odparłem i tak nie
wie, kto dzwonił, więc udałem, że to ja… no tak… ja… zamówiłem te cztery
wielgachne torby żarcia… – Proszę - wpuściłem go do pokoju.
Mężczyzna postawił wszystko na stole, który mu wskazałem,
patrząc z szokiem, co też Tom nazamawiał.
- Gdyby było coś jeszcze
potrzebne proszę dzwonić.
- Dobrze. Dziękuję.
- Proszę uważać na słonce.
Spojrzałem na niego nie, rozumiejąc, o co mu chodzi, od
wczoraj nie byłem jeszcze na dworze.
- Złapało pana na twarzy.
Aż mnie zmroziło. Słońce…? Jeśli to, co robił ze mną mój
kochany braciszek, można nazwać oparzeniem słonecznym, to tak, owszem, chwyciło
mnie i to bardzo. Właściwie paliło mnie cały czas i to nie tylko, zewnątrz, ale
i od wewnątrz.
- O tej godzinie radziłbym nie
wychodzić. O oparzenia słoneczne bardzo szybko.
- Dziękuję za radę.
- Nie ma za co. Smacznego i do
widzenia – pożegnał się i wyszedł.
A ja usłyszałem, jak Tom śmieje się już na głos i wiedziałem,
z czego.
Otwarłem zamaszyście drzwi łazienki i rzuciłem w niego ręcznikiem,
który jeszcze chwilę temu miałem na swoich biodrach.
- Przez ciebie wyszedłem na
kretyna!
- To tylko poparzenie
słoneczne, czym się przejmujesz? – Odwiesił mój ręcznik na wieszak.
- Następnym razem pójdziesz
sam otwierać, niezależnie w jakiem będziesz stanie – odszczekałem się i odwróciłem
z zamiarem pogrzebania w torbach, które przyniósł mężczyzna.
- Ej?
- Co?- Odwróciłem się, zatrzymując
w połowie drogi.
- Masz zamiar paradować teraz
z gołym tyłkiem?
- Przeszkadza ci to?
- Owszem, nie mogę się na
niczym innym skupić.
- To już twój problem -
odpowiedziałem i dopadłem toreb, wyciągając wszystko na stół.
Tom dołączył do mnie, ale on także najwyraźniej postanowił
mnie podręczyć, bo przyszedł zupełnie nago.
- Po co ci bita śmietana? – zdziwiłem
się.
- Powinny być też truskawki, poszukaj.
Spojrzałem na niego, a on chwycił pojemnik i wstrząsnął
nim.
- A jak nie ma, to zjem ją z dodatkiem
ciebie - i nacisnął go, spryskując moje ramie.
- Co ty wyprawiasz? – spojrzałem
na niego z ukosa. A on nachylił się i zaczął zlizywać ją ze mnie.
- Tom… - zagryzłem usta, kiedy
poczułem jego język na swojej skórze. Zlizywał starannie tą bitą śmietanę, zbyt
starannie, bo z każdą chwilą coraz bardziej tam miękłem. – Proszę cię…
- O co mnie prosisz?
- Możemy, chociaż na chwilę
zachowywać się normalnie?
- Ależ ja się zachowuje normalnie.
To jest moje najbardziej naturalne zachowanie.
- Słucham? – nie mogłem
uwierzyć. Trochę zaczynałem się obawiać, czy nie porwałem się z motyką na księżyc.
Marzyłem o tym tyle czasu, a w ostatnich dniach przed wyjazdem tu, to już nawet
zacząłem fantazjować. Wtedy dałbym wszystko, za choćby pięć minut, żeby Tom
zachowywał się tak jak robi to teraz, ale teraz, kiedy od rana nie robiliśmy nic
więcej, jak się kochaliśmy, pieścili i podniecali, zaczynałem przy nim
wysiadać. Byłem głodny i zmęczony, a on zachowywał się tak, jakby to, co do tej
pory zrobiliśmy, w ogóle nie miało miejsca.
- No dobrze - oderwał się od
mojego ramienia, zlizując ostatnią część bitej śmietany. To, na co masz ochotę?
- Tyle tu tego, że sam nie
wiem.
- To siadaj na stole – posadził
mnie obok zakupów i zaczął grzebać w torbach, wyciągając resztę produktów. -
Ufasz mi? – zapytał znienacka, świdrując mnie wzrokiem.
- No pewnie. Czemu pytasz?
- To zaczekaj tu chwilę – podszedł
do krzesła, na którym leżała jego bandanka i zabierając ją wrócił do mnie. –
Zabawimy się jak w filmie „Dziewięć i pół tygodnia”.
Parsknąłem śmiechem.
- Nie śmiej się. Podobał ci się
przecież.
Pokręciłem ze zdumienia głową. Pomyślałem, że znam go od
zawsze, a i tak ciągle mnie zaskakuje. Dlaczego wcześniej nie miałem pojęcia,
że jest taki kreatywny w tych sprawach?
- Wariat jesteś. Wiesz o tym?
- Pewnie, ale twój – zaczął mi
zawiązywać oczy. – Nie za ciasno? – zapytał po chwili.
- Nie. Tylko Tom…
- Nie bój się i czuj…
I zaczęło się. Pozbawiony jednego z najważniejszych zmysłów
– wzroku – wyostrzyłem dwa pozostałe równie ważne, jak słuch i węch. Słyszałem,
jak otwiera różne pudełka i puszki. Poczułem różne smakowite zapachy, które tak
nęciły, że przełykałem ślinę, nie mogąc się doczekać ich skosztowania.
- Jesteś gotowy? - zapytał.
- Tak i pospiesz się, bo
umieram tu z głodu.
- Teraz z głodu? A jakieś
dziesięć minut temu umierałeś ze zmęczenia.
- To też, ale chyba bardziej
doskwiera mi w tej chwili głód niż zmęczenie.
- No dobra, to otwórz usta.
Zawahałem się, przygryzając wargę, ale poczułem zapach
czekolady.
- Co to jest?
- Otwórz usta, to się przekonasz
– powiedział, oczekując na mój ruch. Więc otwarłem, pozwalając się mu nakarmić.
- Um… Nutella? – Wydusiłem z
pełną buzią.
- Brawo. A teraz…
Otwarłem buzie już bez zachęcania z jego strony.
- Poczekaj, sam skosztuje, czy
dobre – powiedział. – Um… Pyszne… - usłyszałem.
- No, Tom!
Zaśmiał się, widząc moje zniecierpliwienie.
- No to masz… - powiedział,
dając mi w końcu skosztować tego rarytasu.
- Um… - sam się zachwyciłem
smakiem tej truskawki.
- Jeszcze jedną?
- Yhym.
- Proszę – dał mi drugą. - A
teraz…
Słyszałem, jak coś kroi. Wsłuchiwanie się w odgłosy i próbowanie
odgadnięcia po samym dźwięku, co może być następne w kolejce, było niezwykłym
doznaniem. W życiu nie sądziłem, że tak niewinna zabawa, z pozoru prozaiczna,
przysporzy mi tyle satysfakcji.
- Otwórz…
- Um… Brzoskwinie w syropie?
Zaśmiał się.
- To było zbyt proste –
oznajmił i słyszałem, że bita śmietana poszła w ruch.
- Chyba nie sądzisz, że się
nie domyśle, co tym razem mi dasz.
- Zobaczymy. Otwórz. Pomału…
to będzie miało nietypowy kształt.
Zdziwiłem się, ale jak tylko znalazło się to w moich ustach,
wiedziałem, co to jest.
- Gofry z bitą śmietaną -
odparłem znowu z pełną buzią.
- Hm… Taki cwany jesteś? Ciekawe,
czy teraz zgadniesz…
- No dalej, zaskocz mnie czymś
w końcu.
Poczułem coś ciepłego blisko swoich ust, a po chwili
dotyk na nich. To były usta Toma. Całował mnie, właściwie tylko delikatnie
muskał. Pachniał tymi wszystkimi rzeczami, którymi mnie wcześniej karmił. Sam
pewnie też podjadał, stąd ten zapach. A pachniał zbyt smakowicie, zbyt kusząco,
żebym mógł się oprzeć takiej pokusie. Zatopiłem się, więc w jego ustach, tym
razem sam, odbierając sobie moją przystawkę. Odsunął się gwałtownie ode mnie.
- Zaraz, zaraz, spokojnie. Zostaw
trochę dla mnie – powiedział, a w jego głosie słychać było rozbawienie.
- Ach do diabła z tym
porcjowaniem. Nakarm mnie w końcu porządnie.
- Jak sobie życzysz – popchnął
mnie na stół i położył się na mnie. Znowu poczułem go między swoimi nogami.
Ocierał się kroczem o moje krocze, podniecał nas z premedytacją, doprowadzając
bardzo szybko do stanu, w którym oboje zaczęliśmy dążyć tylko do jednego. Z
zawiązanymi oczami jeszcze bardziej potęgowały się moje doznania. Czułem, że
oblewa mnie czymś zimnym, czymś, co spływało po mnie we wszystkich kierunkach, wywołując
dreszcze. Jęknąłem. I znowu poczułem, jak we mnie wchodzi. Już nie tak
brutalnie, tylko powoli, delikatnie. Jego język błądził po mojej klatce
piersiowej, zlizując fragment po fragmencie to, czym mnie oblał. Nie
wiedziałem, co to było, ciężko też mi było wywnioskować po zapachu, zbyt wiele
było ich teraz przemieszanych. Oplotłem go tylko nogami w pasie, zakleszczając
w uścisku. Jego ręce znowu zaczęły błądzić po moim ciele, dając rozkosz, dopieszczając
każdy fragment mojego ciała. Jego usta mnie paliły. Pocałunki stały się dzikie.
Ogarnęła nas jakaś dziwna żądza, namiętność, która popychała nas wciąż dalej i
dalej. Jego ruchy stały się głębsze. Moje jęki głośniejsze. Jego oddech przyspieszył,
a moje ciało wygięło się w łuk zalewając nas falą rozkoszy.
Zsunął mi przepaskę z oczu i opadł na mnie.
Leżeliśmy tak dobre kilka minut, zanim Tom się podniósł i
spojrzał mi w oczy.
- Wiesz?
Uniosłem brew, oczekując.
- Nie sądziłem, że to powiem,
ale mam dosyć. Nie zjem już dzisiaj nic więcej – oznajmił, ale wiedziałem, że
nie o jedzenie mu chodzi. Cały Tom. Mój Tom.
Parsknąłem śmiechem, a on zaraz za mną.
Podniosłem się do siadu, ogarniając wzrokiem cały stół. Takiego
bałaganu dawno nie narobiliśmy, ale warto było.
- No to, jaki kolejny punkt na
planie dnia? – zapytałem, patrząc jak oblizuje palce po tym, jak wepchnął je do
słoika z Nutellą.
- Pojęcia nie mam – odparł.
- Dobre? - zapytałem.
- Chcesz spróbować? - Nadal
widniało na nich sporo czekolady.
- Daj – chwyciłem go za dłoń i
przejechałem językiem po jego palcach.
Zastygł w bezruchu na ten gest. Nie wiedziałem, że ma tak
wrażliwe dłonie.
- Chcesz, żebym possał twoje
palce? – zapytałem, obserwując go uważnie.
- Uniósł brwi, co oznaczało,
że daje mi wolną rękę.
No to zrobiłem to, a on przyglądał się w ogromnym skupieniu,
bawiąc się kolczykiem w wardze.
Nie wiem, ile czasu tkwiliśmy tam, mnie wydawała się to
chwila, ale zanim się spostrzegliśmy zaczął robić się zmierzch. Byłem skonany,
Tom też. Z jedzenia nie zostało już wiele, a to, co zostało schowaliśmy do
lodówki. Po ogarnięciu stołu, na którym w efekcie końcowym nie tylko jedzenie
się znalazło, wziąłem szybki prysznic, oczywiście w towarzystwie bliźniaka,
który tym razem był grzeczny, ale to chyba, tylko dlatego, że sam był już zmęczony.
I położyliśmy się do łóżka.
W życiu nie widziałem, żeby Tom zasnął tak szybko. Nawet
się nie przykrył, po prostu padł. Nawet nie czuł, jak go dotykam. Był w tej
chwili taki bezbronny i zdany wyłącznie na mnie. Przykryłem go i przytuliłem do
niego. To był najcudowniejszy dzień w całym moim życiu i dzieliłem go razem z
moim bliźniakiem. W tym momencie niczego więcej nie chciałem już od życia, bo
miałem wszystko, co najcenniejsze. Miłość. Tak. Kochałem i byłem kochany i
czułem to, całym sobą. I pomimo ogromnego zmęczenia byłem tak szczęśliwy, że
nie mogłem zasnąć, ze szczęścia. Uśmiechałem się cały czas na wspomnienie
dzisiejszego dnia. A jutro czekał nas kolejny…, czy tak samo zwariowany? A może
bardziej? W każdym razie nie mogłem się
już doczekać jutrzejszego dnia.
W końcu zasnąłem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
Hej czemu tylko Tom był na górze !!
OdpowiedzUsuńżycie jest do dupy :(