Informacja

KIEDY NOWY ODCINEK?

W niewoli uczuć (23) - Soon :D




INFORMACJA


PDF do ściągnięcia
Klik





Obserwatorzy

wtorek, 14 stycznia 2014

Odcinek 29

Kiedy w końcu wsiedliśmy do samolotu, było już grubo po drugiej w nocy. Tom rozłożył swój fotel i chwilę później pogrążył się we śnie. Ja po mimo zmęczenia nie mogłem zmrużyć oka. Byłem jakiś podenerwowany, sam nie wiem czym. Po godzinie wiercenia się, kiedy przez przypadek szturchnąłem brata, budząc go i mając okazje spojrzeć w jego zdezorientowane spojrzenie, stwierdziłem, że chyba zajmę się czymś innym niż spanie.
- Przepraszam, nie chciałem cię obudzić – szepnąłem mu do ucha i pocałowałem w policzek, na co on tylko mruknął i przyłożył z powrotem głowę do poduszki.
Wyciągnąłem z torby swojego laptopa i pomyślałem, że sprawdzę swoją pocztę, a potem może tą, którą mieliśmy dla fanów. Uśmiechnąłem się, widząc list od Angeli.

Cześć Bill
Nawet nie wiesz, jak się ucieszyłam, że odpisałeś. Przyznam szczerze, że byłam pewna, że mnie zlejesz, a tym czasem… naprawdę jesteście inni. Dziękuję za pozdrowienia, przekaż je także ode mnie Tomowi. I dziękuję za zdjęcie, zazdroszczę Wam takich widoków, to musiały być wspaniałe wakacje. Jak wiesz moje życie podobnie, jak Wasze od jakiegoś czasu obraca się na walizkach, ale tydzień temu tato powiedział, że się osiedlimy na jakiś czas, bo podpisał kontrakt ze szpitalem na dwa lata, a to oznacza, że przez przynajmniej dwa lata będę miała normalny dom, swój własny pokój i przez jakiś czas ten sam widok za oknem.  Nie wiem, czy już wróciliście do domu, a jeśli tak, to co teraz będziecie robić?
Pozdrawiam Was Angela

Uwielbiałem pisać listy, krótkie, czy długie nie miało to znaczenia. List to forma przekazania swoich myśli, emocji i uczuć w najbardziej przemyślany sposób. Możesz zastanowić się nad każdym słowem, zdaniem, to coś zupełnie innego niż rozmowa na żywo, czy przez telefon. Owszem list nigdy nie zastąpi ci żywej osoby, ale dzięki listom czasami łatwiej jest coś komuś powiedzieć, niż tak wprost, patrząc jej w oczy.
Tom był w jakiś sposób zazdrosny o Angele, głównie przez to, że dałem jej swojego prywatnego maila. Wiedział, że strzegę swojej prywatności, jak oka w głowie, a tu takie coś. Więc doskonale zdawał sobie sprawę, że dziewczyna nie jest dla mnie zwyczajną fanką, a co gorsze, że ją lubię i że mi się podoba, jako dziewczyna oczywiście. Widziałem, że stara się udawać, że w zasadzie mało go to obchodzi, ale nie potrafił się powstrzymać od grzebania w moim laptopie. Musiał przeczytać, co napisała i co ja jej odpisałem, dlatego nie zmieniłem hasła w komputerze, chciałem, żeby wiedział, że to tylko koleżanka, przynajmniej na razie.
 Odpisałem jej, bo co miałem robić przez pięć godzin lotu?

Witaj Angela
Właśnie wracamy do domu. Szybko zleciało, jest nam trochę przykro, co ja piszę, jest nam okropnie przykro, ale cóż, praca czeka. Nasz manager już kilka dni temu zapowiedział nam, że jak tylko wrócimy mamy natychmiast się z nim skontaktować, a to oznacza tylko jedno, będzie harówka J Bardzo się cieszę, że będziesz mogła pomieszkać trochę w jednym miejscu. Doskonale wiem, jak to jest każdą noc spędzać w innym hotelu. Nie mogę się doczekać, kiedy wyłożę się w swoim łóżku, chociaż nie spałem w nim tak dawno, że pewnie zapomniałem już, jakie jest duże i wygodne. W jakim regionie Niemiec będziecie mieszkać? Może, jeśli nasz manager nie zechce nas zaharować na śmierć udałoby się nam gdzieś spotkać i porozmawiać, jak wtedy w kawiarni, było by miło.
Pozdrawiam serdecznie Bill.

Kiedy odpisałem na prywatne maile, wziąłem się za pocztę Tokio Hotel, która jak zwykle pękała w szwach. Za zwyczaj to ja odpisywałem na listy fanów, chociaż i reszta zespołu się za to brała. Niektóre maile były śmieszne, niektóre smutne, niestety z braku czasu na wiele nie odpisywaliśmy, tak jak teraz przez trasę, przyszło tyle wiadomości, że kiedy je zobaczyłem zrobiło mi się gorąco. Z całą pewnością do końca lotu nie będę się nudził. Westchnąłem. Cóż, wiele razy o tym mówiłem także w wywiadach, to nie tak, że olewamy naszych fanów, doskonale wiemy, że czekają na odpowiedź, ale po prostu nie jesteśmy wstanie odpisać wszystkim. Jest nam bardzo przykro z tego powodu, ale ogromnie dziękujemy za każdy list, za słowa otuchy, za wiarę w nas i za to, że po prostu napisali.
Gdzieś po czterech godzinach odpisywania, miałem już dosyć. Tom też zaczął się wiercić przez sen. Zamknąłem laptopa i poczułem, że jak zaraz nie udam się do toalety, to pęknie mi pęcherz. Powoli wstałem z miejsca, siedzenie pod oknem miało w tym wypadku poważną wadę, musiałem dobrze się nagimnastykować by przejść tak przez Toma, żeby go nie obudzić, zwłaszcza, że jego fotel był rozłożony, a przejście, którym zwykle mogłem się wymknąć zastawione było jego wyciągniętymi nogami, ale udało się. Kiedy zamknąłem się w tym klaustrofobicznym kiblu i załatwiłem swoją potrzebę, spojrzałem na siebie w lustro. Zdecydowanie musiałem sobie odpuścić na dzisiaj siedzenie przed kompem, miałem tak czerwone oczy, że spokojnie można by sądzić, że ryczałem przez pół nocy. Umyłem ręce, przemyłem twarz i wróciłem na swoje miejsce.
- Gdzie łazisz? – usłyszałem, kiedy tylko posadziłem tyłek.
- Byłem w ubikacji.
- Która godzina?
- Dochodzi siódma według czasu na Malediwach. A tu to nie wiem.
Tom przeciągnął się i przetarł twarz rękami.
- Gdzie jest ten kibel? – spytał po chwili.
- Na końcu samolotu.
- Pójdę skorzystać, zaraz wracam – powiedział i ruszył w wiadomym kierunku.
Kiedy go nie było podeszła do mnie stewardesa, informując, że spokojnie zdążymy na kolejny samolot i że mamy się udać do bramki numer 64.
Kiedy wrócił Tom, ona akurat odchodziła.
- Co się stało? – zapytał, uwalając się na swój fotel.
- Nic, mamy przesiadkę i musimy udać się do bramki 64.
- Aha – mruknął. – Masz coś do picia?
Podałem mu swoją Cole.
- W Berlinie będzie czekała na nas ochrona i zabiorą nas do domu.
- Zaczyna się, co? –  stwierdził z dziwną miną.
Czasami odnosiłem wrażenie, że męczy go ta cała sława. Zresztą tak samo jak mnie, ale doskonale wiedzieliśmy, na co się decydujemy. Uprzedzali nas o tym rodzice, Gordon i nawet Jost, który zaznaczył, że jeśli wsiądziemy do tego pociągu, jakim jest kariera, nie będzie już odwrotu.
- Uważam, że to zbyteczne, ale już nie chciałem kłócić się z Jostem.
- Do mnie też dzwonił, ale go zlałem – zaśmiał się.
- A myślisz, że ja odebrałem, kiedy dzwonił? Sms’a mi wysłał. Stąd wiem o tej ochronie.
- Ale będzie marudził za to nieodbieranie – stwierdził Tom, oddając mi pustą butelkę.
- Mam go w dupie – uciąłem krótko. I zacząłem powoli pakować wszystko, co przez cały lot wyciągnąłem z torby.
- Nie jesteś zmęczony? – zapytał.
- Trochę, ale jakoś nie mogłem wcześniej zasnąć. Odpisywałem na maile fanów. Masz chyba ze sto propozycji na randkę i drugie tyle chce, żebyś został ojcem ich dziecka.
- Nie chcę tego słuchać. Nie obchodzą mnie one. Ty mnie obchodzisz – powiedział. – I gdyby to było realne zrobiłbym dziecko tobie, może nawet dwoje, albo bliźniaki, co ty na to? – wypalił, na co przyłożyłem mu gazetą w głowę.
- Chory jesteś? Opanuj się.
- Naprawdę – zaśmiał się.
- Jak masz takie odruchy macierzyńskie weź sobie psa.
- A wiesz, że to dobry pomysł. Jak tylko będziemy w domu jakiegoś sobie poszukam. Może ze schroniska? Będę dla niego, jak ojciec, a on będzie moim chłopcem.
- To już postanowione, że to będzie pies nie suczka?
- Ty masz suczkę, to dla równowagi ja będę miał psa.
- Jak chcesz – kocham psy, zresztą w ogóle kocham zwierzęta, jeden pies więcej, czy mniej nie robi już różnicy, a jeśli z tego powodu Tom miałby być szczęśliwy, to czemu nie?
Po godzinie przesiedliśmy się na drugi samolot. Lot miał trwać siedem godzin, a przez to, że jakby cofaliśmy się w strefie czasowej do tyłu, ciągle było ciemno. Powoli zaczynałem odczuwać skutki podróży. W samolocie zacząłem przyjmować postawę zawieszenia, kiedy przez dłuższą chwilę potrafiłem siedzieć nieruchomo i tempo wpatrywać się niewidzialnym wzrokiem w jakiś punkt przed sobą.
- Połóż się – powiedział Tom, przerywając moje zawieszenie.
- Nie zasnę.
- Złożymy podłokietniki, przytulisz się do mnie i zaśniesz. Jesteś przemęczony, widzę to.
- Na pewno nie zasnę, to bez sensu Tom.
- Przynajmniej spróbuj – zaczął mnie namawiać i rozkładać nasze siedzenia.
Nigdy nie umiałem spać w samolocie. Nawet, jeśli leżałem i miałem zamknięte oczy nie przysnąłem nawet na pięć minut, to było wkurzające, ale nie potrafiłem.
Tom rozłożył koc i zarzucił go na nas. Wyciągnął rękę na moje siedzenie tak bym mógł się na niej położyć, jak na poduszce i wtulić w niego. Czułem, że to bez sensu, ja nie zasnę, on przeze mnie tak samo i obaj będziemy zmęczeni, ale się uparł, więc dałem za wygraną, bo przecież nie będę robił scen w samolocie. Co prawda w biznes klasie leciało tylko jakiś dwóch facetów, którzy do tego siedzieli daleko za nami, ale nie wypadało się kłócić o taką pierdołę.
- Wygodnie ci?
- Tak, ale i tak to nic nie da.
- Przy mnie zaśniesz, zobaczysz – pocałował mnie i zgasił lampkę nad siedzeniami. Objął mnie drugą ręką, przytulając do siebie.
No i leżeliśmy. Słyszałem, jak bije jego serce, spokojnie i jednostajnie.  Wsłuchiwałem się w nie dłuższą chwilę, wciągając cały czas zapach jego skóry przemieszany z perfumami, to było, jak narkotyk. Jego miarowy oddech, który lekko mnie kołysał sprawiał, że zacząłem czuć ogarniającą mnie senność. Nie sądziłem, że tak się odprężę, iż naprawdę usnę, ale zasnąłem i co dziwne spałem całe sześć godzin. Spałbym pewnie dłużej, gdyby nie stewardesa, która obudziła Toma informując, że za godzinę lądujemy.
Podniosłem się, zerkając półprzytomnie na bliźniaka. Tom zaczął rozmasowywać sobie rękę, na której spałem.
- Straciłem czucie – zaśmiał się.
- Przepraszam.
- Za co? I tak nie czułem przez sen.
- Nie wiem, jak to zrobiłeś, że zasnąłem.
- Jak to jak?  Było ci wygodnie i czułeś się bezpiecznie, więc zasnąłeś. Od i cała filozofia.
- Pospałbym jeszcze – stwierdziłem. Cóż zawsze lepsze sześć godzin snu, niż nic, ale już sobie postanowiłem, że, jak pierdyknę się w domu spać, to będę spał bite dwanaście godzin albo i dłużej.
- Ja też – potwierdził Tom. - Wyśpimy się w domu. Póki co ogarnij się, niedługo lądujemy. Dostałem sms’a od Michaela, że czekają już na nas na lotnisku. Mamy szczęście, bo jest środek nocy i mało ludzi  – powiedział Tom, przeglądając komórkę i wiadomość od naszego ochroniarza.
- Mam propozycje – rzuciłem.
Tom spojrzał na mnie.
- Wracamy na Malediwy – wypaliłem.
- Przestań tak mówić, bo ja naprawdę jestem gotowy to zrobić.
Zaśmiałem się.
- Chciałbym zobaczyć minę Josta po tym, jakbyśmy na prawdę tak zrobili.
- Wtedy sam byś z nim gadał – stwierdził Tom. - Bo nawet moje argumenty by do niego nie trafiały.
- Zawsze się zastanawiam, co ty mu tak w ogóle mówisz, że go przekonujesz.
- To nie słowa Bill, tylko mój urok osobisty.
- Ta, jasne - prychnąłem.

2 komentarze:

  1. Jak cudownie!
    Dobrze ze przenioslas sie na bloggera
    najlepsza stronka do blogów!
    i od razu bedzie latwiej czytać.
    a notki i opka. jak zawsze zajebiste..

    /KiroBilla

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety onet nie dał mi wyboru. Co prawda cały wieczór zajęło mi ogarniecie gdzie co jest, ale nie było tak źle. :)

      Usuń

Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*