Informacja

KIEDY NOWY ODCINEK?

W niewoli uczuć (23) - Soon :D




INFORMACJA


PDF do ściągnięcia
Klik





Obserwatorzy

niedziela, 12 stycznia 2014
Odcinek 3



TYDZIEŃ PÓŹNIEJ

Billa wypisano ze szpitala, natomiast Tom nadal był nieprzytomny. Jego złamana noga zrastała się bez komplikacji i wszystko byłoby dobrze poza tym, że nadal był nieprzytomny. Zlecono kolejne badania tomograficzne, ale wyniki nie były tym, na co wszyscy liczyli. Okazało się, że Tom jest w śpiączce.
- Cóż mogę powiedzieć - zaczął lekarz. – Opuchlizna prawie ustąpiła. Obraz mózgu jest prawidłowy.
- To, dlaczego on się nie budzi? – zapytał Bill.
- Być może obrażenia były większe niż sądziliśmy. Zrobimy jeszcze badanie aktywności fal mózgowych. Wtedy będę mógł coś więcej powiedzieć.
- Kiedy będzie to badanie?
- Jutro rano.
Bill nic więcej już nie powiedział. Wstał i wyszedł z gabinetu, kierując się prosto do pokoju brata.
Wszedł do środka, nikogo już nie było. Wiedział, że jeszcze chwilę temu byli tu chłopaki, słyszał ich na korytarzu koło windy, ale ukrył się przed nimi za ścianą, czekając aż odejdą. Przez ostatnie kilka dni unikał ich. Zamknął się w sobie i nawet, jeśli już musiał z kimś porozmawiać, odpowiadał zdawkowo starając się, jak najszybciej zakończyć konwersację. Czekał. Gdzieś w podświadomości, obawiając się najgorszego.
- Cześć – powiedział do Toma i pocałował go w czoło. Usiadł na krześle stojącym obok jego łóżka i chwytając go za rękę przyłożył do swojej twarzy, ocierając się o nią. – Tom… Obudź się w końcu. Boję się… i potrzebuję cię. Czuję się tak, jakbym był w połowie martwy. Nie wiem, co robić. Nie mam, z kim o tym porozmawiać. Daj mi jakiś znak, że mnie słyszysz, proszę cię…
Ale prośby Billa odbijały się od ścian pokoju, tylko głuchym echem.
Siedział tam jeszcze z dobre dwie godziny, przyglądając się mu. Po mimo że Tom się nie odzywał ani nie ruszał, sama jego obecność dodawała mu otuchy. W końcu zaczął się zbierać. Musiał dojechać do domu i przygotować się na jutrzejsze badanie. Bał się jego wyników, jakby przeczuwał coś złego, a łzy same mu się cisnęły do oczu.
Kiedy w końcu dotarł do domu, wziął tylko szybki prysznic, zjadł kawałek suchej bułki i położył się do łóżka. Zasnął bardzo szybko, był wykończony.

Wczesnym rankiem obudziła go komórka. Zebrał się szybko, na śniadanie, pijąc tylko filiżankę kawy i ruszył do szpitala.
Na miejscu przygotowywali się już do badań. Po jakieś godzinie lekarz poprosił Billa do swojego gabinetu.
Położył przed nim na stole wydruki, samemu siadając wygodnie na fotelu po drugiej stronie biurka.
- To wyniki badań – odparł lakonicznie.
Bill chwycił jedną z kartek, potem drugą i trzecią.
- Co to ma być?
- Aktywność fal mózgowych twojego brata.
- Przecież tu nic nie ma.
- O tuż to – odparł lekarz.
- To jakiś żart, tak?
- Przykro mi.
Bill przejrzał resztę kartek, na niektórych linie lekko wychylały się.
- A to, co? – zapytał.
- To nic nie znaczy. Ten obszar kory mózgowej odpowiedzialny jest za oddech, a jako, że oddycha za niego respirator stąd takie wyniki.
- Powiedział pan wczoraj, że opuchlizna prawie zeszła, może musi zejść całkiem.
- To nic nie zmieni. Nawet przy opuchniętym mózgu te wykresy nie były by całkowicie płaskie.
Bill odłożył papiery na biurko i podpierając rękę na podłokietniku krzesła oparł na niej głowę. Zupełnie, ignorując lekarza popatrzył się w kierunku okna, poza nie, gdzieś w niebo. Pomimo że był mróz, świeciło dzisiaj piękne słonko. Był idealny dzień. Był… do czasu wizyty w tym gabinecie. Wydawało mu się, że to wszystko mu się śni. Nie zaakceptował faktów, po prostu nie potrafił.
- Dobrze się czujesz? – zapytał zaniepokojony reakcją Billa, lekarz.
Ale on nie zamierzał się nim teraz przejmować. Myślał dalej. Nawet, jeśli nie zaakceptował faktu, że Tom jest właściwie martwy, bo brak aktywności fal mózgowych to śmierć, to dotarło to do niego i zastanawiał się, jak on teraz będzie bez niego żył? Właściwie nie zamierzał bez niego żyć. On bez Toma nie potrafi istnieć, po prostu go nie ma.
- Czy mógłbym się skontaktować z twoimi rodzicami? - zapytał lekarz.
- Będą tu popołudniu – wyrwał się z letargu i spojrzał na mężczyznę. -  Mają kawałek drogi do pokonania.
- Rozumiem. W takim razie, jak już dotrą, chciałbym z nimi porozmawiać.
Bill chwycił torbę z ziemi i wstając opuścił gabinet lekarza. Rozejrzał się po korytarzu i rzucając torbę na jedno ze stojących pod ścianą krzeseł, wyciągnął telefon.
Odszukał numer do Josta i wcisnął połączenie.
Usłyszał po chwili.
- David Jost, słucham.
- David mam prośbę - zaczął od razu.
- Co się stało? - Jost po głosie Billa zorientował się, że to poważna sprawa.
- Potrzebuję konsultacji neurologicznej z innymi lekarzami. Czy mógłbyś jakiś znaleźć? Najlepiej jakiś znanych profesorów.
David zrozumiał, że jest źle.
- Już po badaniu? - zadał krótkie pytanie.
- Dla mnie żadnego badania nie było. Nie wierzę w te ich wyniki. Byłbym głupcem, jeśli oparłbym się tylko na opinii jednego lekarza.
- Rozumiem. Postaram się to załatwić jak najszybciej. Dam ci znać.
- Dzięki.
- Nie ma, za co.
Rozłączył się i chwytając tylko torbę poszedł do sali brata.
- Cześć – przywitał się z nim, jak gdyby on to słyszał. – Pocałował go w policzek. – Wymęczyli cię tymi badaniami, co? – Pogładził go po ręce. – Wiem, nie musisz mi nic mówić, czuję, że masz już dosyć. Dzwoniłem do Davida, załatwię ci inne konsultacje i wtedy zobaczymy.
Chwycił go za rękę, przysiadając na brzegu jego łóżka.
- Kocham cię. A kiedy się obudzisz powiem ci to prosto w oczy. To i wiele innych rzeczy – dodał po chwili namysłu. – A jeśli nie, to nie będziesz tam sam, bo ja nie zamierzam zostać tu bez ciebie. Uśmiechnął się po chwili do swoich słów. - Widzisz, jaki jestem niezdecydowany? Nie tak dawno rozmawialiśmy o życiu, pamiętasz? Mówiłem ci, że to dar bez cenny i że nigdy bym świadomie z niego nie zrezygnował. Nadal tak uważam, ale nie wziąłem pod uwagę brak najważniejszej osoby w moim życiu, a to zmienia zupełnie postać rzeczy. – Zerknął na zegar wiszący na ścianie. - Niedługo przyjedzie mama z Gordonem. Nie wiem, jak ja im to powiem. Boję się jej reakcji. Będzie płakać, a to jeszcze bardziej będzie mnie utwierdzało w tym, że jest z tobą źle. Chyba się z nią nie spotkam, nie dam rady. Sam widzisz, że bez ciebie się gubię. I nie… nie jestem silny, myliłeś się. To ty jesteś moją siłą – stwierdził. – Wiesz jak się czuję? Jakby coś ciężkiego leżało na mojej klatce piersiowej. Nie potrafię przez to swobodnie zaczerpnąć powietrza. Do tego mam wrażenie, że jestem w jakimś ciasnym pomieszczeniu i w którą stronę się nie odwrócę natrafiam na ścianę. Każdego dnia te pomieszczenie robi się coraz mniejsze, okropne uczucie, Tom.
Gus i Geo, często do mnie dzwonią, bo normalne kontakty z nimi ograniczyłem, tylko się nie wściekaj, po prostu nie mogę inaczej. Dodają mi otuchy. Geo powiedział, że jesteś zbyt uparty, żeby od tak się poddać bez walki. Trzymam się tego, co powiedział. Liczę na to, że on wie o tobie coś, czego ja nie wiem. Nie zawiedź go. Wiem, że tego nie pochwalisz, ale w ogóle odciąłem się od wszystkich. Denerwuje mnie ich gadanie, to ich użalanie się nade mną i współczucie. Nawet, jeśli są szczere, to nigdy nie zrozumieją, co ja czuję. A w życiu nie czułem się taki rozdarty. Więc weź to pod uwagę i obudź się wreszcie.
Tego dnia nie spotkał się z rodzicami, zwyczajnie uciekł. Zamówił taksówkę, każąc się zawieść do domu. Siedział na tylnym siedzeniu, patrząc przez okno. Znowu zaczął padać śnieg. Drobniutkie płatki wirowały w delikatnym tańcu i upadały na ziemie, tonąc w sporej warstwie śniegu, zlewając się z nim, tworząc puchową kołderkę i absorbując tym tak uwagę Billa, że przez całą jazdę zwyczajnie wyłączył się, patrząc tempo na to zjawisko, jakby naprawdę dostrzegał w nim coś fascynującego.  Po godzinie dotarł do domu.
Jeszcze dobrze nie zdążył do niego wejść, a rozdzwonił się jego telefon. Wyciągnął go z kieszeni i spojrzał na wyświetlacz, to Gordon.
Odebrał.
- Bill? Gdzie ty jesteś?
- W domu.
- Myśleliśmy, że będziesz w szpitalu.
- Właśnie z niego wróciłem. Mam kilka pilnych spraw do załatwienia. Przepraszam, że się z wami nie spotkałem.
- Widzieliśmy wyniki badań – powiedział w końcu.
- To jeszcze o niczym nie świadczy – odparł Bill.
- Co ty chcesz zrobić? – zapytał Gordon. Znał Billa. W końcu wychował go i traktował go, jak syna, tak samo zresztą jak Toma.
- Zasięgnę opinii innych lekarzy.
- Bill, wyników nie zmienisz.
- Wyniki można powtórzyć. Tak szybko spisaliście Toma na stratę? – zapytał podniesionym tonem głosu.
- Nie spisaliśmy go na stratę.
- Więc zacznijcie o niego walczyć, a nie tylko przyjmować do wiadomości kolejną złą nowinę.
- Co zrobisz jeśli powtórzysz badania i będzie to samo? Jeśli kolejny lekarz powie to samo, co wtedy? – Usłyszał pytanie, którego najbardziej się obawiał, które przez cały ten czas wypierał nawet ze swojej świadomości.
- Zobaczymy – ale wiedział co zrobi. Bez Toma nie zamierzał dalej żyć.
- Martwimy się o ciebie Bill. Chciałbym z tobą porozmawiać.
- Przecież rozmawiamy.
- Patrząc ci w oczy, a nie przez to cholerne urządzenie. Chciałbym cię przytulić, pocieszyć…
- Gordon, nie potrzebuję pocieszenia, nic mi nie jest. Zresztą nie mam czasu na takie rzeczy. Mam masę spraw na głowie. Do twojej wiadomości, życie toczy się dalej. Ja i Tom mamy też jakieś zobowiązania względem wytwórni, chłopaków i kilku innych osób. A fakt, że on jest nadal w śpiączce sprawia, że muszę się tym wszystkim zająć sam, rozumiesz? – Wymówka była dobra, tylko, że tak naprawdę miał gdzieś wytwórnie, chłopaków i wszystkich tych, z którymi mieli jakieś układy.
- Rozumiem.  Nie mniej jednak chciałbym z tobą porozmawiać w cztery oczy, twoja matka tak samo.
- Dobrze, ale nie dzisiaj – wiedział, o czym będzie ta rozmowa, przeczuwał to. Nie ma mowy, żeby się zgodził odłączyć Toma od respiratora. Nigdy!
- To może jutro. O której będziesz w szpitalu?
- Nie wiem.
Gordon zorientował się, że Bill stara się uniknąć tej rozmowy.
- Jak będziesz, zadzwoń do nas. Wynajęliśmy z twoją mamą pokój w hotelu, niedaleko szpitala. Nie chcemy w taką pogodę jeździć, więc przez kilka dni będziemy w mieście.
- Dobrze, dam znać, jak będę miał czas się z wami spotkać.
- Będziemy czekać na wiadomość od ciebie. Trzymaj się Bill.
- Wy także – odparł krótko i rozłączył się.
Patrzył jeszcze chwilę na wyświetlacz, najchętniej wyrzuciłby to urządzenie do kosza. A zawsze było dla niego takie ważne, co za ironia losu. Już miał je odłożyć na szafkę, gdy znowu się rozdzwoniło. Spojrzał, kto tym razem, ale kiedy zobaczył na wyświetlaczu nazwisko Davida od razu odebrał.
- Bill – David zaczął od razu bez ogródek. – Zorganizowałem konsylium dla Toma. Pojutrze w południe przyjedzie profesor z Francji i bardzo znany z Sydney. Jako jego brat możesz wziąć udział w tym zebraniu.
- Jasne, dzięki David.
- Nie masz, za co dziękować. Dam ci znać jeszcze, o której godzinie to będzie. Będę się z nim widział jutro na lotnisku, to wstępnie się dowiem.
- Jeszcze raz ci dziękuję.
- A ty jak się czujesz? – zapytał jeszcze.
- Domyśl się – rzucił lapidarnie.
- Eh… Musisz mieć nadzieję Bill.
- Staram się, w przeciwnym razie nie zawracałbym ci głowy.
David był obecnie jedyną osobą, przed którą Bill najbardziej się otworzył i powiedział, chociaż nie wprost, że to wszystko go przerasta. Chyba tylko, dlatego, że lubił w Davidzie jego konkretny sposób bycia i to, że nigdy nie gdybał na zapas, co Billa zawsze najbardziej wkurzało w ludziach.
- No dobrze, odezwę się jeszcze. Trzymaj się Bill.
- Dzięki, na razie.
Odetchnął. Rozejrzał się po domu. Wszędzie było pusto i cicho. Uwielbiał ciszę, ale teraz stała się ona jakaś nieznośna. Chwycił pilota ze stolika i włączył telewizor. MTV to stacja, którą ostatnio oglądał Tom. Nie zmienił jej, żeby czuć się tak, jakby Tom tu był. Telewizja, to było królestwo Toma, nie potrafił bez niej żyć. Kiedy tylko byli w domu, telewizor chodził na okrągło. Nawet, kiedy wracali do domu, Tom włączał go. To była pierwsza czynność zaraz po zdjęciu butów i kurtki. Bill zwykle zaszywał się w swoim pokoju na piętrze, pogrążając się bardziej w szperaniu w sieci, lub pisaniu czegoś. A teraz nie mógł po prostu tej ciszy znieść.
Zaczął robić sobie kolację. Cały dzień nic nie jadł, przez co bolała go głowa. Ale by dostał opieprz od Toma. On nawet, kiedy nie mieli czasu nic zjeść potrafił gdzieś po drodze kupić jakiegoś fast food’a. Powinien wziąć z niego przykład, może to niezbyt zdrowe, ale na pewno dostarczyłoby mu kalorii, tak bardzo mu teraz potrzebnych.
Wyciągnął z zamrażarki pizzę i włożył ją do piekarnika, ustawiając odpowiednią temperaturę. W między czasie poszedł wziąć szybki prysznic. Kiedy wrócił pizza była już gotowa. Wyciągnął ją i nałożył sobie na talerz dwa kawałki, nalał jeszcze soku do szklanki i z talerzem w jednej ręce oraz szklanką w drugiej powędrował do pokoju przed telewizor. Często tak jadali z Tomem. Wyciągnął nogi na brzegu stolika i położył talerz na kolanach. Przeskoczył kilka kanałów, szukając coś bardziej interesującego od tego dennego wywiadu, który widział już chyba z dziesięć razy. Poszedł jeszcze po dokładkę do kuchni. Nawet nie zdawał sobie sprawę z tego, jaki był głodny. Przez te wszystkie lata nauczył się ignorować uczucie głodu. Przypominał sobie o nim dopiero wtedy, gdy zaczynała go boleć głowa. A już dawno go nie bolała, bo Tom zwykle zawsze coś mu podrzucił, jakiegoś batona, czy choćby pączka. Wiedział, że Bill słodkim nigdy nie pogardzi, a przynajmniej był spokojny, że mu nie padnie z głodu.
Siedział jeszcze przed telewizorem do późnej nocy, trafił na jakiś sensacyjny film, który oderwał go całkowicie od rzeczywistości.  Kiedy się skończył wyłączył telewizor i zahaczając tylko o kuchnie, by zostawić brudne naczynia, poszedł do swojego pokoju.  Zasnął prawie natychmiast, podobnie jak zeszłego wieczoru. Cały dzień minął mu dość względnie. Widział się z Tomem, chociaż tym razem nie był sam, bo pielęgniarka musiała zająć się podaniem mu kroplówki i kilku leków, które trzeba było podawać w ściśle określonym czasie. Ale nie miał jej tego za złe. Ostatnio podnosiła go na duchu, kiedy tuż po wypadku prawie zemdlał na korytarzu i czuł do niej jakąś sympatię, zwłaszcza, że taktownie wyczuwała, kiedy się nie odzywać.
Wieczorem zrobiono Tomowi jeszcze raz badanie EEG na polecenie profesorów, których Jost odebrał z lotniska i zakwaterował w tym samym hotelu, w którym teraz mieszkali rodzice bliźniaków.

Na drugi dzień siedział już przed gabinetem, w którym miało się odbyć konsylium. Rodzice bliźniaków także się na nim pojawili. Wszyscy zasiedli wokół ogromnego stołu w kształcie elipsy. Profesorowie wraz z lekarzem, który nadal prowadził leczenie Toma, zaczęli przedyskutowywać wyniki wczorajszych badań oraz tych zrobionych kilka dni wcześniej. Póki co, Bill jak i mama oraz Gordon, tylko się przysłuchiwali obradom. Po jakieś godzinie w końcu jeden z profesorów przedstawił im opinie.
- Państwo Kaulitz, wyniki wczorajszego EEG nie wiele różnią się od tych z przed kilku dni. Mózg reaguje w zaledwie w 10%. To niestety za mało, żeby Tom mógł samodzielnie oddychać i wrócić do zdrowia.  Wstrząs, jakie doznał państwa syn spowodowało uszkodzenie centralnego ośrodka nerwowego.
- Do rzeczy! – odezwał się podenerwowany Bill.
- Bill! – upomniał go Gordon.
Wszyscy spojrzeli na zaciętą twarz chłopaka, który zaciskał obie dłonie.
- Przykro mi, ale z medycznego punktu widzenia Państwa syn już nie żyje.
Bill prychnął.
- Wiem, że to nie są wieści, jakich się spodziewaliście.
Simona zaczęła płakać, tuląc się w pierś Gordona, a Bill, jakby odpłynął gdzieś myślami.
- Oczywiście możemy go jeszcze długo podtrzymywać przy życiu, ma bardzo silne serce, ale on już nigdy się nie obudzi.
Bill gwałtownie się podniósł, robiąc ogromny hałas krzesłem, które upadło. Chwycił swój telefon ze stołu i wyszedł, trzaskając z impetem drzwiami.
Szedł korytarzem prosto do Toma, a łzy płynęły mu po policzkach. W połowie drogi już prawie nie widział przed sobą korytarza. Wbiegł na jego sale i rzucił się na Toma, tuląc się do niego.
- Tom, nie możesz mi tego zrobić! Nie pozwalam ci, słyszysz?! Obiecałeś mi, że nigdy mnie nie zostawisz, a teraz, co?! – krzyczał na niego, dławiąc się własnymi łzami. – Masz się natychmiast obudzić! Słyszysz mnie? Dosyć tych żartów. Jeśli tego nie zrobisz, zabiję się, rozumiesz, co mówię? Będziesz miał mnie na sumieniu.
Do pokoju wszedł Gordon. Zobaczył Billa i aż ścisnęło go coś w środku. Podbiegł i zaczął odciągać go od Toma.
- Bill, uspokój się.
- Puszczaj mnie. Oni nic nie wiedzą. Tom nie jest martwy!
- To nic nie da Bill, pozwól mu odejść.
- Słucham? – nie wierzył, że to usłyszał. – Odejść? O czym ty mówisz?
- Tom już nigdy do nas nie wróci, ale może uratować jeszcze kilku innym osobom życie.
- Chuj mnie obchodzą inni, słyszysz? Nigdy mu nie pozwolę odejść – Gordon nie był w stanie już utrzymać go. Kiedy Bill się wściekał miał naprawdę sporą siłę. Wyrwał się mu i wybiegł z pokoju.
- Bill? – zawołała go mama, która stała przed drzwiami, ale on się nawet nie odwrócił.
Wybiegł przed szpital, łapiąc taksówkę i kazał zawieść się do domu.
Nie potrafił tego wszystkiego ogarnąć. Jak to możliwe, że Tom był martwy? Przecież był ciepły, jego serce ciągle biło. Jak oni mogli w ogóle myśleć o tym, żeby wyłączyć respirator i tak po prostu pokroić go, zabierając mu to, co on tak bardzo kochał? Nie było nawet mowy, żeby pozwolił na to, nigdy w życiu.
Kiedy dotarł do domu, wyłączył całkowicie telefon i zdemolował pół domu, rzucając wszystkim, co mu podeszło pod rękę o ścianę. Czuł wściekłość, był wściekły, na siebie, na matkę, na Gordona, na lekarzy, na chłopaków, na Josta, na ten durny zespół, przez którego wszystko się zaczęło i nawet na Toma.
- Nie pozwolę ci odejść! – krzyczał. – Będziesz się męczył razem ze mną! Widzisz mnie tam z góry? No widzisz? To patrz, co będę robił, przyglądaj się, bo to twoja wina!
Podszedł do barku i wyciągną whisky, odkręcił butelkę i przechylił, upijając jednym tchem jedną czwartą zawartości. Aż zabrakło mu tchu, kiedy się oderwał. Chwilę chaotycznie łapał powietrze, czując, jak pali go alkohol od środka.
- Twoje zdrówko, braciszku – pociągnął kolejne kilka łyków. – Zachleję się na śmierć, jeśli mnie nie uratujesz. Usiądę sobie przed twoim kochanym telewizorem i będziemy sobie pił za twoje zdrówko. Jednak zanim dopił ją do końca, ze zmęczenia zasnął przed telewizorem.

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*