Informacja

KIEDY NOWY ODCINEK?

W niewoli uczuć (23) - Soon :D




INFORMACJA


PDF do ściągnięcia
Klik





Obserwatorzy

niedziela, 12 stycznia 2014
Odcinek 4



Obudził się nad ranem. Starając się usiąść prosto spojrzał w pierwszym odruchu w telewizor, leciały jakieś wiadomości, zbyt głośno, jak na jego obolałą głowę. Chwytając pilota, na którym zresztą spał w nocy, wyłączył go. Rozejrzał się niepewnie po pokoju. Okropny bałagan i flaszka na ziemi przywróciły mu w trybie natychmiastowym obrazy z wczorajszego wieczoru oraz tego, co chciał alkoholem pokonać, czyli faktu, że Tom teoretycznie już nie żyje.
Wszystko go bolało, czuł, że ma problem z odwróceniem głowy w lewą stronę. Cóż… mógł się tego spodziewać, śpiąc w takiej pokulonej pozycji, ale to i tak nic w porównaniu z tym pulsującym bólem w skroniach i Saharą w ustach. Wstał powoli z kanapy i kopiąc poduszkę, która leżała mu na drodze skierował się do kuchni. Chwycił szklankę i odkręcił kran, nalewając wody do pełna. Już miał się z niej napić, kiedy wyślizgnęła mu się z ręki i upadła na podłogę, tłukąc się na tysiące kawałków.
- Kurwa! – zaklął i zrezygnowany podparł się na łokciach o wyspę kuchenną. Ukrywając twarz w dłoniach zaczął rozcierać ją, starając się dojść do siebie. Nie pomogło.
Po chwili sięgnął do szuflady i wyciągnął jakieś tabletki przeciwbólowe. Wysypał na rękę całą garść, kilka z nich upadła na blat, ale nie zwracał teraz na to uwagi. Wybrał z dłoni dwie, które jakoś najbardziej przykuły jego uwagę i łyknął bez popitki. Dopiero, kiedy poczuł ich gorzki smak, odkręcił kran i tym razem, nie ryzykując stłuczenia kolejnej szklanki zaczął pić, nabierając wody w ręce. Ostatnią porcją ochlapał sobie twarz, ale niewiele pomogło.
- O Jezu… – wymamrotał do siebie i opierając się plecami o szafki zjechał po nich na podłogę. Czuł się okropnie. Położył się na zimne kafelki, tylko one dawały mu teraz, jako takie ukojenie. Zasnął. Jakiś czas później obudziło go natrętne dzwonienie i dobijanie się do drzwi.
- Bill, wiem, że tam jesteś, otwórz drzwi! – usłyszał głos Gordona.
Podniósł się z podłogi. Głowa już mniej go bolała, ale dom wyglądał jak pobojowisko. Ignorując jednak ten fakt doszedł do drzwi i przekręcając zamek otworzył je.
Mroźne powietrze wtargnęło do środka, uderzając go po drodze brutalnie w twarz, skutecznie przywracając mu trzeźwe myślenie.
- Nareszcie! – powiedział podenerwowany Gordon i nie czekając na zaproszenie, wszedł do środka razem z Simone.
Oboje rozejrzeli się po domu.
- Co tu się stało? – zapytała mama.
- Nic. Rozgośćcie się. Przepraszam, że was niczym nie poczęstuję, nie byłem jeszcze na zakupach – odparł, chociaż akurat zakupy miał daleko w poważaniu. – Mogę wam zaproponować jedynie wodę z kranu.
Gordon podniósł pustą butelkę po whisky.
- Tak chcesz rozwiązywać teraz problemy?
- A co cię to obchodzi? Jestem dorosły mogę robić, co chcę.
- Tom by tego nie pochwalił – uderzył w jego czuły punkt.
Bill parsknął z rozbawienia.
- Tak się składa, że to akurat Toma. Ale nie pogniewa się i tak, by tego nie wypił, więc zrobiłem to za niego.
- Billy, synku, nie wolno ci tak robić. Nie możesz myśleć, że twoje życie się skończyło, bo twój brat nie żyje.
- Jeszcze żyje! – krzyknął, uderzając pięścią o szafkę. - Już go uśmierciliście? Jego serce nadal bije, samo bez żadnej aparatury.
- W ten sposób, tylko go męczymy. Nie mamy prawa.
- Ma się męczyć! Nie pozwolę mu odejść. Będzie się męczył razem ze mną, dopóki sam nie skonam. Wtedy pozwolę mu odejść.
Simone zakryła ręką twarz, nigdy nie widziała Billa tak rozżalonego i jednocześnie wściekłego. Widziała jego złość na Toma, zawsze się tego obawiała, że jeśli któremuś coś się stanie, ten drugi nie będzie sobie umiał poradzić sam. Nigdy jednak nie sądziła, że jej obawy zrealizują się tak prędko. Nie wiedziała, jak ma mu teraz pomóc. Już praktycznie straciła jednego syna, bo jego życie zależało tylko od jednego urządzenia, a drugi stał nad przepaścią i miotał się, wybierając, w jaki sposób z niej skoczyć.
Zaczęła zbierać rzeczy z podłogi, chcąc jakoś ogarnąć to pomieszczenie, ale Bill podszedł do niej i wyrwał jej z ręki to, co akurat trzymała.
- Zostaw to! Niczego nie dotykaj.
- Chciałam ci pomóc.
- Nie potrzebuję pomocy, sam to posprzątam. 
- Martwimy się o ciebie, jedź z nami do Loitsche.
- Nigdzie z wami nie pojadę. Tu jest mój dom i tu zostanę. Wydawało mi się, że ostatnio, kiedy byliśmy u was z Tomem, wyraźnie to powiedziałem.
- Wtedy to była zupełnie inna sytuacja.
- Ale od wtedy, nic się nie zmieniło.
Simone zaczęła płakać, widziała, że Bill się pogubił w tym wszystkim. Wiedziała, że będzie musiała sama podjąć decyzję, co do Toma. Bill, nigdy nie pozwoli mu odejść, a ona tego nie zniesie. Nie będzie patrzyła, jak pogrąża się czekając, kiedy Tom się obudzi. Nie będzie patrzeć, jak każdego kolejnego dnia stacza się niżej i niżej, aż nastanie dzień, kiedy w końcu serce Toma odmówi posłuszeństwa od tych wszystkich wpompowanych w jego organizm leków i pociągnie Billa za sobą na drugą stronę. Wiedziała to, czuła to, jako matka.
- Idźcie już, chcę zostać sam.
- Odwiedzisz dzisiaj Toma? – zapytał Gordon.
- Nie. Nie zasłużył sobie, żeby mnie zobaczyć.
- A jutro?
Zamyślił się.
- Może, zobaczę jeszcze.
- Włącz telefon, byłoby miło mieć z tobą jakikolwiek kontakt - poprosiła mama.
Widząc jednak, że Bill najzwyczajniej ich olewa, postanowili dać mu spokój.
- Wracamy do hotelu, jakbyś chciał porozmawiać z nami, to wiesz gdzie nas szukać – powiedział na do widzenia Gordon.
Odjechali, a Bill usiadł na kanapie, na której spędził ostatnią noc i bawiąc się kosmykami swoich włosów rozglądał się po mieszkaniu.  Doprowadzenie go do takiego pobojowiska zajęło mu niecałe pięć minut, a posprzątanie tego zajmie mu chyba resztę życia. Gdzie nie sięgnął wzrokiem wszędzie walały się porozrzucane rzeczy i kawałki szkła z potłuczonych przedmiotów, które nie przetrwały zderzenia ze ścianą. Jeszcze długo siedział na kanapie, rozmyślając nad każdym aspektem swojego życia. W końcu postanowił zająć się sprzątaniem. To był jeden z jego sposobów na myślenie. Zawsze, kiedy miał problem sprzątał. Teraz, kiedy wziął się za porządki z tak przesadną pedanterią, Tom, by wiedział, że jest bardzo źle i już, by go męczył pytaniami, chcąc poznać przyczynę jego dość oczywistego zachowania. Ale nie było go tu, więc dokładnie wszystko wycierał, tak jakby jutro miała tu przybyć wizytacja sanepidu. Zeszło mu do nocy, a pod śmietnikiem przybyły dwa wielkie worki zniszczonych rzeczy. W końcu napuścił wody do wanny, lejąc sporą ilość swojego ulubionego płynu do kąpieli. Zszedł jeszcze na dół do holu, gdzie na wieszaku wisiała jego kurtka.  Wygrzebał z kieszeni swój telefon i wrócił z powrotem do łazienki, ładując się do wanny.
Włączył go. Od wczoraj nikt nie mógł się z nim skontaktować, więc wiedział, że pewnie jego poczta głosowa i skrzynka SMS-owa są zapchane po brzegi. Nie mylił się, ale tym razem mnie zamierzał ani czytać sms’ów ani odsłuchiwać poczty. Wszystko po prostu skasował.  Odłożył telefon na jedną z półek nad wanną i wstrzymując oddech zanurzył się cały pod wodę. Często tak robił, nie było to nic nietypowego. W ten sposób zamykał się jeszcze bardziej w swoim świecie, chcąc zapanować nad swoimi myślami, lękami i obawami, które w tej chwili osaczały go z każdej strony.
Wynurzył się z wody i chwycił swój telefon. Jedna dręcząca go myśl nie dawała mu spokoju, właściwie, to nawet nie była myśl, tylko pragnienie. Wcisnął tylko jeden guzik zaprogramowanego połączenia i ustawiając na tryb głośnomówiący czekał na połączenie. Po chwili usłyszał.
- Tu Tom Kaulitz, nie mogę teraz rozmawiać, albo jestem poza zasięgiem, więc nagraj dla mnie wiadomość, postaram się oddzwonić, jak tylko ją odsłucham.
Bill rozłączył się i ponownie wcisnął to samo połączenie.
- Tu Tom Kaulitz, nie mogę teraz rozmawiać, albo jestem poza zasięgiem, więc nagraj dla mnie wiadomość, postaram się oddzwonić, jak tylko ją odsłucham.
Znowu się rozłączył. Sytuacja powtarzała się kilkukrotnie, ale Bill tak bardzo chciał usłyszeć jego głos, że nieistotne było, co mówił, ważne, że słyszał barwę jego głosu.
Męczył tak bardzo to urządzenie, aż w końcu rozładowała mu się bateria.
Rzucił telefon na półkę i wyszedł z wanny. Okręcając się w biodrach ręcznikiem spojrzał na siebie w lustro wiszące nad umywalką. Jego twarz pokryta była już dość długim zarostem. Cóż… nie golił się już kilka dni. Roztarł na twarzy piankę i bardziej machinalnie niż z rozmysłem przejechał ostrzem maszynki po skórze. W końcu, osiągając zamierzony cel, opłukał twarz z resztek pianki. Zdecydowanie lepiej wyglądał. Lubił swój zarost, ale był już dużo za długi.
Zabierając telefon ze sobą, wszedł do swojego pokoju, podłączył go do ładowarki, kolejny raz, zmuszając do podjęcia pracy i założył na siebie bieliznę, odnosząc po chwili ręcznik do łazienki.
Było już grubo po drugiej, kiedy w końcu położył się do łóżka. Tym razem miał zamiar spać, jak człowiek, a nie na kanapie przynajmniej o pół metra dla niego za krótkiej.
Zasnął bardzo szybko, ale z rana obudził się, zrywając prawie na równe nogi. Śnił mu się Tom, nie widział go, ale słyszał jak go woła. Serce waliło mu jak oszalałe. Ciągle miał wrażenie, że słyszy jego wołanie. Coś go tknęło, coś najwyraźniej działo się z Tomem i to nie było nic dobrego.
Zaczął szybko się ubierać i chwytając telefon zadzwonił po taksówkę. Zbiegł po schodach na parter i ubierając pospiesznie buty, chwycił tylko klucze z szafki i wybiegł z domu do taksówki, która właśnie podjechała.
Droga dłużyła się niemiłosiernie, a jego naszły wyrzuty sumienia. Jak mógł wczoraj nie pojechać do bliźniaka? On pewnie czekał na niego, a ten zwyczajnie go olał.
 W końcu dojechał pod szpital. Wszedł do środka, kierując się prosto do windy. Na trzecim piętrze wysiadł i skręcając w jeden z korytarzy szedł do sali Toma. Kiedy zbliżał się do drzwi jego pokoju zobaczył w środku masę ludzi. Kilku lekarzy, Georga, Gusa, jakiś studentów, Gordona i mamę, która trzymała Toma za rękę.
- Co się tu dzieje? – zapytał zdezorientowany, wchodząc do środka, a wszyscy spojrzeli na niego. - Co wy robicie?
- Myśleliśmy, że już nie przyjdziesz? – odparł Gordon.
- Jestem, ale, o co chodzi?
- Możemy już zacząć? – zapytał lekarz.
- Zaraz, chwileczkę. Czy ktoś mi odpowie, co się tu dzieje?
- Podjęliśmy decyzję z twoją mamą, że pozwolimy Tomowi odejść w spokoju.  Zostawiliśmy Ci wczoraj wiadomość, o której będzie odłączony od respiratora. Odsłuchałeś ją, prawda Bill?
Bill poczuł, że podłoga zaczyna się pod nim uginać.
- Zwariowaliście wszyscy? – wydusił, nadal będąc w szoku.
- Bill, tak będzie najlepiej – odezwała się Simone. – Wiem, że jest ci ciężko, ale jego wegetacja nie może być kosztem twojego życia. Jestem jego matką i boli mnie serce, że musiałam podjąć taką decyzje, ale ty też jesteś moim synem i w moim obowiązku należy także zadbać o ciebie.
- Czy ty całkowicie postradałaś rozum?! – zaczął krzyczeć. – Nie będzie żadnego odłączania, słyszycie?! Nie zgadzam się!
Lekarze spojrzeli po sobie. Zrobiło się zamieszanie.
- Proszę kontynuować – powiedziała drżącym głosem Simone.
Bill w tym momencie rzucił się w stronę łóżka bliźniaka. Gordon chwycił go w pasie, starając się odciągnąć.
- Bill nie! Pozwól mu odejść. Jeśli go kochasz pozwól mu odejść w spokoju.
- Puszczaj mnie! Zabraniam wam, słyszycie? Ja nie wyrażam na to zgody. Jeśli ktoś wciśnie ten guzik, nigdy nie wyjdziecie z więzienia! – zaczął krzyczeć i walczyć z Gordonem. Ale po chwili poczuł, że z nim samym zaczyna się coś dziwnego dziać.  Zrobiło mu się strasznie gorąco i czarno przed oczami i stracił całkowicie wszystkie siły.
- Bill, co ci jest? – Gordon przytrzymał go, żeby nie upadł.
- Proszę go położyć na podłodze. Szybko, dajcie Valium – powiedział jeden z lekarzy.
Wszyscy stali, patrząc w przerażeniu, jak Bill wije się na podłodze w dziwnych konwulsjach, a lekarze próbują mu pomóc. Ktoś włożył mu w zęby drewniany patyk, by sobie nie przegryzł języka. Gordon i dwóch studentów trzymało jego ręce i nogi. A lekarz wstrzyknął mu lek, czekając aż zacznie działać.
- Czy syn choruje na padaczkę?
- Nie, jedyną chorobą, jaką ma to alergia na jad pszczeli i jabłka – odparła przestraszona Simone.
- W takim razie to reakcja na stres.

2 komentarze:

  1. Tak się nie reaguje na napad padaczkowy. Może sobie obić głowę, odgryźć język, zakrztusić się wymiotami, udusić się przez własną koszulę itd. Nie trzeba nie wiadomo ile osób żeby utrzymać taką osobę. Wystarczy obrócić na bok i przytrzymać, a ta osoba przez jakiś czas ma problemy z kontaktem, mową, utrzymaniem równowagi i nie pamięta napadu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, tak na mnie naskoczyłaś, że prawie schowałam się pod stołem. Bill nie miał ataku padaczki tylko drgawek wywołany ogromnym stresem. Poza tym, to tylko fikcja i wiele rzeczy przedstawionych w tym opowiadaniu nie ma nawet racji bytu w rzeczywistości, dlatego bardzo Cię proszę, nie traktuj tego tak dosłownie :)

      Usuń

Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*