Informacja

KIEDY NOWY ODCINEK?

W niewoli uczuć (23) - Soon :D




INFORMACJA


PDF do ściągnięcia
Klik





Obserwatorzy

niedziela, 12 stycznia 2014

Odcinek 5




Na drugi dzień, Michael zawiózł nas na plan. Przygotowano nas i zaczęła się sesja. Już nie raz nas fotografowano, więc wszystko szło szybko i sprawnie.
- Dobrze. A teraz chwyćcie się tak, jakbyście walczyli ze sobą.
Spojrzeliśmy z Tomem na fotografa nie bardzo wiedząc, o co mu chodzi.
- Tak jakbyście się chcieli przepchnąć nawzajem.
Uniosłem brew i chwyciłem Toma za ramie, lekko napierając na niego, od razu zareagował, robiąc instynktownie dokładnie to samo.
- Dobrze, właśnie o to chodzi – krzyknął fotograf najwyraźniej zadowolony z naszej pozy.
- Patrzcie sobie w oczy, tak jakbyście byli największymi wrogami.
Spojrzeliśmy na siebie, ale to spojrzenie wyrażało raczej zdziwienie niż złość.
- Więcej złości, chcę widzieć na waszych twarzach zaciętość.
Parsknęliśmy śmiechem. Ciężko patrzeć na siebie z nienawiścią, jeśli się jej tak naprawdę nie czuje. Ani ja ani Tom nigdy nie byliśmy na siebie źli na tyle by czuć do siebie nienawiść. Nawet, jeśli się posprzeczaliśmy i padały naprawdę ostre słowa, to zwykle ja wychodziłem, trzaskając za sobą drzwiami, a po pół godzinie mi przechodziło i wracałem, zachowując się tak jakby nigdy nic się nie stało. A fotograf oczekiwał od nas w tym momencie niemożliwego. Ustawiał nas i męczył ciągle niezadowolony z rezultatów.
- Cholera! Jak z waszych twarzy wydobyć to, o co mi chodzi – podrapał się po głowie.
- Spójrzcie na siebie tak, jakbyście chcieli zrobić coś najbardziej niedorzecznego w swoim życiu – rzucił asystent.
Nie wiem, o czym w tym momencie pomyślał Tom, ale jednocześnie spojrzeliśmy na siebie w tak specyficzny sposób, że oboje utkwiliśmy w tej pozie na dobrą chwilę. A fotograf wykorzystał to.
- Idealnie, po prostu idealnie! – krzyknął z zachwytu. - To by było na tyle, dziękuję.
- O czym pomyślałeś? – spytał Tom.
Zaskoczyło mnie jego pytanie. O czym pomyślałem?  Hm…, nie do końca chciałem wgłębiać się w swoje myśli, ale wiedziałem, co przeleciało mi przed oczami. To było wczorajsze zajście w łazience, kiedy patrzył na mnie w ten dziwny sposób i kiedy dotknął moich ust.
- A nie wiem, po prostu starałem się skupić – odpowiedziałem, bardziej zbywając go tą odpowiedzią, niż chcąc powiedzieć mu, co naprawdę pomyślałem. - A ty?
- Może kiedyś ci powiem – odparł lakonicznie.
- Powiedz – zaintrygowała mnie jego odpowiedź.
- Powiem ci, jak ty mi powiesz, o czym tak naprawdę pomyślałeś. Wtedy ci powiem.
Parsknąłem, Czyżby, to co wczoraj miało miejsce wcale mi się nie uroiło? Wykręciłem się na pięcie i zostawiłem go tam, zanim wpadnie na pomysł nękania mnie kolejnymi pytaniami, na które wcale nie miałem ochoty odpowiadać.
Po jakimś czasie przyszedł nasz manager, oznajmiając, że mamy się pakować, bo jutro mamy kolejny występ i trzeba ruszać w trasę.
No to wszyscy wróciliśmy do hotelu i zbierając nasze manele zapakowaliśmy się do busa.
Na drugi dzień od rana wszyscy byli podenerwowani.
- Kukurydziane czy czekoladowe? – zapytał Tom, machając mi pudełkami przed nosem.
- Żadne. Nie jestem głodny – odparłem, patrząc na niego ze zbolałą miną. Czułem się dzisiaj jakoś wypompowany, nawet nastrój miałem do dupy. Siadłem przy stole i podparłem głowę na rękach, obserwując chłopaków.
- Zaraz będziemy na miejscu – powiedział Jost.
- Już wszystko gotowe? – zapytał Georg.
- Tak, dzwoniłem i pytałem. Reszta zależy tylko od was.
- No to spoko. To zrobimy małą próbę. Co ty na to Bill? – zapytał Tom.
- Jasne – odparłem krótko. Zawsze robiliśmy. To ważne, żeby nie było odbicia dźwięku, czy innych nietypowych sytuacji, które cholernie przeszkadzają podczas koncertu.
Kiedy bus podjechał pod hale, w której mieliśmy grać, wstąpiło we mnie życie. Zawsze tak miałem, atmosfera mi się udzielała i chodziłem, jak nakręcony.
Tom z Georgiem, biegali po całej scenie, układając kable tak, żeby żaden z nas podczas występu się nie zaczepił. Przy normalnym świetle wszystko było widać, ale kiedy w trakcie koncertu światła migają, wprawiając człowieka nie raz w oczopląs, trzeba po prostu być pewnym, gdzie można stanąć, dlatego mieliśmy już nasz sprawdzony system i tego się trzymaliśmy.
Po południu Jost zgarnął nas do restauracji na obiad. Zjadłem z ledwością. Nie wiem, czemu czułem, że wszystko podchodzi mi do gardła. Stresem się raczej nie mogłem zasłonić, no, ale być może to właśnie on sprawiał, że za deser podziękowałem.
No i w końcu nadeszła godzina zero. Przygotowani i lekko podenerwowani czekaliśmy na wyjście do publiczności. Usiadłem na parapecie okna, czując, że coś się ze mną dziwnego dzieje. Zacząłem się strasznie pocić i rozbolała mnie głowa, ale łyknąłem jakieś tabletki przed samym wejściem na scenę i starałem się jakoś ignorować moje fatalne samopoczucie.
Pod koniec myślałem, że nie dam już rady. Tom zauważył to, wymieniliśmy tylko między sobą spojrzenia, a kiedy piosenka skończyła się, podszedł do mnie.
- Co ci jest?
- Źle się czuję – odparłem, wycierając twarz w ręcznik.
- Widzę. Dasz radę zaśpiewać jeszcze jedną piosenkę, czy kończymy?
- Dam radę! – odpowiedziałem szybko. Wiedziałem, że wystarczyłby tylko jeden grymas na mojej twarzy, a Tom zakończyłby koncert, dając swoją popisową solówkę na gitarze.
- Dobra, to In die Nacht, a potem poszaleje trochę z Geo na gitarze i kończymy.
- W porządku.
- To pogadaj do nich chwilę, a ja zorganizuje stołki.
Kiwnąłem głową, a Tom podbiegł do obsługi, prosząc o wniesienie stołków, potem podszedł do Georga ustalając coś i podnosząc gitarę zasiadł na jednym ze stołków, które już czekały. A ja, dziękując fanom za tak liczne przybycie, podszedłem do drugiego i usiadłem, dziękując w duchu, Bogu za to, że w końcu mogłem trochę odetchnąć. Tom patrzył na mnie, a ja widziałem w jego oczach niepokój.  Na scenie tak już jest, że nie możemy pokazać tego, że coś nas boli, że się czymś przejmujemy, czy coś nas martwi. Nikogo to nie obchodzi.
Kiwnąłem głową do Toma, żeby zaczął grać. Padły pierwsze dźwięki. Patrzyłem na niego, on na mnie. Musiałem źle wyglądać skoro tak bacznie mnie obserwował.
Kiedy piosenka się skończyła, poczułem jak Tom zaciska rękę na moim ramieniu. Spojrzałem na niego.
- Pożegnaj się z fanami i idź już. Za kulisami czeka David.
- Tom…
- Idź! Zagram jeszcze solówkę z Geo.
Nie miałem siły się mu sprzeciwiać. Podziękowałem jeszcze raz wszystkim i uciekłem ze sceny.
Za kulisami wpadłem na Josta.
- Co się dzieje? – zapytał, chwytając mnie za ramiona.
- Nie wiem. Źle się czuję – odpowiedziałem, wycierając krople potu spływające mi po skroni.
- Boli cię coś?
- Głowa, żołądek i…
- I?
- Jakoś słabo mi.
- Jesteś blady jak ściana. Jadłeś coś dzisiaj?
- No przecież byliśmy na obiedzie w restauracji – przypomniałem mu, bo najwyraźniej zapomniał, że sam nas tam wszystkich zaciągnął.
- Może coś ci zaszkodziło?
- Możliwe – stwierdziłem.
- Dobra, chodź, zaprowadzę cię do busa.
Po występie, chłopaki mieli jeszcze pójść na pizzę. Ja się już z nimi nawet nie spotkałem. Jost podprowadził mnie do busa i wrócił do chłopaków. Ja, czym prędzej położyłem się do łóżka. Nawet nie zmywałem makijażu, gdzieś tam pośpiesznie zrzuciłem tylko kurtkę, potem buty i przytulając się do poduszki, zasnąłem. Nie wiem, jak długo udało mi się pospać, ale raczej nie trwało to długo, bo po chwili zerwałem się z łóżka, rzucając się biegiem przez cały autokar do ubikacji. Zwymiotowałem.
To było okropne, jakby wszystkie moje wnętrzności chciały opuścić swoje miejsce wraz z zawartością mojego żołądka.
- Wszystko w porządku? – zapytał kierowca, stając w drzwiach toalety.
Wytarłem ręką twarz, spuszczając wodę i zamykając muszle. Usiadłem na ziemi, opierając się o ścianę.
- Tak, chyba mi coś zaszkodziło – spojrzałem na niego.
- Może dać ci jakieś leki?
- Już brałem – powiedziałem. Naprawdę musiałem narobić hałasu skoro usłyszał mnie z początku autokaru, a ja tkwiłem przecież prawie na jego końcu.
- To przyniosę ci chociaż wody.
Po chwili wrócił podając mi ją.
- Dziękuję – odparłem, czując jak moje wnętrzności skręcają się.
- Proszę - podał mi butelkę z wodą. – Może zadzwonić do kogoś? – zaniepokoił się. Dobrze, że sam siebie nie widziałem, bo wyglądałem, jak śmierć.
- Nie trzeba. Nic mi nie jest, naprawdę.  Posiedzę tu sobie chwilę – stwierdziłem, mając nadzieje, że kiedy napije się wody, poczuję się lepiej i w końcu może uda mi się trochę ogarnąć.
- W porządku. Wyjdę na chwilę na zewnątrz zapalić – powiedział.
- Okej.
- Jakbyś coś potrzebował, zawołaj.
- Dobrze. Dziękuję.
Posiedziałem jeszcze trochę, wypijając prawie całą butelkę wody. Głowa dosłownie mi pękała. Strasznie się pociłem, chyba nawet miałem lekką gorączkę albo mi się wydawało. W każdym razie czułem się podle. Dźwignąłem się w końcu z tej podłogi i spojrzałem na lustro wiszące nad umywalką. Boże… Wyglądałem, jak półtora nieszczęścia. Odkręciłem wodę i zmyłem w końcu makijaż. Cóż… bez niego wyglądałem na jeszcze bardziej chorego. Zrzuciłem z siebie ubranie, które miałem na koncercie i naciągając spodnie dresowe i jakiś podkoszulek położyłem się z powrotem do łóżka.
Nie spałem jednak. Pulsujący ból głowy i żołądek nie dały mi. Jeszcze dwa razy poleciałem do kibla wymiotować. Z godziny na godzinę czułem się gorzej. Kierowca chyba zadzwonił do chłopaków, bo niedługo później wrócili do busa.
- Bill? – zawołał Tom, pakując się pierwszy do środka. Mam coś dla ciebie, to na pewno postawi cię na nogi.
Nawet nie zamierzałem się poruszyć. Właśnie znalazłem sobie wygodną, najmniej bolesną pozycje, a on wpakował się na moje łóżko, kładąc obok mnie na poduszce karton z pizzą.
- Wegetariańska, taką jak lubisz – powiedział, czekając na moją reakcje.
Poczułem jej zapach i natychmiast się poderwałem.
- Zabierz to ode mnie – wydusiłem tylko z siebie i poleciałem do kibla. Ten zapach tylko spotęgował moje mdłości. Problem w tym, że ja już nie miałem, czym wymiotować. Zamiast tego dusiłem się, próbując się pozbyć z żołądka tego, czego tam już dawno nie było.
Tom przybiegł za mną. Kucnął obok mnie i objął, odgarniając mi włosy.
- Oddychaj. Spokojnie.
Drżałem, czułem to, nawet nie wiem, czy z zimna, czy z wysiłku, a on mnie mocno objął.
- Już dobrze, jestem przy tobie.
Jego głos dodał mi otuchy. Pomimo, że czułem się gorzej, jednocześnie wiedziałem, że skoro jest przy mnie, to wszystko będzie już dobrze.
- Pokaż buźkę – chwycił mnie za podbródek, wycierając ręcznikiem.
- Co się dzieje? - zapytał Gustav.
- Wynieś tą pizzę do kuchni i otwórz tam okno, jeśli możesz – poprosił. - Zaraz się przewietrzy nie będzie cię drażnić ten zapach – powiedział tym razem do mnie.
- Zrobione – powiedział Gustav, stając w drzwiach. – Poprosiłem też kierowcę, żeby włączył klimatyzacje.
- Dzięki – odparł mu Tom.
- To pewnie zatrucie – wydedukował Georg. - Jadłeś coś poza restauracją?
- Nie – odpowiedziałem, uwalniając się z objęć Toma i siadając już o własnych siłach.
Nie trwało długo, jak w drzwiach łazienki pojawił się David. Ogarnął nas spojrzeniem, nic przez chwilę nie mówił, ale minę miał nietęgą.
- Nie przeszło ci? – zapytał, kładąc rękę na moim czole.
- Nie.
- Może wezwę jakiegoś lekarza?
- Nie trzeba, nic mi nie jest.
Tak, znowu sprawiam problemy. Już byłem zły sam na siebie. Odepchnąłem od siebie Toma i zacząłem wstawać.
- Gdzie idziesz? – zapytał, podtrzymując mnie, gdy się zachwiałem.
- Do łóżka, nie mam zamiaru tu siedzieć całą noc.
Położyłem się na boku, wtulając w poduszkę. Po chwili przyszedł do mnie Tom ze szklanką.
- Masz, wypij to. Powinno ci pomóc.
- Co to jest? – zerknąłem na szklankę z bliżej nieokreśloną brunatną cieczą.
- To na żołądek. Pij.
Usiadłem i powąchałem zawartość. Pachniało obrzydliwie, skrzywiłem się, na co Tom od razu zareagował.
- Jezu! Nie wąchaj, tylko pij to.
- Chcesz mnie otruć?
- Pomóc. A tu masz miskę, jakby ci się znowu zrobiło niedobrze.
Spojrzałem na niego.
- Kibel zajęty – wyjaśnił.
Cóż… wziąłem głęboki oddech i jednym tchem wypiłem to. Aż mną wstrząsnęło z obrzydzenia.
- No a teraz spróbuj się przespać – naciągnął na mnie koc i zostawił mnie w spokoju.
Słyszałem jeszcze, jak chłopaki szykują się do klubu. Byłem pewny, że Tom pójdzie z nimi, ale kiedy tylko zrobiło się cicho poczułem, jak siada na moim łóżku i dotyka mojej twarzy. Otwarłem powoli oczy.
- Dlaczego z nimi nie poszedłeś?
- Nie chciało mi się. Jestem zmęczony. A ty, jak się czujesz?
- Beznadziejnie – odparłem.
- Strasznie się pocisz, przyniosę ci jakąś koszulkę na zmianę, jesteś cały mokry.
Po chwili wrócił.
- Daj mi miskę! – poderwałem się, czując, że znowu puszcze pawia.
Jego refleks zawsze mnie zaskakiwał.
- Już? – zapytał, patrząc na mnie i zabierając ode mnie miskę.
Pokiwałem głową, opadając na poduszkę. Czułem się strasznie osłabiony.
- Masz, napij się wody.
- Nie chcę – odwróciłem głowę w bok.
- To popłucz chociaż usta.
Spojrzałem na niego. Dlaczego mnie tak męczył? Chciałem zasnąć i już nie czuć tych mdłości, bólu głowy, dreszczy, które nagle mnie porwały.
- Zimno ci?
- Tom... Położysz się koło mnie na chwilę?
- Pewnie – odpowiedział natychmiast. – Tylko to wyleje i zaraz wracam.
I wrócił, oczywiście z pustą już miską. Pomógł mi się jeszcze przebrać w suchą koszulkę i nakrywając mnie kocem położył koło mnie obejmując, starając się mnie rozgrzać, chociaż w busie było bardzo ciepło.
Był środek nocy, a Tom już kilka razy się mną zajmował. W końcu nie miałem już, czym wymiotować, chciałem, ale w moim żołądku nie było kompletnie nic. Zmuszał mnie żebym wypił, choć odrobinę wody, ale ja nie chciałem. Do autokaru przyszedł Jost. Tom napisał mu chyba sms’a, żeby przyszedł, bo ze mną nie jest dobrze.
Kucnął obok łóżka, kładąc rękę na moim czole.
- Bill, jak się czujesz? – zapytał.
- Nic mi nie jest, do jutra mi przejdzie – powiedziałem, ale wcale co do tego przekonany nie byłem.
- Cały czas wymiotuje, jest rozpalony. Poza tym boli go brzuch – powiedział Tom.
- Widzę właśnie, że ma gorączkę. Zadzwonię po pogotowie, lepiej żeby zobaczył go lekarz.
- Nie – zaprotestowałem i usiadłem, a po chwili poczułem, że znowu będę wymiotował. Tom podstawił mi miskę i kolejny raz zwróciłem tą odrobinę wody, którą Tom we mnie wmusił, ale prócz wody w misce była także krew, w ustach też ją czułem. Spojrzałem na Toma, Tom na Josta, a ten bez chwili wahania zadzwonił po karetkę.
Po paru minutach przyjechało pogotowie. Do busa wszedł lekarz.
Osłuchał mnie. Zmierzył gorączkę. Zrobił jakiś test i zaczęło się kłucie.
- Podłączę kroplówkę, jesteś bardzo odwodniony – powiedział.
- Umrę? – zapytałem.
- Tak kretynie! Jak cię sam zabije - warknął Tom.
Lekarz się zaśmiał.
- Nic ci nie będzie. To grypa żołądkowa. Mamy naprawdę tego roku epidemie. Nie jesteś dzisiaj moim pierwszym pacjentem z tymi objawami. Zaraz dostaniesz leki i poczujesz się lepiej.
- Grypa żołądkowa? – Jost aż usiadł na kanapie. Naprawdę było widać, że mu ulżyło.
- Szkoda, że wcześniej nie zareagowaliście, nie był by taki wymęczony.  Pewnie głowa to ci pęka, co?
Jakby wiedział.
- Jest pan pewien, że to tylko grypa żołądkowa? On wymiotował krwią - zapytał Tom.
- Ma podrażnione błon śluzowe żołądka, dlatego pokazała się krew, ale nic złego się nie dzieje.
Tom zacisnął dłoń na mojej ręce, kiedy lekarz wkuwał się z kroplówką.
- Jedziecie już w dalszą trasę?
- Za trzy dni – wyjaśnił Jost.
- Dobrze by było, żeby kilka dni odpoczął. Jest bardzo osłabiony. Pobiorę krew do analizy. Na jutro będą wyniki i wtedy zobaczymy, w jakim stanie jest twój organizm – mówił do mnie, a mnie to już naprawdę mało obchodziło. W tej chwili chciałem umrzeć i to jak najszybciej, byle to złe samopoczucie zniknęło.
- Dobrze. Wkucie założone, teraz podam ci leki przeciwwymiotne. Poczujesz przez chwilę słodkawy posmak.
Super - pomyślałem, zanim zacznie działać porzygam się jeszcze na sam koniec, czując coś słodkiego. Jednak, kiedy poczułem naprawdę ten posmak, przestało mnie mdlić, aż nie mogłem uwierzyć. Było już prawie idealnie.
Naszprycował mnie jeszcze kilkoma innymi specyfikami, ale było mi już wszystko jedno. Czułem, że brzuch przestaje mnie boleć, głowa zdecydowanie też mnie mniej bolała. No i poczułem się senny.
Jost odprowadził lekarza do karetki, umawiając się z nim na jutrzejszy dzień, a ja zostałem z Tomem, który przykrył mnie i kładąc się koło mnie przytulił, uważając na kroplówkę.
- Ciepło ci? – zapytał.
- Um – odezwałem się jedynie i prawie natychmiast zasnąłem, czując jego zapach, jego oddech na szyi i ciepło ramion, którymi mnie obejmował oraz coś najważniejszego dla mnie – bezpieczeństwo.

1 komentarz:

  1. Billy ty biedaku!! Aw, tak słodko, że Tom z nim został~ To opowiadanie podoba mi się coraz bardziej ^^
    Pozdrawiam~

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*