Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
2 miesiące temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
niedziela, 12 stycznia 2014
01:07
Odcinek 6
Ocknąłem się gdzieś nad ranem, czując
jak Tom dotyka mojej twarzy. Uśmiechnąłem się, co oczywiście zauważył.
- Jak się czujesz? – zapytał
szeptem.
- Lepiej. Która godzina?
- Po siódmej. Śpij jeszcze.
- Spałeś ze mną cały ten czas?
– zapytałem.
- Yhym – wymruczał,
poprawiając mój koc.
- Pewnie się nie wyspałeś, ja
się strasznie wiercę.
- Spałeś bardzo spokojnie. Nie
zbudziłeś mnie ani razu. Postaraj się jeszcze zasnąć, potrzebujesz teraz dużo
snu, pół nocy cię wymęczyło.
- Pić mi się chce – odparłem.
- Chcesz wody, czy może czegoś
innego?
- Może wody.
Tom podniósł się i sięgnął na półkę po butelkę z wodą.
Byłem tak spragniony, że tą małą butelkę opróżniłem na
jednym wdechu.
- Ło, masz spust – zaśmiał
się.
- Tak mnie suszy jakbym miał
kaca – stwierdziłem, wycierając wierzchem dłoni usta. - Może to po tej
kroplówce - spojrzałem na swoją rękę, po czym w kierunku woreczka, w którym
była jeszcze z jedna czwarta płynu.
- Raczej przez to, że
wymiotowałeś.
Położyłem się z powrotem.
- Chłopaki wrócili?
- Nie słyszysz jak Geo
chrapie? – zapytał Tom, robiąc zdegustowaną minę.
Wsłuchałem się i parsknąłem śmiechem.
- Chyba pójdę go szturchnąć, żeby
się przekręcił na bok, bo inaczej nic już nie pośpimy.
Chwyciłem Toma za bluzę, powstrzymując go.
- Nie! Zostaw, nie trzeba. Nie
przeszkadza mi to.
- Nie zaśniesz.
- Zasnę. Tylko mnie przytul
tak jak wcześniej.
Palnąłem bez większego namysłu. Jakim kretynem trzeba być,
żeby mając tyle lat prosić własnego brata, żeby go przytulał. Oczywiście Tom to
zrobił, co więcej pocałował mnie w policzek, ale nie ma co się oszukiwać, to w
ogóle nie powinno mieć miejsca. I o ile ja traktowałem to ciągle, jak
braterskie czułości, bo przecież w dzieciństwie nie raz się wobec siebie tak
zachowywaliśmy, Tom traktował mnie już zupełnie na innej płaszczyźnie, która nawet
przez myśl mi nie przeleciała.
- Wygodnie ci? – zapytał,
poprawiając starannie koc.
- Może być – mruknąłem.
Poczułem, jak kolano Toma wciska się między moje nogi i
instynktownie się spiąłem, trochę to było dziwne, nawet jak dla mnie.
- Rozsuj nogi, będzie nam
wygodniej i będziesz się mógł we mnie bardziej wtulić.
Słowo wtulić podziałało na mnie, jak kojący balsam. Co z
tego, jak to wygląda z boku, mam to gdzieś.
- O tak, to był zdecydowanie dobry
pomysł – wymamrotałem jeszcze pod nosem i podkładając sobie rękę Toma pod głowę
zasnąłem.
Było gdzieś po dziewiątej jak nas obudzili. Przyjechał
lekarz i Jost oczywiście zrobił takie zamieszanie jakby nie wiadomo, co się
stało.
- Tom, Bill, ogarnijcie się,
mamy gościa – szarpnął Toma za rękaw, budząc go.
- Jakiego gościa? – zamruczał zdezorientowany.
Sam też nie wiedziałem w pierwszej chwili, o co chodzi.
- Dzień dobry – przywitał się
lekarz.
Podnieśliśmy się oboje, siadając na łóżku. Tom przetarł rękami
twarz, był okropnie zaspany.
- Widzę, że brat się tobą
opiekował – powiedział, uśmiechając się.
- Tak – odparłem zdawkowo. Co
w tym dziwnego? W końcu to mój brat, ja zrobiłbym dokładnie to samo, nie widziałem
w tym niczego niezwykłego.
- Mam twoje wyniki. Ogólnie są
dobre, pomijając kilka wahań, ale przy tych objawach to zupełnie normalne –
stwierdził, kładąc wyniki na stole. - Odłączę Ci już kroplówkę, nie będzie potrzebna.
Zostawię też lekarstwa, które powinieneś zażywać jeszcze przez pięć dni, rano i
wieczorem. Rozpisze, co i jak, żebyś nie zapomniał.
- To już jest zdrowy? – zapytał
Gustav, obserwując całe zajście.
- Jeszcze nie, ale czuje się
już chyba o wiele lepiej, prawda? – spojrzał
na mnie badawczo.
- Zdecydowanie – odparłem.
- Na pewno jesteś osłabiony i jeszcze
kilka dni będziesz się tak czuł. Musisz
się teraz dobrze odżywiać, żeby szybko nabrać sił.
- A nie porzygam się? – walnąłem,
nie uśmiechało mi się kolejny raz spędzić pół nocy nad kiblem albo miską.
- Nie, nie. No chyba, że się przejesz i będziesz miał
zatrucie pokarmowe.
Wszyscy się zaśmiali.
- Jemu to nie grozi, prędzej
nie doje niż się przeje – powiedział Georg.
- Osłucham cię jeszcze,
dobrze?
Pokiwałem głową.
- Zdejmij koszulkę.
Zacząłem się rozbierać.
- No już chłopcy, idźcie stąd.
Trochę prywatności – warknął Jost.
- Bez przesady, już widzieliśmy
Billa bez koszuli nie raz. To nie kobieta, żeby się musiał nas wstydzić.
Jost tylko spojrzał na Geo i to w zupełności wystarczyło.
- Boże, przez tą czwórkę
starzeje się dwa razy szybciej. Chyba upadłem na głowę, że zostałem ich managerem.
Lekarz się zaśmiał.
- Prowadzi pan ich od samego
początku?
- Tak.
- No to są dla pana jak synowie.
- Tak, tylko, że dzieci
wychowuje się od niemowlaka, a mnie się dostała czwórka nastolatków w okresie
dojrzewania i buntu. Ma pan pojęcie, ile inwencji twórczej trzeba włożyć, żeby opanować
temperament każdego z osobna i wszystkich razem?
Żalił się Jost, ale wiedziałem, że nie jest ani trochę na
nas zły, czy ma nas dosyć. To prawda, że setki razy podnieśliśmy mu ciśnienie. Nie
raz nawrzeszczał na nas, bo mu zwyczajnie nerwy puściły, ale zżyliśmy się i
traktowaliśmy go, jak przyjaciela, a nie managera.
- Dobrze, płuca i oskrzela
czyste. Pokaż jeszcze gardło – lekarz słuchał Davida, ale w tej samej chwili
badał mnie.
Tom znowu się
pojawił stając koło Josta.
- Co chciałeś? – zapytał David.
- Nic, tak tylko patrzę.
- Dobrze się czujesz? – zapytał
podejrzliwie. – Może się zaraziłeś? Wyglądasz okropnie. Spałeś w ogóle?
- Nic mi nie jest – uciął
krótko Tom, popijając Redbulla.
- Spakuj się i pomóż Billowi. Załatwiłem
wam hotel. I tak zostajemy tu jeszcze trzy dni, więc chyba będzie lepiej, jak
na te kilka dni przeniesiemy się do hotelu. Bill wypocznie i dojdzie do siebie.
Wiecie, że macie w sobotę koncert?
- Tak, wiemy.
Spojrzeliśmy tylko z Tomem na siebie porozumiewawczo i on
już wiedział, żeby nie drążyć tematu. Z naszej czwórki najlepiej odczytywałem
nastroje Davida i dokładnie wyczuwałem, że jest podenerwowany przez moją
chorobę, więc wolałem, żeby go Tom już nie denerwował.
- W porządku, możesz założyć
koszulkę. Zmierzę ci jeszcze ciśnienie.
Nie przepadam za
lekarzami, to znaczy nic do nich nie mam, ale te badania, macania, kłucia,
zdecydowanie są nie dla mnie. Kiedy w końcu mnie zostawił w spokoju odetchnąłem.
- No to z moje strony było by
na tyle. Tutaj zostawiam Ci kartkę, jak zażywać leki no i lekarstwa i życzę
szybkiego powrotu do zdrowia.
- Dziękuję – odparłem. Mimo wszystko
byłem mu wdzięczny za pomoc.
- Nie ma za co. Tak na marginesie, mogę prosić o
wasze autografy? – zaśmiał się.
Dlaczego mnie to już nie dziwiło?
Z parkingu przed halą, na
której mieliśmy wczoraj koncert pojechaliśmy na parking przed hotel.
Ubrałem się w dresy, zapinając bluzę pod samą szyję i
wyszedłem z busa.
Teraz dopiero poczułem, jaki jestem osłabiony. Nogi
miałem, jak z ołowiu.
- Dobrze się czujesz? – zapytał
Tom widząc, że się zatrzymałem.
- Tak.
- Daj tą torbę – zabrał mi z ręki
zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć. - Idź pierwszy.
Spojrzałem na niego, o co mu chodzi?
- Chcę cię mieć na oku, jakbyś
przypadkiem miał po drodze zemdleć.
- Nie zamierzam mdleć – chyba trochę
przesadzał.
W recepcji
dostaliśmy klucze do swoich pokoi. Walnąłem się w końcu na łóżko w poprzek.
- Nareszcie duże łóżko – powiedziałem,
patrząc na Toma, który stawiał moje walizki na ziemi.
- Taa, te kozetki w busie to porażka.
- Dzięki Tom – byłem mu
naprawdę wdzięczny i za opiekę i za to, że teraz taskał nie tylko swoje, ale i
moje rzeczy.
- Nie ma za co, po to się ma brata,
no nie? – zapytał z uśmiechem. - Idę do siebie - powiedział. Mamy pokoje obok
siebie, więc jakbyś czegoś chciał, to wiesz gdzie mnie szukać. Później do
ciebie zajrzę.
- Dobra – odparłem i
odwróciłem na wznak, przeciągając się.
Kiedy zostałem sam postanowiłem się w końcu wykąpać. Już
wczoraj miałem to zrobić, ale czułem się tak źle, że i tak dobrze, że zmyłem
chociaż makijaż.
Po kąpieli położyłem się. Zasnąłem prawie natychmiast.
Obudziłem się dopiero, kiedy poczułem, że ktoś dotyka mojego policzka.
Otwarłem powoli oczy i zobaczyłem Toma. Leżał zwrócony twarzą
w moją stronę. Głowę podpierał na ręce.
- Hej – odezwałem się,
uśmiechając.
- Jak się czujesz?
- Dobrze – odparłem. - Tylko trochę
skołowany jestem.
- Przyszedłem zapytać, czy zejdziesz
z nami na kolacje, czy może przynieść ci coś do pokoju?
- A to już wieczór? – zdziwiłem
się. Nieźle sobie pospałem, cały dzień w dupę i pomyśleć, że to tylko przez
durną grypę żołądkową.
- No. Byłem tu w porze obiadowej,
ale tak słodko spałeś, że nie miałem sumienia cię budzić. Nie mniej jednak
kolacje powinieneś zjeść, chociażby dlatego, że musisz zażyć lekarstwa.
- No tak – zgodziłem się i usiadłem
przecierając oczy. – Poczekaj, tylko się ubiorę.
- Okej.
Wstałem i chwiejnym krokiem poszedłem do łazienki. Przemyłem
twarz, żeby jakoś otrzeźwieć i założyłem coś na siebie, w samych gaciach nie
wypadało paradować.
W końcu zeszliśmy do jadalni i składając zamówienie
zasiedliśmy obok chłopaków, którzy już na nas czekali.
- Słuchajcie – odezwał się Georg.
– Słyszałem, że tu na rynku ma być jutro jakaś impreza, obchody którejś tam
rocznicy założenia miasta, czy jakoś tak. Mają grać amatorskie zespoły, może
pójdziemy zobaczyć? W końcu i my tak zaczynaliśmy.
- Nie wiem, czy to jest dobry
pomysł – stwierdziłem. – Ostatnio, jak się zwinęliśmy Jost dostał szału.
- Nawet się nie dowie, że
poszliśmy – stwierdził Tom.
- To się zastanówcie, bo ja
tak, czy siak idę jutro do pubu, więc, jak tam sobie chcecie – stwierdził Geo.
- Pomyśli się – powiedział
Tom.
Na drugi dzień jednak zdecydowałem, że nigdzie nie idę.
Jeszcze nie zdążyłem do siebie dojść po chorobie, właściwie ciągle byłem na
lekach i alkoholu nie wolno mi było pić, a wyjście bez napicia się choćby jednego
piwa, to żadne wyjście, więc zdecydowałem, że nie pójdę.
Tom kręcił trochę nosem, chciał iść, ale powiedział, że
skoro ja nie idę, to on też zostaje. Widziałem, że był trochę za to wkurzony.
Zapewniałem go, że nic mi nie jest i żeby szedł z chłopakami,
ale on tylko fuknął na mnie i jedyne, co usłyszałem to trzask drzwi, kiedy
wychodził z mojego pokoju.
- Nie przejmuj się, przejdzie mu
– powiedział Gustav.
- Wkurwia mnie to! Za każdym
razem jest tak samo – stwierdziłem.
Gustav patrzył na mnie nie bardzo wiedząc, o czym mówię.
- Nie musimy wszędzie chodzić
razem – wyjaśniłem.
- No zgadza się – potwierdził Geo,
nadal siedząc rozwalony na fotelu i czekając, jaka zostanie podjęta ostateczna
decyzja.
- Jezu! – wkurzyłem się i
wstałem z krzesła. – Zaraz wracam, pójdę z nim pogadać. Poczekajcie tu chwilę.
- Dobra - odparł Gus.
Wparowałem do pokoju Toma jak burza, nawet nie zapukałem,
bo i po co, czy on puka, kiedy wchodzi do mnie? Nie! Więc i ja nie zamierzałem.
Zatrzasnąłem za sobą drzwi z wielkim hukiem, aż podskoczył, najwyraźniej nie spodziewając
się mnie.
- Co to miało być? – zapytałem.
Zdjął słuchawki i spojrzał na mnie.
- O co ci chodzi?
- Dobrze wiesz, o co! Powiedziałem,
że nie pójdę, bo się jeszcze nie czuję zbyt dobrze, a ty robisz fochy, jakbym
ci zabronił iść.
- Nie wiem, o czym mówisz.
- Wiesz, doskonale wiesz. Gus
i Geo czekają na ciebie. Masz iść z nimi do tego jebanego pubu, zrozumiałeś?
Uniósł jedną brew, był zaskoczony moją postawą. Sam byłem,
jak po chwili sobie zdałem sprawę, że się drę na niego.
- Na pewno tego chcesz?
- Tak.
- I nie będziesz potem mi wypominał,
że zaliczę jakąś panienkę albo nawet dwie?
- To twoje życie. Jeśli mam
pretensje to tylko, dlatego że się martwię, że zrobisz jakąś durnotę i zjebiesz
sobie życie, a nie, dlatego że żal mi dupę ściska, że ruchasz wszystko, co się
nawinie.
- To nie było miłe - odparł.
- Bo nie miało być. Kiedy
mówię do ciebie normalnie nawet nie raczysz na mnie spojrzeć. Może po prostu do
ciebie trzeba się zwracać tak, jak w tej chwili, żebyś wykazał, chociaż odrobinę
uwagi.
- Jeśli pójdę nie będę sobie żałował,
zrobię to z każdą jaka mi się nawinie.
- Z Bogiem – powiedziałem i
nadal niemiłosiernie wkurzony wyszedłem z jego pokoju.
- I co ? – zapytał Geo, kiedy
wszedłem do pokoju.
- Pójdzie, dajcie mu chwilę. Dojrzewa.
- Co robi? - spytał Gustav.
Spojrzałem na niego, nie chciało mi się tłumaczyć. Doskonale
wiedziałem, że w tej chwili Tom nawet, jeśli nie chciał iść, pójdzie choćby po
to, żeby zrobić mi na złość. Pozostawała tylko kwestia, ile czasu zajmie mu ta
decyzja? Pięć, dziesięć minut, a może nieco więcej. Wszystko zależało od tego,
jak bardzo nadepnąłem mu na odcisk.
Po niecałych pięciu minutach otwarł drzwi do mojego
pokoju. Odwróciłem głowę w drugą stronę, bo już nie mogłem powstrzymać się od śmiechu.
Moja strategia zawsze działała, aż dziw bierze, że jej jeszcze nie przejrzał.
- Idziecie? – zapytał
chłopaków.
- Jasne – wstali. – To do
później Bill – pożegnał się Gustav.
- Bawcie się dobrze.
- Dzięki – odezwali się chłopaki.
Spojrzałem w stronę drzwi, Tom stał w nich nadal
trzymając rękę na klamce, stał i lustrował mnie, był wkurzony, widziałem, jak
zaciska zęby, powstrzymywał się, żeby już więcej nic nie powiedzieć, a ja miałem
nieludzką satysfakcje, że moje na wierzchu.
W końcu wyciągnąłem rękę i pokazałem mu fucka, on odwdzięczył się tym
samym i zamknął drzwi.
Odetchnąłem, starając się uspokoić. Trzeba mu przyznać,
że potrafi we mnie wzbudzić irytacje, jak mało kto.
Cały wieczór nie odezwał się
do mnie, nawet sms’a mi nie napisał, a nigdy nie mógł się powstrzymać,
zwłaszcza, jak wiedział, że zostałem sam i jest mi przykro z tego powodu. Tym
razem telefon milczał, musiał być naprawdę na mnie zły.
Koło drugiej stwierdziłem, że nie napiszę już żadnej zwrotki
do piosenki, bo przez tego kretyna nie mogę się skupić i postanowiłem się
położyć spać.
Ale zasnąć też nie mogłem. Leżałem i gapiłem się w sufit,
nadsłuchując odgłosów z korytarza, gdyby wracali na pewno bym ich usłyszał, ale
niestety było cicho, że aż mi w uszach piszczało. Zerknąłem na komórkę,
dochodziła trzecia. Sms’a też żadnego nie było, nieodebranych połączeń tym bardziej,
gdyby nie to, że mu powiedziałem kilka słów za dużo zadzwoniłbym. Mógłbym zawsze
zadzwonić do Gustava, ale to po przemyśleniu też raczej odpadało. Na pewno
powiedziałby Tomowi, że dzwoniłem, a ten by mi potem tylko dziurę w brzuchu o to
wiercił. Jezu, co to za durna sytuacja! Nie wiedziałem, co robić. Niby wiedziałem,
że nic mu się nie stało, a jednocześnie denerwowało mnie, że się do mnie nie
odzywa. Durny uparty baran! Ciekawiło mnie, co chce mi przez to udowodnić, że
potrafi dobrze bawić się beze mnie? Albo może obraca już kolejną panienkę i
zapomniał o Bożym świecie, a ja się przejmuje jakby było czym.
Ehh… Zerknąłem znowu na komórkę, pięć po czwartej, a oni
nadal nie wracają. Zacząłem żałować, że z nimi nie poszedłem. Co z tego, że nie
piłbym alkoholu, ale przynajmniej wiedziałbym, co się dzieje, a tak, snuję
tylko domysły i do tego nie mogę zasnąć. Odłożyłem telefon i odrzuciłem kołdrę
na bok, jakoś mi było gorąco.
W pewnym momencie usłyszałem, jak ktoś wchodzi do mojego
pokoju. Znieruchomiałem, wpatrując się w stronę korytarza. Dobrze, że moje oczy
przyzwyczaiły się do ciemności i dość dobrze widziałem zbliżającą się postać,
którą był Tom. Zrzucił z siebie kurtkę i czapkę, potem buty.
Pierwsze, co przyszło mi do głowy to to, że pewnie jest
pijany i pomylił pokoje, ale kiedy spojrzał na mnie, oblizując dziwnie wargi. Wiedziałem,
że doskonale zdaje sobie sprawę, gdzie jest i po co tu przyszedł.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
Czyżby coś się świeciło? Huehuehue..
OdpowiedzUsuńNie mam czasu na dłuższy komentarz ;-; Każdy z tych rozdziałów podoba mi się coraz bardziej~
Pozdrawiam~