Informacja

KIEDY NOWY ODCINEK?

W niewoli uczuć (23) - Soon :D




INFORMACJA


PDF do ściągnięcia
Klik





Obserwatorzy

niedziela, 12 stycznia 2014
Odcinek 7





                Spotkał się z Jostem. Oczywiście pogadanka była odnośnie nowej płyty. Zaraz po nowym roku mieli wejść do studia i nagrywać, ale z wiadomych powodów wszystko stanęło w miejscu. Jost na razie tylko delikatnie wypytał, jak się mają sprawy. A Bill jedyne, co mógł w tej chwili zrobić, to prosić o trochę czasu. Ciągle miał nadzieję, że jak tylko Tomem zajmie się doktor Hiraga, szybko wyjdzie ze śpiączki i będą mogli pracować nad resztą piosenek. David zgodził się, na razie nie dręczyć go więcej terminami. Płyta miała ukazać się dopiero w lato, więc pozostało na razie masę czasu.
Po wyjściu ze studia poszedł oglądać auta. Musiał jakieś kupić, nie było innego wyjścia. Dealer skakał koło niego, zachwalając każdy, na który spojrzał, ale Bill, dokładnie wiedział, czego chce, dlatego tylko rzucił mu katalog ze zdjęciem wybranego modelu, dorzucając do tego lakoniczny tekst, że interesuje go tylko full wersja i rozsiadając się na fotelu czekał aż wszystko zostanie załatwione. Samochód miał zostać dostarczony do salonu za dwa dni. Po mimo że, to Toma zawsze kręciły bardziej takie zabawki, Bill czuł się ogromnie podekscytowany tym zakupem. Już się nie mógł doczekać, kiedy położy się spać i wszystko opowie Tomowi. Zahaczył jeszcze znajomego farmaceutę, który bez recepty sprzedał mu leki, mające go utrzymać w dość głębokim i długim śnie. 
Zanim jednak zdecydował się wrócić do domu, zajrzał jeszcze do szpitala. Wiedział, że Tom ma tam dobrą opiekę i nie musi się o nic martwić, ale chciał wszystko sprawdzić.
- Hej – przywitał się, wchodząc do pokoju. – Wiem, że mnie nie słyszysz, ale może w jakiś sposób będziesz jednak miał odczucie, że nawet, kiedy nie widzimy się we śnie, to przychodzę do ciebie. Jutro przylatuje Hiraga, zobaczymy co powie.
Do sali weszła pielęgniarka.
- Przepraszam, przyjdę później – powiedziała, chcąc się już wycofać.
- Nie, nie, proszę zostać.
- Przyszłam przekręcić pańskiego brata.
Co dwie godziny trzeba było układać Toma w innej pozycji, żeby nie miał odleżyn.
- Bill, mam na imię Bill – powiedział, chcąc przełamać tą barierę dzielącą ich.
Od samego początku, kiedy przywieźli ich do tego szpitala, ciągle na nią trafiał. Nie wiedział sam dlaczego, ale czuł do niej jakąś sympatię.
- Lili – odpowiedziała.
Uśmiechnął się.
- Ciągle na siebie wpadamy i ciągle mi pomagasz.
- To mój zawód.
- Myślę, że to coś więcej. Najpierw mi pomogłaś, jak zrobiło mi się słabo, wtedy na tym korytarzu, tuż po wypadku, myślałem, że na prawdę zemdleje.
- Pamiętam.
- Potem mnie pocieszałaś. Teraz widzę cię ciągle koło Toma.
Zamyśliła się.
- Powiedziałem coś nie tak? – zapytał zdezorientowany jej dziwną miną.
- Nie. To nie twoja wina. Myślę o swojej siostrze, która już nie żyje.
- Przepraszam, nie wiedziałem.
- Nikt o nią, tak jak ty o Toma nie walczył, a ja byłam zbyt mała, żeby moje zdanie się liczyło.
Bill zmarszczył brwi, nie wiedział, co się stało, ale te kilka słów wystarczyło, by jej emocje do niego dotarły.
- My zawsze o siebie walczymy. Tak jest między nami od urodzenia.
- Zazdroszczę wam, że macie siebie.
Dotknął jej ręki, zaciskając mocniej dłoń.
- Dzięki tobie mogę spokojnie wrócić do domu i wiem, że Tom ma tu dobrą opiekę. Chciałbym ci podziękować, naprawdę nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. On pewnie też jest ci wdzięczny.
Uśmiechnęła się.
- Jesteście wspaniałymi chłopakami. To, co gadają o celebrytach, to nie prawda.
Bill zaśmiał się.
- No wiesz, w większości prawda, nie oszukujmy się. My się może odróżniamy, bo mamy trochę inne cele. Muzyka naprawdę jest naszą pasją, a nie tylko środkiem na kasę. Owszem zarabiamy dzięki niej, ale nawet, jeśli byśmy nie zarabiali, to na pewno byłaby nadal obecna w naszym życiu.
- Cieszę się, że was poznałam. Chociaż może lepiej by było się poznać w innych okolicznościach, ale i tak się cieszę. I nie martw się będę tu pilnować Toma jak oka w głowię.
- Dziękuję – przytulił ją mocno do siebie.
- O Toma się nie martw, dbam tu o niego, ale ty jesteś zdany sam na siebie - stwierdziła.
- Tak, wiem. Zaraz wracam do domu. Będę tu jutro w południe. Rano odbieram z lotniska, doktora Hiragę. Wiesz, to nowy neurolog Toma. Mam nadzieję, że pomoże mu wyjść z tej śpiączki.
- Jin Hiraga?
- Tak – odparł Bill.
- Bardzo dobry specjalista. Nie mogłeś wybrać lepszego.
- Tak? – Bill był lekko zaskoczony.
- Słyszałam o nim wiele dobrego. To będzie dla mnie zaszczyt poznać takiego człowieka.
- Skoro tak mówisz, to cieszę się. Mnie też się wydawał w porządku, ale kierowałem się faktami z jego życia i intuicją, niż wiedzą o nim samym.
- Nie będziesz żałował – powiedziała. – A teraz wracaj już do domu, bo robi się późno – zwróciła mu uwagę.
Bill wyciągnął telefon z kieszeni, zerkając na godzinę.
- Ach, faktycznie. Pożegnam się jeszcze z Tomem i uciekam.
Podszedł do łóżka bliźniaka i pocałował go w czoło.
- Śpij dobrze, Tom i nie flirtuj mi tu z Lilli – pokiwał mu palcem, na co pielęgniarka zaśmiała się.
- Uciekaj już. Zobaczymy się jutro w południe, będę już w pracy, akurat zacznę dyżur.
- Dzięki. To do jutra – pożegnał się i wyszedł. Na korytarzu zadzwonił po taksówkę, tak żeby, kiedy wydostanie się w końcu z labiryntu tych szpitalnych korytarzy, czekała na niego przed wejściem.
Do domu dotarł po ponad godzinie. W między czasie obdzwonił kilka osób, bo kiedy tylko sprawdził nieodebrane połączenia, złapał się za głowę, ile osób go ścigało.
I w końcu odetchnął, kiedy zatrzasną drzwi domu, rzucając klucze na stolik. Po drodze ściągnął buty i pierwsze, co to udał się do kuchni zrobić sobie coś do jedzenia. Otwarł lodówkę i skrzywił się, bo jedyne, co w niej znalazł, to palące się światło. Otwarł zamrażalnik, ale i tu nie zastał niczego. Jeszcze nigdy tak nie było, żeby lodówka świeciła pustkami. Skarcił się w myślach, obiecując sobie, że jak tylko odbierze auto z salonu, pojedzie na wielkie zakupy. Tak bardzo je uwielbiał, a nie robił ich już ponad trzy tygodnie.
Chwilę rozważał, co zrobić. Znowu cały dzień nic nie jadł i czuł, że pobolewa go głowa. Znowu, by mu się za to oberwało od Toma.
Wrócił się do holu, gdzie wisiała jego kurtka i wyciągając z kieszeni telefon, zadzwonił do pizzerii. Może to nie będzie jakieś wykwintne danie, ale przynajmniej się napcha, a o dietę i inne pierdoły zadba, jak pojedzie w końcu po zakupy.
Miał ze dwadzieścia minut, zanim ktoś dostarczy mu pizzę, więc spokojnie udał się do łazienki pod prysznic.
Tak jak sądził, kiedy tylko wyszedł z łazienki i skierował się w stronę schodów, usłyszał dzwonek do drzwi. Zszedł i otworzył, odbierając nareszcie swoje jedzonko.
Zanosząc ją do kuchni, usiadł na jednym z krzeseł barowych i nawet, nie fatygując się, żeby przełożyć kawałek na talerz, otwarł pudełko i zaczął po prostu jeść. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jaki był głodny, kiedy stwierdził, że w pudełku został mu już tylko jeden kawałek, ale nie dał rady go w siebie wcisnąć. Dopadł jedynie karton z sokiem i tym razem nalał sobie pełną szklankę i upił do połowy.
- Boże - mruknął do siebie. Czuł się tak najedzony, że ledwo się ruszał. - Mam nadzieję, że mi nie zaszkodzi. Chyba przesadziłem. Pacnął jeszcze wyłącznik światła i z resztą soku wszedł na górę, kierując się do swojej sypialni. Jeszcze tylko skoczył do łazienki umyć zęby i walnął się na łóżko.
Chwycił ze stolika komórkę, nastawiając budzik na rano. Zerknął jeszcze na zegarek, dochodziła dwudziesta druga, będzie z Tomem jakieś dziewięć godzin. Nakrył się i zamknął oczy.
Dzisiaj na szczęście nie walczył ze sobą. Po całym dniu, był tak wykończony, że prawie natychmiast usnął.
Nic mu się nie śniło, ale czuł ciepły dotyk na swoim policzku. Jeszcze nie otwierał oczu, ale uśmiechnął, się wiedząc kto go dotyka.
- Cześć śpiochu – przywitał go Tom.
- Cześć – odpowiedział mu i rzucił w objęcia.
- Czekałem.
- Starałem się dzisiaj położyć wcześniej. Rano muszę wstać i jechać na lotnisko odebrać doktorka.
- No tak, zapomniałem, że to już jutro. Co tam nowego? – zapytał Tom. Okropnie ciekawiło go wszystko, co się działo w świecie na zewnątrz.
- W sumie to… - zastanowił się. – …gadałem z Jostem o płycie.
- I co?
- Na razie spokojnie. Powiedział, że jeszcze jest czas. Jednak nie ukrywał, że wolałby zacząć już nagrywać.
Tom skrzywił się, oczami wyobraźni widział minę Josta. Wiedział, że manager nie znosił, jak mu się przestawiało terminy.
- Poza tym nawiązałem bliższą znajomość z pielęgniarką, która bardzo troskliwie się tobą zajmuje w szpitalu.
- Jak bardzo troskliwie?
- Aż tak nie wnikałem. Ale spokojnie, ona jest od nas starsza. To czysto zawodowe podejście, nie mniej jednak, wydaje mi się bardzo sympatyczna i lubi nas.
- Warto mieć sojuszników - stwierdził Tom.
- Dokładnie, też o tym pomyślałem. No i zamówiłem nowy samochód. Pojutrze będzie.
- Czarny?
Bill pokiwał głową.
- Ile za niego zapłaciłeś?
- W sumie ci powiem, że po rabacie i tym, że wpłaciłem całą sumę od razu, a i wykupieniem u nich ubezpieczenia na rok, wyszedł 10 000 więcej niż standardowa wersja.
- Żartujesz? – zdziwił się Tom.
- No właśnie nie – stwierdził Bill. – Wydaje mi się, że daliśmy się chyba lekko naciągnąć przy kupnie poprzedniego auta.
- Lekko? To mało powiedziane – stwierdził Tom. – Wiesz Bill, okropnie się boję o ciebie – powiedział, uciekając spojrzeniem w bok.
- Dlaczego? – Bill nie do końca rozumiał obawy bliźniaka.
- Żeby ci się nic nie stało. Strasznie przeraża mnie ta myśl. Wiem, że nie przepadasz za prowadzeniem.
- Nie bój się, poradzę sobie. To nie chodzi o to, że nie lubię prowadzić. Tylko wolę w tym czasie zająć się, czym innym, a nie skupianiem się tylko i wyłącznie na drodze. Ale nie martw się, będę uważał.
- Nie mniej jednak i tak się o ciebie boję.
- Przysięgam, że będę jeździł bardzo ostrożnie.  Lepiej powiedz, co ty porabiałeś przez cały dzień - zmienił temat.
- Ach, nic ciekawego. Grałem na gitarze. Obejrzałem dwa filmy. Trochę się posnułem po domu. Trochę gotowałem. No i zrobiłem sobie piętnaście długości w basenie.  No i to chyba wszystko.
- To też miałeś pracowity dzień – podsumował Bill.
- Ja bym to ujął, że kompletnie bezprodukcyjny.
- Co dobrego gotowałeś?
- Nic specjalnego, to tylko spaghetti, z twoim ulubionym sosem.
- Umm… - zamruczał Bill, uwielbiał spaghetti w wykonaniu Toma.
- A ty odżywiasz się dobrze, jak mnie tam nie ma?
- Tak, nie martw się – skłamał. Ale w duchu przyrzekł, że to ostatni raz. Zrobi zakupy i będzie się starał jeść przynajmniej śniadania i kolacje.
Nawet się nie obejrzeli, jak w tle usłyszeli budzik w komórce Billa.
- Chyba pora na mnie.
- Szybko zleciało – odparł z żalem Tom.
- Spokojnie, postaram się wieczorem położyć wcześniej i nie wstawać jutro o szóstej rano, więc będziemy mieli naprawdę dużo czasu.
- No dobrze.
- Przytul mnie jeszcze Tom. Cholernie mi brakuje twojej obecności przy mnie. Ciągle łapie się na tym, że chcę ci coś powiedzieć, a ciebie nie ma obok mnie.
- Przepraszam.
Bill pokiwał głową, przecież to nie była Toma wina, a ciągle go za to przepraszał.
- To do wieczora – pożegnał się z bliźniakiem i pozwolił pochłonąć się dźwiękowi, który od dobrych paru sekund świdrował jego uszy.
Pacnął komórkę, żeby się zamknęła. Chyba znienawidzi ten budzik. Ostatnio zdecydowanie źle mu się kojarzy.
Zerwał się z łóżka. Pośpiesznie wziął poranny prysznic i ubrał się. Zszedł jeszcze do kuchni i zrobił sobie mocnej kawy, po mimo prysznica, nadal czuł się jak na kacu. Nienawidził wcześnie wstawać i nienawidził tego uczucia, kiedy brakowało mu kilku godzin z jego drogocennego snu, ale trudno. Zamówił taksówkę, która miała podjechać za około dziesięć minut, a w między czasie zjadł rogala z czekoladowym nadzieniem, którego kupił w szpitalnym sklepiku. Żeby nie było, że nie jadł nawet śniadania. Głowa go dzisiaj nie mogła boleć, zbyt wiele miał dzisiaj spraw do załatwienia, żeby pozwolić sobie jeszcze na taki dyskomfort.
Podjechał najpierw do hotelu, tego mieszczącego się blisko szpitala, załatwiając pokój dla doktora. A potem prosto na lotnisko. Dotarł przed czasem. Spokojnie rozejrzał się, sprawdzając, o której będzie przylot.  Usiadł w poczekalni, naciągając na głowę kaptur, żeby nikt go nie poznał i czekał. 
Kiedy samolot wylądował, poderwał się z siedzenia, wypatrując faceta z zieloną aktówką w ręku. Tak się umówili. Kiedy go zobaczył, po prostu podszedł.
- Jin Hiraga?
- Tak. A ty jesteś Bill Kaulitz?
- Tak.
- Miło mi cię w końcu poznać – wyciągnął rękę.
Bill uścisnął mu dłoń.
- Wyglądasz trochę inaczej niż na zdjęciach – powiedział Jin, przyglądając się mu.
- Ach – uśmiechnął się Bill. – To wizerunek medialny. Na co dzień wyglądam, jak widać trochę inaczej. W przeciwnym razie musiałbym chodzić z ochroną i nie miałbym żadnego życia prywatnego.
- To musi być uciążliwe.
- Czasami – przyznał się Bill. – Wezmę pana bagaż.
- Jin – mów mi po imieniu, tak będzie swobodniej, zwłaszcza, że chyba trochę czasu ze sobą spędzimy, więc ten pan jest trochę tak… no wiesz, jeśli oczywiście się zgodzisz.
- Nie ma sprawy - zgodził się Bill. – Pojedziemy teraz do hotelu. Wynająłem ci pokój. Będziesz mógł zostawić tam bagaże i odświeżyć się po podróży. Szpital, w którym leży Tom, jest vis a vis hotelu.
- O, to bardzo dobrze. W takim razie zostawię tylko bagaże. Chciałbym, jak najszybciej porozmawiać z lekarzem prowadzącym. Muszę zebrać od niego wszystkie badania, jakie do tej pory robili twojemu bratu i dopiero wrócić do hotelu i to ogarnąć.
- Jasne.
Pojechali do hotelu. Jin od razu wzbudził w Billu sympatię. Co prawda nie zaufał mu jeszcze, ale czuł, że jest mu przyjazny.
Hiraga zostawił tylko swoje bagaże i ruszyli do szpitala. Weszli na salę, w której leżał Tom. Bill podszedł do brata, witając się z nim.
Jin zmarszczył brwi, jakby dokładnie oceniał jego stan. Zerknął na aparaturę, potem w kartę, która wisiała na łóżku.
- I jak?- zapytał Bill?
- Danych, które mnie najbardziej interesują, niestety tu nie ma. Muszę się zobaczyć z lekarzem, który go prowadzi. Jedyne, co widzę to, że odstawili lek przeciwobrzękowy, tak jak prosiłem.
Do sali weszła Lili.
- Dzień dobry – przywitała się.  Patrząc wyczekująco na Billa.
- To doktor Hiraga – powiedział.
- Miło mi poznać – odezwała się.
- Mnie również – odparł. – Czy doktor Elerl jest może na terenie szpitala? – zapytał.
- Tak. Zaprowadzę pana.
- Dziękuję.  Zostań tu z Tomem, pójdę porozmawiać. Niedługo wrócę – powiedział do Billa i wyszedł razem z pielęgniarką.
Bill usiadł na krześle przy łóżku Toma. Dotknął jego ręki i podnosząc ją przyłożył do swojej twarzy. Ocierał się o nią dłuższą chwilę kompletnie, pogrążając się w swoich myślach.
- Wiesz? – odezwał się po chwili. Muszę ci dzisiaj coś wyznać. Mam nadzieję, że mnie za to nie znienawidzisz  – spojrzał na jego twarz.  – Tak bardzo cię kocham, że sam boję się własnych uczuć. Nie mam pojęcia, jak ci to powiem, ale muszę.
Do sali wszedł Hiraga.
- Mam już wszystkie dokumenty – mówiąc to podszedł do łóżka i usiadł na brzegu, chwytając Toma za drugą rękę.
- Bill przyglądał mu się uważnie. Trochę to wyglądało tak, jakby mierzył mu puls, ale nie było to zwykłe badanie. Medycyna wschodu rządziła się zupełnie innymi prawami i metodami.
Uśmiechnął się po chwili. Bill uniósł brwi do góry niczego nie rozumiejąc.
- Ma bardzo silną energie życia – powiedział w końcu Jin.
- To dobrze? – zapytał niepewnie Bill.
- Bardzo dobrze. Przejrzałem te EEG, które były robione. Wyglądają nie zaciekawię, ale nie takie wykresy widziałem i to wcale nie oznaczało, że mózg był martwy.
- Wiem – odezwał się Bill, reflektując się, że nie powinien jeszcze wyflaczać się z nowiną, że kontaktuje się z Tomem poprzez sen.
Jin spojrzał na niego, odbierając to na szczęście, jako braterską więź.
- Mogę sprawdzić twój puls? - zapytał.
- Jasne – zgodził się natychmiast, wyciągając rękę w stronę Hiragi.
- Macie identyczne wibracje, jakbyście mieli jeden umysł.
Bill doskonale rozumiał, o czym mówi. Pewnie przez to mogli się ze sobą kontaktować.
- No dobrze. Pójdę do hotelu, przejrzę dokładnie te dokumenty. Muszę się zastanowić, od czego zaczniemy. Jakie badanie zlecić. Chcę wiedzieć dokładnie, w jakim stanie jest każdy zakamarek jego mózgu. A ty wracaj do domu. Dzisiaj nic tu po tobie. Jutro zaczniemy walkę i pierwszą rundę.
Bill instynktownie zerkną na zegar wiszący na ścianie. Dochodziła osiemnasta, za oknem już dawno było ciemno, powinien się zbierać do domu, zanim zajedzie minie sporo czasu. Poza tym musi jeszcze coś zjeść, wykąpać się i psychicznie nastawić na rozmowę, jaką zamierzał przeprowadzić z Tomem.
- Dobrze. W takim razie będę się zbierał. Jakby co, dzwoń o każdej porze.
- Oczywiście.
Pocałował bliźniaka w czoło. Ubrał na siebie kurtkę i chwycił chustę Toma, okręcając ją wokół szyi. Chociaż w ten sposób miał przez cały czas bliźniaka przy sobie. Wyszedł z pokoju, kierując się do windy.
Na dworze znowu trzeszczał mróz. W tym roku wyjątkowo mroziło w Niemczech. Śnieg już nie padał, ale za to było bardzo zimno. Zarzucił sobie kaptur na głowę i zadzwonił po taksówkę. Wiedział, że nie przyjedzie szybko, więc wygrzebał z kieszeni papierosy i odpalił jednego.
Gryzło go to, co chciał zrobić, ale przecież obiecał to sobie; jeśli tylko będzie miał okazję powie Tomowi, jak bardzo go kocha. Zacisnął rękę w pięść, czując przeszywający ból. Zmarzła mu od trzymania papierosa, bo oczywiście o rękawiczkach zapomniał. Zgasił niedopałek i wsadził rękę do kieszeni. Stał jeszcze z dobre dziesięć minut, aż w końcu przyjechała taksówka. Wsiadł, czując przyjemne ciepło w środku. Podał adres kierowcy i wygrzebał z kieszeni swoją komórkę. Tak, jak wczoraj miał kilka nieodebranych połączeń i drugie tyle sms’ów. Kiedy tylko przekraczał próg szpitala, wyciszał telefon, mając głęboko gdzieś, kto się w tym czasie będzie do niego dobijał. Dlatego teraz, mając trochę czasu zanim dotrze do domu, odpisał Georgowi i Gustavowi, że u niego wszystko dobrze, bo obaj pytali, co słychać. Napisał też wiadomość do ich wspólnego znajomego, że odezwie się i postara z nim spotkać, jak tylko będzie miał więcej czasu. Brak bliźniaka, odczuwał na każdym kroku. Wszystkie obowiązki, którymi się dzielili, spadły tylko i wyłącznie na niego. Nigdy się nie bał ciężkiej pracy, ale to, co go przytłaczało miało zupełnie inny wymiar.

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*