Informacja

KIEDY NOWY ODCINEK?

W niewoli uczuć (23) - Soon :D




INFORMACJA


PDF do ściągnięcia
Klik





Obserwatorzy

niedziela, 12 stycznia 2014

Odcinek 9



Wiedział, że dzisiaj czeka go naprawdę pracowity dzień. Po pierwsze: musi odebrać auto. Po drugie: spotkać się z Hiragą i porozmawiać z nim odnośnie dalszego leczenia Toma. Po trzecie: zrobić zakupy, bardzo duże zakupy. A co gorsze, to wszystko musi ogarnąć maksymalnie do dwudziestej drugiej, bo chce się, jak najszybciej zobaczyć z bratem.
Poszedł do łazienki i spojrzał na siebie w lustrze. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Ciągle czuł na sobie dotyk bliźniaka. Nawet, jeśli to działo się tylko we śnie, to i tak było tak realne, jakby zrobili to naprawdę. Co prawda nie odczuwał teraz żadnego bólu ani dyskomfortu, ale świadomość tego, co robili, wystarczała. Ciągle myślami był w sypialni Toma. Przejechał palcami po ustach, ciągle czuł na nich jego pocałunki. Na swoich biodrach jego zaciskające się dłonie. Zrobili to! Myśleć i fantazjować o tym, to jedno, ale zrobić to z mężczyzną, do tego z własnym bratem, to zupełnie, co innego. Nie mniej jednak nie żałował, wręcz przeciwnie, chciał więcej. Te myśli tak go pochłonęły, że stał w tej łazience od dobrych paru minut kompletnie zamroczony tymi wizjami, dopiero z zadumy wyrwał go dzwonek telefonu.

Tymczasem Tom, leżał na swoim łóżku, w którym jeszcze jakiś czas temu kochał się z bliźniakiem. Sam nie wierzył, że to wszystko dzieję się naprawdę. Tyle razy sobie wyobrażał, jakie to było by uczucie całować się z Billem, ale nawet przez myśl mu nie przeszło, jakby to było kochać się z nim. Uśmiechał się cały czas, nie potrafił w to uwierzyć, były tylko dwie rzeczy, których strasznie żałował. Pierwsza: to to, że wtedy w hotelu nie posunął się dalej. Druga: że tkwił teraz w tej cholernej śpiączce, z której nie potrafił się wydostać.

Bill dopił kawę, słysząc pod domem trąbienie taksówkarza, który właśnie podjechał po niego.
Zarzucił tylko kurtkę i chustę Toma, ubrał pośpiesznie buty i zabierając ze sobą swoją obszerną torbę, w której nosił prawie wszystko, wyszedł z domu.
Już przed wejściem do salonu Audi zobaczył swój samochód, prezentował się bardziej niż okazale. Strasznie żałował, że nie ma z nim Toma, skakałby chyba z radości, widząc to cacko.
Wszedł do środka i odbierając dokumenty oraz kluczyki mógł wreszcie sam nacieszyć się nowym zakupem. Wsiadł do środka, wszystko pachniało nowością. Wsadził kluczyk do stacyjki, odblokowując funkcje automatycznego zapinania się pasów bezpieczeństwa. Trochę dziwnie się z tym czuł, bo nie był przyzwyczajony do takich wynalazków, ale od tego wypadku będzie chyba przeczulony na tym punkcie do końca życia. Odpalił silnik. Dźwięk pracującego silnika o mocy 450 koni mechanicznych, można było wręcz odczuć. Deska rozdzielcza nie różniła się aż tak bardzo od tej, którą mieli w poprzednim aucie, więc wielkiego problemu, by się zorientować, co gdzie i do czego jest, nie miał. Poprawił sobie jeszcze lusterka i ustawienie fotela i w końcu ruszył prosto do szpitala.
Droga wydawała się mu zbyt krótka, by choćby zdążyć się zachwycić nowym samochodem. Ledwo wyjechał z salonu, a po kilku minutach był już na szpitalnym parkingu.
Wysiadł. Obszedł jeszcze auto wokoło, przyglądając się jego aluminiowym felgom, idealnej aerodynamicznej sylwetce, drapieżnemu stylowi świateł.
- Ach Tom, będziesz zachwycony jak go zobaczysz – powiedział do siebie i z uśmiechem na twarzy ruszył do szpitala.
Hiraga siedział w gabinecie, który został mu służbowo przydzielony. Bill najpierw wszedł do pokoju Toma, przywitać się z nim i sprawdzić, jak się mają sprawy.
Nic jednak się nie zmieniło, jakkolwiek za każdym razem miał nadzieję, że nie zobaczy tej okropnej aparatury wokół niego, to i tym razem tam była.
- Hej – powiedział do niego i pocałował go w czoło. – Idę zaraz do Hiragi, zobaczę, co wymyślił. Potem jadę na zakupy, nasza lodówka świeci od kilku dni pustkami, przeżegnałbyś się na ten widok. Bez ciebie jakoś nie mam ochot łazić po sklepach, bo komu mam sprawić przyjemność, jak wracam do domu? Śmieszne, co?  Okazuje się, że od początku wszystko robiłem, żeby ci się przypodobać.  Jak tylko wrócę do domu i się trochę ogarnę wszystko ci opowiem. Nawet nie wiesz, jaką mam ochotę się z tobą kochać. Ciekawy jestem, co teraz robisz. Myślisz o tym, co zrobiliśmy w nocy? Ja tak – uśmiechnął się, kręcąc ze zdumienia głową. – Jestem taki szczęśliwy, że muszę się powstrzymywać od uśmiechania się. W końcu leżysz w śpiączce, a ja zachowuję się jak wariat.
Do pokoju weszła Lili.
- Och dzień dobry Bill – przywitała go serdecznie.
- Cześć.
- Tom ma dzisiaj naprawdę mnóstwo gości.
- Tak? – zdziwił się.
- Był tu pan Jost i twoi rodzice.
Od tam tego zajścia nie rozmawiał jeszcze z mamą.
- Nie wiedziałeś? Rano tu byli.
- Nie – odparł. – Trochę się pokłóciliśmy za ten incydent z respiratorem.
- Chciała dobrze. Racja jest po obu stronach. Ale jako matka chciała cię chronić, powinieneś to zrozumieć, chociaż wiem, że będzie ci ciężko.
- Rozumiem, ale nie o to mam do niej żal, tylko o to, że podjęła decyzję za moimi plecami.
- Chciała cię chronić.
- Chciała mnie zabić – sprostował Bill. – Gdyby Tom umarł, moje życie nie miałoby sensu.
- Nie możesz tak nawet myśleć. To oczywiste, że jesteście do siebie bardzo przywiązani, ale kiedyś ułożycie sobie życie z innymi osobami i ta więź nie będzie już taka bliska.
Nie miała pojęcia, o czym mówi, chociaż ogólnie miała rację.
- Wiem, ale tu naprawdę nie o to chodzi. Nawet, jeśli ja będę w Ameryce, a Tom w Niemczech wystarczy mi świadomość, że w każdej chwili mogę chwycić za telefon i po prostu z nim pogadać. Rozumiesz, co mam na myśli?
Pokiwała głową.
- Wychowaliśmy się razem, wszystko robimy praktycznie razem, ale to nie oznacza, że się ograniczamy tylko i wyłącznie do własnego towarzystwa. Obaj mamy znajomych, przyjaciół, fakt, że wielu wspólnych, ale jednak tych tylko własnych też jest kilku. Czy to źle, że obaj możemy zawsze na siebie liczyć?
- Nie. Po prostu to jest tak rzadko spotykane, by rodzeństwo było ze sobą tak zgodne i za sobą tak przepadało, że aż ciężko w to uwierzyć.
- Zgodne? – uśmiechnął się Bill. – Jak się obudzi ze śpiączki zapytaj się go, ile razy mnie pobił. Albo, ile razy zamknął mnie w piwnicy, żeby mi dokuczyć, żebym się poryczał i błagał go na kolanach o wypuszczenie mnie.
Zaśmiała się.
- Taki z niego niedobry brat?
- Mało powiedziane. Oczywiście nie jestem święty, też nie raz nie dwa zrobiłem mu na złość, ale zdecydowanie Tom zawsze był ode mnie silniejszy fizycznie i to wykorzystywał.
- Widziałam wasze zdjęcia z poprzednich lat, zawsze byłeś chyba drobniejszy od Toma.
- Chciałaś powiedzieć chudy.
Zaśmiała się.
- Podobało mi się to, że mimo iż jestem facetem mam delikatną kobiecą urodę, kręciło mnie to przez jakiś czas. Teraz trochę się zmieniło. Zacząłem chodzić z Tomem na siłownie, trochę – dodał z naciskiem na to ostatnie słowo. -  Bo w większości kończy się to tak, że ja tam idę dla towarzystwa, nagadać się, napić kawy, zjeść jakieś dobre ciastko, a mają tam całkiem niezłe zapasy, a on się poci.
- Tak, widziałam po jego ciele, że dba o swoją sylwetkę.
- No właśnie, a ja oczywiście też z nim poćwiczę, jak nie mam, z kim pogadać, wtedy mnie wymęczy i umieram przez kilka kolejnych dni, zarzekając się, że już nigdy więcej nie dam się namówić, a i tak tydzień później z nim jadę.
Znowu się zaczęła śmiać.
- Niemniej jednak, jakieś efekty po mnie widać.
Zgodziła się z nim bez sprzecznie.
- Nie wiesz czy doktor Hiraga jest w szpitalu? – zapytał po chwili.
- Tak jest, przed chwilą się z nim widziałam.
- Pójdę z nim pogadać.
- Jasne – odparła.
Bill posyłając jej serdeczny uśmiech wyszedł z pokoju, kierując się do gabinetu Hiragi.
Zapukał niepewnie, a kiedy usłyszał proszę, wszedł.
- Bill, dobrze cię widzieć. Jak tam, wszystko w porządku? – zapytał Jin.
- Tak, tak, u mnie wszystko dobrze. Jakieś wieści?
- Przejrzałem te wszystkie dokumenty, kilka z badań zrobiłem już Tomowi, właśnie przyszły wyniki.
- I?
- Chciałbym się ciebie zapytać, czy wyrazisz zgodę na podłączenie go na jakiś czas na stałe do EEG. To nie będzie wyglądało, tak jak zwykłe badanie, podłączyłbym mu tylko kilka elektrod w strategicznych miejscach.
- Jasne, czemu w ogóle o to pytasz?
- Słyszałem, co się stało kilka dni wcześniej, nie chcę robić czegoś bez porozumienia z tobą.
- Ach, ten incydent – skrzywił się Bill na samą myśl o tamtym dniu. - Nie przejmuj się tym. To wina mojej matki. Na pewno będziesz miał jeszcze okazję ją poznać.
- Nie chciałbym wchodzić w wasze relacje i czegoś zepsuć.
- Jakby to powiedzieć. W tej chwili jestem jedyną osobą, która decyduje o życiu i śmierci Toma. Cokolwiek ona powie albo ktokolwiek inny, możesz to zignorować. Poza tym ściągnąłem cię tu, bo wierze, że wyciągniesz mojego brata z tej śpiączki. Jeśli musisz założyć mu kilka dodatkowych urządzeń, to zrób to, nie pytaj mnie o każdy drobiazg. Staram ci się zaufać, chodź coraz bardziej zacieśnia się krąg osób, które mi zostały, ale tobie chyba będę musiał, bo powierzam ci de facto życie najdroższej mi osoby, rozumiesz?
- Tak. Dziękuję Bill. Przysięgam, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby go wybudzić.
- Wiem – uśmiechnął się.
- A właśnie, pojutrze zdejmiemy Tomowi gips. Trzeba będzie też zacząć rehabilitacje nogi i w ogóle zacząć go masować. Już prawie miesiąc się nie rusza, powoli zaczynają się robić przykurcze, a to nie jest dobre. Kiedy się obudzi będzie kompletnie nieporadny w takim stanie.
- Mam poszukać jakiegoś rehabilitanta i masażystę? – zapytał Bill.
- Było by dobrze. Jeśli mogę coś zasugerować, to uśmiechnąłbym się do tej pielęgniarki, Lili. Z tego, co zdążyłem się dowiedzieć, zajmuje się także rehabilitacją.
- Tak? Nie wiedziałem. Pogadam z nią.
- No dobrze, to idę przygotować urządzenia, im szybciej zaczniemy tym szybciej będziemy mieli efekty.
Bill kiwnął głową i wyszli razem z gabinetu. Jin skierował się w stronę recepcji poprosić o przygotowanie aparatury, a Bill wrócił do pokoju bliźniaka, wiedząc, że na pewno zastanie w nim Lili. To była ta pora, kiedy musiała podać Tomowi lekarstwa w ściśle określonych odstępach czasu, więc trochę czasu spędzała w tym pokoju.
- Widziałeś się z doktorem? – zapytała.
- Tak. Po jutrze ściągną Tomowi gips - popukał palcem w białą skorupę na jego nodze.
- To już czas, kość ładnie się zrosła.
- Tak, tylko jest pewien problem – powiedział.
- Jaki?
- Potrzebuję rehabilitantki dla Toma – spojrzał na nią bardzo uwodzicielsko.
- Hiraga ci powiedział? – zapytała, wiedząc, że to aluzja do niej.
- Jakoś tak wyszło w rozmowie. Co prawda mógłbym znaleźć kogoś innego, to nie jest problem, ale wolałbym kogoś, komu mogę zaufać, na przykład tobie.
- Bill…
- Wiem, że to dodatkowa praca, oczywiście płace ekstra, żeby nie było, że proszę cię w ramach twojej stałej pracy.
- Nie chodzi o pieniądze.
- Więc?
- Nie musisz mi płacić, zrobię, to z przyjemnością.
- Ale i tak wynagrodzenie ci się należy. Nie oszukujmy się, każdy z nas potrzebuje z czegoś żyć. A taki masaż i rehabilitacja, to nie jest leżenie na plaży, tylko ciężka harówka. Raz w życiu dałem się namówić na masaż, było bosko, ale kiedy zobaczyłem, jak spocona była masażystka, było mi głupio.
- No, co ty.
- Naprawdę.
- Dobrze, zajmę się Tomem, jeśli tak bardzo ci na tym zależy. Będę miała więcej okazji porozmawiać z doktorem Hiraga, on też się tu często kręci.
Bill jeszcze nie zrozumiał tej dwuznacznej wypowiedzi, ale najwyraźniej Lili i Jin przypadli sobie do gustu. Można powiedzieć byli po fachu. Byli też w tym samym wieku. Oboje byli wolni i oboje z pasją oddawali się temu, co robili.
- No to idealnie. Mam dziś chyba fartowny dzień. Co ja mówię, już od wczorajszej nocy mam farta? – Zaśmiali się oboje. – Nieważne. Jutro, jak przyjadę do szpitala postaram się spisać z tobą umowę.
- Nie trzeba Bill…
- Trzeba. Spiszemy normalnie umowę i koszt zabiegów. I nie chcę słyszeć wykręcania się. Oprócz pieniędzy dokumenty ci się przydadzą.
Nie zaprzeczyła, bo fakt był faktem. W tych sprawach Bill zawsze wszystkiego pilnował. Nawet w zespole myślał o papierach za całą czwórkę. Każdy miał dostać równą działkę i każdy miał być zabezpieczony na starość albo na inne wypadki losowe. Jak teraz w przypadku Toma, gdzie dzięki temu, że się uparł i wykupił polisę, o której wiedział tylko on, bo reszta go wyśmiała, jak im to zaproponował, nie musiał płacić za pobyt Toma w szpitalu tych horrendalnych rachunków, które puściłyby ich już pewnie z torbami. Ale to nieważne. Był dumny z siebie, że zrobił, to, co uważał za słuszne nawet, jeśli to było śmieszne. Zawsze powtarzał, że lepiej dźwigać jak ścigać.
- No dobra to ja się chyba będę już zbierał. Muszę zrobić jeszcze zakupy, a to pewnie też zajmie mi z kilka godzin.
- Czytałam, że uwielbiasz robić zakupy – zaśmiała się.
- Kocham – odparł, śmiejąc się razem z nią.
- No to się zbieraj, bo niedługo się ściemni.
Pocałował Toma w policzek na pożegnanie.
- To uciekam. Będę jutro - ubierając kurtkę pożegnał się z Lili. Wyszedł z pokoju, kierując się do auta.
Kiedy podjechał pod market wziął duży wózek i ruszył między regały. Nawet się nie zastanawiał, co mu potrzebne, pakował wszystko po kolej. Potrzebował dosłownie wszystkiego. Od ponad trzech tygodni nic nie kupował i wszystkiego już w domu brakowało.
O chemii też nie zapomniał. Szampon do włosów, jakieś mydełka, przy wyborze, których głównie kierował się zapachem i kupę innych rzeczy. Tak jak myślał, zrobienie tych zakupów zajęło mu prawie dwie godziny, a wydawało mu się, że się spieszy.
Kiedy jeździli razem z bratem, to się rozdzielali, było szybciej. Tom szedł buszować między pułkami z jedzeniem, a Bill całą pozostałą resztę.
- No dobra – powiedział do siebie, patrząc na napakowany po brzegi koszyk. – Jeśli o czymś zapomniałem, to kupię to przy okazji.
Pakowanie zakupów do auta zajęło mu z piętnaście minut, było tego tyle, że zawalił cały dość pokaźny bagażnik i część siedzenia z tyłu. Teraz mógł w końcu ruszyć do domu i przetestować autko na drodze, miał do pokonania ponad 100 kilometrów, więc będzie okazja zobaczyć, za co zapłacił tyle kasy.
Włączył sobie muzykę, nagłośnienie, jakie zamontowano w tym aucie po prostu wprawiło go w osłupienie, miał doskonały słuch, więc wyłapał od razu czystość i idealne rozłożenie dźwięku. Czuł się jakby tkwił w świecie każdego z utworów. Był ciekawy, jakie to zrobi wrażenie na Tomie, jako muzyk zwracał wielką uwagę na otaczające go dźwięki, będzie na pewno zachwycony, tego był pewny.
Sama jazda sprawiła mu taką frajdę, że gdyby nie fakt, że chciał się zobaczyć z bliźniakiem pewnie zrobiłby sobie kurs gdzieś dalej, od tak dla przyjemności.
Zajechał pod dom, pogrzebał w torbie za pilotem do bramy ich podjazdu, będzie go musiał gdzieś zamontować na stałe, tak jak to mieli zrobione w poprzednim samochodzie, ale tymczasem po prostu wcisnął guzik i rzucił pilota na siedzenie pasażera. Brama się otwarła i podjechał pod dom, parkując przed samym wejściem.
Wyszedł z auta, mroźne powietrze owiało go aż syknął z zimna. Otworzył drzwi do domu i kładąc torbę na podłodze pozaświecał wszędzie światło. Zdjął kurtkę i ubrał się w polarową ciepłą bluzę, będzie mu wygodniej nosić te wszystkie zakupy do domu.
Kursował z kilkanaście razy, starając się zabrać za każdym razem, jak najwięcej rzeczy.  Uwijał się, jak w ukropie, pakując wszystkie artykuły na swoje miejsce. Kiedy skończył usiadł w kuchni na barowym krześle ledwo żyjąc, był cały mokry tak się zgrzał. Nalał sobie soku do szklanki, wypijając całą zawartość jednym tchem.
- No dobra, teraz jeszcze coś zjem – powiedział do siebie. – Wrzucił jakieś gotowe danie do mikrofali i zaparzył sobie jeszcze herbaty.
Po chwili delektował się już swoim gorącym posiłkiem. Najedzony do syta zażył jeszcze tabletkę na sen, popijając resztką herbaty i poszedł wziąć prysznic.
Jego myśli cały czas krążyły wokół Toma, byłby z niego dumny, że tak szybko się ze wszystkim uwinął, pobił wszelkie swoje rekordy, ale był już padnięty.

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*