Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
2 miesiące temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
niedziela, 12 stycznia 2014
14:09
Odcinek 17
- A co z mamą? – zapytał Tom.
- Mamą? – Bill popatrzył w stronę
okna, zamyślając się na chwilę.
- Bill?
- Nie wiem, Tom. Podobno
odpuściła, ale mam wrażenie, że coś kombinuje.
- Jak to, odpuściła?
- Nie wiem. Po rozmowie z
Hiragą, zrozumiała, że twój mózg nie jest martwy i przestała pałać chęcią
mordu.
- Nie mów tak.
- Kiedy, to prawda – Bill
wzruszył ramionami.
- To, w takim razie, co cię
martwi?
- Ta cała sytuacja. Wszystko
to jest dziwne. Doktor Elerl. Nie wiem, czy lekarze nie rozmawiają ze sobą o
pacjentach? Skoro był twoim lekarzem prowadzącym powinien wiedzieć, jaki jest twój
stan, nawet, jeśli to Hiraga teraz się tobą zajmuje, powinien wiedzieć i
powiedzieć jej. Wszystko jest dla mnie podejrzane, ten szpital, nagła zmiana decyzji
mamy.
- Hiraga też?
- Nie, on nie. Kiedy się
dzisiaj z nim spotkałem, był zaskoczony, że mama o niczym nie wie i to
zaskoczenie było widać na jego twarzy.
- No więc, o co chodzi?
- Myślę, że o kasę.
- Nie rozumiem.
- Cały szpital i personel wie,
kim jesteśmy i kto leży na ich oddziale. Doskonale wiedzą, że mamy kasę. Nie powiem,
że koszty za każdy dzień twojego pobytu w szpitalu nie wydały mi się dziwnie wysokie.
Wiesz, że się nie orientuję w takich sprawach, ale to nie problem poszperać w Internecie
i poszukać, ile kosztuje pobyt, rehabilitacja, leki i urządzenia. Nie
podliczałem tego, ale gołym okiem suma z pewnością, była by mniejsza niż rachunek,
który przedstawiła mi ubezpieczalnia.
- Chcesz powiedzieć, że szpital
zarabia na moje śpiączce?
- Na to wychodzi. Co prawda
nie mam dowodów, ale tak mi to wygląda.
- Bill… - Tom obawiał się, że
Bill będzie drążył ten temat.
- Nie martw się. Nic z tym nie
zrobię, mam za wiele do stracenia, żeby podejmować z nimi taką walkę.
- Jeśli jest, tak jak mówisz,
to powinieneś porozmawiać z mamą, ona naprawdę nie chciała źle.
- Wiem. Ale, mam do niej taki żal,
że nie potrafię spojrzeć jej w oczy i tak po prostu powiedzieć, że ją rozumiem
i że nic się nie stało. Wiesz, że zawsze ze wszystkimi problemami biegłem do
niej, ufałem jej bezgranicznie i czego, jak czego, ale tego, że nie będzie ze
mną walczyć o twoje życie nie spodziewałem się. Wtedy, gdy przewieźli nas do
szpitala po wypadku, siedziała całą noc w pokoju i trzymała nas za ręce. Pamiętasz
jak robiła to w dzieciństwie?
Tom pokiwał głową.
- Wtedy zrobiła dokładnie tak
samo, tylko nie śpiewała nam kołysanki.
Tom się uśmiechnął.
- A potem, jak jej najbardziej
potrzebowałem, odwróciła się ode mnie.
- Nie odwróciła się, chroniła
cię.
- Nie broń jej Tom! Chciała
cię zabić, a ty ją bronisz!
- Już dobrze, uspokój się.
- Jestem spokojny.
- Chcę, żebyś z nią
porozmawiał.
- Tom!
- Proszę.
- Ale po co? – Bill nie
rozumiał uporu brata.
- Bo jej potrzebujesz.
- Nie potrzebuję, ty mi
wystarczysz.
- Nie, Bill.
Bill poderwał się do siadu.
- Dlaczego mi to robisz, Tom?
Dlaczego mnie zmuszasz?
- Proszę cię. Tylko z nią
porozmawiaj.
- Jeśli to zrobię, uszczęśliwi
cię to?
- Tak.
- I tak będę musiał z nią
pogadać zanim cię zabiorę ze szpitala, więc…
- Dziękuję – pocałował go w
usta.
- To cię będzie kosztowało
znacznie więcej niż tylko pocałunek – powiedział zadziornie Bill.
Tom uniósł brwi, widząc poważną minę bliźniaka, tylko jego
oczy zdradzały, że ta sytuacja go bawi.
- Za mało?- zapytał, idąc w
jego ślady.
- Zdecydowanie – odparł Bill, kiwając
głową.
- Rozumiem – powiedział,
zamyślając się na chwilę, po czym wpił się zachłannie w usta Billa, nie dając
mu wytchnienia od tego chaotycznego pocałunku.
Bill tylko mruczał, starając się odwzajemnić pocałunek,
ale kiedy tylko łapał rytm Toma ten zmieniał go celowo, doprowadzając tym
bliźniaka to szału. Bill w końcu odwrócił głowę w bok, uniemożliwiając bratu na
dalszy pocałunek, ale ten się wcale tym nie przejął, przyssał się do jego szyi,
chwytając zębami za skórę i robiąc mu malinkę.
- Nie przekonuje mnie to, Tom
– wycedził przez zaciśnięte zęby, próbując zignorować pulsujący ból na szyi.
- Nie?
- W ogóle – uśmiechnął się
Bill, pokazując tym, jak bardzo obojętny jest na pieszczoty brata.
Tom przygryzł wargę, patrząc cały czas na bliźniaka.
Doskonale wiedział, że gra, że się z nim drażni, zastanawiał się, jak rozegrać
tą rundę, żeby Bill zaczął go prosić, by przestał. Miał go przed sobą zupełnie
nagiego, więc po prostu dotknął jego krocza, zaciskając dłoń na jego członku i pobudzając
go prawie natychmiast do granic wytrzymałości.
- Tom… - Bill jęknął. Od razu
jego twarz z wyrazu pewnej powagi i pewności siebie zmieniła się na zagubioną,
wręcz błagalną.
- Coś chciałeś? – zapytał Tom.
Coraz intensywniej go pieszcząc.
- Prze–stań – wydusił z siebie
Bill.
- Ani myślę.
- Tom… Boże… - Bill wił się w objęciach
brata, już był bliski osiągnięcia orgazmu, gdy Tom przestał.
Spojrzał na brata wielkimi pełnymi niezrozumienia oczami ciężko
przy tym dysząc.
- Dlaczego przestałeś? Już
prawie doszedłem.
- Wiem, dlatego przestałem.
- Ale dlaczego?
- Na pewno porozmawiasz z
mamą?
Bill jęknął. To była zagrywka poniżej pasa i doskonale o
tym wiedział.
- Jesteś podstępny.
- Ja? Dbam tylko o twoje
interesy.
- Interesy? O czym ty mówisz?
Nie wiem, czy widzisz, że jeden z nich właśnie boleśnie domaga się uwagi.
- No więc?
- Jezu Tom, przecież powiedziałem,
że z nią porozmawiam.
- Chcę, żebyś się z nią
pogodził.
- Ja się z nią nie pokłóciłem.
- Nie kręć Bill, wiesz o co mi
chodzi.
- Tom, proszę cię – zamilkł, czując
jak brat go znowu zaczyna pieścić. – Jesteś naprawdę…
- No, jaki?
- Kochany – powiedział chodź
miał zupełnie, co innego na myśli.
- Jasne – skwitował ironicznie
Tom i zabrał rękę.
Bill pozbawiony pieszczoty sam się dotknął, dostając po
chwili po ręce.
- Gdzie z tymi łapami.
- Tom…
- Teraz to moja własność.
Bill jęknął. Cała ta sytuacja go podnieciła jeszcze
bardziej czuł, jak szybko bije mu serce, co chwilę oblizywał wysychające mu
usta, a Tom się tylko uśmiechał torturując go.
- Dobrze, pojadę do niej i z
nią porozmawiam, ale nie obiecuję, że po tej rozmowie będę ją traktował, tak
jak wcześniej.
- W porządku, na razie wystarczy,
że z nią porozmawiasz – zgodził się Tom.
- A teraz zajmiesz się mną? – zapytał
błagalnie.
Tom pokręcił tylko głową ze zdumienia.
- Już wiem, co ci będę robił,
jak będę chciał cię do czegoś przekonać.
- Nie daruje ci tego, wiesz? –
Billa słowa jednak utonęły w pocałunku. Było mu tak dobrze, był taki
szczęśliwy, taki spełniony, że zgodziłby się teraz dosłownie na wszystko byleby
Tom nie przestawał.
Ranek przyszedł zaskakująco szybko, po kilkugodzinnym
znęcaniu się Toma nad Billem ten drugi w końcu, zaznając upragnionej
satysfakcji zasnął mu w ramionach. Niechętnie otwierał oczy, słysząc w tle swój
budzik. Wybudzanie się z podwójnego snu było okropne. Był tak zaspany, że idąc
do łazienki zamiast w drzwi trafił w futrynę boleśnie, zderzając się z nią.
- Ał – jęknął, rozcierając
czoło. Spojrzał na siebie w lustro, wyglądał, jakby dzień wcześniej imprezował.
Przemył twarz zimną wodą, ale niewiele pomogło. Chwilę się zastanawiał, po czym
stwierdził, że jednak weźmie prysznic, co okazało się najlepszym rozwiązaniem i
nareszcie w miarę go rozbudziło.
W końcu zszedł do kuchni. Zaparzył sobie kawy, zrobił śniadanie. W planie miał dzisiaj odwiedzić mamę. Obiecał
to Tomowi i chociaż wcale mu się to nie uśmiechało, chciał to zrobić i mieć to
już z głowy.
Popołudniu zebrał się i wyjechał w stronę rodzinnego
domu. Pogoda była dzisiaj słoneczna, chociaż mróz nie odpuszczał, droga była
sucha, więc po godzinie dotarł przed dom rodziców.
Wysiadł z auta, rozglądając się po okolicy. Zanim jednak
doszedł do domu drzwi otwarły się, a w nich stanęła Simona.
Bill zatrzymał się, patrząc na nią. Serce waliło mu jak
młotem, czuł się dziwnie, miał mieszane uczucia. Z jednej strony chciał podbiec
i objąć ją mocno, jak zwykle to robił, a z drugiej ciągle pamiętał, co się
stało i nie potrafił tego puścić w niepamięć.
- Bill?
- Cześć – odezwał się,
przełykając nerwowo ślinę. – Przyjechałem porozmawiać – powiedział, patrząc jej
w oczy.
Simona odsunęła się z przejścia, opierając o drzwi.
- Wejdź do środka, jest strasznie
zimno.
- Wolałbym… - nie dokończył, widząc
w jej oczach łzy, które spłynęły po policzkach.
- To twój dom, Billy – wytarła
szybko łzy, nie chcąc wprawiać go w jeszcze większe zakłopotanie.
- To nie zajmie dużo czasu – powiedział
niepewnie, wchodząc do środka.
Simone nie wytrzymała i objęła go mocno, tuląc się, teraz
bardziej do niego, niż jego do siebie. Był od niej dużo wyższy, a ona przy nim
teraz wydawała się taka drobna.
- Przepraszam cię Bill, tak bardzo
cię przepraszam - znowu się rozpłakała. Bill długo ze sobą walczył, ale uczucie,
które w nim tkwiło to, które zepchnął w najgłębszy kąt swojego serca, a teraz wypłynęło
i rozlało się po jego ciele i jego ręce same zupełnie bez jego woli objęły ją.
- Mamo.
Chwilę nic nie mówili zanim Simona się uspokoiła. Spojrzała
do góry na twarz syna, widziała w jego oczach zagubienie, zawsze tak na nią patrzył,
kiedy nie wiedział, co zrobić.
- Chodź – pociągnęła go do
kuchni – Zrobię ci herbaty. Upiekłam wczoraj sernik, taki jak lubicie z Tomem,
zjesz kawałek?
- Nie rób sobie kłopotu.
- Żaden kłopot – posadziła go
na krześle i zaparzyła herbaty, stawiając też talerzyk z ciastem.
Bill rozglądał się po kuchni, zawsze, kiedy tu
przyjeżdżał czuł się swobodnie, a dzisiaj siedział, jak na szpilkach, chociaż
ciastko mu smakowało i wcale nie miał skrupułów poprosić o dokładkę.
Odstawił talerzyk na bok i upił łyk herbaty, spoglądając
na matkę, która siedziała przy stole obok i przyglądała się mu, jak gdyby nie
widziała go kilka lat.
- Chciałem z tobą porozmawiać
o Tomie.
- O Tomie?
Pokiwał głową.
- Nie obawiaj się, nie odłączę go od respiratora.
Wiem już wszystko, doktor Hiraga mi powiedział. Wiem, że nie rozumiesz mojej decyzji.
- Istotnie nie rozumiem – wtrącił.
– I nie rozumiem, dlaczego Tom stanął po twojej stronie – dodał, na co Simone spojrzała
na niego na chwilę milknąc.
- Nie rozumiem.
- Zawsze cię bronił, odkąd sięgam
pamięcią. Ukarałaś go nie raz za coś, płakał żaląc mi się, a jednocześnie,
kiedy chciałem go pocieszyć i mówiłem, że już cię nie kocham za to, że go
ukarałaś, to on zawsze stawał w twojej obronie, tłumacząc cię, że na pewno nie chciałaś
źle.
- Kocham was obu tak samo. Chcę,
żebyś o tym wiedział i pamiętał.
Do domu wszedł Gordon.
- Kochanie jakiś samochód stoi
przed naszym domem, nie znam go, nie wiesz… – zamilkł, widząc siedzącego przy
stole Billa.
- Bill?
- Cześć Gordon, to mój samochód.
- Coś się stało z Tomem, że
przyjechałeś? – był zaskoczony wizytą swojego pasierba.
- Nie. Ale chciałem wam powiedzieć,
że zabieram Toma do domu.
- Ale dlaczego? Ma tam
przecież dobrą opiekę, nie rozumiem – Simona była wstrząśnięta. - Sam sobie nie
poradzisz.
- Z kilku powodów. Po pierwsze:
mam dosyć pokonywania codziennie 200 km drogi do szpitala i z powrotem, co w
przy obecnych warunkach jest dodatkowo uciążliwe. Po drugie: to koszty, Toma ubezpieczenie
nie będzie pokrywać dłużej jego pobytu w szpitalu. Co prawda mógłbym sam je
opłacać, ale Tom, by mnie za to zabił. No i nie będę ukrywał, że jednym z
powodów byłaś ty mamo.
- Chcesz mi uniemożliwić
kontakt z Tomem, tak?
- Nie. Możesz do nas przyjeżdżać,
kiedy zechcesz, nawet, jeśli mam do ciebie nadal żal, to nie mogę jemu kazać
czuć do ciebie to samo.
- Ale, jak ty sobie sam
poradzisz, on jest podłączony do respiratora.
- Hiraga zamieszka z nami. Co
do pielęgniarki, to jeszcze się zobaczy. Jeśli to będzie możliwe to także się
wprowadzi, a jeśli nie, to zorganizuję jej jakiś transport.
- Czy ty mi kiedykolwiek
wybaczysz? – zapytała wprost.
- Nie wiem. To dla mnie, trudne.
W ostatnim czasie za wiele się wydarzyło. Nawet to, że tu dzisiaj jestem wiele
mnie kosztowało.
- Bill, jeśli to takie ciężkie
dla ciebie, dlaczego tu przyjechałeś, bo chyba nie tylko po to, żeby powiedzieć
nam, że zabierasz Toma do domu? – zapytał Gordon.
- Bo komuś to obiecałem – nie
powiedział, że przyrzekł do Tomowi, nie zrozumieliby, a on nadal się obawiał,
że mimo wszystko stwierdzą, że oszalał i zechcą mu zabrać bliźniaka.
- Rozumiem – przytaknął
Gordon.
- Kocham cię mamo nadal, ale
chyba dopóki Tom się nie obudzi nie przetrawię tego.
- Poczekam Billy, poczekam.
- A kiedy ta przeprowadzka? – zapytał
Gordon.
- W przyszłym tygodniu,
jeszcze nie wiem dokładnie, w jaki dzień. Zaraz jadę do szpitala, załatwić formalności.
- Jak się tak zastanowić, to w
sumie dobry pomysł – pochwalił go Gordon.
- A ja się boję, że sobie nie poradzi
– powiedziała smutno Simona.
- Myślę, że o to nie musisz
się martwić kochanie, jest silny, zawsze taki był.
- Gordon! – upomniała go
Simona.
- Nie złość się kochanie, ale Bill
ma w sobie siłę.
- Dzięki Gordon – powiedział
Bill lekko się do niego uśmiechając. – Będę się zbierał. Dziękuję, że mnie
wysłuchaliście – wstał od stołu.
- Zaczekaj – zatrzymała go
Simona. – Zapakuję ci ciasta, zjesz sobie w domu.
- Nie trzeba.
- Trzeba. Wiem, że je lubisz i
ci smakowało, przynajmniej tyle mogę dla ciebie zrobić.
Po chwili podała mu zawiniątko.
- Dziękuję… - wahał się przez
moment, ale wydusił to z siebie -…mamo.
- Nie ma za co. Uważaj na
drodze i dbaj o siebie, zanim Tom się nie obudzi, później porozmawiam z nim i
wszystko mu powiem, co narozrabiałeś.
Bill wywrócił tylko oczami i pokręcił ze zdumienia głową.
- Odprowadzę cię do auta –
powiedział Gordon.
- Do widzenia – pożegnał się
jeszcze raz z matką i wyszedł razem z ojczymem.
- Chciałbym ci podziękować,
Bill – powiedział Gordon, stając obok samochodu.
- Nie masz za co.
- Od wypadku twoja mama jest
zdruzgotana, kompletnie sobie nie radzi.
- Nie ona jedna.
- Tak wiem, zdaję sobie sprawę,
ile Tom znaczy też dla ciebie, ale ona boi się o was obu. Nie miej jej tego za
złe.
- Nie mam. Staram się postawić
w jej sytuacji, ale nie jestem Tomem nie potrafię tak z dnia na dzień to sobie
wytłumaczyć.
- Wiem. W każdym razie jestem
ci wdzięczny, że przyjechałeś – uśmiechnął się serdecznie. - Autko widzę nowe –
poklepał po masce, zmieniając temat.
- Tak, nasze poszło do
kasacji.
- Aż w takim złym stanie było?
- Nie chciałbyś je widzieć.
Nadawało się tylko na żyletki.
Gordon pokręcił głową.
- Niedawno dostałem zdjęcia z
wypadku, to sam się zdziwiłem, że wyszliśmy z tego w jednym kawałku. Od środka
trochę inaczej to wyglądało.
- Nie myśl już o tym. Teraz
najważniejsze jest, żeby Tom się wybudził.
- Jeśli się wybudzi –
powiedział Bill, na co Gordon spojrzał na niego w lekkim szoku. – Nie
zwariowałem. Mam świadomość, że może się nigdy nie obudzić, że może umrzeć.
Gordon chwycił go mocno w ramiona.
- Synu – wyszeptał. Rzadko,
kiedy tak do nich mówił, ale też był mu jak rodzony syn. Syn, który potrzebował
jego wsparcia. – Obiecaj mi, że jeśli będziesz, czegokolwiek potrzebował,
zadzwonisz do mnie.
- Gordon…
- Proszę, puść w niepamięć to,
co się wydarzyło, przerażenie i głupotę starszych ludzi.
- Gordon, nie jesteście
starzy.
- Obiecaj mi to – odsunął go
od siebie ciągle jednak, trzymając ręce na jego ramionach i patrząc się Billowi
natrętnie w oczy.
Bill westchnął.
- Chyba będę musiał sobie zacząć
zapisywać, co komu obiecuję, bo zdecydowanie w tym tygodniu naskładałem już
tyle obietnic, że boję się, że coś w końcu pokręcę.
Gordon się zaśmiał, a Bill razem z nim.
- Zadzwonię, obiecuję – a po
chwili dodał – Tato - na co Gordon, tylko się uśmiechnął.
- Jedź i uważaj na siebie.
Bill wrzucił kurtkę na tylne siedzenie i wsiadając w
końcu do auta ruszył do szpitala.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*