Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
2 miesiące temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
wtorek, 28 stycznia 2014
22:28
Odcinek 31
- Stęskniłam się za wami. Jak
trasa, zadowoleni jesteście? – zaczęła wypytywać, jak za każdym razem, gdy nie było
nas dłużej niż jeden dzień w domu.
- Tak – odparłem. – To chyba najlepsza
z naszych tras, nie Tom?
- Zdecydowanie – potwierdził, świdrując
mnie swoim spojrzeniem.
- Kiedy rozmawiałam z Jostem powiedział,
że ciągle się kłócicie.
- On nawet nie pojmuje samej
definicji kłótnia, a co dopiero, jak ona wygląda – odezwał się Tom. – To, że
kilka razy wymieniliśmy między sobą ostrzej zdania nie oznacza, że się
kłóciliśmy.
- No tak – potwierdziła. – Gdybyście
się kłócili pewnie doszłoby do rękoczynu, a o tym mi nie wspominał. A wakacje,
udały się, oboje tacy opaleni jesteście.
- Bill się zjarał i jęczał dwa
dni, a potem kolejne dwa musiałem go skubać – przekoloryzował, ale nie miałem
mu tego za złe.
- Bo, to była twoja wina.
- Oczywiście, bo to ja ci się
kazałem rozbierać i łazić po plaży w samo południe.
- Pewnie, że ty. A, kto mi
robił zdjęcia?
- No jakoś nie protestowałeś.
Mama przyglądała się nam, jak się licytujemy.
Kiedy zjedliśmy, wygoniła nas do łóżek, wciąż traktowała
nas jak małe dzieci, a przecież mieliśmy już 20 lat.
Mimo to posłusznie rozeszliśmy się do swoich pokoi. Zamknąłem
za sobą drzwi, rozglądając się po pomieszczeniu. Nie byłem tu ponad dwa
miesiące, wydawało mi się jakieś małe. Zawsze odnosiłem takie wrażenie, jak długo
nie byłem w domu. Otwarłem swoją walizkę i wygrzebując z niej tylko kosmetyczkę
udałem się do łazienki pod prysznic. Co prawda miałem ochotę na długą odprężającą
kąpiel, ale nie chciałem przez przypadek zasnąć w wannie, a czułem, że tak się
może właśnie stać. Po mimo że złapałem dzięki Tomowi kilka godzin snu, ziewałem
co chwilę, a to oznaczało, że powinienem się, jak najszybciej położyć do łóżka.
Z mokrymi jeszcze włosami naciągnąłem na siebie slipki i koszulkę,
w której zwykle spałem w domu i ułożyłem się wygodnie w łóżku.
Co za nieziemskie uczucie, rozłożyć się swobodnie we własnym
dużym, miękkim i pachnącym Tomem łóżku? Kurwa! Poderwałem się do siadu, przyglądając
się poduszce, która nie była moja. Mama widocznie wietrzyła pościel i pomyliła
poduszki, jemu pewnie dostała się moja. Heh, ciekawiło mnie, czy zauważył, a
jeśli tak to, co sobie pomyślał?
A już miałem zacząć myśleć, że zaczyna mi brakować jego
obecności. Co prawda poduszka, to raczej
nędzny substytut jego osoby, ale nie zamierzałem grymasić, tym bardziej,
że miałem, co najmniej kilka powodów, żeby powstrzymać się od pójścia do jego
pokoju i wpakowania się mu do łóżka z żądaniem, by się mną zaopiekował.
Więc objąłem ją mocno, wtulając w nią twarz i wciągając
raz za razem jego zapach, zasnąłem.
Rano obudziłem się, czując coś ciepłego na ustach. Przez
kilka pierwszych sekund poddałem się temu uczuciu, ale, kiedy tylko do mojej świadomości
dotarło, że jestem w domu, w swoim pokoju, w własnym łóżku, otwarłem natychmiast
oczy.
- Spokojnie, to tylko ja –
wyszeptał od razu, dobierając się do mojej szyi.
- Zwariowałeś?! Chcesz, żeby
nas mama zobaczyła?
- Jesteśmy sami w domu. Mama właśnie
pojechała do zakładu – wyjaśnił.
- Skąd wiesz?
- Rozmawiałem z nią. Mamy
sobie zrobić obiad i nie roznieść domu.
Prychnąłem.
- A Gordon?
- Też wyszedł. Przecież mówię,
że jesteśmy sami. A, skoro jesteśmy sami nie masz przypadkiem ochoty na poranny
numerek? – zapytał z uśmiechem na twarzy i nie czekając nawet na moją odpowiedź
wsunął rękę pod moją koszulkę.
- Umm – mruknąłem. Przyzwyczaiłem
się przez te ostatnie dwa tygodnie, że kiedy się budziłem czułem na sobie jego ręce
i coś twardego, co mnie uwierało w pośladek.
- Tom… Stoi ci –
skomentowałem, to co czułem i wcale nie była to moja wyobraźnia, czy
wspomnienie z wakacji.
- Wiem. Już od jakiegoś czasu
mi stoi i chyba potrzebuje twojej uwagi.
- Och – zakryłem twarz rękami.
Jego bezpośredniość, zwłaszcza w tych sprawach nadal wprawiała mnie w
zakłopotanie.
- Wiesz, co ci powiem? To, że
jesteśmy już w domu, że może nas ktoś przyłapać, cholernie mnie nakręca.
- Przestań, nawet tak nie
myśl! – przestraszyłem się.
- Spokojnie, przecież będzie słychać,
jeśli ktoś wróci do domu. Poza tym doceniłbyś to. Wiesz, że nawet wyprowadziłem
mamie auto z garażu, żeby jak najszybciej wyjechała z domu? Tak bardzo się za
tobą stęskniłem – zsunął rękę na moje krocze. – Widzę, że ty za mną też.
- Jasne – jęknąłem, wstrzymując
na chwilę oddech, kiedy zaczął masować mój członek. - Nie było tak źle, miałem
w nocy twoje zastępstwo.
Na chwilę przestał, jednak orientując się, o czym mówię,
parsknął śmiechem. - No ja też, ale mimo wszystko wole oryginał – odrzucił moją
kołdrę i zdzierając ze mnie slipki zawisł nade mną, mając mnie teraz między
swoimi nogami. – To musi być bolesne – skomentował mój wzwód.
- Jest – odparłem krótko.
- Zaraz się tym zajmę – mówiąc
to zrzucił swoje ubranie.
- Twój problem chyba też jest
palący – stwierdziłem, na co tylko spojrzał na swoje krocze, uśmiechając się
przy tym.
Kolejne kilka minut wypełniły pokój moimi jękami, Toma
westchnieniami i po tych kilku chwilach naszymi przyspieszonymi zmęczonymi
oddechami.
Poranny numerek mieliśmy już zaliczony. Nie trwało to
długo z uwagi na to, że oboje byliśmy zbyt mocno podnieceni, żeby przeciągać
zabawę w nieskończoność. Po tych dwóch tygodniach, zbliżenia między nami miały
różne oblicza. Czasami potrafiliśmy pieścić się i obdarowywać czułościami przez
wiele godzin, stopniowo się podniecając, a czasami pieprzyliśmy się, jak dwoje
obcych sobie ludzi, którzy pragną jedynie rozładować napięcie seksualne. Nie przeszkadzało
to ani mnie ani jemu, idealnie wyczuwaliśmy swoje nastroje i zachcianki, nigdy
nie było czegoś za mało lub za dużo.
- Ale jestem głodny –
stwierdziłem po chwili, podnosząc się w końcu z łóżka.
- Mama zrobiła gofry z dżemem
truskawkowym – rzucił.
- I dopiero teraz mi o tym
mówisz? Jadłeś już?
- Oczywiście. Myślisz, że
miałbym siłę uprawiać seks na pusty żołądek?
- Ja wiele razy uprawiałem i
jakoś żyje.
- Dlatego jesteś taki chudy –
podsumował, na co ja tylko prychnąłem i zostawiając go samego w łóżku udałem
się do łazienki pod prysznic.
Jednak po chwili poczułem, że już nie dane jest mi
nacieszyć się panującą w nim przestrzenią. Poczułem, jak Tom przytula się do
moich pleców, a jego ręce błądzą po moim ciele.
- Tom… - zniecierpliwiłem się,
chciałem szybko wziąć prysznic i zejść do kuchni coś zjeść, a jemu najwyraźniej
chciało się rundy drugiej.
- No co, przecież nic takiego
nie robię – usprawiedliwił się.
- Ale chodzi ci to po głowie.
- A właśnie, że nie. Chcę cię
tylko po dotykać. Chyba mi nie odmówisz?
Westchnąłem.
- Następnym razem, przynieś mi
coś do jedzenia, a wtedy będziesz mógł mnie macać, ile ci się tylko podoba.
- Ach – jęknął.
- Ja naprawdę nie jestem skomplikowany
w obsłudze, wystarczy trochę jedzenia i ciepła… - przerwałem, dotykając jego
dłoni. – twoich rąk i jestem twój.
- Następnym razem będę
pamiętał, żeby cię nakarmić.
- Powinieneś to chyba wiedzieć
w końcu sam jesteś facetem, że do serca każdego faceta trafia się przez żołądek.
Pokręcił tylko z rozbawieniem głową i odwracając mnie do
siebie przodem wpił zachłannie w moje usta.
- Tom! – zezłościłem się
trochę tym jego zachowaniem.
- Na ciebie mam znacznie leprze
sposób niż jedzenie – odparł w ogóle nie przejmując się tym co do niego
mówiłem.
- Tak? – zaciekawił mnie.
- A niby jaki?
- Ja – odparł krótko, na co
uniosłem jedną brew, zastanawiając się, jak mam to zrozumieć. – Jestem dla ciebie
tak smakowitym kąskiem, że nie odmówisz mi – dodał.
- Taki tego pewien jesteś?
- A nawet, jeśli powiesz nie,
to za pięć minut przybiegniesz z przeprosinami i rozłożonymi nogami.
Prychnąłem.
- Żebyś się nie przeliczył –
ostrzegłem go. Oczywiście ta dyskusja nie miała w ogóle pokrycia w
rzeczywistości, bardziej niż sobie dokuczyć tymi trochę dziwnymi słowami wciąż
walczyliśmy o dominacje. Nawet, jeśli Tom był tym, który dominował w naszym
związku, nie zamierzałem być mu uległy i on doskonale o tym wiedział.
Wymijając go zgrabnie w drzwiach kabiny zostawiłem go pod
prysznicem samego. Ubrałem się, naciągając na tyłek spodnie dresowe, a na górę
czarny T-shirt z nadrukiem i zszedłem do kuchni, dopadając gofrów, jak tonący
brzytwy. Jak mi brakowało domowego
jedzenia. Z uwagi na to, że jesteśmy z
Tomem wegetarianami, a reszta zespołu i otaczający nas ludzie nie, to czasami
bywało kłopotliwe, zwłaszcza, kiedy specjalnie dla nas przygotowywali posiłki,
było nie raz niezręcznie, ale Tom zawsze mówił, że ma to gdzieś i nie
zrezygnuje ze swoich przekonań tylko dlatego, że ogółowi znaczy reszcie zespołu
działa to na nerwy, więc było mi łatwiej buntować się, kiedy przez przypadek na
moim talerzu znalazło się coś, co wcześniej było żywym stworzeniem.
Zanim jednak dokończyłem śniadanie usłyszałem, jak
schodzi na dół, gadając z kimś przez telefon. Długo nie musiałem się domyślać,
z kim. Kiedy tylko padło nazwisko Josta wiedziałem, dlaczego Tom rozmawiał z
nim w tak oficjalnym tonie.
- To jak przyjadą, wtedy do
nas zadzwoń. Jesteśmy zespołem i razem podejmujemy decyzje. Na razie –
rozłączył się.
- Czego chciał?
- Żebyśmy przyjechali do
studia. Chłopaki dotrą za dwa dni, a on nam już dzisiaj dupę zawraca. Ja rozumiem,
że terminy gonią i te nasze wakacje wcale nie były mu na rękę, ale do cholery
jesteśmy ludźmi, a nie maszynkami do zarabiania kasy!
Nawet tego nie skomentowałem, zgadzałem się z nim w tej kwestii
w stu procentach.
- Chcesz coś do picia? – zapytałem,
wstając od stołu i wstawiając brudne naczynia do zmywarki.
- Kawy. Mocnej! – odparł nadal
podenerwowany. – Ten to kurwa potrafi człowiekowi popsuć humor – ciskał się
dalej. – A tak mi się dobrze dzień zaczął – ciągnął dalej, podchodząc do okna i
odsuwając nieznacznie firankę, by sprawdzić, czy przed posesją nie koczują już nasi
fani, którzy jakimś cudem dowiedzieli się, że jesteśmy już w domu.
Spojrzałem na niego wymownie. Nawet nie musiałem zadawać
pytania, żeby odpowiedział.
- Nikogo nie widać – odparł.
- Masz – podałem mu kubek z
gorącą kawą.
- Dzięki – upił łyk i
pocałował mnie w policzek.
- Co będziemy robić? –
zapytałem.
- Nie wiem. Może gdzieś wyjdziemy?
– zaproponował.
- Jost mówił, żebyśmy nigdzie bez
ochrony nie wychodzili.
- Jost, Jost! Zaczyna mnie
wkurwiać ten człowiek. Masz zamiar cały dzień siedzieć w domu?
Wzruszyłem ramionami.
- Fajnie, no to siedź, jak
chcesz. Ja jadę do Andreasa.
Andreas był przyjacielem Toma, zanim jeszcze zaczęła się
nasza przygoda z Tokio Hotel. Przez to, że ciągle byliśmy w rozjazdach ich przyjaźń
trochę się poluźniła, nad czym Tom często ubolewał i jak tylko miał okazje pobyć
w domu dłużej niż jeden dzień zawsze spotykał się z przyjacielem.
- Jak chcesz. Ja mam, co robić
– odparłem.
- No to dobra - powiedział i poszedł
do swojego pokoju przebrać się.
Nigdy nie miałem mu za złe, że zostawia mnie samego na
rzecz kumpla. Zawsze pytał, czy chcę z nim iść, ale ja uważałem, że i my
potrzebujemy trochę odpocząć od swojego towarzystwa, dlatego ostatnim razem,
kiedy chciał się spotkać z Andym i ciągnął mnie ze sobą, wyraźnie mu
powiedziałem, że jak zechcę iść, sam go poproszę o zabranie mnie ze sobą. Zgodził
się, dlatego tym razem nie padło pytanie, czy z nim pójdę.
Po pół godzinie zszedł na dół.
- Jak wyglądam? – zapytał, prezentując
się.
Zlustrowałem go od stóp do głowy.
- Dobrze – odparłem i
podszedłem do niego, poprawiając mu kołnierz kurtki, który właściwie nie
wymagał żadnej poprawki, ale nie mogłem się powstrzymać, żeby go nie dotknąć.
- Bill… - spojrzał na mnie. – Jeśli…
- Nie chcę iść. A jak się
bardzo stęsknię zadzwonię albo wyśle ci sms’a, żeby nie robić ci obciachu –
spojrzałem mu w oczy, a on uśmiechną się.
- No dobrze, to w takim razie
jadę.
- Tylko uważaj na drodze –
poprosiłem.
- Dobrze mamusiu – odparł
ironicznie i na do widzenia pocałował mnie.
Zostałem sam. Zaparzyłem sobie duży kubek herbaty i
ruszyłem do swojego pokoju.
Rozkładając się na środku łóżka ze swoim laptopem
postanowiłem sprawdzić swoją pocztę i poszperać trochę po sieci, by poczytać
plotki odnośnie naszej ostatniej trasy i nas.
Odpaliłem swoją pocztę i pierwsze co zauważyłem, to list od
Angeli, aż się uśmiechnąłem pod nosem.
Pisała:
Cześć Bill
Szkoda, że wasze
wakacje dobiegły już do końca, wiem, jak to jest musieć wyjeżdżać z cudownego
miejsca, tym bardziej rozumiem wasz żal.
Co do miejscowości,
w jakiej zamieszkamy już na początku przyszłego tygodnia, to jest to Magdeburg,
takie niewielkie miasteczko niedaleko Berlina, pewnie będziesz wiedział. Więc,
jeśli tylko będziesz miał czas, to z wielką przyjemnością się z tobą zobaczę,
ale tym razem to ja ciebie zaproszę.
Zaśmiałem się w głos. Podobało mi się to, że traktowała
mnie jakbym był zwykłem chłopakiem, a nie wokalistą znanego już chyba na całym
świecie zespołu.
I nie obawiaj się,
że jakieś fanki cię dorwą, zaproszę cię do restauracji mojego wujka, a on już
dopilnuję, żebyś był tam bezpieczny.
To miłe z jej strony. Oczywiście miałem ochotę się z nią
spotkać. Do Magdeburga miałem jakieś 25 kilometrów, to około 15 minut drogi
autostradą, dosłownie rzut beretem. A, jako, że kiedyś mieszkaliśmy w tym
mieście znałem je dość dobrze, więc tym bardziej byłem chętny pojechać na stare
śmieci.
A jak wasz manager
pognał was już do pracy?
Pozdrawiam Angela
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*