Informacja

KIEDY NOWY ODCINEK?

W niewoli uczuć (23) - Soon :D




INFORMACJA


PDF do ściągnięcia
Klik





Obserwatorzy

środa, 12 lutego 2014

Odcinek 30




W między czasie, każdej kolejnej nocy sprawdzali nowe pomysły na wydostanie Toma ze śpiączki.

Minęło już prawie dwa miesiące od czasu, kiedy Tom zaczął sam oddychać. Dwa miesiące codziennych prób wybudzenia go i wszystko na marne. Chociaż Bill każdej nocy czuł, że to już blisko, to, kiedy kolejny raz nic z tego nie wychodziło zawiedziony wzdychał ciężko i pchał się Tomowi w ramiona, żeby go pocieszał.

A znowuż Tom, kiedy zostawał sam w swoim świecie pogrążał się w jakiejś dziwnej zadumie. Był już zmęczony tą sytuacją, brakowało mu pomysłów i powoli sam tracił nadzieję, że kiedykolwiek się stąd wydostanie. Starał się udawać przed bratem, że wszystko jest dobrze, żeby się nie martwił. Wmawiał mu, że może jutro się uda, ale tak naprawdę to niejednokrotnie sam miał ochotę po prostu się rozpłakać, bo wyładowywanie swojej frustracji na przedmiotach znajdujących się w danym momencie w zasięgu jego ręki, dawało marny efekt i już jakiś czas temu przestało dawać ujście emocjom.

Na dodatek dzisiaj Bill uciekł mu wyjątkowo wcześnie. Rano miał się spotkać z chłopakami w studiu i wymyślić wspólnie z nimi projekt okładki do ich nowej płyty. Było mu trochę przykro, że nie może pojechać z bratem, bo zawsze brał czynny udział w tworzeniu projektu okładki do każdej z ich płyt, a teraz może sobie tylko wyobrazić, jak siedzą we trójkę i robią burze myśli, to było okropne uczucie. I takie miał dzień w dzień. Uczucie, że ta walka nie ma sensu, że powinien odpuścić. Czuł się coraz bardziej samotny, gdyby nie towarzystwo bliźniaka przez te kilka godzin w nocy, chyba by już tu oszalał, nienawidził być sam. Nawet, jeśli czasami zdarzało mu się zamykać w pokoju na klucz, to po godzinie, czy dwóch szukał towarzystwa drugiej osoby. Przez to, że tu przebywał wiele godzin kompletnie sam, zbyt dużo myślał, a to sprawiało, że dochodził do wniosków, które niekoniecznie poprawiały mu nastrój. A najgorsze było, że coraz marniej szło mu udawanie przed bratem. Dziś to dałby sobie nawet rękę uciąć, że Bill widział, jak stara się uśmiechać na siłę. Śmiał się sam z siebie, kiedy przypominał sobie własne słowa, kiedy był zmęczony po koncertach i osaczającymi go ludźmi, zawsze mówił Billowi, że ma ochotę uciec na jakiś czas na bezludną wyspę z dala od tego wszystkiego. Teraz dałby wszystko, żeby, chociaż przez godzinę posiedzieć wśród tłumu ludzi, którzy coś od niego chcą. Co za cholerna ironia losu.


Tymczasem Bill wstał niechętnie z łóżka, wybitnie nie miał ochoty na wymyślanie rysunku na okładkę płyty. Gdyby nie to, że już dwa razy zbywał chłopaków i Josta, zasłaniając się jakimiś pierdołami, dzisiaj na bank nigdzie by się z domu nie ruszył, ale wiedział, że musi.
Kiedy wyszedł z domu od razu założył okulary słoneczne. Był piękny czerwcowy dzień. Ogromny upał. W cieniu temperatura dochodziła do 27 stopni Celsjusza, a był dopiero wczesny ranek. Tak było już od kilku dni. Jeszcze daleko było do południa, ale dzień, tak jak i kilka poprzednich zapowiadał się upalny. Bill tylko dziękował w duchu, że ma klimatyzacje w aucie, bo zanim by dojechał do studia pewnie by się ugotował.
Gdy dotarł już na miejsce i wszyscy zebrali się już w jednym z pokojów studia, zaczęła się dyskusja. Każdy z pomysłów wydawał się być dobry, ale nie do końca idealny. I tak po kilku godzinach narady byli wciąż w tym samym miejscu.
- To bez sensu – stwierdził Bill, rozcierając twarz rękami. Miał już dosyć, upał dawał mu w kość, chociaż w studiu panował przyjemny chłód, to dodatkowo fakt, że dzisiaj kolejny raz nie udało mu się wydostać bliźniaka ze śpiączki obniżał tylko jego twórczy zapał. - Im dłużej dyskutujemy tym dalej nam do rozwiązania – stwierdził, wykładając się na skórzanej kanapie.
Gustav już od kilku dobrych minut milczał. Najwyraźniej i on dzisiaj nie miał twórczego zapału.
- Dobra, słuchajcie – rzucił Georg. – Jeszcze raz niech każdy rzuci pomysł, który najbardziej przypadł mu do gustu i może połączymy wszystko w jedną całość?
Bill tylko uniósł brew, ale zgodził się. Gustav także skinął głową zgadzając się. Właściwie to w tym momencie zgodziliby się na wszystko, byle jak najszybciej to zrobić i wrócić do domu.
Po przedstawieniu wszystkich koncepcji i skleceniu tego w jedną całość, powstał rysunek na płytę.
- No i jakoś poszło – podsumował Georg. Chyba, jako jedyny emanował dzisiaj, jako takim entuzjazmem. - Zawołajmy Josta.
- Pójdę go poszukać, - powiedział Bill. Przy okazji poszukam czegoś do picia, ten upał mnie wykańcza – mówiąc to, wyszedł z pokoju.
Zanim znalazł Josta odwiedził po drodze kilka innych pokoi.
- David, masz chwilę? – zapytał, zaglądając do środka jednego z pomieszczeń.
- Jasne. Jak tam, wymyśliliście już?
- Tak. Zerkniesz?
Jost ogarnął wzrokiem ekipę, z którą akurat pracował. Chwilę nad czymś myślał, w końcu jednak wstał z krzesła.
- Będę za pół godziny, pracujcie dalej – powiedział i wyszedł z Billem, zagadując go po drodze.
- Jak tam Tom, jakieś postępy?
- Bez zmian. Zaczyna nam już brakować pomysłów – odparł smutno Bill. Już mu się nawet nie chciało silić na udawanie, że wszystko jest w najlepszym porządku.
- Tom miał zawsze skomplikowaną psychikę, więc może powinniście pomyśleć, nad czymś nietypowym?
- Niby czym? – zainteresował się Bill.
- Na przykład ty.
- Ja? A co konkretnie?
- Zawsze byliście ze sobą blisko, jak na braci. Tylko bez urazy, Bill – rzucił żartem David, nawet nie wiedząc, ile w tym żarcie jest prawdy. – Może na przykład gdybyś go pocałował, to by się przebudził, wiesz, jak w bajkach.
Bill najpierw poczuł, jak coś boleśnie zaciska się na jego żołądku, a chwilę później parsknął śmiechem.
- Nie sądzę, żeby taki banał był kluczem.
- Właśnie dlatego myślę, że powinniście spróbować. Wiesz, sam powiedziałeś, że każdy pomysł sprawdzicie, niezależnie, jak głupi będzie, więc ja proponuję sprawdzić mój – David spojrzał na Billa i nawet, gdyby nie chciał, to Bill dostrzegł, że mówił całkiem poważnie.
- Proszę cię, jak ty to sobie wyobrażasz? – zakpił Bill, ale czuł, jak wali mu serce.
- Normalnie, to tylko pocałunek – stwierdził na luzie Jost.
- A, jak nie zadziała, to jaki kolejny pomysł mi podrzucisz? Może, żebym się z nim przespał, bo to w końcu mój brat, a i tak jesteśmy ze sobą blisko, jak na braci, więc… - zironizował, ale czuł sam, jak bardzo jest podenerwowany. Jost w jego mniemaniu albo coś podejrzewał albo sam był lekko skrzywiony w tym temacie.
- Nie no, może nie trzeba będzie aż tak ekstremalnie. Ale, gdyby właśnie to było kluczem, zrobiłbyś to?
- Oszalałeś? Kocham Toma i ostatecznie mogę go nawet pocałować, ale coś więcej?
- Żeby się nie okazało, że to jedyne wyjście – uciął krótko Jost.
Bill przystanął i spojrzał Jostowi w oczy. Doskonale wiedział, że to nie jest kluczem, w przeciwnym razie Tom obudziłby się już wiele razy, ale teraz miał dobrą okazję, żeby zbudować otoczkę, którą będą wciskać wszystkim, kiedy Tom się w końcu obudzi i nie daj Boże, ktoś zauważy, że zachowują się względem siebie w jakiś nietypowy sposób. Wiedział, że nawet, jeśli będą uważać, coś może umknąć ich uwadze, a potem stanowić problem, a jeśli już teraz jasno podkreśli, że poza tym, co już widzieli nic więcej między nimi nie ma i nie będzie, to nikt nie będzie doszukiwał się podtekstów.
-  Jeśli faktycznie to, właśnie to, okazało by się kluczem, to trzeba będzie poszukać innego wyjścia, bo ani ja ani Tom tego nie zrobimy – oznajmił, starając się zabrzmieć, jak najbardziej przekonująco.
Jost tylko westchnął i chwycił za klamkę drzwi, przed którymi akurat się zatrzymali.
Weszli do środka. Chłopaki popijali Cole. Georg szkicował jeszcze na kartce, dopieszczając ich projekt.
- No pokażcie – Jost wyciągnął rękę po kartkę z rysunkiem.
- Niezłe, tylko tak bez żadnego tła?
- Tła? - zdziwił się Bill.
- No, do tego rysunku fajnie by było dodać jakieś kosmiczne tło, czy coś w tym stylu. Jeśli damy jakieś jednolite popsuje to całą koncepcje tej grafiki.
Chłopaki spojrzeli na siebie.
- To może… - zaczął Gustav. – Zróbmy tak, jakby rysunek był w szklanej kuli, a poza nim może wrzucimy jakąś grafikę miasta, czy coś, że niby to inny świat. No wiecie, o co mi chodzi?
Georg kiwną głową.
- To ma sens i nawet pasowałoby do okoliczności i do waszych kilku piosenek – stwierdził Jost.
- Co ty na to, Bill? – zapytał Georg i znieruchomiał, patrząc na Billa, który stał, jakby zobaczył ducha.
- Bill? - odezwał się Jost. – Dobrze się czujesz? – dotknął jego ranienia, na co Bill ocknął.
Zerwał się, chwytając ze stolika komórkę i kluczyki do auta.
- Bill? – Geo do niego mówił, ale on wydawał się w ogóle go nie słyszeć.
- Przepraszam, muszę wracać. Dokończcie za mnie.
- Bill? – Gustav chwycił go za ramie, powstrzymując przed wyjściem. – Co się dzieje?
- Być może coś wielkiego, a może zupełnie nic. Odezwę się - i wybiegł ze studia, wymijając Josta i Georga, którzy stali, kompletnie nie rozumiejąc, co mu się właściwie stało.
- O co chodzi? – wydukał Georg.
- Może ma jakieś przeczucia względem bliźniaka – powiedział Jost.
Podeszli do okna, obserwując jak biegnie do samochodu.


Bill w tym czasie wybrał numer do Hiragi.
- Co tam Bill? – usłyszał w słuchawce.
- Chyba wiem, jak wydostać Toma ze śpiączki – rzucił zdyszany.
Jin zamilkł, już słyszał to kilka razy.
- Ale będziesz musiał mi pomóc, bo to nie będzie takie proste.
- A w czym mam ci pomóc?
- Będę za dwadzieścia minut w domu, to ci powiem – mówiąc to ruszył z miejsca z piskiem opon.
Kiedy dojechał na podjazd nawet nie fatygował się, żeby zaparkować w garażu, nie było czasu. Jeśli to miało zadziałać nie chciał kazać Tomowi tkwić tam już ani jednej minuty dłużej.
Wparował do domu, rzucając kluczyki i komórkę na szafkę w przedpokoju.  Ruszył prosto do pokoju Toma, w którym aktualnie zastał też doktorka.
- Bill, nie chciałbym żebyś się rozczarował po raz kolejny – rzucił, widząc jego zdeterminowanie.
- To chyba jest to. Posłuchaj – zaczął. – Dom jest światem Toma, a podwórek moim, tak?
Hiraga tylko kiwnął głową.
- Jestem w stanie narzucić mu, żeby widział wszystko to, co ja chcę, kiedy wyciągam go na podwórek.
Jin przytaknął. Po dwóch miesiącach prób, trochę faktów udało się im ustalić.
- Jak ci powiem, co jest wyjściem, to będziesz się śmiał. Że też wcześniej o tym nie pomyślałem – pokręcił ze zdumienia głową, śmiejąc się sam z siebie.
Hiraga uważnie słuchał.
- Wyjście jest tuż za bramą naszej posesji. Kiedy pierwszy raz połączyłem się z Tomem i ocknąłem się w jego świecie, stałem przed bramą naszej posesji. Nie na podwórku ani nie w domu, jak za każdym kolejnym razem. Nigdy więcej nie przebudziłem się, będąc przed naszą posesją. Zawsze budzę się w domu, nawet nie na podwórku, tylko właśnie w domu.
Hiraga zmarszczył brwi, dotarło to do niego i wydawało się naprawdę logiczne.
- Wpuścił cię do swojego umysłu, dlatego teraz od razu budzisz się w domu, w jego świecie.
- No właśnie. A teraz słuchaj, on słyszy przeze mnie, jeśli mój sen jest płytki. Czyli, jeśli bym go wołał, a byłby na podwórku, czyli na moim terenie, powinien mnie słyszeć.
- Wydaje mi się, że tak. Do czego zmierzasz, Bill?
- Wiem, że Tom niechętnie wychodzi na podwórek, nawet teraz, kiedy wie, że to ja kieruję tym, co na nim widzi. Plan jest taki; Musisz mnie uśpić, tak żebyś mógł mnie obudzić natychmiast, kiedy zajdzie taka potrzeba. Dasz radę to zrobić?
Jin podrapał się po głowie.
- A co chcesz zrobić?
- Wyciągnę go z domu. A kiedy będzie już na podwórku wmówię mu, że domu już nie ma. To ja tam rządzę, więc dom powinien zniknąć. A potem, kiedy domu nie będzie wyciągnę go za bramę naszej posesji. I tu zaczyna się twoja rola, będziesz musiał mnie w tym momencie obudzić, żebym mógł go poprowadzić głosem, powinien mnie słyszeć, nie będzie miał już, dokąd wrócić, więc powinien mi zaufać i pójść za moim głosem.
- Teoretycznie ma to sens. A co, jeśli się mylisz?
- Nie mylę się.
- Skąd ta pewność?
- Czuję to.  Dzisiaj poznasz Toma osobiście, a nie tylko z moich opowieści. Oczywiście, jeśli dasz radę mi pomóc.
Jin zastanowił się. Otworzył torbę z lekami i chwilę w niej pogrzebał. Potem zerknął jeszcze do komputera coś sprawdzając.
- Uśpienie cię i wybudzenie na życzenie nie stanowi problemu, ale musiałbym cię podłączyć do EEG, takiego, jak ma teraz Tom, żebym wiedział, co się z tobą dzieje.
- To szykuj sprzęt, idę się przebrać w coś luźniejszego i zaczynamy – Bill był zdecydowany, nie chciał czekać ani chwili dłużej, to i tak za długo trwało. Jeden zupełnie nic nieznaczący dla Gustava pomysł, który w swej prostocie był po prostu genialny. Jeszcze mu za to podziękuje i to tak, że nie zapomni tego do końca życia.
- Jesteś tego pewien? – zapytał jeszcze raz Hiraga?
- Jak niczego innego.  Zaraz wracam – rzucił i pobiegł na górę przebrać się.
Tymczasem Hiraga ustawił drugi komputer na stole. Wyciągnął kroplówkę i potrzebne fiolki do założenia mu wenflonu. Zanim zdążył się przygotować w drzwiach pojawił się Bill.
- Jestem.
- Położysz się koło Toma, muszę mieć oko na was obu.
- Nie ma sprawy.
W pokoju panował półmrok, żaluzje były przysłonięte, bo o tej porze dnia słonce świeciło prosto w okno, a jako że na dworze temperatura sięgała 33 stopni Celsjusza, żar lał się z nieba. Dwa duże wiatraki, co chwilę owiewały pokój i w tej chwili także Toma, a i tak czuło się panujący zaduch. Z uwagi na to, że Tom leżał nieruchomo i mógłby nabawić się przez klimatyzacje zapalenia płuc, była tu wyłączona i jedyne wytchnienie od gorąca dawały te dwa wiatraczki, które od kilku dni chodziły non stop.
- Założę ci najpierw wkłucie, usiądź na łóżku – powiedział i przetarł dłoń Billa spirytusem.
Bill odwrócił głowę, nie chcąc na to patrzeć, nie znosił kłucia, ale kiedy wkłucie zostało już założone i oklejone plastrem nie zwracał na to uwagi.
- Dobra. Teraz umieszczę elektrody na twoich skroniach. Zdejmij koszulkę, podłączyć ci też EKG. Podam ci anestetyk muszę wiedzieć, co się dzieje z twoim sercem, nie mam zamiaru cię przy okazji zabić.
- Jasne – zgodził się Bill i ściągnął koszulkę.
- Połóż się - poprosił.
Kiedy Bill ułożył się obok Toma, serce waliło mu jak oszalałe, denerwował się, a jednocześnie był tak cholernie podekscytowany, że nie mógł się już doczekać. Tom będzie pewnie zdziwiony, czemu tak szybko się pojawił. Będzie musiał go okłamać, bo nie może mu powiedzieć prawdy. Jeśli powie mu, że ma wyjść za bramę, żeby się obudzić, to na sto procent Tom tego nie zrobi. Już samo wyciąganie go na podwórek graniczyło z cudem, a co dopiero poza posesję. Dlatego tym razem będzie musiał go okłamać.
- Wygodnie ci? – zapytał Hiraga, kalibrując ustawienia w komputerze.
- Tak, jest okej.
- Jezu - jęknął doktorek, widząc puls na monitorze.
Bill tylko spojrzał na niego.
- Denerwujesz się.
- Trochę.
- 123 uderzenia na minutę, to nie tak trochę.
- Będę musiał go okłamać, to się denerwuję – wyjaśnił, ale denerwował się wszystkim, bał się, że coś może pójść nie tak.
- Opanuj się, bo inaczej on to od razu wychwyci.
Bill odetchnął głęboko kilka razy.
Puls trochę spadł, ale nadal oscylował koło 100 uderzeń na minutę.
- Twój mózg też szaleje – pokręcił głową.
- Będziesz wiedział, kiedy mnie wybudzić?
- Tak. Toma fale będą zapewne szalały tak samo, jak jego serce, będzie przerażony, jeśli uda ci się zniszczyć w jego głowie obraz domu, wtedy zacznę cię wybudzać.
- Okej. Daj rękę, podłączę ci kroplówkę.
- Już mnie usypiasz?
- Jeszcze nie, to tylko sól fizjologiczna. Postaraj się, jak najszybciej wyciągnąć go na podwórek, nie chcę cię utrzymywać w uśpieniu zbyt długo, to są anestetyki, a im dłużej jest się pod ich wpływem tym większe ryzyko.
- Rozumiem, będę się streszczał. Mam już nawet pomysł, jak go wyciągnę. Pani Trezer też się chyba nigdy nie zdołam odwdzięczyć.
Jin pokręcił tylko ze zdumienia głową. Gdyby ktoś mu powiedział jeszcze pół roku temu, że będzie miał tyle wrażeń przez tych bliźniaków, zastanowiłby się chyba dwa razy, zanim zdecydował się im pomóc.
Kiedy był już pewny, że wszystko ma pod kontrolą spojrzał na Billa.
- Jestem już gotowy.
Bill odetchnął głęboko i chwycił Toma za rękę.
- Ja też. Oby się udało.
- Powodzenia – życzył mu Hiraga i wstrzyknął lekarstwo bezpośrednio w welflon. - Za 10 sekund zaśniesz.
To było dziwne uczucie, co prawda doskonale pamiętał, jak się czuł, kiedy miał zabieg na strunach głosowych i go usypiali, ale wtedy to była konieczność, a teraz sam się o to prosił.

Ocknął się po chwili po drugiej stronie.
Tom siedział na brzegu łóżka, głaszcząc go po ręce, na jego twarzy malowało się zdziwienie przemieszane z niepokojem.
- Billy?
- Hej – rzucił Bill, stając się nie dać mu poznać po sobie, że jest tu z konkretną misją.
- Co się stało, że jesteś?
- Nic, zasnąłem. Byłem dzisiaj w studiu, wymyślaliśmy okładkę do płyty, jest okropny skwar. Wróciłem niedawno i jak wiesz nie wyspałem się przez tą poranną pobudkę, do tego jakoś tak mnie ten upał zmęczył, chyba będzie burza. Położyłem się na chwilę, chcąc ochłonąć i przysnąłem. Masz mnie przynajmniej teraz przy sobie. Taki mały bonus za to, że rano tak szybko musiałem cię zostawić – posłał mu swój szczery uśmiech.
- Wystraszyłem się, że coś się stało.
- Wszystko jest okej, Tom. Ale wiesz, skoro już tu jestem, mam dla ciebie niespodziankę.
- Tak? – Tom uniósł brwi.
- Dzisiaj jest taka piękna pogoda, że muszę ci to pokazać, ale musisz wyjść ze mną na podwórek.
- A co tam jest takiego ciekawego? Skosiłeś trawnik?
- Też, ale nie o trawnik mi chodzi, tylko o kwiaty.
- Wiem, że u Pani Trezer już kwitną – stwierdził Tom. To już ta pora, kiedy ogród ich sąsiadki zachwycał wszystkich wokoło. - Pewnie zakwitły lilie, te co tak pięknie pachną.
- Ten zapach powala, ale nasze też zakwitły. Wczoraj rozwinęły się aż cztery, dziś jeszcze trzy, wiesz jak pachnie?
- O czym ty mówisz, Bill? Jakie kwiaty? Przecież my nie mamy żadnych kwiatów.
- Mamy.
Tom patrzył na bliźniaka z niedowierzaniem.
- To prezent dla ciebie. Zawsze chciałeś, no to je masz. Chodź – chwycił brata za rękę, ciągnąc go do wyjścia z domu.
- Bill, zaczekaj – Tom trochę się opierał, ale dał się wyprowadzić na werandę.
- Jeszcze kawałek – pociągnął go bliżej.
- Chyba mnie wkręcasz - stwierdził, ale ufnie podążył za bratem po chwili, stając w miejscu, kiedy tylko dostrzegł klomb. – O Boże… nie sądziłem, że mówisz prawdę.
- Mój prezent dla ciebie, ale to nie jedyny – powiedział enigmatycznie Bill i cofnął się w stronę drzwi domu, zamykając je na klucz.
- Jaki masz jeszcze dla mnie prezent? Dlaczego zamknąłeś dom? Bill?
- Zobaczysz.
- Nie podoba mi się to. Daj mi klucz – poprosił.
Ale Bill pokręcił tylko głową i cofnął się w stronę podjazdu.
- Już tam nie wrócisz, Tom.
- Przestań się wygłupiać! Daj mi klucz, proszę.
- Nie mogę.
- Proszę cię, Bill – wyciągnął błagalnie rękę w jego kierunku.
Bill widział przerażenie na twarzy bliźniaka, sam bał się równie mocno, co on, ale z innego powodu.
- Chcę cię Tom mieć przy sobie cały czas, a nie tylko w śnie – mówiąc to rzucił klucz daleko w krzaki za ich posesję.
- Jezus Maria! Coś ty narobił, Bill?
- Musisz mi zaufać Tom i podążać za moim głosem.
- Chcę wrócić do domu! – krzyknął Tom. Panika w jego głosie aż zaciskała się na gardle Billa, ale wiedział, że nie może teraz się wycofać, już prawie dopiął swego.
- Którego domu?
- Naszego – wyjaśnił Tom trochę zbity z tropu.
- Którego naszego? Ja tu nic nie widzę – udało mu się narzucić bliźniakowi swój punkt widzenia, a w tym momencie w umyśle Billa była tylko pusta parcela.
Tom odwrócił się i aż pobladł. Po domu nie było znaku, pozostała tylko pusta przestrzeń. Zrobiło mu się z wrażenia słabo.
- Coś ty narobił, Bill?- wyszeptał wciąż, patrząc na puste miejsce, w którym jeszcze chwilę temu by dom. – Nie chcę umierać… Dlaczego to zrobiłeś? Masz mnie już dosyć? – Toma myśli pobiegły w jednym kierunku, zresztą nic dziwnego. Już od jakiegoś czasu czuł, że Bill jest sfrustrowany tą całą sytuacją, więc nic dziwnego, że pierwsze co mu przyszło na myśl to to, że on chce pozbyć się już problemu. Przez tą ich więź Bill noc w noc ciągle się z nim widuje, musiał być już zmęczony tym, że zamiast spać spokojnie i śnić o czymś miłym wchodzi do świata jego umysłu i męczy się z nim.
- Nigdy w życiu – odparł Bill. – Wręcz przeciwnie, ciągle mi ciebie mało, za mało, żeby być z tobą tylko we śnie. Choć Tom, idź za mną, za moim głosem.
Tom odwrócił się, by spojrzeć na Billa, ale jego też już nie było.
- Bill? Bill!
- Jestem tu – usłyszał.
- Gdzie? Nie widzę cię – zaczął się nerwowo rozglądać.
- Tutaj za bramą.
- Gdzie?
- Uspokój się i idź za moim głosem, zaraz mnie zobaczysz.
- Boję się – powiedział szczerze. Miał to gdzieś, jak to zabrzmi, w tej chwili naprawdę się bał, zresztą to mało powiedziane, był przerażony.
- Niczego się nie bój, zaufaj mi i idź za moim głosem. Kocham cię Tom, bardzo, nawet nie wiesz jak bardzo.

- Bill! Bill - Jin potrząsał chłopakiem, chcąc go, jak najszybciej obudzić.
Fale mózgowe Toma szalały. Billa zmieniły zakres, co oznaczało, że już nie śpi, ale był tak rozespany, że nie potrafił złapać kontaktu z rzeczywistością. Otworzył oczy i nieprzytomnie spojrzał na doktorka.
- Bill, już nie śpisz. Słyszysz mnie? – Jin cały czas do niego mówił. Dopiero po paru sekundach poderwał się do siadu. Kręciło mu się w głowie, ale to było nieważne.
- Domu już nie ma – powiedział do Hiragi.
- Jego mózg szaleje, tętno zresztą też. Jest przerażony.
- Ja też - powiedział Bill i ścisnął brata za rękę. – Musi się udać. Mam nadzieję, że będzie mnie słyszał.
- Tom, słyszysz mnie?  – zaczął do niego mówić. – Wiem, że słyszysz mój głos gdzieś daleko, idź w jego kierunku, ja tam jestem i czekam na ciebie, tuż za bramą.
Tom chwilę stał, nadsłuchując, z którego kierunku dobiega głos Billa. Obejrzał się jeszcze raz, domu już nie było, podwórek też zrobił się jakiś taki pusty, nie miał już, do czego wracać, a głos Billa ciągle tam był i go przyzywał. Mimo strachu ruszył za nim, ufał Billowi, więc przekroczył bramę ich posesji natychmiast, czując, że wszystko wokół niego znika i zaczyna pogrążać się w ciemności…
To była ostatnia rzecz, jaką zapamiętał, a potem była tylko błoga niczym niezmącona nicość.

2 komentarze:

  1. Żeby się obudził, żeby sie obudził < modli się>...... Jak mogłaś przerwać w takim momencie nooo ;-; Kocham Cię za to opowiadanie ale w takim momencie !? ugh ;-; Pozostaje mi czekać...

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj! Podzielam zadnie przedmówczyni: Żeby wszystko było dobrze...
    Mam nadzieję, że następny odcinek tego opowiadania nie będzie za jakiś miesiąc. Ono jest świetne!

    Pozdrawiam!
    Ri ;)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*