Informacja

KIEDY NOWY ODCINEK?

W niewoli uczuć (23) - Soon :D




INFORMACJA


PDF do ściągnięcia
Klik





Obserwatorzy

czwartek, 27 lutego 2014


 Moi kochani
Dziękuję Wam bardzo za komentarze, bardzo mi miło, że podoba się Wam opowiadanie, mam nadzieje, że dalsza jego część też się Wam spodoba.
Co do systemu publikacji odcinków. Jak już wspominałam jakiś czas temu, źle to zrobiłam, że zaczęłam publikować oba opowiadania w tym samym czasie. Zdaje sobie sprawę, że wprowadziło to ogromny chaos i obiecuje, że drugi raz tego błędu nie popełnię. W każdym razie system mam taki, że pojawiają się po 3 odcinki na przemian. Postaram się Wam pisać, z czego będzie następny odcinek na wypadek jakby ktoś się pogubił w liczeniu. Tak że nie licząc tego odcinka, to jeszcze dwa następne będą z „Przeznaczonych sobie”. Jeśli zaś chodzi o częstotliwości publikacji, to jak sami widzicie ostatnio pojawiają się odcinki praktycznie, co drugi dzień i, tego postaram się trzymać, więc możecie liczyć, że co drugi lub trzeci dzień znajdziecie tu nowy odcinek. Nie wiem jak to będzie w przyszłości, mam nadzieję, że wiele się nie zmieni, jak mi coś nietypowego nie wyskoczy, to postaram się wrzucać jak najczęściej.
No dobrze, a teraz zapraszam Was na kolejny odcinek.
Wasza Niki


Odcinek 37





Z domu wyjechaliśmy koło wpół do dziewiątej. Jost od dobrych dwudziestu minut ciągle do mnie wydzwaniał.
Dziwiłem się, czemu nie dzwoni do Toma.
Wyciągnąłem telefon z kieszeni, słysząc kolejny raz dzwonek.
- Znowu on – skomentowałem, zerkając na brata.
- Wyłącz telefon, zaraz będziemy na miejscu, to się będziesz tłumaczył.
- Ja? – oburzyłem się.
-  A przez kogo się spóźnimy?
- A tak swoją drogą, czemu do ciebie nie dzwoni?
- Może, dlatego, że ja swój wyłączyłem – zerknął na mnie.
Zanim dojechaliśmy dochodziła dziewiąta. Już czułem, a raczej słyszałem narzekania managera.
Wjechaliśmy na piętro i ledwo otwarliśmy drzwi studia, a od razu usłyszeliśmy sarkastyczny głos Josta.
- No witamy nasze szanowne gwiazdki. Już tak wam sława odbiła, że macie w dupie przybycie na spotkanie o umówionej godzinie?
- Z bastuj Jost – odezwał się Tom.
- Słucham? – zapytał, nie mogąc uwierzyć, że Tom mu się stawia. – Macie nie tylko mój czas w dupie, ale i swoich kolegów z zespołu.
- Spoko, nic się nie stało – rzucił Gustav.
- Widzisz? - podłapał Tom.
- Nie brońcie ich! – wściekł się Jost jeszcze bardziej. – To nie pierwszy raz. Kiedy wy się pięć minut spóźnicie, to on wyklina, że z wami nie da się pracować, ale sam punktualnością nie grzeszy.
Już widziałem, jak Tom spojrzał na Josta, zaciskając ręce w pięści, a to oznaczało, że za chwilę wybuchnie.
- Dosyć! – wtrąciłem się. - To moja wina.
- Bill! – krzyknął na mnie brat.
- Nie Tom, nie musisz zawsze brać winy na siebie za to, że ja coś zawale.
- No, robi się ciekawie – rzucił Jost, a chłopaki stali i obserwowali, co się będzie działo.
- Przepraszam za spóźnienie, to wszystko przeze mnie. Zaspałem.
- A co ty takiego robiłeś, że zaspałeś? – zapytał ironicznie Jost.
Jakkolwiek uważałem, że fasada w postaci Angeli to zły pomysł, to ciągle wychodziło na to, że jej osoba wiele by ułatwiła. Może Tom miał rację, że nie potrzebnie się przed tym bronię.
- Bo pisałem z dziewczyną przez pół nocy. Ale niech ktoś coś mi zacznie gadać, a nie ręczę za siebie! – wykrzyczałem od razu, zastrzegając sobie, że nic więcej na ten temat nie powiem.
Widziałem, jak Tom się lekko uśmiechnął, ale natychmiast odwrócił głowę, żeby nikt tego nie zauważył.
- Masz dziewczynę? – zdziwił się Jost.
- W pewnym sensie – odparłem.
- Jak w pewnym sensie? Albo ją masz albo nie.
- Dopiero ją poznałem, nie chodzimy ze sobą. – wyrecytowałem. – Jeszcze - dodałem na koniec, chociaż ledwo mi to przeszło przez gardło.
No i posypały się pytania. Gdzie ją poznałem? Jak wygląda? Jak ma na imię? Ile ma lat?
Spojrzałem na Toma, miałem nadzieję, że mi pomoże z tego jakoś wybrnąć, ale on najwyraźniej nie miał zamiaru brać w tym udziału. Wyszedł ze studia, rzucając tylko lapidarne, „idę po coś do picia, zaraz wracam” i tyle go widziałem.
- Wiecie, ja nie zabraniam wam mieć dziewczyn, ale chyba macie wszyscy świadomość, z czym to się wiąże – powiedział Jost, już znacznie spokojniej.
- Wiem, to na razie tylko koleżanka. Jeszcze nie wiem, czy coś więcej z tego będzie. Przepraszam, za to zaspanie, kompletnie straciłem poczucie czasu w nocy – w tym momencie wcale nie kłamałem.
- Spoko, myśmy też nie dotarli tu na czas – odezwał się Georg.
Jost aż syknął.
- Mieliście im tego nie mówić! Jak mam was wychować, jak wy nie potraficie trzymać języka za zębami.
 Zaczęliśmy się śmiać. Kiedy Tom wrócił stanął w drzwiach z napojami dla wszystkich i był najwyraźniej zaskoczony.
- Coś mnie ominęło?
- Nic – uciąłem krótko i wyciągnąłem ręce w jego kierunku, oczekując, że rzuci mi puszkę.
Jost urządził nam kilkugodzinną pogadankę. W planach mieliśmy kolejną trasę. Chociaż, to jeszcze trochę czasu. Tym razem chcieliśmy zrobić coś ekstra, własną scenografię, kostiumy, tak, żeby było kosmicznie, a to niestety wymaga czasu, dlatego już teraz zaczęliśmy przygotowania.
 W końcu po południu wyszliśmy ze studia.
- No to, jak tam było na tych Malediwach, opowiadajcie – zaczął Geo.
- Jak w raju – rzucił Tom. -  I tyle ci trzeba wiedzieć na ten temat.
- No – przytaknąłem. A jak tam w Arizonie?
- Spoko, jak się już rozbiliśmy, to takie wyciszenie, że przez pierwsze dwa dni nie mogliśmy usiedzieć na miejscu – zaśmiał się Georg.
- Robiliście zdjęcia? – spytał Gustav.
- Pewnie – odparłem.
- Dużo ich macie?
- Sporo - odpowiedziałem po chwili namysłu.
- No to dobra, bo my też trochę tego mamy. Policytujemy się w takim razie. Wyślemy wam dzisiaj, spróbujcie nas przebić.
Tom się zaśmiał.
- Dobra, ale wątpię, że przebijecie nasz raj.
- Okaże się – powiedział Georg.
- Wsiadaj – rzucił do mnie Tom, odblokowując pilotem drzwi w aucie.
Kiedy wróciliśmy do domu, czekał na nas pyszny obiad. Byłem okropnie głodny, bo śniadania nie zdążyłem zjeść, chociaż Tom był tak wspaniałomyślny, że zgarnął po drodze z kuchni croissanta, nie wiem tylko, czy czasem nie dla siebie, w każdym razie dostał się mnie.
Po obiedzie zadekowaliśmy się w moim pokoju przed laptopem. Geo z Gusem przesłali nam zdjęcia z Arizony. Nie powiem, widoki zapierały dech w piersi, gdyby nie to, że nie znoszę dźwigania i wspinania się pod górę z ciężarem na pewno bym się skusił na te góry.
- Wyślij im nasze, są sto razy bardziej atrakcyjne – powiedział Tom.
Sięgnąłem po komórkę, bo jeszcze nawet nie zdążyłem ich przekopiować do komputera. Wybraliśmy wspólnie te, które uważaliśmy, że powinny powalić ich na kolana i wysłałem maila.
- Prześlij mi te zdjęcia - poprosił Tom.
- A nie możesz ich po prostu przerzucić z mojej komórki do swojego kompa?
- Nie mam skonfigurowanego komputera pod twoją komórkę.
- Jezu Tom, wiesz, ile tego jest? – jęknąłem.
A on wzruszył tylko ramionami, co w tym wydaniu oznaczało, że mało go to obchodzi, ale chce je mieć.
Nie było sensu klikać i wybierać pojedynczo wszystkiego, więc skopiowałem zdjęcia i nawet nasze niecenzuralne filmiki z komórki do komputera. Dopiero teraz, robiąc z tego jeden wielki plik, przesłałem bratu.
Popołudniu zeszliśmy na dół. Gordon zadzwonił do mamy, że będzie dzisiaj późno, bo ma bardzo ważne spotkanie i zajmie mu to więcej czasu niż sądził. W takim razie nasza mama postanowiła zająć się praniem.
- Macie coś do prania? –  zapytała, zasłaniając sobą telewizor, na który od dobrych dwóch godzin gapiłem się bez ustanku. Tom akurat był w kuchni i grzebał w lodówce.
- Właściwie, to tylko spodnie. Leżą na łóżku – już się poderwałem z zamiarem pójścia po nie, kiedy machnęła mi ręką, żebym nie wstawał.
- Sama je zabiorę – powiedziała i poszła jeszcze do kuchni za pewne o to samo zapytać Toma i po chwili zniknęła na piętrze.
Tom wrócił z dwoma szklankami picia, a mama, jak zniknęła na piętrze tak nie było jej już dobrych parę minut, w każdym razie na tyle długo, że coś mnie tknęło.
- Zaraz wracam – rzuciłem do brata i podając mu swoją szklankę poszedłem na górę.
Powoli podszedłem pod pokój, drzwi były otwarte na oścież, kosz z praniem stał na korytarzu, więc wyminąłem go i wszedłem do środka.
W tym momencie zastygłem w bezruchu, widząc jak mama ogląda filmik, na którym Tom robi mi loda. To, co poczułem w tym momencie nie da się opisać żadnymi słowami, zmroziło mnie od stóp po czubek głowy, dosłownie nie byłem wstanie się ruszyć ani powiedzieć słowa. Patrzyłem na jej wyraz twarzy, który był bliżej nieokreślony i wyrażał jednocześnie strach, niedowierzanie, co i obrzydzenie. Zauważyła mnie i spojrzała mi prosto w oczy, a ja myślałem, że za chwilę zemdleję.
- Mamo… - wydukałem kompletnie nie wiedząc, co mam jej powiedzieć.
- Co to jest? - zapytała jeszcze dość spokojnie.
- To nie tak, jak myślisz – zacząłem, ale było dokładnie tak, jak myślała. Nie wiem, czemu chciałem się tego wszystkiego wyprzeć. Byłem przerażony, doskonale zdawałem sobie sprawę, że to jest niemoralne, że nam nie wolno.
- Pytam się, co to ma znaczyć!? – zaczęła krzyczeć.
Czułem, jak moje serce zaczyna coraz szybciej bić, miałem ochotę stamtąd uciec, ale nie mogłem się ruszyć z miejsca, jakbym zapomniał, jak się chodzi.
- To… - dukałem.
- Uprawiacie ze sobą seks?!
Co jej miałem powiedzieć, skoro to było widać, jak na dłoni. Zdjęcia już pewnie też widziała.
Tom usłyszał jej krzyki i wparował do pokoju. Od razu się domyślił, co się stało. Jednym szybkim ruchem zamknął mój komputer, żeby przerwać odtwarzanie filmiku.
A mama stała, patrząc raz na mnie raz na niego. Pokiwała tylko głową, jakby nagle wszystko zrozumiała i znowu spojrzała mi w oczy. Nigdy nie zapomnę tego spojrzenia, było przepełnione obrzydzeniem.
- Ty zwyrodnialcu! – zaczęła na mnie krzyczeć. – Wiedziałam, że wcześniej, czy później zmusisz do tego Toma. Już jako dziecko go do tego namawiałeś. Zabieraj swoje rzeczy i wynoś się stąd, nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, słyszysz?!
Zrobiło mi się słabo, wszystkie wnętrzności zacisnęły się i miałem wrażenie, że już nigdy nie rozkurczą, pozostawiając mnie w tym nieprzyjemnym bólu, chociaż w tamtym momencie uważałem, że sobie na niego zasłużyłem.
Mimo tego jakimś cudem zrobiłem krok w jej kierunku, chciałem prosić ją, żeby mnie, chociaż wysłuchała.
- Mamo, proszę wysłuchaj mnie. Pozwól wytłumaczyć.
- Nie zbliżaj się do mnie, brzydzę się ciebie! Jak mogłeś, jak mogłeś mi to zrobić, mnie i swojemu bratu? – zaczęła płakać, po moich policzkach także popłynęły łzy.
- To nie jego wina - odezwał się Tom. - To ja go do tego zmusiłem.
- Nie kłam Tom!  Nie wierze ci.  Zawsze stajesz w jego obronie, zawsze bierzesz na siebie winę. Myślisz, że nie wiem?
- To naprawdę nie jego wina. To ja go do wszystkiego namówiłem.
Ale ona nie słyszała tego. Tom w tym momencie był dla niej święty, tylko ja byłem tym złym i należało się mnie jak najszybciej pozbyć, żebym nie siał więcej zarazy, bo tak na mnie patrzyła w tej chwili, jak na zarazę.
- Mamo, zawsze mówiłaś, że miłość jest najważniejsza – zacząłem.
- To nie jest miłość, jesteście braćmi na litość Boską!
- Kocham Toma i nic na to nie poradzisz, kocham go, jak swojego partnera nie tylko, jak brata – na te słowa nie wytrzymała i odwinęła się, żeby mnie uderzyć w twarz, ale zamiast mnie dostał Tom, bo stanął jej na drodze. Aż się skrzywiłem, a on stał niewzruszony.
- Tom, przepraszam – odezwała się, reflektując się, co zrobiła.
Ale bliźniak tylko pokręcił głową.
- Ja też kocham Billa bardziej niż jak brata, więc, jeśli wyrzucasz jego z domu, to będziesz musiała wyrzucić też mnie.
- W takim razie wynoście się oboje, nie zamierzam mieszkać z… Boże, nawet brzydzę się wypowiedzieć to słowo. Wynocha! – wykrzyczała i wybiegła z pokoju, zostawiając nas samych.
Tom spojrzał na mnie, dla niego było wszystko jasne i oczywiste, dla mnie w tym momencie zawalił się cały świat.
- Pakuj się! Zabierz wszystko, co niezbędne – powiedział stanowczo i wyszedł z mojego pokoju, kierując się do swojego za pewne, żeby też się spakować.
A ja z trzęsącymi się rękami, zacząłem się pakować. Jeszcze się nie zdążyłem rozpakować z trasy, więc wiele do zabrania nie miałem. Wrzuciłem komputer do torby, dowód, który nas obciążał. W między czasie słyszałem, jak Tom zbiega po schodach i w pośpiechu pakuje walizki do auta. Po chwili wrócił na górę i wszedł do mojego pokoju. Bez zbędnych pytań złapał moje walizki i ruszył z nimi do samochodu.
Miałem wrażenie, że to mi się śni, to nie mogła być prawda. Zerknąłem przez okno, patrząc na bliźniaka, jak nerwowo pakuje nasze torby. Trzasnął z całej siły tylnymi drzwiami samochodu, aż się wzdrygnąłem, był zdenerwowany. Usłyszałem, jak wbiega po schodach na górę.
- Wszystko? – zapytał.
Spojrzałem na niego, chyba w jego mniemaniu mało przytomnie, bo ponowił pytanie.
- Zabrałeś wszystko?
- Tak – odpowiedziałem.
- Idź do samochodu.
- Tom..
- Powiedziałem, idź do samochodu.
Zrobiłem, co kazał. Zamknąłem się w aucie i zapiąłem pasy, wycierając raz po raz płynące łzy, nie mogłem się opanować. Po chwili z papierosem w ręce wyszedł z domu, zatrzaskując za sobą drzwi i wszedł do auta. Nawet na mnie nie spojrzał, mięśnie na jego twarzy drgały, a to oznaczało, że jest bardzo zdenerwowany, chociaż ktoś, kto go nie znał powiedziałby pewnie, że wcale nie. Zaciągnął się jeszcze raz dymem i odpalając silnik ruszył.
Bałem się nawet odezwać, czułem się winny i tylko czekałem, jak się nam nie wydrze, ale nic takiego nie nastąpiło. Odjechaliśmy kilka kilometrów i zatrzymaliśmy się na jakiejś polnej drodze. Tom wyszedł z auta i dopalał papierosa. Ja nadal siedziałem w środku, bałem się nawet odezwać, a co dopiero wyjść.
Po chwili zapalił drugiego i obszedł nerwowo samochód, widziałem, jak trzęsą mu się ręce. Nosiło go, a ja nie wiedziałem, co zrobić. W takim stanie jeszcze nigdy go nie widziałem. Potrafił się wkurzyć, ale to, co działo się z nim w tej chwili, przechodziło ludzkie pojęcie. Kiedy podszedł z powrotem do auta, aż wstrzymałem oddech, a on wyrzucił peta i z całej siły przyłożył pięścią w karoserie auta. Sądziłem, że na tym będzie koniec, ale wpadł w taką furię, że zaczął okładać ten samochód aż zamknąłem oczy i zasłoniłem rękami uszy, nie mogąc słuchać tego głuchego odgłosu, który raz za razem wydawał mi się coraz głośniejszy, a może to on uderzał z coraz większą siłą, sam już nie wiem. On jednak uderzał dopóty nie zobaczył na pięści i masce swoją krew, dopiero, wtedy się opanował.
Otworzyłem oczy, widząc, że stoi, podpierając się rękami o kolana, jakby próbował wyrównać oddech po męczącym biegu, nawet nie spojrzał na mnie, chociaż wiedział, że cały czas na niego patrzę. Wyprostował się i odetchnął głęboko i wtedy dopiero odwrócił głowę w moją stronę.
Z ledwością przełknąłem ślinę. Wiedziałem, że jest na mnie zły. To przeze mnie wszystko się wydało. Teraz, to już tylko czekać, jak zacznie ścigać nas Policja, doskonale zdawałem sobie z tego sprawę.
Tom spojrzał uważnie na swoją pokaleczoną dłoń i strzepnął krew, która dość mocno sączyła się z rany. Po chwili podszedł do samochodu i otwierając drzwi wsiadł do środka.
Spojrzał na mnie.
- Nie płacz Billy, poradzimy sobie – odezwał się, bardzo spokojnie, jakby wiedział, że jestem przerażony tym, co się stało, jak i jego zachowaniem. 
Odpiął moje pasy i obejmując mnie zdrową ręką przytulił do siebie.
- Będzie dobrze, zaufaj mi – wyszeptał.
- Tom… - wtuliłem się w niego, czułem, że cały dygoczę, nie potrafiłem się opanować, a łzy ciągle same mi spływały po policzkach, ale Tom nie przestawał mnie tulić i gładzić po plecach.
Kiedy odsunął mnie od siebie wytarł moje policzki i pocałował mnie. Krótki, ale ciepły pocałunek sprawił, że się trochę uspokoiłem, a raczej opanowałem.
- Pojedziemy teraz do hotelu. Odpoczniemy i zastanowimy się, co dalej.
Pokiwałem głową, że się zgadzam.
- Musisz mi zaufać.
- Ufam ci.
- W porządku. Kocham cię Bill, rozumiesz?
Pokiwałem głową.
- Pamiętaj o tym. I pamiętaj, że tylko razem możemy wszystko pokonać – wysiadł jeszcze raz z auta, by otworzyć bagażnik i wyciągnąć apteczkę. Kiedy wsiadł podał mi ją.
- Zawiń mi rękę – poprosił.
Spojrzałem na jego dłoń, była opuchnięta, być może nawet któraś z kości była złamana, a już na pewno pęknięta, ale wiedziałem, że Tom nie zechce pojechać z tym do lekarza, więc zająłem się jego dłonią najlepiej, jak potrafiłem.
W końcu ruszyliśmy do Magdeburga.

3 komentarze:

  1. To się porobiło jesteś najlepsza kocham cię :-*:-*<3<3:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. boże ten rozdział był nieziemski <3<3<3

    OdpowiedzUsuń
  3. O masakro! O.O
    Jak dobrze, że są jeszcze dwa nowsze do przeczytania.

    Ri

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*