Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
2 miesiące temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
piątek, 7 marca 2014
04:35
Odcinek 35
Długo jednak nie dane było mu pospać, bo przebudził się
czując, że ktoś dotyka jego ręki. Otworzył oczy nieprzytomnie, patrząc na
doktorka.
- Cicho - wyszeptał Hiraga. - Podłączę
ci tylko kroplówkę. Jak się dzisiaj czujesz?
- Wszystko mnie boli – pożalił
się, odpowiadając szeptem.
- Tak myślałem. Podam ci coś
przeciwbólowego. Niestety, taki obolały będziesz się czuł jeszcze kilka dni. Masz
po prostu zakwasy.
- Wiem.
Bill poruszył się niespokojnie, na co Tom i doktorek na moment
znieruchomieli.
- Chyba wyczuwa, że tu jestem.
Chcesz coś do picia?
- Coli – odparł Tom.
Zaraz ci przyniosę.
Kiedy wrócił ze szklanką wody, w której do tego tkwiła
słomka, Tom spojrzał na Hiragę tak wymownie, że Jin aż się uśmiechnął.
- Chyba nie sądziłeś, że
naprawdę przyniosę ci tej Coli.
- Szczerze mówiąc, jak nie skomentowałeś
mojej zachcianki, byłem przekonany, że ją przyniesiesz.
- Przykro mi, ale może jutro pozwolę
ci się jej napić. Wytrzymaj jeszcze trochę.
Tom tylko westchnął. Pozbawiony Coli czuł się, jakby właśnie
był na jakimś odwyku, ale to było bardziej pragnienie mózgu niż jego organizmu,
który przecież od pół roku nie był raczony tym napojem. Pociągnął przez słomkę
kilka łyków wody i podał szklankę doktorkowi.
- Śpij jeszcze, jest dopiero ósma.
- Dopiero? Chyba chciałeś powiedzieć,
aż ósma.
- Już się przyzwyczaiłem, że
dla was, to dopiero. Bierz przykład z Billa i pośpij jeszcze trochę. O 16:00 przyjedzie
Lili. Dzisiaj czeka cię naprawdę bolesny masaż. Odpoczywaj.
Tom miał już powiedzieć, że ma dosyć tego odpoczywania,
ale postanowił przemilczeć to.
Oczywiście Jost, jak się tylko dowiedział o tym, że Tom
się wybudził, wparował do domu bliźniaków jak tornado, wcale nie kryjąc się z
tym, jak bardzo mu ulżyło i jak się cieszy. Lubił Toma, zawsze najwięcej
sprawiał mu problemu i chyba też przez to darzył go największą sympatią.
Przez następne kilka dni Tom powoli dochodził do siebie. Hiraga
w końcu całkowicie odłączył mu kroplówkę, wyciągając z jego ręki wenflon. Po intensywnych masażach i ćwiczeniach
wreszcie potrafił sam wstać i podpierając się na wszystkim po drodze lub bracie
poruszać się po domu.
Jednak wciąż kulał i ciągle starał się nie obciążać nogi.
Lili cały czas powtarzała mu, że musi ignorować ból i starać się normalnie
stawiać nogę, nie oszczędzając jej, bo tylko w ten sposób wróci do pełnej
sprawności. Starał się, ale to czasem
było trudne. Wyzwaniem, jakie sobie obrał było wejście na piętro. Przyrzekł
sobie, że przed upływem tygodnia wejdzie na górę ich domu nawet, jeśli miał by
tam wchodzić na kolanach. Tęsknił za swoim pokojem i łóżkiem, ale nie miał
żadnych wątpliwości, że lada dzień rzuci się na nie, może nawet z Billem.
DWA DNI PÓŹNIEJ.
- Rusz dupę – Bill wparował do
domu, stawiając w kuchni dwie gigantyczne torby zakupów.
Tom właśnie siedział przed telewizorem i nadrabiał
zaległości w oglądaniu swoich ulubionych programów.
- Już wróciłeś? – oderwał wzrok
od ekranu i podążył nim za bliźniakiem aż do samej kuchni.
- Tak. Doktorek odprawiony,
więc mamy dwa tygodnie dla siebie, a wiesz, co to oznacza?
- Że jak tu wróci i nie będę
skakał jak koza, to mnie zabije.
- Tak, to też i mnie przy
okazji pewnie też, bo obiecałem mu na lotnisku, że będę cię mobilizował i
pomagał, ale ja nie o tym. Chcę ci coś pokazać.
Tom uniósł brwi, najwyraźniej ciekawy, co tym razem
wymyślił jego młodszy braciszek.
- Co takiego?
Bill podszedł do brata i zabierając mu pilota z ręki wyłączył
telewizor, po czym złapał go za rękę, pomagając mu wstać. Tom oparł się na
bliźniaku.
- Może mi powiesz, co wymyśliłeś?
Gdzie mnie ciągniesz?
- Sam zobaczysz. Idziemy na
dwór. Nie będziesz siedzieć cały czas w domu.
Tom się już nawet nie odzywał, widział zdeterminowanie
bliźniaka, był tylko ciekawy, co też tym razem wymyśliła jego druga połówka.
Wyszli przez drzwi garażu na tyły domu. Tom od razu
zasłonił ręką oczy. Tu było dla niego zdecydowanie za jasno.
- Cholera! Nic nie widzę,
mogłem wziąć okulary przeciwsłoneczne – jego oczy nadal nie były przyzwyczajone
do światła słonecznego, a pół mrok panujący w domu dzięki żaluzjom wcale mu
tego nie ułatwiał.
Bill ściągnął swoje okulary i podął je bratu.
- Masz na razie moje.
- Dzięki. Od razu lepiej –
skomentował, nakładając je. – Ależ tu gorąco – powiedział. Tego roku upały w
Niemczech były naprawdę uciążliwe. Nigdy specjalnie na to nie narzekał, bo
lubił ciepło, ale przez to, że ciągle siedział w klimatyzowanym domu, to
przeskok temperatury był tak odczuwalny, że miał ochotę od razu pozbyć się
swojej czarnej koszulki, która dodatkowo przyciągała słońce.
- Pamiętasz jak cię wyciągnąłem
z domu, kiedy byłeś w śpiączce?
- Tak. Powiedziałeś mi, że na
dworze jest klomb kwiatów i że to prezent dla mnie.
- Wcale nie kłamałem, kiedy ci
narzuciłem swoją wizję.
- O czym ty mówisz?
- O klombie dla ciebie. Nie sądziłem,
że w tym roku zakwitną, ale pani Trezer jest chyba naprawdę ogrodową wróżką.
Tom parsknął śmiechem.
- Aleś wymyślił.
- Nie śmiej się, tylko popatrz
– kiwnął mu głową, na co Tom aż spojrzał z nad okularów.
- Mam nadzieję, że to mi się nie
śni.
- Jest jak najbardziej realne,
chodź – podeszli bliżej.
- Jezu, ulubione kwiaty mamy –
wydukał zaskoczony Tom, dotykając kwiatów.
- I twoje – dodał Bill.
- Skąd wiesz? – spojrzał na brata.
- Nie trudno było się domyśleć,
których nigdy nie zrywałeś z domowego ogródka. Na początku sądziłem, że ci się
nie podobają, ale jak, kiedyś wieczorem z okna przyuważyłem cię, jak zachwycasz
się ich zapachem zrozumiałem, czemu jako jedyne nigdy nie znikały z naszych
rabatek.
Tom pokręcił głową ze zdumienia.
- Tylko nie mów tego nikomu,
bo wyjdę na jakiegoś cieniasa, który lubi kwiatki.
- Dzień dobry chłopcy -
usłyszeli nagle panią Trezer, która stała za płotem ich posesji.
- Dzień dobry - odpowiedział
pierwszy Bill.
- Dzień dobry pani – dołączył się
też Tom.
- Zobaczyłam was przez okno i ogromnie
się ucieszyłam, widząc cię Tom, aż chciałam cię uściskać.
Tom się tylko uśmiechnął i opierając się na bracie
podszedł do płotu, pozwalając się objąć kobiecie.
- Dobrze panią znowu widzieć –
odparł.
- Cieszę się, że jesteś już zdrowy.
- Nie tak całkiem. Jak widać bez
ścian albo brata jeszcze nie jestem w stanie się sam poruszać.
Machnęła ręką, pokazując tym, że to nieważne.
- Najważniejsze, że się
obudziłeś. Tak bardzo się modliłam, żebyś wyzdrowiał.
- Jak widać modlitwy zostały
wysłuchane.
- Będzie dobrze, jesteś młody,
silny, raz, dwa nabierzesz formy. Bill ci na pewno w tym pomoże.
- Oczywiście – przytaknął
Bill. - Za kilka dni przydało by się skosić trawnik, a jak tylko zaczną spadać
liście pogonie go do grabienia, to będą najlepsze dla niego ćwiczenia, a w
zimie będę się modlił, żeby padało dużo śniegu, żeby miał co odwalać i to
każdego dnia.
- Nie przeginaj Bill –
upomniał go żartobliwie Tom.
- Nie przeginam, całą zimę musiałem
przerzucać te tony śniegu sam. Masz pojęcie, ile tego było?
- Słyszałem, że Gustav ci
pomagał.
- Raz czy dwa.
- Więcej niż dwa.
- No to ze trzy.
- Chyba trzydzieści. Narzekasz,
bo brakowało ci kondycji, a kiedy ciągnąłem cię na siłownie ty wolałeś stać i gadać
z każdym, byle nie zrobić, choćby jednej serii sztangielką – przypomniał
oczywisty fakt. – Ale jak widać machanie łopatą od śniegu, nawet ci się przysłużyło
– zacisną rękę na bicepsie Billa.
- Przestań, to łaskoczę – Bill
odskoczył, śmiejąc się.
Pani Trezer tak się z nich śmiała, że zaczęła ze śmiechu
płakać. Właśnie, dlatego tak ich lubiła, byli tacy spontaniczni i mimo swoich dwudziestu
kilku lat, czasami tacy dziecinni, zupełnie jak jej wnuki.
- Dobra, ale tak serio – uciął
Tom. - To chciałbym pani bardzo podziękować za te kwiaty. To naprawdę cud, że udało
się pani namówić Billa na ten klombik.
- Ależ ja go wcale nie musiałam namawiać. Rzuciłam
propozycje, on się zgodził i tyle.
Tom spojrzał na brata, który tylko wzruszył ramionami. To
była kolejna rzecz, jaką zrobił tylko dla niego, ignorując własne bezpieczeństwo,
bo doskonale obaj wiedzieli, że kwiaty to pszczoły, a pszczoły, to zagrożenie
dla Billa. Gdyby go jakaś użądliła i w porę nie dostałby surowicy, mógłby nawet
umrzeć.
Konwersacje przerwał im jednak listonosz, który właśnie
przyszedł do ich sąsiadki, więc kobieta pożegnała się z chłopcami i zostawiła
ich samych.
- Jaką masz jeszcze dla mnie niespodziankę?
– zapytał.
- Ta jest chyba ostatnia.
- Zaczekaj, słyszałem to już chyba
ze dwa razy.
- Bo wszystko tak odbierasz,
jakbym robił to wyłącznie dla ciebie, znaczy robię, ale nie dlatego, że chciałem
ci zrobić niespodziankę, tylko dlatego, że cię kocham.
- Wiem, nie zaperzaj się tak –
zacisnął mocniej przedramię na szyi brata.
- Ał! Nie tak mocno, chcesz
mnie udusić?
- Jeszcze nie – odparł Tom,
całując Billa w policzek. - Samochód stoi na podjeździe? – zapytał.
- Tak, a czemu pytasz?
- Skoro wyciągnąłeś mnie już na
podwórek, chcę go w końcu zobaczyć.
- No to chodźmy.
Obeszli dom i wyszli tuż koło garażu. Tom stanął, przyglądając
się uważnie.
- Wow – wydusił z siebie. – Czarny,
to zdecydowanie najlepszy kolor dla tego modelu.
- Mówiłem. Zaczekaj, pójdę po
kluczyki zobaczysz w środku.
- Okej.
Zostawił Toma samego, ale ten był tak zaabsorbowany samochodem,
że wcale mu to nie przeszkadzało.
- Łap – krzyknął do niego i
rzucił mu kluczyki. Sam, znikając jeszcze na chwilę w domu.
Tom wsiadł do środka. Dotykał wszystkiego, był zachwycony
wnętrzem. Co prawda było podobne do tego w ich poprzednim aucie, ale kilka
detali było inne i naprawdę robiły wrażenie. Bill dosiadł się na miejsce pasażera.
- Chcesz się przejechać? – zapytał,
spoglądając na brata.
- Nie żartuj. Nie dam rady
nawet ruszyć.
- Spróbuj, podjazd jest dość długi.
Bez chwili namysłu włożył kluczyk do stacyjki, pasy
przejechały po ramie drzwi i ciasno, chociaż delikatnie przylgnęły do ich ciał.
- Ale dziwne uczucie –
skomentował Tom.
- Ja się już przyzwyczaiłem.
Nie wiem, jak do tej pory zawracaliśmy sobie głowę normalnymi pasami. Te są
naprawdę o wiele praktyczniejsze i na pewno nie ruszysz z miejsca, dopóki się
nie zapną.
Tom przekręcił kluczyk w stacyjce, a silnik przyjemnie zamruczał.
- Boże – wymamrotał.
- To jeszcze nic – odparł z
dumą Bill. – Zobaczysz go na drodze.
Tom wrzucił wsteczny bieg i zaczął powoli cofać, nie
zapomniał jeszcze, jak się prowadzi.
- No dalej, wyjedź na ulice.
Spojrzał na Billa.
- No co tak na mnie patrzysz,
przecież tu nie ma żywej duszy, nikogo nie zabijesz. Zrobimy sobie rundkę na
około.
- Nie wiem, czy dam radę.
- Dasz.
- No dobra – zgodził się, ale sam
nie był przekonany. Tylko ze względu na to, że Bill tak bardzo w niego wierzył,
zrobił to.
Powoli ruszyli. Przejechali jedną przecznice, potem drugą,
za trzecią był objazd, ale Bill zaprotestował, kiedy Tom wrzucił kierunkowskaz.
- Zaczekaj, jesteśmy już tak
blisko marketu – spojrzał przed siebie, widząc w oddali market.
- Nie, Bill – Tom pokręcił głową.
- Nawet nie wiesz, ile
czekałem, żebyśmy razem pojechali na zakupy.
- Nie chcę z siebie robić pośmiewiska,
ja nie dam rady łazić po tym markecie.
- Ty od razu o łażeniu. Czy ja
ci każe łazić? Sam pójdę po to, co potrzebuję, a ty poczekasz w aucie, zgoda? –
popatrzył na Toma w tak żałosny sposób, że ten nie miał serca mu odmówić.
- Nie cierpię, kiedy patrzysz
na mnie w taki sposób.
- Znaczy, w jaki?
- Właśnie taki, jak
skrzywdzony zwierzak. Dobrze wiesz, jak mnie podejść. Nie postępujesz uczciwie.
- To ty mnie tego nauczyłeś –
uciął krótko Bill.
- No dobra, pojadę, ale
kombinator z ciebie i tyle ci powiem.
Zrobili tak, jak się ugadali. Tom długo nie czekał na
brata, zresztą był tak zaaferowany wnętrzem auta i grzebaniem, wszędzie gdzie
się dało, że nawet się nie spostrzegł, jak Bill wrócił z zakupów, pakując wszystko
do bagażnika.
- Już jestem. Nudziłeś się?
- Nie. Wiesz, tak patrzę, że w
tym komputerze można zaprogramować ustawienia siedzeń dla każdego z kierowców
osobno i wystarczy tylko wcisnąć odpowiedni guzik, a siedzenia zresztą tak samo,
jak i lusterka dostosują się do użytkownika.
- No niby jest taka funkcja,
ale nie miałem potrzeby jej nawet włączać. Teraz pewnie się przyda, skoro będziemy
obaj korzystać z auta.
- To co, wracamy? – zapytał
Tom, na co Bill kiwnął tylko głową.
Droga powrotna zajęła im dosłownie pięć minut, zaledwie
dwa kilometry prostej i praktycznie bez ruchu ulicy. Kiedy zajechali przed dom,
Tom poczuł, jaki jest jeszcze słaby, a najbardziej czuł, jaka słaba jest jego
noga.
- Dobrze, że to niedaleko, nie
dałbym rady gdzieś dalej jechać.
- Noga? – domyślił się Bill.
- Czuję, że ją przeforsowałem.
- Rozmasuję ci ją wieczorem. Słyszałeś,
co powiedział Hiraga i Lili, nie możesz się poddawać nawet, jeśli to będzie
bolało.
- A czy ja się poddaje?
- Tylko ci przypominam.
- A te zakupy i jazdę oczywiście
też sobie ukartowałeś?
- A, to akurat wyszło spontanicznie.
Że też ty wszędzie węszysz mój podstęp.
- Co się dziwisz, byłem
wyłączony z życia pół roku, ciężko mi od tak wskoczyć na dawne tory.
- No dobra, idziemy do domu?
- A tak właściwie, co kupiłeś?
Coś do jedzenia?
- A ty tylko o jedzeniu. Mam
zamiar posprzątać dom, zrobić pranie i takie tam, potrzebowałem trochę chemii i
nawet nie wiesz, jaką mi radość sprawiłeś, że pojechałeś ze mną.
- Szkoda tylko, że nie mogłem połazić
z tobą po tym markecie.
- Gdybyś miał mniejszą dupę,
to bym cię posadził na tym krzesełku w wózku.
Tom parsknął śmiechem, przypominając sobie jedną z
sytuacji z przed lat.
- Pamiętasz, jak żeśmy się
wygłupiali podczas trasy i Georgowi zaklinowały się nogi w takim koszyku?
- Pamiętam, zebrało się nam
wtedy wszystkim, łącznie z Geo od Josta – przypomniał Bill, bo akurat, to był
jego pomysł i jemu najwięcej się oberwało.
- Myślałem, że trzeba będzie
rozcinać te pręty, żeby uwolnić mu nogi – rozpamiętywał Tom, bo wtedy tak się
śmiał, że mało się nie udusił ze śmiechu.
Jeszcze chwilę śmiali się z tego, jak i z kilku innych
wpadek podczas trasy. W końcu wysiedli z samochodu. Bill obszedł auto i kolejny
raz pozwolił bliźniakowi oprzeć się o siebie i zaprowadził go do domu. Sam zaś
wrócił do auta po zakupy. Kiedy wrócił do domu Tom siedział w kuchni, pochłaniając
kanapkę, ciągle nie mógł się najeść. Jego porcje jedzenia znacznie zwiększyły
swoją objętość, ale i tak ciągle czuł się głodny.
- Nie jedz tyle, bo przytyjesz
– powiedział Bill, wchodząc do kuchni.
- Ciągle jestem głodny, a Lili
powiedziała, że podczas tych ćwiczeń i tak wszystko spalam i to z nawiązką, więc,
może, dlatego ciągle chce mi się jeść.
- Uprzedzam cię tylko, żebyś
potem nie marudził, że jesteś gruby.
- Dobra, to już więcej nie jem
- zakręcił słoik z dżemem.
- Muszę się wziąć za porządki –
stwierdził Bill, przecierając twarz rękami. Już dawno w jego mniemaniu nie było
w domu takiego bałaganu.
- A ja się wykąpać, strasznie
się spociłem – powiedział Tom.
- Pomóc ci?
- Nie. Poradzę sobie.
- No dobra, to ja się biorę za
sprzątanie.
Rozeszli się, każdy w swoją stronę.
Minęło koło godziny, a Tom, jak znikną za drzwiami
łazienki, tak z niej jeszcze nie wyszedł. Bill się w końcu zaniepokoił.
Widział, że bliźniak zmęczył się tą jazdą, dla niego to
był jednak dość znaczny wysiłek. Ponad tydzień temu leżał kompletnie bezwładny
w śpiączce, a on go dzisiaj praktycznie zmusił do tej wycieczki.
Z rzeczami na ręce zajrzał ostrożnie do łazienki. Tom siedział
z zamkniętymi oczami na muszli klozetowej, opierając się o ścianę.
- Tom, dobrze się czujesz? –
spytał.
Ten aż się wzdrygnął, nie spodziewał się tu Billa.
- Tak, nie martw się. Zmęczyłem
się. Nie sądziłem, że to będzie dla mnie taki wysiłek. Ta jazda autem, teraz ta
kąpiel. Przeceniłem swoje siły.
- Jesteś coraz sprawniejszy, to
kwestia czasu. Już sam potrafisz się poruszać, a jeszcze kilka dni temu nie
potrafiłeś nawet sam usiąść na łóżku.
- Tak wiem, ale ogolić się już
nie dam rady – powiedział z wyrzutem, przejeżdżając ręką po brodzie.
- Pomogę ci – zaoferował się Bill,
odkładając rzeczy, które trzymał na szafkę.
- Jesteś tego pewien? – zapytał
niepewnie Tom. – Wiesz, właściwie, to jakoś wytrzymam z tym zarostem. Najwyżej
jutro się ogolę.
- A myślisz, że kto cię golił
przez ostatnie kilka miesięcy? – chwycił z półki piankę do golenia.
Tom odwrócił się w stronę brata. O nic więcej nie pytał,
zamierzał skorzystać z jego pomocy.
- Bill?
- Hm?
- Tak się zastanawiam…
- Hm?
- Dbałeś o mnie, kiedy byłem nieprzytomny,
myłeś, goliłeś, przebierałeś.
- Nie zadawaj mi tego pytania
– przerwał mu Bill.
- Nawet nie wiesz, o co chcę
zapytać.
- Wiem.
- Akurat.
- Wiem i owszem dotykałem cię
tam i…, zresztą wszędzie.
Tom zamknął oczy, czując się okropnie zażenowany.
- Masz jeszcze jakieś pytania?
- Nie. Dobrze, że byłem
nieprzytomny.
- Podnieś głowę do góry –
zwrócił mu uwagę, kiedy chciał go posmarować pianką. - Tylko się nie ruszaj, bo
cię zatnę.
- Heh, przyznaj się lepiej,
ile razy mnie zaciąłeś, jak byłem nieprzytomny?
- Naprawdę chcesz to wiedzieć?
- Pewnie.
- Zdziwisz się, ale ani razu.
Może dlatego, że się nie ruszałeś. Ale wiesz, że zawsze, może być ten pierwszy
raz, więc się nie ruszaj, dobrze?
- To może powinienem ci się położyć,
będzie tak jakbym spał.
- Siedź, poradzę sobie. Tylko się
nie ruszaj i nie rób min.
Tom spojrzał na niego dziwnie, unosząc brwi.
- I nie patrz tak na mnie, bo
to mnie peszy – powiedział.
- To ja tu jestem speszony,
nawet nie będę mówił, czym.
- Trudno, będziesz musiał z
tym jakoś żyć.
- Ale poważnie mnie tam
dotykałeś? – nie wierzył mu. Bill ostatnimi czasy zbyt wiele razy go
podpuszczał.
- Zapytaj doktorka jak wróci
albo Lili.
- Jej na pewno nie zapytam.
Bill się tylko zaśmiał i odkręcił wodę. Już miał zacząć,
kiedy Tom chwycił go za rękę, w której trzymał maszynkę.
- Zaczekaj!
- Co znowu?
- Zanim podetniesz mi gardło
pocałuj mnie.
- Wybrudzę się pianką.
- No to co. Proszę cię.
- Ech – westchnął i nachylił
się do Toma, ignorując fakt, że naprawdę brudzi się i pocałował go.
Odsunął się, po chwili, widząc uśmiech na twarzy brata,
doskonale wiedział, z czego się śmieje.
- No to teraz mogę umierać –
powiedział i wyciągając rękę w kierunku twarzy Billa starł mu z twarzy piankę.
Parę chwil później Bill skończył.
- Gotowe.
- Dzięki. A możesz mi jeszcze rozczesać
włosy, skoro i tak cię już wykorzystuję?
- Gdzie masz szczotkę?
- Tu - podał ją bratu.
Powoli, pasmo po paśmie Bill rozczesywał mu włosy, bardzo
urosły przez ostatnie pół roku i strasznie były splątane, głównie, dlatego, że
Tom nie miał na tyle sam siły, żeby je starannie przeczesać, a teraz po kąpieli
zrobił się jeszcze większy kołtun i już sam wiedział, że bez pomocy Billa sobie
nie poradzi.
- No nie było chyba tak źle, co?
– zapytał po tym, jak go wymęczył rozczesywaniem.
- Nie, pomijając to, że
pozbawiłeś mnie połowy włosów.
- Sam jesteś sobie winien.
- Skończyłeś już to
sprzątanie?
- Prawie, a coś chciałeś?
- Tak. Żebyś przyniósł mi z
pokoju mój komputer, muszę sprawdzić pocztę.
Bill zerknął na zegarek.
- Użyj mojego. Niedługo
przyjdzie Lili na rehabilitację, więc nie rozpędzaj się z tą pocztą.
- No dobra, a gdzie go masz?
- W przedpokoju w torbie.
Bill kończył sprzątanie, a Tom w tym czasie rozsiadł się
z Billa laptopem w pokoju gościnnym. Jednak zamiast przeglądać pocztę jego
uwagę przykuł plik, który Bill miał na pulpicie pod nazwą „Wypadek”. Otworzył
go i aż go zemdliło, widząc, że to zdjęcia z ich wypadku. Ich auto przypominało kupę złomu. Wszędzie na
karoserii była krew, a jako że auto było białe było ją widać bardzo dobrze. Podłużne
po palcach ślady krwi na masce od strony pasażera, należące zapewne do Billa,
były dosłownie wszędzie. Patrzył na to, czując jak szybko bije mu serce. Obrazy
z w wypadku powróciły, ciągle przez umysł przelatywał mu moment, kiedy patrzył
bezradnie na kierowcę Tira. I wszędzie ta krew, nawet na śniegu wokół samochodu.
Nie mógł uwierzyć, że przeżyli ten wypadek.
- Tom? – Bill zauważył, że
bliźniak zrobił się blady jak ściana.
Tom spojrzał na niego, nie potrafił ukryć przed bratem tego,
co zobaczył, zbyt mocno go to wstrząsnęło.
- Co się stało? - podszedł do
niego i widząc, co ogląda zrozumiał. Zamknął laptopa, zabierając mu go.
- Bill!
- Niepotrzebnie to oglądałeś. To
już przeszłość.
- Skąd masz te zdjęcia?
- Od policji, potrzebowałem
ich dla ubezpieczyciela.
- Dlaczego mi nie
powiedziałeś?
- Czego ci nie
powiedziałem? Przecież mówiłem, że
dostaliśmy kasę z ubezpieczenia. Powiedziałem ci też, jak nas wyciągali z auta.
Więc czego ci jeszcze nie powiedziałem?
- Że to wyglądało tak okropnie.
Boże, te ślady na masce. Nie mogłeś się wydostać z samochodu.
Bill się tylko skrzywił.
- Gorzej to wygląda na tych
zdjęciach, niż było w rzeczywistości.
- To dlatego nie wziąłeś
białego lakieru.
- Nie dla tego Tom! Nie mam z
tego powodu żadnej traumy.
- To ja się uparłem na biały
samochód – powiedział Tom, zaczynając wyciągać na wierzch to, co nie miało
najmniejszego znaczenia, przynajmniej nie dla Billa.
- No i co z tego?
- Przez to, że auto było białe,
było źle widoczne w tą śnieżyce.
- Ja się upierałem przy srebrnym
metaliku, gdzie w taką pogodę jest również mało widoczny, co i biały, nie wkręcaj
sobie Tom.
- Chciałeś czarne od samego
początku.
- Nie prawda.
- Owszem prawda, pamiętam jak
powiedziałeś, weźmy czarne, a ja ci powiedziałem, że nie chce, to wtedy uparłeś
się na srebrny metalik.
Bill tylko westchnął.
- Nie ma znaczenia, jakiego kolor
by było, nie zmienia to faktu, że po prostu były złe warunki i mieliśmy pecha.
Poza tym mieliśmy włączone światła i to zarówno drogowe, jaki przeciwmgielne,
byliśmy widoczni dla każdego nadjeżdżającego z przodu pojazdu.
Niby Bill miał rację, ale ślady krwi na masce ciągle
stały Tomowi przed oczami.
- Gdybym, wtedy nie zjeżdżał zatankować.
- Przestań już Tom, proszę cię.
Najpierw mama, a teraz ty zaczynasz. Ona też mnie obarczyła wyrzutami sumienia,
że nas tak długo zatrzymywała.
- To nie jej wina – powiedział
Tom. - Tylko moja. Powinienem był zatankować auto przed wyjazdem do rodziców, ale
mi się nie chciało, dlatego musiałem to zrobić w drodze do domu, co prawdę mówiąc
też zrobiłem niepotrzebnie, bo spokojnie dojechalibyśmy na tym, co było. Ale ja
musiałem wtedy zjechać.
Bill już nie wytrzymał. Chwycił bliźniaka za twarz i
zmusił go do patrzenia mu w oczy.
- Posłuchaj mnie uważnie.
Przestań o tym myśleć. Nic mi się nie stało. Jeśli chcesz się czuć winny, to
tylko w stosunku do siebie, bo to sobie wyrządziłeś największą krzywdę. Rozumiesz,
co do ciebie mówię?
- Ale, mogłem cię zostawić
samego.
- Ale nie zostawiłeś i to już
za nami. Dzięki temu wypadkowi więcej zyskaliśmy niż straciliśmy, czy ty tego nie
widzisz?
- Na przykład, co?
- Siebie!
Tym razem Tom westchnął i chwycił brata za ręce, które
ten cały czas trzymał na jego twarzy, nie pozwalając mu ani na moment spojrzeć
gdzieś indziej niż w swoje oczy.
- Pocałuj mnie Tom.
- Bill…
- No dalej!
Tom musnął delikatnie usta bliźniaka.
- Jeszcze!
- Billy…
- Całuj!
Ponowił pocałunek, na co Bill oderwał się od niego
wyraźnie podirytowany. Tom zmarszczył tylko brwi, kompletnie, nie rozumiejąc, o
co chodzi bliźniakowi.
- Tylko tyle? Tylko na tyle cię
stać? Nagle zapomniałeś, jak się należy
namiętnie całować? – mówiąc to wpił się w usta Toma, na co ten aż mruknął,
czując w ustach język brata. Był kompletnie zdezorientowany zachowaniem Billa,
ale udzieliło mu się nerwowe zachowanie brata i zaczął oddawać pocałunki. W pewnym
momencie zaczęło to bardziej przypominać walkę między nimi, niż coś czułego.
Wyglądało to tak, jakby jeden drugiemu chciał udowodnić, kto w tym momencie jest
lepszy i prawie zatracili się w tym, gdy nagle usłyszeli dzwonek do drzwi.
Odskoczyli od siebie, jak spłoszone zwierzęta, Bill wytarł ręką usta, a Tom oblizał
wargi. Ciężko dyszeli, jakby chwilę temu robili zupełnie, co innego niż tylko się
całowali.
- To jeszcze nie koniec! –
rzucił na odchodne Bill i poszedł otworzyć drzwi.
Tom się tylko cwanie uśmiechnął pod nosem. Doskonale wiedział,
że to jeszcze nie koniec.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
Kocham to opowiadanie <3
OdpowiedzUsuńCudowne..
A ta kłótnia na końcu.. Oh Toooommyyy..
Ale ogólnie to taki.. jakiś.. słodki rozdział <3
Weny!
No świetnie! :D Nie rozumiem Toma... przecież to nie jego wina a on się obwinia. Bardzo podoba mi sie postawa Billa :D no życzę weny! :D czekam na kolejny odcinek! <3
OdpowiedzUsuńMasz trochę literówek (brak pauzy, zaczęcie zdania małą literą i... tyle zapamiętałam). Poza tym było coś nie tak z odmianą słowa "detale". Bodajże odmieniłaś to jako "detalów" - jestem prawie pewna (bo teraz nie mogę tego odszukać w tekście), że powinno być tam "detali".
OdpowiedzUsuńDobrze, że Bill pilnuje Toma, bo ten doszedłby do jakichś durnych wniosków i pogrążyłby się w depresji. Bezsensownie kompletnie...
Idę czytać następny odcinek. :)
Ri