Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
2 miesiące temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
sobota, 1 marca 2014
15:45
Witajcie kochani.
Napiszę króciutko, bo zmywam się na koniki, muszę sobie trochę dupsko obić :) Dzisiaj cudem się z pisaniem wyrobiłam, a to przez Ri i Nerise one będą wiedziały dlaczego, ale warto było poświęcić czas :)
W każdym razie, dzisiaj dalszy ciąg walącej się idylli bliźniaków, a zapewniam, że to i tak jeszcze nie koniec.
Na kolejny odcinek tego opowiadania zapraszam w poniedziałek.
Całuje Was Niki
Odcinek 38
Kiedy dotarliśmy do miasta, na dworze było już ciemno. Bliźniak
zaparkował przed wejściem do hotelu.
- Zaczekaj tu – odezwał się do mnie.
Kiwnąłem mu tylko głową.
Siedziałem w tym aucie i gapiłem się beznamiętnie na spacerujących
ulicą ludzi. Już dawno nie miałem takiej totalnej pustki w głowie. Nie myślałem
dosłownie o niczym, jakby się nic nie stało, jakbym nie miał żadnych problemów,
a zawsze przez moją głowę przewijały się setki obrazów, teraz czułem się,
jakbym nie posiadał mózgu, dosłownie kompletna pustka.
Tom wrócił po jakiś dwudziestu minutach.
- Chodź – powiedział, a ja po
mimo że go słyszałem nie byłem wstanie się ruszyć. Chciałem tu zostać, na
zawsze. Przypięty pasami do tego siedzenia, tylko tu czułem się bezpieczny.
Tom wysiadł z auta i wyciągnął z bagażnika walizki, ale
widząc, że ja nadal siedzę w środku, obszedł samochód i otworzył drzwi po mojej
stronie. Spojrzałem na niego.
- Zostaniemy tu na noc,
rozumiesz? – zapytał, widząc, że nie kontaktuje.
- Tak rozumiem – odpiąłem pasy
i wysiadłem.
Po chwili weszliśmy do pokoju. Zostawiłem walizkę na
środku i usiadłem na łóżku. Często bywaliśmy w hotelach, ale jeszcze nigdy nie
czułem się w nim tak obco.
- Jutro poszukamy jakiegoś
mieszkania, nie będziemy się tułać po hotelach, wynajmiemy coś sobie.
- Okej – zgodziłem się, ale
bardziej na odczepne, niż dlatego, że uważałem, iż to dobry pomysł.
Tom kucnął przede mną.
- Billy… Co ci jest?
- A jak myślisz?
Westchnął.
- Nie myśl o tym. I tak byśmy
się wyprowadzili.
- Boję się Tom.
- Czego?
- Wiesz, że to może być nasza
ostatnia noc razem?
Spojrzał na mnie jak na wariata.
- O czym ty mówisz?
Nawet mu to przez myśl nie przeszło.
- Resztę pewnie spędzimy w
więzieniu.
- Nie spędzimy.
- Skąd wiesz?
- Bo wiem. Myślisz, że mama wsadziłaby
nas do więzienia?
- Zwyrodnialców na pewno.
Pokręcił głową i zacisnął moje ręce w swoich dłoniach.
- Nie wspomni o tym nawet
Gordonowi.
Teraz to ja spojrzałem na niego, jak na wariata.
- Potrzebuje trochę czasu,
żeby to przetrawić.
- Ona się nigdy z tym nie
pogodzi – powiedziałem.
- Ona od dawna ma świadomość,
że ciągnie nas do siebie nie tak, jak powinno.
Nie wiem skąd Tom był tego taki pewny. Niby trochę mnie
to uspokoiło, ale to nie zmieniało faktu, że wyrzuciła nas z domu i nawet nie
dała szansy wytłumaczenia się, a przecież my się nie krzywdziliśmy.
Tak bardzo chciałem jej powiedzieć, jaki jestem szczęśliwy,
jaki bezpieczny czuję się przy Tomie, a teraz nie było nawet szansy, żebym jej
o tym powiedział.
- Idź się umyj, kładziemy się spać,
bo z rana trzeba jechać do studia. Musimy jakoś żyć dalej.
- Tak, jakoś żyć dalej –
powtórzyłem z rezygnacją i wstałem, kierując się do łazienki.
Kiedy tylko ją opuściłem, Tom do niej wszedł, a ja położyłem
się spać i chociaż zsunięte dwa łóżka nie stanowiły problemu, by się do siebie
przytulić, położyłem się na swojej części łóżka z dala od Toma. Kiedy wrócił z
łazienki nawet, nie patrząc na niego wiedziałem, że się skrzywił, widząc jak
się od niego odseparowałem, bo tak się szczelnie owinąłem kołdrą, jakby mi
nagle było nie wiadomo jak zimno.
Poczułem, jak się kładzie. Klikał coś jeszcze w komórce,
za pewne ustawiał budzik i po chwili zgasił światło. Sądziłem, że po prostu
ułoży się wygodnie i będzie spał, jednak on przysunął się do mnie, przywierając
do moich pleców i objął mnie razem z kołdrą, całując mnie w policzek.
- Dobranoc Billy – wyszeptał
mi to tuż przy uchu.
- Dobranoc – odparłem.
Mimo wrażeń i obcego miejsca, gdzie zawsze miałem problem
z zaśnięciem, usnąłem bardzo szybko. Wiedziałem, że to zasługa Toma, bo tulił
mnie tak mocno do siebie, żebym czuł się bezpieczny. Nawet nie pomyślałem, jak
on się musi czuć, jakoś… skupiłem się wyłącznie na swoim bólu.
Rano obudziłem się, słysząc budzik w komórce brata. Zerwał się, jak poparzony z łóżka natychmiast,
uciszając komórkę. Wyszedł do łazienki, ale i tak przez zamknięte drzwi słyszałem,
jak zamawia do pokoju śniadanie dla nas.
A po chwili usłyszałem szum wody z prysznica. Boże,
otwarłem oczy i utkwiłem wzrok w oknie. Śniły mi się jakieś głupoty, ale im bardziej
próbowałem sobie przypomnieć szczegóły tego snu, tym szybciej się zacierały. W
efekcie czego, jedyne co byłem wstanie stwierdzić, to to, że były to na pewno jakieś
fragmenty z dnia poprzedniego, a może już mi się tylko tak wydawało. Czułem, że
nadal mocno tkwię w tym, co się stało, miałem w sobie tak ogromne poczucie
winy, że czułem się dosłownie chory, jakbym nagle nabawił się grypy. Dobrze
znałem to uczucie, już kiedyś je przechodziłem, to było zaraz na początku
naszej kariery, kiedy po podpisaniu naszego pierwszego kontraktu z wytwórnią,
wytwórnia miała fuzję z inną i nasz kontrakt jakby uległ unieważnieniu i wszystko,
na co tak ciężko pracowaliśmy zaczęło się rozpadać w jednej chwili, załamałem
się wtedy. Teraz czuję się dokładnie tak samo.
Tom wyszedł z łazienki.
- Bill, śpisz?
- Nie – odparłem.
- Zaraz przyniosą śniadanie,
może się ubierzesz, jest dziesięć po siódmej.
Westchnąłem tylko, nie wiem, po co on się starał. Nie wiem,
po co chciał jechać do studia. Nie wiem, po co w ogóle mam wstawać, chcę tu
zostać, jak najdłużej, puki jeszcze mogę pobyć na wolności.
- Nigdzie nie idę odparłem w
końcu bez zastanowienia.
- Nie wygłupiaj się.
- Źle się czuję, jedź sam.
Poczułem jak rzuca się na łóżko, a zaraz po tym, jak
kładzie mi rękę na czole.
- Gorączki nie masz –
stwierdził.
- Ale źle się czuję – odparłem.
- Coś cię boli?
- Wszystko.
Chyba się domyślił, o co chodzi, zanim jednak zaczął swój
monolog, do pokoju zapukała obsługa hotelowa.
- Nic ci nie jest - rzucił
tylko. – Przynieśli nasze śniadanie, wstań Bill. – Mówiąc to poszedł otworzyć.
Nie chciało mi się z nim dyskutować, w jednej chwili podjąłem
decyzję, że jednak pojadę z nim do tego studia, bo jeśli tego nie zrobię,
będzie mi ględził, a ja się w końcu wkurwie i wyżyje na nim, bo coraz bardziej zaczynał
mnie denerwować, chociaż nie wiedziałem, czy ze względu na to, co się stało,
czy dlatego, że zachowywał się, jakby nic nie zaszło.
Zjadłem, a raczej wcisnąłem to śniadanie na siłę, popijając
za to dwoma filiżankami kawy i w końcu pojechaliśmy do studia.
Nie wiem, czego się spodziewałem, ale na pewno nie tego,
że każdy będzie się zachowywał tak, jakby nic się nie stało. Jedynie Jost zauważył,
że najwyraźniej mam focha na brata i delikatnie wypytał Toma co się stało, ale
on powiedział tylko, że boli mnie głowa i przez to nie mam nastroju. Miewałem
czasami napady migreny, więc moje zachowanie w tej chwili faktycznie mogło
przypominać jeden z takich napadów, w każdym razie wszyscy w to uwierzyli,
przynajmniej dzisiaj.
Popołudniu, Tom zaproponował żebyśmy pojechali do agencji
nieruchomości wynająć jakieś mieszkanie. Nie chciałem tam jechać, jak dla mnie
mogliśmy zostać w tym hotelu do końca życia, miałem to gdzieś, ale, żeby już nie
wszczynać kłótni i nie tłumaczyć się, czemu tak, a nie inaczej się zachowuję dla
świętego spokoju pojechałem z nim.
Agent, skakał nad nami, jak wesz na psie. Może, gdyby
sytuacja nie była taka, jaka była, zaangażowałbym się nawet w wybór tego
mieszkania, a tym czasem zwaliłem całą ostateczną decyzję na Toma. Widziałem,
że powoli zaczyna wzrastać mu poziom irytacji, w końcu wybrał największe, jakie
mieli, chociaż nie mam pojęcia, po jaką cholera nam apartament z sześcioma pokojami,
skoro powinniśmy się zacząć przyzwyczajać do ciasnego pokoiku z współlokatorami
i firanką w szkocką kratkę.
Po podpisaniu umowy dostaliśmy klucz i zahaczając
najpierw hotel by zabrać nasze rzeczy i wymeldować się, pojechaliśmy do naszego
nowego mieszkania.
Mieściło się ono na samej górze dziesięciopiętrowego oszklonego
molochu. Wjechaliśmy windą i po otwarciu drzwi weszliśmy do środka.
Mieszkanie było już urządzone, na pierwszy rzut oka
stylowo i nowocześnie, więc wystarczyło po prostu jedynie zapełnić lodówkę i żyć,
dopóki nie zgarnie nas stąd policja.
- Musimy pojechać na zakupy – stwierdził
Tom, otwierając lodówkę i zastając w niej tylko światło.
- Jedź sam, jestem zmęczony –
powiedziałem, podchodząc do okna. Na dole był plac zabaw i boisko do
koszykówki. Jakieś dzieciaki bawiły się w piaskownicy, a grupka wyrostków
siedziała na ławce przy boisku do koszykówki i najwyraźniej nad czymś
debatowała, bo wszyscy gestykulowali rękami.
- Nie poradzę sobie sam Bill. Pomóż
mi trochę – poprosił. – Boli mnie ręka – poskarżył się, jakby właśnie ten
argument miał mnie najbardziej przekonać i pewnie normalnie by przekonał, ale
nie dzisiaj.
- Nie chcę mi się jechać Tom.
A rękę powinien obejrzeć lekarz – odparłem beznamiętnie.
Podszedł do mnie i odwrócił mnie do siebie przodem.
- Co się z tobą dzieje?
Powiedz mi.
Przez chwilę patrzyłem mu w oczy, widać było, że się
martwi, jego brwi już od pół dnia były ściągnięte w jakimś dziwnym nerwowym
grymasie. Odwróciłem od niego wzrok, sam jeszcze nie wiedziałem, co się dzieje.
Sam nie rozumiałem, co mi jest. Tylko jedno mogłem powiedzieć z całkowitym przekonaniem,
czekałem. Czekałem na najgorsze, a każdy odgłos z korytarza sprawiał, że czułem,
jak ściskają mi się wnętrzności.
- Po co się fatygować i tak
długo tu nie zostaniemy – powiedziałem i wyminąłem go idąc obejrzeć resztę
pokoi.
- O czym ty mówisz? – ruszył
za mną. - Wybierasz się gdzieś? – nie rozumiał.
- Owszem, razem z tobą – odparłem,
wchodząc do kolejnego pokoju.
- Gdzie?
Spojrzałem przelotnie na niego, wychodząc z pokoju i idąc
obejrzeć kolejny.
- Do więzienia.
- Jakiego więzienia?
- Dla kazirodców, Tom. Na litość
Boską! Udajesz takiego debila, czy takim debilem jesteś? – wydarłem się w końcu
na niego. – Teraz będą nas pieprzyć po kolej, raz ciebie raz mnie. Dobrze, że
jestem już wprawiony – zaśmiałem się ironicznie. – Ale ciebie w tej sytuacji,
to sobie nie wyobrażam.
Kiedy znowu na niego zerknąłem zaciskał zęby, bo znowu mięśnie
na jego twarzy rytmicznie drgały.
- Nikt nie będzie nas pieprzył
i do żadnego więzienia nie pójdziemy. Ile razy mam ci to jeszcze powtarzać?
Myślisz, że mama chciałaby nas tam widzieć?
- Ciebie może nie, ale mnie z pewnością.
Prychnął.
- Słyszałeś, jak mnie nazwała?
- Była zdenerwowana. Bill, czy
do ciebie nie dociera, że nikt o niczym nie wie? Byliśmy dzisiaj w studiu, nikt
nawet nie wie, że tej nocy spaliśmy w hotelu.
- I co z tego?
- Gdyby komukolwiek powiedziała,
już wszyscy by o tym wiedzieli, a do naszych drzwi pukałaby policja – w tym
momencie, jak na komendę usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Moje serce podskoczyło
mi aż do gardła i w jednej chwili poczułem, jak robi mi się gorąco i słabo. Spojrzałem
Tomowi w oczy.
- No – bąknąłem. – Już po nas
przyszli – rzuciłem, starając się w tym momencie ukryć swój paniczny strach.
- Zaczekaj tu – powiedział i
ruszył do drzwi. Po chwili otworzył je i usłyszałem głos jakiegoś dzieciaka,
mówił coś, a Tom krótko mu odpowiedział i zamknął drzwi.
Ja w tym czasie usiadłem na parapecie, nogi zrobiły mi
się, jak z waty. Chciałem udawać, że mam to w dupie, że nie przejmuję się już tym,
co się stanie, ale okropnie się bałem. Perspektywa trafienia do więzienia tak
mnie przerażała, że miałem ochotę uciekać. Właściwie, to nie wiem, czemu tego
jeszcze nie zrobiłem.
- To tylko dzieciak – powiedział
bliźniak, wchodząc do pokoju i najwyraźniej, zauważając, że jestem blady, jak
ściana. – Zastawiłem komuś wyjazd, idę przeparkować auto, zaraz wracam – rzucił,
chwytając kluczyki. - A ty ogarnij się, bo jak wrócę, jedziemy na zakupy – i
zostawił mnie.
Może i dobrze, że wyszedł zanim byśmy się zaczęli kłócić.
Byłem przerażony i czułem się osaczony, a kiedy tak się czułem reagowałem
agresją i to do każdego, a najbardziej chyba do tych, na których mi zależało.
Miałem parę minut, żeby się zebrać, do jako takiej kupy. Wiedziałem, że muszę z
nim pojechać na te jebane zakupy nawet, jeśli to była teraz ostatnia rzecz,
jaką miałem ochotę zrobić. Wiedziałem, że muszę, bo jeśli zacznę się mu stawiać
rozpętam piekło, a w tej chwili czuję się taki rozdarty, że sam sobie nie
poradzę. Przypuszczam, że ciągle byłem w szoku, iż czułem się taki otępiały i
wciąż wyczekujący na najgorsze, czekający na karę. Jedno było pewne, czułem
się, jak zwyrodnialec i nie miałem, co do tego żadnych wątpliwości, tylko nie potrafiłem
sobie wytłumaczyć jednej jedynej rzeczy. To Tom wepchnął mnie w ramiona tego dziwnego
związku i to on powinien czuć się tak, jak ja czułem się w tej chwili, więc
dlaczego tak bardzo przejąłem się całą tą sytuacją, zamiast zacząć zachowywać
się tak, jak on, po prostu przyjąć to na klatę i żyć?
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
Głupi, głupi Bill... Niepotrzebnie tak się stresuje.
OdpowiedzUsuńLubię, kiedy wplatasz humorystyczne scenki w tę "grozę". ;) Daje to taki mały oddech.
Ri
No jasne, Bill. Mama zadzwoni po policję, powie im coś a oni powiedzą "tak tak pani Kaulitz, na pewno... juz ich wsadzamy do paki". xD
OdpowiedzUsuńOgólnie to nie komentowałam wcześniej bo miałam zamiar na końcu, ale ta obsesja Billa na punkcie więzienia jest troszkę zabawna, że aż musiałam xD
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń