Informacja

KIEDY NOWY ODCINEK?

W niewoli uczuć (23) - Soon :D




INFORMACJA


PDF do ściągnięcia
Klik





Obserwatorzy

poniedziałek, 3 marca 2014

Odcinek 39





Wrócił po chwili, a ja nadal siedziałem na parapecie. Nie szykowałem się, bo i nie miałem po co, skoro byłem gotowy, po prostu czekałem na niego, starając się, jakoś podczas jego nieobecności opanować nawiedzające mnie katastroficzne obrazy naszej najbliższej przyszłości. Wszedł do pokoju i stanął w drzwiach.
- Już jestem. Możemy jechać.
 Jakbym miał jakiś wybór. Doskonale wiedziałem, że mi nie odpuści.
Westchnąłem i wstając z parapetu ruszyłem do wyjścia.
- Trzeba będzie przy okazji dorobić klucze – powiedział, kiedy zjeżdżaliśmy windą na podziemny parking.
- Okej – odparłem.
- Pojedziemy do jakiegoś marketu za miastem, żeby nas fani gdzieś nie dorwali, bo tego by nam jeszcze teraz było trzeba.
No właśnie, fani. Ciekawe, że w ogóle o tym pomyślał. Gdyby Jost się dowiedział, że się szlajamy bez ochrony, byłby dym.
- Dlatego mówiłem, żebyś sam jechał. Ty tak nie przyciągasz uwagi, ubierzesz czapkę okulary i jakoś się przesmykniesz niezauważony, a ja…
- Ty też ubierzesz czapkę i okulary. Nie zostawiaj mnie z tym wszystkim samego, proszę cię Bill.
Westchnąłem.
- Gdzie ten samochód? – zapytałem, kiedy przeszliśmy już z pół parkingu.
- Tam – wskazał gestem głowy.
- Szkoda, że jeszcze dalej nie zaparkowałeś – rzuciłem z ironią.
- Tylko tam było wolne.
- Dobra, nieważne – uciąłem. – Jedźmy już i miejmy te zakupy z głowy. Chcę jak najszybciej wrócić, wykąpać się i położyć spać.
W końcu ruszyliśmy. Na szczęście w markecie było naprawdę mało ludzi. Tom zgarniał z półek wszystko jak leciało, spieszył się z tym, co najmniej, jakby właśnie ogłoszono stan wojenny i trzeba było zrobić mega duże zakupy na czas. Nie wiem, po jaką cholerę mu połowa z tego, co była w koszyku i nie wiem, po jaką cholerę w takim razie ja mu byłem potrzebny, skoro tylko za nim podążałem, nie biorąc żadnego udziału w tych zakupach. Kiedy zajechaliśmy pod dział z kosmetykami w końcu spojrzał na mnie.
- Weź wszystko, co potrzebne – powiedział.
Zacząłem się rozglądać, jak to ja, każdą butelkę musiałem obrócić w ręce, poczytać, powąchać zawartość, czas nieubłagalnie gonił, a cierpliwość Toma topniała. Zostawił mnie tam w końcu z koszykiem, skacząc po kilka innych rzeczy z sąsiednich regałów. Kiedy wrócił, ja deliberowałem, który z szamponów wybrać.
- Weź oba – rzucił krótko i zabierając mi je z ręki wrzucił do koszyka. -  Skocze jeszcze po papier toaletowy i ręczniki papierowe, a ty weź jeszcze jakiś płyn do kąpieli i te inne rzeczy, no wiesz, bo niczego nie mamy.
Mruknąłem pod nosem.
- Tylko Bill, zagęszczaj ruchy, jak się nie możesz zdecydować, które wybrać, to bierz oba, a jak trzeba będzie weź trzy, a nawet cztery, tylko, żeby ten koszyk był pełny jak wrócę, dobrze?
Nie lubiłem, kiedy tak mówił, bo to oznaczało, że ma już dosyć, ale zgodziłem się.
Zapakowanie tego do samochodu okazało się nie lada wyzwaniem. Gdyby nie Toma organizacja przestrzeni na pewno byśmy się z tym nie zabrali. Może to dziwne, ale po tych zakupach czułem się, jakby ciut lepiej, przynajmniej przez te dwie godziny całkowicie przestałem myśleć o sytuacji, w jakiej tkwiliśmy, jak on mnie dobrze znał, doskonale wiedział, jak poprawić mi nastrój albo może byłem taki przewidywalny jestem?
- Komplet kluczy dla ciebie – podał mi, kiedy siedzieliśmy już w aucie.
- Dzięki.
Schowałem je do kieszeni kurtki.
Kiedy zajechaliśmy do mieszkania na dworze już szarzało. Na szczęście znalazło się miejsce na parkingu bliżej windy, bo nie wiem jakbyśmy się zabrali z tymi wszystkimi zakupami, chociaż Tom i tak  kursował jeszcze kilka razy, ja zacząłem wszystko chować po szafkach oraz innych zakamarkach na to przeznaczonych.
Kiedy wrócił z ostatnimi torbami, opadł w kuchni na krzesło totalnie skonany.
Nalałem mu do szklanki soku i postawiłem na stole.
- Dzięki – odparł i jednym tchem wypił całą zawartość. – Już mi lepiej.
- Biorę ten pokój z szarymi ścianami – odezwałem się do niego znienacka.
Spojrzał na mnie w taki sposób, że naprawdę było widać jego zaskoczenie.
- Myślałem, że będziemy spali razem – powiedział.
- Chcę mieć swój własny pokój i sam spać.
- Bill, nie musimy się już przed nikim ukrywać.
Spojrzałem na niego tak wymownie, że odpuścił.
- W porządku, rozumiem – westchnął. – Pójdę wziąć prysznic, jestem okropnie spocony.
- To ja zrobię coś na kolacje – powiedziałem.
Cały dzień nic nie jadłem, tego śniadania, które i tak wcisnąłem na siłę w hotelu nawet nie liczę, nie specjalnie też teraz byłem głodny, ale wiedziałem, że muszę coś zjeść, bo naprawdę znowu będę miał napady migreny, a tego bólu nie znosiłem.
Już prawie skończyłem jeść, kiedy Tom wrócił z łazienki.  Usiadł przy stole, a moją uwagę przykuła jego prawa dłoń. Dopóki była zabandażowana nie raziło mnie to w oczy, ale teraz, kiedy zobaczyłem, jak wygląda, nie mogłem oderwać od niej wzroku.
- Powinieneś pojechać z tą ręką do lekarza.
- Nic mi nie będzie - powiedział.
- Wygląda okropnie.
- Mogę nią poruszać, więc na pewno nic sobie nie połamałem.
- Ale możesz mieć pękniętą kość, czy coś. Jezu, Tom! Ty grasz na gitarze, musisz dbać o swoje ręce. Jeśli coś się stanie zostajesz z niczym, masz tego świadomość?
- Mam i jeszcze raz ci mówię, że to tylko tak źle wygląda.
Wkurwił mnie tym swoim uporem. Poszedłem po apteczkę, którą też kupiliśmy, a zdążyłem ją już schować i wróciłem, stawiając ją na stole.
- To pozwól mi ją, chociaż obejrzeć.
Nie protestował, położył dłoń na stole, a drugą zaczął jeść.
- Teraz, kiedy ręka zsiniała i opuchła, a brzegi rany zaschły wyglądało to okropnie, aż mi się zrobiło niedobrze. Całe szczęście, że zdążyłem już zjeść kolacje, bo nie przełknąłbym teraz już nawet kęsa. Jak polałem po ranie wodą utlenioną syknął.
- Przestań! – krzyknąłem na niego, czując jak robi mi się niedobrze.
- Co przestań?! Lejesz nie wiadomo, czym. Masz pojęcie, jak to szczypie?!
- To tylko woda utleniona, jak ci nie odpowiada, to co robię, to droga wolna, sam się tym zajmij albo idź z tym do lekarza.
- Dobra, sorry – przeprosił.
- Jeśli jeszcze raz się odezwiesz, to cię z tym zostawię.
Zacząłem delikatnie wycierać i w miarę możliwości uciskać, sprawdzając czy kości są całe. Tom cały się spiął, wiedziałem, że go boli, ale skoro nie chciał pokazać tego lekarzowi nie miałem innego wyjścia.
- Wydaje mi się, że to tylko stłuczenie, gdyby było coś pęknięte nie pozwoliłbyś się tak dotykać.
- Mówiłem, że to drobiazg.
Nałożyłem mu jeszcze maść i zabandażowałem.
- Nie za ciasno? – zapytałem.
Poruszył palcami sprawdzając.
- Jest dobrze. Dziękuję.
- Jeśli do jutra opuchlizna nie zejdzie masz z tym iść do lekarza.
- Dobra, jeśli nie będzie lepiej pójdę, daj już temu spokój.
- Martwię się o ciebie – powiedziałem.
-  A ja o ciebie. Dlaczego nie chcesz spać ze mną? W tym pokoju z czerwonymi ścianami jest ogromne łóżko, z powodzeniem spałoby na nim trzy osoby.
- Powiedziałem nie Tom i nie chcę o tym rozmawiać – genialnie, on po prostu ma wrodzony talent do psucia mi nastroju. – Idę się wykąpać – mówiąc to zostawiłem go.
Wykąpałem się i suszyłem włosy, kiedy wszedł do łazienki, oczywiście nawet nie zapukał, nigdy nie pukał, ale dzisiaj wyjątkowo mnie to denerwowało.
Stanął za mną i spojrzał na mnie w lustrze.
- Daj ręcznik, pomogę ci.
Trochę z niechęcią, ale podałem mu, byłem zbyt zmęczony, żeby się z nim teraz droczyć, a pomoc w wysuszeniu dredów bardzo mi się przydała. Jednak Tom po tym, jak mi pomógł nie zamierzał tylko na tym poprzestać. Odwieszając ręcznik objął mnie od tyłu w pasie i zaczął całować mnie po karku.
- Tom przestań! -  odsunąłem się od niego, rozplatając się też z jego uścisku.
- Nie masz ochoty? – zapytał hardo, patrząc na moje odbicie w lustrze.
- Jestem zmęczony i boli mnie głowa. Mam dosyć wrażeń, jak na jeden dzień.
- Tym bardziej przydałoby ci się odrobinę odprężenia – wiedziałem, co ma na myśli.
- Nie mam ochoty.
- Zrobiłem coś nie tak? – zapytał.
- Nie chodzi o ciebie. Mówię ci przecież, że jestem zmęczony i nie mam ochoty.
- Spać ze mną też nie chcesz – powiedział z wyrzutem.
- Musimy teraz o tym rozmawiać?
Ocierał się o mnie, widziałem, że mnie pragnie, że pragnie mojego dotyku. Chłonął mój zapach, jak narkotyk, a ja z minuty na minutę zaczynałem odczuwać coraz większą frustrację. Wkurzało mnie to, że wczoraj mama wywaliła nas z domu, a on raz dwa odnajduje się w nowej sytuacji. Najpierw hotel, teraz ten apartament, ogromne zakupy, w sumie teraz właśnie jest tak, jak chciał, żeby było. Już od jakiegoś czasu ciągle o tym gadał, chciał się wyprowadzić, więc chyba nie powinienem się dziwić, że w końcu było po jego myśli.
Wyminąłem go jednak, zostawiając w łazience i poszedłem do pokoju, który w tym momencie uważałem za swój. Rozłożyłem sobie pościel i już po chwili układałem się wygodnie do swojego pierwszego bez Toma snu, chociaż, jak na ironie właśnie teraz moglibyśmy spać razem.
Tak, jak sądziłem nie mogłem zasnąć. Ta wszechogarniająca cisza, aż piszczała mi w uszach. Wstałem, szukając swoich słuchawek, ale jak już przegrzebałem większość rzeczy, przypomniało mi się, że są w mojej podręcznej torbie, którą zostawiłem na szafce w przedpokoju. Wyszedłem z pokoju, nie zapalając nigdzie po drodze światła, trochę było ciemno, ale, jako że moje oczy były przyzwyczajone do ciemności udało mi się dotrzeć do przedpokoju, nie wpadając na nic po drodze. Wyciągnąłem z torby swoje słuchawki i już miałem wracać, kiedy zauważyłem, że Tom stoi na balkonie i pali.  Nie wiem, czy nie mógł zasnąć, czy jeszcze się nie kładł, ale to, że palił oznaczało, że jest wkurwiony i nawet domyślałem się, czym, a raczej, przez kogo, więc uciekłem czym prędzej do pokoju zanim, by mnie zauważył.
Włączenie sobie muzyki wcale mi jednak nie pomogło w zaśnięciu, ciągle przewracałem się z boku na bok. Kiedy się zakrywałem było mi za gorąco, kiedy odkrywałem za zimno, to była jakaś męka. Jak już w końcu gdzieś nad ranem udało mi się zasnąć, to spałem tak nerwowo, że słyszałem każdy najmniejszy dźwięk dobiegający za drzwi mojego pokoju. Poderwałem się prawie na równe nogi, kiedy usłyszałem brzęk tłuczonego szkła. Wystrzeliłem z pokoju, kierując się prosto do kuchni.
- Nie wchodź! – krzyknął bliźniak, powstrzymując mnie.
- Co ty wyprawiasz do cholery!?
- Nic. Chciałem zalać kawę i szklanka pękła. Nie wchodź, bo tu jest pełno szkła.
- Do kawy używa się filiżanek lub kubków, nikt ci o tym nie mówił?
- Nie jestem idiotą Bill! A do twojej wiadomości, nie mamy ani filiżanek ani kubków.
- No to mogłeś przynajmniej zalać to w żaroodpornych szklankach.
- A myślisz, że co ja robiłem?
Fuknąłem i zostawiając go z tym bałaganem poszedłem do łazienki.  Spojrzałem w lustro i miałem ochotę je rozwalić, wyglądałem makabrycznie. Miałem podkrążone i czerwone oczy z niewyspania. Tylko tona makijażu i okulary będą wstanie jakoś to ukryć.
Umyłem się, ubrałem i w końcu poszedłem do kuchni. Szkła już nie było, a na stole czekała na mnie kawa i talerz grzanek z serem na ciepło. Tom swoje już zjadł, bo siedział przed pustym talerzem i dopijał kawę, zmierzył mnie tylko wzrokiem spode łba.
- Co tak patrzysz? – nie wytrzymałem.
- Źle spałeś?
- Spałbym dobrze, gdybyś się w nocy nie kręcił po mieszkaniu, a z rana nie tłukł.
- Nie kręciłem się w nocy.
Spojrzałem na niego, krzywiąc się.
- Ile wypaliłeś, starczyła ci paczka?
Nie odpowiedział, uciekając wzrokiem po szafkach.
- Tak myślałem – mruknąłem pod nosem.
- Pospiesz się. Do studia mamy parę kilometrów dalej, musimy wyjechać wcześniej.
- To się najwyżej spóźnimy, nie mam zamiaru się krztusić, żeby zdążyć na czas.
- Powinniśmy unikać kolejnych konfliktów – powiedział.
A ja tylko czekałem, kiedy nie wytrzyma i wybuchnie. Już od wczoraj go nosiło. Kiedy mama nas wyrzuciła z domu, wyładował się na samochodzie, kalecząc sobie rękę. Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby z taką furią uderzał, chyba w tamtym momencie nawet nie czuł bólu. Dopiero, kiedy zobaczył krew opamiętał się. Teraz ja go doprowadzałem do kolejnego ataku. Ewidentnie było widać, że cierpliwie znosi moje zachowanie, a ja wcale nie zamierzałem mu tego ułatwiać. To była jego wina, on ponosił całą odpowiedzialność za wszystko, co się wydarzyło na przestrzeni ostatnich dwóch dni i chciałem, żeby odczuł tego skutki, jak najdotkliwiej. Przez niego nasza przyszłość stała pod znakiem zapytania, bo nadal czekałem, kiedy do naszych drzwi zapuka policja. Poza tym, przez niego straciłem kontakt z mamą, osobą, która do tej pory była najważniejszą osobą w moim życiu, nie licząc oczywiście bliźniaka. Dlatego wcale nie miałem wyrzutów sumienia, trzymając go na dystans. Wiedziałem, że to go gryzie, ale mając poczucie winy nie naciskał na mnie, byłem tylko ciekawy, ile jeszcze wytrzyma.

1 komentarz:

  1. Oj, Bill koniecznie chce przegiąć. :/ "Na złość babci odmrożę sobie uszy" - dosłownie to samo. Nie rozumie, że szuka dziury w całym. Doprowadzi do kłopotów przez takie zachowanie. Zobaczycie...

    Ri

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*