Informacja

KIEDY NOWY ODCINEK?

W niewoli uczuć (23) - Soon :D




INFORMACJA


PDF do ściągnięcia
Klik





Obserwatorzy

wtorek, 11 marca 2014

Odcinek 40





Parę kilometrów więcej? Droga do studia zajęła nam dokładnie, trwające niemiłosiernie długo, dodatkowe trzydzieści minut. A to, dlatego, że przebicie się do centrum w godzinie szczytu tyle właśnie musiało trwać. Pewnie szybciej byłoby pokonać tę drogę pieszo, tylko nie wiem, czy uszlibyśmy z życiem, gdyby fani wypatrzyli nas spacerujących sobie chodnikiem w środku dnia.
W każdym razie, pierwszą czynnością, jaką zrobiłem po tym, gdy już w końcu dojechaliśmy, było zażycie leków na ból głowy i popiciu tego mocną kawą, po której z spodziewałem się sensacji żołądkowych, ale trudno.
- Znowu boli cię głowa? – spytał Jost, widząc jak zażywam leki.
- Tak – odparłem krótko.
- A gdzie Tom? Nie przyjechaliście razem? – rozejrzał się. Faktycznie brak jego osoby w moim pobliżu wydawał się czymś nietypowym.
- Przyjechał. Poszedł chyba do ubikacji, czy gdzieś tam. Nie wiem.
Jost patrzył na mnie, próbując wyczuć, co jest grane.
- Czy wy się pokłóciliście? – zapytał w końcu. – Zachowujecie się dokładnie tak, jakbyście się pożarli.
- Wiesz, mamy naprawdę inne ważniejsze sprawy na głowie niż kłótnie.
- Tak?
- To, że czasem ostrzej wymienimy między sobą zdanie, to nie znaczy, że się kłócimy. Nie jesteśmy już dziećmi, więc przestań nas traktować jak dzieci.
W tym momencie do studia wszedł Tom z puszkami RedBulla w ręce.
 - Nie pokłóciliśmy się – uciął domysły Josta najwyraźniej, słysząc o czym była rozmowa. – Masz – podał mi puszkę. – Nie pij tej kawy, bo znowu będzie cię bolał żołądek.
- Dzięki – odparłem, odsuwając i tak już do połowy wypitą lurę.
- No dobra – rzucił Jost. – To idę po papiery i zaczynamy.
No i zaczął się pierwszy z wielu dni, jakie miały nadejść omawiania i dogadywania, jak ma wyglądać scena podczas naszej kolejnej trasy. Ja już dawno miałem wizje, jak chciałbym by wyglądała i starałem się ze wszystkich sił jakoś wszystkim to przekazać, a jak na ironie wyglądało na to, że najlepiej rozumiał mnie Tom. To był chyba jedyny moment w ciągu tych ostatnich dni, kiedy rozmawialiśmy ze sobą jak zwykle, rzucając kolejnymi pomysłami jeden przez drugiego.
Po południu w końcu skończyliśmy.  Chłopaki zwinęli się przed nami, mając jakieś swoje sprawy, a mnie zostało, jak zwykle tylko towarzystwo bliźniaka.
- Wracamy do domu? – zapytał Tom, stojąc z moją kurtką w ręku.
- Nie – odparłem krótko, biorąc ją od niego. – Jedziemy do sklepu po filiżanki. Nie chcę już nigdy więcej pić kawy ze szklanki.
Uśmiechnął się, traktując mój wywód jak aluzję, a ja naprawdę byłem zły.
Zawiózł mnie do sklepu z największą ilością porcelany i szkła, jakie widziałem w życiu. Nie miałem pojęcia, że zna takie miejsca. Jednak, jeśli sądził, że tak mnie przekupi to… no, może gdybym nie miał focha piałbym z zachwytu, ale w tej okoliczności na jego lapidarne, zadowolony? Bąknąłem tylko pod nosem i wcisnąłem mu do ręki koszyk. Na co szedł uśmiechnięty pod nosem, sądząc, że ma mnie już w swojej kieszeni, nic bardziej mylnego.
Ponad dwie godziny zeszło nam na obejście czteropiętrowego ogromnego handlowca, a i tak nie rozczulałem się nad każdym pojedynczym regałem. Tom łaził za mną, jak pies. Widziałem, że jest zmęczony, ale cierpliwie to znosił.
- Te mi się podobają – stwierdziłem, jak w końcu jedna z zastaw przykuła moją uwagę, jakby do mnie krzyczała „Weź mnie! Weź mnie!”.
- No to ją weźmy.
- A tobie się nie podoba? – spojrzałem na niego. Znałem go już na tyle i wiedziałem, że jeśli bez krytycznie na coś się godzi, to robi to tylko dla świętego spokoju, a powodów mogło być dwa. Pierwszy, oczywisty: to zmęczenie, a drugi, którego nie wiedzieć, czemu się uczepiłem, to to, że jemu naprawdę się nie podoba ta zastawa. Chociaż nie wiem, czemu w tym momencie tak bardzo zależało mi na jego opinii i aprobacie.
- Podoba, weźmy je i jedźmy już do domu – podsunął koszyk, żebym je wsadził do środka.
Prychnąłem.
- Więc nie podobają ci się!
- Przecież powiedziałem, że mi się podobają, weźmy je.
- Dlaczego mi to robisz, Tom?
- Ale co? – zdziwił się.
- Zawsze mi ustępujesz. Kurwa! Nie masz własnego zdania, czy co? Co jest z tobą? Dlaczego zawsze tak mnie traktujesz?! – zacząłem na niego krzyczeć.
- O co ci chodzi? – ściągnął brwi.
- Myślisz, że jak mi ustąpisz, to coś zmieni? – zapiłem do sytuacji między nami, ale doskonale zrozumiał.
- Nie o to chodzi.
- A o co? Może mi w końcu powiesz?
- Weźmy je i jedźmy do domu. Jestem zmęczony, głodny i chcę odpocząć.
- Jasne – zironizowałem. - Wszystko potrafisz popsuć.
Uniósł brwi.
- Wiesz, ode chciało mi się tych zakupów i tych filiżanek. Mam to w dupie, mogę pić kawę w szklance. Wracamy do domu – już się odwróciłem z zamiarem opuszczenia tego sklepu, kiedy chwycił mnie mocno za ramie.
- Przestań się tak zachowywać! – powiedział, kiedy spojrzałem najpierw na jego rękę, którą mocno mnie ściskał i sprawiał mi tym ból, a potem w jego twarz. – Zaczynasz przesadzać, a ja zaczynam mieć tego dosyć! – wyrecytował przez zaciśnięte zęby, starając się nie wybuchnąć i nie zacząć na mnie krzyczeć.
- No proszę – zaśmiałem się. – Więc jednak potrafisz mi się postawić. Nie boisz się, że to oddali cię ode mnie? Wiesz, co mam na myśli…
- Nie boję. Tylko zachowujesz się tak, jakby to, co się stało było tylko moją winą.
Parsknąłem.
- No pięknie. Więc to moja wina, tak? – spojrzałem mu w oczy najbardziej przenikliwie, jak tylko potrafiłem.
- Niczyja – odpowiedział ciągle , trzymając i natrętnie, patrząc mi w oczy.
- Nawet teraz starasz się być neutralny. Nawet teraz próbujesz tą swoją durną postawą ugrać coś dla siebie.
- Nie szukam dziury w całym, jak ty. Ale dobrze powiem ci, skoro tak bardzo chcesz to usłyszeć. To ty zostawiłeś włączony komputer i mama się dowiedziała, a cały czas zachowujesz się tak, jakbym to ja jej o wszystkim powiedział.
Pokręciłem ze zdumienia głową.
- To jeszcze nie wszystko  – ciągnął dalej. - Na początku byłem przerażony, co z nami będzie, potem wściekłem się i byłem zły na ciebie, potem na siebie, a teraz myślę, że dobrze się stało. Nie jesteśmy już dziećmi i możemy robić, co się nam podoba. Nawet to! Czujesz się winny? To już twój problem, ale nie oczekuj ode mnie, że będę cię pocieszał i w nieskończoność znosił twoje fochy!  Czy tobie się wydaje, że jak będziesz wyładowywał swoją złość na mnie, to się wszystko odstanie? Otóż nie Billy! Stało się, rozumiesz? Stało się i już się nie odstanie. I kurwa, zacznij się w końcu normalnie zachowywać, a nie jak Diva, bo zaczynam mieć tego naprawdę dosyć.
Wyrwałem się mu i przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Miałem ochotę wydrapać mu je i do tego jeszcze przemeblować mu buźkę, ale z uwagi, że byliśmy w miejscu, jakby nie patrzeć publicznym musiałem zwyczajnie odpuścić.
- Super! – odparłem z ironią. – Zawieź mnie do domu!
- A filiżanki?
Nie odpowiedziałem mu, tylko zostawiłem go tam i ruszyłem do wyjścia ze sklepu.
Czekałem przy aucie na tyle długo, że zdążyłem wypalić już prawie dwa papierosy. Wywaliłem peta, kiedy podszedł, trzymając w ręku jakąś dużą torbę.
- Dłużej się już nie dało? – rzuciłem cynicznie. – A może zapomniałeś, gdzie zaparkowałeś?
- Nie powinieneś palić – powiedział, na co posłałem mu tylko spojrzenie wyrażające nie mniej nie więcej, jak to, że mam gdzieś jego troskę.
Chwilę stał, przyglądając mi się, wyraźnie chciał coś powiedzieć, ale jak tylko przewróciłem oczami, pokazując mu tym moje zniecierpliwienie, odpuścił sobie, odblokowując pilotem drzwi. Zająłem miejsce w środku, a on obszedł samochód, wkładając po drodze do bagażnika torbę, którą przytaskał tu ze sobą.
Całą drogę do domu nie odezwaliśmy się do siebie ani jednym słowem.
Jak tylko weszliśmy do mieszkania, wparowałem do swojego pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.
Miałem dość. Dość wszystkiego. Sytuacja mnie przerosła, czułem się zagubiony i nie miałem, z kim o tym porozmawiać ani z bratem, bo to właśnie jego tyczył się problem ani z mamą, bo nas wyrzuciła z domu i od trzech dni nawet nie dowiadywała się, czy żyjemy, a potrafiła czasami wydzwaniać po kilka razy dziennie, ani z Angelą, chociaż uważałem ją już prawie za przyjaciółkę od serca. Nie mogłem jej przecież powiedzieć, że jestem w związku z własnym bratem, a mama się o wszystkim dowiedziała i wyjebała nas z domu. Już widziałem, jakby zareagowała na taką rewelację. Usiadłem przy biurku i spojrzałem w lusterko. Tak zaciętego wyrazu twarzy nie miałem już dawno. Boże, to chyba jakiś koszmar! To nie mogło dziać się naprawdę. Łańcuszek, który dostałem od Toma zdobił moją chudą szyję i aż mnie dźgał w tej chwili po oczach, dowód tego, co robiliśmy, jak obrączka na palcu. Tak, dokładnie tak się czułem, jakby mnie oznaczył, a ten łańcuszek był symbolem naszego kazirodczego związku. Ściągnąłem go, łudząc się, że chociaż w ten sposób poczuję się mniej brudny. No właśnie… czułem się brudny. Zerwałem się i pognałem do łazienki.
Nie wiem ile tam siedziałem, ale chyba nie na tyle długo, by Tom musiał się do mnie dobijać.
- Bill?
Zawołał mnie i chwycił za klamkę, ale zamknąłem je na zamek, więc nie mógł wejść do środka.
- Zrobiłem jedzenie. Chodź, zanim wystygnie.
Jedzenie… Teraz będzie mnie niańczył? Coraz bardziej mnie denerwował.
- Bill?
- Zaraz przyjdę – odpowiedziałem, zanim zacząłby się naprawdę dobijać, a mnie puściłyby nerwy i znowu byśmy się pokłócili.
Kiedy wyszedłem z łazienki i wszedłem do kuchni pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to filiżanki, które tak mi się podobały. Więc to było w tej torbie. I dlatego tyle czekałem na niego przy samochodzie. Po mimo mojego focha kupił je. Idiota. Jeśli sądził, że w ten sposób poprawi mi nastrój, to był daleko w dupie.
Usiadłem do stołu, ale nawet nie spojrzałem na niego.
- Wiesz, tak pomyślałem – zaczął.  A ja tylko czekałem, co będzie tematem, sądząc cały czas, że to będzie na pewno kolejny pretekst do kłótni. – Że część sceny mogłaby wyjeżdżać spod konstrukcji. W ten sposób, można by scenografie trochę urozmaicić i zaskoczyć fanów.
Pomysł Toma był niezły, nie mogłem go nie pochwalić.
- No, to dobry pomysł. Ja się jednak zastanawiam nad nazwą tego wszystkiego.
- Dobrze by było, gdyby to było związane z nazwą płyty – powiedział, kręcąc łyżeczką w filiżance.
- No – upiłem łyk kawy. Uwielbiałem, kiedy Tom robił kawę, miał do tego naprawdę talent, a teraz, kiedy mogłem ją smakować w filiżance prawie zapomniałem o naszych problemach.
- Może „Świat Humanoidów”? – rzucił.
- Czy ja wiem – coś było nie tak z tą nazwą.
- To może „Miasto Humanoidów”?
Zastanowiłem się.
- „Humanoid City” – odparłem.
- Dobre – zgodził się.
- Zapytamy jutro chłopaków, co oni na to – stwierdziłem. W końcu są członkami zespołu, może mają inny, lepszy pomysł, co do nazwy.
- Myślę, że się im spodoba. Nazwa jest dobra, a scenografia idealnie będzie to oddawała.
Cóż, kiedy nie poruszaliśmy innych tematów niż te związane z zespołem, rozmawialiśmy tak, jakby nic się nie wydarzyło. Ale wcześniej, czy później trzeba było wstać od tego stołu, więc wstałem, dziękując za posiłek i kawę.
Już byłem prawie przy wyjściu z kuchni, kiedy coś mnie tknęło. Odwróciłem się do niego, siedział nadal przy stole i patrzył na mnie. Zauważyłem karton z resztą filiżanek stojący na szafce i po prostu to powiedziałem.
- Dzięki, że je wziąłeś. Bardzo mi się podobają.
Uśmiechnął się.
- Nie ma za co. Mnie też. A kawa z nich naprawdę smakuje lepiej.
- Twoja kawa w każdym naczyniu smakuje dobrze – nie wiem, po jaką cholerę mu słodziłem, jedno w każdym razie zauważyłem; że w końcu zrozumiał i trzymał się ode mnie na dystans.
Zostawiłem go i poszedłem do swojego pokoju. Położyłem się na łóżku i jakoś przysnąłem. Chyba, dlatego, że po mimo zażytych leków ciągle pobolewała mnie głowa. Kiedy się ocknąłem było ciemno i cicho. Chwilę jeszcze leżałem, nadsłuchując jakichkolwiek odgłosów za drzwi, ale nie było słychać kompletnie nic. Chwyciłem komórkę, zerkając, która godzina. Dochodziła dwudziesta druga, więc Tom na pewno jeszcze nie spał. To, co w takim razie robił?
Wyszedłem z pokoju. Wszędzie panowała totalna ciemność. Zapaliłem jedno ze świateł na przedpokoju i poszedłem prosto do kuchni, tak bardzo chciało mi się pić, że ugaszenie pragnienia stało się dla mnie najważniejszym priorytetem. Zapalając światło w kuchni podszedłem do lodówki i natychmiast zauważyłem na niej przypiętą magnesem kartkę.
Przeczytałem.

Pojechałem do Andiego. Do północy wrócę. Jakby co dzwoń albo pisz.
Tom

Napiłem się i z drugą szklanką soku zacząłem kręcić się po domu. To może głupie, ale denerwowała mnie jego obecność, a teraz, gdy zostałem w końcu sam, czułem się jeszcze gorzej, jakby ktoś pozbawił mnie najdroższej rzeczy na świecie. Usiadłem na parapecie w pokoju i siedząc w całkowitych ciemnościach ze szklanką soku obserwowałem ulice. Jeśli Tom będzie wracał na pewno go zobaczę, to była jedyna droga wjazdowa do podziemnych garaży. Z drugiej strony był wyjazd, ale akurat na tamtą stronę nie mieliśmy okien.
Tak siedziałem i rozmyślałem w oczekiwaniu na jego powrót i pomyślałem, że jak jutro wyjdziemy ze studia, pojadę do mamy. Chciałem z nią porozmawiać. Minęło kilka dni na pewno ochłonęła po tym wszystkim, a ja muszę z nią o tym porozmawiać.
Nagle zobaczyłem Toma samochód. Nareszcie! Zaniosłem pustą szklankę do kuchni i uciekłem do swojego pokoju. Nie chciałem się z nim widzieć, ale nie potrafiłem funkcjonować, nie mając go w zasięgu wzroku, to było jakieś irracjonalne. Zwłaszcza, że teraz, gdy byliśmy w takiej niepewnej sytuacji zaborczo chciałem wszystko wiedzieć, łącznie z tym gdzie jest i co robi.
Leżąc w łóżku słyszałem, jak bierze prysznic, a potem, jak gasi wszędzie światła. Kiedy usłyszałem odgłos zamykających się drzwi jego pokoju, usnąłem prawie natychmiast.

2 komentarze:

  1. jeju z niecierpliwością czekam na poprawe ich stosunków :(

    K.

    OdpowiedzUsuń
  2. Minęło już sporo czasu odkąd czytałam blogi (a jeszcze więcej odkąd byłam fanką Tokio Hotel), ale przez przypadek któregoś dnia trafiłam na Twojego bloga i zaczęłam czytać. Oba opowiadania czyta się dobrze, chociaż "Poza granicami umysłu" jest według mnie o tyle lepsze, że ma mniej popularną fabułę opowiadaniową. Czasem robisz drobne błędy (w którymś z ostatnich rozdziałów było "czół" zamiast "czuł"), ale ogólnie nie ma żadnych problemów z wciągnięciem się w czytanie. Często blogowe opowiadania są pisane w beznadziejny sposób, ale Ty na szczęście nie masz tego problemu ;) Jeśli chodzi o "Przeznaczonych sobie" to już myślałam, że wszystko będzie pięknie i ładnie, a tu taka niespodzianka w postaci wyjścia na jaw sekretu i kłótni. Ale dzięki temu opowiadanie nie traci na realności, bo w życiu jednak nie zawsze jest kolorowo. Dobrze, że w "Poza granicami umysłu" doszło do przebudzenia Toma, bo było mi już Billa naprawdę żal, na pewno czekają jeszcze na nas czytelników różne dramatyczne momenty, ale chociaż ten jeden został zażegnany :) Dobrze, że nie zrażasz się ilością komentarzy, bo to faktycznie bywa czasem dołujące (prowadziłam dawniej blogi, więc znam to uczucie), ale z drugiej strony dzięki temu publikujesz coś światu i na pewno jednak sporo ludzi Twojego bloga czyta. Podziwiam, że masz na tyle weny żeby w takim szybkim tempie dodawać nowe rozdziały (nie wchodziłam na twojego bloga gdzieś od dwóch tygodni, a tu czekało tyle do przeczytania!), więc pozostaje mi życzyć jej jeszcze więcej!

    Yuki

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*