Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
2 miesiące temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
sobota, 15 marca 2014
01:14
Witajcie kochani
No przyznam się szczerze, że tylu komentarzy, to jeszcze nie
miałam. Nawet nie wiecie, jaką radość mi sprawiliście. Bardzo dziękuję wszystkim
i każdej osobie z osobna.
Kilka rzeczy wam naświetlę.
Więc tak, przede wszystkim wybaczcie mi za moje błędy, literówki,
interpunkcje i wszystko to, co sprawia, że razi was to po oczach. Gramatyka
zawsze była moją piętą Achillesa, niestety. Obiecuję, że będę się starać pracować
nad tym, ale bardzo dziękuje wszystkim za zwracani mi na to uwagi.
Druga sprawa, to głosowanie. Mam nadzieje, że oddaliście swój
głos, zostało jeszcze 4 dni do zamknięcia ankiety. Pomyślałam, że zrobię wam w
panelu taki „rozkład jazdy” i będę na bieżąco z wyprzedzeniem umieszczać tytuł
i dzień planowanej publikacji. Zauważyłam, że pojawiło się kilka nowych osób,
które serdecznie witam i chyba czują się zagubione z tymi publikacjami.
Następna sprawa, to samo opowiadanie. O ile 41 odcinek wywołał w
was takie emocje, to aż się boje, co powiecie dzisiaj, a to jeszcze nie koniec.
No to chyba na tyle. Teraz zapraszam was do czytania.
Odcinek 42
Jeszcze przez chwilę stałem samemu, będąc oszołomiony tą
rozmową, właściwie bardziej moim monologiem, bo za wiele nie dałem mu
powiedzieć i dziwiłem się, że tak łatwo udało mi się go zgasić. Wyszedł z
pokoju, jak pies z podkulonym ogonem, to było zupełnie do niego nie podobne.
Jeszcze podczas trasy potrafił mi pokazać nie raz, że ma w dupie moje zdanie i
zawsze bierze to, co chce, a teraz tak po prostu odpuścił. Dla mnie, to kolejny
dowód na to, że dobrze zrobiłem kończąc ten od początku chory związek.
Usiadłem przy biurku i odpaliłem komputer. Włączyłem
pocztę, unosząc brwi ze zdziwienia, kiedy zobaczyłem, ile dostałem maili.
Przeleciałem pobieżnie wzrokiem po wszystkich wiadomościach i odszukując adres
Angeli, napisałem do niej.
Witaj Angela
Dawno się nie
odzywałem, wybacz mi, ale mamy ostatnio trochę pracy, no i ja mam trochę
drobnych kłopotów, więc jakoś nie było czasu naskrobać, chociaż jednego zdania.
Napisz lepiej, co u
Ciebie, jak tam Twoja przeprowadzka? Mieszkasz już w Magdeburgu?
Pozdrawiam Bill
Nie chciałem pisać więcej, czekałem aż odpisze, wolałem
się z nią spotkać osobiście, potrzebowałem po prostu pogadać z kimś „obcym”,
tak było mi łatwiej. Znaczy nie zamierzałem jej mówić, co się stało, ale jakoś
bym, pomijając kilka szczegółów naświetlił moją obecną sytuację.
Minęło z pół godziny, ale nie dostałem żadnej odpowiedzi.
Cóż, ja się do niej nie odzywałem tyle dni, więc nie wiem, czego się spodziewałem,
przecież ona wcale nie musiała siedzieć wiecznie przed komputerem. Przyzwyczaiłem
się chyba za bardzo do tego, że wszystko mam na zawołanie i to była zdecydowanie
wina Toma, on mnie tego nauczył, zawsze miał w zwyczaju od razu działać, jak to
się mówi: Mówisz - Masz. Rozejrzałem się za komórką z zamiarem wysłania jej sms’a.
Już miałem wstać, bo dojrzałem, że leży na łóżku, kiedy usłyszałem dźwięk
przychodzącej poczty. Aż się uśmiechnąłem widząc, że to odpowiedź od niej.
Cześć Bill
To może śmieszne,
ale wiedziałam, że dzisiaj napiszesz. Cały dzień mam włączony komputer i w
sumie czekałam, chyba mi się udzieliła wasza bliźniacza więź.
Co do twojego
pytania, to tak mieszkam już w Magdeburgu, dokładnie od przedwczoraj. Nadal
jeszcze nie poznałam miasta i staram się daleko od domu nie odchodzić, żeby się
nie zgubić, ale bardzo mi się tu podoba.
A co u ciebie?
Angela
Nie chciało mi się pisać, postanowiłem do niej zadzwonić.
Odebrała po dwóch sygnałach.
- Halo…
- To ja – odezwałem się.
- Cześć Bill, właśnie ci
odpisałam…
- Tak wiem – przerwałem jej. –
Dlatego dzwonię. Słuchaj zrozumiem, jeśli nie masz czasu, ale czy spotkałabyś
się ze mną dzisiaj? Wiem, że jest już trochę późno, ale przyjechałbym po
ciebie, a potem odwiózł do domu. Bardzo mi na tym zależy.
- Właściwie… - zamilkła. –
Zaczekaj chwilkę, dobrze?
- Jasne – słyszałem, jak
odłożyła telefon, chyba na biurko i trzask otwieranych, a potem zamykanych
drzwi. Po chwili znowu znajomy trzask i w końcu jej głos w słuchawce.
- Jesteś Bill?
- Tak, jestem.
- Posłuchaj, mój tato ma
dzisiaj ważną operację…
- Przepraszam nie wiedziałem.
Nie było pytania. To zrozumiałe, że chcesz być przy nim – zacząłem się
wycofywać. Nie wiem, dlaczego poleciałem swoim własnym tokiem myślenia,
kompletnie, nie biorąc pod uwagę, że to on może operować kogoś, a nie ktoś
jego.
- Zaczekaj! Daj mi skończyć!
- Jasne, przepraszam.
Słyszałem, jak westchnęła.
- Mój tato ma dzisiaj ważną operacje,
będzie operował przez kilkanaście godzin i zajmie mu to, pewnie całą noc, więc
będę sama w domu. Nie pomyśl sobie, że chcę wykorzystać okazję, czy coś. Boże -
jęknęła do siebie, reflektując się, jak to wszystko, co mówi brzmi, aż się
zaśmiałem na głos, po raz pierwszy od czterech dni śmiałem się i to było
niesamowite. Ona naprawdę coś w sobie miała.
- Śmiejesz się ze mnie?
- Nie, nie, przepraszam, nie z
ciebie, z sytuacji. Ale co chciałaś powiedzieć?
- No, więc, jeśli chcesz możemy
się spotkać u mnie.
- Jeśli tak wolisz, to nawet
lepiej, nie będę musiał myśleć, gdzie pojechać, żebyśmy byli względnie sami.
Wiesz, mam na myśli natrętnych fanów i paparazzi.
- No to super. W takim razie
zaraz wyślę ci adres na komórkę.
- O której twój tata wychodzi?
- A co, boisz się spotkania z
nim? – tym razem to ona się zaśmiała.
- Ja? No co ty.
- Za godzinę – rzuciła w
odpowiedzi.
- To do godziny będę u ciebie.
Chyba było by dobrze, żeby zobaczył, kogo wpuszczasz do domu.
- Już cię przecież widział,
nie pamiętasz?
- No tak, faktycznie –
przyznałem.
- No to czekam - pożegnała
się, a po minucie dostałem sms’a z adresem.
Wyszykowałem się, a przede wszystkim zmyłem makijaż,
właściwie resztki tego, co zostało po tym, jak zryczałem się po wizycie w
rodzinnym domu. Wiedziałem, że woli mnie takiego naturalnego, że jakoś bardziej
właśnie, będąc taki zwyczajny wzbudzam w niej sympatie, więc nawet biżuterii
się pozbyłem, zostawiając na szyi tylko jedną z ozdób i w żadnym wypadku nie
był to łańcuszek, który dostałem od Toma. Ten od wczoraj leżał na moim biurku i
póki co miał na nim pozostać.
Wyszedłem w końcu ze swojego pokoju i udałem się na
przedpokój, ubierając buty.
- Wychodzisz? – usłyszałem za plecami,
kiedy zdejmowałem kurtkę z wieszaka.
- Jak widać – chwyciłem z szafki
kluczyki od auta.
- Dokąd jedziesz?
- Nie twój interes – odwarknąłem
nawet na niego nie patrząc. Złapał mnie za ramie.
- Mógłbyś, chociaż na mnie
spojrzeć, kiedy do ciebie mówię!
Spojrzałem.
- Bo co? – zapytałem.
- Kiedy wrócisz?
- Jak wrócę, to będę –
odparłem mu i wyrwałem się z jego uścisku, wychodząc z apartamentu i trzaskając
za sobą drzwiami.
Czułem, jak wali mi serce, nie wiedziałem tylko, czy to
ze zdenerwowania, czy może z samego faktu, że już kolejny raz mu się postawiłem
i nie miał zielonego pojęcia, gdzie mnie niesie i kiedy wrócę. Kolejny raz poczułem
w sobie niewyobrażalną satysfakcję, że sprawiłem mu tym na pewno przykrość.
Wszedłem do windy, ogarniając spojrzeniem swoją sylwetkę w lustrze wiszącym na
jednej ze ścian kabiny. Związałem włosy w kucyk, co przy takiej ilości drobnych
dredów nie było takie proste i zanim zjechałem na dół narzuciłem jeszcze na głowę
kaptur. Nie chciałem ściągać na siebie niczyjej uwagi, wychodziłem w końcu bez
ochrony, ale teraz w tym kamuflaży nie powinienem raczej zostać rozpoznany. Wsiadłem do auta, które w przeciwieństwie do
bliźniaka ja zaparkowałem blisko windy i odczytując adres z wiadomości wysłanej
przez Angele wyjechałem z parkingu. Po drodze kupiłem ogromne pudełko
czekoladek. Z alkoholem nie chciałem przesadzać, bo prowadziłem, a kwiatków też
nie wypadało kupować, bo w końcu, to nie miała być randka, tylko przyjacielska
wizyta, ale czekoladki były, jak najbardziej w porządku.
Magdeburg znałem bardzo dobrze, to też na miejsce dotarłem
po zaledwie dziesięciu minutach, a i to byłbym wcześniej, gdybym nie stał po
drodze trzy razy na światłach. Kiedy zajechałem pod wskazany adres na podjeździe
stał samochód jej ojca. Poznałem go, bo już go raz widziałem wtedy, jak
spotkaliśmy się i ojciec ją odbierał. Zaparkowałem obok i wychodząc z auta odetchnąłem
głęboko, uśmiechając się do siebie, że zachowuję się, jakbym przyjechał rzeczywiście
do dziewczyny na randkę. Zapukałem. Po chwili otworzyła mi, witając mnie tak
szczerym uśmiechem, że cały jeszcze chwilę temu, opanowujący mnie jakiś dziwny
strach, uleciał.
- Cześć – przywitałem się.
- Wejdź – zaprosiła mnie do środka.
Jej ojciec właśnie się szykował do wyjścia. Spojrzał na mnie.
- Dzień dobry – przywitałem
się.
- Dzień dobry Bill. Przepraszam,
że tak w locie, ale jadę do szpitala.
- Tak wiem, Angela mi mówiła.
- No właśnie, więc ja uciekam.
- Uważaj na siebie tato –
objęła go za szyję, całując w policzek.
- Będę. Jak skończę zadzwonię.
- Dobrze.
- To do widzenia Bill – odezwał
się do mnie, wyciągając ku mnie rękę – ciężko powiedzieć, jak mnie odebrał, miałem
tylko nadzieję, że sobie za wiele nie wyobrażał. Uścisnąłem mu jednak dłoń na
pożegnanie.
- No i zostaliśmy sami –
powiedziała. – Jak widzisz mój tata nie jest taki straszny.
- Całkiem miły z niego facet –
podsumowałem, chociaż nic o nim nie wiedziałem.
- I zabawny, jak nie skupia
się przed operacją.
- Jest chirurgiem?
- Tak. Chirurgiem neurologiem.
Grzebie ludziom w głowach – zaśmiała się.
- Fuj – skrzywiłem się. – Nie
przepadam za widokiem krwi.
- Ja też nie, po mimo że
jestem córką chirurga. Daj kurtkę i rozgość się – wyciągnęła rękę, zabierając
ją ode mnie.
- Ach, zapomniałbym, mam coś
dla ciebie – podałem jej czekoladki.
Zaśmiała się.
- Nie musiałeś.
- Nie wypadało przyjechać z
pustymi rękami, więc pomyślałem, że czekoladki mimo wszystko będą chyba najlepsze.
- Dziękuję. Rozgość się. Pójdę
nastawić wodę na herbatę, chyba że wolisz coś innego.
- Może być herbata.
Zacząłem krążyć po parterze domu. Był duży. W korytarzu
pod ścianą stały poukładane pod sam sufit kartonowe pudełka, zauważyła, że na nie
patrzę.
- Jeszcze nie zdążyliśmy się
ze wszystkim rozpakować. To są taty książki.
- Wszystkie? – zdziwiłem się,
tam było chyba pół biblioteki.
Zaśmiała się.
- Tak. Pomożesz mi? – zapytała,
kiedy zalała nam herbaty.
- Jasne – zabrałem swoją szklankę
i ruszyłem za nią, jak sądząc do jej pokoju.
Przyznam, że zdziwiłem się nieco, widząc jak jest urządzony.
Spodziewałem się różu albo przynajmniej pełno jakiś cukierkowatych dodatków, a
pokój był, jak najbardziej w moim stylu, stonowany i przeważały w nim głównie
trzy kolory, najwyraźniej mieliśmy podobne gusta, to dobrze. Postawiłem
szklankę na stoliku i usiadłem na łóżku.
- To opowiadaj, nad czym tak zawzięcie teraz pracujecie?
– zaczęła.
- Ach, to projekt nowej sceny
na naszą kolejną trasę koncertową. Wiesz, zawsze wypożyczaliśmy wszystko, tym
razem chcemy, żeby cała scena i scenografia była nasza i jeździła z nami.
- Super.
- Zaproszę cię na koncert,
jeśli oczywiście będziesz chciała przyjść.
- Nie żartuj, to będzie dla
mnie zaszczyt.
- No, a ty znowu swoje. Ja nie
jestem nikim wyjątkowym, ile razy mam ci to jeszcze powtarzać?
- Wybacz. A co poza tym? Wydajesz
się być, jakiś nieswój. Chyba, że się mylę.
Była spostrzegawcza nie ma co, ale sam czułem, że nie
zachowuję się, jak zwykle.
- A szkoda gadać – westchnąłem.
- Masz jakieś kłopoty?
- Można tak powiedzieć.
- Jeśli nie chcesz, nie musisz
mówić.
- Chcę, tylko nie wiem, jak ci
to powiedzieć, żebyś zrozumiała.
Popatrzyła na mnie.
- Powiedz tyle, ile możesz.
Przetarłem twarz rękami, zastanawiając się, jak zacząć
albo raczej, od czego zacząć, a czego nie powiedzieć.
- Od kilku dni nie mieszkam z rodzicami.
- A Tom?
- Też nie. Mieszkamy razem w
Magdeburgu.
- No to chyba dobrze.
- Nie do końca. Nasza mama
wyrzuciła nas z domu, po pewnym incydencie, o którym się dowiedziała. Nie pytaj,
jakim.
- Okej.
- W każdym razie, od tego
czasu nie potrafię się dogadać z bratem, bo uważam, że to wszystko jego wina. Bardzo
chciałem się z tobą spotkać, między innymi dlatego, że już nie mogłem znieść jego
obecności.
- A on poczuwa się do winy?
Wziąłem głęboki oddech, zatrzymując na chwilę powietrze w
płucach, zastanawiając się, jak to ująć. Wypuściłem je jednak po chwili ze świstem,
stwierdzając, że nie wiem, co powiedzieć – To naprawdę skomplikowane.
- Właśnie widzę.
- Mój brat bardzo szybko
odnalazł się w nowej sytuacji, ja nie. On uważa, że wszystko jest okej, ja nie.
- A wasza mama, co na to?
- Nasza mama nie chce z nami,
a przynajmniej ze mną rozmawiać.
- A co na to Tom?
- Mówi, że mama potrzebuje czasu,
żeby to wszystko przetrawić.
- Ma rację. Wiesz, niektóre
rzeczy naprawdę potrzebują czasu. A on z nią rozmawiał?
- On nawet ze mną nie chce o
niej rozmawiać, a co dopiero pojechać do niej. Brakuje mi jej, bardzo jestem z
nią zżyty, a to, że póki co straciłem z nią kontakt bardzo mnie boli.
- Rozumiem. Ale masz jeszcze
Toma.
- Wiem, ale w tym momencie
chyba wolałbym, żeby nasze drogi się rozeszły.
- O czym ty mówisz, dlaczego?
- To skomplikowane – nie wiedziałem
co powiedzieć, bo to wcale nie było skomplikowane, wystarczyło by, gdybym powiedział, że z nim sypiałem i wszystko stało by się dla niej jasne, od
razu, by się domyśliła całej reszty, ale nie mogłem. Byłem rozbity, ale nie
szalony. Perspektywa odbycia kary w więzieniu, choćby jeden dzień, przerażała
mnie. - Chyba najwyższy czas, żeby każdy z nas zaczął układać sobie życie sam.
Nie jesteśmy już dziećmi i nie musimy trzymać się razem.
- I tego właśnie chcesz?
- Sam nie wiem, czego chcę –
przyznałem. - Cała ta sytuacja mnie
przerosła. Prawdę, mówiąc nie potrafię znaleźć
sobie miejsca.
Usiadła koło mnie i położyła rękę na mojej ręce.
- Daj sobie czas. To zawsze
czas jest najlepszym lekarstwem na wszystko. Nie podejmuj decyzji, których
potem nie będziesz mógł już cofnąć, a które zmienią twoje życie. Pochopne postępowanie,
może zniszczyć coś, czego już nigdy nie odbudujesz.
Spojrzałem jej w oczy i zacisnąłem jej rękę w swoich
dłoniach.
- Zobaczysz wszystko się
ułoży, przestań się tylko niepotrzebnie miotać.
- Dzięki – odparłem.
- Za co mi dziękujesz?
- Za dobrą radę.
- Przecież ty sam o tym dobrze
wiesz. Czujesz to w sobie.
Spuściłem wzrok na dywan. Tak, wiedziałem, czas… Tom też
o tym mówił, czas... Całe życie nienawidziłem czekać, a kiedy coś się
przedłużało albo rodziły się jakieś przeszkody załamywałem się. Tom jest inny,
jest cierpliwy i zawzięty. Dąży do celu po trupach, zawsze osiągnie to, czego
chce i ciągle ciągnie mnie za sobą, ciągle mnie motywuje, ciągle pomaga i to on
ciągle sprawia, że cierpliwie znoszę każde oczekiwanie. Oczywiście pod warunkiem,
że mu na to pozwalam, a teraz nie dość, że nie pozwalałem, to się jeszcze od
niego odcinałem.
- Poczekaj, zaraz wracam –
powiedziała i pobiegła na dół po chwili, wracając z czekoladkami, które jej
dałem. – Wiesz, że czekolada jest najlepszym lekarstwem na smutki?
- Słyszałem – uśmiechnąłem
się.
Rozpakowała pudełko i otworzyła, wyciągając jedną z nich.
- Ta wygląda pysznie – podsunęła
mi ją przed nos. Wahałem się dosłownie przez sekundę, by pozwolić się jej
nakarmić.
- Umm i jest z alkoholem –
powiedziałem.
- No to teraz będziesz musiał
zostać tu na noc, bo pod wpływem alkoholu nie pozwolę ci prowadzić samochodu.
- A więc zrobiłaś to z
premedytacją. Chcesz, żebym tu został?
Zaśmiała się.
- Pewnie. Uwielbiam z tobą rozmawiać.
- Daj jeszcze jedną – powiedziałem,
chcąc się naprawdę upić, chcąc mieć pretekst, by tu zostać.
Gdzieś w połowie pralinki poczułem, że mimo wszystko w
moich żyłach krąży alkohol. Już nie siedziałem na jej łóżku, a leżałem na boku,
podpierając się na ręce, a ona w takiej samej pozycji leżała na przeciwko mnie,
jedynie pudełko czekoladek stanowiło między nami barierę.
Rozmawialiśmy, wspominając różne zabawne sytuacje z życia.
Śmiałem się tak szczerze, że popłakałem się ze śmiechu. Zacząłem
wycierać łzy i niefortunnie jedna z rzęs dostała mi się do oka.
- Kurde – jęknąłem, podnosząc
się do siadu i jeszcze bardziej trąc oko.
- Nie trzyj! – chwyciła mnie za
rękę. – Pokaż to oko, przysunęła się do mnie i położyła rękę na moim policzku. Znieruchomiałem,
czując bijące od niej ciepło i subtelny zapach jej perfum. – Rzęsa ci wpadła, postaraj
się nie ruszać, zaraz ci ją wyciągnę.
- Yhym – bąknąłem.
Wstała, sięgając
na komodę po chusteczki higieniczne, kiedy kolejny raz się do mnie przysunęła
przez moje ciało przeszedł dreszcz, doskonale znałem to uczucie. Kiedy Tom się do
mnie zbliżał czułem dokładnie to samo.
- Nie ruszaj się, już prawie
ją wyciągnęłam – wyszeptała ,owiewając mnie swoim oddechem i coś dziwnego mnie
naszło. Spojrzałem na jej usta, były inne od ust Toma, ale kusiły tak samo. –
No i gotowe – powiedziała, a ja zamrugałem, czując wyraźnie ulgę.
- Dziękuję – odparłem i nadal,
zerkając raz w jej oczy raz na usta zacząłem się do niej przysuwać. Co mnie,
wtedy do tego pchało, nie wiem. Jedno, co wiedziałem to to, że chcę zakosztować
jej ust. Ona chyba też tego chciała. W każdym razie, kiedy tak patrzyliśmy na
siebie, a ja zmniejszałem dystans między nami, ona nie protestowała, przymykając
oczy w oczekiwaniu na mój ruch, a ja byłem zdecydowany nie tylko na to, by ją pocałować,
ale także na coś więcej i to wcale nie przez alkohol. Była przeciwieństwem Toma,
taka krucha, delikatna, śliczna i zdana wyłącznie na mnie. Jej oczy były w kolorze
nieba w ciepły letni dzień. Miała taki drobniutki nosek i kusząco czerwone
pełne usta.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
:(
OdpowiedzUsuńK.
no bez jaj...Bill jest taki beznadziejny, ugh :|
OdpowiedzUsuńbiedny Tom ;c
a Angeli od początku nie lubię, suka z niej i tyle .
jak się okaże, że Bill się z nią pieprzył, to dla mnie może sobie iść w cholerę, Tommy zasługuje na kogoś lepszego .
życzę weny i pozdrawiam ;)
Oświadczam wszem i wobec, że nie będę tego dalej czytać. ;/ Nienawidzę takich ekscesów! Normalnie Moda na Sukces.
OdpowiedzUsuńAngela... UGH...... -.-''
OdpowiedzUsuńAngela wypierdalaj, Bill jest Toma, i tak ma zostac
OdpowiedzUsuńTak zgadzam się w 100%
UsuńKochana ja cie błagam. . Napraw Opko i wyłącz to gówno co jest przy dodawaniu komentarzy
OdpowiedzUsuńpozwól nam normalnie komentować a nie za każdym razem trzeba ten durny kod wpisać ;/ proszę cię
Usunęłam ten kod, nawet nie wiedziałam, że to gówno się włączyło, wybaczcie :/ A co do opka, uprzedzałam, że będzie dramatycznie...
Usuńno i się rozjebało... ;(
OdpowiedzUsuńW zyciu sa wzloty i upadki... Deszcz i slonce.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, wielka nadzieję, ze wszystko sie naprawi.
Zycze weny!
Jezu jak mi się to podoba xD na serio siedzę i szczerze się do kompa :D
OdpowiedzUsuńOch, jeszcze pewnie nie raz coś Ci się spodoba:) Trochę się będzie jeszcze działo.
Usuń