Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
2 miesiące temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
sobota, 19 kwietnia 2014
16:21
Witajcie kochani
Praktycznie mamy już święta. W związku z tym, chciałabym
wam życzyć, spełnienia wszystkich marzeń, wytrwałości w dążeniu do celów, wiele
wiary w siebie i innych oraz umiejętności zachowania dystansu do wszystkiego tego,
z czym przyjdzie się wam zmierzyć w życiu. Życzę wam tego wszystkiego z całego
serca.
Co do dzisiejszego odcinka, to z pewnością wywoła w was
zaskoczenie, co oczywiście jest moim zamierzonym celem. Odcinek wyszedł mi trochę
dłuższy, ale na to chyba nie będziecie narzekać. Tak że zapraszam do czytania i
oczywiście komentowania, bo nie ukrywam, ciekawa jestem, jakie będą wasze reakcje.
Wasza Niki
Odcinek 45
Wjechali na autostradę. Bill milczał, skupiając się na
drodze, kiedy jeździł w dłuższą trasę z bliźniakiem wolał, żeby to on
prowadził, ale nie chciał go naciskać. Noga wydawała się niezłą wymówką, ale jeśli
Tom będzie ją dłużej używał, jako argumentu przemawiającym za tym, żeby nie usiąść
za kółkiem, to on tego długo nie wytrzyma.
-
Jesteś na mnie zły? – zapytał w końcu Tom, dokładnie wiedząc, kiedy jest coś
nie tak. W takich chwilach Bill robił się bardzo milczący.
-
Nie – odparł krótko.
- Jeśli
nie chcesz jechać do mamy, to powiedz – nawet mu przez myśl nie przeszło, że
Billowi, może chodzić o coś zupełnie innego.
- Chcę.
- No to, czemu jesteś taki
milczący? Co znowu zrobiłem nie tak?
- Nic. Skupiam się na drodze –
wyjaśnił krótko.
- Jasne - bąknął pod nosem Tom,
postanawiając się już więcej nie odzywać.
Ujechali jakieś dziesięć minut w ciszy. Bill zerknął na bliźniaka,
który ukrył się za okularami przeciwsłonecznymi i obserwował drogę.
- Piękna pogoda dzisiaj – rzucił
w końcu. Nie lubił, kiedy Tom się na niego boczył, a ewidentnie teraz, to on
strzelił mu focha.
Tom mruknął potwierdzając.
Bill jednym z przycisków na kierownicy włączył radio.
Przeskoczył przez kilka stacji, szukając jakieś muzyki, a nie paplaniny
spikera. Znajdując w końcu ustawił głośność tak, żeby nie była zbyt cicho, a
jednocześnie, nie przeszkadzała im, kiedy zechcą się do siebie odezwać.
Kilka piosenek później trafiła się taka, która idealnie
pasowała do atmosfery panującej między nimi. Tom oczywiście od razu załapał
aluzję i uśmiechnął się, kręcąc przy tym głową, zwłaszcza, że Bill podkręcił ciut
głośniej radio, żeby zwrócić tym jego uwagę.
- Przestań już, dobrze? – odezwał
się w końcu Tom.
- Ale co? - zapytał Bill, starając
się nie roześmiać.
- Dobrze wiesz, co.
- Też cię kocham – odparł,
zerkając na bliźniaka z uśmiechem.
Tom znowu pokręcił głową samemu się już śmiejąc.
Jechali dalej, byli już prawie w połowie drogi i nic konkretnego
się nie działo, a Tom od dłuższego czasu przyglądał się mu na tyle intensywnie,
że tym razem, to Bill kręcił ze zdumienia głową, a Tom nic sobie z tego nie
robiąc obserwował go. Patrzył jak przerzuca biegi, jak płynnie zmienia pas
ruchu, jak spokojnie hamuje i przyspiesza, nie szarpiąc przy tym autem. Zawsze się
o to wkurzał, kiedy byli jeszcze nastolatkami i nie mieli prawa jazdy, a wozili
ich kierowcy, szlag go trafiał jak ktoś gwałtownie hamował albo przyśpieszał. Przyrzekł
wtedy sobie i bratu, że jak tylko zrobią prawko, koniec z kierowcami.
- Myślę, że dojedziemy za jakąś
godzinę – stwierdził Bill, zerkając na GPS. – Mamy mały ruch na drodze, świetną
widoczność – mówiąc to spryskał szybę i włączył wycieraczki, oczyszczając szybę
z martwych owadów.
Tom siedział w milczeniu od dobrych pięciu minut. Bill
zerkał na niego, ale nie wyglądał źle, więc nawet się nie denerwował.
- Zatrzymaj się Bill! – zażądał
nagle Tom.
Bill spojrzał niepewnie na brata.
- Zatrzymaj się natychmiast,
niedobrze mi!
Nie dyskutując nawet zjechał na pobocze i zatrzymując się
włączył światła awaryjne, a Tom zdążył tylko otworzyć drzwi i zwymiotował.
- O Jezu, Tom, co się dzieje?
– Bill położył mu rękę na ramieniu, a Tom nadal wisiał głową w dół, tylko pasy
nie pozwalały mu opuścić samochodu. Dopiero, kiedy Bill przekręcił klucz w
stacyjce pasy odpięły się.
Rozglądając się uprzednio, żeby nie wejść pod
nadjeżdżający samochód, wysiadł z auta i obchodząc je podszedł od strony Toma,
który siedział już ze spuszczonymi nogami na ziemi i spluwał.
- Tom, co ci jest?
- Nie wiem.
- Masz, wytrzyj się – podał mu
chusteczkę. Otworzył tylne drzwi i wyciągnął jeszcze butelkę wody z torby. –
Napij się – podał ją bratu.
- Dzięki – odparł Tom i odkręcając
butelkę przepłukał najpierw usta, dopiero potem upił kilka łyków.
Bill nie odzywał się, stał nad nim, obserwując go bardzo
uważnie.
Tom zadarł do góry głowę, patrząc na brata. Widział, że
się przejął.
- Normalnie mnie zmuliło –
stwierdził sam zdziwiony. Nabrał już trochę kolorów na twarzy, bo jeszcze chwilę
temu był blady jak ściana. – Jeszcze nigdy mi się to nie zdarzyło, nawet jak
byłem nawalony. Może mam chorobę lokomocyjną?
- No co ty, nie można się
nabawić choroby lokomocyjnej w ciągu jednego dnia. Może, to przez ten płyn do
szyb.
- Możliwe. Chociaż, jak dla
mnie to zapach był całkiem przyjemny – przyznał Tom.
- No to nie wiem – stwierdził
Bill, opierając się o samochód.
Stali tam jeszcze z dobre pół godziny. Tom wyszedł z auta,
rozprostowując nogi, już doszedł do siebie, ale odechciało mu się wizyty w
rodzinnym domu.
Bill uważnie przyglądał się bratu, nie chciał go naciskać
ani poganiać.
- To co robimy, jedziemy
dalej? – zapytał w końcu. Jakąś decyzję trzeba było podjąć, bez sensem było dłuższe
staniu tu i czekanie nie wiadomo na co.
Tom przetarł ręką twarz.
- Wracamy do domu - odparł. –
To chyba jednak nie był najlepszy pomysł. Dziwnie się czuję, chyba mi coś
zaszkodziło. Pojedziemy do nich, kiedy indziej.
- Jesteś pewny? Jesteśmy już prawie
w połowie drogi.
- Jednej trzeciej i bliżej
jest do domu niż do rodziców. Wracamy.
- Dobra, to wsiadaj -
powiedział Bill, zabierając Tomowi pustą butelkę po wodzie i wrzucając ją na
tylne siedzenie samochodu zamknął drzwi.
Obaj wsiedli. Bill odpalił silnik, pasy automatycznie zapięły
się. Uchylił minimalnie obie szyby tak, żeby podmuch powietrza wpadał do środka
i Tomowi nie zrobiło się znowu niedobrze. Ruszyli do domu. Chwilę jeszcze jechali
przed siebie do kolejnego zjazdu, którym mogli zawrócić.
- Jak zacznie cię mdlić, to powiedz.
- Okej.
Kiedy zjechali już z autostrady na lokalną drogę, a od
domu dzieliły ich zaledwie kilometry, Tom zaczął żartować, że dużo nie
brakowało, żeby zarzygał samochód, na co Bill się tylko skrzywił.
- Zaczekaj, skoro nie
pojechaliśmy do rodziców, to zróbmy, chociaż te zakupy, jesteśmy już koło
marketu - zaproponował Tom.
- Na pewno? – Bill jakoś nie
był przekonany. Jeśli Tom czuł się źle, to wolał jechać do domu, a nie łazić
jeszcze po sklepach, zwłaszcza, że znał swoje możliwości i to, że nie zrobią
ich w pół godziny, było bardziej niż pewne.
- Tak, jedź. Nic mi nie jest.
Bill jeszcze chwilę obserwował brata. W końcu, nie widząc
po nim jakiś oznak złego samopoczucia, skręcił w ulicę prowadzącą do marketu.
Weszli do sklepu.
- To co bierzemy? – zapytał
Tom.
- Nie wiem, chyba wszystko – stwierdził
Bill, skrobiąc się po czole.
- No dobra, jak wszystko, to wszystko
– dla Toma było to jednoznaczne.
Tak jak Bill przypuszczał zeszło im ponad dwie godziny, a
teraz stali na parkingu przed sklepem i pakowali wszystko do samochodu. Tom oczywiście
zaczął podjadać wszystko, co dało się zjeść bez gotowania.
- Jezu, Tom, to jest brudne,
zostaw to – zabrał mu jabłko z ręki.
- O co ci chodzi, wytarłem je
– zaprotestował. – Jestem głodny, moje śniadanie zostało na poboczu – pożalił
się.
- To masz banana – wcisnął mu
jednego. – Mam już na dzisiaj dosyć – potarł czoło ręką.
- Dobrze się czujesz? – zapytał
Tom.
- Głowa mnie rozbolała.
Billa nigdy nie bolała głowa, zwłaszcza,
jeśli tyczyło się to zakupów, tym bardziej zaniepokoiło to Toma.
- Niezły z nas duet -
skomentował fakt, że najpierw on się pochorował, a teraz najwyraźniej brało i
Billa. - Daj kluczyki, poprowadzę – zaproponował, pakując resztę banana do
buzi.
- Jesteś pewien?
- Yhym – pomachał ręką, żeby
Bill dał mu w końcu te kluczyki.
- A twoja noga?
- To niedaleko, dam radę.
Już więcej Bill o nic nie pytał, tylko rzucił mu kluczyki.
Ruszyli do domu. To było zaledwie dwa kilometry, pięć
minut jazdy, ale uwielbiał, kiedy Tom prowadził, czuł się wtedy spokojny i odprężony.
Zajechali przed dom, Tom zaparkował tak, by wnoszenie zakupów było jak najmniej
uciążliwe.
- Już wróciliście? – zdziwił się
Hiraga.
- Nie byliśmy u rodziców –
oznajmił Bill, rzucając torbę na szafkę w hallu. Coraz bardziej bolała go
głowa.
- Jak to? – Jin spojrzał na Toma,
który wnosił pierwszą turę zakupów. – Co się stało?
- Zmiana planów – odparł
krótko Tom.
Doktorek spojrzał teraz na Billa, który grzebał w szafce
z lekami.
- Możesz mi powiedzieć, co to
za zmiana planów? – drążył temat.
- A ty dobrze się czujesz,
Jin? – zapytał Bill.
- Ja? – znowu spojrzał na Toma,
który wszedł z kolejną turą toreb do kuchni. – Czuję się dobrze, a ciebie coś boli, że
szukasz tabletek? – zapytał Billa.
- Łeb mi chyba zaraz pęknie. Nie
wiem, czy też nie mam zatrucia. Toma zmuliło po drodze, a mnie coś rozbolała
głowa.
- Zmuliło znaczy co,
wymiotował?
- Tak.
- Tom, to prawda? – zapytał Hiraga,
kiedy ten wszedł z trzecią turą toreb.
- Co? – spojrzał na doktorka.
- Wymiotowałeś?
- Ach, to nic, jakoś zrobiło
mi się niedobrze – odparł zdawkowo i poszedł po kolejną turę zakupów.
- Hm, może to faktycznie jakieś
zatrucie, poczekaj, dam ci coś lepszego, nie łykaj tego, bo to ci pewnie w
ogóle nie pomoże. – Bill odłożył tabletki do szafki.
Hiraga poszedł do swojego pokoju i po chwili przyniósł mu
inne lekarstwo.
- Tylko zjedz coś zanim je
połkniesz, są bardzo silne. Możesz się po nich poczuć senny.
- Nieważne i tak się chyba położę.
Bill obrał sobie banana i zjadł go niemalże na siłę. W
końcu połknął tabletki. Tymczasem Tom przyniósł ostatnią partię zakupów i
poszedł jeszcze przestawić auto do garażu.
Kiedy wrócił Billa już nie było w kuchni. Zdziwił się, że
nie układa wszystkiego na swoje miejsce, bo to zawsze było jego obsesją.
- Gdzie Bill? – spytał doktorka,
który sam starał się poukładać produkty na swoje miejsce.
- Poszedł się położyć, a ty
dobrze się czujesz?
- Tak, jeśli to naprawdę było
zatrucie, to mnie już przeszło – zaczął pomagać Hiradze w wypakowywaniu.
Kiedy skończyli, nastawił jeszcze zupy z myślą o
bliźniaku, wiedział, że powinien zjeść coś gorącego i pożywnego.
- Zajrzę do niego.
- Pewnie śpij – stwierdził
Hiraga.
- Sprawdzę, zaraz wracam.
Wszedł na górę i po cichu, otwierając drzwi pokoju Billa
wszedł do środka, zamykając je za sobą. Bill leżał na boku zwinięty na środku
łóżka w kulkę. Tom przysiadł na brzegu, dotykając czoła brata, nie miał
gorączki, na co odetchną z ulgą. Bill zawsze ciężej przechodził różnego rodzaju
choroby, dlatego martwił się o niego.
Jednak, kiedy Bill poczuł dotyk bliźniaka otworzył oczy.
- Nie śpisz? – wyszeptał.
Wiedział, że kiedy go boli głowa drażni go wszystko, nawet zbyt głośne
mówienie.
- Nie.
- Dalej cię boli?
- Już mniej, ale czuję się,
jakbym był chory.
- Nie jesteś rozpalony, to
pewnie przez ten ból głowy tak się czujesz. Robię ci twoją ulubioną zupę, jak
zjesz coś gorącego poczujesz się lepiej.
- Nie dam rady nic przełknąć.
Chyba mam to samo, co ty.
- Wymiotowałeś?
- Nie, ale jakoś mnie mdli.
- Przynieść ci miskę?
- Nie. Nie chcę rzygać.
Tom westchnął.
- Nienawidzę rzygać.
- Wiem. Może spróbuj się trochę
przespać – naciągnął na niego koc, chociaż w pokoju było bardzo ciepło, gładząc
go po ramieniu czuł, że jego skóra była zimna. Wstał jeszcze i podchodząc do
okna uchylił je tak, żeby świeże powietrze wpadało do środka. Zasłonił także
żaluzje, by w pokoju zrobił się przyjemny półmrok, doskonale wiedział, że
światło tylko potęguje ból głowy u Billa.
- Tom, posiedź tu ze mną aż
zasnę.
- Okej – położył się za Billem,
obejmując go.
- Dzięki.
- Nie ma sprawy.
- Cieplej ci?
- Tak.
- Śpij – mówiąc to nachylił
się i pocałował go w policzek.
Długo nie musiał czekać, Bill momentalnie zasnął. Powoli
wstał, starając się go nie obudzić i wyszedł z pokoju, schodząc do kuchni.
- Śpi? – zapytał Hiraga.
- Tak, może faktycznie, czymś
się zatruliśmy.
- Jedliście coś oprócz tego,
co w domu?
- Nie.
- Jeśli Billowi nie przejdzie,
to wtedy zaczniemy się martwić. Ból głowy nie zawsze oznacza zatrucie, może ma
migrenę. Po tych tabletkach, co mu dałem powinno mu przejść.
- Wiem. Na razie śpi.
- Sen mu dobrze zrobi. Słuchaj
Tom, będę musiał wyjechać na tydzień, może nawet trochę więcej.
Tom zmarszczył brwi.
- Chciałbym pojechać do stanów
na sympozjum, dostałem zaproszenie.
- Jasne, nie ma problemu.
- Chyba mogę was zostawić na
kilka dni?
- No wiesz, w końcu jesteśmy
już dorośli – zażartował Tom.
- Mnie nie o to chodzi.
- Wiem. Jedź, jak widzisz ja
już właściwie jestem zdrowy. Rzec, by można nareszcie! Billowi też nic nie
jest, pomijając tą dzisiejszą niedyspozycję, co mam nadzieję, że jak się
prześpi, to mu przejdzie. Nie musisz się tu z nami męczyć.
- Nie męczę się, bardzo was
polubiłem. Billa od samego początku, co do ciebie miałem obawy, jaki jesteś. Bo
wiesz, jak to jest, jak ci ktoś opowiada, zwykle w jakimś stopniu zawsze się to
mija trochę z prawdą.
Tom kiwnął głową. Sam się wiele razy o tym przekonał.
- No, ale jesteś dokładnie taki,
jakim cię opisywali twoi przyjaciele, a obaj z Billem faktycznie stanowicie
wybuchową mieszankę, ale bez siebie wiele tracicie. Ale, do czego to ja zmierzałem?
- Do wyjazdu – przypomniał mu
Tom.
- No tak, właśnie. Obiecałem
Billowi, że tu z wami jeszcze trochę zostanę.
- Mówił mi o tym – przyznał
Tom.
- Przede wszystkim chcę dokończyć
moją pracę na temat bliźniaków jednojajowych i ich niezwykłej więzi, no i
chciałbym, żebyście, jako pierwsi ją przeczytali i odnieśli się do niej.
Tom aż uniósł brwi.
- Nie jestem naukowcem.
- I o to chodzi. Będziesz
obiektywny.
- Skończyłbym tą pracę pewnie
w ciągu tygodnia, tylko, że teraz to seminarium wypadło i… w sumie mógłbym
odmówić i nie jechać, ale…
- Nie ma takiej potrzeby. Jedź,
poradzimy tu sobie bez ciebie przez te parę dni – zaśmiał się Tom.
- Góra dwa tygodnie.
- Damy radę. Już nas raz
zostawiłeś na dwa tygodnie i jak widzisz żyjemy.
- Z bólem serca, ale musiałem
wrócić do kraju, nie było mnie tam kilka miesięcy.
- Jin, my to wszystko rozumiemy,
nie musisz się nam tłumaczyć. W tym domu nikt się nikomu nie tłumaczy ze swoich
decyzji.
- Zauważyłem. I zauważyłem też
to, że się wspieracie nawet, jeśli się nie zgadzacie ze swoimi decyzjami.
- No, więc widzisz. Czy mam
coś więcej mówić? Wiesz, że to Bill jest tu od gadania.
- Tak wiem, ale tobie też nic
nie brakuje.
Tom się zaśmiał.
- No to dobrze, skoro
pozwolenie dostałem, napiszę im, że będę na tym sympozjum, niech mnie wciągną
na listę – powiedział Hiraga.
- Kiedy ten wyjazd, właściwie
to wylot?
- W czwartek.
- To za dwa dni – stwierdził
Tom.
- No wiem, szybko.
- Odwieziemy cię na lotnisko.
- Bill wspominał, że w
czwartek ma jakąś sesje w agencji.
- No to ja cię sam odwiozę, to
przecież niedaleko. Chyba czas najwyższy zacząć się przemieszczać samemu. Bill nie
cierpi siadać za kółkiem, nie chcę go do tego zmuszać. Widzę, jak go to
denerwuje.
- Nie wiedziałem – przyznał
Jin. – Dobry z niego kierowca, wiele razy z nim jeździłem.
- Co nie zmienia faktu, że
woli podróżować jako pasażer.
Pośmiali się jeszcze trochę, zdążyli już nawet zjeść po
talerzu zupy. Tom spojrzał na zegarek.
- Zajrzę do Billa – powiedział,
gdy w tym samym momencie Bill wszedł do kuchni.
- Tak pachnie, że czuć w
pokoju.
- Jak głowa? – zapytał Hiraga.
- Już dobrze. Tylko zgłodniałem.
- Siadaj – powiedział Tom i
nalał mu do talerza zupy, siadając po chwili na drugim stołku. Uśmiechał się,
przyglądając się bratu jak je z apetytem.
- Boże, co za dobroci –
przyznał Bill, delektując się posiłkiem.
- No, trzeba przyznać, że Tom
ma talent do gotowania - powiedział Jin.
- Nie przesadzajcie –
zawstydził się.
- Nie tylko do gotowania –
dodał Bill, zerkając wymownie na brata.
Tom tylko pokręcił głową, starając się nie roześmiać, dokładnie
załapał aluzję.
- Dolewkę? - zapytał chcąc,
żeby Bill przestał brnąć w ten temat dalej.
- Poproszę – wystawił talerz.
Dwa kolejne dni nie wyróżniały
się niczym szczególnym. W czwartek Tom robił za kierowcę. Co prawda Bill po mimo
mieszanych odczuć, co do jazdy Toma, bo z jednej strony cieszył się i chciał,
żeby wreszcie brat zaczął sam jeździć, tak jak to robił przed wypadkiem, to z drugiej
ciągle się o niego bał i nawet wiedząc, że ten strach jest jakiś irracjonalny, to
nie potrafił o tym inaczej myśleć.
Tego dnia Tom odwiózł najpierw
Billa do agencji, zostawiając go tam na sesję, a potem Hiragę na lotnisko.
Kiedy wracał do agencji po Billa zadzwonił do niego Georg z pytaniem, czy jutro
dadzą radę podjechać do studia?
- Popołudniu? No dobra, przyjedziemy.
- To tak o piętnastej, pasuje
wam?
- Może być, możemy się trochę spóźnić,
ale postaramy się dotrzeć na czas.
- No to do jutra – pożegnał
się Geo, rozłączając.
Wszystko wreszcie wyglądało po staremu. Po pół rocznej męce,
nareszcie wszystko było, jak dawniej i chodź nie raz obaj narzekali, że ta
monotonia jest już do obrzydzenia, wracając teraz do domu nikt nic nie mówił,
ciesząc się w duchu, że jest właśnie, po staremu.
- Jutro podjedziemy do studia
– oznajmił Tom.
- Po co?
- Georg dzwonił, że Jost chce z
nami pogadać. Podobno ma pomysł odnośnie naszego singla.
- Też nad tym myślałem,
promocja dobrze by nam zrobiła – przyznał.
- No – przytaknął Tom. –
Umówiłem się z nimi na piętnastą. Mam nadzieję, że wstaniemy.
- Heh – zaśmiał się Bill. –
Szybko nam poszło przestawienie się znowu na życie w nocy.
Tom się skrzywił.
- Nie wiem, dlaczego zawsze na
źle, to się człowiek szybko przestawi.
- Też się nad tym
zastanawiałem – przyznał Bill.
- Dzisiaj śpisz ze mną –
oznajmił Tom.
- Nie mogłeś się już doczekać,
co?
- Żebyś wiedział.
Wieczorem po kąpieli Bill przetransportował swoją poduszkę
i kołdrę, rzucając to wszystko na bliźniaka, który siedział na łóżku i pisał
sms’a.
- Ej! – krzyknął Tom, obrywając
poduszką.
- Sam chciałeś – oznajmił
Bill.
- Piszę z Geo, przez ciebie zapomniałem,
co chciałem napisać.
- A co napisał?
- Pyta, czy pamiętamy o
jutrzejszym spotkaniu.
- A co im tak nagle zależy na tym
spotkaniu? Zawsze, to ja się muszę pytać wszystkich po kolej, czy pamiętają. Nie
podoba mi się to.
- No i mnie też coś tknęło,
miałem mu napisać… - przypomniał sobie nagle myśl, która uciekła mu przez Billa.
– O właśnie, przypomniało mi się. Miałem się go zapytać, co tak naprawdę wymyślił
Jost, że tak mu zależy na tym spotkaniu.
- To, czemu nie napisałeś?
- Bo mi przeszkodziłeś.
- Idę jeszcze po picie, wziąć
ci też? – zapytał Bill.
- Tak, Coli.
Geo mu tylko odpisał, że sami nie wiedzą, ale Jost do
nich dzisiaj wydzwaniał. Do Billa też dzwonił tyle, że podczas sesji miał wyłączony
telefon i się nie dodzwonił, a Toma komórka straciła zasięg na podziemnym
parkingu lotniska akurat w tym momencie, kiedy Jost próbował się do niego
dodzwonić.
Tom w końcu napisał krótko Georgowi, że pamiętają i odłożył
telefon na stolik, kładąc na swoje miejsce Billa poduszkę, którą chwilę temu oberwał.
- I co ?- zapytał Bill,
wchodząc do pokoju z dwoma szklankami picia.
- Nie wie. Zobaczymy jutro –
mówiąc to rzucił się na swoją stronę łóżka. Wydaje mi się, że Jost myśli o
wideoklipie.
- To by był bardzo dobry
pomysł – powiedział Bill, krążąc wciąż po pokoju Toma. - Ale jestem dzisiaj zmęczony.
Ta sesja mnie wykończyła, chyba się starzeje, bo coraz mniej robię się
cierpliwy.
- To nie starość, tylko jesteś
coraz bardziej wymagający i denerwujesz się, jak coś idzie nie po twojej myśli.
Bill popatrzył na brata.
- No tak. Co tak na mnie
patrzysz? To nie ma nic wspólnego ze starością. Jesteś po prostu
perfekcjonistą.
- A ty, to nie?
- Oczywiście, że jestem. Zawsze
byłem – przyznał się dumnie Tom.
- Co nie zmienia faktu, że
niedługo stuknie nam 25 lat – przypomniał Bill.
- To jeszcze dwa miesiące, nie
dołuj mnie, dobrze?
- Podobno nie jesteśmy jeszcze
starzy – roześmiał się Bill z reakcji Toma.
- Bo nie jesteśmy tylko, że
mówisz to czasem w taki sposób, że od razu czuję się jakbym miał z pięćdziesiąt
lat.
- No wiesz, jakby nie patrzeć
i tak jesteś ode mnie starszy.
Tom się tylko skrzywił.
- Tak, aż 10 minut.
Obaj się zaśmiali.
- Wskakuj już do tego łóżka –
ponaglił go w końcu Tom.
Bill wszedł pod kołdrę, ale od razu zaczął tulić się do bliźniaka.
- Tom?
- Hm?
- A tak serio, to co byś chciał
dostać ode mnie na urodziny?
- Nic. Mam ciebie i to mi wystarczy.
- Jejku, zawsze to samo. Może
masz jakieś marzenie albo coś, no powiedz.
- Mam wszystko, czego
potrzebuję. A ty, co byś chciał? – odbił pytanie.
- Ja też mam wszystko, co
potrzebuję.
- Ale ściemniasz. Na pewno coś
by się znalazło.
- Pewnie tak, ale powiem ci
dopiero, jak ty mi powiesz, co chciałbyś dostać.
Tom westchnął.
- Ale ja naprawdę nie wiem. Nic
mi nie przychodzi do głowy. Ważne, że ten dzień świętujemy razem, że mam
ciebie, to najlepszy prezent, jaki mogę dostać.
- Zostało jeszcze prawie dwa
miesiące, więc jeśli coś wymyślisz, to mi powiedz.
- No dobra, ale ty tak samo –
zastrzegł sobie Tom.
Bill się zgodził i położył głowę na jego wyciągniętej
ręce.
- Boże, kiedy mam cię przy
sobie, jestem taki spokojny, że od razu chcę mi się spać.
- No to śpij. Ja też jestem
dzisiaj zmęczony. Nie wiem, jak ty funkcjonowałeś przez ten czas, jak byłem w
śpiączce. Musiałeś być każdego dnia zjebany na maxa.
- Przyzwyczaiłem się. Nie było
tak źle, jak się już mniej więcej zorganizowałem i nikt mi z niczym nietypowym
nie wyskoczył, to jakoś dawałem sobie radę. Ale dzisiaj, to nawet nie wiesz,
ile odwaliłeś za mnie roboty – przyznał.
- Ja? Przecież ja nic nie zrobiłem
– stwierdził Tom.
- Jak to nie? Zawiozłeś mnie
do studia. Odwiozłeś doktorka na lotnisko. Przyjechałeś po mnie, wiesz, ile to
dla mnie znaczy?
- Przynajmniej tyle mogłem
zrobić. Czas, by zacząć żyć, jak przed wypadkiem. Nie jestem kaleką, nad którym
trzeba non stop czuwać. Co prawda nogę muszę stopniowo przyzwyczaić i póki co
na dalsze trasy, to będziesz musiał na razie sam prowadzić, ale na krótsze mogę
jeździć bez problemu - spojrzał na Billa, który wtulony w jego klatkę piersiową
leżał już zamkniętymi oczami. - Śpisz już?
- Jeszcze nie. Ale słucham cię.
Nawet nie wiesz, jak marzyłem o tej chwili.
- Znaczy?
- Żeby leżeć z tobą, w twoich
ramionach. Czuć twój zapach, ciepło i słyszeć barwę twojego głosu.
Tom aż przewrócił oczami na to wyznanie. Pocałował go w
usta i podciągnął wyżej kołdrę, nakrywając ich.
- Śpij już lepiej, bo
zaczynasz majaczyć.
- Nie majaczę. Tak bardzo cię
kocham, że nie potrafię tego nawet opisać słowami.
- Chyba wiem, co czujesz, bo mam
dokładnie takie samo odczucie – przyznał Tom.
- Dobranoc. Kocham cię, Tom – wyciągnął
głowę w kierunku bliźniaka, oczekując na to, że go pocałuje na dobranoc.
- Dobranoc, Billy. Ja ciebie
też kocham – pocałował go bardzo namiętnie.
Zagasił lampkę i wtulając policzek we włosy Billa zasnęli
obaj.
Pobudka
nazajutrz, była dość brutalna. Tom
dokładnie w tym momencie rozumiał, co miał na myśli bliźniak, mówiąc mu nie raz,
że miał ochotę wywalić swój ukochany telefon do kosza.
- Jezu, wyłącz to dziadostwo,
chcę jeszcze spać – pożalił się Bill, kładąc sobie na twarz poduszkę.
- Już trzynasta, trzeba się
ruszyć, bo się nie zbierzemy.
- Trzynasta, niemożliwe! –
wybełkotał i gdyby Tom go nie znał i nie domyślał się, co mówił, to nikt inny
nie zrozumiał, by tych dziwnych dźwięków spod poduszki.
- Co chcesz na śniadanie?
- Nic.
- Bill!
- Wszystko jedno.
- Wstawaj – zabrał mu poduszkę,
odrzucając ją w dół łóżka i wstając samemu skierował się do łazienki.
Poranna toaleta Tomowi zajmowała
przynajmniej połowę czasu mniej niż bratu. Ubrany, uczesany i kusząco pachnący zszedł
do kuchni przygotować dla nich coś do zjedzenia. Doskonale wiedział, że jeśli
Jost zacznie gadać, to zejdzie do wieczora, więc obiad przepadnie, a zanim ktoś
wpadnie na genialny pomysł zamówienia czegoś z dostawą do studia, umrą z głodu.
Tak, że będąc przewidującym wiedział, że przed wyjściem trzeba się dobrze
najeść, chociaż w przypadku Billa będzie to raczej trudne do zrealizowania, bo
on z reguły nie jadał śniadań w ogóle albo bardzo mało.
Po pół godzinie mobilizowania
się, Bill wstał z łóżka i w końcu ruszył się do łazienki. Spojrzał na swoje odbicie
w lustrze i przetarł tylko zaspaną twarz. Czuł się, jak z krzyża zdjęty i miał
ochotę zabić Josta.
Wziął jednak prysznic, po którym w końcu doszedł do
siebie i ubrany, właściwie wyszykowany już do wyjścia, zszedł do kuchni.
Na ich wyspie kuchennej czekały pachnące tosty z dżemem
wiśniowym i filiżanka gorącej kawy.
- Siadaj i jedz, ja za ten
czas pójdę wyprowadzić auto z garażu - powiedział Tom.
- Okej.
W końcu zebrali się. Tym razem Bill nawet nie pytał się
Toma, czy chce prowadzić. Widząc, że idzie prosto na miejsce kierowcy, tylko się
uśmiechną do siebie i zajął miejsce pasażera.
Wyjechali z posesji, kierując
się do studia. Mieli do pokonania jakieś 30 kilometrów. Na drodze nie było
dużego ruchu, widoczność była dobra, zapowiadała się bezproblemowa podróż. Tom
skupiał się na drodze, a Bill tradycyjnie zaczął grzebać przy nawiewie.
Zjechali już z autostrady w teren zabudowany, gdy w pewnym momencie Tom dziwnie
się poczuł. Jakby coś nagle przygniotło mu klatkę piersiową, poczuł ból i
zaparło mu dech w piersi.
- O Jezu – jęknął i chwycił
się za serce, jednocześnie gwałtownie hamując.
- Tom! – krzyknął przerażony
Bill.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
O cholera! Czulam, ze cos sie wydarzy, czulam to. Mam nadzieje, ze to nie zawal. I ze nic w nich nie wjedzie znow. Chce wiecej juz!
OdpowiedzUsuńNo niestety, żeby się dowiedzieć co się stało i czy twoje przypuszczenia są trafne będziesz musiała trochę poczekać.
UsuńMUSIAŁAŚ...?!!
OdpowiedzUsuńJA TU NIE WYTRZYMAM TYGODNIA, ŻEBY SIĘ DOWIEDZIEĆ, CO Z CHŁOPAKAMI.
MAM NADZIEJĘ, ŻE NIC IM NIE BĘDZIE (CZYT. PRZEŻYJĄ I BEZ WIĘKSZYCH OBRAŻEŃ, BO ZNAJĄ ŻYCIE TO NA PEWNO WYLĄDUJĄ W SZPITALU...)
AŻ SIĘ NORMALNIE BOJĘ NASTEPNYCH ROZDZIAŁÓW, NA KTÓRE TRZEBA TAK DŁUUUUUUUUUUUUUGOOOOOOOOOO CZEKAĆ
DUŻO WENY
KOTEK
PS.NA MOIM BLOGU WCZORAJ POJAWIŁA SIĘ NOWA NOTKA...
twincest-tokio-hotel-by-kotek.blogspot.com
No uprzedzałam, że coś się szykuje i stało się. :)
UsuńBOŻE !!!!!
OdpowiedzUsuńZABIŁAŚ MNIE !!!
mam nadzieję że mi Toma nie uśmiercisz i wyjdą z tego bez szwanku ...
I właśnie poraz drugi w historii tego opowiadania Mito się popłakała ... a mówiłaś że się nie popłacze ... kłamca !!!
Serio nie wytrzymam ....
ale pomimo mojego płaczu to rozdział cudo , miód i maliny <3
Czekam na kolejny odcinek tego opowiadania oraz przeznaczonych sobie ...
tam też miałam wilgotne oczy ...
no ale cóż pozostaje czekać i mam nadzieję nie płakać ... ale kto mnie tam zna ...
ŻYCZĘ WENY ale weny na szczęśliwe zakończenia odcinków a nie takim przy których smutam ( tak jest w przypadku obydwóch opowiadań )
No jeszcze nie ma co płakać, przecież jeszcze nikt nie zginał - jeszcze :D
UsuńNo niestety tak się jakoś zbiegło, że w obu opowiadaniach się porobiło :) Ja ich chyba jednak lubię dręczyć :)