Informacja

KIEDY NOWY ODCINEK?

W niewoli uczuć (23) - Soon :D




INFORMACJA


PDF do ściągnięcia
Klik





Obserwatorzy

środa, 9 kwietnia 2014
Witajcie kochani


Długo kazałam wam czekać, ale za to dzisiaj będzie więcej do czytania, chociaż pewnie i tak pomyślicie, że za krótki odcinek, domyślam się w każdym razie, że tak pomyślicie, bo sama czytając inne opowiadania myślę tak po każdym odcinku, który kończy się w najmniej odpowiednim momencie, cóż…
No dobrze, pomijając już to, że dzisiaj czuję się, jakby mnie ktoś przepuścił przez wyżymaczkę, pod każdy możliwym aspektem, fizycznie, psychicznie itd, zapraszam was do czytania a ja idę sobie nalać do wanny wody i poleżeć sobie w gorącej pachnącej pełnej piany wodzie.
Wasza Niki
 


Odcinek 47





Nazajutrz czekała mnie niemiła pobudka.
Tom wparował do mojego pokoju, wrzeszcząc, żebym oddał mu kluczyki do auta.
- Potrzebuję go dzisiaj – oznajmiłem.
- Ja też.
- To zadzwoń do Andreasa niech po ciebie przyjedzie – zaproponowałem.
- Nie będę do niego dzwonił. Oddaj mi kluczyki i dokumenty.
- Powiedziałem ci przecież, że potrzebuję samochodu.
- Po co ci, gdzie tym razem chcesz jechać?
- A co cię to obchodzi?
- Wczoraj mnie okłamałeś. Miałeś jechać załatwić ważną sprawę, a co się okazało? Czy randka z dziewczyną w SPA to dla ciebie taka ważna sprawa?
- Kurwa, nie byłem na żadnej randce! Odpuść już sobie – zdenerwowałem się.
A on zaczął grzebać mi po torbie, szukając w niej kluczyków i dokumentów i oczywiście znalazł.
- Wyjaśnijmy coś sobie – zaczął spokojnie, podchodząc do mnie. - Widzisz, co tu jest napisane?  – podsunął mi dowód rejestracyjny przed nos, jakbym nie wiedział co tam jest. – Tom Kaulitz. Właściciel: Tom Kaulitz! Nie Bill, tylko Tom! A skoro to mój samochód, to ja decyduję, kiedy możesz go wziąć i kogo nim wozić – wziął głęboki wdech i dokończył. - I informuję cię, że żadna laska nie ma prawa w nim siedzieć. Zrozumiałeś?
Prychnąłem. Darł się na mnie, jak na małe dziecko, a im głośniej krzyczał, tym bardziej miałem w dupie to, co mówił.
- Będę woził nim, kogo chcę i kiedy chcę – oznajmiłem hardo.
Na chwilę zamilkł i patrzył mi w oczy. Ledwo zniosłem ten wzrok.
- Od tej chwili nie. Wsiądziesz do niego tylko, jako pasażer. Będę cię zabierał do studia i z powrotem. A jeśli chcesz wozić tą swoją Angele, jak taksówkarz, to kup sobie swoje auto.
Nie mogłem uwierzyć, że to powiedział. Ale nie zamierzałem z nim dyskutować. W porządku, skoro podzielenie się jednym samochodem, który i tak większość czasu stał na parkingu było dla niego takim problemem, to dobrze, kupię sobie własny, stać mnie i to nie tylko na jeden, ale na cały tuzin, ale zrozumiałem, że nie chodzi wcale o samochód, on był tylko kolejnym pretekstem.
- I to jest twoja ostateczna decyzja? – spytałem.
- Ostateczna i nieodwołalna.
- A więc dobrze – odparłem, zaskakując go tym. Liczył pewnie, że będę protestował, wykłócał się, że wyłożę się z dziesiątkiem argumentów, ale nie zamierzałem się już na ten temat odezwać ani jednym słowem. – To wszystko?
- Wszystko – odparł.
- To idź już, bo chcę sobie jeszcze pospać – ległem z powrotem na poduszkę, zlewając go.
A on wkurwiony wyszedł z mojego pokoju, trzaskając za sobą drzwiami i niedługo później usłyszałem trzask drzwi wyjściowych. Zostałem w domu sam.
Pięknie - pomyślałem. Teraz, gdy wie gdzie znikam, a raczej, do kogo, będzie jeszcze bardziej złośliwy, czułem to, po prostu to czułem. W tym wszystkim bałem się tylko, żeby Angela na tym nie ucierpiała. Co prawda znałem Toma i wiedziałem, że konflikty między nami rozstrzygaliśmy między sobą, ale teraz sytuacja była trochę inna, bo on walczył o mnie. Wiedziałem doskonale, że w tej walce, to ja jestem stawką, a Tom nigdy nie lubił przegrywać, tym bardziej oddawać coś, co było mu cenne walkowerem, a niewątpliwie nadal byłem dla niego ważny.
Zniknął na cały dzień, właściwie to nawet dobrze. Dam sobie rękę uciąć, że z zemsty pojechał do  klubu i przeleciał jakąś pannę albo może nawet dwie, chociaż w sumie nie wiem, czemu w ogóle nad tym myślałem przez pół dnia, bo przecież tego właśnie chciałem, miało być jak dawniej, a czułem się… Zdradzony?
Jestem nienormalny. Żeby więcej nie myśleć o głupotach napisałem do Angeli sms’a z pytaniem, co słychać. Czekałem na odpowiedź całe 5 minut. W ciągu, których przeleciało mi już setki możliwych scenariuszy łącznie z tym, że mi w ogóle nie odpisze. Ale napisała.

Cześć Bill, myślałam, że się do mnie nie odezwiesz.

Zdziwiłem się, dlaczego miałbym się do niej nie odezwać?

Dlaczego miałbym się do ciebie więcej nie odezwać?

Bo wygadałam się Tomowi, że byliśmy w SPA i że dostałam od ciebie apaszkę.

Uśmiechnąłem się na tą wiadomość.

Głuptasie, nie mam za co się na ciebie obrażać. A tym kretynem się nie przejmuj.

Pisząc jej o kretynie miałem na myśli oczywiście mojego bliźniaka.

A co u ciebie, Tom bardzo zły?

Mam go gdzieś, rano pożarliśmy się o samochód. Chyba będę musiał kupić sobie drugi.
Myślałam, że to wasz wspólny samochód.

Należy do Toma, korzystam, że tak to ujmę - grzecznościowo. Do tej pory raczej dzieliliśmy się nim bez większych problemów, ale chyba nasze życiowe drogi za bardzo się rozchodzą, żeby na dłużej było tak, jak do tej pory.

Przykro mi.

Nie przejmuj się.

Bill, jeśli zadam ci pytanie, odpowiesz mi na nie szczerze?

Tak – odpisałem. Chociaż gdyby zapytała się, czy między mną, a Tome coś jest, to patrząc jej nawet prosto w oczy, zaprzeczyłbym.

Czy jestem powodem waszej kłótni?

Zastanowiłem się, dalsze pisanie nie miało sensu. Wybrałem do niej numer i wcisnąłem połączenie.
- Bill?
- Co to za pytanie? – zapytałem od razu.
- Bardzo proste.
- Nie jesteś powodem naszej kłótni – westchnąłem. – Tak bardzo chciałbym ci powiedzieć, czemu pomiędzy mną, a Tomem jest konflikt, ale nie mogę. Przepraszam.
- Już ci przecież mówiłam, że nie oczekuję tego od ciebie.
- Ale ja potrzebuję z kimś o tym porozmawiać, a nie mówiąc wprost w czym problem nie jestem wstanie go rozwiązać ani dać sobie pomóc – tak, chciałem to w końcu powiedzieć, ale chociaż podjąłem decyzję, że to co było między nami, to tylko wspomnienie  nie zamierzałem dzielić się z nikim tak intymną i mimo wszystko ważną dla mnie częścią życia.
- Nie wiem co ci mam powiedzieć. Wiem tylko tyle, że przez pewien incydent mama wyrzuciła was z domu i ty nie możesz się z tym pogodzić. Czy Tom ponosi za to co się stało odpowiedzialność?
- W pewnym sensie.
- Czyli to przez niego coś się wydarzyło?
- Właściwie, gdybym był rozsądniejszy i bardziej ostrożny nic by się nie stało. To moja wina, że mama wyrzuciła nas z domu. Moja, bo nie potrafiłem powiedzieć Tomowi - nie.
- Namówił cię do czegoś?
- Szczerze mówiąc, to on wcale nie musiał mnie do niczego namawiać, sam w jakiś sposób tego chciałem, tyle że nie spodziewałem się aż takich konsekwencji.
- Rozumiem. Teraz uważasz, że to był błąd?
- Dokładnie.
- A Tom, nie?
- Zgadza się.
- To, dlaczego mu tego nie powiesz?
- Mówiłem mu już setki razy. Rezultat widziałaś wczoraj wieczorem, jego aluzje, durne przycinki i komentarze.
- Może on ma rację, nie pomyślałeś o tym?
- Nie ma. Uwierz mi na słowo.
- Zapytam inaczej.
- Żałujesz?
I tu mnie zagięła.
- Odpowiedz Bill.
- Nie potrafię ci odpowiedzieć na to pytanie.
- Dlaczego, to przecież proste pytanie.
- Chciałbym mieć prostą odpowiedz, ale nie mam. Wczoraj powiedziałbym ci, że żałuję, przedwczoraj, że nie.
- Gdybym znała sprawę, może byłabym wstanie ci pomóc.
- Gdybyś poznała prawdę nie spojrzałbym ci więcej w oczy.
Tym razem ona zamilkła, nie wiem, czy się domyśliła, czy może przeleciało jej przez głowę kilka możliwości, łącznie z tą właściwą. W każdym razie jasne było tylko jedno, w niczym mi nie jest wstanie pomóc.
- Dobra, posłuchaj – zacząłem. – Nie gadajmy o mnie, na mój problem chyba najlepszy będzie czas.
- Jesteś pewien?
- Nic innego nie przychodzi mi do głowy. Nie raz słyszałem, że jeśli masz problem najlepiej się z nim przespać, więc chyba coś w tym jest.
- Ty już chyba niejedną noc z nim spałeś – zamilkła, dodając po chwili. – Znaczy z problemem.
Teraz ja zamilkłem, już prawie pewien byłem, że się domyślała.
- Tak wiem. Widocznie mój problem jest tak złożony, że potrzeba mu więcej niż jedną noc.
Westchnęła.
- Nadal uważam, że powinniście z Tomem szczerze porozmawiać.
- I pewnie masz rację, ale on mi nie ustąpi. W tej jednej jedynej sprawie wiem, że mi nie odpuści. Dlatego ta rozmowa nie ma sensu.
- A jest teraz w domu?
- Nie. Pojechał gdzieś. W sumie dobrze, nie będziemy się mijać w korytarzu, jak obcy sobie ludzie, a w kuchni warczeć na siebie przy każdej nadarzającej się okazji.
- Strasznie mi przykro. Wtedy, gdy przyjechaliście razem, wiesz, jak się spotkaliśmy w Magdeburgu pierwszy raz…
- Pamiętam.
- Wiesz, nigdy nie miałam rodzeństwa i nigdy pewnie mieć go już nie będę, a tym bardziej bliźniaka, czy bliźniaczki, z którą bym się tak rozumiała, jak ty z Tomem, ale czasami bardzo żałuję, że nie mam takiej osoby, której mogłabym powierzyć swój najbardziej dręczący sekret, tak jak ty Tomowi, dlatego przemyśl to sobie jeszcze, czy naprawdę warto kłócić się o błahostki.
- Cieszę się, że go mam, ale czasami pewne sprawy właśnie przez to, że jest moim bliźniakiem stają nam na drodze – i ugryzłem się w język, po tych słowach, na pewno się domyśliła, o czym mówię.
Kolejny raz zamilkła i słyszałem, jak głęboko odetchnęła.
- Nie przejmuj się Angela, jakoś się ułoży. Już nie raz się pożarliśmy i mieliśmy ciche dni, a teraz to się jeszcze do siebie odzywamy, więc nie jest tak źle. I tak, jak powiedziałem, z czasem wszystko się ułoży.
- Mam nadzieję. W każdym razie, jeśli masz problem zawsze możesz się z nim do mnie zwrócić. Wiem, że nie zastąpię ci Toma, ale może będę wstanie ci jakoś pomóc.
- Dzięki Angela.
- To, jakie plany na dzisiejszy dzień? – zmieniła temat.
- Hmm. Właściwie to jestem uziemiony. Tom zabrał samochód, a bez niego, żebym mógł się gdzieś ruszyć i nie skończyć żywota na pierwszym lepszym rogu ulicy, napadnięty przez grupę fanów, musiał bym zawracać głowę Michaelowi.
- Michaelowi?
- To nasz ochroniarz. Wiesz, jest niedziela, a on ma też swoją rodzinę i domyślam się, że chciałby, chociaż ten jeden dzień spędzić z nimi.
- Rozumiem.
- Więc dzisiaj mam karę i siedzę w domu - zaśmiałem się na swoje własne słowa. -  Za to wczoraj bawiłem się świetnie.
- Ja też.
Nie wiem, jak długo gadaliśmy, dwie, może trzy godziny, gadałbym z nią jeszcze dłużej gdyby moja bateria w telefonie nie przypomniała się.
- Kurde – jęknąłem. – Bateria mi zdycha.
- Moja też – zaczęła się śmiać.
- Słuchaj. Jutro spróbuję zorganizować sobie auto, kupić, wynająć, nie wiem zastanowię się jeszcze i jak nie będziesz miała nic innego do roboty, to może we wtorek popołudniu gdzieś pojedziemy?
- A gdzie?
- Nie wiem, masz czas do wtorku coś wymyślić.
- No dobra. A godzisz się na wszystko?
Zacząłem się śmiać.
- Wiem, że nie wymyślisz nic głupiego, więc tak. W ślepo godzę się na wszystko.
- Dobra, to w takim razie jesteśmy w kontakcie.
- Tak. Odezwę się do ciebie jutro – powiedziałem.
- Odzywaj się, kiedy chcesz.
- Dzięki - pożegnałem się w końcu z nią. O razu, podłączając telefon do ładowarki.

Poszedłem do kuchni zrobić sobie coś do jedzenia. Po tej pogawędce tak zgłodniałem, że rzuciłem się na jedzenie, jakbym tydzień nie jadł. Po napełnieniu brzucha wróciłem do pokoju i odpalając komputer poszukałem w Internecie, salonu z samochodami na terenie Magdeburga. Jutro po południu nie wrócę z Tomem do domu, tylko pojadę do salonu i jak mi się uda, to zamierzałem do domu wrócić swoim własnym autem. Nie będzie mi Tom robił na złość.
                Dochodziła 20:00, jak wróci do domu, o dziwo trzeźwy. Minęliśmy się bez słowa w przedpokoju, kiedy szedłem akurat z kubkiem gorącej herbaty do siebie.
Więcej go tego wieczoru nie widziałem. Dopiero na drugi dzień rano wparował znowu bez pukania do mojego pokoju, drąc się, że mam się ruszyć z łóżka, bo on na mnie nie będzie czekał i jak nie będę gotowy w pół godziny, to do studia pójdę na piechotę.
Wiedziałem, że w tym momencie robi mi na złość.
Wstałem i ogarnąłem się w miarę możliwości jak najszybciej, ale i tak zajęło mi to więcej niż pół godziny. Mimo tego, Kiedy wyszedłem z łazienki w kuchni czekało na mnie śniadanie i kawa, a Tom sam dopiero, co zaczął jeść.
Całą drogę do studia milczeliśmy. Kiedy utknęliśmy w korku cisza między nami stała się tak nieznośna, że Tom włączył radio. To był pierwszy z wielu cichych dni, jakie miały po sobie nadejść.
Kiedy zajechaliśmy pod studio wypatrzyłem Michaela na parkingu i zostawiając Toma samego poszedłem ugadać się z nim na popołudnie.
Dzisiaj nie siedzieliśmy długo. Jak Tylko Jost powiedział, że on ma na dzisiaj dosyć rzuciłem tylko wszystkim cześć na pożegnanie i się zwinąłem zanim mój bliźniak zdążył się zorientować, że zniknąłem.
- Dokąd jedziemy? – zapytał Michael.
- Tu masz adres - podałem mu kartkę.
- Salon samochodowy? – zdziwił się.
- Muszę sobie kupić auto.
- Przecież macie samochód.
- To auto Toma. Ostatnio trochę się pozmieniało, chyba wydorośleliśmy i chcemy spędzać czas niezależnie, a to trochę trudne, kiedy do dyspozycji jest tylko jeden samochód.
Przytaknął, ale czułem, że zrobił to tylko, dlatego, że nie chciał drążyć tematu. Nawet on musiał zauważyć, że między mną a Tomem nie ma żadnej chęci spędzania osobno czasu, bo nagle wydorośleliśmy, tylko pałamy do siebie delikatnie, mówiąc niechęcią.
- Widziałem ostatnio, jak go woziłem, jak spędzacie osobno czas.
A więc był z Michaelem. Ciekawe, czemu tak to ukrywał.
- No miał ochotę trochę się zabawić, a ja nie, więc pojechał sam.
- Jak dla mnie, to on miał ochotę się upić. Gdybym nie powiedział mu dość, pewnie zalałby się do nieprzytomności, a tak odwiozłem go do waszego apartamentu i odstawiłem pod same drzwi, bo miałem wrażenie, że jak tego nie dopilnuję, to zwyczajnie gdzieś jeszcze polezie. Pokłóciliście się czy co, że taki w nie w humorze był? Jak go pytałem mruczał coś tylko niezrozumiale i w końcu nie wiem, o co chodziło.
- Nie. On zawsze jak wypije, to na wszystkich burczy - co oczywiście nie było prawdą. Jeśli miał zły humor, to alkohol jeszcze bardziej to potęgował, a jeśli był zadowolony, to śmiał się i gadał jak nakręcony.
- Nie wiedziałem.
- Rzadko zdarza się nam upić.
- O tak, tyle już dla was pracuję, ale chwile, kiedy widziałem was naprawdę pijanych policzyłbym na palcach jednej ręki.
- Nie przejmuj się nim, przyszedł przespał się i na drugi dzień leczył kaca.
- Nie wątpię. Jesteśmy na miejscu – oznajmił, parkując przed salonem.
- Zaczekaj tu na mnie. Jeśli nie znajdę tu tego, czego szukam pojedziemy gdzie indziej.
- W porządku. Może pomogę? – zapytał po chwili.
- Poradzę sobie.
Jak tylko wszedłem do środka moją uwagę przykuło jedno z aut. Od razu podszedłem do niego, oglądając go z bliska. Wsiadłem do środka, rozglądając się i dotykając wszystkiego.
Po chwili podszedł do mnie sprzedawca, wyflaczając się jego zaletami. Ciekawe, że co by człowiek nie wybrał, to sprzedawcy zawsze wyliczą tylko dobre strony, o złych nawet nie wspomną.
- A wady? – zapytałem podchwytliwie.
Sprzedawca spojrzał na mnie, zastanawiając się pewnie, co powiedzieć, żebym mu się stamtąd nie zwinął.
- Cóż  - zaczął. – Ewentualna naprawa nie jest tania. Części do tego modelu są dość drogie.
Pokiwałem głową.
- Ale, jak pan powiedział jest 5 lat gwarancji i ewentualne naprawy nie obciążą mojej kieszeni.
- Zgadza się. Poza tym Audi to naprawdę dobre samochody i rzadko, kiedy mają jakieś poważne awarie. Producent daje pięcioletnią gwarancję na jego bezawaryjność, ale można wykupić na dziesięć lat za dodatkową opłatą.
Spojrzałem na niego.
- Nie zamierzam jeździć nim dłużej niż 5 lat. Do tego czasu pewnie zamienię go na lepszy model. A tym czasem biorę go.
- Tego tu? – był zaskoczony.
- Tak, a czy to jakiś problem?
- Żaden. Zapraszam w takim razie do biura.
Zostałem obsłużony po królewsku, nawet dostałem kawę i ciastko, żałosne, ile może zdziałać wypchany portfel.
- Poprosiłem, żeby auto zostało przed jazdą sprawdzone i zatankowane do pełna, a opony dopompowane.
Tym czasem poszedłem do naszego ochroniarza, który czekał w samochodzie.
Wsiadłem do środka obok niego.
- Kupiłem – powiedziałem krótko. -  Za chwilę je podstawią.
Uśmiechnął się.
- Więc wrócę już sam. Możesz jechać do domu – oznajmiłem mu.
- Jesteś pewien?
- Tak, poradzę już sobie.
- Może cię eskortować?
- Nie, nie, no co ty. W samochodzie nic mi nie grozi. Dzięki, że ze mną pojechałeś. Nie chciałem prosić Toma, bo miał coś innego w planach.
- Rozumiem. No to w takim razie zaczekam tu jeszcze z tobą aż podstawią twój samochód i ruszam do domu.
- Dzięki.
Jakieś pół godziny później, podczas, której uciąłem sobie pogawędkę z Michaelem na różne tematy podstawili samochód. Na powietrzu prezentował się jeszcze lepiej niż w salonie, aż Michael wysiadł obejrzeć mój nowy nabytek.
- Niezłe. Będziesz się musiał przyzwyczaić, wasze auto – miał na myśli samochód Toma. – Ma niższe zawieszenie, będzie ci się trochę inaczej jeździło.
- Wiem, poradzę sobie, będę jechał ostrożnie, kilka dni i się oswoję.
Pożegnałem się z nim i wsiadając do nowego wreszcie mojego samochodu ruszyłem do domu. Chciałem widzieć minę Toma, jak je zobaczy. Jutro mu szczęka opadnie, tego jednego byłem pewny i wcale nie chodziło mi o sam samochód, auto, jak auto, bardziej chodziło mi o to, że udowodnię mu tym, że potrafię sobie bez niego poradzić i nie będzie mi robił jakiś durnych zakazów, jak małemu dziecku, niech się wypcha tym swoim autem, teraz mam swoje i będę jeździł, gdzie chcę i woził nim, kogo chcę.
Dumny i cholernie zadowolony z siebie wróciłem do domu. Coś jednak jest w tym stwierdzeniu, że zakupy poprawiają nastrój. W tym konkretnym przypadku, miałem taki doskonały humor, że nawet, gdyby Tom teraz się na mnie wydarł, zwyzywał, czy jeszcze coś innego uśmiechnąłbym się do niego i zlał całkowicie wszystko, co powiedział.
Na podziemnym parkingu celowo zaparkowałem obok auta Toma.
Kiedy wszedłem do domu wszędzie było cicho, Tom musiał być w domu, bo jego samochód stał na parkingu, zresztą przecież parkowałem obok niego. Zapalając światło w przedpokoju i zerknąłem na szafkę, na której leżały klucze od domu i od samochodu, co oznaczało, że był w domu na pewno, więc prawdopodobnie spał albo idąc moim przykładem udawał, że śpi. W sumie dobrze. Poszedłem do łazienki i odkręciłem sobie wodę z zamiarem poleżenia sobie tym razem trochę w wannie.
Zanim jednak nalała się do pełna, zrobiłem sobie coś do jedzenia i dopiero z pełnym żołądkiem zamknąłem się w łazience, siedząc w niej chyba ze dwie godziny, czyli standardowo, jak na mnie przystało.
Za oknem zrobiło się ciemno, kiedy usłyszałem, że Tom najwyraźniej chyba się obudził, więc zniknąłem szybko w swoim pokoju.
Rzuciłem się na łóżko i napisałem do Angeli sms’a

Hej piękna, wymyśliłaś co z jutrzejszym dniem?

Po chwili dostałem odpowiedź.

Tak. A lubisz zwierzęta? – zapytała.

Hmm, chciała mnie wyciągnąć do zoo?

 Uwielbiam – odpisałem.

To świetnie.

Zdradzisz gdzie chcesz mnie wyciągnąć?

Przecież, to miała być niespodzianka, a skoro lubisz zwierzęta, na pewno ci się spodoba.  I nie martw się o fanów, o to też już zadbałam.

Zaskakiwała mnie. Dlaczego wcześniej na nią nie trafiłem. Zaczynałem się z nią rozumieć, jak z Tomem i do tego nie była facetem, gdzie od razu, każdy wysuwał różnego rodzaju podejrzenia.

No dobrze, ufam Ci. Myślałem tylko, że może uda mi się wyciągnąć jakieś szczegóły tej wyprawy.
Niespodzianka, to niespodzianka – napisała tajemniczo.

To w takim razie, będę jutro po ciebie powiedzmy o 15:00, pasuje ci?
Jasne.

Miałem tylko nadzieje, że nikt niczego w studiu nie wymyśli i z planów będą nici, chociaż w sumie zawsze mogłem się po prostu zwinąć, wcale nie musiałem tam siedzieć, bo inni tego chcieli. Zawsze byłem i zawsze, jako ostatni opuszczałem studio, jeśli mieliśmy coś do zrobienia. Ten jeden raz chyba mogę się zwinąć wcześniej, jeśli oczywiście będzie taka potrzeba.

W takim razie do zobaczenia jutro. Ps. Mam nowe autko, ale też nic ci więcej o nim nie powiem, to niespodzianka, zobaczysz jutro :)

 Ach i to ma być zemsta za to, że nie chcę ci powiedzieć, gdzie cię wyciągam?

Dokładnie.

:) No cóż, muszę to chyba jakoś przeboleć.

Nie masz wyjścia. Ja też jestem ciekawy, co wymyśliłaś. Dobrej nocy Angela i do jutra.

Dobranoc Bill.

Nazajutrz wstałem wcześniej od budzika w moje komórce. Nastawiłem ekspres i kiedy szedłem do łazienki Tom właśnie wychodził ze swojego pokoju. Wyglądał… jak ktoś, kto nie spał całą noc, ale nie zamierzałem się dopytywać, co robił, a tym bardziej, czy dobrze się czuje. On mnie nie pytał, więc i ja nie zamierzałem pytać o to jego.
Przy śniadaniu nawet na niego nie spojrzałem. Przez pół godziny siedzieliśmy tak w całkowitej ciszy, przerywanej jedynie odgłosami sztućców i filiżanek stawianych na stole. Nigdy nie sądziłem, że cisza pomiędzy nami jest w ogóle możliwa do osiągnięcia, a jednak była. I jak na ironię, wcale mi to nie przeszkadzało.
Po śniadaniu zgodnie razem wyszliśmy z domu i zjechaliśmy windą do podziemnego parkingu.
Nigdy nie zapomnę jego wyrazu twarzy, kiedy zobaczył, jak wsiadałem do drugiego auta.
Raniłem go na każdym kroku i robiłem to z premedytacją, obserwując jak raz za razem zaciska zęby i dłonie w pięści, ale nic nie mówił, a ja czekałem, jak długo jeszcze to wytrzyma. Chciałem mu pokazać, jaka jest ta jego miłość do mnie. Chciałem, żeby się w końcu poddał.

11 komentarzy:

  1. serio, to się już robi upierdliwe, no..
    mój biedny Tommy ;c
    Billowi się w dupie poprzewracało i tyle!
    i w ogóle ten tekst, że rani go z premedytacją...jak Tom może go kochać? bleh ;/
    wiem, zaprzeczam sama sobie, bo jestem na NIE, a czytam twincest xDD
    ale nic nie poradzę na to, że Bill mnie NAPRAWDĘ wkurza ._.
    Angela...rzygam nią ;/
    jeśli chodzi o błędy to zauważyłam, że parę razy zamiast przecinka,pisałaś kropkę i zaczynałaś nowe zdanie, co w ogóle nie trzymało się kupy.
    czekam na rozwój wypadków...i może tak mniej Angeli? xDD
    życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie wiem ... taki ten rozdział... smutny ... coraz bardziej mi żal Toma , jestem z nim całym moim małym serduszkiem i mam nadzieję że to przetrwa i wszystko będzin dobrze <3
    a co do Billa ... to niech się wypcha i spada na drzewo ...
    uważam że nasz Billy opamiętania się wtedy kiedy będzie mógł stracić Toma ...
    Angeli dalej nienawidzię tylko teraz jeszcze i jeszcze bardziej ...
    czekam na kolejny i życzę weny~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tym jest. Musisz cierpliwie poczekać na rozwój wypadków.Kurde jak to jest? Tak się staram żebyście polubili Angele, a co odcinek jest gorzej. :)

      Usuń
  3. Smutno mi teraz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę mi się tu nie smutać, jeszcze nikt nie zginął i nie zginie:)

      Usuń
  4. wiem dlaczego tak jest poniewaz skupiamy sie na tym ze nasz kochany Bill ma byc szczesliwy z Tomem wkoncu takie jest porzeslanie bloga a tu przewija sie jakas lasencja i nam prubuje omamic bahatera nie ladnie:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, bardziej trafnie to się już chyba nie dało tego ująć, ale masz rację. A największy fenomen niechęci do niej jest w tym, że między nimi nie ma nic ponad przyjaźń. :) Aż się boję co powiecie na następny odcinek :)

      Usuń
  5. POPIERAM AKIRE
    WSZYSCY SIĘ PRZYZWYCZAILI, ŻE ICH ZWIĄZEK TO CUD, MIÓD I MALINKI, A W ŻYCIU JEST ZUPEŁNIE INACZEJ
    CHOCIAŻ SZCZERZE, TO JUŻ TEŻ RZYGAM TĘCZĄ JAK WIDZĘ TĄ ANGELE, ALE TAK JEST ZAWSZE
    CZŁOWIEK ZAGUBIONY, CAŁE ŻYCIE MU SIE WALI TO SIĘ POJAWIA TAKI "PRZYJACIEL" OD SIEDMIU BOLEŚCI. NA POCZĄTKU ZGRYWA TAKIEGO DOBREGO, A PÓŹNIEJ SIE OKAZUJE, ŻE TO ZWYKŁY **** (CENZURA)
    WIEM Z WŁASNEGO DOŚWIADCZENIA.
    NIE MNIEJ JEDNAK LICZĘ, ŻE WSZYSTKO SIĘ MIĘDZY CHŁOPAKAMI UŁOŻY I TOM PRZESTANIE BYC O NIĄ ZAZDROSNY
    WENY
    KOTEK
    PS. ZAPRASZAM DO MNIE
    twincest-tokio-hotel-by-kotek.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Niestety muszę przyznać Ci rację, też miałem tego pecha właśnie na takich "przyjaciół" trafić, gdzie jak miałam problem, nikt nie miał czasu nawet ze mną o nim pogadać, cóż...
    W przypadku bliźniaków, może będą mieli więcej szczęścia co do Angeli. Niedługo się przekonanie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również miałam podobne doświadczenie i nikomu tego nie życzę ...

      Usuń

Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*