Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
2 miesiące temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
niedziela, 4 maja 2014
00:28
Witajcie Kochani
Jak wam mija majówka? Nie wiem jak u was, ale u mnie zimno, mokro i bardziej przypomina mi to późną jesień niż środek wiosny, ale cóż...
Dzisiaj kolejny etap do planowanej przeze mnie mniej przyjemnej części opowiadania, ale dzisiaj płakać raczej nikt nie powinien, co najwyżej się śmiać, więc zapraszam do czytania.
Wasza Niki
Odcinek 48
Kolejnego dnia, po mimo że Tom
dzień wcześniej przespał większość czasu, obaj mieli problem ze wstaniem. Gdyby
nie umówili się z chłopakami w studiu, za pewne teraz smacznie by spali w swoich
objęciach. Tymczasem Bill z miną męczennika zszedł nastawić ekspres, a Tom już
czwarty raz poszedł do łazienki, zapominając, po co do niej tak właściwie przyszedł.
Zrezygnowany zszedł do kuchni.
- Ledwo żyję - rzucił, kładąc komórkę
na blacie.
Bill spojrzał na niego.
- Ja się nawet nie będę wypowiadał
na ten temat. Tak mnie boli głowa, że ledwo patrzę na oczy. Ostatni raz taki ból
głowy miałem, jak się upiłem twoją whisky.
- To z niedospania –
stwierdził Tom. Trochę czuł się winny, ale przecież Bill nie miał powodów, by
narzekać dzisiejszej nocy.
- Przez ciebie się nie
wyspałem.
- Jakoś wcześniej nie
narzekałeś.
- A kto by narzekał? – rzucił
z uśmiechem, całując Toma w policzek. – Co nie zmienia faktu, że zaraz głowa mi
pęknie.
- Weź proszki.
Zebrali się i godzinę później wyjechali do studia.
Tom znowu prowadził. Mając
jednak w pamięci wczorajszy incydent, dzisiaj obrał inną trasę, tamta mu się źle
kojarzyła i przez jakiś czas miał zamiar jej unikać.
Dojechali na miejsce na czas. Zabierając
potrzebne rzeczy z samochodu, ruszyli do budynku.
Po przedstawieniu przez Billa
jego wizji teledysku i kilku małych zmianach, chłopaki uznali, że jego pomysł
jest świetny. Jostowi też się pomysł podobał, powiedział, że rozejrzy się za
halą do nagrań, chociaż nie ukrywał, że znalezienie opuszczonego piętrowego
budynku, który nie groziłby zawaleniem się, nie będzie łatwe, ale podjął się
tego.
Kiedy wrócili do domu, Tom wziął
się za gotowanie. Bill usiadł w kuchni przy szklance soku i towarzysząc mu
dyskutowali na różne tematy. Często tak robili, dyskusja czasami była tak zacięta,
że z boku można by powiedzieć, że bardziej przypominało to kłótnie, niż jakąś konstruktywną
wymianę zdań, a jednak właśnie wtedy mieli najlepsze pomysły, tworzyli
najlepsze teksty do piosenek i muzykę, razem potrafili w krótkim czasie napisać
ich najlepsze kawałki.
- Jutro wybierzemy się do
rodziców – rzucił w końcu Tom, odbijając na inny temat. Skakanie z tematu na
temat też nie było dla nich niczym niezwykłym. Normalny człowiek, jako
jednostka, kiedy prowadzi w myślach dialog sam ze sobą, a robi to bezustannie,
też skacze z tematu na temat i nie wydaje się mu to czymś niezwykłym. Tom i
Bill nie prowadzili dialogów w swoich głowach, oni wymieniali się myślami na głos
między sobą i dla nich było to czymś zupełnie naturalnym.
- Czemu jutro?
- Bo jutro mamy wolne. Jest
sobota moglibyśmy się im zwalić na weekend. Mama byłaby szczęśliwa.
- Na pewno.
- I mam ochotę na sernik mamy
– dodał Tom.
- Wiedziałem, że ta wizyta ma
też drugie dno.
- A ty nie?
- Przecież wiesz, że tak, po
co w ogóle pytasz?
- No to popołudniu jedziemy.
Tego wieczoru położyli się wcześnie
spać, zeszłą noc praktycznie zarwali, dlatego tej nocy nie działo się między
nimi nic, no, prócz czułych pocałunków na dobranoc.
- Zachowujemy się jak stare
dobre małżeństwo – skomentował Tom, kiedy Bill, przycisnął jego obejmującą go rękę
do klatki piersiowej.
- Mnie to nie przeszkadza – odparł.-
Dzwoniłeś do mamy powiedzieć jej, że ich jutro najedziemy?
- Nie.
- To nie będzie sernika.
Tom zamilkł, Bill miał rację, bo kiedy by go niby miała
zrobić?
- Ach cholera, podaj mi
komórkę – rzucił do brata.
- Będziesz dzwonił? – zdziwił się
Bill, co prawda była dopiero dwudziesta druga, ale…
- Napiszę jej smsa.
Bill podał telefon bratu, który zgrabnie ująwszy to, że
jutro mają zamiar ich najechać i zostać u nich aż do niedzieli, wysłał
wiadomość.
Po chwili rozdzwoniła się jego komórka.
Bill westchnął. Doskonale wiedział, że tak będzie, a Tom
tylko ruszył brwiami i odebrał.
- Cześć mamo.
- Jutro? Naprawdę przyjedziecie?
– zarzuciła go pytaniami.
- No, tak. Mamy trochę czasu,
jest śliczna pogoda, poza tym stęskniliśmy się za tobą, Gordonem i twoim
sernikiem.
- Tom! – Bill szturchnął go
łokciem w bok, a ten mu tylko położył dłoń na ustach, żeby siedział cicho.
Simona jednak usłyszała to i zaczęła się śmiać.
- Zrobię wam tego sernika, nie
martwcie się. Zabierzecie sobie do domu.
- Dzięki mamo.
- O której będziecie?
- Popołudniu, ale nie wiem, o
której. Nie chcę, żebyś siedziała i się denerwowała, oczekując nas o konkretnej
godzinie. Do, powiedzmy osiemnastej, dojedziemy.
- Dobrze kochanie. Tylko
proszę was, uważajcie na drodze.
- Nie martw się, będziemy
uważać – mówiąc to wywrócił oczami, na co Bill wzruszył tylko ramionami, nie wiedział
czemu Tom nadal się dziwi, przecież mówiła to za każdym razem, jak uprzedzali, że przyjadą i później jak wracali.
- To czekam na was.
- To do zobaczenia jutro.
- Pa kochanie, całuję cię
mocno i ucałuj ode mnie Billa.
- Dobrze. Pa. Kocham cię.
- Ja was też. Buziaczki. Rozłączyła
się.
- I co? – zapytał Bill, kiedy
Tom dziwnie mu się przyglądał. - No co? – ponowił pytanie, a ten chwycił go za
brodę i wpił się w jego usta.
- Um – mruknął, nie bardzo
rozumiejąc, co go tak nagle napadło. – Tom…
- Miałem cię ucałować, więc całuję
– odparł z rozbawieniem.
- No wiesz co, żarty ci się
trzymają – mruknął Bill, udając naburmuszonego. – Kładź się spać.
Tom z uśmiechem na twarzy ułożył
się wygodnie na poduszce za plecami bliźniaka. Jednak po chwili leżenia w
milczeniu Bill się odezwał.
- Daj rękę.
- Po co?
- No daj – Tom objął go, a
Bill natychmiast uchwycił się jej i przytulił ją mocno do siebie.
- Może wolisz się do mnie
przytulić, a nie tylko do mojej ręki? – zapytał Tom, starając się nie wybuchnąć
śmiechem.
Bill chwilę się nie odzywał, Tom zagryzł dolną wargę,
próbując nie parsknąć śmiechem. To milczenie bliźniaka i jego całkowity bezruch
był dla niego tak wymowny, że nie zastąpiłyby tego żadne słowa. I tylko czekał
na jego reakcję.
- Właściwie, to tak – odparł
Bill, po czym, puszczając rękę Toma, odwrócił się do niego przodem.
- Chodź pieszczochu – Tom rozłożył
ramiona w zachęcającym geście. – Czasami zastanawiam się, ile ty masz lat.
- Tyle samo, co ty. I mam to w
dupie, jak to wygląda. Potrzebuję twojej czułości nawet, jeśli śmiesznie to z
boku wygląda.
Tom pokręcił tylko ze zdumienia głową i pocałował go w
czoło.
- Śpij już.
- Rozsuń nogi.
- Co?
Bill zaczął wciskać kolano między nogi bliźniaka.
- Tak nam będzie wygodniej.
Kiedy jednak Tom pozwolił na to, a Bill podciągnął kolano
wyżej niż powinien, Tom zaprotestował, blokując ręką jego kolano, by nie podsunął
go czasem wyżej.
- No! Tylko z daleka z tym
kolanem od moich klejnotów.
- Och, Jezu! – jęknął Bill. –
Jeszcze daleko do nich, zabierz tą rękę.
Tom westchnął, co prawda było wygodnie, ale to wiercenie
Billa trochę go denerwowało.
- Śpij wreszcie.
- Śpię.
Zasnęli bardzo szybko. Wbrew temu, czego się spodziewali
spali tylko do dziesiątej. Bill zaczął się wiercić, a że Tom już nie spał
głęboko, czując to całkowicie się rozbudził. Spojrzał na bliźniaka, jego włosy
były w totalnym nieładzie, każdy kosmyk w inną stronę, sięgnął do jego czupryny,
przeczesując mu włosy na jedną stronę.
- Jeszcze – mruknął Bill,
kiedy Tom zabrał rękę.- Uwielbiam, kiedy ktoś bawi się moimi włosami.
- To już wiem, czemu tak
często latasz do fryzjera.
- Yhym – przyznał Bill. –
Która godzina?
- Dochodzi dziesiąta.
- Dopiero? To, co się tak
zerwałeś?
- A ty?
- A nie wiem, wyspałem się.
Przy tobie tak głęboko śpię, że nie potrzebuję długiego snu.
- Ja mam to samo. Jesteśmy naprawdę
dziwni.
- Oryginalni – podsumował
Bill.
- Jak wcześniej wyjedziemy, to
się załapiemy na obiad. Już dawno nie jadłem mamy przysmaków.
- Łakomczuch – skomentował
Bill.
- Wstajemy?
- Jeśli chcesz załapać się na
obiad, to chyba nawet trzeba.
- No to wstajemy – odparł Tom
i pierwszy odrzucił kołdrę, wstając i od razu kierując się do łazienki, żeby
się umyć i ubrać.
Kiedy zebrali się w końcu do wyjazdu dochodziło samo
południe. Tom wyprowadził auto z garażu, sprawdzając poziom oleju i dolewając
płyn do spryskiwacza. Obszedł jeszcze auto na około, zaglądając czy aby któreś
z kół nie wymaga dopompowania i zaczął pakować do bagażnika torby, które Bill
postawił w rządku w holu.
- Wszystko? – zapytał, pakując
ostatnią torbę.
- Chyba tak – odparł Bill, zamyślając
się przez chwilę.
- Chyba, czy na pewno? Wiesz, jedziemy
w sumie na dwa dni, może ci zabraknąć ubrań do przebrania – rzucił z aluzją, na
co Bill tylko na niego spojrzał.
- Bardzo śmieszne – Skrzywił
się.
- To jest śmieszne. Niektórzy
ludzie na dwa miesiące biorą mniej rzeczy niż ty na dwa dni.
- Wole być przygotowanym.
- Na co?
- A co jeśli się rozpada i będzie zimno albo
zaraz po deszczu wyjdzie słonko i zrobi się parno? Nie mam zamiaru marznąć albo
ociekać potem, a nie chcę mamie głowy zawracać, żeby mi pranie zrobiła.
- Ach, no tak. – Tom poskrobał
się po czole. - Dobra, nie ważne – uciął,
w tej kwestii był na straconej pozycji, chociaż przez te wszystkie lata sam też
nie był gorszy i chodź dźwigał ze sobą tylko jedną torbę, to była ona dość
sporych rozmiarów. – Zamykaj drzwi i jedziemy,
bo się zbieramy, jak sójka za morze – skomentował Tom.
- Cholera, nie pamiętam, czy zamknąłem
okno w pokoju - powiedział Bill.
Tom zadarł głowę do góry, zerkając na okno w swoim
pokoju.
- U mnie w pokoju – sprostował
Bill.
- Dobra, pakuj się do samochodu,
obejdę jeszcze dom, bo jak ty pójdziesz, zejdzie nam jeszcze z pół godziny – mówiąc
to ruszył biegiem, zaglądając do każdego pokoju i sprawdzając wszystkie okna.
Zbiegł na dół, robiąc susy po dwa schody i wklepując kod alarmu zatrzasnął
drzwi, przekręcając jeszcze klucz w dwóch zamkach, odwrócił się i znieruchomiał.
Bill siedział na miejscu pasażera. Bez zastanowienia podszedł do drzwi i otworzył
je.
- Wysiadaj?
- Dlaczego?
- Ty prowadzisz.
- Na pewno?
- To za długa trasa, jak dla mnie.
- Może chociaż spróbujesz? – zachęcał
go Bill. Już od kilku dni nie widział, żeby Tom kulał albo się skarżył, że boli
go noga.
- Może w drodze powrotnej spróbuję,
ale teraz ty prowadzisz.
Bill tylko westchnął i wysiadł, obchodząc samochód i wsiadając
na miejsce kierowcy.
W końcu wyjechali.
Przez całą drogę wygłupiali się. Bill włączył odtwarzacz
mp3 i zaczęli razem śpiewać, przekrzykując się na wzajem. Ubaw był po pachy
zwłaszcza, że ani jeden ani drugi nie starał się, żeby śpiewać dobrze, bardziej
liczyła się siła głosu niż cała reszta. Ta ponad godzina drogi, tak szybko im
zleciała, że nawet się nie zorientowali, kiedy minęli znak informacyjny z napisem
Loitsche.
Bill znacznie zwolnił, a Tom otworzył okno, wpuszczając
świeżego wiejskiego powietrza.
- Boże, popatrz Bill, zawsze
jak tu jestem wydaje mi się, że czas zatrzymał się w miejscu.
- Mnie też, jakbyśmy znowu
mieli po dwanaście lat.
- No. Zboże rośnie, a tam –
wskazał gestem głowy na jedno z pól. - To
chyba kukurydza.
- A pamiętasz, jak żeśmy poszli
ukraść gospodarzowi z pola kukurydzę?
Tom się zaśmiał.
- Pamiętam. Dostałem wtedy
lanie, ty zresztą też, ale ja podwójnie, bo cię namówiłem.
- Do dzisiaj nie rozumiem za
co dostaliśmy, skoro w efekcie nie zerwaliśmy nawet jednej kolby – stwierdził
Bill.
- Jak to, za co? – Tom spojrzał
na Billa. – Za to, że poszliśmy z tym zamiarem.
- Pamiętasz kazanie Gordona?
- Taa, to było gorsze niż
lanie od mamy.
Bill wybuchł śmiechem.
- Jechał nam po honorze równo
– przypomniał Tom.
- Czułem się wtedy jak
najgorszy śmieć – przyznał Bill.
- Ja też. Eh, to były czasy,
nikt nas nie znał, wszędzie mogliśmy chodzić bez ograniczeń.
- Wszędzie było nas pełno.
- Oj było – przyznał Tom.
- Żałujesz? – zapytał Bill, zerkając
na zamyśloną sylwetkę bliźniaka.
- Nie, niczego nie żałuję, ale
czasami tęsknię za dzieciństwem, wszystko było takie proste.
- Czarne albo białe – skomentował
Bill.
- Dokładnie, dobrze to ująłeś.
Wjechali w uliczkę, na której był ich rodzinny dom,
zatrzymując się przed bramą.
- Otworze - powiedział Tom i
wysiadł z samochodu. Jak tylko Bill wjechał zamknął ją. Kiedyś się tym nie przejmowali,
ale odkąd stali się sławni, to po pierwsze; musieli zmienić ogrodzenie na bardziej
zabudowane, żeby mieć, chociaż odrobine prywatności, a paparazzi nie podpierali
płotu z każdej możliwej strony, uwieczniając wszystko, co się dzieje na posesji
domu, a po drugie; brama, która kiedyś była wiecznie otwarta, teraz musiała być
ciągle zamknięta.
Simona, jak tylko zauważyła przez okno, że przyjechali
wybiegła z domu, rzucając się prosto w ramiona Toma.
- Jesteście, nareszcie!
- Mamo…
Tom mocno ją przytulił, lekko unosząc i całując czule raz
w jeden raz w drugi policzek.
- Postaw mnie na ziemie – zaczęła
protestować. A kiedy Tom to zrobił, wypuszczając
ją w końcu z ramion, omiotła go matczynym spojrzeniem. – Dobrze wyglądasz. Jak
się czujesz? Tak bardzo tęskniłam, chciałam was odwiedzić, ale Bill mi mówił, że
macie teraz napięty grafik, bo promujecie płytę.
- No tak, ale w końcu
jesteśmy.
- A jak się czujesz?
- Dobrze, jak widzisz.
Z auta wysiadł Bill, po mimo że konflikt między Simoną, a
Billem był dawno już zażegnany, Tom dostrzegł wahanie u Billa, nie potrafił,
jak kiedyś spontanicznie rzucić się jej w ramiona i teraz Tom dopiero zrozumiał,
jak wiele walki o niego włożył. Został postawiony między wyborem dwóch
jednakowo drogich mu osób, wybrał go, ale widział teraz, ile ten wybór go
kosztował.
- Billy – Simona rozłożyła ręce,
zachęcając go, żeby ją uściskał, dopiero ten gest sprawił, że pokonał wewnętrzny
opór i podszedł do matki czule ją obejmując.
- Witaj mamo.
- Zmężniałeś, chyba masz
więcej mięśni – zaczęła go ściskać po rękach sprawdzając. - Tom cię na siłownie
pewnie wyciąga.
- Taa, kilka razy –
potwierdził, że Tomowi się udało i to był wyczyn stulecia, a w gruncie rzeczy z
ochotą tam poszedł. Ostatnio ćwiczenia z bliźniakiem sprawiały mu dziwną satysfakcję.
Uwielbiał patrzeć, asekurując go podczas ćwiczeń, jak napinają się jego mięśnie,
wiele razy tak się zamyślił, że stracił całkowicie kontakt z rzeczywistością.
- Chodźcie do domu, zaraz
będzie obiad, na pewno jesteście głodni.
- Umieramy z głodu – rzucił
Tom.
Weszli do domu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
Awwwwww :3
OdpowiedzUsuńrozpływam się...
Czy ty może nas przygotowujesz na coś strasznego??
bo takie mam wrażenie
że po tych miłych, pięknych i szczęśliwych odcinkach będą takie na których będę płakać ...
takie jest moje odczucie nie wiem czy dobre no ale jest ^^
co do majówki to mija całkiem dobrze <3
zacznąam pisać nowe opowiadanie XD
i wcale a wcale nie jestem złośliwa :-P
w ogóle ;-)
Właściwie to tak :)
UsuńA ty, oczywiście że jesteś, bo kończysz w takim momencie, że wiesz...
Nie jestem ><
Usuńteraz dokończyłam rozdział 3 ^^
możesz przeczytać XD
chociaż po nim uznasz że jestem... nie ważne :-D
ODCINEK CUDOWNY
OdpowiedzUsuńPYTANIE RETORYCZNE: KTÓRY ODCINEK TWOJEGO AUTORSTWA TAKI NIE JEST?
COŚ MI SIĘ WYDAJE, ŻE BĘDZIE BARDZO ŹLE, BO TERAZ JEST ZDECYDOWANIE ZA CUKIERKOWO. NIE ŻEBY MI TO PRZESZKADZAŁO, NO ALE JEDNAK.
I JAK JE WYTRZYMIE DO SRODY BEZ ROZDZIAŁU?
NIE DAŁO BY SIĘ CZEGOŚ WSTAWIĆ TAK NP. JUTRO DO GODZ. 12.30?
PRZYNAJMNIEJ BYŁOBY CO ROBIĆ NA WDZ, A NIE SŁUCHAĆ JAKIŚ PIERDÓŁ. XD
DUŻO WENY ŻYCZĘ
KOTEK
Raczej nie dam rady. :( Ostatnio wrzucam odcinki nie co drugi, a trzeci dzień, a to dlatego, że pomagałam się przygotować pewnej osobie do matury, i jak mi obleje to ja chyba zabije, naprawdę:) Co prawda może na wtorek bym się wyrobiła, ale wolałam sobie nie zaciskać sama pętli na szyi, nie miej jednak zerknij we wtorek możne, ale to tylko może coś będzie :)
UsuńSPOKO, NIE SPIESZY SI9Ę. NAJWYŻEJ BĘDĘ STARE NOTKI CZYTAĆ. ROZUMIEM, ŻE CIĘŻKO Z CZASEM JAK SĄ MATURY, SESJE ITD.
UsuńTak tak rozumiemy ^^
UsuńZ racji, iz po raz kolejny raz dopadla mnie depresja to chcialabym, aby nastal czas klopotow i smutkow.
OdpowiedzUsuńBo zycie jest do dupy.
Aczkolwiek naprawde ciesze sie z ich szczescia, ze maja siebie i na pewno sie uporaja z problemami.
Niedługo się doczekasz...
UsuńSzczerze, to podeszłam do tego opowiadania bardzo sceptycznie. Moja wiara w zjawiska paranormalne, projekcje astralne, czy różne czaso przestrzenie jest... cóż wlasciwie to nie istnieje, ale ponieważ dzisiejszy dzień byl jednym z tych w ktorych człowiek, ze szczęścia ma aż ochote skakać... najlepiej z mostu lub pod pociąg pomyślałam "ok przynajmniej sie po śmiejesz". I wiesz, że faktycznie były momenty w których sie śmiałam ( nie mylic z wysmiewac), momenty w których byłam pod duży wrażeniem twojej dbałości o szczegóły, zachwycona faktem, ze jak to w polsce bywa, nie leczylas Toma, łacińskim odpowiednikami polopiryny, a w mniejszym, czy większym stopnu położyłas nacisk na aspekt, medyczny. Zawiedzona, że jednak nie pozbawilas Toma pamięci, liczac że tym razem, lepiej rozbudujesz element "zdobywania". Uraczona, że używasz słów, ktorych większość z nas, juz nie używa, choć powinni...
OdpowiedzUsuńA zeby nie bylo zbyt kolorowo, to Bill i kuchna! Serio? Nie kupuje tego, to jakby przybrać kota w zająca ( jesli ogladalas "Misia" napewno wiesz o czym mowie, jesli nie, polecam bo warto) A i ten nieszczęsny psycholog, błagam cie nigdy wiecej nie pisz, ze psycholog jest Lekarzem!!!! JEST TERAPEUTA,nie lekarzem, lekarzem jest psychiatra.
Na koniec, mojego nie skladnaego dziś wywodu pozwole sobie zaprosić cie na http://teoria-chwil.blogspot.com , moze sie spodoba. Pozdrawiam i czekam, na ciąg dalszy :)
Dziękuję. Cieszy mnie to, że jednak skusiłaś się na przeczytanie. Ja też nie jestem fanką jakiś czarów i cudów na kiju, a jedli coś już jest, to lubię, żeby to było prawdopodobne albo nie ociekało zbyt dużą ilością magią. Co do samego doktorka, to Hiraga jest neurologiem lekarzem neurologiem, a psychologia to tylko jego dodatkowa kalifikacja, to tak celem wyjaśnienia skąd wzięło się to określenie lekarza. I dziękuję za namiary, na pewno zajrzę. Pozdrawiam Cię serdecznie i zapraszam na kolejne moje odcinki.
Usuń