Informacja

KIEDY NOWY ODCINEK?

W niewoli uczuć (23) - Soon :D




INFORMACJA


PDF do ściągnięcia
Klik





Obserwatorzy

czwartek, 22 maja 2014


Witajcie kochani.
Cały dzień miałam w sumie udany, a na sam koniec tak się zdołowałam, że mam ochotę się rozpłakać, tylko sama nie wiem, z jakiego powodu, chyba generalnie mam doła, albo mam jebane PMS, ehh..., no tylko sobie palnąć w łeb. Ma ktoś z was ochotę postrzelać do żywego celu? Chętnie posłużę za tarczę strzelniczą, tylko proszę celować w głowę.
Dobra nie będę wam marudzić, chyba się zaraz ubiorę i pójdę połazić po osiedlu, nie ważne, że 1 w nocy, złego licho nie bierze.
Zapraszam na odcinek i do następnego.
Wasza Niki.


Odcinek 55




Zdrętwiałem cały, kiedy się poruszył, nie mógł mnie tu zastać, gdyby mnie zobaczył, odczytałby to jak zachętę, w końcu sam do niego przyszedłem, nie mogłem na to pozwolić. Nie wiem, ile czasu leżałem skulony na podłodze koło jego łóżka, nadsłuchując czy śpi, czy może przebudził się i leży, nie mogąc zasnąć zresztą podobnie jak ja. W końcu powoli zebrałem się na odwagę i podniosłem, zerkając na niego. Odetchnąłem, kiedy zobaczyłem, że smacznie śpi. Bardzo powoli i jak najciszej wstałem z podłogi i krok za krokiem wycofałem się z pokoju, dopiero za drzwiami, oddychając pełną piersią. Chyba mi odbijało i to z całą pewnością na jego punkcie.
Kurwa! Jak ja mogłem zakochać się we własnym bracie? Jak mam teraz dalej żyć? Pracować z nim, mieszkać, udawać, że to tylko mój brat, kiedy każda komórka mojego ciała pragnie go. Serce tłukło się w mojej klatce piersiowej, jak oszalałe, im bardziej oczami wyobraźni widziałem go tam śpiącego na łóżku, z rozłożonymi na boki rękami, jakby zachęcał mnie do rzucenia się mu w ramiona, tym bardziej czułem, że rośnie we mnie podniecenie.
Zamknąłem się w łazience. Odkręciłem zimną wodę i ochlapałem nią twarz, podnosząc głowę do góry i spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Krople wody spływały po mojej twarzy jak łzy. Zresztą naprawdę miałem ochotę się rozpłakać. Nie wiedziałem, co robić. Każde rozwiązanie było nie do przyjęcia na dłuższą metę. A rozważyłem już wszystko, poprzez rozbicie zespołu, do osobnego mieszkania. Jednak jakkolwiek bym o tym nie myślał, zawsze brałem pod uwagę tylko Toma odczucia i w tym momencie, nie myślałem o sobie, a przynajmniej tak mi się wydawało, że nie myślę. W każdym razie, kiedy uzmysławiałem sobie jego miotającego się z kąta w kąt albo potrzebującego mnie, tułającego się gdzieś samotnie lub upijającego się każdej nocy, a co gorsze uprawiającego seks z każdą chętną laską, czułem, że za chwilę zwymiotuję na samo wyobrażenie sobie tego. Najgorsze w tym wszystkim jednak było to, że o ile ja może w końcu wróciłbym do życia, jakie prowadziliśmy przed tym wszystkim co się stało, o tyle wiedziałem, że Tom nie będzie chciał nawet o tym słyszeć i właśnie w tym momencie czułem się, jakbym stał pod ścianą śmierci i to właśnie on wymierzał pistolet w moją głowę. Nie wiem, ile stałem przed tym lustrem, ale wyszedłem z łazienki dopiero, kiedy sobie ulżyłem. I pomyśleć, że robiąc to wyobrażałem sobie smak ust Toma i jego dłonie błądzące po moim ciele. Jestem masochistą.
Walnąłem się w końcu na łóżko i nawet się nie nakrywając, zasnąłem.
                Rano obudziłem się, słysząc brzęk tłuczonego szkła w kuchni. Zerwałem się i pobiegłem tam.
- Nie wchodź! – krzyknął na mnie, wystawiając rękę w geście powstrzymania mnie przed wejściem.
- Co ty wyprawiasz?
- Chciałem zrobić kisiel, ale te szklanki z całą pewnością nie są żaroodporne. Nie wchodź tu zanim nie uprzątnę szkła, jesteś na bosaka jeszcze się skaleczysz i trzeba będzie jechać z tym na pogotowie.
No właśnie, przypomniało mi się coś.
- O której jedziesz zdjąć szwy?
Spojrzał na mnie, chyba nie sądził, że będę pamiętał, a już na pewno, że naprawdę będę chciał z nim jechać.
- Nie wiem, chciałem najpierw coś zjeść.
- To dla mnie też zrób, pójdę się ogarnąć – rzuciłem. Jeśli myślał, że odpuszczę, to był w błędzie.
- A jaki chcesz?
Popatrzyłem na niego i bez namysł odpowiedziałem.
- Przecież wiesz co lubię.
- Wiem, że lubisz kilka, nie wiem, na który masz ochotę.
- Domyśl się – rzuciłem i zostawiłem go samego z tym bałaganem. Dopiero, kiedy wszedłem do łazienki palnąłem się po głowie. Że też on jeszcze ze mną wytrzymywał, w jednej chwili mówię mu, że między nami nic nie będzie, a w drugiej go prowokuję. Jestem zdrowo jebnięty.
Umyłem się i ubrałem. Kiedy wyszedłem z łazienki w kuchni na podłodze nie było już śladu szkła ani wody, a na stole stał kubek wiśniowego kisielu.
- Może być? – zapytał.
- Owszem.
- Nie musisz ze mną jechać, to zajmie tylko chwilę, po co masz się tam ze mną tłuc, zwłaszcza, że nie znosisz zapachu leków i tej atmosfery.
Spojrzałem na niego.
- Masz coś do ukrycia?
- Nie. Chciałem ci tylko podarować tego.
- Martw się o siebie. A! I żeby to było jasne już teraz – zastrzegłem sobie. – Do gabinetu wchodzę razem z tobą, nie obchodzi mnie to czy się wstydzisz, czy nie.
Uniósł tylko brew.
- Jak chcesz – odpowiedział. – Idę się przebrać i możemy jechać, chcę mieć to już z głowy.
- Ja już jestem gotowy – oświadczyłem.
Mruknął tylko pod nosem, co miało oznaczać „ok” i wyszedł z kuchni.
W końcu wyszliśmy z apartamentu. Zjechaliśmy windą na podziemny parking.
- Jedziemy moim – powiedział i odblokował pilotem zamek w aucie. Nie dyskutowałem, obszedłem auto i wsiadłem.
Przez całą drogę nie odzywaliśmy się do siebie, to było okropnie męcząca cisza, nawet muzyka, którą nastawił nie pomagała, ciężko mi było stwierdzić, który z nas denerwuje się bardziej, a im bliżej byliśmy celu, tym większego przekonania nabierałem, że jego warga, to nie jedyne miejsce, które przyjdzie mi oglądać podczas ściągania szwów.
Zaparkował i zgasił silnik.
Sięgnął jeszcze do schowka, wyciągając plik jakiś kartek, za pewne dokumentów, które dostał, jak był tu za pierwszym razem.
Zapiąłem zamek kurtki pod samą szyję i wysiadłem z samochodu. Naprawdę nienawidzę szpitali. Jak tylko zatrzasnąłem drzwi auta zablokował pilotem zamki i ruszył w stronę wejścia, a ja za nim.
Kiedy dotarliśmy do recepcji, kazano mu udać się do gabinetu zabiegowego na pierwszym piętrze.
- Nie musisz iść, jeśli nie chcesz – odezwał się w końcu do mnie.
- Wydawało mi się, że coś ci na ten temat powiedziałem w domu.
- Zastanawiam się, co jest w tym momencie większe, twoja ciekawość czy strach?
Spojrzałem na niego z ochotą przywalenia mu, ale odwrócił wzrok, ignorując mnie.
- Pan Kaulitz?- odezwała się pielęgniarka, otwierając drzwi gabinetu.
- To ja – odparł Tom.
- Zapraszam.
Tom jednak nie wszedł pierwszy, tylko machnął zapraszającym gestem ręki na mnie, puszczając mnie przodem. Pielęgniarka spojrzała na mnie zdezorientowana, już miała coś powiedzieć, ale Tom wszedł jej w słowa.
- To mój brat, przyszedł potrzymać mnie za rękę – rzucił złośliwie. Oczywiście nie mógł się powstrzymać, żeby czegoś złośliwego nie powiedzieć, ale udałem, że tego nie usłyszałem.
A pielęgniarka tylko się uśmiechnęła.
- Proszę sobie usiąść, to zajmie tylko chwilkę – tym razem odezwała się do mnie. Oczywiście skorzystałem z zaproszenia.
Tom podał jej plik kartek, które tu ze sobą przyniósł. Pielęgniarka przejrzała je, wklepała kilka danych w komputer, po czym spojrzała na Toma.
- Czy przez ten czas wystąpiły jakiś problemy, ból, krwawienie, jakiś nietypowy obrzęk? – zaczęła wypytywać.
- Nie – odpowiedział jej krótko.
- Dobrze, w takim razie zapraszam na kozetkę.
Tom spojrzał na mnie, a ja poczułem, jak zaczyna mi podchodzić zawartość żołądka do gardła, czułem się nieswojo.
- To nie będzie bolało – powiedziała. – Proszę się położyć.
Już zacząłem żałować, że tu przyszedłem, miałem ochotę w tym momencie uciec z stamtąd. Dobrze, że siedziałem, bo chyba bym tam zemdlał z emocji.
Kiedy Tom się położył, przykryła go papierową serwetą i zapaliła lampę. Po chwili zaczęła usuwać nitkę.
- Boli?- zapytała, na co Tom mruknął, co miało oznaczać, że nie. – No i już. Bardzo ładnie się zrosło, prawie nie widać. Za jakiś czas nie będzie nawet znaku. Napiszę panu nazwę maści, którą trzeba kupić w aptece i smarować. Zabrała papierową serwetkę, pozwalając Tomowi usiąść.
A ja z ledwością przełknąłem ślinę. Patrzyłem na niego, miał wypieki na twarzy, wcale się nie dziwiłem, dlaczego, ta pielęgniarka była niczego sobie. Zastanawiałem się tylko, jak on się teraz przed nią porozbiera i…
- W porządku? – zapytała go.
- Tak, dziękuję.  Przyzwyczaiłem się do tych odstających nitek – powiedział, czując się dziwnie, kiedy dla mnie w końcu zaczął normalnie wyglądać i nie przypominać mi tego, co mu zrobiłem.
- Do jutra zapomni pan, że je miał.
I tylko czekałem, jak każe się mu teraz rozebrać. Wstała, Tom zaraz za nią i spojrzał na mnie, podchodząc do biurka.
Pielęgniarka napisała na kartce nazwę maści i podała ją Tomowi.
- Tu jest nazwa maści, proszę smarować najlepiej na noc i proszę na siebie uważać.
- Dziękuję, będę – posłał jej tak czarujący uśmiech, że odwróciłem głowę w drugą stronę, nie mogąc na to patrzeć.
- Niech pan pilnuje brata – zwróciła się do mnie. - Żeby następnym razem nie trzeba było szyć głowy. Radzę położyć w łazience jakiś dywaniki – poradziła, jakby ich tam nie było, a były, i to aż trzy.
Patrzyłem na nią jak na wariatkę. Czyżby wcisnął jej ten sam kit, co Jostowi, że pośliznął się w łazience i uderzył o umywalkę?
- Idziemy – dotknął mnie, wyrywając z zadumy.
- Do widzenia – pożegnałem się i wyszliśmy.
Na korytarzu chwyciłem go za rękaw, zatrzymując, bo pędził do wyjścia, jakby to on miał uraz do szpitali, a nie ja.
- Zaczekaj.
- Masz – wcisnął mi kartkę z nazwą maści. – Kupisz mi, tyle chyba możesz zrobić dla mnie, skoro zaspokoiłem twoją ciekawość – powiedział to dość ironicznie, ale nie zamierzałem dać mu się sprowokować.
- Myślałem, że… – wydusiłem z siebie.
Pokręcił głową.
- Masz czyste sumienie, zadowolony?
- Ale… - ale ja widziałem krew, byłem tego pewny.
- Zapomnijmy o tym, okej?
- Nie powiesz mi?
- Nie interesuję cię już w ten sposób, więc nie widzę potrzeby, żebyś o tej części mojego ciała musiał cokolwiek wiedzieć.
- Co? – nie mogłem uwierzyć, że to powiedział. Pogodził się, że więcej nic między nami nie będzie? Niemożliwe!
- Sam tak wybrałeś Bill.
Wyszliśmy przed szpital na parking.
- Gdzie cię podrzucić? Do domu, do sklepu, może do Angeli? – zapytał.
- A ty?
- Mam coś do załatwienia.
- Mogę jechać z tobą?
- Po co? To nie dotyczy ciebie.
- Myślałem… - teraz już byłem pewien, że jest na mnie zły za wczoraj. Widziałem, że hamuje się, żeby nie powiedzieć za dużo.
- Wsiadaj do samochodu.
Wsiadłem. Nie podobało mi się zachowanie Toma, wiem co powiedziałem wczoraj, ale nie sądziłem, że tak szybko da za wygraną. Czy chciał mnie teraz ukarać, a może znalazł sobie kogoś innego na moje miejsce, nie jedna by chciała, doskonale zdawałem sobie z tego sprawę.
Tak się zamyśliłem, że nawet nie zauważyłem, kiedy zajechaliśmy pod nasz apartament.
- Jesteśmy na miejscu – powiedział, czekając aż wysiądę.
- Jesteś na mnie zły?
- Nie – odpowiedział krótko.
- Odnoszę wrażenie, że tak.
- I właśnie teraz chcesz o tym dyskutować?
- A kiedy?
- Może później, trochę się spieszę.
- O której wrócisz?
- Niedługo.
- Kocham cię Tom - spojrzałem mu w oczy.
- Tak? To pocałuj mnie.
- Tom, nie…
- A widzisz – uśmiechnął się. - Nawet nie traktujesz mnie już jak brata, kiedyś pocałowałbyś mnie w policzek bez zastanowienia.
- To nie tak – zacząłem się tłumaczyć, poczułem się, jak jakiś śmieć, nie wiem, czy jego zamiarem było to, żebym się tak właśnie poczuł, czy wyszło mu to niechcący, ale było mi przykro.
- Idź już, bo stoję na zakazie.
Wysiadłem, totalnie zgasił mnie tym jednym zdaniem. Stałem tam jeszcze dobre parę minut, łzy same cisnęły mi się do oczu, ale nie z żalu, tylko ze złości. Na prawdę sądziłem, że będzie o mnie walczył, a on po prostu odpuścił, widziałem to, nie było, co do tego wątpliwości, nie myślałem, że tak mnie to zaboli, skoro sam tego chciałem. Usiadłem na ławce i wygrzebując z torby papierosy odpaliłem jednego, musiałem się uspokoić. Wypaliłem dwa i szczerze mówiąc prócz tego, że śmierdziały mi ręce nie czułem się ani odrobinę lepiej czy spokojniej. Zebrałem się i wrzucając papierosy do torby ruszyłem alejką w stronę wejścia do apartamentowca.  W holu naszego budynku była apteka, więc mając za pamięci prośbę, chociaż na prośbę, to raczej nie zabrzmiało, kupiłem maść i wróciłem do domu.
Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić, zrobiłbym coś do jedzenia, ale nie wiedziałem, o której wróci Tom, czy w ogóle wróci, usiadłem przy stole w kuchni i zacząłem bawić się telefonem.
Postanowiłem napisać mu sms’a, będąc poniekąd ciekawy czy w ogóle odpisze.

Napisałem:
Chciałbym zrobić coś do jedzenia, ale nie wiem, o której wrócisz, czy w ogóle wrócisz… i czy zjesz?

Wiedziałem, że to była zagrywka poniżej pasa, ale chciałem zobaczyć jak zareaguje. Wysłałem.
Po dosłownie minucie dostałem odpowiedź:

Rób, koło siedemnastej będę w domu.

Ciekawe, czy nie zrozumiał dwuznaczności mojego sms’a, czy postanowił udawać, że jej nie wyłapał. W każdym razie odpisałem, tylko krótkie „OK” i zerkając na zegarek, ile mam czasu wziąłem się za gotowanie. 
Wrzuciłem na patelnie paczkę jarzyn, zagotowałem ryż, zrobiłem do tego sos i zdążyłem w ostatnim momencie, bo kiedy miałem właśnie przekładać wszystko do półmiska usłyszałem, że wrócił.
- Jestem – krzyknął z przedpokoju.
- Umyj ręce, już gotowe.
- Czuję – odparł i poszedł do łazienki. Kiedy wrócił rozejrzał się po kuchni – Um, wygląda bardzo apetycznie.
- Nic specjalnego, to tylko jarzyny z ryżem i sosem.
- Dla mnie pychota – mówiąc to usiadł do stołu i zaczął jeść.
Znowu zapadła między nami cisza, przerywana tylko brzękiem sztućców i odgłosem stawianych szklanek na stole.
- Kupiłem ci tą maść – kiwnąłem głową na szafce, na której ją położyłem. Podążył za mną wzrokiem.
- Dzięki. Co robiłeś, jak mnie nie było? – zapytał.
- Gotowałem – odparłem.
Mruknął, przyjmując to do wiadomości. I znowu zapadła cisza. Skończyliśmy już prawie jeść, kiedy rozdzwonił się jego telefon. Wyciągnął go z kieszeni.
- To Geo – powiedział i odebrał. – No co tam stary?
- Jesteście w domu?
- Tak, właśnie zjedliśmy, a co chcesz wpaść na darmową wyżerkę?
- No w sumie, to czemu nie, ale chciałbym wam coś pokazać?
- Swoją nową dziewczynę? – zażartował Tom.
- Lepiej. Wpadnę do was za jakieś dziesięć minut, tylko powiedzcie tym waszym ochroniarzom, żeby mnie wpuścili.
- Dobra zaraz ich poinformuję, że będziesz.
- To do za chwilę.
- Narka – pożegnał się Tom.
- Co się stało? – zapytałem.
- Geo zaraz nas odwiedzi. Chce nam coś pokazać.
- Co?
Tom wzruszył ramionami.
- Czekaj, zadzwonię do ochrony, żeby go wpuścili, jak przyjedzie, bo będzie tam stał i klął na nas – mówiąc to wybrał numer do dyżurki i poinformował o spodziewanej wizycie.
Po kilku minutach usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Tom poszedł otworzyć.
- No hej – przywitał się Georg.
- Właź – wpuścił go. – Sam jesteś? – zapytał zdziwiony.
- Nie zupełnie – odparł enigmatycznie, a ja podszedłem, stając obok Toma.
- Jesteście gotowi?- zapytał z uśmiechem na twarzy.
- Tak, tylko nie wiemy na co – odparł Tom.
Geo rozpiął kurtkę, wyciągając za pazuchy małą, czarną włochatą kuleczkę.
- O Boże – jęknąłem, widząc, że to szczeniaczek.
- Wiedziałem, że ci się spodoba – zaśmiał się.
- Jeździłeś do Hamburga po psa? – zdziwił się Tom.
- Tak. Nie chciałem wam wcześniej mówić, bo nie wiedziałem czy mi się jakiś spodoba, ale jak go zobaczyłem wiedziałem, że muszę go zabrać.
Chwyciłem maleństwo w ręce. Był taki malutki, że mieścił się dosłownie w dłoni.
- To on czy ona? – zapytałem.
- On, Buddy.
Szczeniak zaczął popiskiwać.
- Cichutko malutki.
- Pewnie jest głodny – stwierdził Georg.
- Boże, czy on nie jest jeszcze za mały, żeby go odłączać od matki?
- Nie. On będzie w ogóle mały, to mieszaniec Chihuahuy z Yorkiem. Masz tu jedzonko dla niego i nakarm go – zaśmiał się, podając mi reklamówkę – W środku jest kartka, jak należy to przygotować.
- Zabrałem malucha i zostawiłem ich tam w przedpokoju i poszedłem do kuchni robić małemu jedzenie.
Jak byłem zły, jak miałem doła i w ogóle czułem się źle, tak ten maluch sprawił, że kompletnie zapomniałem o wszystkich moich problemach.
Geo i Tom poszli do salonu.
Tom po chwili przyszedł do kuchni po jedzenie, najwyraźniej zaproponował mu posiłek, nie miałem absolutnie nic przeciwko, dałem mu jeszcze szklankę i butelkę Coli.
A ja zrobiwszy szczeniakowi jedzenie, zacząłem go karmić. Tak się tym zaabsorbowałem, że nawet nie zauważyłem, jak stali obaj w drzwiach kuchni ,nabijając się ze mnie.
- Tom, może powinieneś kupić Billowi psa, już dawno nie widziałem go takiego rozanielonego.
- Ja też - przyznał Tom.
- Bill, tylko się nie przyzwyczajaj, Buddy’ego zabieram ze sobą.
- Wiem.
-  A kto się nim zaopiekuje, jak pojedziemy w trasę? – zapytał Tom.
Z tego właśnie powodu nie mieliśmy jeszcze psa, chociaż zawsze chcieliśmy.
- Zostanie z mamą. Gdyby nie był taki malutki zabrałbym go ze sobą, przecież to żaden problem.
- Tom, weźmy jakiegoś psiaka, proszę – zacząłem prosić go.
- No i co narobiłeś? – powiedział do Geo. – Teraz będzie mi marudził.
- To weźcie psa i już – uciął krótko Georg.
- Jasne – bąknął Tom.
Tak, w naszej sytuacji, kiedy nie wiedzieliśmy, czy przypadkiem jutro nie będziemy musieli uciekać na przykład do Francji, wzięcie psa było trochę nieodpowiedzialne, wiedziałem o tym, ale wiedziałem też, że Tom też ma ochotę na psa.
- Daj mi go trochę – powiedział i podszedł do mnie, wyciągając ręce po pieska.
- Uważaj, dopiero się najadł – ostrzegłem go.
- Wiem – odparł delikatnie, zabierając ode mnie malucha i tuląc go do siebie. Żałowałem, że nie zrobiłem mu teraz zdjęcia, wyglądał z tym szczeniakiem tak uroczo, że nie mogłem oderwać od niego oczu.
- Cześć kolego, Billy cię nakarmił? Smakowało ci?
Geo się tylko śmiał.
- Wiedziałem, jak wam poprawić nastroje.
Tom spojrzał na niego.
- Oboje ostatnio jacyś smętni jesteście.
- Jesteśmy zmęczeni, a nie smętni – skłamał Tom.
- Można to i tak nazwać, jeśli tak wolicie.

11 komentarzy:

  1. niecierpliwie czekam, aż między bliźniakami na nowo zacznie się coś dziać. Czy przypadkiem nie za długo nas tak męczysz, hm? :D

    OdpowiedzUsuń
  2. SUPER ODCINEK
    SZCZERZE TO BILL ZACZYNA MNIE WKURZAĆ TYM TRZYMANIEM TOMA NA DYSTANS. RANI I SIEBIE I BRATA. MAM OCHOTE MU DAĆ W ZEBY.
    NIE WNIKAM CO TOM ZAŁATWIAŁ, CHOCIAŻ JESTEM CIEKAWA XD
    DUŻO WENY ŻYCZĘ
    KOTEK

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wstrzymaj się, bo nie wiem, czy Tomowi by się to spodobało :D

      Usuń
    2. TEŻ NIE WIEM, ALE ON TEŻ ODE MNIE ZAROBI W ZĘBY JAK TAK DALEJ PÓJDZIE.
      NIE PYTAJ O SZCZEGÓŁY, BO ZA DŁUGO BY OPOWIADAC.
      NAJLEPSZY BYŁ GEO Z TYM P[SEM. MASAKRA JAKAŚ.
      KOTEK
      PS.U MNIE NOWY

      Usuń
  3. Niech Bill ruszy dupę i pogodzi się z Tomem!
    A wg. to bardzo podobał mi się ten rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No kurczee niech oni się pogodzą noo! Kochają się , więc niech będą razem !!
    Kuurcze już się nie mogę doczekać następnego odcinka !! ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Geo wszechwiedzący wkroczył do akcji z psiakiem :-D
    niech Bill skamle do Toma, że chce psa :-) to na pewno ich pogodzi ;-)
    nie mogę już doczekać się następnego odcinka ;-)
    pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*