Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
2 miesiące temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
niedziela, 25 maja 2014
00:00
Witajcie kochani.
Coś w ostatnich dniach mam takiego doła jak rów Marjański.
Nawet burza się na mnie dzisiaj wypięła, a tak na nią liczyłam, poszła se bokiem :(
Już dawno nie miałam takiego poczucia wszechogarniającego
bezsensu, dosłownie wszystkiego. Mam tyle rzeczy do zrobienia, a jak o nich myślę,
to wydają mi się bez sensu i nic mi się nie chce. Wybaczcie, że wam narzekam. Z
natury jestem optymistką i to zwykle ja wszystkich motywuje, ale ostatnie kilka
dni, to porażka. No, ale mniejsza o to.
Mam nadzieję, że po dzisiejszym odcinku nikt mi płakać
nie będzie, bo się chyba zachlastam.
Trzymajcie się.
Wasza Niki
Odcinek 56
- Gustav go widział? –
zapytałem.
-
Był ze mną. Ale to wyszło przez przypadek, więc się nie czepiajcie, że coś was
ominęło.
- Jasne – bąknął Tom.
Szczeniak, chociaż na moich rękach się wiercił i
popiskiwał u Toma siedział cicho i najwyraźniej zamierzał sobie uciąć drzemkę.
- Lubi cię – powiedziałem. –
Zobacz jak się do ciebie przytula.
- Może pachnie jak jego matka
– walnął Geo, a Tom tylko spojrzał na niego.
- Bardzo śmieszne –
skomentował. – Tuli się, bo wyczuwa dobrego człowieka – podsumował.
- Jasne – bąknął na odczepne.
- No dobra, chyba będę się zbierał, robi się późno, a rano trzeba wstać i jechać
do studia – stwierdził Geo.
Westchnąłem, czasami miałem dosyć wszystkiego, a ostatnio
jakoś wszystko mnie też nużyło i denerwowało, prawdopodobnie przez sytuację, w
której tkwiłem razem z Tomem. Tyle, że jemu praca akurat dawała wytchnienie, a
mnie nie.
Kiedy Tom oddał szczeniaka Georgowi, maluch zaczął
skamleć.
- Cichutko, wujek Tom cię
jeszcze odwiedzi w domu.
- Dzięki Geo, od razu poczułem
się lepiej – rzucił ironicznie Tom.
- Ja mówię poważnie, zostałeś wujkiem,
zresztą ty Bill tak samo, chociaż chyba do kompletu powinienem powiedzieć
ciocią.
W tym momencie spojrzeliśmy z Tomem na siebie. Nie wiem,
czy Geo zdawał sobie sprawę z tego, co powiedział, ale my odebraliśmy to bardzo
personalnie.
- To, o której widzimy się w studiu?
– Tom zmienił temat.
- Dziewiąta, dziesiąta? – Geo rzucił
propozycją.
- Może jedenasta? – wtrąciłem
się.
- Dobra, to o jedenastej –
zgodził się.
Podałem mu jeszcze reklamówkę z jedzeniem dla małego i odprowadziliśmy
przyjaciela do drzwi.
Kiedy Tom przekręcił zamek w drzwiach i odwrócił się do
mnie, spojrzeliśmy sobie w oczy. Znowu zrobiło się niezręcznie. Patrzyliśmy tak
na siebie, aż w końcu Tom się uśmiechnął.
- Co? – zapytałem.
- Nic ciociu – rzucił i ruszył
w kierunku łazienki.
- Tom? – zawołałem go.
- No? – zatrzymał się i
odwrócił.
- Gdzie jeździłeś?
Patrzył na mnie dłuższą chwilę, nie wiem czy, zastanawiając
się, co mi powiedzieć lub może, czy w ogóle mi powiedzieć.
- Dlaczego chcesz wiedzieć?
Czy ja pytam, dokąd ty wychodzisz?
- Możesz pytać, odpowiem.
- Jasne.
- Masz kogoś?- zapytałem
wprost.
Uśmiechnął się i podszedł do mnie.
- A co byś zrobił, gdybym powiedział,
że tak?
- A masz?
Dotknął mojej twarzy i przysunął się do mnie jeszcze
bliżej. Cofnąłem się, natrafiając plecami na ścianę, a on kolejny raz przysunął
się i był tak blisko moich ust, że czułem jego oddech.
- Pocałuj mnie Billy.
- Nie możemy. Proszę, zrozum
to. Kocham cię, ale już nigdy więcej tego nie zrobimy.
- Um – mruknął tylko. Byłem
pewny, że się zaraz na mnie rzuci. Nasze wargi delikatnie się stykały, czułem
ciepło jego ust, jego zapach i czułem, że się podnieciłem, serce podeszło mi do
gardła, a on katował mnie swoją bliskością.
- Twój ruch Billy, jeśli nic
teraz nie zrobisz, nigdy więcej się do ciebie nie zbliżę. Wybieraj.
- Nie mogę – wydusiłem z
siebie, chociaż miałem ochotę się teraz rozpłakać. Dlaczego on tego nie
rozumiał? Dlaczego nie obchodziła go nasza rodzina? Przecież nie byliśmy tylko
ja i on. Była jeszcze mama, Gordon, nasz ojciec, babcia, najbliższe nam osoby,
które wspierały nas przez całe życie, dlaczego do cholery oni go nie
obchodzili?
- W porządku, żebyś tego
później nie żałował – odsunął się ode mnie i ruszył do łazienki, a ja zjechałem
po ścianie i ukrywając twarz w dłoniach rozpłakałem się.
Zebrałem się jednak po chwili i uciekłem do pokoju, nie
chciałem, żeby Tom to zobaczył. Przeryczałam pół nocy, najgorsze było to, że już
sam nie byłem pewien, co powinienem zrobić, co jest dla mnie, dla nas dobre a
co złe. Jakkolwiek o tym myślałem wszędzie dostrzegałem zalety i wady tego
związku. Rano prawie zaspałem, gdyby nie Tom, który mnie zbudził, spałbym pewnie
do szesnastej. Cały czas w studiu, jak tylko zbliżał się do mnie uciekałem, widziałem,
że mnie obserwuje, kiedy sądził, że tego nie widzę.
- Jak Buddy? – zapytałem Geo.
- Musiałem z nim spać, bo
strasznie skamlał. Ale, jak tylko wziąłem go do łóżka, to spał do rana jak
zabity.
- Biedactwo, pewnie tęskni za
matką.
- Na pewno, ale przyzwyczai
się, najwyżej będzie na razie ze mną spał.
- Dobrze, że nie masz
dziewczyny, bo była by zazdrosna – walnął Tom.
Geo spojrzał na Toma.
- A może ty jesteś zazdrosny?
- O kogo?
- Bo nie ma cię kto przytulić.
Nie wiem, czy Geo powiedział, to świadomie, ale
widziałem, że te słowa zabolały Toma.
- Bez obaw. Wystarczy, że
pstryknę palcami i mam każdą – odgryzł się.
- Jasne, jeszcze mi tylko
próbuj wmówić, że ostatnio nie masz ochoty albo czasu na panienki.
- Dokładnie tak jest.
Georg zaczął się śmiać, co tylko rozzłościło Toma.
- Przyznaj się, że już żadna
cię nie chcę – drążył Geo.
- Nie interesują mnie panienki
na jedną noc.
- Proszę cię Tom, komu chcesz
ten kit wciskać, bo chyba nie mnie. Straciłeś swój urok osobisty.
- Nie straciłem – zaparł się Tom.
- Straciłeś.
Zaczęli się ganiać na około
stołu, jak dzieci. Zresztą wszystkim nam od czasu do czasu odwalało, i po mimo
że już wszyscy przekroczyliśmy dwudziestkę, potrafiliśmy się zachowywać jak
dwunastolatkowie. Ale dopóki obaj się śmiali nie interweniowałem.
- Bill? – podszedł do mnie
Gustav. – Znowu się pokłóciliście?
- Co? – zdziwiłem się.
- Ty i Tom.
- Nie, dlaczego tak uważasz?
- Bo on ciągle cię obserwuje,
a ty, no nie wmówisz mi, że go nie unikasz.
- Ach – westchnąłem. – Mam
problem i nie wiem, jak go rozwiązać, żeby wszyscy byli zadowoleni.
- Znaczy?
- To skomplikowane –
wiedziałem, że zapyta i co miałem mu powiedzieć, prawdę? - Przepraszam Gustav, ale
nawet nie wiem, czy umiałbym ci to wyjaśnić, żebyś zrozumiał.
- A Tom?
- No właśnie, Tom tego nie rozumie
- i tu absolutnie nie kłamałem.
- A to ciekawe. Przecież Tom
zawsze cię rozumie.
Wzruszyłem ramionami.
- Wiesz, może to zabrzmi
egoistycznie, ale zamiast uszczęśliwiać wszystkich wokoło pomyśl w końcu o
sobie.
- Mówisz jak Tom.
- Skoro dwie osoby tak ci
mówią, to chyba coś w tym jest.
- Żeby to było takie proste –
westchnąłem.
Do studia wszedł Jost, przerywając mi pogawędkę z
Gustavem. W sumie nawet dobrze, bo zaczynałem mieć wrażenie, że Gustav albo się
domyśla, albo coś wie, może nawet od samego Toma, chociaż to raczej było mało
prawdopodobne, ale niemniej jednak wrażenie, jakie odnosiłem podczas tej
krótkiej wymiany zdań było tak intensywne, że pojawienie się naszego managera
było mi wybitnie na rękę.
- Jutro święto, wiecie o tym?
– rzucił.
- Jakie święto?- zdziwił się
Tom.
- Święto pracy. Macie wolne.
Tylko nie świętujcie za mocno. Pojutrze pracujemy normalnie.
- Za kogo ty nas masz? -
oburzył się Tom.
- Staram się pamiętać, ile
macie lat, ale wiem też, na co was stać, mimo wieku.
Żaden z nas tego nie skomentował. Zresztą, każdy zdążył
już w kilka sekund zaplanować sobie jutrzejszy dzień. Każdy, oprócz mnie.
- No dobrze. Myślę, że na
dzisiaj skończymy – powiedział, żegnając się z nami i życząc nam udanego
wypoczynku, a mnie wybitnie ani kończenie dzisiaj wcześniej nie było na rękę,
ani jutrzejszy wolny dzień, który oznaczał zostanie z Tomem sam na sam, co było
dla mnie w tym momencie problematyczne. Już teraz denerwowałem się, zwłaszcza, że
ciągle się na mnie gapił. Czułem, że tylko czeka na odpowiedni moment, żeby
mnie znowu zaatakować tymi swoimi wywodami, które doprowadzały mnie już do rozpaczy.
Jednak przez to, że znowu jeździliśmy razem jednym, zwykle
jego samochodem nie miałem za wielkiego wyjścia i wróciliśmy do domu razem. Oczywiście
przez całą drogę do domu nie odezwaliśmy się do siebie ani jednym słowem. Dziękowałem
w duchu, że włączył muzykę, bo tak się denerwowałem, że serce waliło mi jak
oszalałe i miałem wrażenie, że gdyby nie muzyka z pewnością usłyszałby je.
Jak tylko dopadłem mieszkania zamknąłem
się w swoim pokoju, dopiero względnie tutaj poczułem się spokojniejszy.
No i czekałem, kiedy do mnie przyjdzie, bo tego, że to zrobi,
byłem pewny. Jednak minęła godzina, potem druga i trzecia, po czwartej sam wyszedłem
zmuszony skorzystać z toalety.
Zanim przemknąłem do łazienki widziałem, że siedział w
salonie na kanapie z laptopem na kolanach przed włączonym telewizorem i
zacięcie coś pisał, ale nie zwrócił na mnie uwagi, chociaż z pewnością
usłyszał, że wyszedłem z pokoju. Załatwiłem potrzebę i po cichu, zahaczając
jeszcze kuchnię i w pośpiechu, zwijając puszkę Redbulla i dwa banany, uciekłem
do swojego pokoju.
Jebane święto! I co ja mam teraz siedzieć tu przez cały
dzień sam? Czemu święta zawsze muszą być wtedy, kiedy są najmniej przydatne.
Boże!
Kładąc na biurku mój zwinięty z kuchni prowiant rzuciłem
się na łóżko. Gapiłem się w sufit, zastanawiając się, co ze sobą zrobić? Poderwałem
się do siadu, kiedy przez myśl przeleciała mi Angela.
Chwyciłem za komórkę i napisałem do niej sms’a
Cześć Angela
Jutro wolne, masz
jakieś plany na jutrzejszy dzień?
Po chwili dostałem odpowiedź.
Planów nie mam, ale
nie ma mnie w Magdeburgu. Jestem z tatą we Francji.
No pięknie, jedyna moja deska ratunku właśnie zatonęła.
Napisałem:
Nic nie mówiłaś, że
się wybieracie.
Odpisała:
Bo to króciutka
wycieczka, wylecieliśmy dzisiaj rano i jutro wieczorem wracamy.
No to cudownie, po prostu idealnie, jak już mówiłem
wcześniej, jebane święta!
Napisałem:
W takim razie, baw
się dobrze i uważaj na siebie.
Odpisała:
Dziękuję, ty
również.
Westchnąłem. Katastrofa, gdziekolwiek zawiesiłem swoje
myśli ulotnienia się z domu albo spędzenia reszty dzisiejszego dnia oraz całego
jutrzejszego, nie miałem się, do kogo zwalić i wychodziło na to, że jestem
skazany wyłącznie na towarzystwo Toma. Jakiś czas temu piałbym z zachwytu na
ten zbieg okoliczności, może nawet wyłączyłbym telefon, żeby czasem nikt nam
nie zakłócił tych wspólnie spędzanych chwil, ale teraz, po prostu byłem zrozpaczony.
Usiadłem przy biurku i odpaliłem swój komputer. System zaczął
się ładować, a ja w między czasie zjadłem banany i otwarłem sobie Redbulla, upijając
kilka łyków.
Włączyłem pocztę zespołu i zdziwiłem się, kiedy
zobaczyłem, że skrzynka jest pusta. Kliknąłem w wysłane i wszystko stało się
jasne, od razu zrozumiałem, co tak zawzięcie Tom pisał na laptopie; odpisywał
na maile. Przeczytałem kilka, które wysłał. Lubiłem jego sposób pisania. Zawsze
się wymigiwał od odpisywania na maile fanów, mówiąc, że on nie potrafi się wyrażać,
ale to nie była prawda, jego zdania wydawały się cholernie przemyślane, krótkie
a zarazem treściwe, gdyby mu się chciało mógłby napisać może nawet leprze ode
mnie teksty do naszych piosenek, ale oczywiście nie chciało mu się.
Kiedy poczytałem już sobie stwierdziłem, że skoro pocztą
zespołu zajął się już Tom, to ja przejrzę sobie swojego prywatnego maila.
Odpaliłem skrzynkę i szczęka mi opadła widząc, że mam ponad trzydzieści maili,
a jeszcze bardziej mi opadła, kiedy zobaczyłem, że wszystkie są od Toma.
Aż poczułem, jak skręcają mi się wnętrzności. Nie sprawdzałem
poczty ze dwa dni, kiedy on to mógł wysłać? Może właśnie, dlatego tak się na mnie dzisiaj
w studiu gapił, spodziewał się jakieś mojej reakcji, a ja nie miałem o niczym
pojęcia, Jezu! Zerknąłem szybko na datę, była dzisiejsza. A godzina? Wysłał to nie dalej, jak ponad godzinę
temu.
Gapiłem się na ekran z bijącym sercem i nie wiedziałem,
co zrobić.
Niepewnie otwarłem pierwszą wiadomość.
Cześć Billy.
Wybacz, że napisze
to tak bez ogródek, ale nie potrafię inaczej, zresztą znasz mnie.
Na Malediwach
mówiłem ci o tym, że kiedyś pisałem listy do ciebie, ale nigdy ci ich nie
wysłałem i obiecałem ci, że ci je kiedyś wyślę, otóż muszę ci się do czegoś
przyznać, mówiąc to okłamałem cię, bo nigdy nie zamierzałem ci ich pokazać. Czytałem
je setki razy i… są żałosne i krótko mówiąc takie nie męskie, ale, pewna dobrze
znana ci osóbka, z którą wczoraj się spotkałem, poradziła mi, żebym ci to wszystko
wysłał, mimo wszystko. Powiedziała, że jeśli naprawdę ci na mnie zależy, to powinienem
spróbować jeszcze raz przekonać cię, że nie ma znaczenie reszta świata, że
liczy się tylko nasza miłość i my, a rodzina, jeśli nas naprawdę kochają,
powinni nas, jeśli nie wspierać jak do tej pory, to przynajmniej zaakceptować
to. Jeśli tego nie zrobią, to tym bardziej powinniśmy trzymać się razem, bo to,
co miało wyjść na jaw i tak już wyszło i żadne z nas już tego nie zmieni. W
każdym razie… Mam nadzieję, że nie będziesz się mimo wszystko ze mnie nabijał
po przeczytaniu tych maili. Jak zauważysz po dacie, pisałem je na różnych
etapach życia, więc te pierwsze mogą brzmieć naprawdę dziecinnie, nie mniej
jednak obnażam się przed tobą ze wszystkiego tego, o czym nigdy o mnie nie wiedziałeś,
z nadzieją, że między nami będzie, jak na Malediwach i nie chodzi mi o seks,
żebyś sobie od razu nie pomyślał. Kocham cię i zawsze będę kochał.
Twój Tom.
Poczułem jak trzęsą mi się ręce. A więc to do Angeli
wczoraj pojechał. Ale ryzykował, ciekawe co, by zrobił gdybym poprosił go
wczoraj, żeby mnie do niej zawiózł? Może wcale nie planował się z nią spotkać,
może zwyczajnie chciał, żebym wczoraj poczuł się na tyle odrzucony i zazdrosny
o niego, że to by mnie do czegoś sprowokowało? Matko kochana…
Nie namyślając się dłużej otworzyłem pierwszy list.
Spojrzałem na datę mieliśmy wtedy po piętnaście lat. Pierwsze,
jak się nam wtedy wydawało miłości, kariera, koncerty, nowi ludzie, fanki, to
był ten właśnie czas. Zacząłem czytać.
Bill, nie rozumiem,
o co się tak złościsz, Roksana nic dla mnie nie znaczy, ten związek i tak się rozpadnie,
więc nie musisz się czuć odrzucony, przecież dobrze wiesz, że najlepiej spędza
mi się czas z Tobą. Zresztą, jeśli chcesz, to mogę z nią zerwać, dla ciebie, tylko
powiedz słowo, a zakończę to, nawet zaraz.
Dobrze pamiętam Roksane i to, jak wypalił wszystkim z dumą,
że ma dziewczynę, jako pierwszy z zespołu. Byłem cholernie o nią zazdrosny,
bałem się, że on więcej czasu będzie spędzał z nią, niż ze mną, chociaż przecież,
to by było zupełnie normalne, przynajmniej powinno. Cóż, związek po miesiącu i
tak się rozpadł, zresztą, jak wiele innych po drodze. Uśmiechnąłem się na te
wspomnienia i otwarłem kolejny list.
Znowu się do mnie nie odzywasz, nie znoszę,
kiedy taki jesteś! Przeprosiłem cię, a ty mnie zlałeś i żeby zrobić mi na złość
umówiłeś się z Pamelą, chociaż dobrze wiedziałeś, że ona mi się podoba, ale
spoko, jesteś moim bratem, Tobie wybaczam wszystko, więc dlaczego Ty nie możesz
wybaczyć mnie?
Doskonale pamiętam tamtą kłótnię, było ostro, poszło oczywiście
o dziewczynę. Po jednym z koncertów był bankiet, na którym poznałem dziewczynę,
nawet nie pamiętam, jak miała na imię, chyba Karin, ale nie jestem pewny. W
każdym razie, Tom zarwał wtedy Pamele, śliczną brunetkę, ale kiedy zobaczył, że
moja zdobycz w jego mniemaniu jest bardziej atrakcyjna niż jego, postanowił mi
ją odbić. Jak na ironie dziewczyna nie
była jednak nim zainteresowana, tylko mną i wywiązała się między mną, a Tomem
sprzeczka, bo zwróciłem mu uwagę, że zachowuje się nachalnie i ma spadać. Tak
się najeżył wtedy, że zaczęliśmy się kłócić, a Karin zwyzywała nas od czubków i
zostawiła. Byłem na niego strasznie o to wściekły, więc przeparadowałem przez całą
sale i na oczach Toma pocałowałem Pamelę, wychodząc z nią po chwili z bankietu.
Nic między nami nie zaszło, ale Toma mało szlag wtedy nie trafił.
Uśmiechnąłem się, tak mnie wciągnęły
te maile, zwłaszcza, że doskonale pamiętałem każdą sytuację, którą opisywał,
nie mogłem się oderwać od czytania. Gdzieś jednak po połowie zmieniła się treść
tych maili.
Bill, chciałem ci
dzisiaj coś powiedzieć, ale zabrakło mi odwagi, wybacz, że skłamałem mówiąc ci,
że już nie potrzebuję Twojej pomocy. Odkąd istnieje Tokio Hotel zmieniasz się,
zmieniasz swój wizerunek, patrzę na Ciebie i czuję się przy tobie dziwnie, nie rozumiem
tego, nie rozumiem, czemu denerwuję się, kiedy ktoś inny się Tobą interesuje
bardziej niż powinien. Coś się zmieniło, czuję to, ale nie wiem co.
Spojrzałem na datę, list był pisany ponad dwa lata temu.
Otwarłem następny.
Hej Bill, długo nie
pisałem, ale sam nie wiedziałem, czy w ogóle napisać i co napisać. Musiałem to
sobie wszystko poukładać, przemyśleć i zrozumieć. Długo to trwało, ale już
wiem, co się ze mną dzieje. Chyba Cię kocham, ale nie jak brata. Ostatnio strasznie
krępuję mnie Twoja obecność, w ogóle przy tobie robię z siebie kretyna.
Patrzysz na mnie i mam wrażenie, że wszystkiego się domyślasz. Nie wiem, co mam
zrobić z tym uczuciem. Tak bardzo chciałbym Ci o tym powiedzieć, ale za bardzo
się boję.
Pokręciłem głową. Nawet mi to wtedy przez myśl nie
przeszło, nie zauważyłem też, żeby jakoś znacząco zmieniło się jego zachowanie
do mnie czy w ogóle, żeby robił z siebie kretyna jak sam sądził.
Otworzyłem ostatni z wielką obawą.
Pytasz mnie, czemu ciągle
traktuje wszystkie te laski tak przedmiotowo. Twierdzisz, że mój fiut mną rządzi.
Robię tak i robię to, bo to jedyne wyjście, żeby dać ujście pragnieniom, jakie
mam w stosunku do Ciebie. Boże, nawet nie masz pojęcia, co czuję, kiedy się do mnie
przytulasz, każdy Twój dotyk, spojrzenie jest dla mnie czymś, czego nie umiem nazwać
nawet słowami. Za dwa miesiące jedziemy w trasę, nie mam już siły dłużej z tym
walczyć, nie chcę! Pragnę Cię, i to uczucie jest tak silne, że nie potrafię myśleć
o niczym innym. Obiecałem sobie, że powiem Ci, co do Ciebie czuję, mam nadzieje,
że po tym liście nie poślesz mnie do diabła. Będę walczył o Ciebie i Twoje
uczucie.
Boże, nie miałem nawet podejrzeń, maskował się naprawdę nieźle.
I to przynajmniej od dwóch lat wiedział, co do mnie czuje. Przeczytanie tych
maili zajęło mi ponad godzinę, po policzkach spłynęły mi łzy, samoistnie,
emocje wzięły górę. On robił wszystko, żeby mnie zdobyć, na jednej szali
postawił mnie, a na drugiej wszystko, co było dla niego cenne, karierę, rodzinę,
przyjaciół, jego wspaniałą przyszłość. Był gotowy zrezygnować ze wszystkich
swoich marzeń i podążyć tylko za tym jednym w żadnym wypadku nie marzeniem
tylko uczuciem, miłością, którą byłem ja. A ja? Co ja zrobiłem? Jeśli któryś z
nas był tu skończonym kretynem, to byłem nim ja. Nie wiem co powiedziała mu
Angela, ale w tym momencie powinienem postawić jej pomnik za to co dla nas robiła.
Wytarłem łzy i zamknąłem laptopa. W tym
właśnie momencie podjąłem decyzję, ostatnią, jaką zamierzałam podjąć względem
Toma.
Wstałem od biurka i wyszedłem z pokoju. Rozglądając się
po pomieszczeniach starałem się go zlokalizować, usłyszałem, że jest w kuchni, więc
skierowałem się tam. Stał właśnie przy szafkach, czekając na czajnik. Spojrzał
na mnie, a w tym samym momencie czajnik się wyłączył.
- Chcesz coś do picia, właśnie
zagotowała się woda – zapytał.
- Chcę – odparłem i podszedłem
do niego.
- Płakałeś?- był zdziwiony.
Trudno było tego nie zauważyć, oczy pewnie miałem
czerwone, a i mój makijaż, którego jeszcze nie zmyłem najprawdopodobniej
pozostawiał wiele do życzenia.
- Tak – odpowiedziałem krótko.
– Nad własną głupotą – dodałem.
- Co? – zapytał, trzymając w ręce
paczkę z herbatą, był kompletnie zdezorientowany sytuacją, pewnie w jego głowie
szalały domysły, bo miał rozbiegany wzrok, jakby bał się, że coś istotnego
przeoczy, a ja zabrałem mu z ręki tą herbatę i rzuciłem na szafkę. Był
zaskoczony, a ja to wykorzystałem. Bez sensu walczyłem. Nie potrafię bez niego żyć,
zawsze był dla mnie sensem życia, nawet wtedy, kiedy jeszcze nie wiedzieliśmy,
że możemy być ze sobą tak blisko. Objąłem go za szyję i wpiłem zachłannie w jego
usta.
Mruknął z przyjemności. Zaskoczyłem go, bo przez chwilę
tylko odwzajemniał mój pocałunek, upewniając się, czy za chwilę go nie odepchnę.
Oderwałem się od niego i strącając wszystko, co stało
akurat na stole chwyciłem go za bluzę pod szyją i zacząłem ciągnąć na siebie, kładąc
się jednocześnie na stole. Podparł się rękami po obu stronach mojej głowy i marszcząc
brwi obserwował, próbując uwierzyć, że to na prawdę ja, że to dzieje się naprawdę.
- Zdejmij bluzę – poprosiłem
go natychmiast samemu mu ją podciągając, żeby jak najszybciej się jej pozbyć.
- Bill… - co ty chcesz zrobić?
– zapytał niepewnie, przekładając bluzę przez głowę i rzucając ją na podłogę.
- Przepraszam Tom, przepraszam,
że tyle musiałeś na mnie czekać. Kocham cię, bardzo, bardziej niż myślisz, niż
sam to rozumiem.
- Billy… - był w szoku, to
było po nim aż widać, może wcale nie oczekiwał, że te listy coś mi uzmysłowią,
może dla niego to była głupia pisanina, próba wyrzucenia z siebie
nagromadzonych emocji, albo usiłowanie zrozumienia samego siebie i sytuacji, w
jakiej się znalazł, ale dla mnie jego słowa miały wielką moc.
- Kochaj się ze mną –
poprosiłem.
- Tutaj?
- Tak. Tu i teraz. Chcę cię
poczuć. Pomóż mi to ściągnąć – zacząłem mocować się ze swoją koszulką.
- Zaczekaj – chwycił mnie za
ręce. – Nie szarp – powiedział delikatnie, chwytając za brzegi materiału i bez problemu,
pomagając mi ją z siebie zrzucić.
- Pospiesz się – ponagliłem
go. – Nie chcę tracić już więcej czasu. Wystarczająco długo skazałem nas na
rozłąkę.
W jego oczach pojawiły się łzy. Zaczął mrugać, próbując
nie pozwolić im spłynąć po policzkach.
Miesiąc, tyle dokładnie kazałem mu żyć w piekle moich frustracji
i Bóg wie, czego jeszcze, kiedy tym czasem wystarczyły mi jego silne ramiona, żebym
poczuł się bezpieczny i w końcu na swoim miejscu. Żebym w końcu zrozumiał, że
tylko nasza miłość jest naszą siłą.
Poczułem go w sobie prawie, tracąc
przytomność z rozkoszy. Nie kochaliśmy się tyle czasu, a przyjąłem go całego,
nie czując w ogóle bólu. Każda część mnie należała do niego i była dla niego. Roskosz,
jaką mi dawał nie dało się zastąpić niczym, co znałem i próbowałem przez ostatni
miesiąc, żeby go zastąpić czymś innym, stworzyć sobie jakiś substytut, wszystko
na nic, bo jego nie da się zstąpić niczym ani nikim innym.
- Mocniej Tom! – rozkazałem mu,
marszcząc brwi.
- To cię boli, Bill.
- Nie boli, zaraz dojdę,
jeszcze tylko raz, proszę – zacząłem go błagać – a on może nawet wbrew swojej
woli zrobił to, dając ujście mojemu podnieceniu. Jęknąłem z rozkoszy i przejechałem
paznokciami wzdłuż jego całego ramienia aż syknął. Nareszcie czułem się zaspokojony.
Nareszcie! Ciężko, oddychając spojrzałem mu w oczy. Miał powiększone źrenice,
doskonale wiedziałem, że jego podniecenie jeszcze nie zostało zaspokojone, ale hamował
się, czułem to, przez ten miesiąc tyle razy dałem mu popalić, że nawet teraz,
kiedy wyraźnie powiedziałem mu, że go pragnę, on ciągle postępował ostrożnie.
- No dalej… - odezwałem się. –
Skończ we mnie, nie powstrzymuj się – zaplotłem nogi w kostkach wokół jego bioder,
wciskając go jednocześnie głęboko w siebie.
- Bill…
- Czujesz, jaki jestem gorący?
- Czuję, zresztą nie tylko to.
Jeśli nie przestaniesz tego robić, to za chwilę…
- Właśnie po to, to robię. No
dalej, nie powstrzymuj się, muszę się tobą nasycić, potrzebuję tego.
Patrzyłem na jego szyję, na której odznaczało się bijące
tętno, poruszało się bardzo szybko, jego oddech też był przyspieszony. Poruszył
się we mnie jeszcze kilka razy, dochodząc i całując mnie przy tym tak
zachłannie, jakby bał się, że się rozpłynę.
Z kuchni przenieśliśmy się do jego pokoju. Po mimo że tu
go skrzywdziłem, tak się mną zajął, że ten pokój przestał mi się kojarzyć z
najgorszą rzeczą, jaką w życiu zrobiłem.
Tej nocy prawie w ogóle nie spaliśmy. Przysypialiśmy w
swoich objęciach, a kiedy się budziliśmy kochaliśmy się i znowu przysypialiśmy.
Jeśli jeszcze kilka godzin temu przeklinałem, że mam tyle
wolnego czasu, a święta wymyślili chyba dla nierobów, to teraz żałowałem, że nie
trwają przynajmniej tydzień.
Nie wyszliśmy z łóżka
praktycznie przez cały następny dzień, dopiero pod wieczór niemiłosiernie głodni
i kompletnie nadzy ruszyliśmy się do kuchni zrobić coś do jedzenia.
Dobrze, że mieszkamy sami, bo po zaledwie dwudziestu
minutach nasza kuchnia przypominała pobojowisko, a ja byłem wysmarowany chyba wszystkim,
co znajdowało się w naszej lodówce i szafkach, a nadawało się do zjedzenia bez
przyrządzania.
- Jeszcze tutaj – łypnąłem wzrokiem
na swój brzuch, na którym został ślad masła orzechowego.
Tom się uśmiechnął i oblizał lubieżnie usta, po czym
przesunął językiem po moim brzuchu, zlizując resztkę masła. Zagryzłem wargę, starając się nie jęknąć z
przyjemności, ale Tom nie zamierzał mi odpuścić, chyba oboje nie zamierzaliśmy
sobie szczędzić absolutnie niczego. Czułem, że tej nocy także nie wiele
pośpimy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
o boże jaka ulga! nareszcie nareszcie nareszcie <3 teraz to tylko i wyłącznie płyną łzy szczęścia. Uwielbiam Cię za ten twincest <3 mega szczęście :))))
OdpowiedzUsuńZe szczęścia możesz płakać, gorzej by było gdybyś płakała z innego powodu :)
Usuńha! no w końcu! :D a teraz pewnie ich Gustav i Geo odwiedzą i sie dowiedza :D czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńNo cóż, jak dobrze zauważyłaś pozostała jeszcze kwestia Gustava i Georga, ale to już niedługo przekonasz się co :)
UsuńCieszę się że w końcu są razem , tyle na to czekałam :D U mnie była burza i grad więc się ciesz ;p Nao
OdpowiedzUsuńNo w końcu są znowu razem, ale przed nimi jeszcze nie koniec kłopotów. Co do burzy, to kocham je. W ogolę te zjawiska mnie po prostu kręcą, chciałabym kiedyś pojechać do Oklahomy na "autostradę" tornad i zobaczyć coś takiego na własne oczy. Może kiedyś... pojadę.
Usuńteż lubię burze :D Co to za miłość bez kłopotów . Nao
Usuńno w końcu :-D mówiłam, że lubie Angele? mówiłam :-) gdyby nie ona, Tom nadal uważałby, że to tylko głupia pisanina :-)
OdpowiedzUsuńmoim zdaniem chłopaki też wiedzą, a przynajmniej się domyślają :-) i dobrze :-)
Niedługo się przekonasz, czy miałaś racje :D
UsuńSZCZERZE TO NIE WIEM CO POWIEDZIEĆ
OdpowiedzUsuńSZACUN DLA ANGELI
NO BILL, WRESZCIE SIĘ PRZEŁAMAŁ.
ZACZYNAM SIĘ BAĆ CO BĘDZIE JAK SIE CHŁOPAKI DOWIEDZĄ.
BEDZIE CIEKAWIE.
DUŻO WENY ŻTCZĘ
KOTEK
Największy, chyba największy problem pokonali, pogodzili się, ale została jeszcze kwestia chłopaków i mamy, więc to nie koniec kłopotów.
Usuńnareszcie razem w koncu! doczekalam sie tej pieknej chwili! zastanawia mnie kwestia Gustava i Georga i tak se mysle ze oni wiedza a jak nie to mam nadzieje ze nie zareaguja jak matka Kaulitz'ow/Alex483
OdpowiedzUsuńBliźniacy też będą się nad nimi zastanawiać, o tym już następnym odcinku :)
UsuńŚwietna notka! Nareszcie Billy pogodził się z Tomem, a te listy... Obłęd.
OdpowiedzUsuńKocham to opowiadanie. Kocham Tokio Hotel. Kocham Twoje pomysły!
To jeszcze nie koniec :)
UsuńAaaaaaa wiedziałam ! Wreszcie Bill zrozumiał,że miłości się nie oszuka !
OdpowiedzUsuńJaaaaaa, ale się cieszę ! ;D Kurcze, już się nie moge doczekać następnego odcinka ;D
Ps. U mnie new ;)