Informacja

KIEDY NOWY ODCINEK?

W niewoli uczuć (23) - Soon :D




INFORMACJA


PDF do ściągnięcia
Klik





Obserwatorzy

środa, 11 czerwca 2014
Witajcie kochani.

Pewnie czekacie na dzisiejszy odcinek. Takiego obrotu sytuacji się nie spodziewacie :)
No dobrze, żeby nie truć już, zapraszam do czytania.

Wasza Niki
 


Odcinek 58




Następnego ranka, zebraliśmy się do studia o normalnej porze, nie liczyłem, że kolejny raz chłopacy uratują nam dupę przed gderaniem Josta.
Gdybym jednak przypuszczał, że ten dzień będę miał tak pełen emocji, chyba bym uciekł na koniec świata, a już na pewno nie wychodził z domu.
- Twoim czy moim? – zapytał Tom, wychodząc z windy i kierując się w stronę zaparkowanych przez nas samochodów.
- Dzisiaj twoim – odparłem. Zresztą nie to było istotne, a sam fakt, że wolałem, kiedy to Tom siedział za kółkiem, czułem się pewniej i jakoś na swoim miejscu.
- Jak chcesz – odparł i odblokował pilotem drzwi.
Ruszyliśmy.
- Może w weekend zaprosimy Angele? – zapytałem. – W końcu wisimy jej kolację własnej roboty.
- Bardzo dobry pomysł – przyznał Tom.
- Tylko nie wiem, co jej zrobimy.
- Może zapytaj, na co ma ochotę – powiedział, zatrzymując się na światłach.
- No co ty, a jak wymyśli coś czego nie będziemy umieli zrobić?
- No to nie wiem.
- A może zrobimy tą pizzę, którą ty ostatnio robiłeś, była pyszna – na samą myśl aż mi się ślinka zebrała.
- Wiesz, ile przy niej jest roboty?
- Jakoś zrobiłeś – stwierdziłem, chociaż to, jak wyglądała wtedy kuchnia i on sam, nie będę komentował.
- Miałem motywację.
- Motywacje? – zdziwiłem się.
- Robiłem ją głównie dla ciebie.
- No chyba sobie żartujesz – spojrzałem na niego.
- Nie – pokręcił głową, patrząc na mnie. – Znaczy, też miałem na nią ochotę, ale to między innymi był pomysł Angeli. Powiedziała, żebym wykorzystał stary sprawdzony sposób.
Zmarszczyłem brwi, nie miałem pojęcia, o czym on mówi.
- Przez żołądek do serca – wyjaśnił.
Zaśmiałem się.
- Nie śmiej się. Przyznaj, że zmiękła ci rura na widok tej pizzy.
- Zmiękła mi, ale na widok ciebie umorusanego mąką.
Sam się zaśmiał.
- Tak czy siak, jej pomysł był trafiony.
- Zabiję ją kiedyś – skomentowałem. – Mała, wstrętna manipulantka. Wiesz, że ona okręciła sobie ciebie wokół palca?
- Przeszkadza ci to? – zapytał, obserwując mnie uważnie, jak daleko może sobie pozwolić na tego typu uwagi.
- Owszem. Jesteś mój i nikomu cię nie oddam – oznajmiłem.
Zaczął się śmiać.
- Nie śmiej się, ja mówię serio.
- Tak się składa, że z nas dwojga, to ja mam większe obawy – rzucił.
- Słucham?
- Nie jestem w jej typie Bill – oznajmił mi.
- Skąd wiesz?
- Bo wiem, znam się na tym.
Prychnąłem.
- Bardziej zauroczona jest tobą niż mną.
- Tak? – nie mogłem uwierzyć, jakoś nie zauważyłem, żeby zarywała do mnie czy coś. Chociaż nigdy nie patrzyłem na nią pod tym kątem, więc być może coś przeoczyłem.
- Bez obaw Tom, ona mnie nie interesuje w ten sposób.
- Wiem. I powiem ci coś jeszcze. My obaj też nie interesujemy ją w kategorii męża na przyszłość.
Ruszył na zielonym, a ja prychnąłem. W sumie to nawet dobrze, chciałem mieć w niej przyjaciółkę i móc otwarcie z nią o wszystkim rozmawiać, a nie uważać, żeby nie powiedzieć coś, co sprawiłoby, że miałaby złudne nadzieje.
- Więc co, zrobimy jej tą pizzę? – zapytałem.
- Jeśli mi pomożesz.
- Chyba nie mam wyjścia.
- No to okej, trzeba będzie tylko zrobić zakupy – stwierdził.
- Zrobię, zresztą i tak trzeba podjechać do sklepu po kilka rzeczy.
- Spoko, pojedziemy razem.
Kiedy zajechaliśmy na parking pod studio zauważyłem naszą mamę.
- O Boże! To mama! - wydusiłem z siebie, czując jak serce podchodzi mi do gardła.
- Spokojnie. Nie denerwuj się. Ja będę z nią rozmawiał – powiedział Tom, chwytając mnie za rękę.
Jak tylko wysiedliśmy z auta podeszła do nas. Nic nie mówiła, patrzyła tylko to na mnie, to na Toma.
- Dzień dobry chłopcy – odezwała się w końcu pierwsza.
- Okaże się czy dobry – odparł Tom, od razu wyraźnie, odgradzając nas niewidzialnym murem.
- Nie przyjechałam tu po to, by wam zaszkodzić czy robić wykłady.
- To, po co przyjechałaś? Stęskniłaś się za nami? – zapytał Tom.
Pokręciła głową ze zdumienia. Robiła to dokładnie w taki sam sposób jak on.
- To też. Ale przyjechałam, bo po pierwsze; chcę z wami porozmawiać, a po drugie; zaprosić was na ślub.
- Czyj?- zapytał Tom.
- Mój i Gordona.
Zaskoczyła nas. Nie sądziłem, że w końcu się pobiorą, szczerze mówiąc dawno straciłem już nadzieję, że Gordon poprosi ją o rękę.
- I chcesz żebyśmy przyszli? – zapytał wcale, nie kryjąc swojego zaskoczenia.
- Tak.
- Nie będzie ci wstyd za dwóch kazirodczych zwyrodnialców?
- Nie mów tak, Tom.
- Ty sama tak nas nazwałaś, pamiętasz?
- Wiem, pamiętam – zamilkła na moment. – Możemy gdzieś usiąść i porozmawiać na spokojnie? – zapytała po chwili.
- Trochę się spieszymy. Jak wiesz pieniądze na drzewach nie rosną, a my jesteśmy tu w pracy.
Uśmiechnęła się, a ja się nadal nie odezwałem ani jednym słowem, za to Tom robił się coraz bardziej nerwowy i wcale się z tym nie krył.
- Rozmawiałam z Davidem, powiedział, że nie będzie miał wam za złe, jeśli pojawicie się trochę później. Bardzo mi zależy na tej rozmowie.
- Billowi też zależało, a nawet nie dałaś mu szansy się wytłumaczyć.
- Wiem. Strasznie tego żałuję – spojrzała na mnie. – Wiem, że bardzo cię skrzywdziłam, Billy – cofnąłem się instynktownie na te słowa. – Zawiodłam cię, jako matka, wiem o tym. Nawet nie mam odwagi prosić cię o przebaczenie. Zrobiła krok w moją stronę, ale Tom zaszedł jej drogę, zasłaniając mnie sobą.
- Twoje żale niczego nie zmienią – powiedział.
- Nie bądź nie sprawiedliwy. Każdy popełnia błędy, nawet ja.
Prychnął z ironią.
- Tom! Dajmy jej szanse chociaż się wytłumaczyć – wtrąciłem się w końcu. Widziałem ogromny żal w jej oczach. Widziałem, że nie tylko dla nas ostatni miesiąc był piekłem na ziemi, ale i dla niej także.
- A ona ci dała? - zapytał mnie.
- Nie, ale…
- Nie ma żadnego ale. Za każdym razem, jak tylko ktoś zadzwoni do drzwi, ty z przerażenia robisz się blady jak ściana. Każdy policjant, który podchodzi przyprawia cię prawie o zawał, bo czekasz, kiedy nas zamkną za kazirodztwo, a ty chcesz jej teraz dać szanse by się wytłumaczyła?
- Na litość Boską, jaka policja? – zdziwiła się. – Sądzicie, że mogłabym was podać na policję, że w ogóle komukolwiek o tym powiedziałam?
Spojrzeliśmy na siebie.
- Doznałam szoku, kiedy zobaczyłam ten filmik. To nie jest przyszłość, którą dla was widziałam. Długo nad tym myślałam, wiele nocy nie przespałam, zastanawiałam się gdzie popełniłam błąd.
- To nie twoja wina – odezwałem się.
- Od dziecka ciągnęło was do siebie.
- Ale nie w ten sposób – powiedział Tom. – I to nie Bill wyciągnął po mnie rękę, tylko ja po niego. I nie stało się to z dnia na dzień, tylko męczyłem się ładnych parę lat, wiedziałaś o tym? – zapytał, patrząc jej prosto w oczy.
Pokręciła głową ze zdumienia.
- To co z ciebie za matka, skoro tego nie zauważyłaś? - nie szczędził jej gorzkich słów. Nie wiem czy odgrywał się za to, jak nas potraktowała, czy miał do niej osobisty żal, że skoro zawsze uważała się za tak dobrą matkę nie widziała, że jego myśli kierują się w moją stronę, tę zakazaną stronę mojej osoby.
- Przepraszam cię Tom, przepraszam, że tego nie widziałam.  Zawsze uganiałeś się za dziewczynami, myślałam, że okazujesz Billowi czysto braterskie uczucia. Do głowy mi nie przyszło, że…
- Że go pragnę? Że wszystkie te dziewczyny traktuję przedmiotowo, starając się zagłuszyć w sobie coraz głębsze uczucie do Billa?
- Musicie z tym skończyć, dla waszego dobra.
- Jeśli po to tu przyjechałaś, by nam dawać takie rady, to marnujesz swój i nasz czas. A jeśli staniesz nam na drodze, wywiozę Billa z kraju i zamieszkamy tam, gdzie nikomu to, że się kochamy nie będzie wadziło, a wtedy, nigdy nas już nie zobaczysz.
Westchnęła.
- Strasznie się o was boję, tylko dlatego uważam, że lepiej by było dla was gdybyście się opamiętali.
- Wiemy, co dla nas dobre i z całą pewnością nie zakończymy tego. A to, co robimy w łóżku, to tylko i wyłącznie nasza sprawa.
- Naprawdę tak dobrze jest wam ze sobą. Nie krzywdzicie się?
Wzruszyłem ramionami, bo co miałem jej powiedzieć.
- Jesteś na mnie zły Tom, prawda? Po mimo, że to Bill ma większe powody tak się właśnie czuć, to widzę, że to właśnie ty jesteś najbardziej na mnie zły.
- Zawiodłem się na tobie. Prawie udało ci się nas rozdzielić. Przez ciebie, twoje niezrozumienie, żyliśmy miesiąc w piekle. I właśnie o to jestem na ciebie najbardziej zły, że prawie ci się udało dopiąć swego.
- Przepraszam, nie o to mi chodziło. Bardzo za wami tęsknię.
Tom znowu prychnął.
Patrzyła na niego, oboje patrzyli sobie głęboko w oczy. Tom cały czas zaciskał rękę na mojej dłoni, ciągle, zasłaniając mnie sobą i nie pozwalając ani o centymetr ruszyć się w jej stronę.
- Jesteś Tom taki sam jak ja, reagujesz impulsywnie, ale nie robisz tego z czystej złości, tylko z obawy. Wiem też, że potrzebujesz czasu, żeby to przemyśleć, oboje go potrzebujecie - teraz spojrzała na mnie. – Pójdę już. Gdybyście chcieli porozmawiać, wiecie gdzie mnie szukać, zresztą to też wasz dom – czułem, jak na te słowa Tom drgnął, doskonale wiedziałem, dlaczego. Najpierw nas z niego wyrzuciła, a teraz nagle mówiła nam, że to nasz dom, a my wiedzieliśmy, że już nigdy naszym domem nie będzie. To wspomnienie tamtego momentu nie dałoby nam normalnie żyć. Teraz mieliśmy już swój własny kąt. Żałuję tylko, że nie posłuchałem Toma, kiedy namawiał mnie na przeprowadzkę, mogliśmy sobie zaoszczędzić tego wszystkiego, ale cóż, ważne, że mimo wszystko byliśmy razem, przeszłość się nie liczyła, teraz walczyliśmy o naszą przyszłość.
Odwróciła się, odchodząc w stronę samochodu.
- Kiedy ten ślub? – zapytałem.
Zatrzymała się i odwróciła.
- Za miesiąc – odpowiedziała, czekając chwilę na naszą reakcje, ale ani ja ani Tom nic więcej nie powiedzieliśmy, w końcu odwróciła się i poszła do swojego samochodu, po chwili odjeżdżając.
Staliśmy tak obaj w szoku. Tak, dokładnie obaj byliśmy w szoku, spodziewaliśmy się z jej strony wszystkiego, chyba nawet nie skłamie, jeśli powiem najgorszego, a ona przyjechała się z nami pojednać.
- I co teraz? – zapytałem, spoglądając na Toma, który ciągle patrzył za odjeżdżającym samochodem. To o czym myślał mogłem sobie w tym momencie tylko wyobrazić, ale widziałem, że przeżywa to, chyba nawet bardziej niż ja. Jak wiele uczuć skrywał, o których istnienia nie miałem nawet pojęcia?
Puścił w końcu moją rękę i głęboko odetchnął. Co do jednego się zgadzałem, był podobny do mamy i reagował podobnie jak ona, a to oznaczało, że musiał to sobie wszystko przemyśleć.
- Bierz rzeczy i idziemy do studia, robota czeka – odparł.
Cały Tom, ale jeśli myślał, że uwierzę w to, że przez cały dzień skupiał się wyłącznie na sprawach związanych z zespołem i naszą trasą oraz kupę innych duperel, to był w błędzie. Dobrze go znałem i wystarczyło mi tylko to, że dzisiaj był skupiony na wszystkim wyjątkowo mocno. Rzucał pomysłami i sprawiał wrażenie bardzo zaangażowanego tylko dlatego, że walczył z myślami, które tak samo jak mnie krążyły po głowie.
Kiedy skończyliśmy i wyszliśmy ze studia na dworze było już ciemno. Im bliżej było do kolejnej trasy, tym dłużej przesiadywaliśmy w studiu, chociaż oczywiste było to, że przed samą trasą musimy odpocząć, bo w takim tempie, to w jej połowie padlibyśmy wszyscy na ryj. W każdym razie nie mogłem się już doczekać tych dwóch ostatnich tygodni przed trasą, kiedy znowu zrobimy sobie wypasione wakacje.
- Ale jestem głodny – odezwałem się w połowie drogi na parking. Tom, choć zwykle gęba mu się nie zamykała szedł prawie w ogóle się nie odzywając, aż mnie momentami ciarki przechodziły, bo ewidentnie przypominały mi się nasze ciche dni wzajemnej tolerancji.
- Może kupimy coś na wynos? – zaproponował.
- Może być – zgodziłem się. Nie miałem ani siły ani ochoty gotować czegoś w domu.
- No to wsiadaj. Znam fajne miejsce.
Wywiózł mnie gdzieś hen za miasto. Nigdy wcześniej tu nie byłem, ale Tom wydawał się tu dość dobrze zaznajomiony, bo od razu ruszył do środka, każąc mi poczekać w samochodzie i wrócił po upiornie długo trwających pięciu minutach.
- A gdzie jedzenie? – zapytałem, kiedy wsiadł do samochodu.
- Zaraz będzie.
- Byłeś tu już?
- Tak, kilka razy z Andreasem. Spójrz tam – kiwnął głową na stacje benzynową. – Poznajesz to miejsce?
- Nie bardzo – odparłem.
- Zrobiłem ci zdjęcie, jak wracaliśmy z Andym do domu.
Zmarszczyłem brwi, starając się sobie przypomnieć owo zdjęcie.
- To było wtedy, jak schowałeś mi się w pokoju, a potem kochaliśmy się na podłodze.
Uśmiechnąłem się, przypominając sobie tamten moment. Zdjęcie, które mi wtedy wysłał też odszukałem w pamięci.
Nagle ktoś zastukał w szybę.
- O, jest nasze jedzonko – rzucił i spuścił szybę.
- To co zwykle, razy dwa – powiedziała dziewczyna, posyłając Tomowi uśmiech.
- Dzięki – zabrał jej dwie duże papierowe torby, podając je mnie i wcisnął jej w dłoń banknot. – Reszta dla ciebie.
- Dziękuję. I życzę smacznego. No i zapraszam ponownie.
Tom się tylko uśmiechnął i odpalił silnik, ruszając z miejsca.
- Dokąd jedziemy? Myślałem, że zjemy w samochodzie.
- Zjemy, ale nie w samochodzie i nie tutaj. Znam fajne miejsce nad jeziorem. Dzisiaj jest prawie pełnia, będzie zajebisty nastrój.
- Nad jeziorem? Nie wiedziałem, że tu jest jakieś jezioro.
- Jest i to całkiem pokaźne.
Po paru minutach zjechaliśmy w jakąś leśną drogę, a przynajmniej tak to wyglądało, bo wokoło były tylko same drzewa. Po chwili jednak wyjechaliśmy na polane, a przed nami rozpościerała się równa tafla wody naprawdę wielkiego jeziora. Zaparkowaliśmy.
- Bierz jedzenie i chodź – powiedział, odpinając pasy i wysiadając z samochodu
Chwyciłem swoją torbę z jedzeniem i wysiadłem za nim.
- No i co teraz? – zapytałem, patrząc na niego.
- Zaczekaj, gdzieś tu są pieńki – rzucił, zapalając zapalniczkę i rozglądając się w około.
- Jakie pieńki?
- Potrzymaj – podał mi swoją torbę z jedzeniem. – Zaraz rozpalę ognisko zrobi się jaśniej i urządzimy sobie prawdziwy biwak.
- A jak nas ktoś tu przyłapie?
- Bez obaw. Zawsze tu z Andym jemy. To nasza miejscówka. Zobacz, nawet drewno, które ostatnio naznosiliśmy jeszcze tu leży – mówiąc to ułożył kilka gałęzi w stosik. – Daj trochę tego papieru – powiedział, odrywając kawałek z torebki i po chwili rozpalił ognisko. Zrobiło się ciepło, przytulnie i romantycznie, o tak, zdecydowanie zrobiło się romantycznie. Za chmury wyszedł księżyc, rzucając słup światła na wodę.
- Ale pięknie, zobacz – zachwyciłem się.
- Twoje klimaty, co? – zaśmiał się. Wiedział, że lubię takie widoczki i nastrój.
- Yhym – potwierdziłem.
- Bierzemy się za jedzenie, bo wystygnie – powiedział, zabierając ode mnie w końcu swoją torebkę i zaczął się ze wszystkim rozkładać.
Nie wiem, jak długo tam siedzieliśmy, ale mógłbym tu zostać przez całą noc. W tle było słychać rechot żab i cykanie świerszczy, było po prostu Bosko.
- Ale się najadłem – odparłem, kiedy przełknąłem ostatni kęs.
- Ja też – powiedział, zabierając ode mnie papiery i rzucając je do ognia.
Na moment zapadła totalna cisza, patrzyliśmy oboje na ogień i trzaskające w nim kawałki drewna, pogrążeni, dam sobie rękę uciąć nad tą samą myślą.
- Zimno ci? – zapytał, kiedy objąłem się rękami. Miałem na sobie kurtkę, ale jakoś przeszedł mnie dreszcz.
- Trochę – odparłem, a on wstał i usiadł koło mnie, obejmując mnie i przytulając do siebie.
- Zaraz cię rozgrzeję.
Uśmiechnąłem się i wtuliłem w niego jeszcze bardziej.
- Tom?
- Hm?
- Co teraz zrobimy? - zapytałem w końcu, a on dokładnie wiedział, o co pytam. Odetchnął głęboko i zacisnął rękę na mojej dłoni.
- Myślę, że powinniśmy pójść na ten ślub, w końcu to nasza matka.
Aż mi ulżyło. Byłem prawie pewien, że powie coś w stylu, żeby się teraz wypchała, a on jednak chciał iść.
- Szczerze mówiąc nie sądziłem, że się do nas pierwsza odezwie – przyznałem.
-  A ja byłem pewny. Nie wiedziałem tylko, ile czasu jej to zajmie.
- Skąd wiedziałeś? – zapytałem, odsuwając się od niego i patrząc mu prosto w oczy.
- Przecież ci powiedziała, że jestem taki sam jak ona, stąd wiem. Po prostu wiem, co ja bym zrobił, może ona nie postępuje dokładnie tak samo, ale prawdopodobieństwo jej działania jest tak duże, że nie trudno było mi odgadnąć.
- Przebaczysz jej? – zadałem kluczowe pytanie.
- Myślę, że trzeba będzie pojechać do Loitsche i z nią porozmawiać. I trzeba to zrobić jeszcze przed ślubem. Ja muszę mieć pewność, że ona nawet, jeśli nie akceptuje naszego związku, to uszanuje naszą decyzję i nie będzie stanowić dla nas zagrożenia.
- Kiedy chcesz pojechać?
- Jak najszybciej. Może nawet jutro.
Zatkało mnie, byłem pewny, że Tom będzie to odwlekał, a on najwyraźniej chciał iść za ciosem. Wyglądało na to, że ta sytuacja ciążyła mu dużo bardziej niż sądziłem, niż mnie.
- Okej – zgodziłem się.
- Wracamy? – zapytał. - Zaczynasz mi tu marznąć.
- Ognisko gaśnie – stwierdziłem.
- Wiem. Nie będę już dorzucać, jeśli mamy zaraz jechać.
Posiedzieliśmy jeszcze chwilę aż ogień całkiem wygasł. W objęciach Toma czułem się bezpieczny, chociaż te ciemności trochę mnie przerażały.

Wróciliśmy do domu, było już grubo po dwunastej. Byłem padnięty, za dużo atrakcji, jak na jeden dzień. Szybki dosłownie dwuminutowy prysznic i leżałem już pod kołdrą, czekając jeszcze tylko na Toma, który znowu krążył po apartamencie, gasząc wszystkie światła.
- Śpisz już? – zapytał, pakując się pod kołdrę.
- Czekam na ciebie.
Nachylił się nade mną i musnął moje usta.
- Kocham cię – powiedział.
- Ja ciebie też.

Na drugi dzień jednak nie pojechaliśmy do Loitsche. Kolejnego dnia także nie. I następnego również. Stwierdziliśmy, że zrobimy to w sobotę, przed południem. Gordona zwykle nie ma wtedy w domu, a mama w soboty nie przesiaduje w swojej pracowni krawieckiej, więc to będzie najlepszy czas na tego typu wizytę i rozmowę, przed którą denerwowaliśmy się obaj.

Całą noc przed planowaną wizytą nie mogłem zasnąć. Kręciłem się z boku na bok i myślałem, przetwarzając w głowie różne warianty tego spotkania. Czekałem też, kiedy Tom się zdenerwuje moim wierceniem i mnie opieprzy albo zabierze poduszkę i pójdzie spać do swojego pokoju.
- Napijesz się rumianku? – usłyszałem po chwili, na co aż drgnąłem.
- Obudziłem cię?
- Nie spałem. Nie mogę zasnąć – przyznał.
- Ja też.
- To co, napijesz się tego rumianku?
Pokiwałem głową.
- No to zaraz wracam - powiedział i poszedł do kuchni, po chwili, wracając z dwoma kubkami. – Uważaj gorące - podał mi, a ja usiadłem po turecku, upijając od razu łyk gorącego wywaru.
Położyliśmy się w końcu po raz drugi, ale po mimo, że światło było zgaszone ani ja ani Tom nie zmrużyliśmy oka. Przytuliłem się do niego, a on obejmując mnie ramieniem gładził opuszkami moją rękę. Leżeliśmy tak gdzieś może do świtu, nie odzywając się do siebie i nadsłuchując jedynie cykanie zegara wiszącego w przedpokoju na ścianie. Nigdy wcześniej go nie słyszałem, a teraz wskazówka przeskakująca kolejną sekundę wydawała się robić tyle hałasu, że zacząłem rozważać wstanie i wyciągnięcie baterii. Jednak ten monotonny dźwięk sprawił, że przysnąłem. Tom najwyraźniej też, bo przestał mnie już gładzić, a jego ręka swobodnie spoczywała na mojej dłoni.
Rano obudził nas sygnał karetki przejeżdżającej ulicą pod naszym oknem. Zwykle nie reaguję na takie dźwięki, ale dziś moja czujność była wzmożona, a zmysły wyostrzone, jakbym instynktownie szykował się właśnie na wojnę. Jak na ironie z własną matką.
Nawet nie zjedliśmy śniadania. Ledwo wypiłem kawę, Tom też.
Zjechaliśmy windą na podziemny parking. Dziś wybraliśmy mój samochód, jednak nie zamierzałem prowadzić, rzuciłem Tomowi kluczyki, on nawet w chwilach podbramkowych potrafił się skupić na drodze, ja nie.
W weekend drogi były z reguły puste, to też podróż zajęła nam mało czasu. Podjeżdżając pod bramę rodzinnego domu czułem, że trzęsą mi się ręce, a serce łomocze mi w gardle i skroniach. Tom spojrzał na mnie i położył dłoń na mojej ręce zaciskając ją.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Na pewno tym razem nas nie wyrzuci.
Zerknąłem na niego.
- Skąd wiesz?
- Zaufaj mi i uspokój się, jesteś strasznie blady. Dać ci może wody?
- Nic nie chcę. Ledwo oddycham, a ty chcesz, żebym przełknął wodę?
- Możemy zawrócić, jeszcze nie jest za późno – rzucił.
- Nie! Idziemy! – mówiąc to odpiąłem pasy.
Wysiedliśmy z auta.
Tom rozejrzał się po okolicy. Odruch wypatrywania paparazzi mieliśmy już we krwi. Podeszliśmy do furtki.
Spojrzałem na Toma, a on kiwnął tylko głową, żebym zadzwonił, więc wcisnąłem guzik dzwonka.
Po chwili usłyszeliśmy w domofonie głos mamy.
- Kto tam?
- To my – odezwał się Tom.
Nawet nie zapytała, jacy my? Poznała go po głosie natychmiast otwierając furtkę. Weszliśmy na podwórek. Tyle lat tu mieszkaliśmy, znaliśmy każdy centymetr tej posesji, a dzisiaj wydawała się nam tak cholernie obca, inna, jakby to już nie było to samo miejsce. W drzwiach domu pojawiła się mama. Stała na progu i patrzyła na nas.
- Cieszę się, że mimo wszystko przyjechaliście – odezwała się pierwsza.
- Mimo wszystko - powtórzył Tom.
Nie skomentowała tego.
- Wejdźcie – zaprosiła nas.
Weszliśmy do środka, nic się w domu nie zmieniło, po mimo że nie było nas tu ponad miesiąc. Tym razem wszystko wydawało się dokładnie takie same, jak w ten dzień, kiedy po raz ostatni w nim byliśmy.
- Siadajcie – zaprosiła nas do salonu. – Napijecie się czegoś? A może coś zjecie?
- Nie po to tu przyjechaliśmy – powiedział Tom, patrząc jej hardo w oczy.
- Nadal jesteś na mnie zły, Tom?
- Nadal nie wiem, czego się po tobie mogę spodziewać.
- Już powiedziałam, że z mojej strony nie musicie się niczego obawiać. Wtedy… zareagowałam zbyt gwałtownie, ale to z obawy.
- I z obawy wyrzuciłaś nas na ulice?
Nie odpowiedziała.
- Od dziecka ciągnęło was do siebie.
- Już to mówiłaś.
- Tak wiem – przyznała. – Chodzi mi o to, że już, jako mali chłopcy eksperymentowaliście ze swoją seksualnością.
Tom prychnął.
- Przestań doszukiwać się problemu tam gdzie go nie było. Wiele dzieci eksperymentuje. To, na czym nas przyłapałaś, nie miało żadnego wpływu na to, co zacząłem czuć do Billa.
Tym razem spojrzała na mnie.
- Bill, czy ty też tego pragnąłeś?
- Toma? – zapytałem. Obawiałem się tego pytania, ciągle przewijały mi się te Dantejskie sceny z pokojów hotelowych, kiedy Tom w końcu odważył się powiedzieć, co do mnie czuję i nie boję się użyć tego słowa, wbrew mojej woli zmusić mnie do odwzajemnienia tego uczucia.
- Powiedzcie mi, jak to się stało? Chcę was zrozumieć.
Zerknąłem na Toma, przełknął tylko ślinę. Doskonale wiedział, że w pewien sposób zmusił mnie. Nawet, jeśli później sam tego chciałem, nasze początki tak właśnie wyglądały, byłem postawiony przez niego pod ścianą i zmuszony do wyborów, których nie chciałem.
- Cóż… Prawdę mówiąc, nigdy się nawet nie domyśliłem, że Tom mnie kocha w ten sposób i jego wyznanie było dla mnie ogromnym szokiem, ale im więcej nad tym myślałem tym bardziej przekonywałem się, że on dla mnie też już nie jest tylko bratem. Nie zmusił mnie bym go pokochał, chociaż to, co przeżyłem na trasie w niektórych momentach było piekłem. Kiedy jednak pozwoliłem mu pokazać, czym jest prawdziwa miłość i w końcu poczułem ją, kiedy poczułem dzięki niej spełnienie i siłę, żałowałem, że Tom wcześniej mi tego nie wyznał, tylko sam się męczył z tym tyle czasu.
- A seks? - zapytała.
- Mamo… - ciężko mi było rozmawiać z nią o tak intymnej sprawie, ale wiedziałem, że muszę jej to wytłumaczyć, w przeciwnym razie będzie żyła w tym wykreowanym przez otoczenie kłamstwie, że to coś brudnego i złego, a było pięknym aktem. -  Ty to widzisz w kategorii stosunku, a dla nas, to tylko dopełnienie tego, czym się obdarowujemy. W pewnym momencie, to uczucie jest tak silne, że musi zostać w jakiś sposób rozładowane, inaczej zaczęlibyśmy się krzywdzić – wyjaśniłem.
- Przeraża mnie to co mówisz.
- Na pewno znasz to uczucie – odwołałem się do jej własnych przeżyć. W końcu jakoś nas poczęła, no i z Gordonem z całą pewnością też w łóżku nie tylko się przytulali.
- A jeśli to się wam znudzi? Jeśli kiedyś zapragniecie założyć rodzinę, mieć dzieci, żony?
- To się ożenimy i założymy rodziny. Mamo, my się wcale nie zamykamy na inne możliwości.
Chyba te słowa trochę ją uspokoiły.
- Czy… – zawahała się. – Czy wybaczycie mi to, co zrobiłam? – spojrzała na Toma, jakby czuła podświadomie, że ja już dawno jej to wybaczyłem, a Tom nadal z tym walczy.
- To Billa o to zapytaj, nie mnie – odparł Tom.
- To ciebie uderzyłam.
- Ale cios wymierzyłaś na niego, ja go tylko zasłoniłem. Zawsze go miałaś za delikatnego i słabego i od razu założyłaś, że skoro posiada tak wiele cech kobiecych, to on do wszystkiego mnie namówił, że jest gejem i jego postanowiłaś ukarać.
- To nie tak.
- Właśnie, że tak.
- No dobrze może i tak, ale… - zamilkła, widząc, że Tom kręci ze zdumienia głową. - Na tym filmiku… - zaczęła, uciekając spojrzeniem w bok.
- Robię Billowi loda – dokończył, a ja poczułem jak zaciska mi się żołądek. – I od razu wywnioskowałaś, że skoro to ja robię jemu loda, to jestem stroną bierną i że to on mnie do tego namówił. Żaden z nas nie jest gejem – powiedział. – To co się nam przydarzyło, jest dla nas takim samym zaskoczeniem jak dla ciebie. Ani mnie ani Billa nie interesują inni mężczyźni i obojgu podobają się piękne dziewczyny, rozumiesz?
Patrzyła na Toma. Ujął to bardzo dobitnie, miałem nadzieję, że ona, chociaż w połowie rozumie, o czym on mówi.
- Sądzisz, że Bill namówiłby mnie do czegoś, czego nie chcę?
- Wiem, że nie – przyznała.
- Więc czemu założyłaś, że wszystkiemu jest winien?
- Bo ty zawsze uganiałeś się za dziewczynami.
- Bo potrzebowałem czułości i seksu. Co w tym dziwnego? Nigdy młoda nie byłaś?
Westchnęła. A Tom odwrócił głowę w stronę okna, wydawało się, że stanęliśmy w jakimś martwym punkcie. Zapadła cisza i zacząłem żałować, że tu przyjechaliśmy, w sumie niczego nie osiągnęliśmy, a sytuacja wydawała się być jeszcze bardziej pogmatwana niż przed naszą wizytą.
- Jeśli Bill ci wybaczy, ja też - powiedział w końcu Tom. Nie spodziewałem się, że to powie. Sądziłem, że za chwilę wstanie i po prostu wyjdzie, a jednak on chciał ją odzyskać tak samo jak ja, chociaż nie chciał tego przyznać wprost.
Mama spojrzała teraz na mnie, tym razem, oczekując mojej decyzji.
- Wybaczę ci, jeśli przysięgniesz mi, że nigdy nie podejmiesz ani nie zrobisz żadnego kroku, który będzie miał na celu rozdzielenie mnie z Tomem, że nigdy też nie poruszysz tematu naszego związku.
- Wiele ode mnie wymagasz, Billy.
- Wiele? Jeśli nas naprawdę kochasz, to żadne poświęcenie – aż się sam zdziwiłem, że byłem zdolny postawić matce takie ultimatum.
Odetchnęła głęboko.
- Nie łatwo to mówię, ale obiecuję – otarła nerwowo łzy, które spłynęły jej po policzkach, dla niej też ta rozmowa nie była łatwa. Nie wytrzymałem już. Wstałem i podszedłem do niej, obejmując ją.
- Billy, syneczku – rozpłakała się.
- Mamo…
- Moje kochane bliźniaki – mówiąc to wyciągnęła rękę w stronę Toma. – Chodź do mnie, nie żyw urazy do głupiej rodzicielki.
Tom walczył ze sobą, chciał jej udowodnić, jaki potrafi być twardy i nieugięty, ale jej łzy nawet na niego podziałały, wstał i powoli podszedł, pozwalając się jej objąć.
- Wróćcie do domu – powiedziała po chwili, wypuszczając nas w końcu z objęć.
- Nie – odpowiedział Tom. – My już mamy swój dom. Od początku powinniśmy byli wynieść się na swoje.
- Ale… – nie wiem czego się spodziewała, ale nawet ja bym teraz tu nie wrócił.
- Tom wynajął duży apartament – powiedziałem. – Możesz nas odwiedzać, kiedy zechcesz, ale tutaj już nie wrócimy.
Pokiwała głową, że rozumie.
Siedzieliśmy tak jeszcze jakiś czas. Przed powrotem do apartamentu, zabraliśmy z naszych pokoi, trochę rzeczy, tych, które w pośpiechu nie zdążyliśmy upchnąć do walizek, a w jakiś sposób czuliśmy się do niech przywiązani. Przez całą powrotną drogę nie zamieniliśmy ani jednego słowa, obaj myśleliśmy nad tym dniem. Mama może nie była zachwycona tym, co łączy mnie i Toma, ale chyba pogodziła się z tym no i obiecała nie ingerować w nasz związek.

Tego wieczoru zasnęliśmy chyba natychmiast. Jak tylko ułożyliśmy się do snu, a ja wtuliłem się w pierś Toma, zasnąłem. Całą poprzednią noc właściwie nie spaliśmy, denerwując się tą wizytą u mamy zupełnie, jak się okazało bezpodstawnie, ale przez to, że balansowaliśmy na cienkiej linie, zacząłem obawiać się, wszystkiego, bo wtedy na prawdę musielibyśmy rozważyć wyjazd z Niemiec.
Wszystko jednak chyba się już naprostowało. Chłopacy zaakceptowali nas, mama też, pozostała jeszcze tylko jedna kwestia, Angela. Wisieliśmy jej kolacje i to w naszym wykonaniu. Czułem, że to  może być niezapomniana kolacja.

10 komentarzy:

  1. Fantastyczne opowiadanie. Bardzo żałuję, że to już przedostatni odcinek. Ciekawa jestem co zafundujesz nam na zakończenie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się bardzo, że Simone się opaiętała :-) I czekam z niecierpliwością na kolacje z Angelą ;-)
    Życzę dużo weny :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matka, taka która naprawdę kocha swoje dzieci zawsze będzie za nimi. A Simona? No jak tu nie kochać naszych bliźniaków?

      Usuń
  3. OMG
    Cieszę się że pogodziłas bliźniaków z mama ^^
    Trochę mi smutno bo już prawie koniec...ale!
    Czekam na nowe opo!
    Jestem go ciekawa tak samo jak końcówki tej opowieści <3


    Rozpisze się na sam koniec opowiadania :p

    OdpowiedzUsuń
  4. LUDZIE, JA SIĘ PRZEZ WAS ZAŁAMIE PSYCHICZNIE!
    DOBRA, NIE WAŻNE,
    NO I WRESZCIE ZGODA SIĘ STAŁA! :)
    ZACZYNAM SIĘ BAĆ TEJ KOLACJI.
    BEDZIE JAKIES NOWE OPKO?
    DUŻO WENY ŻYCZĘ
    KOTEK

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolacja no cóż, zobaczysz. A co do opowiadania, to na razie jeszcze pozostanie "Poza granicami umysłów", chociaż do końca tego opowiadania też wiele już nie zostało być, może zamknę się w 60 odcinkach. Zobaczymy. No a jakiś nowe? hmm... a chcecie?

      Usuń
    2. CHCEMY! :D

      Usuń
    3. Gleba ! Jeszcze podyskutuje z Wami na ten temat. :D

      Usuń

Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*