Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
2 miesiące temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
niedziela, 27 lipca 2014
00:03
Witajcie kochani.
No i przetrzymałam Was, ale sami wiecie; są wakacje, większość
z Was i tak nie siedzi regularnie albo w ogóle na necie, ja zresztą też, a zmarnować
taką pogodę to grzech, zwłaszcza w moim przypadku. Kocham upały i każdy taki dzień
wręcz celebruję, ale do rzeczy. Co do odcinka, to już wiecie, co odpowiedział
Tom. Wiem, wiem nie tego się spodziewaliście, ale pretensje miejcie do Toma, nie
do mnie, ja tą historię tylko piszę :D Nie, no dobra żartuję, w każdym razie spokojnie, co ma wisieć nie utonie :)
A następny odcinek we wtorek
zaraz po 00:00 :)
Wasza Niki
Odcinek 10
- Masz ochotę? – zapytał patrząc
mi w oczy.
- Nie – odpowiedziałem wbrew
potrzebie.
- Kłamczuch.
Poczułem, jak rozpina mi koszulę, a potem sunie dłonią z góry
ku dołowi w wiadome miejsce.
Uniosłem lekko głowę.
- Co robisz? – zapytałem na
wpół przytomny. W tym momencie pragnąłem wytrzeźwieć, natychmiast! Ale nic z
tego, kolejny raz miałem za swoje. I przeszło mi przez myśl, że Bill umyślnie pozwolił
mi się tak spić.
- Chcesz, żebym wziął go do
ust, jak ostatnim razem?
- Nie – zaparłem się, chwytając
go za rękę, którą zsunął na moje krocze.
- Przecież widzę, że chcesz – położył
drugą dłoń na moim członku, zaciskając lekko palce, a mnie przeszedł dreszcz i zacząłem
w tym momencie walczyć ze sobą, zastanawiając się, czy odepchnąć go, czy
poprosić by nie przestawał.
- Przyjemnie?
- Przestań Bill. Obiecałeś.
- Nie, Tom, ja ci niczego nie
obiecywałem. Więc jak, zdecydowałeś się jak wolisz? Ręka, czy moje usta?
- Nie możesz, słyszysz? Nie
wolno ci, przecież jestem twoim bratem – myślałem, że ten argument go
powstrzyma.
- I właśnie dlatego, że nim
jesteś, zrobię ci to ustami.
Nawet nie zwrócił uwagi na to, co powiedziałem. Jezu,
czemu moje ciało musiało być dla mnie takim ciężarem i to właśnie teraz, kiedy potrzebuję
go, by powstrzymać go przed tym, co zamierza mi zrobić.
- Wiem, że lubisz, kiedy biorę
go do ust – powiedział, w ogóle nie zwracając uwagi na moje protesty. I
poczułem, to błogie, dobrze znane i upragnione przeze mnie uczucie w dolnej
części mojego ciała.
- O Boże… – wydusiłem z siebie,
poddając się. Zamknąłem oczy, nie chcąc na to patrzeć. Moja silna wola
wyparowała tak szybko, jak szybko Bill wyniósł mnie na szczyt mojego podniecenia,
to znaczy bardzo szybko. Walczyłem, ale już nie z nim, tylko z sobą, z
pragnieniem i sumieniem, z tym co w tym momencie powinienem zrobić, a nie
robiłem, prócz nieudolnego chwytania go za ręce i mamrotania pod nosem; nie.
Dlaczego? Dobre pytanie. Już za pierwszym razem zastanawiałem się, czemu go nie
odepchnąłem, chodź mogłem, zresztą tak samo, jak w tej chwili. Bill by zrozumiał,
doskonale znał moje zwyczajne nie, od tego stanowczego, po którym już nawet ze
mną nie dyskutował, a jednak nie zrobiłem tego. Czy czegoś mi brakowało, że nie
chciałem by przestał? Seksu, uczucia, dotyku? Którego z tego zestawu pragnąłem
najbardziej?
Kiedy mnie się kopciło pod kopułą od myślenia, Bill nie
wydawał się mieć dylematu tego typu, robił swoje, co jakiś czas, zerkając na
moją twarz. Pokonał mnie, dobrze o tym wiedziałem i on też, a kiedy doszedłem w
jego ustach wiedziałem, że czeka mnie kolejne starcie, tylko nie miałem pojęcia,
jakimi argumentami mam go przekonać, że to nic nie znaczy, że nigdy więcej nie pozwolę
mu na to i, że ja i on nigdy nie będziemy dla siebie kimś więcej niż tylko braćmi.
Jednak Bill wcale nie zamierzał zostawić mnie w spokoju, jak mi się wydawało. Wykorzystując
fakt, że leżałem zmęczony i nadal pod wpływem alkoholu, podciągnął się do góry
i zawisł nade mną.
Otwarłem oczy, patrząc na niego, a on chwycił mnie za
podbródek i wpił się w moje usta. W tym momencie spanikowałem. Poczułem smak własnego
nasienia i zawartość żołądka podeszła mi do gardła. Zacząłem się wyrywać,
czując, że za chwilę puszcze pawia, a Bill nic sobie z tego nie robił. Nie wiem,
jakim cudem udało mi się przerwać ten pocałunek i odepchnąć go od siebie, ale resztką
sił usiadłem na łóżku i zwymiotowałem, niestety na niego.
- Fuj! – krzyknął, odskakując
ode mnie, jednak jego koszula i spodnie i tak już były w moich wymiocinach, a
ja poczułem, że znowu mi się zbiera. Jakim cudem dałem radę dojść do łazienki,
nie wiem, i jak długo tam siedziałem, też nie wiem, ale ilekroć przypominałem sobie
ten smak, to mnie cofało. Czy wymiotowałem z nadmiaru alkoholu, czy przez
pocałunek bliźniaka przemieszany z moją własną spermą nie wnikam. Przypuszczam,
że obie te rzeczy w połączeniu zafundowały mi kilkugodzinną przesiadówkę w
objęciach z kiblem. Byłem tak wykończony już, że zacząłem się trząść z zimna. Sięgnąłem
w końcu po szlafrok, bo do tej pory byłem kompletnie nagi. Ubrałem go na siebie,
kładąc się na dywaniku przed muszlą. Nie spałem, leżałem czując ból żołądka i
głowy. Tym czasem Bill najpierw łaził po całym domu i przeklinał na mnie, potem
sprzątał, a na koniec chyba zaczął się o mnie martwić.
- Tom? – stanął w drzwiach łazienki.
– Lepiej się czujesz? – zapytał, jakby nie widział, w jakim jestem stanie i to
przez niego.
Spojrzałem na niego, miałem ochotę podejść do niego i mu
wpierdolić, ale to tak, że przez tydzień nie usiadłby na dupie i nie spojrzał na
siebie w lustro, tyle że na jego szczęście byłem zbyt słaby, żeby to zrobić,
więc tylko prychnąłem.
- Czego chcesz? – zapytałem,
podnosząc się.
- Może dać ci jakąś tabletkę na
żołądek albo krople?
- Chcesz mi pomóc? To zostaw
mnie w spokoju, a najlepiej strać mi się z oczu, bo mdli mnie, jak na ciebie patrzę.
- Masz zatrucie żołądkowe.
- To nie zatrucie, tylko ty!
Cofa mnie, jak na ciebie patrzę. Na samą myśl, co zrobiłeś mnie mdli i rzygać
mi się chce, że mam takiego brata.
- Jakiego? – zapytał.
- Pedała – powiedziałem to w
końcu na głos. Od tamtego razu spychałem to określenie, jak najdalej, ale teraz
samo do mnie krzyczało pedał! Pedał! Pedał!
- Nie jestem pedałem – odparł.
- Jesteś. I trzeba z tobą
pójść do lekarza, chociaż nie wiem, czy to już nie za późno – wygarnąłem mu w
nerwach i wstałem z podłogi, czując jak nogi się pode mną uginają. Czułem się
fatalnie, wszystko mnie bolało, a ten kretyn mnie jeszcze denerwował swoją osobą,
jakby jeszcze mało mu było. Podszedłem do umywalki i odkręciłem wodę, przepłukując
usta. Patrzył, co robię, ale nie odzywał się i póki co ja też nie. Spojrzałem w
lustro prosto w swoje oczy. Boże! To jedno krążyło mi po głowie. Chwyciłem szczoteczkę
do zębów, musiałem się pozbyć tego smaku, chociaż w tej chwili to pewnie bardziej
był w moim umyśle niż w ustach, ale wciąż miałem wrażenie, że go czuję. Na
koniec przemyłem twarz i wytarłem się w ręcznik, a on nadal stał w drzwiach oparty
bokiem o futrynę.
- Nie jestem pedałem – powtórzył,
stając mi na drodze, kiedy chciałem wyjść z łazienki ignorując go.
- Odsuń się, bo nie ręczę za
siebie i mogę cię zaraz uderzyć i tym razem nie przeproszę.
- Nie jestem pedałem – znowu
powtórzył, najwyraźniej nie zamierzał mi odpuścić.
Spojrzałem mu w oczy.
- A kim?
- Twoim bratem.
- Tak, bratem pedałem –
sprostowałem, próbując przepchać go i wyjść, ale się zaparł.
- Jeśli ja jestem pedałem, to
ty także, bo jakoś gdy ci stanął nie odtrąciłeś mnie. Przyjemnie ci było, jak
go ssałem, przyznaj!
Rozwścieczył mnie tym tekstem. Pchnąłem go z całej siły
na przeciwległą ścianę, aż się od niej odbił.
- Nigdy więcej nie mów tak do
mnie!
- Bo co? Prawda w oczy kole?
Tyle, ile razy mnie nazwiesz pedałem, ja powiem ci dokładnie to samo – odszczekał
się, a ja kopnąłem z furią drzwi swojego pokoju aż uderzyły o ścianę, po czym trzasnąłem
nimi z całej siły i zamknąłem się od środka na klucz.
- Tom? – stanął pod drzwiami, stukając
w nie pięścią. – Porozmawiajmy.
- Spierdalaj!
- Proszę.
- Powiedziałem spierdalaj, bo
jak zaraz wyjdę pożałujesz, że się urodziłeś.
- Tom!
Włączyłem muzykę na full, nie chcąc go słyszeć. Spojrzałem na łóżko, spodziewając się
zarzyganej pościeli, ale się zdziwiłem, że jest świeża i do tego równo zasłana.
Odwróciłem głowę w stronę drzwi, stał za nimi i cały czas rytmicznie stukał, chcąc
mnie tym jeszcze bardziej wyprowadzić z równowagi, ale nie tym razem. Zwykle
rzucałem czymś w drzwi, żeby sobie poszedł, ale nie tym razem. Coś się między
nami zmieniło, czułem to, nie wiedziałem tylko co i w jakim stopniu. Stukał
jeszcze dobre pół godziny. Tego jednego mu zawsze zazdrościłem; uporu, ale nawet
jego upór miał granice, w końcu odpuścił. Widziałem przez okno, jak wsiada do
samochodu i odjeżdża, a ja w końcu wyłączyłem muzykę i zmęczony, skacowany i
chyba chory, bo tak się właśnie czułem, rzuciłem się na łóżko, zasypiając
prawie natychmiast.
Przez kolejny dzień nie
ruszałem się z łóżka, czułem się cholernie obolały i kompletnie wypompowany.
Bill przygotował nawet dla mnie moje ulubione potrawy, ale ledwo je tknąłem,
chociaż były bardzo smaczne. Jedno wiedziałem, muszę przystopować z piciem,
jeszcze nigdy tak się nie pochorowałem z przepicia, bo już wiedziałem, że się
zatrułem, a ten incydent z Billem, to tylko dodatek.
Przez kolejne trzy dni w domu
panowała grobowa cisza. Unikaliśmy się, to znaczy ja unikałem jego. Kiedy tylko
wychodził ze swojego pokoju, ja znikałem mu z pola widzenia, a kiedy zamykał
się w nim ja wychodziłem, głównie do kuchni albo w ogóle z domu. Kilka razy
Bill próbował ze mną porozmawiać, ale ignorowałem go, nie chciałem z nim
rozmawiać, a raczej nie czułem się na siłach. A kiedy w końcu udało mu się mnie
przydybać na przykład w łazience, z której nie miałem drugiego wyjścia,
obdarowywałem go pogardliwym spojrzeniem i tekstem typu; zejdź mi z drogi
pedale. Wiem, to nie było miłe, a co gorsze, to nie dałem mu nawet szansy wytłumaczenia
się. Oczywiście nadal chodziliśmy do Paradise’a, chodź już nie razem. Zabierałem
samochód, mając w dupie to, jak się tam dostanie, chociaż trzeba przyznać, że świetnie
sobie radził. Za każdym razem widziałem, jak sączy jakiegoś drinka, pewnie
któregoś z kolei, ciężko mi powiedzieć, na pewno sobie nie żałował, bo ja od
ostatniego razu odstawiłem alkohol, przynajmniej tymczasowo.
James próbował nas pogodzić, czując się winny całej tej
sytuacji. Trudno mu było to zrozumieć zwłaszcza, że to ja byłem na Billa zły, a
nie on na mnie, ale powiedziałem mu w końcu, że to sprawa między nami i żeby
sobie dał spokój, więc w końcu odpuścił.
Jakiś tydzień później,
siedziałem z Jamesem przy barze, on sączył jakiegoś drinka, a ja Cole z lodem, nadal
mieliśmy z Billem ciche dni, ale kręcił się tu gdzieś po sali, bo przemknął mi
już kilka razy przed oczami. Dyskutowałem właśnie z Jamesem o dobrym miejscu na
zakup domu, bo zamierzał po ślubie z Brooke przeprowadzić się tam. Los Angeles
to duże miasto, sami szukaliśmy fajnego miejsca na kupno domu, ale jako, że
zawsze mieliśmy z Billem takie same upodobania, znaleźliśmy dość szybko odpowiedni
dom w sąsiedztwie plaży i oceanu, który kochaliśmy. James miał ten problem z
Brooke, że ona chciała blisko centrum, a on gdzieś na obrzeżach, więc starałem
się mu wytłumaczyć, żeby zaczął szukać coś pomiędzy, wtedy obie strony będą
względnie usatysfakcjonowane, gdy nagle poczułem, że ktoś mnie stuka w ramie. Odwróciłem
się.
- Tom, twój brat ma chyba
kłopoty – powiedział jeden z dobrze mi znanych barmanów.
Kurwa! Wiedziałem, że nie wytrzyma. Zostawić go bez
opieki przez pięć minut i już są problemy.
- Gdzie? – zapytałem.
- W łazience.
- Dzięki – odparłem. Musiałem pójść
tam i zobaczyć, o co chodzi. Byłem na niego obrażony, ale to nie zmieniało
faktu, że był moim bratem i bałem się o niego. - Zaraz wracam – powiedziałem do
Jamesa, kładąc mu rękę na ramieniu.
- Okej – odparł krótko, a ja zeskoczyłem
z barowego krzesła i ruszyłem w stronę kibla.
Nie mam pojęcia, co spodziewałem się tam ujrzeć, ale nie sądziłem,
że mój braciszek dobierał się do jakieś laski, bądź faceta, bo to też mi już przemknęło
przez myśl, to nie było w jego stylu, w moim owszem, ale nie w jego, pierdolony
romantyk, ale kiedy pchnąłem drzwi, wchodząc do środka, kilka osób na mój widok
w popłochu czmychnęła z łazienki, trochę mnie tym zaskakując. Pchnąłem drugie
drzwi, prowadzące do drugiego dużo większego pomieszczenia z toaletami i
zastygłem na moment w bezruchu. Bill siedział, właściwie, to już prawie leżał
pod ścianą, a jakiś kretyn coś mu wstrzykiwał.
- Co się tu dzieje? Co ty mu
robisz? – zapytałem.
Spojrzał na mnie.
- Ty też chcesz? – zapytał
wcale się mną nie przejmując.
Doskoczyłem w jednej chwili do niego i pchnąłem go aż upadł.
Wyciągnąłem igłę z ręki brata, a on tępo na mnie spojrzał, nie wiem nawet, czy w
tym momencie mnie poznał.
- Bill, dobrze się czujesz? – zapytałem,
a on rozejrzał się nieprzytomnie po pomieszczeniu i zamknął oczy, opierając głowę
o ścianę.
- Kurwa! – przekląłem. - Co mu
wstrzyknąłeś!? – krzyknąłem na kolesia, który zaczął się zbierać z podłogi, ale
milczał, więc chwyciłem go za szmaty pod szyją i podniosłem, uderzając nim o
drzwi jednej z toalet. - Pytam się, co to za gówno!?
- Wyluzuj, sam chciał.
- Pytam się, co to jest?
- Domyśl się bystrzaku.
- Nie wkurwiaj mnie jeszcze bardziej!
– darłem się na kolesia.
Prychnął.
- Ciebie chyba wszyscy wkurwiają.
Wcale mu się nie dziwie, że miał już dosyć i choć przez jakiś czas chciał się
poczuć dobrze.
- O czym ty mówisz?
- O nim – kiwnął głową,
wskazując na Billa. – Mówił coś o miłości i, że wszystko ma swoje granice, czy
jakoś tak.
Aż się nogi pode mną ugięły. Przesadziłem, to pierwsze co
przyszło mi do głowy. Na każdym kroku, gdy chciał ze mną pogadać wyzywałem go
od pedałów i nie dałem szansy nawet przedstawienia mi jego punktu widzenia. Jezu,
co ze mnie za brat? On nigdy mnie nie oceniał. W najgorszych momentach w moim
życiu, nigdy się ode mnie nie odsunął, nawet, jeśli nie akceptował tego. A ja? A
co ja zrobiłem? Miłość, nawet, jeśli nie chciałem jej od niego, to to było
uczucie, jedno z najpiękniejszych, jakie może dać człowiek człowiekowi, jedyne
w swoim rodzaju, to akt całkowitego oddania się drugiej osobie, a co ja
zrobiłem? Żebym nie zrobił nic, to by to jeszcze przeszło, a ja go
sponiewierałem. Zamiast ćpać powinien mnie zabić, bo ja z pewnością zrobiłbym
to sobie na jego miejscu.
- Mniejsza o to, gadaj, co mu wstrzyknąłeś
i czemu on jest nieprzytomny?
- Nie martw się, dostał najlepszy
towar pod słońcem. A jest nieprzytomny, bo ma właśnie fazę. Zazdroszczę mu, bo
teraz ma generalnie wszystko i wszystkich w dupie, łącznie z tobą.
- To heroina?
- Bingo! Tobie też by się
przydało, strasznie nerwowy jesteś. Za stówkę zajmę się tobą, tak jak nim, nie
pożałujesz.
- Wypierdalaj stąd! Bo zaraz
ja zajmę się tobą – pchnąłem go aż się zatoczył.
Zwinął się bardzo szybko, jakby wiedział, że tak będzie
najlepiej zanim narobi sobie kłopotów.
- Bill?- kucnąłem obok niego,
był nieprzytomny. Zacząłem go potrząsać, chcąc obudzić, ale tylko mi się
obsunął kompletnie bezwładnie. Dobrze, że zdążyłem go przytrzymać zanim całkiem
by mi się zsunął na podłogę. – Bill, słyszysz mnie? – zacząłem go klepać po
twarzy, ale nie reagował. Po chwili w łazience pojawił się James.
- O Jezu! Co się stało?
- Jakiś kretyn go naćpał.
- To Dankan. Widziałem go, jak
wychodził z klubu, strasznie mu się spieszyło, teraz wiem dlaczego. Co z nim?
- Nie wiem, jest nieprzytomny.
- Sprawdź mu tętno.
Położyłem rękę na jego szyi.
- Chyba normalne – powiedziałem.
- Chyba?
- Kurwa nie wiem, bije! Nie
wiem, jakie jest normalne tętno – zacząłem krzyczeć.
- Odsuń się – powiedział James
i kucnął przy Billu, mierząc mu puls.
- I co? – zapytałem.
- W porządku, za to ty tu
zaraz zejdziesz na zawał – stwierdził James, patrząc na mnie.
Byłem przerażony, co w tym dziwnego? Nigdy wcześniej nie
widziałem Billa w takim stanie.
- Co się kurwa dziwisz? To mój
brat, boję się o niego. Dlaczego on jest w takim stanie?
- Nie wiem, może dostał za dużą
dawkę.
- Nie, nie zdążył mu wstrzyknąć
wszystkiego – chwyciłem strzykawkę, którą odrzuciłem wcześniej na bok, wciąż
było w niej jeszcze trochę towaru. - A
jeśli czymś go zaraził? – spojrzałem z przerażeniem na Jamesa.
- Spokojnie, Dankan to menda,
ale zaopatruje w towar elitę i słynie z tego, że jest bezpieczny. Zawsze używa
nowych igieł i strzykawek.
- Skąd wiesz?
- Nie zawsze byłem taki
poukładany jak teraz. Zanim poznałem Brooke, trochę brałem.
- Nie wiedziałem.
- Bo nie ma się czym chwalić.
Trzeba zadzwonić na pogotowie, Bill może mieć wstrząs.
- Zaczekaj! Jak się dowiedzą media,
to będzie dym.
Nie wiedziałem, co zrobić. Bałem się o niego i nie chciałem
też jednocześnie narobić nam wszystkim kłopotów i afery, za którą w głównej
mierze czułem się odpowiedzialny.
- Zadzwonię do Brooke, jej ciotka
jest lekarką, może będzie mogła pomóc.
- Dzwoń.
Kiedy James rozmawiał, ja nadal próbowałem Billa jakoś dobudzić,
oczywiście bez rezultatu.
- Zostaw go, to na nic –
powiedział James, chowając telefon do kieszeni. – Jeśli nigdy wcześniej nie brał
będzie taki jeszcze przez kilka godzin.
- Nie żartuj! – spojrzałem na
niego.
- Załóż mu kaptur na głowę i
zabieramy go stąd. Brooke skontaktuje się z ciotką i oddzwoni.
- Dobra – zgodziłem się,
narzucając bliźniakowi kaptur na głowę i zapinając mu bluzę prawie pod samą
szyję.
Chwyciliśmy go z Jamesem pod ręce i wynieśliśmy go z
klubu.
- Gdzie zaparkowałeś? – zapytał.
- Tam – kiwnąłem głową.
Wsadziliśmy Billa do samochodu, przypiąłem go ciasno pasami,
bo ciągle się przewracał na boki.
W tym czasie Brooke zadzwoniła do Jamesa, rozmawiał z nią
chwilę, a z rozmowy wynikało, że jej ciotka obejrzy Billa, tylko trzeba po nią
pojechać, bo ma samochód w warsztacie i nie jest wstanie sama do nas
przyjechać.
- Jedź do domu Tom. Ja pojadę
po ciotkę i do was przyjedziemy.
- Dobra – zgodziłem się.
Rozstaliśmy się.
Pierwszy raz w życiu, jadąc samochodem miałem totalną
pustkę w głowie. Zwykle, kiedy się jedzie, idzie, siedzi lub robi cokolwiek,
zwykle się o czymś myśli, zawsze jakaś myśl przewija się przez głowę, a ja w
tej chwili miałem totalną pustkę, moja uwaga była skupiona tylko na Billu, ciągle
zerkałem na niego i sprawdzałem jego tętno, bojąc się, że mi umrze gdzieś po
drodze.
Kiedy dojechałem do domu, wyciągnąłem go z samochodu i
zaniosłem do jego pokoju. Zacząłem go
rozbierać, czułem, że serce wali mi jak oszalałe, bałem się o niego, jak nigdy
wcześniej. W życiu z czymś takim nie miałem styczności. Nawet pijany człowiek
nie jest taki bezwładny, jak w tej chwili był Bill. Zdążyłem go przykryć, jak usłyszałem
dzwonek do drzwi. Rzuciłem się do nich biegiem.
- Jesteśmy – powiedział James,
przedstawiając mi ciotkę Brooke. Myślałem, że to będzie jakaś starsza osoba,
tym czasem okazało się, że to była młoda kobieta, która od razu wzbudziła moje
zaufanie, jakoś dobrze jej z oczu patrzyło.
Wskazałem ręką gdzie ma iść, wiedziałem, że nie muszę
niczego tłumaczyć, James z pewnością naświetlił sprawę wystarczająco dokładnie.
Usiadła na łóżku i zaczęła badać Billa. Obserwowałem, jak wyciąga różne
przyrządy z torby i jak pobiera mu krew, umieszczając jej próbkę w urządzeniu.
Pokręciła głową.
- To rzeczywiście heroina.
James mówił, że nie dostał całej dawki, to prawda? – spojrzała na mnie.
- Tak, ale nie wiem, ile zdążył
mu już wstrzyknąć.
- I tak za dużo. Najwyraźniej
jego organizm nie toleruje tej substancji, można powiedzieć, że miał szczęście,
że zjawiłeś się w samą porę. Dam mu kroplówkę, to rozcieńczy trochę narkotyk i
szybciej go z metabolizuje, ale noc będziesz miał ciężką.
- Ale on nie umrze?
- Nie, spokojnie. Podam mu
jeszcze lek histaminowy, to zapobiegnie ewentualnemu wstrząsowi, jednak kilka godzin
minie zanim odzyska świadomość. W tym czasie na pewno będzie miał gorączkę i
może majaczyć, to normalne, więc się nie denerwuj.
- Rozumiem.
Podłączyła mu kroplówkę i naszprycowała lekami, a ja jedyne,
co mogłem zrobić, to biernie się temu przyglądać. Jeśli w ten sposób Bill chciał
w końcu zwrócić moją uwagę, to mógł sobie pogratulować, cała moja uwaga była
teraz skupiona tylko i wyłącznie na jego osobie.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze
– zwróciła się do mnie. – Tu ci zostawię swój numer telefonu, gdyby się coś działo
albo miałbyś jakieś pytania, lub coś by cię zaniepokoiło, dzwoń śmiało.
- Dziękuję – wziąłem od niej wizytówkę.
- I niech unika na przyszłość narkotyków.
- Dopilnuję tego osobiście. Prędzej
sam go zabiję niż pozwolę mu cokolwiek wziąć.
Odprowadziłem ich jeszcze do drzwi.
- Jeszcze raz dzięki – powiedziałem
do Jamesa. - I podziękuj ode mnie
Brooke, sam jej jeszcze podziękuję, ale…
- Spoko – James poklepał mnie
po ramieniu. – Po to się ma przyjaciół. Daj znać, co z Billem.
- Jasne.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
Nie no ja cię kiedyś zamorduję za kończenie w takich momentach!
OdpowiedzUsuńOj, no gdzieś musiałam skończyć :D
UsuńJejku, tak bardzo bym chciała, żeby Tom uświadomił sobie, że kocha Billa i byłby taki happy end :c
OdpowiedzUsuńJuż chcesz koniec opowiadania?
UsuńNo tego, to się w ogóle nie spodziewałam. Chociaż nie dziwię się Billowi, że tak postąpił. Pewnie czuł się okropnie, gdy Tom go tak potraktował i odtrącił. Może Billa nie bolało samo to, że Tom nie chce jego "innej" miłości (bo w końcu pewnie i tak go przekona :D XD), tylko to, że właśnie potraktował go jak jakiegoś śmiecia... A teraz biedaczek się męczy. :< Jestem ciekawa, co dalej, więc pisz szybciutko, a ja czekam na jutro. :D
OdpowiedzUsuńWeny.
Pozdrawiam serdecznie,
Joll.
To opko jest cudowne, zresztą jak każde Twoje :)
OdpowiedzUsuńTylko szkoda, że tak notki są rzadko :((
Co drugi lub trzeci dzień to rzadko? o_O
Usuńja sie pytam gdzie 11 czesc!? :D
OdpowiedzUsuń