Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
2 miesiące temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
czwartek, 31 lipca 2014
00:05
Odcinek 12
Ledwo położyłem się na łóżku i prawie usnąłem, gdy rozdzwonił
się mój telefon. Chwyciłem go, zerkając na wyświetlacz i aż nabrałem w płuca
powietrza. Kurwa, chyba się dzisiaj na mnie wszyscy uwzięli, jak nie Bill, to
teraz Ria. Odebrałem.
- Cześć.
- Cześć Tom.
- Przeszkadzam?
- No trochę.
- Będę się streszczała.
- Okej.
- Przeczytałeś mojego maila?
No tak, kompletnie wyleciało mi to z głowy.
- Tak przeczytałem.
- I co?
- Posłuchaj Ria, ja nie mam
głowy teraz na odpisywanie ci na maile.
- To odpowiedz mi przez telefon.
Jezu, dupę mi teraz zawraca, mam jej dobitnie powiedzieć spierdalaj?
- Nie wiem Ria, za dużo się
między nami wydarzyło.
- Ja rozumiem, przepraszam. Wiem,
że to moja wina. Wiem, że za bardzo cię naciskałam i w ogóle.
- Ria, to naprawdę nie jest
dobry moment na tego typu dyskusje. Mam tu urwanie głowy, jak ogarnę to trochę
odpiszę ci na maila, może być?
- W porządku, rozumiem.
- No. To trzymaj się, muszę
kończyć.
- Trzymaj się Tom. Kocham cię.
- Pa – powiedziałem i
rozłączyłem się.
Kurwa, co to ma być? Wszystkim nagle się zebrało na
wyznawanie mi swoich uczuć. A może zaczął się jakiś sezon godowy? Najpierw Bill,
a teraz Ria. Ciekawe, kto następny?
Jak miałem w planach położyć się i trochę się przespać,
odechciało mi się. Poszedłem do kuchni zrobić sobie coś do jedzenia. Jak tylko
wszedłem zastałem w niej Billa.
- Już ci przeszło? – zapytał
lekko zaskoczony moim pojawieniem się.
- Zgłodniałem.
- Zrobić ci jajecznicy? – spojrzałem na niego, wpatrywał się we mnie
jak w obrazek.
- Może być – odparłem.
- To siadaj, zaraz ci zrobię.
Nalałem sobie kawy do kubka i usiadłem, czekając na
jedzenie. Obaj milczeliśmy. W końcu
postawił przede mną talerz z pachnącą jajecznicą do tego posypaną
szczypiorkiem.
- Smacznego.
- Dzięki.
Zacząłem jeść, a on usiadł naprzeciwko mnie i dopijał
swoją kawę.
- Dzwoniłeś do Jamesa? –
zapytałem.
- Tak. Będziesz potrzebował
dzisiaj auta?
Pokręciłem głową. Jedyne, co mi dzisiaj było potrzebne,
to sen.
- Jadę do Jamesa pomóc mu z
kupnem domu.
- To już znalazł? – zdziwiłem
się. Jeszcze kilka godzin temu gadał mi, jaki ma problem z zakupem, a teraz tak
nagle już ma coś na oku? Amerykanie są dziwni, a Bill wzruszył tylko ramionami.
- Nie wiadomo czy kupi, chce
zrobić Brooke niespodziankę. Twierdzi, że mam dobry gust i chce się poradzić.
- No, to dobrze trafił –
stwierdziłem, upijając kawę. To wyjście dobrze zrobi Billowi, a pewnie James
też jeszcze palnie mu kazanie na temat brania narkotyków, w końcu sam mi się
przyznał, że miał z tym jakiś czas temu problem.
- Tom?
- Um?
- Przepraszam.
Podniosłem głowę, patrząc mu w oczy.
- Obiecuję, że będę się
trzymał od narkotyków z daleka. To było głupie.
- Owszem – przyznałem, ale w
środku poczułem taką ulgę, jakbym zrzucił nagle jakiś ogromny ciężar.
- James mi mówił, że byłeś
przerażony.
- Też byś był, gdybyś się
zobaczył.
- Najgorzej, że i tak nic nie pamiętam,
a miało być tak cudownie.
Prychnąłem, kręcąc przy tym z niedowierzania głową.
- Dobra, posłuchaj Bill. Może trochę
przesadziłem z tym wyzywaniem cię, ale chcę, żebyś miał jasny obraz sytuacji.
Między nami nigdy nie będzie tego, czego pragniesz, rozumiesz? Jeśli kręcą cię
inni faceci, to okej, nie będę cię wyzywał od pedałów, bo dobrze wiesz, że
jestem tolerancyjny i nie oceniam ludzi po tym, jakiej są orientacji, ale mnie
nie wciągaj w te swoje pokręcone gierki. Zrozumieliśmy się?
- Nie interesują mnie inni
faceci i nie jestem gejem.
- Nie ważne, daj mi skończyć.
Nie odpowiedział tylko na mnie patrzył.
- Kocham cię, ale jak brata i
chcę, żeby było tak jak kiedyś.
- Masaże i wspólne kąpiele
pewnie już odpadają? – zapytał podchwytliwie.
- Nie, nie odpadają, jeśli
obiecasz mi, że nie będziesz mnie obmacywał po jajkach i rzucał się do mnie z
tym całowaniem.
Tylko ruszył brwiami chyba trochę z niedowierzaniem.
- A jeśli zechcę się do ciebie
po prostu przytulić, jak kiedyś?
- Jeśli tylko, jak kiedyś, to nie
ma problemu.
Wstał i podszedł do mnie.
- No to przytul mnie.
- Teraz? – zaskoczył mnie. Nie
powiem, trochę się obawiałem tego, zawsze mógł mnie zakleszczyć w uścisku i
znowu odwalić jakiś numer, ale jeśli miało być między nami, tak jak kiedyś, musiałem
przede wszystkim udowodnić jemu, że ufam mu i po mimo tego, jak go traktowałem
przez ostatni tydzień kocham go, nie jak brata pedała, ale jak brata bliźniaka.
Wstałem i objąłem go mocno do siebie przytulając. Czułem,
jak odetchnął, nie wiem tylko czy z ulgi czy… no właśnie. Nie wiedziałem czy
przypadkiem tym gestem nie wzbudzam w nim jakiś nadziei.
- Dziękuję – odpowiedział i odsunął
się ode mnie. – Idę pod prysznic i jadę do Jamesa.
- Okej – odparłem i usiadłem,
kończąc moją jajecznice.
Czy to oznaczało, że się pogodziliśmy? W pewnym sensie
tak. W każdym razie miałem nadzieję, że
dostatecznie dałem mu do zrozumienia, że nic ponad to co zawsze ode mnie
dostawał, więcej nie dostanie. Oczywiście, byłem już tak przewrażliwiony, że w każdym
jego geście, spojrzeniu czy nawet słowach dopatrywałem się podtekstów. W pewnym
momencie zacząłem się zastanawiać, kto z nas ma na tym punkcie większą obsesję.
A! I ciągle miałem w pamięci jego obietnicę.
Od tej feralnej nocy z narkotykową
przygodą Billa, minęło cztery dni. Wciąż mógł spełnić swoją obietnicę, więc miałem
to na uwadze. Pilnowałem się, żeby samemu go jakoś nie sprowokować. Przez tą
sytuację zacząłem w jego towarzystwie flirtować z różnymi dziewczynami, żeby
jasno dać mu do zrozumienia, że mnie interesuje tylko płeć przeciwna, chociaż prawdę
mówiąc, nie miałem wcale ochotę na romansowanie.
Jak sobie pomyślałem, że jeśli okaże się, że któraś
zainteresuje mnie i znowu będę miał przechodzić etap poznawania się, docierania,
uczenia swoich nawyków itd. miałem ochotę, czym prędzej wiać. Miałem tego dosyć,
byłem tym już znudzony i zmęczony, wydawało mi się to za każdym kolejnym razem
coraz bardziej uciążliwe. Żałowałem, że nie można przekazać komuś całej wiedzy
o sobie, na przykład w pigułce. Pod tym względem Bill, jako partner by się
sprawdził. Znał mnie chyba lepiej niż ja sam siebie. I znowu pomyślałem o nim w
tym chorym kontekście, mnie na prawdę czegoś brakowało.
Kolejne dwa dni minęły bez
jakiś sensacji. Zacząłem dopuszczać do siebie myśl, że Bill chyba w końcu sobie
odpuścił.
Był sobotni poranek, jak wparowałem do jego pokoju, oczywiście
bez pukania, a on tylko podniósł wzrok z nad komputera.
- Wstawaj i ubieraj się –
rzuciłem.
Nie odzywał się przez chwilę, a jego wciąż zaspane oczy
mówiły mi, że może z chwilę temu się obudził. W każdym razie leżał jeszcze w łóżku i
najwyraźniej jego dzisiejsze plany były z nim związane.
- Dokąd chcesz jechać? – nigdy
nie pytał, po co? Bo doskonale wiedział, że skoro mówię ubieraj się, to chcę,
żeby gdzieś ze mną pojechał.
- Wynająłem jacht, popływamy
sobie trochę. Muszę się odstresować.
Aż otworzył szerzej oczy.
- Super! – poderwał się,
zamykając natychmiast laptopa i od razu wyskoczył z łóżka, dopadając swojej
szafy. – Na długo go wynająłeś?
- Na cały weekend. Spędzimy
tam dwie noce, więc weź sobie coś do przebrania.
- Dobra – uciął krótko i wyciągnął
z pod łóżka niewielką torbę.
- Będę u siebie – powiedziałem,
słysząc tylko jego mruknięcie i sam poszedłem się spakować.
Już kilka razy wynajmowaliśmy jacht, więc prócz tego, że spędzaliśmy
czas tylko w swoim towarzystwie, uciekaliśmy trochę od zgiełku tego miasta. Lubiliśmy
to, zwłaszcza pływanie na rafie, zawsze znaleźliśmy fajne miejsce do zarzucenia
kotwicy. Nigdy nie odpływaliśmy jakoś daleko od lądu, musieliśmy go mieć w zasięgu
wzroku, ale było to na tyle daleko, by czuć się tu wreszcie wolnym.
- Jestem gotowy? – powiedział,
stawiając mi przed nogami swoją torbę i jakiś ogromny plastikowy pojemnik.
Nigdy wcześniej go nie widziałem, więc wzbudził moje zdziwienie.
- A to co?
- Nasze jedzenie i picie.
- Skąd wytrzasnąłeś to pudło?
- Kupiłem.
Chwilę przyglądałem się pojemnikowi, był ogromny i pewnie
ciężki jak cholera, a znając Billa chyba pół kuchni tam wrzucił.
- Dobra, sprawdź czy wszystkie
okna pozamykane, a ja to zapakuję do samochodu.
- Okej. Tylko uważaj, to jest
bardzo ciężkie.
No jasne, nie trudno się było domyślić.
- Poradzę sobie – odpowiedziałem.
Skoro on to jakoś z kuchni do holu przytaszczył, to chyba
ja dam radę zanieść to jakoś do samochodu. W końcu to ja jestem tym silniejszym
bliźniakiem.
Po jakieś godzinie wreszcie wyjechaliśmy. Na przystani,
poszedłem do biura odebrać dokumenty i kluczyki do jachtu.
- W razie czego łączy się pan
z nami na kanale piątym, a bezpośrednio ze strażą morską na pierwszym.
- Czyli wszystko po staremu –
rzuciłem. Słyszałem to za każdym razem, gdy wynajmowałem jacht, gościu mógłby
to już sobie podarować, zwłaszcza, że mnie już znał.
- Tak – uśmiechnął się.
- W takim razie dziękuję i do
zobaczenia w poniedziałek – powiedziałem.
- Przyjemnego wypoczynku.
- Dziękuję – zabrałem dokumenty
i wyszedłem z biura, kierując się w stronę Billa, który wypakował wszystko z
bagażnika i czekał już na mnie. Jak mnie tylko zobaczył wstał z pojemnika, na
którym do tej pory siedział.
- Który jest nasz? – zapytał.
Rozejrzałem się.
- Z drugiej strony.
Spojrzał na mnie.
- To coś ty wynajął?
- Jacht. Bierz – kiwnąłem mu
głową na skrzynie.
Chwycił swoją torbę, ja swoją, a pojemnik wzięliśmy
razem. Obeszliśmy biuro i doszliśmy do przystani, przy której były zacumowane
jachty. Nie było ich wiele, kilka malutkich minęliśmy, wiedział, że na pewno
nie wynająłem na dwa dni łódeczki, w której obijalibyśmy się o siebie, tylko
miało być to coś znacznie większego i luksusowego. Przy kolejnym przystanęliśmy,
stawiając pojemnik na ziemi.
- To ten – powiedziałem, a Bill
uśmiechnął się najwyraźniej zadowolony z mojego wyboru. O tak, lubił pławić się
w luksusie, zresztą ja też. Ale zdziwiłem się, kiedy zamiast w lewo skręcił w prawo
z zamiarem wlezienia na zupełnie inny jacht niż ten, który wynająłem. Ledwo
zdążyłem złapać go za koszulkę.
- A ty gdzie?
- Na pokład.
- Ten jest nasz – kiwnąłem mu
głową na właściwy.
Spojrzał na jacht, potem na mnie.
- Oszalałeś? To jest monstrum!
- Nie przesadzaj, jest tylko
kilkanaście metrów większy niż te, które wynajmujemy zwykle.
- Mniejszych nie było?
- Masz na myśli te? – kiwnąłem
mu głową na te malutkie.
Był zaskoczony, bo nawet nie odpowiedział.
- Nie było mniejszych –
sprostowałem. - Zostały tylko te malutkie i dwa duże. Takie rzeczy zamawia się
przynajmniej tydzień wcześniej, a nie z dnia na dzień. Nie kręć nosem tylko właź,
trzeba obejrzeć, co jest w środku.
Dwa razy nie musiałem mu powtarzać.
Jacht był naprawdę duży. Nie wiem, czemu wcześniej nie
wpadłem na pomysł, żeby go wynająć, tylko brałem mniejszy. Nie kosztował wiele
więcej, a komfort był nieporównywalny. Największy koszt wychodził w paliwie,
ale my nie zamierzaliśmy pływać, tylko odpłynąć od brzegu i zacumować gdzieś na
rafie, więc w tym momencie, to było nieistotne.
- Jest tylko jedno łóżko, Tom
– powiedział, kiedy obaj staliśmy w drzwiach sypialni.
- Widzę – odparłem.
Wiedziałem, że obaj myślimy o tym samym, z tą różnicą, że ja z obawą, a on z
nadzieją. - Ale duże i pewnie wygodne – dodałem.
Spojrzał na mnie.
- Jest jeszcze kanapa w saloniku,
zawsze możemy się wymienić. Jedną noc ty będziesz tu spał, a drugą ja – rzucił
pomysłem, a ja popatrzyłem na niego.
- Przestań. Łóżko jest na tyle
duże, że obaj spokojnie się na nim wyśpimy – musiałem mu zaufać, że nie będzie się
do mnie w nocy dobierał.
Uśmiechnął się.
- Dobra, to odbijamy – powiedziałem
i zostawiłem swoją torbę na podłodze. Wyszedłem na pokład i odwiązałem linę mocującą.
Wszedłem do kokpitu i odpaliłem silnik. Bill dołączył do mnie. Jako że kokpit
był wysoko, to widoki stąd były nie do opisania.
- O Boże, jaki widok. Porobię
zdjęcia – powiedział po chwili i zniknął mi z pola widzenia, a ja starałem się
dopłynąć do naszego ulubionego miejsca, w którym zwykle kotwiczyliśmy.
- Tom, zobacz co znalazłem.
Pomachał mi czapką kapitańską.
- Daj ją – zabrałem mu, nakładając
od razu na głowę. - Jak wyglądam?
- Jak kapitan. Czekaj, zrobię
ci zdjęcie.
Powygłupialiśmy się trochę, jak zwykle, a kiedy
dotarliśmy na nasze miejsce wyłączyłem silnik i opuściłem kotwice.
- Idziemy popływać? – zapytał.
- Pewnie.
Jak tylko wskoczyłem do oceanu poczułem się jak nowo
narodzony. Po tych ostatnich dniach, czułem się w końcu odprężony. Ciepła,
krystalicznie czysta woda, słońce, lekki wiatr, ryby, rafa i cisza.
Wyszedłem w końcu z wody i palnąłem się na pokładzie na
słońcu. Boże, jeśli raj istnieje, to tak go sobie właśnie wyobrażam. Bill przyniósł
szklanki z napojem i salaterkę pokrojonych owoców i stawiając to koło mnie zaczął
się smarować kremem, zawsze dbał o skórę, a mnie to nie przeszkadzało.
- Posmarujesz mi plecy? Nie chcę
się spiec na raka – poprosił, siedząc z tubką kremu.
Podniosłem głowę, patrząc na niego, a on podał mi tubkę.
Usiadłem i wziąłem ją od niego, upiłem też w końcu napoju,
który przyniósł.
- Kładź się - powiedziałem.
Ułożył się wygodnie, podkładając ręce pod brodę. Kiedy rozprowadziłem
krem po jego ramionach widziałem jak zamyka oczy. Kurwa, miałem nadzieję, że
nie odbiera tego tak jak pomyślałem.
- Już – odparłem, smarując się
sam przy okazji, ale nie poprosiłem go, żeby mi posmarował plecy, sam sobie poradziłem,
na tyle, na ile byłem wstanie sięgnąć.
Błogie lenistwo, tego właśnie było mi trzeba, leżeliśmy
plackiem kilka godzin, powoli słońce chyliło się ku zachodowi, a ja nawet nie
czułem głodu, po mimo że ostatni mój posiłek, to śniadanie i tylko dwa croissanty
z dodatkiem Nutelli. Dopiero, jak się podniosłem
zaburczało mi w brzuchu. Spojrzałem na salaterkę, niestety była już pusta.
- Pójdę zrobić coś do jedzenia
– powiedziałem, a Bill tylko mruknął pod nosem.
Zszedłem pod pokład do kuchni. Bliźniak zdążył już wszystko
powyciągać, więc zabrałem się za robienie kolacji, przy robieniu, której
podjadałem to i owo. Przez okno widziałem, że Bill poszedł jeszcze popływać. Prawie
skończyłem, a Billa nadal nie było, zaniepokoiłem się. Zostawiłem wszystko i
wyszedłem na pokład. Na szczęście nic mu nie było, nurkował. Usiadłem na rufie
na schodkach i mocząc nogi obserwowałem go, chyba mnie zauważył, bo po chwili
wynurzył się, łapiąc mnie za nogi i wciągając do wody. Znowu zaczęliśmy się wygłupiać. Próbował mnie
podtopić, jak wiele razy, nie wiem, jak on potrafił mnie tak omotać rękami i
nogami, że nie mogłem się uwolnić. W pewnym momencie zaczęło brakować mi już powietrza,
dobrze, że jemu też, puścił mnie w końcu i obaj wynurzyliśmy się.
- Chcesz mnie utopić? – zapytałem.
- Zrobiłbym ci sztuczne oddychanie.
- Przestań – a ten znowu o
tym.
- Nie możesz zabronić mi
marzyć o tobie.
Spojrzałem na niego, nie mogłem, oczywiście, że nie
mogłem mu tego zabronić, ale …
- Skoro już musisz, to
zachowaj swoje komentarze dla siebie, naprawdę nie jestem ciekawy twoich chorych
fantazji.
Uśmiechnął się tylko, ale w końcu się zamknął. Zeszliśmy
razem pod pokład do jadalni, skończyłem robić kolację. Bill dziwnie mi się przyglądał
i w końcu nie wytrzymałem.
- Przestań! Dobrze?
- Ale co?
- Gapić się tak na mnie.
- Dlaczego?
- Bo to mnie krępuje.
Parsknął śmiechem.
- Ciebie? Proszę cię.
- Nie wiem co ci chodzi po tej
głowie.
- Nic. Tylko przyglądam się
jak kroisz, nic więcej.
- Jasne.
Tym razem to ja na niego spojrzałem.
- Pomógłbyś mi lepiej.
- A co mam zrobić?
- Postaw to wszystko na stole
i nalej picia do szklanek.
Pomógł mi. Już sam nie wiedziałem czy nie przesadzam. W sumie
Bill zachowywał się, jak zwykle, z tą małą różnicą, że ja wiedziałem o jego, że
tak to ujmę tajemnicy związanej z moją osobą i przez to, że wiedziałem, to wszędzie
wypatrywałem tych, powiedzmy niebraterskich gestów. Najgorsze było w tym jednak
to, że my już dawno przekroczyliśmy jakąś granice normalności i to jeszcze, kiedy
on do mnie nic nie czuł.
- Bill?
- Hm?
- Odpowiesz mi szczerze?
- Pewnie – popatrzył na mnie
jakoś dziwnie.
- Od kiedy mnie kochasz?
Uniósł brew.
- No wiesz, o co mi chodzi.
Nabrał w płuca powietrza, zatrzymując je w sobie i uciekł
wzrokiem gdzieś w bok, za pewne przypominając sobie ten konkretny moment, po
czym spojrzał mi w oczy.
- Ciężko mi odpowiedzieć na to
pytanie, bo ja zawsze coś do ciebie czułem.
Przewróciłem oczami.
- No, ale kiedy zorientowałeś
się że, no wiesz.
- Mam ci podać konkretną datę?
- Mniej więcej. Jezu! –
sytuacja zaczęła się robić niezręczna, a przynajmniej ja się zacząłem czuć
niezręcznie.
- Długo Tom.
Długo? Zaskoczyła mnie ta odpowiedź.
- Jak długo? – zapytałem.
- Kilka lat.
- Żartujesz sobie?
- Nie. Pamiętasz rozdanie nagród
EMA,? To, kiedy leciała na nas woda na scenie.
- Pamiętam – trudno było to
zapomnieć.
- Wtedy w garderobie, po
wszystkim byłeś tak podekscytowany, że pocałowałeś mnie w usta.
Aż uniosłem brwi, nawet tego nie pamiętam.
- Pierwszy raz poczułem twój
smak i tak się zaczęło.
Patrzyłem na niego, nie wiedząc, co powiedzieć. Jedno
głupie wydarzenie, którego nawet nie pamiętam?
Cieszyłem się wtedy, w ogóle to były ogromne emocje. Jost
postawił sobie za cel żebyśmy podbili także Amerykę, wiedział, że mamy
potencjał. Mieliśmy wtedy taki stres, do tego ta woda, nie wiedzieliśmy, jak to
wyjdzie, czy w ogóle wyjdzie. Nigdy nie zapomnę tego, jak strasznie ześlizgiwały
mi się palce na strunach, cholernie ciężko się grało, nigdy wcześniej ani
później nie włożyłem tyle wysiłku w grę, ale to był strzał w dziesiątkę. Byłem
tak podekscytowany, że nie czułem nawet zimna po mimo że wszystko co miałem na
sobie było kompletnie mokre. Jak taki praktycznie nic nieznaczący gest z mojej
strony mógł wywołać w Billu takie uczucie?
- Jesteś zaskoczony?
- Trochę. Ja nawet tego nie pamiętam.
Naprawdę pocałowałem cię w usta?
Pokiwał głową.
- Chwyciłeś mnie oburącz za
twarz, krzyczałeś, że ich zmiażdżyliśmy, że jesteśmy najlepsi, że Ameryka jest
już nasza, że ja jestem najlepszy i pocałowałeś mnie.
Coś mi tam zaczęło świtać, ale dla mnie to był po prostu
odruch.
W końcu zjedliśmy. Nie poruszałem już tego tematu, bo widziałem,
że Billa to zaczyna kręcić, chętnie o tym mówił, a to oznaczało, że jeśli go
nie wyhamuję będę miał problem.
Poszedłem wziąć jeszcze prysznic. Bill wszedł do łazienki
zaraz po tym jak ja ją opuściłem.
W końcu dotarłem do łóżka. Rzuciłem się na środek, było naprawdę
ogromne i miękkie. Miałem tylko nadzieję, że Bill mi czegoś nie odpierdoli, bo
jak Boga kocham wykopię go z niego albo wyrzucę za burtę i każe wracać do domu
wpław.
Leżałem sobie wygodnie na poduszce, kiedy wyszedł z łazienki.
- I jak? – zapytał, mając na
myśli łóżko.
- Wygodne.
Wlazł, oczywiście przełażąc przeze mnie.
- Jezu, ostrożnie, to boli,
jesteś ciężki.
- Sorki.
Położył się w końcu.
- Tylko nie bij mnie za to, że
się do ciebie podczas snu przytulę.
Popatrzyłem na niego.
- Jak przekroczysz granice,
wypieprze cię z łóżka, żeby to było jasne.
Uśmiechnął się tylko.
- Gaszę – powiedziałem.
- Gaś.
Wyłączyłem światło. Zrobiło się ciemno. Przez chwilę nic
nie było widać, jednak, kiedy oczy przyzwyczaiły się do ciemności, wcale nie było
tu tak ciemno. Odwróciłem się na bok tyłem do Billa i starałem się zasnąć, ale marnie
mi szło. Czułem się tu obco, a kiedy miałem spać w obcym miejscu, a do tego
jeszcze w obcym łóżku, strasznie długo się męczyłem zanim zasnąłem. I tym razem
nie było inaczej. Przewróciłem się na wznak i leżałem, mając nadzieję, że wcześniej
czy później w końcu ze zmęczenia usnę, ale sen nadal nie przychodził, więc znowu
się przewróciłem, szukając jakiś dobrej pozycji.
- Przestań się w końcu
wiercić, nie mogę spać przez ciebie - opieprzył mnie.
- Przepraszam, nie mogę
zasnąć.
- To po cholerę kładłeś się spać
skoro nie jesteś jeszcze zmęczony?
- Jestem, ale nie mogę zasnąć,
nie moja wina.
Bill tylko westchnął.
- Śpij, wyjdę trochę na pokład,
może faktycznie jeszcze nie jestem zmęczony.
Już miałem wstać, kiedy chwycił mnie za rękę.
- Zostań. Mogę się do ciebie
przytulić?
- Bill!
- Też się tu obco czuję, ale w
przeciwieństwie do ciebie mam odwagę powiedzieć ci to.
Tym razem to ja westchnąłem i odwróciłem się znowu na
wznak.
- No dobra, to chodź. Tylko mnie
nie obmacuj – zastrzegłem sobie. – I bez całowania.
- Nie bój się nie będę, chce
mi się spać, a nie całować.
Może to śmieszne, ale jak tylko się do mnie przytulił
chyba szybciej zasnąłem przy nim niż on przy mnie. Nawet, jeśli mnie dotykał
albo całował, to tego nie czułem, spałem jak zabity.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
ja to naprawdę mam nadzieje, że coś wydarzy się na tym jachcie ]:-D
OdpowiedzUsuńehh a ty znowu każesz czekać 3 dni, niedobra!
Ohoho;d Jacht ... wydaje mi się, że Tom się przełamie i coś między nimi wyniknie;d
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Billa... kawał czasu trzyma w sobie miłość do Toma i naprawdę podziwiam go, że tak dzielnie znosił Rię u boku jego brata . Ale jej już nie ma i miejmy nadzieję, że coś między nimi się poprawi !! :D
Super odcinek i aż się nie mogę doczekać nowego odcinka ! :)
Buziaaki ;******
Super odcinek. Coraz bardziej podoba mi się Twój styl pisania, naprawdę. I jestem cholernie ciekawa, co dalej. Dzisiaj krótko. Nie mam weny do pisania. Poprawię się może innym razem.
OdpowiedzUsuńWeny.
Pozdrawiam serdecznie,
Joll.
bedzie po 00;00 kolejna część? *.*
OdpowiedzUsuń