Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
2 miesiące temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
piątek, 18 lipca 2014
01:27
Odcinek 6
Dotarliśmy do studia przed chłopakami, co ostatnio było
na prawdę osiągnięciem, bo zwykle byliśmy spóźnieni.
Jak na okoliczności, to miałem nawet niezły humor, czułem
się jakiś wolny i nie wiedzieć czemu, szczęśliwy. Widziałem, jak Bill mnie
obserwuje, był jakiś zmieszany, sam już nie wiedziałem, czy było mu przykro czy
się cieszył, bo jak dla mnie dawał sprzeczne sygnały, więc postanowiłem na
razie przy nim nie poruszać tego tematu, jednak chłopaki weszli mi w paradę.
- Cześć wszystkim – przywitali
się, włażąc z torbą cholernie pachnącego jedzenia i kawy.
- Cześć - odpowiedziałem, a
Gustav postawił przede mną kubek kawy.
- Widzieliśmy, że znowu komuś
podpadliście – rzucił Georg, na co Bill od razu spojrzał na niego. – Co tak
patrzysz? Widzieliśmy wasz samochód.
Tym razem Bill spojrzał na mnie.
- Widziałem – odparłem.
- Tom? – wiedziałem, o czym
pomyślał Bill. A, że jego przeczucia zawsze się sprawdzały, patrzył teraz na mnie
natrętnie.
- Nie miałem wypadku – powiedziałem.
- Jakiego wypadku? – zapytał
Geo. – Miałeś jakiś wypadek?
- Nie miałem – wyjaśniłem. – A
tamto widziałem.
- No. Nie wiem, czy wymiana
całej maski nie będzie tańsza niż lakierowanie tego. Lakier zdarty do samej
blachy.
Odwróciłem wzrok, bo czułem, że Bill mnie świdruje swoim
spojrzeniem na wskroś.
- Tom? – mój bliźniak zauważył
moje uniki.
- O Jezu! – jęknąłem. – Nie macie
innych problemów?
- Tom? - Bill nie ustępował.
- Czego chcesz?
- Masz mi coś do powiedzenia?
- Nie mam – wiedziałem, że tak
będzie. Taki był właśnie Bill, musiał wszystko wiedzieć, a kiedy nie chciałem
mu czegoś powiedzieć, tak długo drążył temat, aż już miałem dosyć i dla
świętego spokoju mu powiedziałem.
- Na pewno?
- To tylko samochód.
- No tak, ale zawsze się
wściekasz, a dziś cisza? Co, może powiesz jeszcze, że sam to zrobiłeś? –
powiedział Gustav.
Westchnąłem, uczepili się tego, jakby naprawdę nie było
lepszych tematów do rozmowy.
- Ria ją zarysowała.
Chłopaki parsknęli śmiechem.
- Czym, obcasem? Co wyście
robili na masce tego samochodu? – ich wyobraźnia oczywiście poleciała w
wiadomym kierunku, tylko Bill uważnie mi się przyglądał.
- Rozstałem się z Rią –
odparłem, i tak by się dowiedzieli, a słysząc taką sensacyjną wiadomość od razu
przestali się śmiać.
- Żartujesz? – zapytał Georg.
- Nie.
- Przykro mi - powiedział.
- A mnie nie - odparłem.
- Rii chyba też było przykro,
skoro tak potraktowała wasz samochód.
Wzruszyłem ramionami. Naprawdę miałem to gdzieś.
- Nie ważne – powiedziałem,
chcąc już zmienić ten temat. Dzisiejszy dzień i tak już zaliczałem do tych z
rzędu „chujowych” i nie chciałem drążyć tematu, który już zamknąłem.
- Daj mi kluczyki do auta – powiedział
Bill, wyciągając rękę.
- Po co?
- Zapomniałem czegoś.
Jasne, zapomniał, już widziałem jego wyraz twarzy.
- Nie ma co oglądać –
powiedziałem, bo doskonale wiedziałem po co chce iść do samochodu.
- Daj!
Ale on nie ustępował. Nie wiem, czemu się łudziłem, że
tym razem odpuści. Dałem mu w końcu te kluczyki, uciekając wzrokiem od jego
natrętnego spojrzenia.
- Zaraz wracam – powiedział,
zabierając je ode mnie.
No tak, musiał sam to zobaczyć. Szkoda, że nie zauważył w
domu, miałbym to już z głowy.
Kiedy wrócił, patrzył się na mnie tak wymownie, że aż
mnie ciarki przeszły.
- Już obejrzałeś? – zapytałem,
wiedząc doskonale, po co tam tak naprawdę poszedł.
- Co tam się stało Tom? –
zapytał cicho, żeby chłopaki nie słyszeli.
- Nie ważne – uciąłem krótko.
- Było minęło. Nie chcę zresztą o tym rozmawiać.
Nie drążył tematu dalej, ale był jakiś milczący przez
cały dzień. Nie chciał ze mną nawet iść do klubu, chociaż był piątkowy wieczór
i zawsze razem do niego chodziliśmy. Przez to, wytrzymałem tam tylko do
północy, bez niego dziwnie się jakoś czułem.
Wróciłem do domu, siedział na kanapie przed telewizorem. Stanąłem
w drzwiach.
- Co oglądasz? – zapytałem, a
on tylko zerknął na mnie.
- Turystę – odpowiedział.
- Ciekawy? – zapytałem, dosiadając
się obok niego.
- Może być. Myślałem, że do
rana nie wrócisz.
- Nie potrafię bawić się bez
ciebie – powiedziałem, na co znowu na mnie spojrzał, a ja wepchałem rękę do
paczki z chipsami leżącą obok niego.
- Jak byłeś z Rią nie
przeszkadzało ci to, że zostawałem w domu sam.
Skrzywiłem się.
- Nie przypominaj mi o niej.
- Tom? – spauzował film i odwrócił
się do mnie przodem. – O co tak na prawdę się pokłóciliście? Co się tam stało?
Znał Rię i wiedział, że musiała być doprowadzona do
ostateczności, skoro wyładowała swoją złość na samochodzie. Chyba obawiał się też,
że zrobiłem coś głupiego. Zdecydowanie, tego chyba obawiał się najbardziej. Uciekłem
spojrzeniem w bok, przywołując w pamięci tamten moment.
- Właściwie, o wszystko.
- Dlaczego porysowała samochód?
- Bo jest złośliwą suką – powiedziałem,
patrząc mu prosto w oczy. – Zresztą nie myśl już o tym. Chuj jej w dupę. Nie
zamierzam więcej sobie zawracać nią głowy.
- A co ja mam zrobić?
No tak, o ile ja miałem sytuację jasną, o tyle Bill, to
znaczy w jego mniemaniu, nie. Rozumiałem, że chciał być solidarny ze mną. I pewnie,
jak tylko opadną emocje ja też będę potrafił z Rią rozmawiać na stopie
koleżeńskiej, ale w tej chwili nie chciałem mieć z nią nic wspólnego, a Bill
się miotał, zupełnie niepotrzebnie.
- Bill, już ci powiedziałem,
że dla ciebie nic się nie zmienia. Przecież ci nie każe zerwać z nią kontaktu.
- Tyle, że przez to, co się
stało w jakiś sposób też jestem na nią wściekły. Wiesz, z auta korzystamy obaj,
więc jest wspólne. Jeśli ze złości na ciebie je niszczy, to w porządku, jestem
to w stanie zrozumieć, ale zniszczyła poniekąd moją własność, a to już zupełnie
inna sprawa.
Wzruszyłem ramionami. Pod pewnymi względami różniłem się od
Billa, ja zawsze rozstrzygałem sprawę krótko, on doszukiwał się podtekstów.
- Nie przejmuj się – powiedziałem
i zarzuciłem mu rękę na szyję, przyciągając do siebie i roztrzepując mu włosy.
- Przestań Tom, to łaskocze! -
darł się na cały dom. Trochę się przynajmniej rozchmurzył i obejrzeliśmy razem
film do końca.
Na drugi dzień wyciągnąłem go
na kort. Marudził trochę, a to, że zimno, a to, że pada, jakby to miało
znaczenie pod dachem, ale po dwóch godzinach mojego stękania i nukania, chyba
dla odczepnego pojechał ze mną. Zresztą musiał jechać, bo w przeciwnym razie
nie miałbym z kim grać.
Zanim jednak dotarliśmy na kort zjedliśmy w naszej
ulubionej restauracji.
- Po jedzeniu powinniśmy
odpocząć, a nie grać – zaczął, przebierając się w szatni.
- Po takim jedzeniu trzeba to gdzieś
spalić – stwierdziłem.
- Ja nie mam co spalać.
- Pokazać ci? – zażartowałem,
na co spojrzał na mnie. – Naprawdę – starałem się, jak mogłem, nie wybuchnąć śmiechem,
ale jego mina była tak powalająca, że się ugotowałem.
- Jesteś nienormalny – strzelił
mi rakietą w tyłek.
- Ej! - rozmasowałem bolące
miejsce.
- Rusz się. Pokaże ci przewagę
szczupłego nad grubym – nagle wstąpił w niego duch walki.
- Ja nie jestem gruby.
- Tylko co?
- Umięśniony.
- Jasne.
- No zobacz – podwinąłem koszulkę,
prezentując mu swój sześciopak. – Dotknij, żywe mięśnie, ani grama tłuszczu.
Położył rękę, a mnie przeszedł jakiś dziwny elektryzujący
dreszcz.
- Fajne – powiedział.
- Też takie możesz mieć.
- Wiem. Idziemy? – Dziwnie się
zachowywał, zmieszał się albo mi się wydawało.
- A co się nagle tak
śpieszysz?
- Chcę cię ograć.
Parsknąłem śmiechem.
- Pomarzyć zawsze możesz.
Nie wiem, czy do tej pory udawał, czy akurat dzisiaj zależało
mu na tym, żeby mi udowodnić, że potrafi mnie ograć, ale przegrałem rundę.
- No i co cieniasie? – zaśmiał
się.
- Chcę rewanżu – zażądałem.
- Nie ma mowy – usiadł na ławce,
dopadając butelki z wodą.
- No nie bądź taki.
- Przegrałeś. Naucz się w końcu
przegrywać Tom.
- Jeśli pokonasz mnie w
drugiej rundzie, to zrobię co zechcesz.
- Tak? – zainteresował się.
- Przysięgam – położyłem rękę
na sercu.
Odstawił butelkę i wytarł twarz w ręcznik.
- Dobra. Jeśli przegrasz, to
zrobisz mi masaż.
Uniosłem brew.
- Tylko tyle? – zdziwiłem się.
Znałem Billa i znałem jego możliwości, a masaż, to nie był jego jakiś
powalający pomysł.
- Wystarczy. To jak, umowa
stoi? - wyciągnął do mnie rękę, a ja bez zastanowienia uścisnąłem mu dłoń.
W drugiej rundzie skatowaliśmy się na wzajem, dosłownie. Nie
wygrałem, ale też nie przegrałem, był remis, chciałem dogrywki, ale Bill
skapitulował. Wróciliśmy do domu.
Nalałem całą wannę wody, byłem nieźle zmęczony i obolały.
Położyłem się w gorącej wodzie i leżałem z zamkniętymi oczami, powoli
odzyskując energię.
- Tom? – usłyszałem, i szlak
trafił mój relaks.
- No? – odezwałem się, widząc
włażącego do łazienki bliźniaka.
Postawił szklankę soku na półce, rzucając też obok
papierosy i przysiadł na brzegu wanny.
- Możemy pogadać?
- Jasne.
Wstał i zaczął się rozbierać, aż się podciągnąłem,
siadając i patrzyłem, jak rzecz po rzeczy ląduje na ziemi, a on całkowicie nagi
pakuje się do mojej kąpieli.
- Posuń się! - powiedział.
- Bill!
Chyba sobie żartował. I jeszcze obmacuje mnie po nogach.
- No posuń. Ta wanna jest
dostatecznie duża, żeby kąpać się w niej razem.
Westchnąłem i zrobiłem mu miejsce.
- Ale gorąca – syknął, ale po
mimo to pakował się, siadając do mnie tyłem.
- Możesz pomasować mi ramię?
Chyba nadwyrężyłem mięsień.
- Ale masz wymagania –
skomentowałem.
- To ty chciałeś rewanżu.
- Dobra, kapuje – uciąłem
zanim zamieni się to w dyskusje. – Nie wiem, czemu mam cię masować skoro nie
przegrałem – rzuciłem spostrzeżeniem.
- Ale też nie wygrałeś. Masuj.
Położyłem ręce na jego prawym ramieniu, uciskając je
lekko.
- Tu? – zapytałem.
- Tak.
- To o czym chciałeś ze mną
pogadać? – przypomniałem mu, bo właśnie po to wpakował się do mojej kąpieli,
zresztą nie pierwszy raz.
- Tak sobie pomyślałem, że
skoro odzyskałeś już wolność. Tylko nie pomyśl sobie, że się cieszę, jest mi
przykro, ale skoro tak już się stało, to może wyjedziemy na jakiś czas do LA?
- Na jakiś czas? To znaczy
ile?
- Nie wiem. Na zimę. Nie
znoszę zimy. Mamy tam przecież dom, czy musimy tkwić w Hamburgu w tę paskudną
pogodę? Co mamy tu do roboty? Występów w telewizji już nie mamy, płyta nagrana,
co ty na to Tom?
- Powiedz lepiej, co tym razem
cię trapi? – zapytałem. Zawsze, kiedy pojawiał się jakiś nietypowy problem,
Bill chciał jechać do Los Angeles albo do Niemiec, w zależności gdzie akurat
przebywaliśmy.
- Nic. Czy zawsze musi być
jakiś powód? Oprócz tego, że potrzebuję ciepła i słońca.
- Zwykle jest – stwierdziłem.
A on tylko nabrał głęboko powietrze, starając się
zignorować mój komentarz.
- Niżej – poinstruował mnie,
gdzie mam go masować.
- Tu?
- Tak. I mocniej.
- Mocniej, mocniej, nie mam
siły, ja też jestem obolały po tej grze. Ciekawe, kto mnie pomasuje?
- Mogę cię pomasować,
wystarczy słowo.
- Obejdzie się.
- Więc jak będzie? – wrócił do
tematu.
- Właściwie, to może i dobry
pomysł – stwierdziłem. – A kiedy?
- Jutro – rzucił krótko.
- Wolne żarty – prychnąłem.
Jego pomysły zawsze zwalały mnie z nóg.
- No to nie wiem. W tym
tygodniu. Jak najszybciej w każdym razie.
- Co ci się tak nagle spieszy?
- Już mówiłem, jest mi zimno i
mam dosyć tej pogody, ostatnio ciągle pada, przez nią zaczynam dostawać
depresji.
Tak, jesienna pogoda nawet mnie potrafiła przygnębić,
chociaż zwykle nie ma na mnie większego wpływu, a Bill faktycznie ostatnio był
jakiś przygnębiony.
- No dobra. To trzeba zrobić
rezerwację i poinformować chłopaków, że wyjeżdżamy. Już widzę ich miny.
Jak się tak zastanowiłem chwilę, pomysł wyjazdu był
naprawdę dobry. Sam miałem nie najlepsze samopoczucie, zwłaszcza po tym rozstaniu
z Rią. Musiałem się zdystansować i oderwać od wszystkiego, a LA było najlepszym
do tego miejscem i Bill doskonale o tym wiedział.
- Dobra, starczy tego masażu.
Mam nadzieję, że pomógł i jutro będę mógł normalnie funkcjonować. Skoro wyjeżdżamy
muszę jeszcze załatwić kilka spraw – mówiąc to usadowił się między moimi nogami
i oparł o mnie, sięgając w między czasie po papierosy. – Chcesz? – zapytał.
Wyciągnąłem jednego, bo czemu nie.
Obaj zaciągnęliśmy się głęboko dymem, jakby wraz z jego
toksyczną zawartością miało otruć się wszystko to, co nas od środka gnębiło. Leżeliśmy
tak w ciszy, on oparty o moją klatkę piersiową, ja z ręką na jego klatce,
bawiąc się kolczykiem w jego sutku i, po prostu milczeliśmy, jak za dawnych
dobrych czasów, upajając się jedynie dymem papierosowym. Uświadomiłem sobie
nagle, ile przez Rię traciłem cennych i tak potrzebnych mi chwil z bratem. Nawet,
jeśli Bill uczestniczył w moim i Rii życiu, był jednak w wielu sytuacjach
odepchnięty ode mnie na bok, źle się z tym czułem, kiedy widziałem, jak na nas
patrzy, jakby z jakąś tęsknotą w oczach. Nie wiem, czemu tak ciężko jest mu związać
się z kimś, czego on tak właściwie szuka. Niby go znam, a jednak w tej jednej
sprawie kompletnie go nie rozumiem. Teraz znowu razem, jak kiedyś, nawet wspólne
kąpiele, i chociaż może dla wielu mogło by się to wydawać dziwne, czy nawet śmieszne,
dla nas nie było to niczym niezwykłym, nie krępowałem się go, tak samo, jak on
mnie, a wspólne kąpiele denerwowały mnie tylko dlatego, że jego niegdyś chuda
dupa, już nie była taka chuda i zajmowała dość sporo miejsca w wannie, która
dla nas obu od jakiegoś czasu zrobiła się ciasna.
- Możesz mi podać soku? – wyciągnął
rękę w stronę szklanki.
- I właśnie, dlatego nie lubię
się z tobą kąpać, nie potrafisz uleżeć w spokoju pięciu minut – wygarnąłem mu,
ale podałem mu ten sok, samemu upijając trochę.
- Siedzę w gorącej wodzie, to
chce mi się pić, chyba normalne.
- Zawsze możesz wyjść –
rzuciłem.
- Zawsze mogę dolać zimnej
wody.
- Tylko spróbuj, to wylecisz
stąd w podskokach.
- To nie marudź, że pić mi się
chce.
Westchnąłem, wycierając czoło z potu. Może faktycznie
woda była trochę za gorąca.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
Cudny odcinek ale już nie mogę się doczekać aż zacznie się coś dziać *.*
OdpowiedzUsuńJuż niedługo :)
UsuńOdcinek cudo!!!!
OdpowiedzUsuńJuż już coś się dzieje!
Tom zauważył ile czasu zmarnował przez Rie
Teraz mam nadzieję że zacznie się coś dziac i zacznie się twincest <3333
Życzę weny :**
Cierpliwości kochana :)
UsuńNoo noo , wreszcie akcja się rozkręca ! :D Fiuu fiuu ;D
OdpowiedzUsuńBill chyba ma jakiś plan, dlatego też chce wyjechać do LA :D
A Tom.. Tom zauważył dziwne zachowanie brata, ale jeszcze nie wie dlaczego się tak zachowuje ;d
Kurcze, odcinek cudowny :) Czekam naa dalsze losy :)
Buziaczkii :) :* :*
Kochana brak mi słów na to co napisał. Ty chyba czytasz mi w myślach :*
UsuńRozkręca się! Nareszcie.
OdpowiedzUsuńTen wyjazd do LA jest jakiś podejrzany. Bill coś knuje i tyle! XD
Życzę weny! :***
Niedługo się przekonasz, czy miałaś racje, całkiem niedługo. :)
UsuńROZWALASZ MI SYSTEM, PO PROSTU.
OdpowiedzUsuń2WRESZCIE COS SIĘ DZIEJE! *odwala indianski taniec deszczu*
WIEDZIAŁAM, ZE BILLOWI JUŻ ODWALIŁO!
PODEJRZEWAM, ZE W LA TOM SIĘ WSZYSTKIEGO DOWIE.
WENY ŻYCZĘ
KOTEK
PS. U MNIE NEW
Heh, jak ja uwielbiam Twoje domysły. Kocham Cie za to :*
UsuńJeśli mam być szczera, to nie wiem co napisać. Jakoś nie mam weny do komentowania. Pewnie dlatego, że jestem zmęczona po wczorajszym wypadzie. I w sumie, to dlatego komentuje dopiero teraz. I mi też coś się zdaje, że w tym LA coś się wydarzy. Coś, co wszystko zmieni. Albo mi się po prostu wydaje. :D Zobaczymy. I obiecuję, że przy następnym odcinku postaram się napisać więcej.
OdpowiedzUsuńWeny życzę.
Pozdrawiam serdecznie,
Joll.