Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
2 miesiące temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
niedziela, 20 lipca 2014
00:26
Witajcie kochani.
Niecierpliwicie się, kiedy będą sceny twinc. Kochani
wszystko musi mieć swój czas i miejsce, ale dziś w końcu poznacie prawdę,
któremu pierwszemu odwali i do czego to doprowadzi. Gratuluje tym którzy od poczatku stawiali na... :)
Wasza Niki
Odcinek 7
Pod koniec tygodnia wylecieliśmy do Los Angeles. Jak
tylko wysiedliśmy z samolotu uderzyło nas gorące kalifornijskie powietrze.
- Trzymaj – Bill wcisnął mi w
dłonie swój telefon i torbę, ściągając z siebie kurtkę.
Zanim zdążyłem się rozejrzeć po lotnisku ktoś dotknął mojego
ramienia. Odwróciłem się, natykając na dwie dziewczyny. Ups! – pomyślałem. - Niczego
sobie.
- Tom i Bill Kaulitz?
- Tak – odparłem.
- Możemy zrobić sobie z wami zdjęcie?
– I od razu trzeba było się przestawić z języka niemieckiego na angielski. Spojrzałem
na Billa.
- Pewnie – odparł z
entuzjazmem i szerokim uśmiechem. Jakbym zobaczył w tym momencie innego brata. Wstąpiło
w niego życie, dosłownie.
Ustawiliśmy się, biorąc do środka najpierw jedną z dziewczyn
i obejmując ją, a potem drugą.
- Dziękujemy. A dostaniemy od
was jeszcze autografy?
- A masz coś do pisania? – zapytałem,
uśmiechając się.
Podpisaliśmy się dziewczynom i towarzysząc im do wyjścia,
bo też szły w tym samym kierunku. Pożegnaliśmy się z nimi i zaczęliśmy się rozglądać
za taksówką.
- No to teraz kołuj taksówkę –
rzuciłem, wyciągając paczkę papierosów. Wiedziałem, że złapanie taksówki w
obrębie lotniska graniczyło z cudem. – Może zadzwonię, poczekamy, ale na pewno
przyjedzie – zaproponowałem, ale Bill miał inny pomysł.
- Pal, zaraz złapię jakąś –
zostawił mnie z torbami na ławce i znikł mi gdzieś w tłumie. Usiadłem, odpalając
papierosa. Wygrzebałem z torby moją czapkę z daszkiem i okulary przeciw
słoneczne. O ile w Niemczech ostatnio nie były mi potrzebne, to tu od razu się
przydały.
Trzeba przyznać, że ledwo zdążyłem dopalić, jak mój
braciszek znalazł taksówkę.
- No i co? - zaśmiał się.
- Nieźle – powiedziałem tylko
i zapakowaliśmy walizki do bagażnika. Po kolejnej godzinie, bo tyle zajęło
przebicie się przez miasto, wreszcie dotarliśmy do domu. Dom był wysprzątany i przewietrzony.
Nawet, kiedy nas tu nie było, był regularnie odkurzany i wietrzony, a na nasz
przyjazd, zaopatrzony nawet w żywność, tak jak telefonicznie prosił o to Bill,
gosposie, która zajmowała się naszym domem, kiedy nas tu nie było i czasami
nawet tu sprzątała, jak byliśmy.
Zamknąłem drzwi, rozglądając się po wnętrzu. Bill nawet
nie fatygował się zabrać swoich pięciu walizek do pokoju, wszystko zostawił w
holu i pierwsze co zrobił, to dopadł lodówki.
- Chcesz Coli z lodem? – krzyknął.
- Chcę – odparłem i sam, zostawiając
swój majdan, udałem się do kuchni.
- Boże, od razu czuję się
lepiej – powiedział, ale wcale nie miał na myśli ugaszonego pragnienia, tylko
tego, że tu byliśmy.
- Widzę – powiedziałem,
odstawiając pustą szklankę.
- Przebiorę się i idę na plażę.
Idziesz ze mną?
- Czekaj, tak od razu? – no, zadziwiał
mnie. Mieliśmy za sobą ponad czternaście godzin lotu, a on zachowywał się, tak
jakby w ogóle tego nie odczuł.
- A na co chcesz czekać? Zadzwonię
do Jamesa i Brooke, może spotkamy się z nimi? Pewnie o tej godzinie siedzą w
Paradise.
James i Brooke byli parą i naszymi najlepszymi przyjaciółmi
w LA. Byli kilka lat od nas starsi, ale w tym kraju nikt nie wyglądał na swoje
lata.
- Jak auto odpali – rzuciłem.
– Stało kilka miesięcy, może akumulator padł.
- To najwyżej pojedziemy
taksówką – powiedział i poleciał po swoje walizki.
W końcu i ja zatachałem swoje. Ledwo przylecieliśmy, a
byłem już cały mokry. Minie kilka dni zanim przyzwyczaję się do tego klimatu. Lubię
ciepło, ale przeskok prawie trzydziestu stopni był naprawdę uciążliwy.
Wziąłem zimny prysznic, dopiero teraz trochę doszedłem do
siebie. Ustawiłem też w domu klimatyzację na znacznie niższą temperaturę. Wiem,
że później pewnie znowu ją przestawię, bo będzie nam za chłodno, ale w tej chwili
musieliśmy się zaaklimatyzować, a ten upał w ogóle nam, znaczy mnie w tym nie pomagał,
bo po Billu w ogóle nie było tego widać.
- Jak wyglądam? – przeparadował
się po moim pokoju. – Czy może ta czerwona?
Spojrzałem znad sterty swoich ubrań, które właśnie układałem
w szafie.
- Nie, ta jest dobra.
- A może jednak? – machał mi
tą czerwoną chustką przed oczami i działało to na mnie, jak płachta na byka,
zwłaszcza, że była czerwona.
- Nie, a zresztą jak chcesz.
- Długo ci to jeszcze zajmie?
- A co?
- No bo ja już jestem gotowy.
- Wypakowałeś się już? – aż się
zdziwiłem.
- Później. Chcę się już ruszyć
z domu.
- Dopiero przyjechaliśmy.
- No to co?
Stałem, gapiąc się na niego jak na wariata.
- Zaraz będę – powiedziałem,
nie wierząc sam w to co mówię.
- To się ubieraj, ja pójdę
zobaczyć czy auto odpali.
- Okej – zgodziłem się, no i już
wiedziałem, że nie poukładam sobie tych ubrań w szafie. Ubrałem się i słysząc,
że jednak nasz samochód odpalił, zgarnąłem tylko okulary przeciw słoneczne,
nałożyłem na głowę czapkę z daszkiem, przekręcając daszek na tył i chwytając portfel
i komórkę wyszedłem, zamykając za sobą drzwi. Bill czekał na mnie w samochodzie
na miejscu pasażera i gadał, jak zdążyłem usłyszeć z Jamesem. W końcu ruszyliśmy.
Nie wiem, ile siedzieliśmy już
w tym klubie, ale zacząłem odczuwać skutki jet lag’a i zrobiłem się taki śpiący,
że ledwo patrzyłem na oczy. Bill był tak podekscytowany, że gadał jak
nakręcony. Widziałem, że przecierał oczy ze zmęczenia, ale zdecydowanie z nas dwojga,
to ja byłem już jak dziurawa dętka.
- Co jest Tom, śpisz? – zapytał
James.
- Prawie. Zmiana czasu – odparłem.
- Bill się jakoś trzyma –
stwierdził.
- Bo spał w samolocie.
- A ty nie?
- A idź tam z takim spaniem –
machnąłem ręką. - Próbowałeś kiedyś zasnąć przy włączonej suszarce do włosów? - bo taki właśnie jest odgłos w samolocie. Wszyscy
zaczęli się śmiać, ale nie śmiali się ze mnie, tylko każdy doskonale wiedział,
o czym mówię.
- No tak, Bill tyle przesiaduje
u fryzjera, że jest przyzwyczajony do tego odgłosu – podsumował James, na co
wszyscy wybuchliśmy śmiechem z Billem na czele.
Mimo wszystko postanowiliśmy wrócić do domu i wyspać się.
Wiedziałem, że jeszcze ze dwa dni będziemy skołowani tą zmianą czasu, ale
ciepło, słońce i ocean, który mieliśmy bardzo blisko domu dodawały takiego wigoru,
że po mimo upału obaj tryskaliśmy energią.
Od
naszego przylotu minęło prawie trzy tygodnie. To miejsce tak nam przypadło do
gustu, że bardzo szybko się do niego przyzwyczailiśmy i traktowaliśmy je od
samego początku na równi z Niemcami. Bill się w końcu trochę uspokoił, bo
pierwsze dwa tygodnie, ostro imprezował, ja zresztą też. Bywały dni, że nie wiedziałem,
jaki jest dzień tygodnia. Kompletnie zapomniałem o Rii, jakby nigdy wcześniej
nie było jej w moim życiu, ale stroniłem od panienek, co jak na mnie, było dość
nietypowe. Czułem się teraz wolny i w końcu wyluzowałem, przestałem się
denerwować z byle powodu, i często zamiast zareagować złością wybuchałem
śmiechem, w tym momencie największe zaskoczenie, wzbudzając w bracie, ale
czułem się, jak ptak, którego wypuszczono z klatki, do czasu, gdy dostałem od Rii
maila. Cholernie długiego i kompletnie rozwalającego mnie na kawałki.
Przeczytałem go kilka razy i będąc szczery, przynajmniej
przed sobą powiedziałbym, że tęskniłem za nią. Brakowało mi jej ciepła, jej
czułego dotyku. Pomijając to co nas poróżniło,
naprawdę kochałem ją. Po tym mailu złapałem takiego doła, że głowa mała. Ciągle
miałem w pamięci jej słowa. Nadal Cię kocham. Tęsknie. Wybacz mi. Daj mi
jeszcze jedną szansę. Nie powiem, taki miałem mętlik w głowie, że zacząłem nawet
rozważać powrót do Niemiec, a nigdy wcześniej nie miałem takiego dylematu. Zawsze,
kiedy kończyłem związek, to nigdy do niego nie wracałem, a teraz kompletnie
wariowałem nie wiedząc, co zrobić. Zanim jednak ostatecznie zdecyduję, co zrobię,
postanowiłem się napić, i to najlepiej w towarzystwie Jamesa, bo on miał lekką
rękę do polewania i potrafił słuchać, a w tym momencie czułem, że właśnie tego
mi potrzeba najbardziej. Zostawiając
Billowi wiadomość, że nie wiem, o której wrócę, zamówiłem taksówkę i ruszyłem
do Paradise’a, Bill pewnie pomyślał sobie, odczytując ją, że poszedłem wyrwać jakąś
panienkę, w końcu byliśmy tu już trzy tygodnie, a ja od czasu rozstania z Rią nie
uprawiałem seksu, ręki nie liczę, dlatego nawet nie dzwonił do mnie, nie chcąc
mi przeszkadzać.
Tym czasem po prostu musiałem się napić, albo, jak kto
woli zalać się. A James, jako towarzysz, był w tym nieoceniony. Siedziałem z
nim i Brooke, i piłem, z każdym kolejnym kieliszkiem, tracąc orientację, czemu albo,
za co w ogóle piję.
- Masz, napij się jeszcze –
James nalał mi kolejny kieliszek, stawiając przede mną.
- Nie, nie powinienem.
- Pij, szybciej się otrząśniesz
jak się zalejesz. Brakuje ci po prostu ciepła drugiej osoby, a nie Rii – tłumaczył
mi. A ja chciałem w to wierzyć.
- Mówiłam ci, że ona tobą rządzi
– odezwała się Brooke. - Tom, musisz zrozumieć, że ludzie się nie zmieniają z
dnia na dzień, jeśli w ogóle się zmieniają. Ria jest nadal tą samą osobą, napisała
ci wszystko, to co chciałeś usłyszeć, doskonale cię zna i wcześniej czy później
znowu byś się o tym przekonał.
- Wiem – przyznałem. Ale nawet
fakt, że wiedziałem, że taka właśnie może być, nie był w tym momencie ważny, tylko
to, że chciałem poczuć jej ciepło, smak jej ust. Boże, tak cholernie pragnąłem teraz
jakiejkolwiek czułości, że to aż bolało.
- To, co to za miłość, jeśli
nie akceptuje cię takiego jakim jesteś? – ciągnęła dalej.
- No – James przyznał jej
rację. - I dobrze, że to się tak
skończyło. Zresztą myślę, że jeśli nie teraz, to i tak to by się niedługo stało
– powiedział, wzbudzając we mnie zainteresowanie.
- Dlaczego? – szukałem wytłumaczenia,
chociaż sam doskonale wiedziałem, co mnie w niej drażniło.
- Bo nie pasowaliście do
siebie – powiedział. - Niby się mówi, że przeciwieństwa się przyciągają, ale to
bzdura. Żeby się zgadzać, trzeba być podobnym, mieć jakieś wspólne pasje,
zainteresowania, idee, czy coś w tym stylu, a wy wybacz, że to powiem Tom, ale jak
ogień i woda.
Łyknąłem resztę alkoholu, a James wlał mi kolejną porcję.
- Nie będę już więcej pił,
muszę jakoś wrócić do domu – odsunąłem od siebie kieliszek.
- Pij! Wsadzimy cię do
taksówki, nie martw się.
- Tak, a w domu uszy mi zwiędną
od gadania Billa.
- Nic nie będzie gadał, zrozumie.
No to piłem, bo czemu nie. Chociaż nie! Ja chciałem się najebać
i to tak, by przestać o niej myśleć. No i udało mi się.
Gdzieś po drugiej w nocy, postanowiłem wrócić do domu. Kręciło
mi się w głowie, jak cholera i zrobiłem się śpiący. Wyłożyłem się na stole, jak
jakiś żul, mając już całe towarzystwo gdzieś.
- Tom, Tom! – James zaczął
mnie szarpać za rękaw. – Nie śpij! Chodź, zaprowadzę cię do taksówki. Masz już
chyba dość na dzisiaj.
Podniosłem z ledwością głowę i spojrzałem na niego.
- Zdecydowanie, masz już dość.
Brooke, kochanie poczekaj tu na mnie, zapakuje tylko Toma do taksówki i zaraz
wracam.
- Okej.
Pomógł mi wstać, bo moje nogi zupełnie odmówiły współpracy.
Na dworze oparł mnie o ścianę i zadzwonił po taksówkę.
- Zaraz będzie. Oddychaj głęboko,
to otrzeźwiejesz trochę – poradził mi.
- Jasne - bąknąłem. – Od razu
może wytrzeźwieję. Bill mnie zabije – już widziałem, jak się wkurzy, kiedy mnie
zobaczy w takim stanie.
- O! Jest taksówka. Chodź – pociągnął
mnie za rękaw, pomagając mi wsiąść na tylne siedzenie.
Parę minut później, starałem się dotrzeć na werandę
naszego domu, po drodze, nie lądując gdzieś w krzakach. Przesadziłem z tym
piciem, co prawda Ria mi wywietrzała z głowy i już przestałem myśleć o niej z
taką tęsknotą, ale przez to byłem teraz dosłownie najebany i ledwo trzymałem
się na nogach. Wszedłem na schody, przytrzymując się poręczy i już prawie udało
mi się dojść do drzwi, kiedy straciłem równowagę i wyrżnąłem jak długi przed
samymi drzwiami, robiąc przy tym ogromny hałas.
- Kurwa – zakląłem pod nosem, nie
mając siły się nawet podnieść.
Po chwili zapaliło się światło na werandzie i otwarły drzwi.
Spojrzałem w górę.
- Cześć Billy. Wróciłem -
odezwałem się, śmiejąc się, sam nie wiem z czego.
- Widzę. Więcej nie dało się już
wypić? – zapytał i zaczął mnie podnosić z podłogi.
- Przepraszam, jeden za dużo.
- Chyba dziesięć.
- Nie, tylko jeden – nie wiem,
czemu tak uparcie chciałem mu wmówić, że to był tylko jeden ponad normę. Upór
pijanego? Cholera wie, ale tak mnie dręczyła ta myśl, że ciągle ją powtarzałem.
- Dobra, niech ci będzie,
jeden. Rusz dupę, nie będę cię dźwigał.
- Bill, tylko się nie złość –
jakoś z jego pomocą wstałem. Przełożył sobie moją rękę przez ramie i zaprowadził
mnie do pokoju na łóżko.
- Co tym razem świętowałeś? –
zapytał, zabierając się za rozbieranie mnie.
- Nie świętowałem, tylko
topiłem żale.
- Po czym, a raczej po kim?
- Po upadłej miłości –
odparłem.
- Jeśli tak bardzo cierpisz,
to po co z nią zrywałeś? – zapytał, ściągając mi buty.
- To nie miało sensu, już ci
mówiłem. Jej też mówiłem. Wiesz, ona nadal mnie kocha, Chce żebym wrócił do
Niemiec – plotłem nieskładnie. Oczywiście dla mnie to miało sens, dla Billa
pewnie nie, chociaż odpowiadał mi tak, jakby wszystko jednak rozumiał.
- Dobrze, już dobrze,
rozumiem. Ale alkoholem nie rozwiążesz problemów – powiedział.
Spojrzałem na niego.
- Co się stało? – zapytał, bo
patrzyłem na niego chyba zbyt podejrzanie. - Niedobrze ci?
- Mam ochotę na seks –
wypaliłem, zmieniając całkowicie temat i mówiąc to całkiem poważnie. Naszła mnie
taka chcica, że nie potrafiłem się temu oprzeć.
- Aleś wymyślił – skomentował,
odpinając mi pasek u spodni.
- Naprawdę Billy.
Zsunął ze mnie spodnie.
- Widzę – odparł, patrząc na
mój wzwód w bokserkach. Pociągną mnie za rękę do siadu, pomagając mi ściągnąć koszulkę.
- O Jezu, Bill, wszystko się
kręci – opadłem na łóżko i poczułem, jak zsuwa ze mnie bieliznę. Nie mam
pojęcia, co mu przyszło do głowy, ale dotknął mojego członka, jeszcze bardziej mnie
pobudzając.
Mruknąłem z przyjemności, tak bardzo tego potrzebowałem,
a on nasilił swoją pieszczotę, dając mi właśnie to, czego dziś wyjątkowo mocno
pragnąłem. Zamknąłem oczy, poddając się temu uczuciu. W pewnym momencie
poczułem znajome doznanie, które wyniosło mnie na szczyt mojego podniecenia.
Podniosłem głowę i zobaczyłem, jak mój członek znika w ustach Billa. Nie byłem aż
tak pijany, żebym nie rozumiał, kim jest dla mnie Bill i co mi robi. Tylko, że
robił to tak dobrze, że za żadne skarby nie chciałem, by przestał. Nie wiem,
czy nawet sam fakt, że mój własny brat robi mi loda jeszcze bardziej mnie nie podniecał.
- Bill… no co ty? – wyszeptałem,
z ledwością panując nad swoją dolną częścią ciała, i w tym momencie walcząc ze
sobą, czy powiedzieć mu przestań, czy może, rób mi tak dalej. Zanim jednak zdecydowałem
się na któryś z wariantów, było już za późno, bo doszedłem.
Bill wytarł usta wierzchem dłoni. Patrzyłem na niego
zszokowany. Wydawało mi się, że już nawet wytrzeźwiałem. Nie mogłem uwierzyć w to,
co się stało. Po prostu, ja albo już spałem i miałem taki sen albo to jakieś halucynacje
z przepicia.
- Lepiej? – zapytał, a ja nie byłem
wstanie wydobyć z siebie słowa. – To śpij już. Pogadamy jutro – odezwał się do
mnie i nakrył mnie, jak gdyby nic się nie stało. – Dobranoc Tom – zgasił
światło i wyszedł z pokoju, zostawiając mnie z burzą myśli. Na jego szczęście byłem
zbyt pijany i śpiący, żeby analizować dogłębnie, to co się stało. Zasnąłem, tak
jak kazał.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
aaaaaaaaa *.* w końcu! i tak jak obstawiałam Bill zrobił pierwszy krok hiihihi :D świetnie, już nie mogę się doczekać następnego odcinka, ich rozmowy :D
OdpowiedzUsuńjuż gotowy wrzucę po 24 :)
UsuńNO I NIE WIEM CO POWIEDZIEĆ.
OdpowiedzUsuńCHOCIAŻ NIE1
MÓWIŁAM, ŻE BILLOWI JUZ DAWNO ODWALIŁO?
MÓWIŁAM! *zaciesza jak małe dziecko*
TY MI KOBIETO SYSTEM ROZWALASZ. JA SIĘ CIEBIE BAĆ ZACZYNAM.
WENY ŻYCZĘ
KOTEK
No Ty faktycznie od początku typowałaś Billa, zupełnie nie wiem czym się tak zdradził, ale zapewniam, że dowiesz się jeszcze o kilku faktach, nie koniecznie w 8 odcinku. W każdym razie trochę się teraz będzie działo między nimi.
UsuńNieźle. Nie spodziewałam się, że tak właśnie sprawy się potoczą. I jednak dobrze, że nikogo do końca nie obstawiałam, bo naprawdę potrafisz zaskoczyć. :D Jestem ciekawa, cholernie ciekawa, jak Bill potem się z tego wytłumaczy i jaka będzie reakcja Toma, jak już wytrzeźwieje. No i mam nadzieję, że Tom nie wróci do Rii (chociaż nie widać, by na to teraz się zapowiadało :P), i że w ogóle przestanie o niej myśleć i zajmie się swoim braciszkiem. No, to ten... Weny życzę i niecierpliwie czekam na kolejną część.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Joll.
No Ria nie odpuści tak szybko, tego możesz być pewna. W każdym razie Tom będzie miał naprawdę gorący okres w swoim życiu :)
UsuńNie wierzę, że Bill to zrobił !! Aaaaaaaa ! O "mada faka" ! :D
OdpowiedzUsuńBill zrobił to, bo Tom był pijany ! O kurdee ! Nie spodziewałam się tego !! Pisz szybko nowy odcinek, bo umrę z ciekawości !!
Buziaaczki ;*
Ujęłabym to raczej tak, że wykorzystał okazje, bo Tom był pijany. Ale wszystkiego się dowiesz. :)
UsuńI to znowu ja .. :) Zapraszam na 11 odcinek "PRzypadkowej miłości" :)
OdpowiedzUsuńBuziaczki ;*