Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
2 miesiące temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
poniedziałek, 21 lipca 2014
00:01
Witajcie kochani
Jesteście pewnie ciekawi co to będzie, jak Tom się obudzi, no i co mu powie Bill :) No to zapraszam na kolejny odcinek
Wasza Niki
Odcinek 8
Na
drugi dzień obudziłem się gdzieś, jak mniemam koło południa, bo słońce świeciło
mi centralnie w twarz, a to oznaczało, że jest już samo południe albo nawet
dalej i ktoś najwyraźniej zapomniał opuścić rolet albo raczej zrobił to celowo.
Poruszyłem się i jęknąłem z bólu. Miałem wrażenie, że głowa za chwilę rozpadnie
mi się na kawałki. Od razu przypomniałem sobie wczorajsze picie, maila od Rii i
coś jeszcze… Dokładnie! Przypomniałem sobie, co mi zrobił Bill. Poderwałem się
do siadu, ignorując ból głowy i wsłuchując się w odgłosy domu. Był w nim? A
jeśli tak, to gdzie? W swoim pokoju? Może w kuchni albo na werandzie? W każdym
razie, ciężko było mi stwierdzić nic nie słysząc. Odrzuciłem kołdrę, orientując
się, że jestem kompletnie nagi. No tak, przecież Bill mnie wczoraj porozbierał.
Boże! Rozejrzałem się po pokoju, szukając swoich bokserek i zauważyłem kartkę
na stoliku. Chwyciłem ją i przeczytałem.
POJECHAŁEM NA ZAKUPY. WRÓCĘ WIECZOREM.
BILL
Zakupy? Jasne! A kto robi zakupy przez cały dzień? To
znaczy, znam możliwości Billa, ale nawet on nie byłby w stanie biegać po
sklepach przez cały dzień.
Może jest mu głupio z powodu tego wczorajszego loda?
Jezu. Mój własny brat… Nie mogłem w to uwierzyć. Znam
Billa bardzo dobrze i wiem, że gdyby nie chciał, nie zrobiłby tego za żadne
skarby. W takim razie, co to miało być? I co ja mam teraz zrobić? On chyba wiedział,
że tak się właśnie będę czuł, dlatego zostawił mnie samego. Zakupy, to tylko wymówka.
Pewnie zadekował się gdzieś, w jakiejś kawiarni ze swoim laptopem i siedzi tam.
Zerwałem się, i naciągając pospiesznie tylko same spodnie
dresowe, które nawinęły mi się, jako pierwsze pod rękę, poszedłem do jego
pokoju. Nawet nie musiałem wchodzić do środka, od razu zauważyłem brak laptopa.
Jasne, zakupy braciszku.
Poszedłem do kuchni. Na stole stała butelka wody, a obok
niej leżały tabletki i talerz z naleśnikami przykryty kloszem.
Po co on to w ogóle robił? Czemu właśnie dzisiaj? Nigdy wcześniej
specjalnie nie przejmował się ani moim kacem ani tym, żebym coś zjadł jak
wstanę, więc czemu dzisiaj?
Zażyłem leki, popijając wodą. Nastawiłem sobie ekspres,
do tych naleśników lubiłem napić się kawy. W między czasie poszedłem wziąć
prysznic, nie pachniałem zbyt świeżo, bo już nawet sam siebie czułem. Po
powrocie z łazienki, zjadłem w końcu i poczułem się lepiej, przynajmniej, jeśli
chodzi o moją fizyczną część osoby, gorzej było z moimi myślami, które cały
czas krążyły mi po głowie, podsuwając obrazy z nocy.
Boże, co to teraz będzie? Jak mam mu spojrzeć w oczy, te oczy,
które patrzyły na mnie, kiedy mi to robił. Co mi odwaliło wczoraj, żeby mu
mówić o tym seksie. Po co ja tyle piłem? Po co ja w ogóle piłem? Jeśli zostawił
mnie tu samego, żebym teraz nad tym myślał, to mógł sobie pogratulować. Miałem wyrzuty
sumienia, jak nigdy dotąd. Zanim jednak zacząłem się zagłębiać w mroczne
zakamarki mojego umysłu, usłyszałem, jak dzwoni mój telefon. Pobiegłem do
pokoju, wygrzebując go z kieszeni spodni, Bill go nawet nie wyciągnął, jak mnie
wczoraj rozbierał. Zanim odebrałem zerknąłem na wyświetlacz, kto to.
- No cześć James.
- Cześć – przywitał się. – Jak
tam, żyjesz?
- No, jakoś.
- A Bill mocno wkurzony? Widzieliśmy
go w Bistro w Oriencie, samego – podkreślił to ostatnie słowo intonacją głosu.
- Nie. Nie był zły. Ma jakieś spotkanie,
nie pamiętam z kim, a ze mnie dziś raczej kiepskie towarzystwo – zmyśliłem.
- A co, kac męczy?
- No…
- Na kaca trzeba się napić.
- O nie, dzięki James, ale
moja wątroba ma już dosyć. Chyba przystopuję przez kilka dni.
- No jak chcesz. W każdym
razie, będę z Brooke dziś wieczorem w Paradise, jak się namyślisz wpadnijcie z
Billem.
- Okej.
- No to trzymaj się.
- Narka – rozłączyłem się.
Nie namyślając się długo, wybrałem numer do Billa. Po
dwóch sygnałach odebrał.
- No co tam Tom?
- Kiedy będziesz w domu?
- Jak zrobię zakupy. Czytałeś
moją kartkę?
- Czytałem, ale musimy chyba o
czymś pogadać – powiedziałem prosto z mostu. Nie miałem kompletnie nastroju na zabawę
w podchody.
- O czym?
- O tym, co się stało w nocy.
Syknął.
- Nie po to wyszedłem na te
zakupy i zostawiłem cię samego z nadzieją, że sobie podumasz nad tym, żeby
teraz wracać i dyskutować o tym, zwłaszcza, że nie ma właściwie, o czym.
- Jak to nie ma o czym? Jakie
zakupy, Bill? Wiem, że jesteś w Bistro w Oriencie.
- Kto ci powiedział? – był
zaskoczony.
- Wróżka. Po prostu wiem.
- Wrócę wieczorem tak czy
inaczej i nie szukaj mnie.
- A co ja mam robić do
wieczora?
- Nie wiem, co chcesz. Może pójdź
do Paradise’a, słyszałem, że dzisiaj ma być jakiś koncert grupy rockowej.
- Nie mam ochoty Bill,
rozumiesz?! – zdenerwował mnie. Najwyraźniej zamierzał udawać, że nic się nie
stało. Może myślał, że ja tego nie pamiętam albo, że odpuszczę? Nie było takiej
opcji. Chciałem z nim o tym pogadać i definitywnie wybić mu na przyszłość tego
typu pomysły, a on po drugiej stronie słuchawki po prostu milczał. Słyszałem
odgłosy z kawiarni. Dźwięk stawianej filiżanki na spodeczku. Upadającą gdzieś w
tle łyżeczkę na szklany stolik i Billa oddech.
- Będę wieczorem – tylko tyle
usłyszałem i rozłączył się.
- No kurwa pięknie! – krzyknąłem
i rzuciłem telefon na łóżko.
Cały Bill, myśli, że jak powie, że będzie wieczorem, to wszystko
już załatwi. A jaką konkretnie
przestrzeń czasu obejmuje pojęcie wieczoru? Ile miałem na niego czekać,
o której zamierzał wrócić? Wkurzył mnie, ale nie zamierzałem do niego wydzwaniać,
doskonale wiedziałem, że co bym w tej chwili mu nie powiedział, zrobiłby na odwrót.
Pozostało mi, tylko cierpliwie na niego zaczekać.
Oczywiście wrócił tuż przed dwunastą. Szlag mnie prawie
trafił. Od kilku godzin łaziłem od okna do okna, nie mogąc znaleźć sobie
miejsca. Układałem sobie w myślach litanie, którą go powitam i od razu przypuszczę
atak, głównie o to, co mi w nocy zrobił i wybije mu z głowy te durne pomysły
raz, a dobrze, ale jak tylko pojawił się w domu i spojrzał mi w oczy, w ten sam
sposób, jak w nocy zapomniałem co miałem mu powiedzieć.
- Wiesz, która jest godzina? –
zapytałem.
- Ach, no trochę mi zeszło.
- Trochę?
- Nie dramatyzuj Tom. No i co
się takiego stało? Przecież mogłeś zawsze do mnie zadzwonić.
- Nie będę do ciebie
wydzwaniał i sprawdzał gdzie jesteś, chyba obaj jesteśmy już dorośli i
odpowiedzialni, a ty chyba mówiłeś coś o tym, że wrócisz wieczorem.
- Jest wieczór – odpowiedział
spokojnie.
- Jest za dwadzieścia pięć
dwunasta.
- No to jest jeszcze wieczór.
Masz – podał mi torbę. – Kupiłem ci coś. A tu masz coś do jedzenia.
- Jezu Bill, mieliśmy
porozmawiać, nie zasłaniaj się teraz zakupami – zawsze mi to robił, potrafił
mnie rozwalić jednym tylko zdaniem.
- Przepraszam Tom, przełóżmy
to na jutro. Jest już trochę późno, a ja padam na twarz, cały dzień jestem na nogach
i jedyne, o czym marzę, to szybki prysznic i łóżko.
- Bill!
- No nie gniewaj się na mnie. Przyrzekam,
że jutro porozmawiamy – położył mi rękę na ramieniu, delikatnie ściskając je i wymijając
mnie poszedł do swojego pokoju.
No pięknie, po prostu pięknie. Rzuciłem zakupy na stół,
ten to potrafi doprowadzić człowieka do wrzenia w parę sekund, na prawdę tylko
mu pogratulować.
- Nie rzucaj, bo zbijesz
słoik! – usłyszałem.
Kurwa, jaki słoik, co on nakupił? – zacząłem grzebać w
torbach, ale moją uwagę przykuło zawiniątko w drugiej reklamówce, które podobno
było dla mnie.
Zerknąłem w stronę jego pokoju, słysząc, że poszedł pod
prysznic, nadal byłem na niego wściekły, ale wiedziałem, że nawet, jeśli zmuszę
go teraz do tej rozmowy, to będzie się na mnie gapił i nic nie mówił, pokazując
mi tym, że pogada ze mną wtedy, kiedy on tego będzie chciał, a mnie puszczą
nerwy i wywiąże się z tego jeszcze większa kłótnia, a nie o to mi chodziło.
Przez prawie cały dzień myślałem nad tym, i zdążyłem zauważyć kilka dziwnych zachowań
Billa względem mnie. Potraktowałem to, jako coś normalnego, bo w przeszłości
wiele razy tak się zachowywał, ale prawdę mówiąc, to nie było normalne, i nawet
usprawiedliwiając to, że to dlatego, że jesteśmy braćmi i zawsze byliśmy blisko,
w tym wypadku było słabe. I do tego jego słowa, które powiedział mi, jak rozstałem
się z Rią i jechaliśmy do studia, mówiąc mi, że nigdy do końca nie będę jego,
jak się tak nad tym zastanowić, nie zabrzmiało normalnie. Nie wyłapałem tego
wtedy, bo byłem za bardzo pochłonięty wydarzeniami z tego dnia, ale gdybym zrozumiał
dwuznaczność tych słów, inaczej bym rozegrał to, co powiedziałem dalej, bo to
zabrzmiało jakbym mu dawał przyzwolenie, dosłownie. Czy to możliwe, że ja go
sam sprowokowałem do tego? Dałem mu jakiś znak, że go pragnę? Chciałem go o to wszystko
zapytać, ale oczywiście, co? Dupa! Bo mój kochany braciszek jest zmęczony i nie
ma siły na rozmowę, na poświęcenie mi choćby pięciu minut. A potem dziwi się,
czemu się wkurwiam. No jak mam się nie wkurwiać, jak?
Wziąłem głęboki oddech, starając się uspokoić. Usiadłem
przy stole i zacząłem dobierać się do prezentu, bo tak to potraktowałem, jak
prezent. Obróciłem tą torebkę w dłoniach kilkukrotnie, nie wiedząc jak się dobrać
do zawartości. Do prawdy, zawsze mnie zadziwia to, w jaki sposób pakują to w sklepach,
uczą ich tego na specjalnych kursach czy jak? Dobranie się do zawartości wymaga
naprawdę zmysłu detektywa. Skoro muszą już to tak pakować, mogliby dawać jakieś
instrukcje, jak to potem otworzyć. Sfrustrowany sięgnąłem za siebie do szuflady
po nożyczki, jak setki razy w takich sytuacjach i w końcu dostałem się do środka.
Wyciągnąłem zawartość i aż uniosłem brwi, to była bransoletka z koralików, ładna,
nawet bardzo ładna. Bill miał oko do takich drobiazgów i doskonale znał mój
gust. Oczywiście założyłem ją, jako kolejną do tych, które już nosiłem.
Do jedzenia na szczęście nie musiałem się tyle dobierać. No
i okazało się, że właściwie to nic konkretnego do jedzenia nie kupił, bo
przecież Nutella, to raczej nie jest czymś konkretnym, ale za to poprawia
nastrój, a jeśli to właśnie było jego celem, to trafił w dziesiątkę. Sięgnąłem
znowu za siebie do szuflady po łyżeczkę i po chwili bez niczego zacząłem
pochłaniać tą czekoladę. Zjadłem chyba z pół słoika, aż mi się zrobiło
niedobrze, szkoda, że nie kupił Coli, chociaż… pogrzebałem w torbie, odnajdując
rachunek, z którego wynikało, że zgrzewka Coli została kupiona, więc pewnie
została w samochodzie.
Ubrałem klapki, chwyciłem kluczyki od auta i wyszedłem
przed dom do samochodu, znajdując w bagażniku, to czego szukałem. W końcu
mogłem też ugasić pragnienie moim ulubionym napojem. Najedzony, a raczej
napchany czekoladą, poszedłem spać, ale zanim się położyłem opuściłem rolety w
oknie, żeby nie było jak wczoraj. Zważywszy, że cały dzień chodziłem
nabuzowany, zniesmaczony, zaniepokojony no i w końcu zdezorientowany tym, co
się stało, a na koniec zlany przez mojego braciszka, zasnąłem zadziwiająco
szybko. To chyba przez tą czekoladę, nerwy mi całkiem przeszły, a spokojny
pogrążyłem się bardzo szybko we śnie.
Obudziłem się przed południem,
wcześniej niż zwykle, a to dlatego, że słyszałem jakieś hałasy w kuchni.
Najwyraźniej mój bliźniak też już wstał i chyba specjalnie tłukł się drzwiczkami
od szafki, w której trzymaliśmy kosz na śmieci. Robił to na tyle często i chyba
złośliwie, że w końcu nie wytrzymałem i krzyknąłem na niego.
- Bill do cholery, skończ już!
Usłyszałem jego kroki zbliżające się do mojego pokoju. Pchnął
drzwi, które były do tej pory lekko przymknięte i wszedł do pokoju.
- Jak można było narobić
takiego syfu? – wypalił.
- Jakiego syfu? – spojrzałem
na niego zdziwiony.
- Dobrze wiesz, jakiego.
- No nie przesadzaj. Kilka
papierków i nieschowana Nutella tak cię wkurzyły?
- Ty mnie wkurzasz – warknął.
- A co ja znowu zrobiłem? – no
teraz moje zaskoczenie sięgnęło zenitu, co jak co, ale do złości, to chyba ja
miałem większy powód.
- Nie ważne – uciął krótko,
jak zwykle, kiedy coś szło nie po jego myśli, a nie chciał powiedzieć wprost, o
co mu chodzi. Odwrócił się z zamiarem opuszczenia mojego pokoju.
- Zaczekaj! – zatrzymałem go.
– Mieliśmy pogadać – przypomniałem mu.
- O czym? – spojrzał na mnie,
robiąc ten swój wyraz twarzy, który od razu mnie zirytował, jakby już samą
mimiką twarzy chciał mi powiedzieć; Czego znowu chcesz?
- Dobrze wiesz, o czym.
- Nie mam nastroju na
pogadanki.
- Nie obchodzi mnie to.
Czekałem na ciebie wczoraj przez cały dzień, chciałem z tobą o tym porozmawiać,
a ty jak już się w końcu zjawiłeś, spławiłeś mnie i poszedłeś spać. Obiecałeś
mi to wczoraj, Bill – przypomniałem mu. – Mieliśmy pogadać – może dam się mu
raz spławić, ale nie ustąpię po raz drugi.
Chwilę mi się przyglądał, chyba zrozumiał, że nie ustąpię,
bo podszedł do łóżka i usiadł na brzegu.
- No dobra, miejmy to już za
sobą. No, więc o czym chcesz pogadać?
- Chcę wiedzieć, czemu to zrobiłeś?
- Co zrobiłem?
- Dobrze wiesz, o co pytam –
wkurwił mnie tym udawaniem, że niby nie wie, o co pytam.
- Chodzi ci o tego loda?
Jezu… aż zamknąłem na chwilę oczy, bezpośredniość mojego
brata czasami była niezręczna, nawet dla mnie.
- Tak, właśnie o to mi chodzi.
- Przecież miałeś ochotę na
seks.
- A ty tak po prostu spełniłeś
moją zachciankę, tak?
Wzruszył ramionami.
- A co w tym dziwnego? Kocham
cię Tom. Dla ciebie jestem wstanie zrobić nawet coś takiego i nie widzę w tym
nic niezwykłego.
- Słucham? – nie mogłem
uwierzyć w to, co słyszałem.
- To co słyszysz.
- Chyba masz coś z głową! –
wydarłem się na niego.
- Ty masz, ale z dupą, ale
jakoś sobie z tym poradzę, myślę, że jestem wstanie zaspokoić twoje potrzeby, a
nawet dać ci to, czego nie da ci żadna laska.
Otwarłem szeroko oczy, przez moment zastanawiając się,
czy to na pewno jest mój brat.
- Ty chyba na prawdę masz coś
z głową – poderwałem się z łóżka, stając na przeciwko niego.
- Bo mam odwagę powiedzieć ci
w twarz, co do ciebie czuję? – wstał, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- To nie są normalne uczucia,
Bill.
- Takie same jak każde inne.
Tego, że chwyci mnie oburącz za twarz i pocałuje mnie,
nie spodziewałem się. Zareagowałem na to odruchowo, odpychając go od siebie i uderzając
go w twarz.
Zanim się zreflektowałem, co zrobiłem, było już za późno.
Brooke miała rację, ludzie się jednak nie zmieniają, uderzyłem tamtą dziewczynę
na parkingu, jakimś cudem powstrzymałem się, żeby nie uderzyć Rii, chyba tylko,
dlatego, że mi o tym przypomniała, a uderzyłem osobę, której jako jedynej na
świecie bezgranicznie ufałem i kochałem. Czułem, jak piecze mnie dłoń,
uderzyłem go naprawdę mocno, jego policzek zrobił się momentalnie czerwony, ale
po mimo że już na mnie nie patrzył, nadal przede mną stał.
- Wyjdź z mojego pokoju! – zażądałem.
Podniósł głowę, patrząc mi prosto w oczy.
- Jak sobie życzysz – odparł i
wyszedł, a ja stałem tam, jak słup soli, będąc dosłownie w szoku. Spojrzałem na
swoją dłoń, czułem jak pulsowała, wiele razy się biliśmy, nie raz polała się też
krew, ale nigdy nie uderzyłem go w twarz.
Z holu dobiegł mnie odgłos zatrzaskujących się drzwi,
dopiero teraz otrząsnąłem się z zamyślenia i rzuciłem biegiem do drzwi, mając nadzieję,
że go złapie przed domem, jednak, jak wybiegłem przed dom nigdzie nie mogłem go
dostrzec. Podbiegłem na bosaka aż na ulice, rozglądając się w jedną i w drugą stronę,
nie było go, jakby nagle zapadł się pod ziemię, nie mogłem uwierzyć jak to
możliwe, jak mógł tak szybko zniknąć, a może ja nie wybiegłem za nim tak szybko
jak mi się zdawało? Wróciłem do domu i chwyciłem za komórkę, wybierając do
niego połączenie. Jakież było moje zdziwienie, kiedy usłyszałem jego telefon w
pokoju. Pchnąłem drzwi i patrzyłem oniemiały, jak aparat dzwoni i wibruje na biurku,
w tym momencie już wiedziałem, że jest źle. Co by się nie działo, Bill zawsze
zabierał ze sobą telefon. Mógł nie wziąć portfela czy kluczy, ale z telefonem
się nie rozstawał. Aż poczułem bolesny ucisk w okolicy żołądka.
Zacząłem się szybko ubierać. Złapałem kluczyki do auta i
ruszyłem go szukać. Musiałem go przeprosić, poniosło mnie, nie chciałem go
skrzywdzić, po prostu nie sądziłem, że mnie pocałuje. Żebym chociaż
podejrzewał, na pewno bym tak gwałtownie nie zareagował, przecież to tylko
pocałunek, na litość Boską, co się ze mną działo? Musiałem z nim o tym
porozmawiać spokojnie i bez nerwów. Nawet, jeśli on serio mnie kochał już nie
jak brata, to przecież potrafiliśmy ze sobą normalnie rozmawiać, o każdym
problemie, o uczuciach, dosłownie o wszystkim, a zachowałem się tak, jakby był
mi obcą osobą.
Objechałem okolice chyba z pięć razy. Zatrzymałem się na jakimś
parkingu, zastanawiając się gdzie mógłby się udać na piechotę, nie mógł
przecież daleko odejść. Bill miał kilka swoich ulubionych miejsc, więc
postanowiłem je obskoczyć, niestety nie znalazłem go. Zacząłem obdzwaniać
wszystkich, ale jak na ironię nikt go nie widział, jakby zapadł się pod ziemie.
Jeździłem pół dnia, zaglądając do tych samych miejsc po kilka razy, z nadzieją,
że może jednak go znajdę, ale bez rezultatu. Byłem już zmęczony i głodny,
dobrze, że chociaż wodę znalazłem w bagażniku, którą zresztą Bill tam wrzucił,
o wszystkim zawsze myślał.
Zaparkowałem niedaleko plaży i zacząłem zaglądać po kolej
do tych stojących przy plaży kawiarenek, oczywiście tam też go nie było. Słońce
zaczęło zachodzić już za horyzont, na plaży zaczęło robić się coraz mniej
ludzi. Jeśli swoim nagłym zniknięciem chciał mnie ukarać, to mógł sobie
pogratulować, czułem się w tym momencie jak ostatni chuj. Usiadłem na chwilę na
murku okalającym plaże, zastanawiając się, gdzie on może być. Jak zrobi się
ciemno, to go już na pewno nie znajdę. Boże, nie wiedziałem, co robić. Sądziłem,
że znajdę go po godzinie, góra dwóch, a tym czasem był już prawie wieczór, a po
nim ani widu ani słychu.
Ściągnąłem okulary przeciwsłoneczne i przetarłem twarz, z
gorąca lało się ze mnie, spojrzałem w stronę oceanu na surferów i tych kilku
osób, które na plaży jeszcze siedziały, zatrzymując wzrok na jednej, która odstawała
od reszty plażowiczów, bo kto normalny leży w ubraniu na plaży? Zeskoczyłem z
murku i zacząłem iść w kierunku tej osoby. W połowie drogi wiedziałem już, że
to Bill, aż mi ulżyło, chociaż po chwili ogarnęła mnie złość, że tak mnie
nastraszył, jednak musiałem się opanować, dość jasno dał mi do zrozumienia, jak
szybko może zniknąć z mojego życia, a tego nigdy nie chciałem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
Zachowanie Toma mnie naprawdę zdziwiło... Billa w sumie też. Nie bardzo wiem co się może dziać dalej. Tom poprosi brata, żeby zapomniał, żeby udawał? Wątpię, żeby szybko zmienił nastawienie do sprawy. Po jego zachowaniu wnioskuję, że raczej...hmm...Bill jest w ciemnej...no wiecie xD No cóż, zostaje mi tylko czekać na rozwój wydarzeń w następnym odcinku i życzyć weny.
OdpowiedzUsuńA sądzisz, że Bill zapomni, że go posłucha, że tak mu po prostu odpuści? :)
UsuńZNOWU NIE WIEM CO POWIEDZIEĆ.
OdpowiedzUsuńMAM ZACIESZA JAK GŁUPIA, ZE MIAŁAM RACJĘ, KTÓREMU PIERWSZEMU ODBIJE.
JAK MOZESZ KONCZYĆ W TAKIM MOMENCIE, NO JAK?
WENY ŻYCZĘ
KOTEK
A wyszło mi, to zupełnie niechcący :D
UsuńNie wierzę, że Tom to zrobił ! Coo za .. Aaaagggr .. zdenerwowałam się teraz .
OdpowiedzUsuńChociaż i zachowanie Billa też mnie zdziwiło.. Że tak łatwo przyszło mu wyznanie bratu , co do niego czuje .. hmmm .. Szkoda mi Billa. Biedny dostał w twarz, w sumie za nic. Ah już się nie mogę doczekać następnego odcinka ! ciekawa jestem jak to teraz między nimi będzie.
Buziaczki ;* :*
Niestety nie mogę jasno Ci napisać dlaczego Bill tak wprost powiedział Tomowi co do niego czuje. Tom być może zareagował zbyta gwałtownie, ale dla niego, to co się stało przekroczyło granice tolerancji. Wkrótce się przekonasz do czego zdolny jest nasz kochany Bill :D
UsuńOd wczoraj próbuje wysilić się na jakiś komentarz, ale mam totalną pustkę w głowie... Wybacz... Ale dam chociaż znak, że tu byłam, bo wiem, jak to dla osób, które piszą opowiadania, jest ważne. I wiedz, że niecierpliwie czekam na kolejny. :)
OdpowiedzUsuńWeny.
Pozdrawiam,
Joll.
wstawisz następny po 24? :D
OdpowiedzUsuńHmmm :) Pewnie wstawię :D
Usuńa będzie się działo? :D
UsuńA jak sądzisz?
UsuńMam nadzieje, że tak, ale to od Ciebie wszystko zależy :)
UsuńZa godzinkę się wszystkiego dowiesz, mam tylko nadzieje, że na końcu odcinka nie zapragniesz mnie zabić :D
Usuńohoo to źle wróży! *nabija_karabin :D* niestety będę musiała się powstrzymać, bo kto takto będzie mi tworzył takie wyśmienite twincesty, hę(?) :D
OdpowiedzUsuńHahaha, Etam zaraz wyśmienite. Staram się, jak mogę żeby było ciekawe i tyle.
Usuń*le ty* http://www.temysli.pl/demot/0_0_0_372580985_middle.jpg :D
UsuńOj. :)
Usuń