Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
2 miesiące temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
czwartek, 24 lipca 2014
00:03
Witajcie kochani
Dziś krótka przemowa, bo muszę się szybko zwijać,
burza idzie i muszę powyłączać Internet i komputer. Mam tylko nadzieje, że nie zechcecie
mnie na końcu odcinka zlinczować albo zabić. Pewnie zechcecie :)
Wasza Niki
Odcinek 9
Podszedłem do niego, siedział, właściwie leżał podparty
na łokciach i wpatrywał się w zachód słońca. Usiadłem koło niego.
- Szukałem cię – zagadałem, widząc,
że nie zwraca na mnie uwagi.
- No to znalazłeś – odparł
oschle.
- Posłuchaj – zacząłem. – Trochę
za nerwowo zareagowałem, przepraszam.
Milczał.
- No co mam ci więcej
powiedzieć?
- Przykro ci? – zapytał.
odwracając głowę w moją stronę?
- Wiesz… to znaczy – zacząłem się
jąkać, miałem tysiąc myśli i nie wiedziałem, od której zacząć, żeby znowu
czegoś nie spieprzyć.
- To nie przepraszaj, skoro nie
jest ci przykro.
Nigdy nie owijał w bawełnę. Jeśli miałem usłyszeć szczerą
prawdę, to wiedziałem, że z całą pewnością zawsze usłyszę ją od Billa.
- Kurwa, Bill! Postawiłeś mnie
w takiej niezręcznej sytuacji i czego się spodziewałeś?
- Masz rację, sam nie wiem,
czego się spodziewałem – zaczął wstawać.
- Gdzie idziesz?
- Chcę zostać sam – odparł i
zaczął odchodzić.
- Zaczekaj – ruszyłem za nim,
ale jak tylko zorientował się, że za nim idę zaczął uciekać, a we mnie odezwał
się instynkt łowcy, czy sam nie wiem co, jedno wiedziałem, nie pozwolę mu tak
po prostu odejść i mnie olać po tym, jak zmarnowałem cały dzień na szukaniu go.
Goniłem go z dobre pół kilometra, zanim udało mi się go
chwycić za ubranie i powalić na piasek. Byłem w tej chwili na niego wściekły. Zaczęliśmy
się szarpać. Nawet jeśli był ode mnie słabszy, to bronił się zacięcie. Nieźle się namęczyłem
zanim chwyciłem go pewnie za nadgarstki i przytwierdziłem ręce do podłoża.
- Uspokój się do cholery! – krzyknąłem
na niego, łapiąc haustami powietrze, on też szybko oddychał. Nie mogłem pozwolić
na to bym został sam, a w tej chwili wszystko ku temu zmierzało.
- Puszczaj!
- Nie, dopóki mi nie obiecasz,
że nie będziesz uciekał.
Odwrócił głowę w bok.
- Bill!
- Nie chcesz mnie, kiedy ci
się oddaje, a teraz nagle żądasz, żebym był przy tobie?
- Posłuchaj…
- Nie chcę cię już więcej słuchać,
mam dosyć. Zawsze idziesz na całość bez względu, jak to coś jest dla ciebie
nieznane, a w moje ramiona, chociaż doskonale wiesz, że jestem jedyną osobą na
tym świecie, która by cię nigdy nie skrzywdziła, nie oszukała ani nie
zostawiła, nie chcesz.
- Bill, wiesz, co ty mi
proponujesz? – zapytałem, może nie do końca rozumiał konsekwencji tego, czego pragnął.
Chociaż w tej chwili doskonale rozumiałem, jak bardzo pragnie czułości, sam jej
pragnąłem, przez to schlałem się jak idiota i przez to całe to zamieszanie, ale
nie wiedziałem czy rozumie, że proponuje mi związek, pomijając już fakt, że był
moim bratem, to związek homoseksualny. Nie mogłem! Po prostu, mnie faceci nigdy
nie pociągali.
- Nie podobam ci się?
- Jezu, Bill – przewróciłem
oczami.
- Jeśli choć trochę lubisz
swoje odbicie w lustrze, powinienem ci się podobać.
- Podobasz mi się – ugryzłem się
zaraz w język. - To znaczy, Boże, nie wiem, jak ci to powiedzieć, żebyś mnie
znowu opacznie nie zrozumiał. Podobasz mi się, ale nie w ten sposób, rozumiesz?
- Puść mnie i zejdź ze mnie.
- Obiecaj, że nie będziesz
uciekał.
No tak, odwrócił głowę, a to oznaczało, że właśnie to
zrobi, jak tylko go puszcze.
- No to będziesz tu tak długo leżał
aż sobie wszystko wyjaśnimy.
Prychnął.
- Dla mnie wszystko jest jasne,
to ty się miotasz.
- Ja się z niczym nie miotam.
- Nie? To czemu się upiłeś? Czemu
rozpamiętujesz zakończony związek?
No tak, o mailu od Rii przecież nic nie wiedział.
- Bill, nie chcę zagłębiać się
w coś, co nie jest istotne dla sprawy.
- Dla sprawy? Traktujesz to
jak sprawę?
- Nie łap mnie za słówka, do
cholery! Powiedz mi, czym cię sprowokowałem? Powiedziałem ci coś? Może zrobiłem
coś, co popchnęło cię do tego?
- Do czego?
Wziąłem głęboki oddech, już się we mnie gotowało, a on
tylko podsycał atmosferę.
- Sądzisz, że sprowokowałeś
mnie czymś teraz? – zaczął się śmiać, a ja aż uniosłem brwi. – Otóż, informuję cię,
że kocham cię już od bardzo dawna, ale czy to ważne, skoro i tak mnie nie
chcesz.
- Nie powiedziałem, że nie
chcę, to znaczy… Jezu, Bill! Nie możesz przestać?
- Co przestać?
- Kochać mnie.
- Kochać cię, jako kogo,
ukochanego, czy jako brata?
Lubił mi mieszać w głowie.
- Dobrze wiesz, o czym mówię.
- Nie mogę.
Westchnąłem. W ten sposób do niczego nie dojdziemy. Wiedziałem,
że on doskonale rozumie, co mówię i o czym mówię i nie zamierza dać za wygraną,
bo ja go o to proszę.
- Posłuchaj Bill. Lubię spędzać
z tobą czas, lubię te nasze niebraterskie dziwne sytuacje, ale nie chcę i nie
czuję takiej potrzeby, żeby przekraczać tę granicę. Ja cię nie kocham, tak jak
ty tego oczekujesz, rozumiesz?
- Nieźle. Nie sądziłem, że
dasz radę mi to powiedzieć, w dodatku, patrząc mi prosto w oczy.
- Bo mi na tobie zależy, i chcę
żeby wszystko wróciło do normy.
- Żeby było po staremu? – zapytał.
- Właśnie – potwierdziłem.
- Czyli jesteś pewny, że nic
do mnie nie czujesz prócz braterskiej miłości?
- Jestem pewny.
- Dobra, rozumiem, nie będę się
narzucał. Sam do mnie przyjdziesz.
- Bill do cholery, nie! – No i
co ja miałem z nim zrobić, jak mu wybić te głupoty z głowy?
- Możesz mnie puścić.
- A będziesz uciekał? – zapytałem.
- Nie będę, chcę wrócić do
domu.
- No to wracajmy – powiedziałem
i puściłem mu ręce, obserwując uważnie, czy za chwilę nie rzuci się na mnie
albo nie zacznie uciekać, ale nie zrobił nic takiego. Wstaliśmy, otrzepując się
z piasku.
- Jesteś tu samochodem? – zapytał.
- Tak, zaparkowałem… - odwróciłem
się w stronę parkingu, na którym zostawiłem auto, ledwo go było widać. – Tam –
wskazałem ręką.
- No to chodźmy – powiedział i
ruszył pierwszy w stronę auta. Szliśmy w milczeniu, a mnie ciągle nie opuszczało
wrażenie, że on coś knuje. Za szybko odpuścił, to znaczy, byliśmy już dorośli i
nie upieraliśmy się już, jak kiedyś, ale to było dla Billa zbyt istotne, żeby
tak po prostu dać za wygraną. Wiedziałem, że muszę mieć się na baczności.
Kiedy
wróciliśmy do domu, Bill zadekował się w łazience. Ja tym czasem zacząłem robić
kolację, przez jego ucieczkę cały dzień nic nie jadłem, on z pewnością też.
Zanim wyszedł z łazienki poustawiałem wszystko na stole.
- Zrobiłem kolację, chodź
zjeść – zawołałem go, jak tylko usłyszałem, że wychodzi z łazienki.
- Już idę – odpowiedział,
jednak poszedł jeszcze do swojego pokoju. Kiedy w końcu przyszedł do kuchni i
spojrzałem na niego, wnętrzności boleśnie mi się skręciły. Jego policzek był
siny. Nawet nie musiałem go pytać, co mu się stało, sam go tak urządziłem.
Chyba wcześniej musiał to zapudrować, że nie zauważyłem.
Podszedłem do niego, dotykając jego policzka.
- Bardzo cię boli?
On jednak tylko syknął, kiedy go dotknąłem, a ja cofnąłem
rękę, nie chcąc sprawiać mu już więcej bólu.
- Przepraszam.
- Przejdzie, nie przejmuj się
– odparł.
- Nie wiem, jak mam cię
przeprosić, nie wiem, co mnie naszło.
- Przecież mówiłeś, że cię
zaskoczyłem.
- Tak, ale…
Jakimś dziwnym impulsem objąłem go, mocno przytulając,
poczułem zapach jego perfum, aż zakręciło mi się w głowie, ten zapach przemieszany
z zapachem jego skóry uwodził, dosłownie, przez sekundę poczułem impuls, żeby
zakosztować jego ust, ale otrząsnąłem się, reflektując się, w jakim kierunku pobiegły
moje myśli i odsunąłem się od niego.
- Wybacz mi Bill.
- Już dobrze Tom, nie mam do
ciebie o to żalu, naprawdę. To przecież tylko siniak, nie pierwszy i nie ostatni,
jaki mi zrobiłeś – wiedziałem, że ma na myśli nasze bójki z dzieciństwa.
- Ale nie na twarzy.
Patrzył mi w oczy, a ja czułem, że zaczynam się gotować,
już nie wiedziałem, czy patrzy na mnie tak jak zawsze, czy z jakimś podtekstem.
Teraz, gdy wiedziałem, co do mnie czuje, każde jego spojrzenie, czy gest będę odbierał
w ten sposób. Przełknąłem ślinę, a on odwrócił wzrok.
- Siadamy? – zapytał, przerywając
tą niezręczną dla mnie sytuację.
- Tak – odparłem i zająłem swoje
miejsce. – A w ogóle, jadłeś coś dzisiaj? – zapytałem, smarując chleb masłem.
- Nie, jakoś mi się nie chciało.
Podasz mi sól? – wyciągnął rękę w kierunku solniczki.
- Tak myślałem – odparłem, podając
mu ją.
Jedliśmy, rozmawiając w między czasie o różnych rzeczach,
ani razu oczywiście, nie schodząc na temat tego, co się stało, a mnie to
odpowiadało.
Przez kolejny tydzień wszystko
wróciło względnie do normy. Przestałem obsesyjnie doszukiwać się podtekstów ze
strony Billa, można powiedzieć, że powoli wracałem do równowagi i powoli
zaczynałem dopuszczać do siebie myśl, że może jednak zrozumiał, że na nic
więcej prócz braterskich uczuć z mojej strony nie ma co liczyć. Rii nie
odpisałem na maila. Myślałem nad nim, czytałem go kilkadziesiąt razy i o ile za
pierwszym razem, czytając go czułem tęsknotę i byłem gotowy wrócić do Niemiec,
tak po tym incydencie z Billem definitywnie przeszła mi ochota na wyjazd.
Postanowiłem, że nie będę odpisywał. Jeśli jeszcze kiedykolwiek mieliśmy
spotkać się i porozmawiać już, jako tylko przyjaciele, bo chciałem mieć w niej
przyjaciółkę, oboje musieliśmy się zdystansować.
Zaczęliśmy z Billem znowu
imprezować, ale głównie, dlatego, że większość z naszych znajomych, to robiła,
a my, żeby nie spędzać czasu wyłącznie w swoim towarzystwie chodziliśmy po różnych
klubach, chociaż głównym celem zwykle był dobrze nam znany i lubiany Paradise.
Dziś także wylądowaliśmy w nim, a to dlatego, że James i
Brooke zaręczyli się i z tego właśnie powodu świętowali. Świętowanie w gronie przyjaciół
ma tą zaletę albo wadę, jak kto woli, ja w każdym razie wole to widzieć, jako
zaletę, że leją się hektolitry alkoholu, a człowiek przestaje w pewnym momencie
liczyć, ile już wypił, sądząc, że to jeszcze nie jego limit i może wypić
kolejnego. Jednak ja zawsze czułem, kiedy dochodziłem do swojej granicy.
- Ja już dziękuję – położyłem
dłoń na kieliszku, wiedząc, że teraz każdy kolejny będzie mnie zwalał z nóg.
- No przestań Tom! Zaręczyłem
się dzisiaj, a ty nie chcesz za to wypić?
- James ja piję już za to od
dobrych… – zerknąłem na zegarek. – trzech godzin, znowu zaleję się w trupa – sądziłem,
że ten argument po tym, jak mnie ostatnio pakował do taksówki będzie wystarczający,
on jednak widząc, że u mnie nic nie wskóra, posunął się do innego fortelu.
- Bill, powiedz mu coś – i jak
zwykle szukał wsparcia u mojego brata, który w piciu dotrzymywał mi kroku, ale jakimś
cudem on zawsze mógł wypić więcej zanim się upił.
Bill spojrzał na mnie, marszcząc brwi.
- Co, niedobrze ci? – zapytał,
nachylając się do mojego ucha, żeby nie musieć przekrzykiwać muzyki.
- Nie, ale jestem już
wstawiony.
A on chwycił mnie tylko za rękę, odsłaniając kieliszek,
który zakrywałem, dając tym pole do popisu Jamesowi.
- Daj spokój, pij. Jest
przecież okazja.
- I co, będziesz mnie taszczył
do domu jak się zaleje?
- Poradzę sobie.
- No dobra. Żebyś potem nie
żałował - mówiąc to wziąłem kieliszek i wypiłem całą zawartość jednym tchem. James
tylko się zaśmiał i poklepał mnie po ramieniu.
- O! I to rozumiem, Teraz wiem,
że dobrze nam życzysz.
Wszyscy zaczęli się śmiać. Impreza się kręciła, a ja
piłem skoro Bill nie patrzył na mnie krzywo, kiedy wlewałem w siebie kolejną
porcję alkoholu, jak to zwykle bywało. Do tego, mając jakąś durną nadzieję, że
on przynajmniej w minimalnym stopniu panuje na tym ile pije, nie czułem
potrzeby kontrolowania się, co po kilku kolejnych godzinach miało swoje skutki,
bo leżałem na stole, otumaniony i obojętny na to, co się wokół mnie działo. Ciągle
jednak słyszałem, jak Bill i James gadają i śmieją się, a Billa słyszałem chyba
najgłośniej, chociaż to może dlatego, że siedział koło mnie. Była już gdzieś
czwarta nad ranem, a ja przysypiałem i budziłem się na zmianę, bo nie wszystko
do mnie docierało, więc musiałem pewnie momentami przysnąć, ale ani trochę nie
czułem się przez to trzeźwiejszy, chociaż nie wlałem w siebie już ani kropli
alkoholu od dobrych kilku godzin.
- Słuchajcie kochani, na nas
już pora – rzucił mój bliźniak.
- Na nas też – odparł James. –
Masz już chyba dość kochanie - zwrócił się do Brooke siedzącej mu na kolanach.
- Już? – zdziwiła się.
- Jesteś już zmęczona.
- To zatańcz ze mną jeszcze
raz – zaczęła go prosić, a Bill w końcu zainteresował się mną.
- Tom, obudź się, wracamy –
poczułem, jak Bill mnie szturcha, a ja nie miałem nawet siły podnieść głowy.
- Oj, chyba będziesz miał
problem, Bill.
- Spoko, zaraz dojdzie do
siebie. Potrzebuję tylko trochę wody z lodem i cytryną.
James kiwnął ręką do kelnerki, zamawiając dla mnie wodę,
a potem ulotnił się z Brooke na parkiet, zostawiając nas.
- Tom, no dalej podnieś się. Wiem,
że mnie słyszysz.
Podniosłem tylko rękę i miałem już dość. W tym samym
czasie kelnerka przyniosła wodę.
- Dziękuję – usłyszałem i
znowu poczułem, że Bill mnie szturcha.
- Tom?
- Czego chcesz? – warknąłem na
niego wkurzony, że nie da mi spać.
- Wracamy do domu.
- Spoko, zaraz, daj mi jeszcze
chwilę.
- Wyśpisz się w domu. No dalej
podnieś się – podniosłem lekko głowę i na wpół otwartymi oczami spojrzałem na niego.
- To ja, poznajesz mnie
jeszcze?
Co za durne pytanie, nawet mi się nie chciało tego komentować,
palnąłem się znowu na stół. On jednak chwycił mnie za ramiona i podniósł, opierając
o oparcie klubowej kanapy.
- Wypij to, dojdziesz trochę
do siebie – podsunął mi przed nos szklankę, a ja spojrzałem tylko na nią, i zamykając
oczy znowu oparłem głowę o zagłówek kanapy.
- Jezu! – jęknął podenerwowany,
ale sam tego chciał, ostrzegałem go. – Chyba faktycznie zalałeś się –
powiedział i poczułem jak wsuwa mi rękę pod głowę i przykłada szklankę do ust.
- No pij! – powiedział i
poczułem coś zimnego na usta. Zrobiłem kilka łyków, krzywiąc się i łapiąc go za
rękę, w której trzymał szklankę odsunąłem ją od siebie.
- Nie chcę już – odparłem, rozglądając
się tempo po sali.
- Wiesz gdzie jesteś? – zapytał
dziwnie. Być może nie wyglądałem w jego mniemaniu na dość przytomnego.
- W klubie – odparłem, spoglądając
na niego.
- Tak i musimy wracać już do
domu, rozumiesz? Więc musisz się podnieść, bo sam cienie dźwignę.
- To mnie tu zostaw.
- Jasne – odparł ironicznie.
- Jak tam? – zapytał James wróciwszy
z Brooke do stolika. – Widzę, że jeszcze żyjesz.
Machnąłem ręką, pokazując mu tym jak się czuję.
- James możesz mi pomoc
zaprowadzić go do taksówki?
- Pewnie.
- Zadzwonię tylko po taksówkę
– powiedział Bill, a ja oparłem głowę o zagłówek kanapy, zamykając oczy i próbując
zatrzymać ten wirujący świat.
Po chwili poczułem, jak obaj podnoszą mnie i zawisłem na
ich ramionach.
- Oj Bill, jutro to mu głowa pęknie.
- Trudno – powiedział, wcale
nie przejmując się moim stanem. – Nie wiem, czemu on zawsze tak szybko się
upija. Piliśmy chyba tak samo, poza tym od kilku godzin nie wypił ani kropelki,
powinien być już trochę trzeźwiejszy.
- Widocznie ma mniejszą tolerancję
na alkohol.
Staliśmy na dworze, ja wisiałem między nimi, a oni gadali
ze sobą, jakby mnie tam wcale nie było. Może i byłem na wpół przytomny, ale
słyszałem i rozumiałem każde słowo.
- A jak ty go z taksówki wyciągniesz?
- Poproszę kierowcę o pomoc,
jak zwykle – odparł Bill.
- Może faktycznie za dużo mu
polałem – James zaczął mieć wyrzuty sumienia, szkoda, że dopiero teraz, jak mu
wisiałem na ramieniu.
- Nie przejmuj się, nic mu nie
będzie – oczywiście, a co innego mógłby mu powiedzieć mój braciszek, sam dał mi
przyzwolenie, więc teraz musiał udawać, że wcale nie jest zły o to, w jakim
jestem stanie. - O! Jest taksówka –
pomachał ręką, dając znak kierowcy gdzie ma stanąć. – Dzięki James za pomoc – powiedział,
kiedy siedziałem już, a właściwie leżałem na tylnym siedzeniu taksówki.
- Nie ma za co. Trzymaj się Bill.
Długo jednak nie ujechaliśmy, nawet nie zdążyłem
przysnąć, bo Bill ciągle się wiercił, no chyba, że robił to specjalnie, sam już
nie wiem, w każdym razie nie byłem wstanie nawet zmrużyć oka, a po kolejnych pięciu
minutach byliśmy już w domu.
W sumie dobrze, że byłem tak narąbany, bo całkiem
straciłem poczucie wstydu, kiedy razem z kierowcą, Bill prowadził mnie do domu
i na łóżko.
- Dziękuję jeszcze raz – słyszałem,
jak odprowadza gościa do drzwi, a po chwili po jego krokach, jak wraca do mnie.
- Tom? – nachylił się nade mną
i poczułem jego oddech, śmierdział alkoholem.
- Śmierdzisz – wymamrotałem, odwracając
od niego głowę.
- Och! Dobrze, że ty
pachniesz. Podnieś się, chyba nie zamierzasz spać w ubraniu.
- Zamierzam. To ty chciałeś,
żebym pił, to mnie teraz porozbieraj, jeśli tak bardzo ci to przeszkadza – sądziłem,
że strzeli focha po tych słowach i pójdzie sobie, zostawiając mnie w spokoju,
ale się pomyliłem.
Poczułem, jak zdejmuje mi buty i skarpetki. Jak mocuje się
z moim paskiem u spodni i rozpina mi rozporek, znowu naszła mnie chęć na seks,
ale tym razem nie zamierzałem się odzywać na ten temat ani jednym słowem.
Owszem, byłem pijany, ale pamięci nie straciłem i wiedziałem, co się wydarzyło,
gdy ostatnim razem w podobnych okolicznościach wyraziłem swoją potrzebę. Nie chciałem
znowu czegoś palnąć i w domu mieć kolejny raz piekła.
- Podnieś tyłek – powiedział.
– Nie będę się z tobą szarpał.
- Nie mam siły.
- No to się zmobilizuj.
Uniosłem jakoś dupę, ale zaraz spojrzałem na niego
zaskoczony, kiedy razem ze spodniami ściągnął mi bokserki. Łypnął na moje
krocze, zatrzymując tam wzrok i unosząc przy tym jedną brew.
Oho! I już wiedziałem, czemu się tak dziwnie patrzy. Na
sto procent było widać, że mi stoi, i to nie żebym był tylko trochę pobudzony,
to by to jeszcze jakoś przeszło, ja miałem pełny wzwód i czułem w nim
pulsowanie, podnieciłem się, cholera wie czym i dlaczego, a do tego ten głupek
cały czas się gapił.
- Masz ochotę? – zapytał, patrząc
mi w oczy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
no wiesz co? w takich momentach definitywnie nie powinno się kończyć! miałaś racje mam ochotę cię zabić :D oh i jeszcze każesz nam czekać calutkie 3 dni?! fochforever.
OdpowiedzUsuńMówiłem, że tak będzie :)
UsuńBłagam niech Tom powie że ma xD ;-;
OdpowiedzUsuńNapiszę krótko: Znajdę cię i zabije, za przerwanie w takim momencie. :D ciekawa jestem, co odpowie Tom...
OdpowiedzUsuńA jak sadzisz? :D
UsuńNoooo nie !! Uduszę Cię ! Jak możesz kończyć w takim momencie ?! I jeszcze każesz czekać 3 dni !!
OdpowiedzUsuńAaaaaaa! Ostro między naszymi chłopcami, już się bałam, że Bill gdzieś zwiał i nie chce wrócić. A Toma kręci Bill, tylko jeszcze jest to gdzieś tam w nim, jeszcze do tego nie doszedł ;p
Jestem ciekawa, co Tom mu odpowie ;D jest zalany , więc pewnie zgodzi się na jakieś pieszczoty, chociaż ... mam dziwne domysły co do zachowania Billa :D Czekam na kolejny odcinek !! :)
Całuuusy ;* :*
A widzisz, Ty robisz dokładnie tak samo, więc wzięłam przykład od Ciebie, możesz być z siebie dumna :D
UsuńOoo to nie bierz ze mnie przykładuu ! :P
UsuńNo i znowu ja :) U mnie 3 odcinek Marzeń ;)
OdpowiedzUsuńZapraszaam ;) :*
W takim momencie skończyć?! Serio?! No ej... Bez przesady...! Za karę, to już dzisiaj powinnaś wstawić kolejny odcinek! ;-; Jestem cholernie ciekawa, czy coś między nimi się wydarzy, bo widać, że Tom nie jest obojętny na swojego brata. No cóż, zobaczymy za te dwa dni, więc czekam niecierpliwie.
OdpowiedzUsuńWeny.
Pozdrawiam serdecznie,
Joll.
W sumie, to mam już napisany i mogłabym wrzucić wcześniej, ale chyba Was jednak podręczę i poczekacie :P
Usuńjak możesz! wstaw dzisiaj po 24 :D
UsuńNo nie wiem :)
UsuńPOPIERAM PRZEDMÓWCÓW
OdpowiedzUsuńW TAKICH MOMENTACH NIE POWINNO SIE KONCZYC!
ZWŁASZCZA, ŻE POTEM TRZEBA TAK DŁUGO CZEKAĆ NA CIAG DALSZY
ODCINEK CIEKAWY
STRASZNIE MNIE CIEKAWI, CO ODPOWIE TOM.
WENY ŻYCZĘ
KOTEK
PS. SORRY, ŻE DOPIEROTERAZ KOMENTUJE, ALE NIE MIAŁAM JAK WCZEŚNIEJ