Informacja

KIEDY NOWY ODCINEK?

W niewoli uczuć (23) - Soon :D




INFORMACJA


PDF do ściągnięcia
Klik





Obserwatorzy

środa, 3 września 2014

Odcinek 24






- Odepnij mnie, a obiecuję, że ci nie w pierdole.
Pokręcił tylko przecząco głową.
- Tom, Tom, powiedz, czego się boisz, że będzie ci przyjemnie, czy że będzie bolało?
Oczywiście, że bałem się bólu. W ogóle nie mogłem uwierzyć, że dałem się mu tak podejść, że doprowadziłem do takiej sytuacji. Starałem się zrozumieć, jak to się w ogóle stało. Od rana Bill dziwnie się zachowywał, Lisa na pewno nie była jedynym powodem, mogła go dodatkowo popchnąć do działania, ale nie być głównym motywem jego postępowania.
- Myślisz, że w ten sposób przekonasz mnie do związku z tobą? – zapytałem. - No to ci powiem, że jestem zdecydowanie na nie, a tym co właśnie zrobiłeś przekreśliłeś swoje jakiekolwiek szanse u mnie, rozumiesz?
- Zobaczymy, zostało mi jeszcze dwa tygodnie.
- Już nie. Koniec z tym. Uprzedzałem cię na początku, że jeśli odwalisz mi jakiś numer, zerwę umowę, i właśnie ją zrywam. Nie godziłem się na gwałt.
- Nie zamierzam cię gwałcić.
- Nie?
- Nie głupku. Pamiętasz, o czym rozmawialiśmy dzisiaj rano?
- O seksie.
- Właśnie. Chciałem to z tobą spróbować i myślę, że lepszej okazji już nie będzie, a ty będziesz mógł myśleć, że cię zmusiłem, więc nie powinno dręczyć cię sumienie.
- I według ciebie, to jest w porządku?
- A nie?
- Nawet, jeśli mówię ci, że nie chcę?
- Jak możesz mówić, że nie chcesz czegoś, czego nawet nie spróbowałeś?
- Skąd wiesz, może próbowałem – w tym momencie jedyne co próbowałem, to grać na zwłokę, jakoś go zniechęcić, ale chyba marnie mi szło, bo on z każdym moim kolejnym zdaniem nabierał większej ochoty.
- Podobno nie kochałeś się z mężczyzną.
- Z mężczyzną nie, ale z kobietą tak.
- Analnie?
- Tak, analnie! – powtórzyłem podenerwowany.
- No i?
- Co i?
- Jak było?
Zastanawiałem się, co powiedzieć, bo było inaczej, wiadomo.
- Normalnie – odpowiedziałem, a on wybuch śmiechem.
- W porządku, jeśli nie chcesz powiedzieć, okej, rozumiem.
- Nie ma o czym, to moja sprawa, jak mi było, a tobie nic do tego.
- Domyślam się jak ci było. Robiłeś to z kondomem?
- Oczywiście!
- To nic dziwnego, że masz o tym właśnie takie zdanie – znowu zaczął się śmiać.
Nie wiem, czemu czułem się w tym momencie jak kretyn. To ja zaliczałem zawsze panienki i mógłbym naprawdę pochwalić się podbojami. Były noce, że w moim łóżku leżały dwie, a nawet trzy dziewczyny. Nie raz na trasie sam się o to ciskał, że się prowadzę jak szmata, ale wiem, że przemawiała przez niego tylko zazdrość, albo wściekłość, cholera wie, chyba żałował tych dziewczyn, bo zawsze zależało mu na tym, żeby było w tym jakieś uczucie, a przecież było, one były wniebowzięte i mnie było dobrze, po co było to komplikować czymś dodatkowym w postaci miłości, o której ciągle gadał, wtedy jej nie potrzebowałem, a teraz on mi mówił o tym tak, jakby to on był w tym temacie ekspertem, a może było coś, o czym nie wiedziałem, może czegoś mi nie powiedział? Bill często miał te swoje tajemnice, gdybym oczywiście chciał wyciągnąłbym to z niego, ale jakoś nigdy mi nie zależało na tym, żeby się dowiedzieć, co tam skrywa, zresztą miał prawo mieć coś wyłącznie dla siebie i szanowałem to.
Tak się zamyśliłem nad tym, że nawet nie zauważyłem momentu, kiedy usiadł mi na nogach.
- Złaś ze mnie – znowu zacząłem się szarpać, a on zaczął rozpinać mi pasek u spodni. - Nie będę się z tobą pieprzył.
- Będziesz.
- Chyba śnisz.
- Nie podniecasz mnie w ten sposób, a jeśli chcesz sobie ulżyć, to w skrytce na szczotki może znajdziesz jakąś odpowiednią, wiesz, z długim i grubym trzonkiem – gadałem co mi przyszło pierwsze na myśl, musiałem go jakoś zniechęcić, co więcej mogłem zrobić w obecnym położeniu?
- Wolę poczuć ciebie.
Prychnąłem.
- Nawet mi stanąć nie chce, więc nie wiem, co chcesz tam sobie wsadzać.
Zsunął mi z tyłka spodnie razem z bielizną i spojrzał na moje krocze. Szczęście w nieszczęściu, że faktycznie jeszcze mi nie stał. - Nawet, jeśli zaczniesz się do niego modlić, to nie stanie. Czego ci jeszcze trzeba, żebyś zrozumiał, że to na mnie nie działa, nie podniecasz mnie w ten sposób Bill.
- A w jaki?
- W żaden. Odepnij te jebane kajdanki, bolą mnie nadgarstki.
- To przestań się szarpać. A co do twojego Tomiego, to wiem co mu się podoba – zsunął się jeszcze niżej na moje nogi i chwycił mój członek w dłoń. Cały się spiąłem, nawet, jeśli tego nie chciałem, wiedziałem, że mi teraz od jego zabiegów stanie, a on się już postara, żebym podniecił się maksymalnie. I tak właśnie było, nachylił się, przeciągając językiem od nasady mojego członka do główki, wywijając na jej czubku zawijas. To uczucie, nieokreślonej przyjemności rozeszło się po całym ciele, jak tsunami spiętrzając się w tym jednym konkretnym miejscu.
- Piękny – powiedział, przyglądając się, jak mój członek rośnie mu w dłoni.
- Zabiję cię.
- Nie zabijesz, Tom. Kochasz mnie i pragniesz, tylko jeszcze nie chcesz się sam przed sobą do tego przyznać.
Prychnąłem.  A on znowu zaatakował mnie tam językiem.
- Przestań – walczyłem, czułem, że to bezsensowne, ale nie potrafiłem się tak po prostu mu poddać, po mimo że to co robił sprawiało mi nieopisaną przyjemność.
- Chyba wystarczy – powiedział, a ja spojrzałem mu w oczy.
- To odepnij mnie.
Uśmiechnął się.
- Jeszcze z tobą nie skończyłem. Teraz dopiero poczujesz, co to jest być na szczycie podniecenia – mówiąc to, wstał zrzucając z siebie bokserki. Chciałem podkulić nogi i go kopnąć, ale zaplątałem się w spodnie, które miałem spuszczone do kolan.
- Jesteś gotowy? – zapytał, siadając na mnie okrakiem.
- Nie Bill, nie jestem. Nie chcę tego! Nie możesz mnie zmusić do czegoś, czego nie chcę.
- Ja cię nie zmuszam, tylko pokazuję, jak może ci być jeszcze przyjemnie.
- Ale ja nie chcę! Którego słowa nie rozumiesz?!
Zakrył mi dłonią usta i chwycił mój członek, nakierowując na swoje wejście.
- Um – zacząłem protestować, ale w ogóle nie zwracał na to uwagi. Poczułem, jak na mnie siada i już wiedziałem, że to nie będzie wcale przyjemne. Był cholernie ciasny i spięty, a mój członek nie taki mały, żeby wcisnąć się w tą ciasnotę, zwłaszcza, że ten idiota nawet nas niczym nie nawilżył, bo jeśli sądził, że ta odrobina śliny, którą zostawił na moim penisie wystarczy, to był głęboko w błędzie.
Zacząłem się szarpać, chciałem mu powiedzieć, żeby przestał, bo to zaczyna boleć, ale przez tą jego rękę nie mogłem. Wiercenie się też wcale nie pomagało, bo mocno zacisnął uda na moich biodrach.
- Nie szarp się – powiedział. – Zaraz będzie po krzyku.
Czułem, jak zaczyna drżeć mu ręka. Bolało go, mnie też, ale on musiał odczuwać dwa razy taki ból, a mimo tego nie zatrzymał się. Zabrał w końcu rękę z mojej twarzy i zacisnął ją na pościeli, próbując zapanować nad bólem, nie wytrzymałem już i zacząłem na niego krzyczeć.
- Przestań Bill, natychmiast przestań! To boli! Kurwa, chcesz nam obu zrobić krzywdę? Idioto! Chcesz się dymać w ten sposób, to przynajmniej użyj do tego żelu!
Spojrzał mi w oczy. Widziałem w nich łzy bólu.
- Masz motywacje, żeby szybciej skończyć – wyszeptał.
Ile było w nim determinacji, że potrafił jeszcze z takim opanowaniem odpowiedzieć mi. Zdecydowanie nie doceniałem go.
- Pierdol się! – wykrzyczałem. Nie zamierzałem udawać, że wszystko jest w porządku, nie było nawet takiej opcji i tylko czekałem, jak moje podniecenie opadnie, bo w tym momencie nie miałem z tego zbliżenia ani odrobiny przyjemności. Jednak, po chwili poczułem, że zrobiło się ślisko, chociaż wcale nie doszedłem i teraz, gdy wykonał ruch poczułem tak ogromną przyjemność, że aż wciągnąłem gwałtownie powietrze, upajając się tym odczuciem jak dobrym winem.
- Bill nie, zaczekaj, ja… - nie dokończyłem, dochodząc w nim. Wiedziałem, że właśnie tego chciał, cokolwiek bym mu powiedział i tak właśnie by się to skończyło. 
- I co dobrze ci było, prawda? – zapytał, a ja na wpół przytomny spojrzałem na niego, próbując wyrównać oddech.
- Odepnij mi kajdanki – poprosiłem. – Dostałeś już, co chciałeś, to odepnij mnie.
Chwilę się wahał, ale w końcu sięgnął na stolik po kluczyki i uwolnił mi ręce. Nawet nie rozcierałem nadgarstków, od razu chwyciłem go za ramiona, rozdzielając nas, bo wciąż, po mimo że było po wszystkim nadal w nim byłem. Jednak, gdy spojrzałem na swoje krocze skamieniałem z przerażenia, widząc wszędzie krew.
- Coś ty narobił? – wydukałem, czując jak wszystkie wnętrzności boleśnie mi się skręcają. Który z nas tak krwawił? Krwi było tyle, że pewnie obaj. Czułem, że boli mnie główka członka, więc na pewno część z tej krwi była moja. Kurwa, ja go chyba za chwilę zamorduję i to tu na tym łóżku, i skończy się jego i moja męka. Zachciało mi się dawać mu jakąś durną szanse. Po co? Jemu nigdy nie przejdzie, a ja nigdy się w nim nie zakocham, to była jedyna prawda, której od początku powinienem był się trzymać, ale nie, nie mogłem, bo jestem egoistą i zawsze myślę o własnej korzyści, tak jak w tym przypadku. Zachciało mi się łatwego seksu i porannych orgazmów i do czego to doprowadziło?
- Teraz będę miał gwarancję, że przez jakiś czas mnie nie zdradzisz – powiedział.
W tym momencie nawet nie byłem na niego zły, byłem śmiertelnie przerażony. Moje całe krocze i uda były wymazane krwią, po jego udach też płynęła krew, na prześcieradle także wszędzie były plamy krwi, to nie był widok, na który byłem gotowy.
- Spójrz, co zrobiłeś! – chwyciłem go za ramiona, potrząsając nim.
- Przestań histeryzować. Przy rozdziewiczaniu zawsze się krwawi.
- No ty chyba naprawdę jesteś pojebany! Kto ci takich głupot nagadał? Albo, w jakiej durnej gazecie to wyczytałeś? – wrzasnąłem i wyswabadzając nogi z nogawek spodni zerwałem się z łóżka i pobiegłem do łazienki, natychmiast pozbywając się reszty ubrań i wchodząc pod prysznic. Czułem nieprzyjemne pulsowanie w członku, a kiedy strumień wody spłynął po moim ciele, docierając także w to miejsce, aż syknąłem, czując okropne szczypanie.
- Kurwa, Bill! – wrzasnąłem, zaciskając po chwili zęby i uderzając pięścią w ścianę kabiny. Kiedy obmyłem się z krwi okazało się, że jednak nie krwawię, trochę odetchnąłem z ulgą, jednak po sekundzie dotarło do mnie, że jeśli ta krew nie jest moja, a jest jej naprawdę sporo, to Bill się za chwilę wykrwawi. Zakręciłem wodę i nawet, nie wycierając się, kompletnie nagi wystrzeliłem z powrotem do jego pokoju.
Siedział na łóżku, obrysowując palcem ślad krwi, który ciągle się powiększał.
- Wstawaj! – chwyciłem go za rękę.
- Po co? – spojrzał na mnie.
- Musisz się umyć.
- Nie mam ochoty.
- Gówno mnie to obchodzi. Chcesz się wykrwawić na śmierć?
- Wszystko mi jedno, jeśli mnie nie chcesz, to ja i tak nie chcę już żyć.
- Nie denerwuj mnie, Bill! – pociągnąłem go do łazienki i wepchnąłem do kabiny, odkręcając wodę, ale on tylko stał wcale, nie mając zamiaru się umyć, po prostu stał i patrzył na mnie.
Serce waliło mi, jak oszalałe, całe dno brodzika zabarwiło się na czerwono. Powinienem go może zostawić, ale nie mogłem, cholernie się o niego teraz bałem, jakby był mi najdroższy na świecie. On nigdy, by mnie nie zostawił, a kilka razy miał ku temu dobry powód, chociażby wtedy, gdy zażyłem viagrę i przez trzy dni kompletnie nie panowałem nad swoją erekcją, wtedy Bill nie tylko przy mnie trwał, co nawet zasłaniał mnie, żeby czasem nikt niczego nie zauważył do czasu aż tabletki przestały w końcu działać, więc nie mogłem teraz wypiąć się na niego, zrobił co zrobił, ja bez winy też nie byłem, bo pozwoliłem na to. Westchnąłem i wszedłem do kabiny, a on natychmiast objął mnie, przytulając się do mnie.
- Poczekaj, umyje cię najpierw – powiedziałem i zacząłem go myć. Po mimo że, jak mi się zdawało woda załatwi całą sprawę, to wciąż po jego udach ściekała cienka stróżka krwi.
- Jezu – jęknąłem. Zakręciłem wodę i okryłem go ręcznikiem. – Idź do pokoju i połóż się na brzuchu. Muszę zobaczyć, co sobie zrobiłeś.
Nie skomentował tego, po prostu poszedł, zostawiając po drodze kilka kropel krwi na podłodze.
Sam w końcu okręciłem się ręcznikiem w biodrach i zacząłem grzebać w szafce, szukając środków opatrunkowych. Nie bardzo wiedziałem, co będzie mi potrzebne. Oglądałem kiedyś film, gdzie więźniowie zgwałcili jednego ze współwięźniów i wylądował w gabinecie zabiegowym z trzema szwami w tyłku. Jeśli Bill… - nawet nie chciałem o tym myśleć, przecież ja mu tego nie zszyję, będzie musiał zrobić to lekarz. Boże, będą pytania, zrobi się afera, w takich przypadkach ktoś zawsze coś chlapnie, ludzie dla kasy zrobią na prawdę wiele.
Zgarnąłem wszystko, co jak mi się wydawało może być przydatne i udałem się do pokoju Billa. Leżał jak mu kazałem. Położyłem wszystko na łóżko obok niego, patrząc cały czas na jego nagi tyłek. W życiu nie czułem się tak zażenowany.
- Wypnij tyłek – odezwałem się do niego, a on po prostu to zrobił.
Przełknąłem nerwowo ślinę, czułem, że ręce mi się trzęsą ze zdenerwowania. Starając się jednak nie myśleć o tym w sposób personalny, wytarłem ręcznikiem krew, która nadal wyciekała. Dokładnie widziałem skąd się sączy. Polałem jego wejście wodą utlenioną.
- Ał, szczypie! – poruszył się niespokojnie.
- Dobrze ci tak – warknąłem. – Leż spokojnie – rozkazałem, wycierając mu gazą wejście.
- Nie wiem, co z tym zrobić Bill, wciąż krwawisz, nie mam pojęcia, czy to nie ze środka. Jeśli tak, to bez lekarza się nie obejdzie.
- Chuj z tym – odezwał się.
- Zwariowałeś!? – zszokował mnie tym tekstem.
- Nie przejmuj się.
- Kurwa, nie przejmuj się?! Wykrwawiasz się. Masz pojęcie, że możesz umrzeć, co jeśli masz uszkodzone jelito?
- To co?
- Co? A to, że w kale są bakterie, jeśli dostaną się przez ranę do krwioobiegu zatrują cały organizm i umrzesz.
- Będziesz w końcu miał ode mnie spokój.
- Zamknij się już lepiej! Umrzesz, kiedy ja ci na to pozwolę! – powiedziałem, ciągle wycierając płynącą krew, a on tylko się zaśmiał na moje słowa. Cóż, może to, co gadałem teraz było kompletnie bez sensu i może było śmieszne, ale kiedy byłem zdenerwowany robiłem się szczery do bólu i Bill doskonale o tym wiedział, co nie zmieniało faktu, że nadal nie miałem pojęcia, co zrobić. Starałem się zlokalizować ranę i wydawało mi się, że jest na samym zwieraczu, ale przez tą krew pewny nie byłem. Przez myśl przeleciała mi ciotka Brooke, może powinienem zadzwonić do niej i poprosić o pomoc? Już raz pomogła Billowi, tylko kurwa, co ja jej powiem, że się pieprzyliśmy i się stało? Przez usta mi to nie przejdzie, a takie pytanie na pewno się pojawi. Przez te kilka sekund przeleciało mi przez myśl setki pomysłów, tyle że, żaden z nich nie nadawał się do realizacji, i wychodziło na to, że tylko ja mogę mu pomóc.
- Muszę włożyć w ciebie palec – powiedziałem.
Podniósł głowę i spojrzą na mnie.
- Denerwujesz się – stwierdził.
- A ty oczywiście wyluzowany jesteś. Nie masz pojęcia jak to wygląda.
- W porządku, jeśli musisz, to wsadź go, chociaż wolałbym, żebyś wsadzał mi tam coś innego.
Nawet nie skomentowałem tego. Sądziłem, że przeżyłem już wiele dziwnych sytuacji, ale ta zaliczała się do najbardziej ekstremalnych. Roztarłem krew palcem i powoli wsunąłem go do środka.
Bill syknął i spiął się, a ja miałem wrażenie, że to mnie wszystko w tym momencie boli.
- Przepraszam – szepnąłem. - Postaraj się nie zaciskać mięśni. -  Nie wiedzieć, czemu był w środku cholernie śliski, być może zebrała się tam spora ilość krwi i to stąd cały czas wyciekała, tylko jak miałem mu zajrzeć tam do środka, nie sprawiając mu jeszcze większego bólu? Musiałbym wsunąć w niego przynajmniej dwa palce i go rozciągnąć, żeby sprawdzić, co to jest. Wahałem się dosłownie chwilę, jedna myśl ciągle krążyła mi po głowie albo sam to zrobię, albo będzie afera i bracia Kaulitz będą słynni, ale nie, jako bliźniacy z Tokio Hotel, ale jako kazirodcze pedały i tylko to popchnęło mnie do działania. Kiedy wsunąłem w niego drugi palec, Bill chwycił mnie za rękę.
- Nie, Tom, to boli – zaprotestował.
- Muszę, Bill. Przepraszam - rozsunąłem palce, a on jęknął z bólu, puszczając moją rękę i zaciskając ją na pościeli. Czułem, że serce bije mi w gardle, byłem przerażony, a jęki i syknięcia Billa wcale nie pomagały mi, wręcz przeciwnie.
- Tom, to strasznie boli, nie wytrzymam dłużej.
- Jeszcze chwilkę – powiedziałem, marszcząc brwi, kiedy spomiędzy moich palców zaczęła wypływać jakaś biała maź. Łypnąłem na jego twarz, przygryzał wargi.
- To krew? – zapytał, czując jak to coś spływa mu po udach.
- Nie, to moja sperma.
- Mogłeś ją zostawić.
- Zamknij się już lepiej – zacząłem go kolejny raz wycierać, w końcu, lokalizując uszkodzoną śluzówkę, Na szczęście moje obawy okazały się bezpodstawne, to było tylko lekkie pęknięcie na samym zwieraczu, które jakoś wyjątkowo było ukrwione, przez co tak krwawiło i nagoniło mi niezłego stracha. Kilka mocnych i długich uciśnięć pozwoliło mi w końcu zatamować krew.
Wyciągnąłem palce i wytarłem ręce w ręcznik i jego z resztek krwi i mojego nasienia, modląc się w duchu, żeby to wystarczyło, a ja, żebym już nigdy w życiu nie był w podobnej sytuacji. Posmarowałem go tam jeszcze maścią antyseptyczną z antybiotykiem, w każdym razie tylko tyle mogłem zrobić.
- Na razie w porządku, przestała lecieć - powiedziałem. -  Ale nie wiem jak to będzie, jak pójdziesz do toalety.
- Na szczęście na razie nie muszę.
- Na razie.
- To nie będę nic jadł.
- Przestań pierdolić takie głupoty – zacząłem zbierać wszystkie rzeczy z łóżka. – Ubierz się i zmień tą pościel – rozkazałem, a on posłusznie zaczął wykonywać moje polecenia. Doskonale wyczuwał mój nastrój, wiedział, że jeśli w tym momencie, z czymś mi wyskoczy puszczą mi nerwy i wybuchnę, a on straci wszystko, co przez ostatnie dwa tygodnie budował, chociaż doskonale wiedział, że przegiął, a ja już postanowiłem, że to koniec.
Ubrałem się w dresy i poszedłem zrobić kolację. Dopiero, kiedy smażyłem jajka na patelni zauważyłem obtarcia na moich nadgarstkach. Pięknie, po prostu pięknie, jak ja będę teraz chodził z takimi rękami, i co, mam tu w bluzie z długim rękawem teraz chodzić, przy czterdziestu stopniach upału? Obtarcia były na tyle mocne, że nie zejdą z dnia na dzień. Kurwa!
Rozłożyłem talerze na stole i nałożyłem jajecznice.
- Chodź na kolację – zawołałem go.
Przyszedł, siadając przy stole.
Popatrzyłem na niego.
- Jak się czujesz? – zapytałem.
Wzruszył ramionami.
- W porządku.
- Jutro nie będziesz tak mówił - stwierdziłem.
- Przeżyję. Warto było.
Prychnąłem.
- Jasne. Nie wiem, co ci się tak podobało, skoro nie miałeś z tego absolutnie żadnej przyjemności.
- Ważne, że ty miałeś.
- Nie miałem – zaprzeczyłem.
- Doszedłeś, więc chyba miałeś.
Nie skomentowałem tego. Finał owszem był super, tylko o początku nie koniecznie chciałem pamiętać.
- Naprawdę jesteś chory – rzuciłem tylko, nie chcąc już wdawać się w bezsensowną dyskusję.
- Bo potrafię czerpać przyjemność z tego, że tobie jest dobrze?
- Bo upierasz się przy czymś, co nie ma najmniejszego sensu.
- Gdybyś naprawdę kogoś kochał, to byś to rozumiał.
- Dlatego uważam, że na tym incydencie powinniśmy zakończyć te bezsensowne przekonywanie mnie. To do niczego nie prowadzi, nic nie wnosi, ani niczego nie osiągnąłeś.
- Przeciwnie – zaprzeczył, a ja tylko utkwiłem wzrokiem w jego oczach, zastygając na chwilę w bezruchu. – To mi tylko uzmysłowiło, że powinienem się bardziej postarać, dać ci znacznie więcej od siebie niż do tej pory. Ty potrzebujesz wyzwań, a ja do ciebie podchodzę zbyt delikatnie.
- Nie Bill, to już koniec, żadnych więcej wyzwań, czy czegokolwiek innego. Przesadziłeś. Uprzedzałem cię, że zerwę umowę, jeśli przegniesz. Przegiąłeś i to na całego, więc koniec. I jutro rano nie chcę cię widzieć w swoim pokoju, zrozumiałeś?

4 komentarze:

  1. O Boże! Przeraziłam się. Biedny Bill. Jak to cholernie musiało go boleć. :/
    Kurde. Tom zerwał umowę. Boję się o Billa. Cholernie boję się o to, co on teraz zrobi!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu, ale się przestraszyłam ! Biedny Bill, szkoda mi go.. stara się jak najlepiej a Tom nadal nic nie dostrzega .. Myślałam już, że Tom zadzwoni po karetkę, ale on sam się zajął Billem.. nooo nieźle ..
    Kurcze, strasznie mi szkoda Billa , musiały go bardzo zaboleć słowa Toma ..
    No cóz.. zobaczymy jak to będzie dalej.
    Czekam na nowy odcinek Kochana ;*****

    Buziaaki ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. Bill chyba oszalał. Ja rozumiem, że on jest w stanie zrobić wszystko, by przekonać Toma do siebie, ale żeby aż tak zranić się...? Masakra... Jaki musiał być to dla niego ból... Normalnie nie mogłam uwierzyć w to, jak to czytałam. Pewnie musiałam dziwnie wyglądać, siedząc na praktykach z telefonem w ręku i robiącą do tej komórki wielkie oczy. Byłam normalnie w szoku. Ale dobrze, że to nic poważnego. Jednak martwi mnie to, że Bill myśli o śmierci, jeśli Tom go odtrąci... Mam nadzieję, że nie zrobi nic głupiego. Nie aż tak. Już dwa razy przesadził... No i ciekawe, jak Tom długo wytrzyma bez tego wszystkiego. No cóż, zobaczymy!
    Weny życzę i czekam niecierpliwie na kolejną część.

    Pozdrawiam serdecznie,
    Joll.

    OdpowiedzUsuń
  4. kochana przybywam z informacją ;) u mnie pojawił się mój pierwszy w życiu One Shot ;)
    Zapraszam do przeczytania ;)
    Buziaaaki ;*

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*