Informacja

KIEDY NOWY ODCINEK?

W niewoli uczuć (23) - Soon :D




INFORMACJA


PDF do ściągnięcia
Klik





Obserwatorzy

piątek, 31 października 2014


Witajcie kochani

Bardzo dziękuję Wam za wszystkie komentarze, tak namotałam, że już snujecie takie domysły, że aż się za głowę łapie, ale podobają mi się wasze pomysły. Dziękuję za wszystkie.

No i tak… Dziś koniec waszej i Toma męki. Dowiecie się w końcu, co Bill ukrywa przed Tomem. Co prawda Bill mówił już o tym Tomowi (odcinek 15) ale najwyraźniej wszystkim, nawet samemu Tomowi, to umknęło. Najbliżej odkrycia prawdy była miłosc jestsilna Jest dokładnie tak, jak napisałaś pod 41 odcinkiem, Bill obawia się, że Tomowi się to nie spodoba, kompletnie bezpodstawnie, ale jak to się mówi, strach ma wielkie oczy.
Zapraszam Was na kolejny odcinek.

Wasza Niki


Odcinek 43




Usiedliśmy na plaży. Nikogo już nie było.
- Boże, jak pięknie – odezwał się.
- No i jesteśmy tu zupełnie sami – stwierdziłem, kładąc mu dłoń na jego ręce. Od razu spojrzał na mnie.
- Tom, co ty wyprawiasz?
- Dotykam cię. Nie chcesz?
- Chcę, tylko…
- Co?
- Niewiedziałem, że jesteś taki romantyczny.
- Wiele rzeczy o mnie nie wiesz. Jeśli kogoś kocham okazuję mu to. Co w tym złego?
- Nic – pokręcił głową.
Nachyliłem się i pocałowałem go, znowu się speszył. Podobało mi się to.
- Jak ty to robisz?
- Co takiego?
- Jesteś taki czarujący.
- Och – zaśmiałem się - nauczyłem się tego od ciebie.
- Co takiego?
- A co taki zdziwiony jesteś? Zawsze dużo o takich rzeczach mówiłeś, nadal mówisz, a ja je zawsze wcielam w życie.
- Szkoda, że nie wszystko, co powiedziałem wcieliłeś?
- A czego nie zrobiłem, co byś chciał?
- Tak ogólnie mówię.
- Jeśli jest coś czego byś chciał, oprócz tego, żebym ci się oddał, to powiedz.
- Jest dobrze. Niczego więcej nie chcę – westchnął.
Położyliśmy się na piasku, obserwując gwiazdy, było tu na tyle ciemno, że doskonale było je widać. Nie wiem ile tam leżeliśmy, godzinę, może dwie. Było cudownie. Tylko my, szum oceanu, gwiazdy na niebie i ogromny księżyc, który oświetlał całą plaże.
- Wracamy? – zapytał w końcu. – Zrobiłem się śpiący, jeszcze chwilę i tu zasnę.
- Też chce mi się spać – wyciągnąłem komórkę z kieszeni, dochodziła czwarta rano, za godzinę będzie wschód słońca, ale już nie czekaliśmy na niego, wróciliśmy do domu. Dziś po prostu położyliśmy się spać. Choć, gdybym chciał, spokojnie wykrzesałbym siłę na małe co nieco, ale nie chciałem męczyć już Billa. Narzuciłem tempo zupełnie tak, jakby miało już nie być jutra. Musiałem się trochę opanować, bo naprawdę ode mnie ucieknie.
Znowu spaliśmy w Billa łóżku. Przytulił się do mnie, wręcz wczepił, jakby bał się, że zniknę. Nadal obaj mieliśmy wiele obaw. Mnie dręczyło to, o czym nie chciał mi powiedzieć, a jego, że go odrzucę. Czułem, że tylko dlatego unika ze mną konfrontacji, mam na myśli tą cholerną tajemnicę, gdzie byłem dzisiaj gotowy rozpętać o to piekło i wyciągnąć to z niego, nawet siłą, a on umiejętnie wybrną z tego pozostawiając tą kwestie nadal otwartą. Jego milczenie mnie niepokoiło, chyba byłbym spokojniejszy, znając najgorszą prawdę, niż nie wiedząc w ogóle, o co chodzi. Obawiałem się, że to jest coś, co nas może rozdzielić, zresztą zawsze się bałem takich sytuacji. Wkurzało mnie to niemiłosiernie. Często też zarzekałem się, że go zostawię samego. Jednak prawda była taka, że to prędzej on przeżyłby beze mnie, niż ja bez niego.
Zmęczony przemyśleniami, z których i tak niczego logicznego nie wywnioskowałem, zasnąłem.
Było parę minut po dziesiątej rano, jak rozdzwoniła się moja komórka. Chwyciłem telefon, wyciszając natychmiast i odebrałem.
- Słucham.
- Śpicie jeszcze? – usłyszałem głos Davida.
- Tak, a co chciałeś?
- Musimy się spotkać, pogadać i rozliczyć, wpłynęła kasa za sprzedaż waszej ostatniej płyty.
Westchnąłem, przecierając twarz ręką, byłem kompletnie nieprzytomny, Bill odsunął się ode mnie, przewracając się na drugi bok i położył sobie poduszkę na głowę.
- Możemy się spotkać popołudniu?
- Popołudniu nie mam czasu. Spotkajmy się za godzinę.
- Za godzinę? – mój głos jednak zabrzmiał mu chyba wyjątkowo żałośnie, bo od razu dodał.
- Wpadnę do was. Nie będziecie musieli się tłuc do studia.
- Jak chcesz.
- No to będę za jakąś godzinę.
- Okej – rozłączyłem się.
- Kto to był? – wymamrotał Bill, że ledwo go zrozumiałem.
- Jost.
- Czego on chce?
- Rozliczyć się z nami. Ogarnij się, niedługo tu będzie – powiedziałem i wstałem, czując jak z rozespania kręci mi się w głowie. – Idę zrobić kawę – rzuciłem do Billa, ale on się nawet nie odezwał.
Włączyłem ekspres i poszedłem wziąć szybki prysznic, żeby jakoś w miarę przytomnie z nim rozmawiać. Kiedy wyszedłem z łazienki trochę doszedłem do siebie. Wróciłem do kuchni. Nalałem do kubków kawy, stawiając je na stole i zrobiłem tosty z serem, a Billa nadal nie było. Upiłem łyk kawy i poszedłem zobaczyć czy już wstał. Kiedy wszedłem do jego pokoju leżał dokładnie w tej samej pozycji, jakiej go zostawiłem.
- Bill, na litość Boską, miałeś wstać!
Mruknął tylko, zaciskając mocniej pięści na poduszce.
- Wiem, że jesteś śpiący, ja też, ale położysz się jak sobie pójdzie – usiadłem koło niego, gładząc go po plecach i ramieniu. – Billy… - pocałowałem go w kark.
- Nie mogłeś go jakoś spławić?
- Chciałem, ale wiesz, jaki jest David. Mówiłem, że popołudniu, przecież słyszałeś, ale on powiedział, że nie ma czasu.
- Zawsze tak mówi. Nie umiesz się mu przeciwstawić, dlatego zwykle dzwoni do ciebie, a nie do mnie. Ze mną, by nie dyskutował, tylko przyjechał popołudniu.
Westchnąłem.
- Nie jest tak źle, przyjedzie do nas. Przynajmniej nie musimy nigdzie jechać.
Podniósł głowę, zerkając na mnie spod poduszki.
- To ma mnie pocieszyć?
Ruszyłem brwiami, pokazując mu tym gestem, że to przecież i tak jest nam na rękę.
- To marne to pocieszenie.
- Jak sobie pójdzie, pociesze cię inaczej, może być?
Prychnął.
- To mi nie zastąpi mojego drogocennego snu.
- No to się postaram ze wszystkich sił.
Marudził, ale tak było zawsze, kiedy trzeba było wstać rano, a on położył się spać zaledwie trzy godziny wcześniej. Przyzwyczaiłem się już do tego, i do tego, że musiałem go budzić też. Jednak tym razem Jost pojawił się wcześniej niż sądziłem.
- No i już jest, a ty nadal w łóżku.
- Mam to w dupie. Nikt mu tu nie kazał przyłazić.
- Bill! – denerwował mnie ten jego upór. – Rusz się, ja idę otworzyć.
Jak tylko wpuściłem Davida do domu, ten nie czekając nawet na mnie ruszył prosto do salonu, rozsiadając się na kanapie.
- Mam dla was dobre wieści. Mamy, co świętować.
- Tak? – zaskoczył mnie, bo było po nim widać zadowolenie, a ostatnio to był dość rzadki widok.
- A gdzie Bill?  - zapytał, rozglądając się.
- Ubiera się. Wiesz, dla niego to środek nocy – wyjaśniłem.
- No tak, zapomniałem, wybacz. Właściwie, to mogliśmy się spotkać popołudniu, bo i tak wypadło mi jedno spotkanie. No, ale skoro już się umówiliśmy, to jestem.
Nabrałem głęboko do płuc powietrza, starając się nie powiedzieć, co o tym myślę.
- Napijesz się czegoś? – zapytałem.
- Wody z lodem, jak macie.
- Znajdzie się – odparłem i poszedłem do kuchni, po chwili, przynosząc mu wodę, a sobie kawę, której przez budzenie Billa nie zdążyłem wypić.
David w tym czasie porozkładał się z papierami.
- Tu jest faktura dla was. Kasa powinna być już na waszym koncie. 
Zerknąłem na sumę na fakturze i aż uniosłem brwi.
- Nieźle, co? – rzucił z uśmiechem, widząc moją reakcję.
- Nie sądziłem, że będzie aż tyle.
- A co ja wam obiecałem?
- No, że zajmiesz się sprzedażą – odparłem.
- Że zarobimy na tej płycie.
- No wiesz, kasa kasą, ale chodziło nam głównie o to, żeby podzielić się z fanami tym, nad czym tyle pracowaliśmy.
David łypnął na mnie z tym ironicznym uśmieszkiem na twarzy, którego nigdy nie lubiłem.
- Już wam to tyle razy mówiłem. Branża muzyczna, to kasa. Nie liczy się, co nagrywacie, ale z jakim nakładem się to sprzedaje.
Nienawidziłem jego sposobu myślenia. Tego, do czego sprowadzał tworzenie muzyki. Poświęciliśmy tyle czasu, na wymyślenie i nagranie tych piosenek, to nie było tylko jakieś tam granie. Włożyliśmy w to całe swoje serce, a on sprowadził to, tylko do zysku.
- Co tak patrzysz? Gdyby nie ja, to byście ani jednej sztuki nie sprzedali, z tym waszym sentymentalizmem.
- I dlatego, to ty jesteś naszym managerem – stwierdziłem.
- O!  I tu masz absolutnie rację. No, ale, co to ja miałem jeszcze powiedzieć… A!  Jakie plany macie na święta? Jedziecie do Niemiec?
- Nie, rodzice przyjeżdżają do nas.
- No to musicie zmienić plany, bo te święta spędzicie w Niemczech.
- Co? – wtrącił się Bill, który wparował do salonu w samych spodniach.
-  A co taki zdziwiony jesteś? Załatwiłem wam sesję zdjęciową. Poza tym, udzielicie kilku wywiadów i dacie dwa koncerty w święta.
- Chyba sobie żartujesz! – oburzył się Bill. – Żadnych koncertów nie będzie! Chyba nie myślisz, że w święta będziemy jeździć i dawać koncerty! To są święta, spędza się je z rodziną w domu, a nie Bóg wie gdzie! – wydarł się.
- Przykro mi, ale to już jest obgadane. Zagracie ze trzy - cztery piosenki i będzie po sprawie. Przecież ja wam nie każe grać nie wiadomo ile.
- Ależ oczywiście, skoczymy zagrać w przerwie między obiadem, a podwieczorkiem, co to dla nas – Bill nie odpuszczał. Święta z rodziną traktował bardzo poważnie. To był nasz czas, który celebrowaliśmy bardzo starannie, a Jost właśnie sprowadził to, do zarabiania kasy.
- Chłopaki już wiedzą?- zapytałem.
- Jeszcze nie. Powiedzcie im, ucieszą się – odparł z uśmiechem.
- Jak cholera – rzuciłem. Doskonale wiedziałem, jaka będzie reakcja Georga, bo Gustav pewnie powie, że skoro trzeba, to trzeba, ale Georg się wkurzy.
- Nie dramatyzujcie. Trzeba kuć żelazo puki gorące.
- W święta? – Bill był wściekły.
- Przykro mi, ale dzięki temu – podał Billowi fakturę. – macie za co tu żyć i chyba nieźle się bawić – rzucił złośliwie. – Jeśli chcecie utrzymać obecny poziom życia, musicie się promować. Wszystkiego za was nie załatwię.
Bill zerknął na mnie, ja się nie odzywałem, na przeciw argumentom Josta nie miałem kompletnie nic. Fakt był taki, że życie w Stanach nie było tanie, nie byliśmy rozrzutni, ale też nie liczyliśmy się z każdym groszem. Kasa, która wpłynęła na nasze konto zapewniła nam kolejne kilka lat dostatniego życia, ale jeśli osiądziemy teraz na laurach, może jej za kilkanaście lat zabraknąć i nie chciałbym oświadczyć któregoś dnia Billowi, że właśnie wydaliśmy na życie ostatniego dolara i jesteśmy bankrutami.
Pokręciłem tylko głową, dając znak bratu, żeby odpuścił, zrozumiał. Sam miał świadomość, że tak musi być. Że tak trzeba, nawet, jeśli kolejny raz przypłacamy to swoim prywatnym czasem, który mieliśmy dzielić w rodzinnym gronie.
- No to jak, rozumiem, że wszystko już ustalone – Jost zerknął raz na mnie raz na Billa.
Obaj nie odezwaliśmy się do niego, kiedy wstawał z kanapy najwyraźniej z zamiarem opuszczenia nas.
- Zawiadomcie chłopaków, niech sobie nie robią w święta planów, czy coś. Postaram się wam przesłać jutro rano na maila terminy i w ogóle całą rozpiskę, żebyście się zorientowali, co gdzie i kiedy. Nie wściekajcie się nie będziecie przecież poza domem całe święta, tylko kilka godzin – spojrzał na Billa – A ty połóż się jeszcze, wyglądasz okropnie. Ja nie wiem, co wy robicie po nocach? Nie możecie, jak normalni ludzie położyć się spać wieczorem? Jak można przesypiać takie piękne dni? Korzystajcie z pięknej pogody. W Niemczech pełno śniegu. To na razie. Nie musicie mnie odprowadzać, sam trafie do wyjścia – powiedział i po chwili usłyszeliśmy tylko dźwięk zamykających się drzwi.
Stałem jak słup soli. Cały romantyzm, jaki mieliśmy tu z Billem przez ostatnie trzy dni, szlag trafił. Cieszyliśmy się z zysków za sprzedaną płytę, ale to, że wpieprzył nas w jakieś koncerty, wywiady i sesję zdjęciową w dodatku w święta i to w Niemczech, nie podobało się nam.
- Super – rzucił w końcu Bill i podszedł do mnie, zabierając mi kubek z moją kawą.
- W kuchni jest twoja – powiedziałem, patrząc jak przykłada usta do kubka dokładnie w tym samym miejscu, gdzie jeszcze chwilę temu ja przykładałem swoje, aż przełknąłem ślinę na ten widok.
- Wole twoją – powiedział i oddał mi pusty kubek.
- Ale twoja smakuje dokładnie tak samo – stwierdziłem, przyglądając się mu.
- Wiem – powiedział i z uśmiechem na twarzy pocałował mnie.
- Nie jesteś zły? - zapytałem zaskoczony. Przy Joscie prawie wybuchł, a teraz nagle zrobił się miły i taki kuszący? No właśnie… Czy on mnie czasem nie uwodzi?
- A co ja mogę w tej sprawie? Sam przecież słyszałeś, wszystko już dogadane, a nam pozostaje odegrać swoje role i tyle – dodając na koniec. - Jak zwykle zresztą.
Aż uniosłem brwi.
- To sam powiesz chłopakom, że w święta mamy robotę – rzuciłem.
Wzruszył ramionami i zerknął na zegarek.
- Mam im popsuć wieczór, czy poczekać do rana?
- Nie wiem, chyba lepiej, żeby wiedzieli wcześniej.
- Skoro tak uważasz – powiedział dziwnie mi się przyglądając.
- Co tak patrzysz?
- Zastanawiam się czy masz ochotę.
- Pytasz czy stwierdzasz? – Nie wiem, po co te podchody, wiadomo było, że mam ochotę. Odkąd przylazł tu w samych spodniach – miałem, i gdyby nie Jost przeleciałbym go w łóżku jak go budziłem.
- Lubię patrzeć, jak się czaisz z odpowiedzią.
- Ja się czaję?
Pokiwał głową.
- To ty się czaisz. Dobrze wiesz, że mam ochotę. Zawsze mam, zwłaszcza z rana i…
Nie dokończyłem, bo przyparł mnie swoim ciałem do kanapy i obaj upadliśmy na nią.
- To dobrze, że masz, bo ja też jestem w wielkiej potrzebie - otarł się swoim nabrzmiałem kroczem o moje.
- Jesteś niewyżyty – stwierdziłem, ujmując w dłonie jego twarz.
- Ty też, więc się wyrównuje – podsumował i zaczęliśmy się całować. Najpierw nasze pocałunki były delikatne, subtelne, ale z każdą kolejno upływającą minutą, kiedy podniecenie rosło zacząłem przejmować inicjatywę i sam narzucać tempo. Wszystko było dobrze, nakręcaliśmy się coraz bardziej, nasze pocałunki przybrały bardziej agresywnej formy. Nie bronił się nawet, gdy rozpiąłem mu spodnie i wsunąłem dłoń, masując jego nabrzmiałego członka, ale kiedy zrzuciłem go z siebie i przycisnąłem do kanapy, nie dając mu sposobności ucieczki, zaczęło się.
- Tom, czekaj – zaczął się wyrywać.
- Co? – ledwo się opanowałem.
- Drzwi.
- Chuj z drzwiami – teraz mu się przypomniało, że są otwarte.
-  A jak Jost wróci?
- A po co ma wracać?
- Albo ktoś inny tu wejdzie?
- Nikt nie wchodzi bez pukania, przynajmniej ja sobie nie przypominam takich osób z naszego otoczenia – odparłem i zacząłem składać pocałunki na jego klatce piersiowej.
Bill jednak już stracił ochotę do zabawy. Zaczął się wyrywać, choć nie powiedział mi, przestań. Zdezorientowany puściłem go.
- Co ty wyprawiasz do cholery! Możesz mi powiedzieć?
- Idę zamknąć drzwi.
Nie mogłem uwierzyć w to, co się działo. Dokładnie wiedziałem, że to nieotwarte drzwi, a właściwie niezamknięte na zamek, tak go dekoncentrowały. Jakoś, jak sam się na mnie rzucił nie przeszkadzało mu to. Kolejny raz zauważyłem, że się przede mną broni. Może byłem zbyt natarczywy? Wiem, że potrafię się zapomnieć. Ria też kilka razy mi o tym mówiła. Jestem też silniejszy od niego, a kiedy trzymałem mu ręce, on nie mógł się wyrwać. Może poczuł się nieswojo? Cholera! Nie wiedziałem, co jest grane. W każdym razie nie dokończyliśmy tego, co zaczęliśmy. A Bill już do mnie na kanapę nie wrócił, tylko poszedł prosto do kuchni, mówiąc coś po drodze, że jest strasznie głodny.
Zebrałem się z kanapy i poszedłem za nim. Siedział przy stole, opychając się grzankami.
- W porządku? – zapytałem, nalewając sobie drugiej kawy.
- Tak.
- Jeśli zrobiłem coś nie tak, to powiedz.
- Wszystko było jak trzeba.
Zmarszczyłem brwi.
- No to, dlaczego uciekłeś?
- Poszedłem zamknąć drzwi, bo ciebie to najwyraźniej nie obeszło.
- I myślisz, że uwierzę ci w to, że drzwi były jedynym powodem, dla którego w takim momencie przerwałeś. Masz mnie za idiotę?
- Zatroszczę się o twoją potrzebę. Pozwól tylko, że zjem, ok?
- Wiesz co? – wkurzył mnie w tym momencie. – Już mi się ode chciało. Bawisz się ze mną w kotka i myszkę. Nie wiem, co robię źle, że ciągle uciekasz, kiedy chcę przejąć inicjatywę.
- Nie o to chodzi, co robisz, ale o to, czego nie robisz, Tom – spojrzał mi w oczy.
Zdębiałem.
- Słucham?
- Nieważne – uciął krótko. Nagle zrozumiałem. Cały czas chodzi mu o to, że mu się nie oddaję. Kiedy on jest górą jest okej, ale kiedy to ja przejmuję inicjatywę doskonale zdaje sobie sprawę, że już mu na nic więcej nie pozwolę. Wydawało mi się, że wyjaśniłem mu to, że się mu nie oddam, a jeśli on tego nie może zrozumieć, to nasza wspólna przyszłość stawała właśnie pod wielkim znakiem zapytania.
- Pięknie – powiedziałem wkurwiony i zabierając kubek z kawą wyszedłem do swojego pokoju.
Zamknąłem się i zająłem sobą. Pograłem sobie trochę na gitarze. Pooglądałem film. Poleżałem, chodź to ostatnie zostało mi przerwane wtargnięciem Billa do mojego pokoju.
- Tom, chłopaki chcą z Tobą pogadać – podniosłem głowę, analizując sytuację. – Rusz się, czekają na skypie – wstałem i poszedłem do pokoju Billa.
Obgadaliśmy kilka szczegółów dotyczących naszego rzekomego krótkiego koncertu. Obiecałem chłopakom przesłać pliki muzyczne, nad którymi trochę ostatnio pracowałem, a jeśli mieliśmy dać krótkie koncerty, to może w nowym wykonaniu byśmy spróbowali je zagrać.
Po skończonej rozmowie, wróciłem do swojego pokoju z zamiarem przesłania im jeszcze plików, ale za cholerę nie chciało mnie połączyć z siecią. Zacząłem przeklinać i zrzuciłem pliki na pierwszą lepszą podręczną pamięć i poszedłem do Billa. Siedział przy biurku, ale już nie klikał w komputerze.
- Wyślij im to. Ja mam problem z połączeniem się z siecią.
- Powinieneś kupić sobie nowego laptopa – powiedział.
- Chyba tak zrobię. Coraz częściej mam z nim problem.
- Sam im to wyślij. Ja idę pod prysznic – mówiąc to wstał i poszedł do łazienki, a ja zostałem w pokoju sam.
Niby rozmawialiśmy normalnie, ale ja nadal miałem żal do Billa. On do mnie chyba nie, bo zachowywał się tak, jakby nic się nie stało. Włożyłem pamięć do komputera i zacząłem przesyłać chłopakom pliki. Jako, że takie pliki są dość duże, to szło to powoli, więc z nudów najpierw zacząłem grzebać po sieci, a potem oglądać zdjęcia, które Bill miał na komputerze, nie krył się z nimi, dlatego uważałem, że mogę sobie popatrzeć. Bill miał obsesję na punkcie robienia zdjęć. Robił je wszędzie i każdemu, nawet jedzenie fotografował. Klikałem po kolejnych plikach i tylko kręciłem głową ze zdumienia. Nawet nie wiem, kiedy on tyle zdjęć narobił. W końcu moją uwagę przykuł jeden z plików na jego pulpicie. Był dziwnie zatytułowany: „SM”, więc kliknąłem. To, co zobaczyłem prawie zwaliło mnie z nóg. Zerknąłem w stronę łazienki, czy Bill długo tam będzie jeszcze siedział, ale dopóki słyszałem szum wody mogłem pobieżnie przejrzeć zawartość pliku. Nie wiem, ile było tam tych zdjęć, ale ponad setka na pewno, same jakieś sado maso, stąd pewnie ten skrót. Jeśli miałbym być szczery, niektóre były całkiem do rzeczy. W pewnym momencie Bill wyszedł z łazienki, a ja w panice ledwo zdążyłem zamknąć ten folder.
- Co oglądasz?
Dobrze, że nie zamknąłem strony internetowej z newsami, którą na początku zacząłem czytać zanim mi się znudziła.
- Czekam aż się wyśle i czytam newsy.
Serce waliło mi jak oszalałe. Nie wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć. Po co mu te zdjęcia? Kręciło go to, czy co?
Podszedł do mnie, zaglądając mi przez ramie, a ja czułem, jak się cały spiąłem. To cud, że nie zauważył mojego zmieszania.
- Ach, też czytałem ten artykuł, nic konkretnego.
- Tak? No to nie będę go czytał do końca – w tym momencie zakończyło się przesyłanie plików. Wyciągnąłem pamięć i wstałem od biurka.
- Idziemy do Paradise’a? - zapytał.
- Dzisiaj? – zaskoczył mnie, byłem kompletnie rozbity, ciągle miałem przed oczami te zdjęcia i nie wiedziałem, co mam o tym myśleć.
- James z Brooke na pewno będą – powiedział.
- Oni zawsze są – stwierdziłem.
- To nie idziemy?
- Jeśli chcesz.
- A ty nie masz ochoty?
Wzruszyłem ramionami.
- Jesteś na mnie zły, prawda?
- Nie jestem.
- Widzę, że jesteś.
- No dobra jestem. A co, dziwisz mi się?
- Tak, bo mówię ci, że nie masz o co, a ty się boczysz.
- Może, jakbyś mi powiedział, to bym nie miał powodów do zmartwień, a tak nie wiem, co się dzieje. Nie lubię takiej sytuacji. Dobrze wiesz o tym, że denerwuje mnie, jak nie mam wszystkiego pod kontrolą.
- Wiem, ale jak już powiedziałem, to nie jest nic takiego, o co musiałbyś się martwić. I to jest mój, a nie twój problem.
- Czyli nie powiesz mi, tak?
- Już ci mówiłem, że nie ma, o czym.
- Świetnie – ruszyłem do swojego pokoju, właściwie nie dając mu konkretnie odpowiedzi, co do naszego wyjścia. Po chwili przyszedł do mnie.
- To co idziemy, czy zostajemy w domu i sami się zabawimy?
Prychnąłem.
- Mam gdzieś taką zabawę, jeśli za każdym razem uciekasz.
Westchnął.
- Idź sam, ja nie mam ochoty.
- Oj Tom, no chodź – podszedł do mnie i dotknął dłonią mojej twarzy. Boże, jak on na mnie działał. Musiałem spuścić wzrok, bo jeszcze chwilę, a złapałbym go i rzucił się na niego, a potem przerżnął dupę tak, żeby nie mógł chodzić przez tydzień. Ale tak na poważnie, to chciałem się z nim teraz kochać, tylko moja urażona duma powstrzymywała mnie przed zrobieniem jakiegokolwiek kroku.
- Ja cię tak ładnie proszę – objął mnie za szyję i zaczął całować.
Odsunąłem się od niego.
- Te twoje gierki nie działają na mnie. Nie mam ochoty iść, ale jeśli chcesz, to droga wolna, przecież ja ci nie zabraniam wyjścia.
- Nie chcę iść sam.
- Przecież będzie Brooke i James.
- Ale nie będzie ciebie.
- No to, co z tego?
- Proszę cię.
- Powiedziałem nie.
- W porządku, rozumiem. Jak ci przejdzie, to wiesz, gdzie mnie szukać – puścił mnie i wyszedł. Jakąś godzinę później usłyszałem klakson taksówki przed domem, więc już wiedziałem, że wróci pijany. Miałem tylko nadzieję, że nie zaleje się w trupa.
Wykorzystując fakt, że zostałem sam w domu, poszedłem do jego pokoju i włączyłem komputer, cały czas te zdjęcia nie dawały mi spokoju. Jak tylko system załadował się, plik, który już wcześniej widziałem zniknął z pulpitu. Aż przekląłem pod nosem, szkoda, że go sobie nie skopiowałem. Nawet by się nie zorientował. Przejrzałbym je sobie w spokoju. Zacząłem przeglądać inne foldery w poszukiwaniu tych zdjęć, ale nie mogłem znaleźć. Czyżby się kapnął, że to widziałem? Nie możliwe.
Wyłączyłem komputer i wróciłem do swojego pokoju, odpalając swojego laptopa. Po krótkiej walce udało mi się uruchomić Internet. Wpisałem w wyszukiwarce sado maso i zacząłem czytać, na czym to dokładnie polega i z czym to się je, że tak to ujmę. Szczęka mi jednak zjechała prawie na podłogę, kiedy trafiłem na jakieś forum i zacząłem czytać zwierzenia innych ludzi interesujących się tym. Jakaś kobieta napisała, że najbardziej kręci ją, kiedy broni się, a partner zmusza ją do stosunku, mało się nie zapowietrzyłem, bo właśnie coś do mnie dotarło – jego dzisiejsze słowa „ Nie chodzi o to, co robisz, a o to, czego nie robisz” Czy on właśnie tego chciał? Zaraz też przypomniała mi się rozmowa, a właściwie to kłótnia, kiedy Bill próbował mi wmówić, że tylko on może mi dać to, o czym marze, że wie, jakiego seksu mi trzeba, że marzy o tym, żebym go męczył i brał na ostro. Czułem, jak moje serce po raz kolejny przyspiesza. Czy to możliwe, że zamiast pozwolić mu uciec, powinienem go przytrzymać i zmusić? Tego właśnie chciał? Jeśli to jest to, to on już nie żyje. Pieprzona menda! Cały ten cyrk tylko o to? Nie mogłem w to uwierzyć, ale wszystko na to wskazywało. Dlaczego nie powiedział mi wprost, że chce czegoś takiego? No ja pierdole! Dałbym mu to przecież… Aż prychnąłem. To przecież takie oczywiste, a dziwiłem się skąd u niego kajdanki, którymi mnie wtedy przypiął i zmusił do stosunku. Pieprzony fetyszysta! Jak byłem zły, później zszokowany, tak teraz zacząłem się śmiać na głos jak obłąkany.  W jednej chwili przeszła mi na niego cała złość, a w głowie pojawił się szatański pomysł.
Marzy ci się sado maso?  A więc dobrze, dostaniesz to, czego chcesz, mój słodki Billy!

11 komentarzy:

  1. O ja! Faktycznie mi umknęło, że Bill coś takiego zasugerował. xD
    Tom raczej nie będzie miał raczej nic przeciwko takim zabawom. I tak, tak... Byle Bill się nie spił, to zdecydowanie on mu pokaże...! ^^ Już trybiki mi ruszyły, co też takiego wykombinować może nasz kochany gitarzysta.

    :*
    Ri

    OdpowiedzUsuń
  2. No w takim momencie ? Grr....Jestem ciekaw co tam Tom planuje :p Odcinek swietny jak kazdy zreszta :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tego się nie spodziewałam...
    Jestem troszkę w szoku. Chociaż to calkiem spore niedopowiedzenie...
    Powaznie, nawet przez mysl mi to nie przeszlo :D naprawde potrafisz doskonale zaskoczyc. Jestem ciekawa, co z tego wyniknie...
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ooo jej ! Jak mi miło, że byłam blisko prawdy, czuję się taka zaszczycona haha ;p
    Coooo ?! Bill , ten nasz słodki Bill i sado maso ?
    O żesz ! Tego to bym się nigdy nie spodziewała. Ten słodziak ?
    Hah noo nieźle, nieźle . Zaskoczyłaś mnie i to bardzo :p
    Szkoda tylko, że to Tom musiał sam dojść do tego co Bill lubi, a nie dowiedział się od brata.
    Ahh co ten To wymyśli ? Coś mi się wydaje, że tyłek Billa nie wyjdzie z tego cało ;p haha

    Kochanaa cudowne !!
    Buziaaakiii :***

    OdpowiedzUsuń
  5. O.o
    Jestem w szoku. W życiu bym się nie spodziewała czegoś takiego po Billu. Nie pasuje mi nawet to do niego. No ale cóż... Nie jesteśmy w stanie dowiedzieć się tego, co siedzi w jego głowie, kiedy piszesz tylko z perspektywy Toma, ale to sprawia, że opowiadanie jest jeszcze bardziej ciekawe. No i w życiu bym się nie domyśliła, że Billowi chodzi o coś takiego. I to, że odtrącał Toma, to była jakaś... próba? Przetestowanie jak na to zareaguje? Huh... Nie wiem, jak to teraz będzie wyglądać i co Tom na niego szykuje, ale zaczynam się bać. Sado maso mi się źle kojarzy. I na pewno z niczym przyjemnym xD Ale skoro taki jego fetysz... No, zobaczymy już niedługo. :)
    Weny życzę.

    Pozdrawiam serdecznie,
    Joll.

    OdpowiedzUsuń
  6. A mnie się to właśnie podoba. Coś zdecydowanie nowego. Hm, nie mogę się doczekać!

    OdpowiedzUsuń
  7. Kochana, u mnie pojawił się nowy odcinek "Między piekłem a niebem" :)
    Zapraszam;*

    OdpowiedzUsuń
  8. JA CIEBIE NIE MOGE!
    NO I KTO BY POMTŚLAŁM ŻE BILLY TAKIE RZECZY LUBI. NIECH LEIEJ NIE WRACA DO DOMU, ZQANIM TOM NIE ZAŚNIE, BO PRZEZ CONAJMNIEJ TYDZIEN NA DUPĘ NORMALNIE NIE USIADZIE, O INNYCH RZECZACH NIE WSPOMINAJĄC.
    UMIŁOWANIE DO SADO-MASO TO CHOROBA? NIE WIEDZIAŁAM O TYM.
    CIEKAWIE SIE ZAPOWIADA.
    CEKAM NA NET
    DUŻO WENY ŻYCZE
    KOTEK
    PS.PRZEPRASZAM ŻE TAK PÓŹNO, ALE NIE MIAŁAM KIEDY SKOMENTOWAĆ.

    OdpowiedzUsuń
  9. nie dziala odcinek 44

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*