Informacja

KIEDY NOWY ODCINEK?

W niewoli uczuć (23) - Soon :D




INFORMACJA


PDF do ściągnięcia
Klik





Obserwatorzy

poniedziałek, 10 listopada 2014


Witajcie kochani.
No i mamy dziś pierwszy odcinek nowego opowiadania. Czekaliście?
Kilka słów o nim.
Pomysł powstał już jakiś czas temu, kiedy na jednym z blogów, w jednym z odcinków, autorka w pewnym momencie pociągnęła wątek, który jednak pobiegł w innym kierunku niż sądziłam, no ale, to co sobie wyobraziłam pozostało w mojej głowie i tak zrodził się pierwotny pomysł na to opowiadanie. Dorzuciło się do tego kilka przeczytanych wywiadów naszych kochanych bliźniaków, no a reszta, to już jakoś sama się rozwinęła w mojej nieźle pooranej wyobraźni. W każdym razie z fabułą nie było problemu, za to tytuł…  to już zupełnie inna sprawa, chciałam żeby pasował do całego opowiadania, a będzie ono miało jakby trzy różne etapy, więc z tytułem trochę się namęczyłam, ale w końcu zupełnie przypadkowo wpadł mi do głowy i myślę, że idealnie pasuje do całego opowiadania.
Co do samego opowiadania tym razem pokuszę się na napisanie go z dwóch perspektyw, będzie to wyzwanie, ponieważ chcę, to zrobić w takiej formie by nie pisać wam przed kolejnym fragmentem z czyjej jest perspektywy, tylko żeby od razu na samym początku z kontekstu tekstu wynikało, kto to opisuje. Kilka scenek już sobie rozpisałam i jest to jak najbardziej do ogarnięcia, chociaż czuję, że nie raz przysporzy mi to niezłego kombinowania, ale lubię dumać, więc będę mieć z tym niezłą zabawę.
Co więcej? Jak już zorientujecie się po samym początku, czas akcji, to końcówka trasy Humanoid City, czyli bliźniacy mają 21 lat. Więc wiecie jak wyglądają. Ach, no i na pewno nie zabraknie scen erotycznych, ale to już wynika z tytułu opowiadania. No i chyba to wszystko. Nie rozpisuję się zbytnio, bo nie chcę popsuć wam czytania, mam nadzieję, że się wam spodoba, a co wrażliwsi nie będą płakać, bo kilka momentów do uronienia łezki na pewno wam zafunduję.  W każdym razie z pierwszego odcinka na pewno nie wywnioskujecie co i jak, ale zaufajcie mi, tu każde wydarzenie ma wpływ na kolejne, na tyle chyba mnie już zdążyliście poznać, więc to co z pozoru teraz może się Wam wydawać mało istotne, na przestrzeni następnych odcinków okaże się mieć wielkie znaczenie, więc czytajcie uważnie i spróbujcie domyślić się co takiego ich czeka :D A będzie się działo :D Pozostaje mi, Wam życzyć miłego czytania i zaprosić na 1 odcinek.


Odcinek 1






Czasami, dążąc do spełnienia swoich marzeń, nie myśli się, jaką tak naprawdę poniesie się cenę za ich spełnienie.
Przez pierwsze dziesięć lat życia, mój i Toma świat ograniczał się, do codziennej udręki uczęszczania do znienawidzonej szkoły w prowincjonalnej mieścinie, gdzie prawie wszyscy się znają, chociażby z widzenia. A każdy dzień, był taki sam jak poprzedni.
Pamiętam, jak wiele razy marzyliśmy, by stał się cud i zmieniło się nasze życie. Żebyśmy nie musieli patrzeć codziennie na twarze kolegów, którzy nie akceptowali nas i dokuczali nam, tylko dlatego, że byliśmy inni, a ja w szczególności.
Jak wszyscy w naszym wieku chcieliśmy, by mama kupiła nam wymarzony komputer czy komórkę. Wtedy to były dziecinne marzenia zaspokojenia zupełnie normalnych potrzeb, ale stały się siłą napędową do osiągnięcia wymarzonego celu. Razem z Tomem mieliśmy marzenie, by zostać gwiazdami muzycznymi. Chcieliśmy jeździć po świecie i dawać koncerty. Chcieliśmy się markowo ubierać. Chcieliśmy, by było nas stać na wszystko, o czym do tej pory marzyliśmy. I chcieliśmy w końcu mieszkać w wielkim mieście. Czy tak wielkie były nasze pragnienia? Wydaje mi się, że nie. Jednak dziś już wiem, że trzeba uważać na to, co sobie życzysz, bo czasem spełniające się marzenia stają się piekłem na ziemi, jakie ci się nawet nie śniło w najgorszych koszmarach. Ostatnio ciągle się zastanawiam czy na drodze do marzeń, nie zapomnieliśmy uwzględnić jednej najważniejszej rzeczy - ceny, jaką przyjdzie nam zapłacić za ich spełnienie.



Już dziewięć godzin jazdy za nami, na trasie koncertowej Humanoid City.  Jeszcze jakieś dwie. Potem kilkugodzinny odpoczynek. Jakaś niewielka próba, sprawdzenie odsłuchu i ostatni na tej trasie koncert. Wszyscy jesteśmy zmęczeni. Mam wrażenie, że wszystko to, czego pragnęliśmy, obróciło się przeciwko nam. Stało się jakąś udręką. Niekończącym się koszmarem. Nie pamiętam już nawet nazw miejscowości, w których byliśmy. Nie wiem nawet, do jakiego miasta teraz jedziemy, to już nie jest pasja, tylko fabryka pieniędzy, a my i nasz zespół staliśmy się kurą znoszącą złote jajka.  
Coraz częściej dochodzi między nami do kłótni. Zaczynamy sobie nawzajem skakać do oczu, o każdą najdrobniejszą pierdołę. Nie pamiętam już, kiedy widziałem uśmiech na twarzy Gustava. Georg też się od nas odcina. Znowu założył ciemne okulary i słuchawki na uszy, i patrzy się gdzieś przez okno naszego tourbusa, ale nie wiem, czy cokolwiek tam widzi. No i Tom, mój brat… Natalie, nasza makijażystka, właśnie rozmasowuje mu rękę. Od ciągłego grania nabawił się kontuzji, nie jest w stanie grać. Widzę, jak zaciska zęby i coraz częściej unika mojego wzroku. Boję się, że już długo tego nie wytrzyma. A ja? Ja się tylko temu biernie przyglądam, zastanawiając się, czy warto było.
- To nie ma sensu. Nie dam rady zagrać. – Tom opadł na kanapę w busie.
- To ostatni koncert – zaczął Jost, jakby on o tym nie wiedział. Już od kilku dni skarżył się, że boli go ręka. Dziś jest już tak źle, że nie jest w stanie ruszać palcami.
- Nie rozumiesz, że ja nie czuję ręki? Kurwa, jak mam ci to wytłumaczyć? Nie jestem w stanie dociskać strun. Nie zagram!
- Nie dramatyzuj – uniósł się Jost. Jego nerwy też już były napięte jak postronki. - Nie możesz mu tej ręki lepiej rozmasować?! – Zaczął krzyczeć na naszą makijażystkę, która od kilku godzin próbowała przywrócić sprawność w ręce Toma.
- A co ja robię, do cholery!?
- Może jakąś maścią mu to posmaruj. To ostatni koncert, potem odpocznie. Wszyscy odpoczniecie. – Popatrzył na każdego z nas z osobna, zatrzymując wzrok na zaciętej twarzy mojego brata.
- Będziesz musiał sam zagrać, bo ja nie dam rady – powiedział Tom.
- Posłuchaj, Tom, weź się w garść, z całej czwórki ty zawsze wszystkich mobilizowałeś.
- David, ja doskonale zdaję sobie sprawę, że to ostatni występ i zniosę ból dla dobra ogółu, ale tu nie chodzi o to, że to mnie tylko boli. Ja nie czuję ręki, rozumiesz? Nie jestem w stanie poruszać palcami. Więc może mi powiesz, jak mam grać?!
- Spokojnie - Natalie chwyciła Toma za rękę, kiedy poderwał się z zamiarem doskoczenia do Davida. – Siadaj. Wetrę ci jeszcze specjalną maść przeciw obrzękową i nakleję taśmy.
- Jakie taśmy? – wtrąciłem się, przysłuchując się wszystkiemu od dobrych paru minut.
- To specjalne taśmy. Nakleja się je zwykle sportowcom. Odciążają mięśnie i ścięgna, redukując ból. Co prawda, nie pozbędzie się całkowicie bólu, ale może da radę zagrać – wyjaśniła mi.
- Naklejaj – rzucił nerwowo Tom. Nigdy nie lubił stwarzać problemów, a to zamieszanie wokół jego osoby, jeszcze bardziej go denerwowało.
Natalie wysmarowała mu najpierw całą rękę żelem, a potem zaczęła starannie nalepiać niebieską taśmę. Wszyscy w skupieniu przyglądaliśmy się temu. Jeśli to nic nie da, będzie katastrofa. Trzeba będzie odwołać koncert albo puścić muzykę z playbacku.
- No, gotowe. I jak? – zapytała.
Tom poruszył palcami, krzywiąc się.
- Nadal boli, ale powinienem dać radę zagrać. Podaj mi gitarę - zwrócił się do Georga.
Padły pierwsze dźwięki. Jak na to, że wcześniej nie był w stanie zagrać poprawnie żadnego z akordów, teraz grał bez problemu.
- I jak?- zapytał tym razem David.
- Jakoś wytrzymam – stwierdził.
- Masz, wypij te proszki jeszcze, to też złagodzi trochę ból. A reszta da radę zagrać ten ostatni koncert?
- Damy – odezwał się Gustav.
- A ty, Bill? Ostatnio strasznie milczący jesteś.
- Nic mi nie jest. Zaśpiewam, nie martw się – odpowiedziałem. Jednak nigdy w życiu nie czułem się taki zmęczony fizycznie, a przede wszystkim psychicznie. Nigdy też, nie miałem już tak bardzo wszystkiego serdecznie dość, jak w tej chwili.
Podjechaliśmy pod halę. Fanki, widząc nasz autokar, zaczęły piszczeć i tłuc rękami o karoserie busa.
- Kurwa! - krzyknął Tom. – Może jeszcze mamy do nich wyjść, żeby nas rozszarpały?  - warknął w kierunku Josta. – Miałeś się tym zająć. Czy za każdym razem, kiedy podjeżdżamy pod halę, musi być tak samo?
- Zaraz wiedziemy za bramę. Uspokój się. Nie mogę przecież kazać ludziom trzymać się od was na kilometr.
- Nie zawadziłoby – rzucił Tom.
Fanki były naprawdę nieugięte. Krzyczały nasze imiona, głównie moje i Toma. Wiedzieliśmy, że sława będzie wiązała się z mnóstwem fanów, ale niektóre dziewczyny były tak śmiałe, że to zaczęło być niebezpieczne. Ostatnio doszły nam jeszcze problemy z psychofankami, które obsesyjnie jeździły za nami i były na każdym naszym koncercie. Były ich zorganizowane grupy, zawsze blisko sceny. Nie powiem, że to mnie nie przerażało, ale oczywiście Jost nie widział w tym problemu. A my? My
mieliśmy, pięć godzin na odpoczynek po podróży. Później jakiś posiłek. Jak zwykle krótka próba. Na koniec jeszcze, jakieś ustawienia dźwięku i znowu staliśmy za kulisami, tuż przed rozpoczęciem koncertu, słysząc dochodzące od strony sceny krzyki. Wszyscy denerwowaliśmy się tak, że tylko ten stres nas mobilizował.
- Jak ręka? - spytałem brata tuż przed wyjściem na scenę.
- Okej – odpowiedział. – A ty?
Kiwnąłem tylko głową, że u mnie w porządku.
- No, jak tam? – zapytał Jost. – To ostatni występ, potem wolne.
- Wiemy. Nie musisz nam o tym przypominać – rzucił ostro Tom, ale Jost puścił to mimo uszu. Chyba tylko ze względu na jego rękę zrobił się wyrozumiały, bo normalnie nie byłby taki miły.
Za kulisy wszedł jeden z organizatorów.
- Wszystko gotowe, możecie wychodzić – powiedział.
- No, to chłopaki, rozwalmy te budę – krzyknął Tom i wbiegliśmy na scenę.
Publiczność zaczęła krzyczeć. Kochałem to uczucie. Skala natężenia piszczących fanów podniosła się sprawiając, że krew zaczynała krążyć jeszcze szybciej. Adrenalina pulsowała w naszych żyłach, jak najlepszy towar pod słońcem, tylko ta chwila się liczyła. Czuliśmy się, jak bogowie i byliśmy dla nich wszystkich, jak bogowie. Wielbieni i pożądani.  Nagle tłum naparł na ochroniarzy, otaczających scenę. To jeszcze bardziej wzbudziło w nas ekscytację. Gdyby przeforsowali zaporę, mielibyśmy naprawdę dobry powód, by obawiać się o swoje życie. Spojrzałem na brata, który przekładał pasek gitary przez ramię. Gustav zasiadł wygodnie za perkusją. Georg stał już gotowy. Teraz była moja kolej. Musiałem podkręcić atmosferę jeszcze bardziej, o ile było to jeszcze możliwe.
- Dziękuję wszystkim za przybycie. Jesteście wspaniali.
Zawsze dziękowałem naszym fanom. Dzięki nim istniejemy, są dla nas bardzo ważni. To dla nich tworzymy muzykę, dla nich tu jesteśmy, bez nich nas po prostu nie ma.
Pisk fanek był tak ogromny, że ledwo słyszałem własne myśli. Zerknąłem na chłopaków, sprawdzając, czy są już gotowi. Tom kiwnął mi głową. Georg i Gustav tak samo.
- Jesteście gotowi? – krzyknąłem do publiczności, na co podniósł się pisk. – No, to zaczynamy! W tym momencie opadały emocje i oddawaliśmy się wyłącznie muzyce. Dwie godziny szaleństwa. Tylko nasza czwórka i tysiące fanów. Za każdym razem, widząc wypełnioną halę po sam horyzont, nie mogłem uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. To jedyny czas, kiedy czułem, że warto było. Jedyny, bo zaraz po koncercie, kiedy byliśmy odprowadzani pod eskortą dwudziestu ochroniarzy, uświadamiałem sobie, że żyjemy w złotych klatkach ze złotymi kulami u nóg, jakimi jest piętno kariery. I szybko docierało do mnie, że tak naprawdę jedyne, czego się od nas oczekuję, to prezentacyjny wygląd i tworzenie nowych piosenek. Tylko to się tak naprawdę liczyło, tym się właśnie staliśmy – niewolnikami show biznesu, gdzie ani my, ani ludzie, którzy chcą nas słuchać, nie liczą się. Nie tak to miało wyglądać. Nie tak to sobie wyobrażałem. Nie tego chciałem… Czuję, że znowu umiera część mojej duszy. Znowu pochłania mnie beznadziejność i kompletna bezradność… Do oczu cisną mi się łzy, już nie potrafię tego powstrzymać…

*

- Bill? – chwyciłem brata za rękę, zatrzymując go. – Ty płaczesz? – Po jego skroni spływały czarne smugi, nie wiedziałem tylko czy to krople potu, czy łzy. Spojrzał na mnie tak jakoś smutno.
- Nic mi nie jest. Jestem tylko zmęczony. – Uśmiechnął się, ale widziałem, że to nie jest ten szczery uśmiech, który doskonale znałem. Okłamywał mnie? Nawet mnie chciał wmówić, że wszystko jest dobrze, wtedy, gdy cała nasza czwórka miała już wszystkiego dosyć? Zerknąłem w bok, podążając za spojrzeniem Billa i wszystko stało się jasne – Jost! To stąd ten wymuszony uśmiech.
- Wszyscy jesteśmy wykończeni. Dobrze, że to już koniec. Nie wezmę gitary do ręki przez miesiąc – oznajmiłem.
- Nie żartuj, Tom – wtrącił się Jost. – Odpoczniecie trochę i trzeba się brać za koleiną płytę. To jest wasz czas, musicie go wykorzystać.
Jego szczęście, że bolała mnie ręka i byłem zbyt zmęczony, żeby się kłócić. Odwróciłem się tylko, przepychając się obok brata i uciekłem na koniec busa, nie chcąc już widzieć Josta.
Wciąż pamiętam jego słowa, kiedy po raz pierwszy się spotkaliśmy. Obiecywał, że zrobi z nas gwiazdy światowej sławy, ale wyciśnie z nas ostatnią kroplę potu – nie żartował. Teraz już to wiem. Pytał się nas wtedy czy mamy świadomość, na co się decydujemy i czy na pewno tego chcemy… Chcieliśmy. To było nasze marzenie, ale nawet w najgorszym scenariuszu nie sądziłem, że będzie aż tak ciężko. Że z tylu rzeczy przyjdzie nam zrezygnować.  Nie wiem, co on miał na myśli, mówiąc kolejną płytę. Ja jestem tak twórczo wyjałowiony z pomysłów, że nie stworze nawet prostej trzy akordowej harcerskiej piosenki, nie mówiąc już o czymś konkretnym.
Czuję, że dotarłem do takiego momentu w życiu, że jeśli teraz nie zastanowię się, czego tak naprawdę chcę, popełnię jakiś ogromny, nieodwracalny i katastroficzny w skutkach błąd. Kochałem ten zespół i muzykę, ale w chwili obecnej rzygałem już tym wszystkim i powoli, ale sukcesywnie zaczynałem to okazywać. Potrzebowałem odpoczynku i to porządnego. Musiałem ochłonąć i zastanowić się nad swoim życiem. Za kilka dni są moje i Billa dwudzieste pierwsze urodziny, zamierzałem wyszaleć się na nich na maksa, i to stało się na razie moim jedynym celem. Zresztą już to sobie z Billem zaplanowaliśmy. To miały być najlepsze urodziny, jakie mieliśmy do tej pory.


Po tygodniu odpoczynku poprawił się nam nastrój. W oczach Billa znowu dostrzegałem ten blask, twórczy zapał i radość z życia, chociaż przez pierwsze dwa dni po powrocie z trasy obaj przeleżeliśmy w naszych łóżkach. Te trzy dni, przed naszymi urodzinami, zajęliśmy się ich organizowaniem. Nie chcieliśmy robić ich w domu, więc wynajęcie lokalu, gdzieś w mieście wydawało się najlepszym rozwiązaniem. Bill znalazł niezłe miejsce. Pomimo że mieliśmy wielu znajomych, zaprosiliśmy tylko naszych najlepszych przyjaciół i ludzi, z którymi byliśmy najbardziej związani.
Dwudzieste pierwsze urodziny… W wielu kulturach to właśnie ukończenie dwudziestego pierwszego roku życia, oznacza bycie dorosłym i my właśnie tak do tego podchodziliśmy. Czuliśmy, że ten dzień będzie wyjątkowy. Odkąd jednak wróciliśmy z trasy, notorycznie pod naszym domem koczowały fanki. Kiedy tylko wychodziliśmy na podwórek, krzyczały i wołały nas. Zaczynałem mieć tego dość. Nawet ochroniarze, nie byli w stanie ich upilnować.
Mieliśmy dzisiaj podjechać z Billem do wynajętego przez nas lokalu i zorientować się, jak idą przygotowania do naszych urodzin, bo nie wszystko da się załatwić przez komórkę. Pewne rzeczy po prostu trzeba zobaczyć na własne oczy i dopilnować, by było zrobione tak, jak tego chcieliśmy.
Wyprowadziłem samochód z garażu, czekając na Billa. W międzyczasie podszedł do mnie Saki, nasz ochroniarz i zastukał w szybę. Opuściłem ją.
- Wybieracie się gdzieś?
- Tak, ale niedługo wrócimy.
- Jechać z wami?
- Nie trzeba. W samochodzie nic nam nie grozi, a na miejscu też będziemy bezpieczni.
- W porządku – odparł i odszedł, informując przez krótkofalówkę, że będziemy wyjeżdżać.
Bill po chwili wsiadł do samochodu.
- Czego chciał? – spytał.
- Niczego. Pytał, czy jechać z nami.
Bill zdążył się już do tego chyba przyzwyczaić, bo nawet nie skomentował tego. Ja miałem mieszane uczucia, ale póki co coś zupełnie innego zaprzątało mi myśli i też jakoś puściłem to w zapomnienie.
Gdzieś w połowie drogi zorientowałem się, że ktoś za nami jedzie. Zatrzymaliśmy się na światłach i w końcu przyjrzałem się samochodowi, od razu poznając go.
- Kurwa, znowu jeżdżą za nami! – uniosłem się.
- Kto?
- Te wariatki.
Bill odwrócił się.
- Śledzą nas?
- Najwyraźniej.
Pokręciłem głową. Naprawdę nie mogłem pojąć ich zawziętości. Czy one nie miały swojego życia? Nie wiem, jakiś przyjaciół, rodziny, obowiązków?  Ani ja, ani Bill nie zastąpimy im tego. Czy one myślą, że takim zachowaniem przyciągną nas do siebie? Jeśli tak, to były daleko w dupie.
- Co robimy?
- Nic. Jedziemy. Na ulicy, w aucie nas nie zaczepią, a jak dojedziemy, to na miejscu jest jakichś ochrona, więc dadzą nam spokój. 
Jechały za nami całą drogę. Popsuły mi humor i miałem ochotę zjechać gdzieś, zatrzymać się i rozmówić z nimi, jeśli trzeba będzie to nawet ręcznie, ale Bill mnie zagadywał i odciągał od myślenia nad tym. W końcu dojechaliśmy, one oczywiście za nami. Wysiedliśmy z auta, a one całą czwórką, opuszczając swoje auto, rzuciły się biegiem w naszą stronę. Spojrzałem na Billa, był przerażony, a ja wściekły.
- No i wreszcie mamy okazję pogadać z wami na osobności. Opłaciło się nam za wami jeździć. – Odezwała się jedna z nich. – W końcu nie ma przy was tych goryli i możemy porozmawiać.
Już żałowałem, że nie zabraliśmy ze sobą ochroniarza.
- Nie szkoda wam czasu? – zapytałem.
- Mamy mnóstwo czasu.
- No to pieniędzy. Jesteście na każdym naszym koncercie. Taka podróż, hotele i jedzenie musi kosztować majątek.
- Martwisz się o nas?
- Tylko stwierdzam.
Starałem się być spokojny, gdyby się zorientowały, że się ich obawiamy, byłoby już po nas. Tylko pewność siebie była w stanie nas w tym momencie uratować.
- Stać nas na to. Nasi rodzice są obrzydliwie bogaci, mamy pieniędzy jak lodu – odparła. – Ale miło, że nas zauważyliście. Bardzo się staramy, żeby stać jak najbliżej sceny. Nie raz kosztuje nas to majątek, ale jesteście tego warci. Obaj – Dodała po chwili, zerkając na Billa.
Cóż, widząc, jakim autem jeżdżą, mogło być dokładnie tak, jak twierdziła.
- Czego od nas chcecie? – zapytał Bill.
- Was, to przecież oczywiste.
- Wybacz, ale my nie jesteśmy zainteresowani – oznajmiłem.
- Daj spokój, Tom. Wszyscy wiedzą, że lubisz się dobrze zabawić, tak samo, jak i ty Bill. Nie jesteś taki święty, za jakiego chcesz uchodzić.
Kurwa, zacząłem w tym momencie żałować tego, że przez jakiś czas tak się prowadziłem. Teraz każdy postrzegał mnie przez pryzmat chłopaka od zabaw i przygodnego seksu na jedną noc. I chociaż nadal się przed tym nie migałem, to ja wybierałem sobie dziewczyny, a nie one mnie. A te tutaj, absolutnie żadna z nich, nie była w moim typie. Choć, nie były brzydkie. A ta jedna, to chyba nawet nie była Niemką, a przynajmniej nie rodowitą. Jednak ich krnąbrność mnie zrażała i to oznaczało, że z nimi nie będzie żadnej zabawy.
- Za dwa dni są wasze urodziny. Tu organizujecie imprezę?
- Nie. Tak tu sobie przyjechaliśmy – odparł Bill, a one zaczęły się śmiać.
- Jasne – zironizowała jedna z nich. – Zaprosicie nas?
- Przykro mi, ale to kameralna uroczystość, będą tylko nasi najbliżsi.
- My dla was też jesteśmy jak rodzina. Wszystko o was wiemy. Jesteśmy z wami na każdym koncercie. Jeździmy za wami krok w krok jak rodzina.
Łypnąłem w stronę drzwi restauracji, zastanawiając się, ile mogło być do nich metrów. Z dziesięć? Czułem się osaczony i czułem, że ta rozmowa, to był błąd. Trzeba było od razu dopaść drzwi i w ogóle nie wdawać się z nimi w dyskusję.
- Ale my was nie znamy – powiedział Bill.
- No to się poznajmy. Ja jestem Muna, to jest Lea, Sylvia i Sophie.
Prawie prychnąłem na głos, na pewno będę pamiętał ich imiona, chyba w śnie.
- I już się znamy – podsumowała.
- Wiesz, my mamy na myśli bliskich znajomych – wyjaśnił Bill.
- Zaraz możemy się bliżej poznać. Która z nas podoba się wam najbardziej? A może wszystkie się wam podobamy?
Nie wierzyłem własnym uszom. Czy ona proponowała nam właśnie seks grupowy?
- Co tak zamilkliście?
- Dzisiaj jesteśmy trochę zajęci – zacząłem łagodnie, słysząc w tym momencie, jak zaczyna dzwonić komórka Billa.
Wyciągnął ją w pośpiechu z kieszeni i odebrał.
- Tak? Już jesteśmy… Dobrze… Proszę poczekać, już idziemy.
Spojrzałem na niego, bo jakoś dziwnie rozmawiał.
– Chodź Tom – pociągnął mnie za rękaw.
- Wybaczcie – rzuciłem. – Może innym razem pogadamy.
Dopadliśmy drzwi lokalu, zatrzaskując je za sobą i uciekając w głąb pomieszczenia.
- Jezu – odetchnąłem, Bill też wydawał się odczuć ulgę. – Kto to dzwonił? – zapytałem z ciekawości.
- Gustav. Rozłączyłem go. Poczekaj, oddzwonię do niego, bo pewnie nie wie, co się dzieje.
- Dzwoń – rzuciłem tylko i podszedłem do drzwi, zerkając przez szybę czy jeszcze tam stoją, a Bill w tym czasie opowiadał Gustavowi, jaką mieliśmy przygodę. Dziewczyny jednak nadal tam tkwiły, najwyraźniej, o czymś dyskutowały, bo energicznie gestykulowały rękami. Wyglądało to z boku, jakby trochę się kłóciły. To był jakiś obłęd, nie mogliśmy nawet sami wyjść z domu. Już nigdzie nie byliśmy bezpieczni… Właśnie uświadomiłem sobie, że nasze prywatne życie skończyło się bezpowrotnie.

*

Opowiadałem Gustavowi, co nas przed chwilą spotkało, jak Tom pomachał mi ręką, że idzie pogadać z kimś w sprawie naszego przyjęcia. Kiwnąłem mu tylko głową, nadal nie przerywając rozmowy. Tkwiliśmy tam już dobre dwie godziny. Wszystko ustaliliśmy i czułem, że to będą naprawdę niezapomniane urodziny, a dziewczyny nadal koczowały w samochodzie, który do tego zaparkowały koło naszego auta. Tom się wściekł. Już nawet nie krył się z tym. Rzucał przekleństwami na prawo i lewo. Chcieliśmy wrócić do domu, a nie mogliśmy nawet dostać się do naszego samochodu. Nie mając innego wyjścia, zadzwonił do Sakiego i poprosił go, by tu przyjechał. To było naprawdę żałosne, kiedy pod lokal podjechały dwa duże czarne terenowe samochody, a z nich wysiadło kilku dobrze zbudowanych mężczyzn ubranych na czarno.
Kilku z nich podeszło do samochodu dziewczyn, a Saki przyszedł do nas.
- Jesteście cali? – zapytał, ogarniając nas wzrokiem.
- Śledziły nas - rzucił Tom. – Jak tylko wysiedliśmy z auta, zaczepiły. Jakoś udało się nam uciec do środka, ale o wyjściu stąd i dostaniu się do samochodu nie ma mowy.
- Mogłem z wami jechać.
- W sumie, nic się nie stało – powiedziałem, nie chciałem robić zamieszania o nic. Nic nam nie zrobiły, zamieniliśmy kilka zdań, nie ważne, jakiej treści, ale nic się nie stało, więc nie było sensu robić zamieszania. -  Chcemy tylko wrócić do domu, a w tej chwili bez konfrontacji z nimi jest to niemożliwe – powiedziałem i zerknąłem na Toma, który stał przy oknie, paląc kolejnego papierosa i przyglądając się całemu zajściu. Jego mięśnie na twarzy nerwowo drgały, był wściekły. Jak do tej pory przeklinał, tak teraz zamknął się w sobie i przyglądał się temu, co dzieje się na parkingu lokalu.
- Już się tym zajęliśmy – powiedział Saki.
Po kilku kolejnych minutach do restauracji weszło dwóch ochroniarzy, podchodząc do nas.
- Możemy wracać, dziewczyny zostały odprawione. Będziemy was eskortować do domu.
Tom tylko prychnął, gasząc peta w popielniczce.
- Pięknie – rzucił, pijąc oczywiście do tego, że tak właśnie będzie teraz wyglądało nasze życie. Jak już wspomniałem, nie uwzględniliśmy, jaką cenę przyjdzie nam zapłacić za spełnienie się naszych marzeń.

*

Jak tylko wróciliśmy z Billem do domu, pod eskortą ochroniarzy, szybko zapomnieliśmy o tym incydencie z dziewczynami. Obaj skupiliśmy się na przygotowaniach do urodzin.
Kompletnie się nie spodziewałem, że w dniu naszych urodzin podczas imprezy, która właśnie się zaczęła na dobre, podejdzie do nas jeden z kelnerów, mówiąc, że obaj jesteśmy proszeni do wyjścia, bo ktoś tam na nas czeka. Pomyślałem, że to pewnie, któryś z naszych przyjaciół ma dla nas jakąś niespodziankę.
 Złapałem za rękaw brata i pociągnąłem go korytarzem do wyjścia.
- Powiedział, kto to? – zapytał w drodze.
- Nie. Tylko że, to niespodzianka – oznajmiłem, a Bill dopił szampana, zostawiając gdzieś po drodze kieliszek.
- Zaczekaj – złapał mnie za rękę, zatrzymując.
- Co? – zapytałem. Śmiał się, był wstawiony, a kiedy tak było, cieszył się z byle powodu.
- Przez to całe zamieszanie tak naprawdę nie miałem czasu pożyczyć ci wszystkiego najlepszego – zaczął.
- Bill... Mieliśmy sobie nie składać życzeń.
Tak sobie obiecaliśmy w tym roku.
- Mam to gdzieś. Tak naprawdę najbardziej z tego wszystkiego cieszę się, że mam ciebie i że wszystko możemy dzielić razem.
- Racja – przyznałem. – Już ci to mówiłem w ostatnie urodziny i przedostatnie, i chyba jeszcze w… no wiele razy, ale ty dla mnie też jesteś najlepszym prezentem, jaki mógłbym otrzymać na urodziny. – Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem mu w oczy, kładąc mu ręce na ramionach. -  Wszystkiego najlepszego, Billy. Kocham cię braciszku. – Objąłem go mocno, tuląc do siebie.
- Ja ciebie też, Tom. Chodźmy lepiej zobaczyć, co to za niespodzianka – odezwał się i odsunęliśmy się od siebie.
- Idź pierwszy. - Puściłem go przodem.
Otworzył zamaszyście drzwi i zastygł w bezruchu, a ja po tym, kogo tam ujrzałem, tuż za nim.
- Witajcie chłopaki. Pamiętacie nas?
Zdębiałem, widząc, że to ta sama czwórka dziewczyn, co ostatnio.
- Co wy tu robicie? – zapytałem.
- Przyszłyśmy na imprezę, no i złożyć wam oczywiście życzenia.
- To zamknięta impreza – oświadczyłem.
- No przestań. Przyszłyśmy się z wami zabawić. Wszystkie. To nasz prezent dla was.
- I sądzisz, że tego właśnie chcemy? – wtrącił się Bill.
- Nie podobam ci się?
- Nie – odparł.
- Tomowi chyba tak, bo nie spuszcza ze mnie oczu.
Istotnie, nie spuszczałem. Jej oczy były jakieś dziwne, ona cała była jakaś dziwna, kompletnie inna od tych trzech pozostałych. Pomijając już to, że odróżniała się od nich karnacją, jej zachowanie, było takie, jakbyśmy to my byli dla niej prezentem, a nie ona dla nas.
Prychnąłem.
- Nie spuszczam, bo zastanawiam się, jakiej narodowości jesteś. Mówisz bardzo dobrze po niemiecku, więc mniemam, że długo tu już mieszkasz.
- Mieszkam tu odkąd, skończyłam dziesięć lat, więc już dość długo, ale masz rację, nie jestem rodowitą Niemką. Czy to ci przeszkadza?
- Jakie jest twoje pochodzenie?
- Jestem Turczynką.
Aż się skrzywiłem. My Niemcy nie przepadamy za Turkami. W ostatnich latach tak wielu ich tu wyemigrowało, że Berlin zaczęto nazywać złośliwie stolicą Turcji.
- Nie podobam ci się?
Nie odpowiedziałem. Ta rozmowa nie miała sensu. Dojrzałem w oddali zbliżających się dwóch ochroniarzy.
- Myślę, że lepiej będzie, jak już sobie pójdziecie, zanim nasza ochrona wyrzuci was.
- Ach, ci wasi goryle… Boicie się czterech drobnych dziewczyn?
Suka! Aż mnie ręka świerzbiła przywalić jej w twarz.
- Naruszacie naszą prywatną przestrzeń.
- Przyszłyśmy na wasze urodziny. Nie zostaniemy poczęstowane nawet lampką szampana?
Miała tupet. W ogóle się nie obawiała, jakie grożą jej konsekwencję za nękanie nas, bo tak w tej chwili się czuliśmy.
- Zostawcie nas w spokoju – rzucił Bill. – Prosimy was po dobroci.
- Bo co? Poszczujecie nas waszymi gorylami? Te twoje przechwałki, Tom jakobyś był takim ogierem w łóżku, to jedna wielka ściema – wysyczała mi to prawie w twarz. – Ty nie masz nawet jaj, a co dopiero wielki interes, którym tak się chwalisz.
Tego było już za wiele. Wkurwiłem się. Do tego byłem podpity i już kompletnie nie panowałem nad emocjami.
- Wypierdalaj stąd, Turecka suko! – wykrzyczałem.
- Jak mnie nazwałeś!?
- Turecka suka. Szmata! Ilu cię już jebało? Ilu masz mężów brudasie?
- Tom, nie! – Bill złapał mnie za ramię.
- Puszczaj, Bill! – szarpnąłem się, wyrywając się mu, ale znowu mnie przytrzymał.
- Uspokój się, Tom.
- Nie będzie mnie ta kurwa obrażać. Dosyć tych uprzejmości. Poprosiliśmy ją już kilka razy, żeby dała nam święty spokój. Skoro nie rozumie po dobroci widocznie tylko w taki sposób, trzeba z nią rozmawiać.
- Cofnij to, co powiedziałeś Kaulitz, albo pożałujesz!
- Ani myślę.
- Cofnij to!
- Bo co mi zrobisz, Turecka suko? Naślesz na mnie tych swoich brudnych Turasów? Pełno się tego bydła po Niemczech kręci. Nie macie swojego kraju, tylko najeżdżacie nasz, muzułmańskie ścierwa!
- Zamknij się już, Tom! – Bill krzyknął mi prawie do ucha. W tym samym momencie pojawiła się koło nas ochrona.
- Co się tu dzieje?
- Cofnij to, co powiedziałeś, Kaulitz – powtarzała w kółko, tylko podsycając tym moją agresję.
- Turecka suka! – Zacząłem krzyczeć na całe gardło. – Wyrzućcie je stąd, a tę sukę do rowu, bo tylko tam jest jej miejsce. – Już w ogóle nie panowałem nad tym, co mówiłem, a najśmieszniejsze było w tym to, że wcale tak nie myślałem. Chciałem ją tylko zranić, tak jak ona zraniła moje ego.
Ochroniarze chwycili dziewczyny za ramiona, chcąc je zabrać stąd, ona jednak spojrzała mi ostatni raz w oczy. Nigdy nie zapomnę jej wzroku. Byłem pijany i wściekły, ale tego spojrzenia nie zapomnę nigdy. Tak właśnie wyglądała w tym momencie czysta nienawiść. Nienawiść, która była gotowa posunąć się do każdego czynu, byle się zemścić.
- Jeszcze tego pożałujesz – powiedziała spokojnie. – Obaj pożałujecie.
- Spierdalaj! – darłem się dale, dając upust złości.
Już dawno nie wkurwiłem się tak bardzo. Wypaliłem chyba paczkę fajek i wypiłem pół szampana, który przyniósł nam kelner, kiedy Bill go o to poprosił i nadal nie mogłem się uspokoić.  Siedzieliśmy na schodach restauracji chyba z godzinę, zanim ochłonąłem. Bill znowu uciekł myślami gdzieś w swój świat. Ostatnio często to robił, jakby coś go gnębiło, ale nie chciał mi powiedzieć, co.
- Nie przejmuj się – odezwałem się do niego, podając mu butelkę.
- To miały być nasze najlepsze urodziny – powiedział.
- I są. Jakieś wariatki nie zepsują ich. Kończymy palić i idziemy do środka. Pewnie już się wszyscy zorientowali, że nas nie ma. Zaraz zaczną wydzwaniać za nami. - Ledwo zdążyłem to powiedzieć, rozdzwoniła się komórka Billa. – A nie mówiłem.
Wyciągnął telefon z kieszeni, zerkając na wyświetlacz.
- To ochrona – rzucił zdziwiony. - Trzymaj – podał mi butelkę i odebrał. – Kaulitz, słucham… Tak… Co takiego!? Kiedy? Zaraz tam będziemy! – rzucił. Momentalnie zrobił się blady jak ściana. W życiu nie widziałem takiego przerażenia w jego oczach.
- Co się stało? – zapytałem.
- Tom, ktoś włamał się do naszego domu!



11 komentarzy:

  1. Ja nic nie mówię. Jestem z tobą tak od początku i...i no, po prostu uwielbiam twoje twc. Nigdy nie komentowałam i w sumie to przepraszam.
    Co do tego, to yyyy.... No wkurzyłam się, tak? Te laski jakieś obłąkane.
    Eh, nie wiem co mam ppwiedzieć, bo mam plusz z mózgu dzisiaj.
    Czekam na drugą część.
    Pozdrawiam i weny! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Oo matko ! Jestem pewna, że to sprawka tej laski i jej paczki. Zachowują się jak jakieś chore psychicznie, ileż można , no kurde!!
    Opowiadanie zapowiada się interesująco i jestem bardzo ciekawa jak potoczą się dalsze losy chłopaków.
    Też czekam na moment , aż chłopaki zaczną rozumieć,że coś do siebie czują , a może już to robią tylko do nich to jeszcze nie dotarło ?

    Kochanie, jak zwykle cudowne , każde Twoje opowiadanie jest wspaniałe i życze Ci duuużo weny !! :)
    Buziaaaki :****

    OdpowiedzUsuń
  3. zakochałam się już od pierwszych wersów !!!! piszesz nieziemsko i każdy chce kolejny odcinek od razu ale ty nieeee po torturujmy ich niech cierpią :P Opowiadanie zapowiada się fantastycznie, żal mi tylko chłopaków i tego przez co oni muszą przechodzić :'( Te wywłoki mnie wkur ymmm.... wkurzyły grrrr Co one mają z głową?!?!? Takie to tylko zabić i zakopać w jakimś odludnym miejscu by słuch o nich zaginął muhahah
    Mam nadzieje, że chłopakom nic nie będzie i wszystko bedzie dobrze :)
    Na razie tyle, a reszta w innych odcinkach.
    Pozdrawiam i życzę weny!! :*
    Kira <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu!
    Tom idioto!! Jak tak możesz ?!
    No ja rozumiem że się wnerwił ale to później będzie miało swoje skutki...

    Hmmm ale mi się podoba dla mnie ten tytuł jest interesujący i już jak tylko to znaczyłam tzn tytuł miałam wizje i swoją historię :3

    Ja na początku proszę o Happy End chociaż znając ciebie i twoje opowiadania ty będzie nawet po łzach i smutkach jak w poprzednich trzech opowiadaniach i za to cię kocham i twoje twory <33

    Czekam na następne odcinki :3

    P.S
    Znając ciebie nawet takie nic nie znaczące wydarzenie będzie miało DUŻE znaczenie :3
    Bardzo mnie ciekawi który pierwszy TO poczuje <333
    I kiedy?
    Skoro będą trzy części? Tak to nazwałaś ...nie nie etapy :3

    Liczę na Happy End na sam koniec tych etapów i szczęście bliźniaków ! :D



    Dobra nie przedłużam :D
    Życzę weny ^3^
    I proszę nigdy nie wątp w swoje umiejętności pisarskie bo piszesz świetnie ! <333

    OdpowiedzUsuń
  5. jeeej! brakło mi słów. cieszę się na to nowe opowiadanie tak ogromnie, że od rana co chwilę wchodziłam i sprawdzałam, czy już jest. widzisz, co ze mną zrobiłaś? ; )
    `Kochankowie` zapowiadają się bardzo, bardzo, bardzo genialnie.
    Wraz z pierwszym zdaniem, przeniosłam się w inną przestrzeń czasową i czułam się świadkiem wszystkich wydarzeń, dlatego przez większą część odcinka czułam poddenerwowanie i niepokój. To zresztą tyczy się każdego Twojego opowiadania, a to bardzo ważne, kiedy autor potrafi wzbudzać emocje. Ty robisz to perfekcyjnie.
    Niewątpliwe wydarzenia z dzisiejszego odcinka, szczególnie wybuch Toma, będzie miał konsekwencje w przyszłości, ale póki co... to jestem ogromnie rada, że kiedyś przypadkowo tu trafiłam, i zostałam.
    Piszę chaotycznie, wiem, ale jakoś nie mogę się skupić po tym pierwszym odcinku, mam takie rozbiegane myśli... ale wiesz, to Twoja wina. ; p
    Chciałam jeszcze powiedzieć, byś nigdy nie traciła wiary w siebie, bo to co robisz, robisz zachwycająco.
    Noo i czekam na kolejny! Weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej jestem nowa, ale już zdążyłam się tak rozpędzić że przeczytałam wszystkie Twoje opowiadania w przeciągu niecałych trzech tygodni :D..... XD
    Sorki że wcześniej się nie ujawniłam, ale jakoś tak wyszło, że ja poprostu nie miałam na to czasu i w dodatku pochłaniałam te odcinki tak szybko, że za bardzo się wkręciłam żeby coś napisać :)
    Co do odcinka: genialny. Wiedziałam że już na początku Nas zaskoczysz :D oj.. ta wybuchowość Toma, niby go rozumiem też bym się wkurzyła jakby taka lafirynda mnie obrażała, ale chyba jednak troszkę przesadził, bo coś tak czuję, że teraz ona i te jej koleżaneczki będą im ciągle siedziły na karku, a to spojrzenie Muny.... dało mi bardzo dużo do myślenia... z jednej strony to całkiem prawdopodobne, że z tym włamaniem to ich sprawka, ale to wydaje mi się trochę za proste bo jak zdążyłam się już zorientować często serwujesz Nam niezapowiedziane i totalnie powalające zwroty akcji no, ale mogę nie mieć racji może tym razem wolisz uśpić naszą czujność jakąś całkiem prawdopodobna akcja a dopiero potem rozpętac nam w głowach istne piekło? :D No nie wiem, nie wiem... ciągle nie mogę rozgryźć ciebie i twojego skomplikowanego sposobu pisania... :)
    Cóż jestem zdana na ciebie i czas.... a to jeszcze tak daleko do 13 XD

    Kocham Cię i obiecuję Ci, że teraz już zawsze choćby się waliło i paliło będę komentować :D <3 <3 <3
    ~GlamKinia :*
    <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3<3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3<3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3<3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3<3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3<3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3<3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3<3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3<3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3<3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3<3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3<3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3<3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3<3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3<3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3<3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3<3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3<3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3<3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3
    To wszystko dla Ciebie za Twoje starania :D i sorry że to takie długie, ale mam taki zwyczaj rozpisywanie się na całego :D

    OdpowiedzUsuń
  7. O jeju po prostu czytałam to i otwierałam coraz szerzej oczy, wpadłaś na genialny pomysł!! Bardzo mi się podoba, bardzo :D Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i weny życzę ; )

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj Tom się zdenerwował i w sumie mu się nie dziwię. W nerwach mówi się różne rzeczy i w sumie mogę to powiedzieć na własnym przykładzie, bo ja potrafię się tak wydzierać, że... :P
    Te psycho-fanki są troszeczkę denerwujące. Aż ja się zirytowałam.
    No i bardzo cieszę się, że piszesz kolejne opowiadanie. :)
    Odcinek był genialny, świetnie mi się go czytało, emocje chłopaków i wg, wszystko wyszło takie naturalne itd. Rozpływam się w zachwycie. Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć ci weny! Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  9. ZAJEBISTE!
    NIE DA SIĘ TEGO INACZEJ OPISAC. PO PROSTU MISTRZOWSKIE GENIALNE BOSKIE. SAMA JESZCZE NIE WIEM JAKIE.
    A TE PSYCHY TO MNIE W PEWNYM MOMENCIE PO PROSTU WKUR***Y. NIE DZIWIE SIE TOMOWI, ZE IM WYGARNĄŁ. ZNACZY TEJ JEDNEJ.
    JA CHCĘ NASTEPNY JUZ.
    DUZO WENY ŻYCZE, KOCHANA
    KOTEK
    PS.PRZEPRASZAM, ZE TAK PÓŹNO, ALE ZLECIAŁA MI SIĘ CHOŁOTA DO DOMU NA DŁUGI WEEKEND I NIE MIAŁAM JAK SIĘ DO KOMPA DORWAC.

    OdpowiedzUsuń
  10. Widzę, że co jeden pomysł to lepszy;) Każdy jeden niesamowicie do mnie trafia, chociaż żałuję, że opowiadanie nie jest w dalszej fazie zaawansowania, bo teraz zamiast się uczyć, będę się zastanawiać, co jak i dlaczego:) Raczej rzadko będę komentować, ale wiedz, że czytam i to z prawdziwą przyjemnością.
    Mam takie pytanko... Będziesz może robić ze swoich poprzednich tekstów pdf? Bardzo lubię wracać do tego, co już przeczytałam, a nie zawsze mam możliwość odpalić internet, więc zazwyczaj swoje ulubione teksty trzymam w pamięci telefonu. Planujesz coś takiego zrobić czy wolisz, żeby te teksty pozostały tylko na tym blogu?
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak zrobię pdf'y, jak tylko to ogarnę (na dniach) napiszę w przedmowie :) Dzięki kochana, że napisałaś. Ja niecierpliwie oczekuję na każdy odcinek "Twarzą w Twarz" :*

      Usuń

Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*