Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
2 miesiące temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
piątek, 19 grudnia 2014
19:22
Witajcie mordki.
Dziś przełomowy moment w życiu bliźniaków. Czuję, że wam
znowu namieszam i powstaną kolejne nowe i niestworzone pomysły w waszych głowach,
co też będzie się działo dalej. Będziecie się pewnie zastanawiać nad intencjami
pewnych osób i co się stało z inną osobą, (o kim mowa dowiecie się z tego odcinka),
ale pragnę wam już na wstępie powiedzieć, że wszystkiego się dowiecie w swoim
czasie. No, ale pospekulować możecie, uwielbiam wasze pomysły, i kto wie, może ktoś
z was trafi :)
Wasza Niki
Odcinek 13
*
Minął kolejny tydzień, w ciągu którego
uprawiałem seks z Billem każdego dnia. Powoli zaczynaliśmy zachowywać się jak
seks maszyny, uprawiające ze sobą seks bez uczuć i bez jakiś wyższych celów, na
zawołanie. Brałem go w każdej wymyślonej przez nią pozycji. Nie patrzyłem na
niego jak na brata ani kogokolwiek innego. On nie był dla mnie w tym momencie
nawet człowiekiem. Był tylko ciałem, które penetrowałem, czasami dość
brutalnie, wedle życzenia Muny. Każdy kolejny raz miałem większe problemy, by
się pobudzić, bo zacząłem odczuwać dosłownie wstręt do seksu. Zacząłem się już nawet
zastanawiać, czy tak mi przypadkiem nie zostanie i nie będę mógł tego robić już
nawet z dziewczyną. Miałem nadzieję, że to tylko jakaś psychiczna blokada przed
Billem, taki moralny hamulec. Bill też nie był zachwycony każdym naszym kolejnym
razem. Zmusiła go do zrobienia mi loda jeszcze dwa razy i choć na szczęście nie
zwymiotował, to widziałem, z jakim obrzydzeniem na mnie patrzył, kiedy kazała
mu to robić.
Muna za każdym razem wszystko nagrywała. Stała z kamerą w ręce,
wydając kolejne polecenia. Instruowała i krytykowała nas, kiedy robiliśmy coś nie
tak, jak tego chciała. W końcu nawet Bill zrozumiał, że nie ma sensu jej ciągle
tłumaczyć tego samego, że nigdy nie będziemy naturalni, bo po prostu odrzuca nas
od siebie.
Tego wieczoru, tuż po tym, jak wstrzyknąłem sobie kolejną działkę,
położyliśmy się spać. Nasz plan ucieczki powoli dojrzewał do realizacji. Wiedzieliśmy
już, ilu mniej więcej jest ludzi i jaki dokładnie jest rozkład pokoi. Dzięki obroży,
którą Bill miał na szyi, mógł wychodzić z pokoju i chodzić po całym domu, a co
za tym idzie zbierać potrzebne nam do ucieczki informacje.
Tego wieczoru, leżąc razem w łóżku twarzami do siebie, słyszeliśmy
szczekanie psów. Byliśmy tu już miesiąc i czasami zdarzało się, że ktoś obcy przyjeżdżał,
wtedy psy strasznie ujadały, zupełnie jak teraz. W pewnym momencie usłyszeliśmy
jakieś nerwowe krzyki ochroniarzy, nie rozumieliśmy ich, ale najwyraźniej byli
okropnie zdenerwowani. Obaj zerwaliśmy się z łóżka i podeszliśmy do okna, obserwując,
co się dzieje. Biegali w tę i z powrotem, krzycząc do siebie.
- Ciekawe, co się stało? – rzucił
Bill.
- Nie wiem - odparłem, ale nawet
mi przez myśl nie przeszło, że to może być ktoś po nas.
Już jakiś czas temu przestaliśmy się łudzić, że ktoś nas tu
znajdzie. Dla nas jasne się stało to, że sami musimy stąd zwiać. Dlatego teraz
w ogóle nie liczyliśmy się z tym, że nasze piekło właśnie się skończyło.
Nagle rozległa się strzelanina. Obaj kucnęliśmy, chowając
się.
- Strzelają? Ale dlaczego? – zapytał
Bill.
- Nie podoba mi się to. Odsuń się
od okna. - Złapałem go za rękę i pociągnąłem w kąt pokoju. Tu byliśmy z daleka
od okien i żadna przypadkowa kula nie miała szansy nas trafić. Nadsłuchiwaliśmy
jakiś czas, a po chwili strzały ucichły i zastąpiły je kroki, które wyraźnie
dobiegały z korytarza. Spojrzałem na Billa. W kącie, którym byliśmy, było dość
ciemno, więc na pewno jak ktoś tu wejdzie, nie zauważy nas, a przynajmniej nie
od razu.
Zacząłem kucać, ciągnąc brata za sobą, obejmując go i starając
się go sobą osłonić. Serce mało mi nie wyskoczyło z piersi, czułem też, jak
Bill drży.
Nagle drzwi się otwarły. Objąłem Billa jeszcze mocniej, wstrzymując
instynktownie w sobie powietrze. Dwa słupy punktowego światła przecięły
pomieszczenie, nerwowo sunąc po ścianach i meblach w pokoju. Ktoś powoli zaczął
wchodzić do środka, a światła z latarek przesuwały się po każdym ciemnym
zakamarku tego pomieszczenia, powoli zbliżając się w naszym kierunku. Poczułem,
że to już koniec. Ta chwila trwała jak w zwolnionym tempie. Obaj patrzyliśmy,
jak światło powoli przesuwa się w naszą stronę. Jak w amoku przyglądałem się,
jak nas oświetlają, dopiero po chwili, wyrywając się z tego letargu.
- Tu są! Znaleźliśmy ich! – Usłyszeliśmy
w końcu kilka słów w naszym ojczystym języku. Do pokoju wbiegł jakiś mężczyzna
i zatrzymał się, wyraźnie się nam przyglądając. Nie wiedzieliśmy, kto to, bo ciągle
oślepiano nas latarkami. W pewnym momencie zapalono w końcu światło w pokoju, a
my zobaczyliśmy, że tym mężczyzną jest Jost.
- Boże, Bill, Tom. Nic wam nie
jest? – powiedział, podchodząc do nas powoli.
My jednak siedzieliśmy w tym kącie, w ogóle się nie ruszając.
Nie mogliśmy uwierzyć w to, co się działo. Straciliśmy już nadzieję, że ktoś
nas tu znajdzie. Bardziej niż na ocaleniu skupiliśmy się na tym, że sami musimy
stąd uciec. Dlatego teraz Jost był jak sen, a my baliśmy się nawet poruszyć,
żeby się z niego nie obudzić.
- To ja, David. Poznajecie mnie?
– podszedł i kucnął przed nami.
- To naprawdę ty? – zapytał Bill.
– Dokładnie to samo pytanie krążyło po mojej głowie.
David aż przetarł nerwowo twarz ręką, pytanie Billa totalnie
go zaskoczyło.
- To ja. Już po wszystkim. Jesteście
wolni.
Patrzyłem Davidowi w oczy, próbując wyczytać czy mówi prawdę.
Po miesiącu męki, kiedy nasz świat zaczął obracać się tylko wokół seksu i planowaniu
ucieczki, słowa „jesteście wolni” nie docierały do mnie. Brzmiały zupełnie tak,
jakby były w obcym języku. David kucnął, wyciągając w naszym kierunku ręce i kładąc
je na moim i Billa ramieniu. Zacisnął mocno, upewniając nas, że on jest prawdziwy,
a realia, którymi do tej chwili żyliśmy, właśnie przestały istnieć.
- To już koniec koszmaru. Koniec,
rozumiecie?
Po policzkach Billa popłynęły łzy. Wyswobodził się z moich
ramion i rzucił się na szyję Jostowi.
- Dlaczego tak długo? – zapytał.
Jost przytulił go, ale ciągle patrzył na mnie.
- Przepraszam. Cały czas was
szukaliśmy. Jak tylko znaleźliśmy wasz samochód w rzece, wiedzieliśmy, że żyjecie
i zostaliście uprowadzeni.
Nagle coś do mnie dotarło.
- Muna – wyszeptałem.
- Nie znaleźliśmy jej. Nie było
jej w domu.
- W takim razie, to jeszcze nie
koniec - powiedziałem i wstałem z podłogi. Zamierzałem spełnić swoją obietnicę.
W tym momencie chciałem znaleźć ją i udusić gołymi rękami. I Bóg mi świadkiem,
że zrobiłbym to, patrząc jej prosto w oczy, bez krzty współczucia. Nie namyślając
się dłużej, ruszyłem biegiem do wyjścia.
- Tom, gdzie idziesz?! – krzyknął
za mną Bill, ale zignorowałem go. Wybiegłem z pokoju na korytarz. Niby znałem układ
z opowiadań Billa, ale teraz poruszanie się w tym labiryncie korytarzy wcale nie
był taki prosty.
Słyszałem, jak Bill rozpaczliwie mnie woła, ale ja musiałem znaleźć
Munę i się z nią rozliczyć. Za każdy dzień tu spędzony i za każdą łzę uronioną
przez brata, kiedy kazała mi go gwałcić. Wiedziałem, że jeśli ktoś jej nie znajdzie,
ona znowu pojawi się w naszym życiu i kolejny raz je zniszczy, chociaż nie
wiedziałem, czy po tym wszystkim będziemy umieli jeszcze normalnie żyć i być
dla siebie braćmi, jak do chwili porwania.
W końcu znalazłem jej pokój. Wszedłem do środka, rozglądając
się po pomieszczeniu. Wielki telewizor i mnóstwo kaset z nami, tym, co kazała
nam robić leżały na półce równiutko poukładane. Każda z nich dokładnie opisana:
data, godzina, rodzaj seksu, dwie pełne półki uświadomiły mi, ile razy zrobiliśmy
to. Na stole leżały porozkładane zdjęcia, nas podczas seksu, koszmaru, który
jak na ironię wcale się nie skończył. Tak, teraz nabrałem już całkowicie
pewności, że on się właśnie dopiero zaczął. Jednym pociągnięciem zwaliłem półkę
na ziemię, robiąc przy tym ogromny hałas. Zacząłem drzeć zdjęcia z dziką furią
i zdemolowałem pół pokoju, zanim w pomieszczeniu pojawił się Bill.
- Tom! – krzyknął na mnie, zwracając
tym na siebie moją uwagę. Spojrzałem na niego. U jego stup leżało jedno z
przedartych zdjęć. Spojrzał na nie.
- Boże – wyszeptał, podnosząc je
i przyglądając się mu. Podszedłem do niego, wyrywając mu, zgniotłem nerwowo w ręce.
– Tom…
- To nie koniec tego koszmaru,
Bill – powiedziałem do brata, a on spuścił tylko wzrok, nawet nie odpowiedział mi.
Tak samo, jak ja uświadomił sobie, że to jeszcze się nie skończyło i teraz
będziemy musieli żyć nie tylko ze świadomością, do czego byliśmy zmuszani, ale
także z tym, co robiliśmy, i jakie towarzyszyły nam emocje, myśli oraz co
czuliśmy kochając się. Po chwili jednak moją uwagę przykuła fiolka i pudełko
strzykawek, tych samych, które przynosiła z kolejną dawką narkotyku.
- Tom, nie! – krzyknął Bill, gdy
chwyciłem fiolkę. Była w niej jeszcze jedna czwarta przeźroczystego płynu, zapewne
narkotyku. - To narkotyk? – zapytał.
- Mam nadzieję – odparłem i schowałem
buteleczkę do kieszeni.
Zanim Bill zdążył cokolwiek powiedzieć, w pokoju pojawił się
Jost.
- Jej tu nie ma. W ogóle nie ma
jej w domu. Miała szczęście albo ktoś dał jej cynk – stwierdził.
- Miała szczęście – powiedział
Bill.
- Już niedługo tę sukę opuści
szczęście – rzuciłem ze złością.
- Nie martw się, Tom, znajdziemy
ją i odpowie za porwanie was.
Prychnąłem. On nie miał pojęcia, o czym mówił, chociaż, jego
uwagę przykuło właśnie jedno ze zdjęć. Schylił się, podnosząc je i przyjrzał
się mu uważnie, a potem spojrzał na nas. Tylko czekałem, kiedy wykona w moim
mniemaniu jakiś dziwny grymas albo zacznie pieprzyć nam, jak bardzo mu przykro.
- Tu jesteście – powiedział jeden
z funkcjonariuszy, wchodząc do pokoju. – Jesteście cali? Może potrzebujecie pomocy
lekarskiej?
- Nic nam nie jest – odparł Bill,
a ja nadal patrzyłem na Josta. Teraz gdy zobaczył te zdjęcia, reszty pewnie się
domyślił. Zacząłem się zastanawiać, co z tym zrobi.
- W takim razie zabieramy was
stąd.
- Dokąd? – zapytał Bill.
- Na lotnisko. Trzeba was jak
najszybciej wywieść z tego kraju. Nie wiemy, gdzie jest dziewczyna. Jeśli wie,
że was znaleźliśmy, może chcieć was odzyskać. Czas jest tu bardzo ważny. Im
szybciej wrócicie do Niemiec, tym lepiej.
- Najpierw musicie zdjąć Billowi
obroże, w niej jest nadajnik. – Oderwałem wzrok od Josta i spojrzałem na
mężczyznę. - Jeśli wyjdzie z domu, to obroża go udusi.
Kapitan przyjrzał się urządzeniu na szyi brata i wezwał
przez krótkofalówkę funkcjonariusza, który miał się tym zająć.
Podprowadzono nas do samego wyjścia, przed którym Bill
został pozbawiony w końcu tego paskudztwa na szyi.
- Wasi rodzice czekają na was –
powiedział Jost.
- Są tutaj? – zapytałem.
- Nie, w Niemczech, ale strasznie
się o was martwią. Pojedziemy teraz na
lotnisko i wrócicie do Niemiec. Tam pojedziecie do szpitala, muszą was
przebadać, czy nic wam nie jest.
Razem z Billem spojrzeliśmy na siebie.
- Chcemy wrócić do domu, żadnych
szpitali – powiedziałem.
- Rozumiem, ale to nie podlega
dyskusji.
Jost nie rezygnował, zupełnie nie rozumiałem, po co to.
Fizycznie nic nam nie było. Co, jak co, ale o to, byśmy byli zdrowi Muna bardzo
dbała.
- Mieliśmy tu opiekę medyczną,
nie potrzebujemy lekarza – odezwał się Bill.
- Chcę mieć pewność, że nic wam
nie jest – powiedział stanowczo Jost. – To tylko jeden, góra dwa dni.
Nie skomentowaliśmy tego. Obaj pomyśleliśmy zapewne to samo,
że jeśli będziemy mieli dość, jeśli będą nas męczyć jakimiś bezsensownymi
badaniami, po prostu stamtąd uciekniemy.
Po kilku godzinnym locie prosto z lotniska zabrano nas do
prywatnej kliniki i zakwaterowano nas w jednym pokoju. Przez całą drogę do Niemiec,
trzymaliśmy się od siebie na dystans. Po tym miesiącu, obaj czuliśmy potrzebę odseparowania
się, i po raz pierwszy chciałem uwolnić się od bliźniaka, a zawsze nie
potrafiłem nawet znieść myśli, że nie ma go gdzieś w zasięgu mojego wzroku.
Pobrano nam krew, dano coś do jedzenia i w końcu
zobaczyliśmy się z rodzicami.
Pomimo że, przez cały miesiąc wyobrażałem sobie jak to
będzie, kiedy znowu będziemy wolni, to jednak teraz nie czułem tego, co sądziłem,
że będę czuł. Niby się cieszyłem, ale najbardziej chciałem zostać teraz sam.
Bill zapewniał rodziców, że nic nam nie jest, że byliśmy
dobrze traktowani, że dziewczyna po prostu zrobiła to z miłości do nas, ale nie
wspomniał ani jednym słowem, co w związku z tą chorą miłością kazała nam ze
sobą robić.
To był oczywiście dobry ruch ze strony Billa. Wystarczyło,
że Jost wiedział. On też tu był, razem z naszymi rodzicami, przywiózł ich
nawet, a teraz stał i słuchał, jak Bill kłamie. Natomiast ja zerkałem na niego,
próbując rozszyfrować, o czym teraz myśli. Co zrobi z tą informacją? I
zastanawiałem się czy możemy mu zaufać. Przykre, że nie powiedzieliśmy prawdy
naszym rodzicom, bo komu, jak komu, ale im się należała, ale obawiałem się,
jakby to wpłynęło na naszą rodzinę.
W końcu zostaliśmy znowu sami. David wszedł do pokoju i
zerknął najpierw na mnie, a potem na Billa.
- Nie dowiedzą się, nie martwcie
się – powiedział, jakby doskonale wiedział, czemu patrzę na niego w tak wymowny
sposób.
- A co z kasetami i zdjęciami? – zapytał
Bill.
- Zniszczę je, możecie mi
zaufać. Bardziej martwię się o was.
- Znaczy, o co? - zapytałem.
- Jak sobie z tym poradzicie.
- Normalnie. Po prostu o tym
zapomnimy – odparłem.
- I myślisz, że ja tak po prostu
w to uwierzę?
Wzruszyłem ramionami. Naprawdę miałem gdzieś, co myśli na
ten temat i czy mi wierzy.
- Myślę, że powinniście
porozmawiać o tym z psychologiem – stwierdził po chwili milczenia.
- Nie potrzebujemy psychologa –
odparłem.
- Znajdę najlepszego.
W ogóle nie słuchał, co mówiłem. Chyba to, co zobaczył, wstrząsnęło
nim.
- Powiedziałem, że nie potrzebny
jest nam żaden psycholog! – Uniosłem się.
- Myślę jednak, że powinniście z
nim porozmawiać – nalegał. Z jednej strony wcale się mu nie dziwiłem. Pewnie na
jego miejscu też bym nalegał, ale dla mnie wizyta u psychologa oznaczała, że
sobie z czymś nie radzę, a nie czułem się jak ktoś, kto nie wie, co zrobić teraz
ze swoim życiem.
- Po co? Nie chcę rozgrzebywać
tego na nowo. Nie chcę mówić o tym, co czułem i myślałem, pieprząc się z Billem.
- David spojrzał na Billa, chcąc najwyraźniej uzyskać informację, jakie jest
jego stanowisko w tej sprawie, ale odpowiedziałem za Billa. – I on też tego nie
chce. – Bill spojrzał na mnie i spuścił wzrok.
W pokoju znowu zapanowała grobowa cisza. Bliźniak miętolił w
dłoniach, rąbek pościeli, Jost zerkał raz za razem to na mnie, to na niego, a
ja natrętnie się mu przyglądałem ani na moment, nie odwracając od niego wzroku.
- Odpocznijcie, jeszcze o tym
pogadamy – powiedział w końcu, zmieniając taktykę.
- Dlaczego nie możemy wrócić do
domu? – zapytałem.
- Może jutro wrócicie – odparł.
- Po co te wszystkie badania i jakaś
durna obserwacja? Po co to wszystko? Nikt nas tam nie katował. Jeść też dostawaliśmy
i spaliśmy, ile chcieliśmy. Więc pytam się, po co to?
- Skąd masz te siniaki na rękach?
– zapytał. No tak, szpitalna piżama, którą miałem na sobie, miała krótkie
rękawki i jak na dłoni było widać siniaki po tym, jak sam sobie wstrzykiwałem
narkotyk.
- Nie pamiętam, wiele się działo.
Zresztą, czy to istotne?
- To po igłach, prawda? – Nie był
głupi, szybko się domyślił. – Coś ci wstrzykiwali, czy ty sam coś brałeś? –
zapytał wprost. Ta jego bezpośredniość czasami mnie wkurzała i choć zwykle ją
lubiłem, tym razem była mi wybitnie nie na rękę.
- A co cię to obchodzi?
Pokręcił głową.
- Dlatego właśnie uważam, że
powinniście porozmawiać z psychologiem. – Spojrzał mi w oczy. - Jesteś
strasznie nerwowy, Tom. Kiedyś taki nie byłeś. Pamiętaj o tym, że ja nie jestem
twoim wrogiem i chcę wam pomóc.
- Pomóc? – Prawie się
zapowietrzyłem tym słowem. - Jak ci mówiłem, że trzeba zrobić porządek z tymi
psychofankami, to zbagatelizowałeś to. Teraz nagle chcesz nam pomóc? Za późno już na pomoc. Stało się –
wysyczałem, powstrzymując się, żeby mu tego nie wykrzyczeć.
- Nie zwalaj teraz winy na mnie.
To wy pojechaliście się z nią spotkać. W dodatku sami bez ochrony, nikogo nawet
o tym nie informując, a tyle razy…
- Dobra, nieważne. – Wszedłem mu
w słowa i uciąłem krótko. Nie miałem ochoty słuchać tych kazań. Najgorzej nie
cierpiałem tego wypominania po fakcie, kiedy coś się już stało i nie miało
szansy się odstać. Sam wiem, jaki błąd popełniłem i na pewno zapamiętam tę
lekcję do końca życia. A już w ogóle najmniej mi teraz do szczęścia było
potrzebne wywlekanie tego, czego cofnąć ani zmienić i tak już nie mogłem. – Idź
już, jesteśmy zmęczeni. Chcemy się trochę przespać – powiedziałem. Na szczęście
zrozumiał.
- W porządku, zajrzę tu do was
później. – Zostawił nas w końcu samych.
*
- Tom, o co ci chodzi? Jost nie
chce dla nas źle.
Nie rozumiałem, dlaczego Tom, reaguje tak agresywnie. Co prawda
też byłem teraz jakoś przewrażliwiony i ostrożny, ale on dosłownie pluł jadem
na prawo i lewo.
- Domyśl się – odparł krótko, a mnie
w tym momencie oświeciło. Minęła już
doba, odkąd Tom wstrzyknął sobie narkotyk. Na pewno teraz był już na głodzie i
stąd jego zachowanie.
- I co teraz chcesz zrobić?
- Jak to co? – Pomachał mi
fiolką. – Potrzebuję tylko strzykawki. Musisz mi pomóc ją zdobyć.
- Ciekawe gdzie?
- Przecież jesteśmy w szpitalu, a
tego tu pełno.
- Jak chcesz ją zdobyć?
- Normalnie, zakradnę się do dyżurki
i ukradnę, a ty mi w tym pomożesz.
- A co ja mam zrobić? - W głowie
mi się to nie mieściło, jeszcze nigdy nie planowałem kradzieży, do tego w
szpitalu.
- Odwrócić uwagę.
- Oszalałeś? Może lepiej
poprosisz, żeby ci dali.
- To ty chyba oszalałeś! Jeśli
ktoś by zobaczył, że mam jakiś narkotyk, to by mi go od razu zabrał. Chyba tego
nie chcesz, prawda Billy? Nie chcesz patrzeć, jak skręcam się z bólu. Kto wie,
co mi może odwalić, jak już nie będę w stanie wytrzymać.
Potrafił mnie podejść. Tak naprawdę nie wiedziałem, czy mówi
prawdę, czy blefuje z tym wyrządzeniem komuś albo mi krzywdy, ale widziałem, że
cierpiał i to mnie w jakiś sposób też bolało, choć nie fizycznie.
- Musisz mi pomóc, sam sobie nie
poradzę, nie w tym stanie – naciskał.
- Nie zrobię tego, Tom. To się wyda.
Nie dyskutował już ze mną, tylko wstał z łóżka, ubierając na
siebie bluzę i kapcie.
Kiedy podszedł do drzwi, zeskoczyłem z łóżka i złapałem go za
rękaw, zatrzymując.
- Tom…
- Albo mi pomożesz, albo wypieprzaj!
– Nie cierpiałem, jak tak stawiał sprawę.
- Czasami mam ochotę ci
wpierdolić – powiedziałem ze złością.
- To później, oki? Lepiej mi pomóż albo za chwilę zacznę chodzić
z bólu po ścianach.
Westchnąłem i chwyciłem sweter z łóżka.
- Jeśli nas nakryją, będziemy
mieli przerąbane – powiedziałem.
- Nie nakryją. Idź pierwszy – przepuścił
mnie w drzwiach.
Podeszliśmy pod dyżurkę, zaglądając ukradkiem przez szybę do
środka. Przy biurku siedziała pielęgniarka, zacięcie coś pisząc.
Zerknąłem na Toma, który ukrył się za rogiem i kiwnął mi tylko
głową, żebym przystąpił do działania.
Odetchnąłem głęboko kilka razy i stanąłem w drzwiach dyżurki.
- Przepraszam – odezwałem się.
- Tak, w czym mogę pomóc?
- Chciałem sobie kupić batona w
automacie, ale on chyba się popsuł albo ja nie umiem się nim obsłużyć. Czy
mógłbym prosić o pomoc?
- Oczywiście – odparła i zerwała się
z krzesła, wychodząc z dyżurki i zmierzając korytarzem w stronę automatu. Zanim
ruszyłem za nią zrobić z siebie jeszcze większą ofiarę losu, machnąłem bratu ręką,
żeby się ruszył.
Jak tylko wróciłem do pokoju, Tom właśnie ściągał z siebie
bluzę, najwyraźniej sam tu dopiero wrócił.
- Masz? – zapytałem.
- Tak – pokazał mi całą garść.
- Zwariowałeś, aż tyle? Ktoś się zorientuje.
- Zanim się zorientują, nas tu
już dawno nie będzie. – Wziął strzykawkę i fiolkę z narkotykiem, po czym ruszył
do łazienki. – Pilnuj drzwi lepiej – powiedział i zaczął nabierać do strzykawki
narkotyk.
Nie podobało mi się to. Co będzie, jak narkotyk się skończy?
Co wtedy zrobimy? Tom bez tego nie wytrzyma, a o odwyku pewnie nie będzie chciał
nawet słyszeć.
Patrzyłem, jak siada na podłodze i po chwili wkuwa się w żyłę,
wstrzykując sobie narkotyk. Przyglądałem się, jak z ulgą opiera głowę o ścianę.
Wyraźnie widziałem, że jego ból mija. Sądziłem, że kiedy w końcu będziemy wolni,
skończy się nasz koszmar. Teraz jednak zrozumiałem, że on nadal się ciągnie, a
ja, choć nie byłem uzależniony od narkotyku, będę tkwił w nim razem z Tomem, bo
nie potrafiłem go zostawić teraz z tym samego.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
Nie wiem, co mam napisać. Jest mi okropnie żal chłopaków. Niby zostali uwolnieni, ale Muna zniszczyła ich psychicznie na tyle, że nie potrafią się z uzyskanej wolności cieszyć. Tom jest inny, niż wcześniej, no ale w sumie nie ma co się dziwić... Nie dość, że byli trzymani jak w więzieniu, kazano im ze sobą uprawiać seks, to dodatkowo Tom jest uzależniony od narkotyku... Widać też, ze zdecydowanie między nimi nie jest dobrze. Bliźniacza więź została naruszona.. Uch... Nie wiem, co napisać, no! Mam cholerny mętlik w głowie. Za dużo myśli, serio. Ciekawi mnie również to, czy aby na pewno Jost jest szczery z chłopakami i czy wszystkie filmy, jak i zdjęcia znikną. Po prostu coś nie podoba mi się w jego zachowaniu. I co z Muną? Tyle pytań, a zero odpowiedzi. Naprawdę potrafisz namieszać człowiekowi w głowie... Nie mogę już doczekać się kolejnej części. Byleby do poniedziałku. ;)
OdpowiedzUsuńWeny. :*
Pozdrawiam serdecznie,
Joll.
Tak jak pisałem w przedmowie, nasuną się pytania właśnie odnośnie intencji Josta i tego co się stało z Muną, wszystko wyjaśni się z czasem. A co do samych bliźniaków, będzie ciężko.
UsuńTo smutne, że Tom tak podchodzi do sprawy, ale nie ma się co dziwić, zostali porwani przez jakąś psychopatke, która nie dość, że zniszczyła im życie to jeszcze zniszczyła ich braterska więź i odebrała im poczucie wolności, swobody. Chłopaki teraz będą mieli obawę przed opuszczeniem domu. A co z Muną? Ktoś pewnie jej powiedział, że wpadli na trop chłopaków i zmyła się. Ah jak ja jej nie lubię.
OdpowiedzUsuńA co do Toma, to powinien pójść na odwyk i pozbyć się tego świństwa,bo rani tym nie tylko siebie ale i Billa..
Kochana, jak zwykle namieszalas i teraz będziemy rozmyślać nad dalszymi losami chłopaków hah:)
Ściskam :***
Tak, ich braterska więź została poważnie nadszarpnięta, do tego uzależnienie Toma, wcale nie sprzyja jej naprawieniu, chociaż Bill będzie się starał ze wszystkich sił. Co z tego wyniknie przekonasz się z czasem.
UsuńSzczerze to przez to że tak bardzo mieszasz i nie możesz tego już pisać normalnie by wszystko bylo happy znienawidz ten twc i z tego co cię poznałam tylko bardziej namieszasz przez co tylko będę się bardziej denerwować... Następny rozdział zdecyduje czy warto to dalej czytać
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że się wtrącę, ale zdenerwował mnie ten komentarz i... no i muszę stanąć w twej obronie, Niki. No bo sorry... Czy każde opowiadanie musi mieć szczęśliwe zakończenie? Poza tym w życiu też nie jest ciągle kolorowo i dobrze, więc w ogóle nie rozumiem, skąd ten bulwers. Jeśli wolisz czytać jakieś denne historyjki, gdzie ciągle jest dobrze, no to chyba nie tu... Każdy z czytelników tego bloga wie, jaka jest jego autorka. Jak dla mnie to dobrze, że tak mieszasz nam w głowach. Przynajmniej wywołujesz w nas emocje i przedstawiasz to wszystko tak, że potrafimy wczuć się w to, co opisujesz i to jest wielki plus dla ciebie.
UsuńŚciskam, Niki :*
Kochany mój Anonimku, wiele napisałam w życiu opowiadań, rożnego rodzaju i jeszcze żadne z moich opowiadań nie skończyło się źle, więc proszę nie złość się na mnie, że meczę tak chłopaków, ale to wszystko tak musi być, musi być źle, żeby później było dobrze. Jeśli oczywiście masz się denerwować jak z odcinka na odcinek między nimi jest gorzej, to może lepiej nie czytaj dalej, bo tak właśnie będzie, coraz gorzej. Jednak ci którzy są ze mną od początku istnienia bloga twincest już wiedzą, że u mnie bliźniacy wcześniej czy później, zawsze są razem. Bo w końcu to jest twincest i musi być happy end :)
UsuńHmmm... coś czuje że to doktorek dał znać gdzie są chłopcy...
OdpowiedzUsuńDoktorek też się jeszcze pojawi w życiu chłopaków.
UsuńCo za ulga... Nareszcie są wolni, ale sądzę, że to nie koniec przykrości jakie ich spotka. To co się wydarzyło do tej pory to tylko wierzchołek góry lodowej. Teraz Tom będzie myślał tylko i wyłącznie o tym jak zdobyć narkotyki, bo przecież to co ma na długo nie wystarczy. A Bill? Nie wiem co teraz z nim będzie, oprócz tego, że będzie się zamartwiał o brata i na pewno zrobi wszystko, żeby mu pomóc, mimo tego, że ich relacja brat-brat bardzo ucierpiała. Obydwoje będą za wszelką cenę bronić się przed pomocą lekarzy, chociaż psycholog, jeśli nawet nie psychiatra (to jednak ciężki przypadek, a leki i taka terapia bardzo by im pomogła) jest im potrzebny, żeby mogli wytrzymać sami ze sobą.
OdpowiedzUsuńP.S. Zapraszam na nowy odcinek na moim blogu. ^^
Skórce się przekonasz czy pójdą na terapie. Przed nimi ciężki okres, może będzie nawet ciężej niż, kiedy byli uwiezieni i zmuszani do współżycia. Teraz wiele będzie zależało od determinacji Billa.
Usuń