Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
2 miesiące temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
czwartek, 25 grudnia 2014
21:30
Odcinek 15
Do obiadu, znowu nie widziałem Toma. Coraz bardziej dręczyła
mnie ta cała sytuacja, a co gorsze nie miałem pomysłu jak się zbliżyć do brata.
Jakimś pretekstem stał się obiad, na który poszedłem go zawołać,
ale tak jak wczoraj na kolację, tak też dzisiaj usłyszałem tylko, że zaraz
zejdzie.
Usiedliśmy do stołu, gdy Tom zszedł.
- Może po obiedzie pogramy razem
na gitarze, jak kiedyś? – zaproponował Gordon, zwracając się z tym do Toma.
- Nie mam ochoty na granie.
- Szkoda. Myślałem, że to
lubiłeś. Bill by nam trochę pośpiewał. – Ciągnął dalej. – Pamiętasz, jak żeśmy
wymyślali takie utwory, które sądziliśmy, że Bill nie będzie w stanie zaśpiewać,
a on udowadniał nam, że zaśpiewa każdą piosenkę. Nawet te z wysokimi partiami?
- Pamiętam – odparł w ogóle niezainteresowany.
– To może było zabawne pięć lat temu, ale nie teraz, gdy Bill przeszedł mutację
i już nie zaśpiewa żadnej babskiej solówki.
- A chcesz się założyć? – wtrąciłem
się. Może to było głupie, ale chciałem go sprowokować.
- Nie mam ochoty, ale wy jak
chcecie, możecie się powygłupiać. Przecież ja wam do tego nie jestem potrzebny.
- Bez ciebie to żadna zabawa –
rzuciłem. Na co Tom wzruszył tylko ramionami.
Spojrzałem na Gordona, on na mnie, obaj widzieliśmy, że to beznadziejna
sytuacja.
- Tom, tak pomyślałem, że skoro
wyrzuciłeś swoją komórkę, to może dam ją dzieciakom cioci Anny. – Tym razem
mama się odezwała.
- Zrób z nią, co chcesz, nie
obchodzi mnie to.
- To dość drogi model, może jednak
chcesz ją zatrzymać? – Mama nie rezygnowała i w tym momencie kompletnie nie
wyczuwała nastroju Toma, który nie wytrzymał i rzucił widelcem o talerz.
Mama momentalnie zamilkła.
- Wybaczcie, ale straciłem
apetyt. Idę do siebie – powiedział i wstał od stołu, zabierając ze sobą
szklankę i całą butelkę Coli.
Mama zakryła usta dłonią, próbując się nie rozpłakać. Wiedziała,
że to przez nią Tom nawet nie dokończył obiadu.
- Przepraszam – wyszeptała,
słysząc, jak Tom trzasnął na górze drzwiami.
Położyłem rękę na jej ramieniu.
- To nie twoja wina, mamo.
- Nie rozumiem. Dlaczego on tak dziwnie
się zachowuje? Czy to przez ten narkotyk?
Nie wiedziałem, co jej powiedzieć, bo sam nie rozumiałem dokładnie,
co się działo w głowie Toma. Jego zachowanie raczej nie wynikało z uzależnienia.
Brak narkotyku sprawiłby jedynie, że by cierpiał fizycznie, a teraz zdecydowanie
nie wyglądał jak ktoś, kogo coś boli. To w jego głowie coś się działo i tu
należało szukać przyczyny, a żebym mógł zrozumieć co, musiałem z nim
porozmawiać. Tylko nie wiedziałem jak mam się do tego zabrać. Wiedziałem, że Tom
nie będzie dla mnie taki opryskliwy, chociażby z uwagi, że przeszliśmy to samo.
Nie mniej jednak czułem, że trzyma mnie na dystans i obawiałem się, zamknąć sobie
tę ostatnią drogę do niego. Musiałem być ostrożny.
- To nie jest wina narkotyku. Nie
przejmuj się, przejdzie mu. On potrzebuje tylko czasu. – Kolejny raz próbowałem
usprawiedliwić go przed mamą.
- Ten psycholog naprawdę byłby
dobrym rozwiązaniem – stwierdził Gordon.
- Nie wiem, czy uda mi się
namówić, Toma, byśmy do niego poszli. – Wiedziałem, że w tym momencie tylko
Jost może na niego wpłynąć.
- Rozumiem, że było wam ciężko,
ale Tom, nie może zachowywać się tak, jakby obwiniał za wszystko, wszystkich
wokoło. To, że mnie traktuje obojętnie, przeboleję, ale wasza mama nie zasłużyła
sobie na to.
- Wiem. Też mi się to nie podoba
– przyznałem. – Ale proszę was, dajcie mu kilka dni.
Gordon pokiwał głową.
Do wieczora Tom nie wyszedł z pokoju. Ja kręciłem się po
domu bez wyraźnego celu. Ciągle miałem nadzieję, że słysząc mnie, jak się kręcę
koło jego drzwi i zawoła mnie do siebie, jak wiele razy w przeszłości bywało,
ale w jego pokoju panowała grobowa cisza.
Kolacja stała się kolejnym pretekstem odezwania się do
niego. Zapukałem delikatnie w drzwi.
- Tom, kolacja na stole – powiedziałem.
- Nie jestem głodny – usłyszałem
za drzwi.
Zaskoczyła mnie jego odpowiedź. Jeśli nie zejdzie, tylko
pogorszy swoją sytuację, chociaż pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy, jak
wszyscy się o niego martwiliśmy.
- Proszę cię, zejdź – zacząłem
prosić pod jego drzwiami. Usłyszałem kroki w pokoju i odgłos otwieranego zamka
w drzwiach, a po chwili ujrzałem go.
- Nie chce mi się jeść –
powiedział, patrząc mi prosto w oczy.
- Przynajmniej udawaj. Oni się o ciebie
strasznie martwią.
- To powiedz, że śpię, albo wymyśl
coś. Ja w każdym razie nie schodzę.
- Nie stawiaj mnie w takiej
sytuacji. Nie możesz po prostu zejść i zjeść choć jednej kromki?
- I znowu być świadkiem jak
wszyscy próbują udawać, że nic się nie stało i zachęcać mnie do jakiś durnych
zabaw z przeszłości?
Nie wytrzymałem w końcu.
- Mnie też nie jest łatwo. Nie
zapominaj, że mnie przydarzyło się dokładnie to samo, co tobie. A skoro tak cię
dręczy, to co się stało, wiesz, co mam na myśli – dodałem. – To zawsze możemy powiedzieć
im, jak było naprawdę.
Zamilkł.
- Wcześniej czy później to i tak
się wyda – odparł.
- Nie sądzę. Jedyną osobą, która
o tym wie, jest Jost – stwierdziłem. - A ja mu ufam.
- A Muna?
- To z jej powodu tak się
zachowujesz?
Prychnął.
- To ty się zachowujesz, jakbyś zamkną
jakiś etap swego życia i udajesz, że nic się nie stało.
- Udaję? Uważasz, że ja udaję, że
się nic nie stało? Otóż nie! Ciągle o tym myślę. Kręcę się po domu, bez celu, próbując
odwrócić swoją uwagę od ciągle kłębiących się w moje głowie myśli. Nie mam
nawet, z kim o tym pogadać, bo jedyna osoba, przed którą mógłbym się otworzyć i
to z siebie wyrzucić, czyli Ty, ma mnie w dupie. Wolisz się zamknąć w swoim
pokoju i warczeć na wszystkich wokoło. Nie chcesz zejść na kolację, w porządku,
powiem mamie, że masz gdzieś jej starania. Jak przyjdzie tu zapytać się
dlaczego? Sam jej powiesz, dlaczego traktujesz ją jak wroga. – Mówiąc to,
wykręciłem się na pięcie i zostawiłem go tam, schodząc do kuchni.
Wkurzyłem się i nawet próba udawania, że nic się nie stało spełzła
na niczym, bo mama od razu zauważyła, że jestem nie w humorze.
- Co się stało? – zapytała, kiedy
usiadłem przy stole.
- Nic – odparłem.
- Wołałeś Toma?
- Tak.
- Pokłóciliście się?
- Nie.
- Gordon usiadł do stołu, a mama
zaczęła nakładać kolację. Doskonale wiedziałem, że Tom nie zejdzie, i tylko czekałem,
kiedy zaczną się dopytywać, co z nim. Jednak się zdziwiłem, kiedy pojawił się w
kuchni.
-
O, jesteś. Siadaj – powiedziała mama.
- Nie nakładaj mi dużo, nie
jestem głodny.
- Jak to nie jesteś głodny? Nie
zjadłeś nawet całego obiadu.
- Na kolację też nie mam ochoty,
ale wiem, jak się starałaś – powiedział, patrząc mi natrętnie w oczy.
- Źle się czujesz? – zapytała.
- Nic mi nie jest. Po prostu nie
mam dziś apetytu.
- W porządku, nałożę ci tylko
troszkę.
- Dziękuję.
Mina Toma, kiedy nasze spojrzenia spotkały się, mówiła sama
za siebie. Sprowokowałem go. Co prawda, nie to było moim celem, ale
przynajmniej w końcu jakaś reakcja. Bo od dwóch dni udawał ewidentnie, że nie ma
brata, a on sam w ogóle nie istnieje. Do
tego zaczął traktować swój pokój tak, jakby poza nim nie było już innego świata.
Oczywiście, zjadł te kilka kęsów, które nałożyła mu mama i
szybko uciekł do swojego pokoju, ale choć nadsłuchiwałem z uwagą, nie słyszałem,
żeby się zamykał na klucz, więc zamierzałem po kolacji, jak wszyscy w końcu pójdą
spać, pójść do niego i pogadać z nim. Dałem mu dwa dni spokoju, ale nie mogło
dalej być tak, że przez to, co się wydarzyło będziemy się unikać. Ja tego nie chciałem
i zamierzałem mu to powiedzieć wprost.
*
Przez to gadanie Billa zdecydowałem się zjeść tę kolację, chociaż
wybitnie nie miałem ochoty na jedzenie. Po powrocie do mojego królestwa usiadłem
na parapecie okna, które uchyliłem i zapaliłem papierosa.
Przez ostatnie dwa dni rozmyślałem nad wszystkim, łącznie z
tym, co robiliśmy i prócz tego, że się totalnie zdołowałem, nic nie wymyśliłem,
no może poza tym, że muszę się ruszyć do sklepu po fajki. Jeszcze nigdy nie
miałem takiej pustki w głowie, jakby moje życie się skończyło, bo tak się właśnie
czułem. Do tego narkotyk też mi się kończył. Ściskałem w ręce fiolkę, w której
każdego dnia go ubywało. Wiedziałem, że starczy mi go może jeszcze na trzy razy
i nie wiedziałem, co zrobię, jak mi go zabraknie. Bill sądził, że przejmuję się
Muną. W tym momencie miałem ją w dupie. Cały czas zastanawiałem się, co zrobię
jak skończy mi się narkotyk. Jedyną informację, jaką miałem o tej bliżej
nieznanej substancji to, że to pochodna heroiny. Przewertowałem cały Internet, próbując
dowiedzieć się, czegoś więcej, ale nic konkretnego nie znalazłem. Czytałem na
forach różne wpisy ludzi, którzy poddawali się odwykowi. Ich opowieści mroziły mi
krew w żyłach. Niektórzy opisywali, jak próbowali zamieniać różne narkotyki. Jakie
dają efekty. Jakie są plusy i minusy każdego z nich. Dowiedziałem się o
narkotykach tyle, że mógłbym w tej chwili napisać prace dyplomową na ten temat,
ale nigdzie nie znalazłem nikogo, kto by zażywał coś podobnego do tego, co ja. Mój
narkotyk nie miał za zadanie dawać mi odlotu, tylko mnie po prostu uzależnić i
kontrolować. A z całą pewnością sprowadzić moje życie do myślenia o następnej
dawce.
Usłyszałem w pewnym momencie, jak ktoś puka do drzwi. Wiedziałem,
że to pewnie Bill, ale nie odpowiedziałem mu. Sądziłem, że odejdzie, ale on najwyraźniej
był zbyt zdesperowany po tej naszej wymianie zdań, żeby tak to wszystko
zostawić. Powoli otworzył drzwi, zaglądając do środka.
- Tom? – odezwał się.
- Co chcesz? – zapytałem, a on widząc
mnie siedzącego na parapecie, wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi.
- Jezu, jak tu śmierdzi
papierosami. Otworzyłbyś chociaż okno.
- Przecież jest otwarte –
stwierdziłem. – Jak ci to przeszkadza, po prostu stąd wyjdź. Nie przypominam
sobie, żebym cię tu zapraszał – warknąłem, ale on zignorował to, co
powiedziałem i ciągnął dalej swoją myśl.
- Nie przesadzasz z tym paleniem?
– zapytał, na co tym razem ja zignorowałem jego pytanie.
- Po co tu przyszedłeś? Obchodzi cię
to, że pale? Czy masz jakiś inny problem?
- Owszem, obchodzi. Ty mnie
obchodzisz. Dlaczego siedzisz po ciemku?
- Bo chcę.
- Możesz zapalić chociaż lampkę? Musimy
pogadać.
- Ja nic nie muszę – odparłem,
ale wiedziałem, że ma rację, ta rozmowa wisiała nad nami, odkąd wróciliśmy z kliniki.
Zgasiłem peta w popielniczce i zeskoczyłem z parapetu, przechodząc przez cały pokój
i po chwili włączając światło.
Bill aż przymrużył oczy, kiedy pięć 100 watowych żarówek oświetliło
cały pokój.
- Teraz lepiej? Widzisz mnie w całej
okazałości?
- Nie musisz być złośliwy.
Widziałem, jak spojrzał na biurko, na którym leżały strzykawki
i stała fiolka z narkotykiem. Łypnął jeszcze na pudełka pod ścianą, w których
były moje rzeczy zabrane z hotelu przez rodziców, nadal nierozpakowane. No i w
końcu spojrzał na mnie.
- No to, o czym chcesz ze mną rozmawiać?
– zapytałem – O tym? – Kiwnąłem mu głową na narkotyk. - A może o nas?
Odsunął kołdrę na bok z mojego i tak niezaścielonego łóżka i
usiadł na brzegu.
- Nienawidzisz mnie? – zapytał.
- Za co?
- Właśnie nie wiem. Czuję się tak,
jakbyś miał do mnie o coś żal.
- Nie jestem na ciebie zły. Na
nikogo nie jestem. Mam inne problemy.
- Domyślam się – rzucił, znowu
patrząc na fiolkę z narkotykiem. - Co chcesz zrobić, jak się skończy? – zapytał,
spoglądając na mnie.
- Nie wiem.
- Martwię się o ciebie.
- Sam się o siebie martwię.
- Co byś nie postanowił wiedz, że
zawsze będę z tobą.
- To, trzymaj na razie z daleka
ode mnie mamę i Gordona.
- Jak mam to zrobić? Oni się
martwią.
- Nie wiem. Wymyśl coś.
Westchnął. Wiem, stawiałem go pod ścianą. Ale w tym momencie
nie miałem siły udawać przed rodzicami, że wszystko jest dobrze. Kończył mi się
narkotyk, a co za tym idzie czas, w którym mogę jeszcze normalnie funkcjonować.
Coraz bardziej się bałem, przede wszystkim bólu. Kiedy przeczytałem, jak długo
trwa odtruwanie i jaki to ból, wpadałem w panikę na samą myśl, że zostało mi
naprawdę mało czasu, by zdobyć choćby zamiennik. Nigdy nawet się nie interesowałem
narkotykami, nie miałem żadnych kontaktów i nie znałem nikogo, kto by takie kontakty
miał.
- A co z Jostem i tym
psychologiem? – zapytał w końcu Bill.
- Nie chce mi się teraz o tym
myśleć.
- Wiesz, że on nie ustąpi.
Wiedziałem. Ale teraz to naprawdę nie było dla mnie najważniejsze.
Jeśli Jost będzie się upierał, to oczywiście pójdę. Jednak nie zamierzałem w
ogóle współpracować z tym psychologiem i jasno to powiedziałem bratu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
No, no... Zapowiada sie ciekawie ^^ z niecierpliwoscia czekam na twincescik <3
OdpowiedzUsuńja teeeeeeeeeż :D ale jak narazie to dalekie kroki do twc ...
UsuńJejj.. widać, że z Tomem jest co raz gorzej i sam nie umie sobie z tym poradzić.
OdpowiedzUsuńZdaje sobie sprawe,że krzywdzi wszystkich swoich bliskich, ale moim zdaniem to jest własnie jeden z punktów w jego planie. On dobrze wiem, że gdy tylko skończy mu się narkotyk, będzie z nim o wiele gorzej, dlatego chce przygotować psychicznie do tego swych bliskich.
Chłopcy potrzebują szczerej rozmowy , którą mogą przeprowadzić tylko między sobą.
Bill martwi się o brata i widać, ze chce sie z nim porozumieć, ale sam nie umie poradzić sobie z jego zachowaniem.
Nie jestem w stanie powiedzieć co się stanie, ale wydaje mi się, że Tom mysli o tym co się stało między chłopakami i przez te "ekscesy" patrzy na Billa inaczej niż przedtem.
Kochana pisz szybko nowy odcinek ;) :*
Całuję :**
Nie dość że Tom sie martwi brakiem narkotyku, to na dodatek nie może już seksić się z Billem ;DD chyba mu tego brakuje :D
OdpowiedzUsuń