Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
2 miesiące temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
poniedziałek, 29 grudnia 2014
17:41
Witajcie kochani.
Ostatnio nic nie pisałam w przedmowie, bo mnie nie było i
tekst dodawał mi ktoś inny. Na szczęście już po świętach, które wcale nie
spędziłam w gronie rodzinnym, tylko po swojemu z najlepszymi przyjaciółmi na
świecie, zupełnie nie świątecznie, ale zajebiście. :)))) I za rok koniecznie to
powtarzamy. Ehh…, ale mówię wam, to był najbardziej crazy tydzień z całego
mojego życia. Tyle, że przez ten ostatni tydzień totalnie przestawiłam się ze
spaniem i praktycznie od tygodnia w ogóle nie widziałam dnia. Dziwnie się z tym
czuję. Będzie ciężko jakoś to przestawić do punktu wyjścia :/
Często w komentarzach piszecie, kiedy będzie twincescik?
Kochani, co ma wisieć nie utonie. Cierpliwości. Sami chyba wiecie, że apetyt
rośnie w miarę jedzenia. Musicie też wiedzieć, że ja na pewno nie zrobię z opowiadania pornusa, w którym
w każdym odcinku będą uprawiać ze sobą seks, bo nie o to mi chodzi. Chcę wam w
każdej z tych historii pokazać, jak rodzi się uczucie, chodź bliżej obu bohaterom
do pozabijania się, niż do kochania, a jednak. Tak że cierpliwie czytajcie i
wyłapujcie dwuznaczne sytuacje, bo takich macie po drodze pełno.
Na koniec kochani życzę Wam Szczęśliwego Nowego roku 2015, bo kolejny odcinek ukaże się już w nowym roku.
A! Tak przy okazji,
informuję, że wrzuciłam wam do ściągnięcia pdf „Alter Ego”
Ściskam Was mocno. Wasza Niki
Odcinek 16
Na
drugi dzień rano, zszedłem do salonu i zadzwoniłem z domowego telefonu do
mojego kumpla, Andreasa, prosząc go o przysługę. Chciałem, żeby pojechał ze mną
do miasta. Potrzebowałem nowej komórki, no i przy okazji chciałem się wreszcie,
choć na trochę ulotnić z domu. Ta ciągła inwigilacja zaczynała mi działać coraz
bardziej na nerwy. Wszyscy udawali, że nic się nie stało i obserwowali każdy
mój ruch. Nawet Bill zrobił się jakiś uległy. Zwykle jak mu coś nie pasowało, od
razu się wykłócał, a teraz już kilka razy były ku temu okazja, a on tak po prostu
spasował. Oczywiście, wiedziałem dlaczego, i wszyscy w domu też, że zostało mi niewiele
narkotyku. Czekali, co się będzie działo, i każdy bał się odezwać, choćby
jednym zdaniem na ten temat. Ja jednak, nie zamierzałem siedzieć z założonymi rękami.
Dlatego też potrzebowałem nowy telefon. Zamierzałem znaleźć sobie dilera i zaopatrywać
się u niego regularnie, zanim postanowię, co dalej zrobić ze swoim życiem. Nawet
jeśli, nie miałem kompletnie żadnych znajomości w tym kręgu, to wiedziałem, że
wbrew pozorom kupienie narkotyku wcale nie jest takie trudne.
Andy pojawił się po godzinie od mojego telefonu. Mama i
Gordon nie kryli się z tym, że nie podoba się im to, że wychodzę bez ochrony, ale,
jako że byłem już pełnoletni, nie mogli mi zabronić. Tylko wyraz twarzy mamy,
kiedy zamykałem drzwi wyjściowe, utwierdzał mnie, jak bardzo się o mnie boi.
- Rany, Tom, myślałem, że
będziesz się bał teraz wychodzić z domu – powiedział Andreas.
- Dwa razy w to samo drzewo
piorun nie uderza – stwierdziłem.
- No niby, ale jak fani wyniuchają,
że znowu jesteście na starych śmieciach, to tylko patrzeć jak zaczną tu znowu
koczować.
- Do tego czasu mam nadzieję się stąd
wyprowadzić.
- Masz coś już na oku?
- Jeszcze nie. Nie mam nawet telefonu.
- To, gdzie jedziemy?
- Do salonu.
- Dobra, to wsiadaj.
Ruszyliśmy. Ledwo wyjechaliśmy z naszej ulicy, a ja
zapytałem go wprost.
- Andy, nie znasz kogoś, kto
sprzedaje prochy? – Spojrzał na mnie.
- Bierzesz?
- Chwilowo. – Nie chciałem mu
tłumaczyć i opowiadać, co się tam tak naprawdę działo, a on taktownie nie
wypytywał.
- W sumie nie, ale mogę rozpuścić
wici.
- Będę wdzięczny. Tylko, jakbyś
mógł to zrobić jak najszybciej. Potrzebuję towaru najdalej do piątku.
- Spoko, jak dojedziemy, zadzwonię
do kumpla, a on już popchnie temat dalej.
- Dzięki. Tylko nikomu ani słowa,
nawet Billowi. Zwłaszcza jemu.
- Spoko.
- Jeśli będzie się ciebie pytał,
czy ty masz coś z tym wspólnego, to ty nic nie wiesz.
- Dobra, rozumiem.
Zrobiliśmy zakupy na mieście. Zmieniłem u operatora numer telefonu
i kupiłem jeszcze drugi, ale na kartę. Czułem, że będzie mi potrzebny do załatwiania
niekoniecznie legalnych interesów. W końcu ruszyliśmy z Andym w drogę powrotną.
Kiedy podjechaliśmy pod dom, zauważyłem samochód Josta.
- To chyba wasz manager – rzucił
Andy.
- Kurwa, kręci się, jakby
rozwolnienia dostał – skomentowałem. Ostatnio wizyty Josta wybitnie działały mi
na nerwy. Zwłaszcza że się domyślałem, po co przyjechał.
- Martwi się o was.
- Ma powód. To poniekąd z jego
winy. Jak mu mówiłem, że pewne sprawy wymykają się spod kontroli, to twierdził,
że nie może trzymać fanów od nas na kilometr. – Andy nie skomentował tego,
tylko uważnie słuchał. – Jak to się trochę uspokoi, opowiem ci, jak było. Na
razie muszę się zebrać do kupy, a wszyscy robią wszystko, żeby mi to zadanie utrudnić.
- Jasne. Rozumiem. Podziwiam was,
że i tak po tym, co przeszliście, zachowujecie się normalnie.
- Normalnie? – Uśmiechnąłem się na
te słowa. – Nie wiem, czy kiedykolwiek jeszcze będziemy zachowywać się normalnie.
Ale pogadamy o tym innym razem. Dobra, zmywam się – rzuciłem, zmieniając temat.
- Chyba będzie lepiej, jak zobaczę, czego Jost znowu chce. Zostawiłem Billa
samego, a on zaraz naobiecuje mu, nie wiadomo czego.
- Spoko. Zadzwonię, jak będę coś
wiedział. No wiesz, w jakiej sprawie.
- Dzięki jeszcze raz. I czekam na
telefon. – Podziękowałem kumplowi i wysiadłem z auta. Na Andreasa zawsze mogłem
liczyć. On jedyny spośród naszych znajomych okazał się prawdziwym przyjacielem.
Jak tylko wszedłem do domu Jost od razu zaczął marudzić.
- Gdzie byłeś?
- Bo co? – zapytałem, wieszając w
przedpokoju kurtkę.
- Prosiłem, żebyście nigdzie nie
wychodzili, zanim nie zorganizuję wam ochrony. Tak trudno posiedzieć trochę w
domu?
- Siedzimy tu od kilku dni. Nie jestem
tu w niewoli – powiedziałem, na co Bill aż wciągnął gwałtownie powietrze. Od
porwania obaj się zmieniliśmy. Bill wszystko starał się załatwić polubownie, ja
dosłownie szukałem pretekstu, żeby się pokłócić. Nosiło mnie i nie miałem się
gdzie wyładować. Mój świat zaczynał się kurczyć i im więcej czasu mijało, tym
bardziej robiłem się nerwowy. Jeśli Andy mi nie załatwi namiarów na jakiegoś
handlarza, to nie wiem, co zrobię. Wbrew pozorom dwa dni, to bardzo mało czasu.
- Na litość Boską, ja się o was
martwię. Od jutra rana będziecie mieli prywatną ochronę. Saki i jego ludzie będą
was pilnować. Jeśli zechcecie gdzieś wyjść, czy jechać, będą wam towarzyszyć.
Prychnąłem, ale on udał, że tego nie zauważył.
- A i sprawa psychologa – wtrącił.
– Już mówiłem Billowi, więc o szczegóły wypytaj się jego. W każdym razie w
piątek – zamilkł na chwilę, jakby nad czymś się zamyślił. - W ten piątek –
podkreślił w końcu. - Macie wizytę.
- Nie prosiłem cię o to.
- Nie obchodzi mnie to. W tej kwestii
nie ustąpię i obaj wiecie dlaczego. – Spojrzał na mnie znacząco. – Saki was zawiezie
– dodał.
- Coś jeszcze? – zapytałem, bo
wybitnie nie miałem ochoty na dyskusję. Chciałem coś zjeść i zamknąć się w
swoim pokoju.
- Wszystko – odparł. –
Przynajmniej na razie.
- Super – rzuciłem i ruszyłem do
kuchni, robiąc nalot na garnki stojące na kuchence. Wczoraj nie miałem apetytu,
ale dziś byłem głodny podwójnie. Zacząłem sobie nakładać jedzenie, gdy
usłyszałem, że najwyraźniej Jost w końcu sobie poszedł.
Jak tylko usiadłem przy stole żeby zjeść, w kuchni pojawił
się Bill. Oparł się o szafki i zaczął mnie świdrować tym swoim spojrzeniem.
- No co? – zapytałem.
- Pójdziesz?
- A mam inne wyjście? – Nie musiałem
się wysilać i mówić całymi zdaniami, że uważam tę wizytę za szantaż ze strony
Josta. Nie mam pojęcia, czemu on tak się uparł na tego konowała. To, co
musieliśmy robić z Billem, nigdy się nie odstanie. Ja nadal czuję zapach jego
skóry. Nadal doskonale pamiętam, jakie miałem odczucie, kiedy w niego wchodziłem.
To wszystko, jak tylko dostatecznie się skupię, nadal czuję. I wątpię, czy
kiedykolwiek pozbędę się tego odczucia. Czy choć trochę się zatrze i spojrzę na
Billa, tylko jak na brata?
- Gdzie jeździłeś? – zapytał.
- Na zakupy – odparłem, wyciągając
z kieszeni telefon i kładąc go na stół.
- Byłeś z Andreasem?
- Tak.
- Mogłeś powiedzieć, też bym się
z wami zabrał.
Właśnie dlatego mu nie powiedziałem. Miałem z Andym interes
i nie chciałem, żeby Bill o tym wiedział.
Wzruszyłem tylko ramionami.
- Nowy model? – zapytał, patrząc
na mój telefon.
- Tak.
- Mówiłeś, że…
- Wiem, co mówiłem! – wtrąciłem
się, nie dając mu dokończyć. - Nie chcę, żeby mi cokolwiek przypominało, to co
było.
Spuścił głowę.
- Ty też powinieneś zmienić –
stwierdziłem.
- Pewnych rzeczy się nie zmieni –
odparł. – Niezależnie, jakbyś się od tego odgradzał i uciekał.
Zamilkłem na moment. Bill zawsze precyzyjnie odczytywał moje
dwuznaczne słowa.
- Masz rację – przyznałem. – Ale
przynajmniej próbuję.
- Właśnie widzę.
- O co ci chodzi?
- Nie traktuj mnie jak zło
konieczne.
- Nie traktuję.
- Robisz to, Tom. Miałem ci pomóc
i robię to, ale nie może być tak, że ja dla ciebie będę robił wszystko, a ty
właśnie tak będziesz mnie traktował.
- A jak ja cię traktuję? O co ci
chodzi do cholery, Bill? Robisz aferę, bo zostałeś w domu sam? Bo cię nie wziąłem
ze sobą? Kurwa, Bill, mam prawo wyjść z domu bez ciebie. Jesteśmy dwiema niezależnymi
osobami i mam prawo spędzić trochę czasu bez ciebie! – wywrzeszczałem mu to. Wkurzył mnie. Robił mi jakieś wywody, bo nie wziąłem
go z sobą. Nie mogłem. Andiego też nie chcę w nic mieszać. Potrzebuję tylko
jego drobnej pomocy, a resztę sam załatwię. Nikogo nie chcę mieszać w moje
problemy. - Dzięki, że mi popsułeś dzień – rzuciłem w końcu i wstałem od stołu,
odkładając talerz do zmywarki.
- Ty mi też popsułeś.
- Sam go sobie popsułeś. Sam już nie
wiesz, czego chcesz.
- Chcę, żeby między nami było,
jak kiedyś – powiedział.
Na chwilę zamilkłem, orientując się, że naszej kłótni znowu
przysłuchują się rodzice.
- Świetnie – bąknąłem pod nosem.
– Tylko ci pogratulować – dodałem, mając na myśli to, że znowu wszystko
słyszeli.
- I tak wszyscy widzą, że między
nami nie jest tak, jak kiedyś – powiedział, ciągnąc ten temat dalej.
- Przykro mi, Bill, ale między nami
już nigdy nie będzie, jak kiedyś, i ty dobrze wiesz dlaczego. – Powiedziałem
już teraz spokojnie i odwracając się na pięcie, wyszedłem z kuchni, wymijając
Gordona i mamę w progu.
- Tom? – Zawołała mnie mama, ale nie
zatrzymałem się. Miałem już dość. Ta rozmowa z Billem wytrąciła mnie z
równowagi. Susami po dwa schodki wszedłem na piętro i zamknąłem się w swoim
pokoju.
Dopiero teraz odetchnąłem. Ściągnąłem z siebie bluzę, wyciągając
uprzednio z kieszeni dwie paczki papierosów i swoją nową komórkę.
Zapaliłem i usiadłem na parapecie, uchylając uprzednio okno.
Denerwowałem się, naprawdę bałem się, co zrobię, jeśli nie uda mi się do piątku
skołować jakiegoś towaru. Co za ironia losu. Na trasie podczas bankietów nie
raz miałem okazję kupić działkę. Dilerzy sami mi proponowali, a ja odmawiałem.
Żeby teraz mi się taka okazja trafiła.
Wypaliłem jeszcze dwa papierosy. Słyszałem, jak Bill kręcił się
po korytarzu. Wiedziałem, że robi to
celowo. On też szukał pretekstu, żeby ze mną pogadać. Dopóki jednak nie
załatwię sprawy z narkotykiem, nie chcę go widzieć na oczy. Nie chcę go ranić, bo
to nie jego wina, a czuję, że najwięcej wyżywam się na nim, a w gruncie rzeczy
wcale tego nie chcę.
Kiedy mój telefon rozdzwonił się, doskoczyłem do niego, odbierając
natychmiast połączenie.
- Masz? – zapytałem, od razu wiedząc,
że to Andreas.
- Tak. Zaraz wyślę ci numer
sms’em. Tylko Tom, stary…
- Wiem, Andy. Dzięki i nie martw
się, to doraźne rozwiązanie, rzucę to.
- Mam nadzieję, bo nie wiem, co zrobię,
jeśli coś ci się stanie.
- Nic mi nie będzie. Nie wiesz, że
mam kocie życie.
- Jakie?
- Kocie. Zawsze spadam na cztery
łapy.
- Oby.
- Jeszcze raz dzięki.
- Spoko. To na razie. Jesteśmy w
kontakcie – powiedział.
- Jasne. Narka – rozłączyłem się.
Po chwili przyszedł sms z numerem dilera. Przełączyłem telefon na drugą kartę i
wybrałem numer. Po dosłownie dwóch sygnałach i trzech minutach później umówiłem
się z nim w piątek po południu. Miał mi wysłać sms’em dokładny adres, pod który
miałem przyjechać.
Trochę odetchnąłem. Teraz pozostała kwestia psychologa. Bóg
jeden wie, co Jost nagadał temu doktorkowi. Zapewne to jakiś jego znajomy, bo wątpię,
żeby umówił wizytę z pierwszym lepszym, którego znalazł w książce
telefonicznej.
*
Przez ostatnie dwa dni Tom praktycznie w ogóle nie wychodził
ze swojego pokoju. Dziś mamy wizytę u psychologa. Saki siedział w naszym
salonie, czekając już na nas.
Tom w końcu raczył zaszczycić nas swoją obecnością.
- Co? – zapytał, kiedy wszyscy
popatrzyliśmy na niego. – Chyba mieliśmy gdzieś jechać – rzucił, a ja byłem w
szoku. Sądziłem, że będzie kombinował i w rezultacie skończy się na tym, że sam
będę musiał pojechać do tego lekarza, a tymczasem najwyraźniej on postanowił
skorzystać z pomocy. Trochę mi ulżyło.
Kiedy tylko wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy, Tom się do
mnie odezwał.
- Jadę, żeby nie było, że nawet
nie spróbowałem. Jednak uważam, że to jest bez sensu.
- Bo od razu tak się nastawiasz.
- Sam się przekonasz i przyznasz
mi rację.
- A może, to właśnie ty mi
przyznasz rację.
Spojrzał na mnie, uśmiechając się przy tym ironicznie.
- Po wizycie jadę spotkać się z dilerem
– powiedział.
- Zwariowałeś?! – Nie mogłem w to
uwierzyć.
- Nie. Potrzebuję narkotyku i ty
dobrze o tym wiesz.
- Ale, jak go znalazłeś?
- A to już nie twoja sprawa. Mam
swoje źródła.
Nie ma co ukrywać, rozmawialiśmy ze sobą jak dwoje obcych
sobie ludzi. Kompletnie bez jakieś empatii, bez uczuć. Zupełnie inaczej niż
robiliśmy to kiedyś. Tom ciągle mnie od siebie odsuwał. Czułem to wyraźnie. Na
każdym kroku mi to okazywał. Potrafił mi nawet powiedzieć, że mam spadać albo
stracić mu się z pola widzenia, co nie było miłe, ale i tak wyrażał się dość
delikatnie, jak na jego możliwości. Ciągle nie potrafiłem do niego dotrzeć, a
przecież doskonale wiedział, że pójdę za nim nawet do piekła, a już na pewno
zawsze będę trzymał jego stronę, nawet jeśli się z tym nie zgadzam. Doskonale rozumiem,
czym się kieruje. Widziałem już nie raz, jak cierpiał, kiedy Muna celowo przeciągała
moment dania mu narkotyku. To, co robił, było dla mnie zrozumiałe, ale liczyłem,
że może jednak będzie miał większą motywację i rzuci to. Zacząłem podejrzewać,
że przez cały czas okłamywał mnie, co do prawdziwych odczuć, jakie miał, kiedy
był na głodzie.
- Tom, masz dobrą okazję rzucić
to świństwo, po co chcesz w to brnąć?
- Nie prosiłem się o to, ale
stało się. Nie zamierzam brać wiecznie. Rzucę to, ale nie teraz.
- Im dłużej będziesz brał, tym
gorzej będzie ci rzucić. Poza tym, co to za narkotyk? Przecież to, co bierzesz
teraz, to pochodna heroiny i nawet nie znamy jej dokładnego składu.
- Jeśli to pochodna, to czysta
heroina załatwi sprawę.
- Jesteśmy na miejscu – odezwał
się Saki.
- Nie podoba mi się to – powiedziałem.
- Trudno. Idziesz? – zapytał. –
Czy rezygnujemy?
- Idziemy.
Weszliśmy do budynku. Jak tylko podeszliśmy do recepcji,
sekretarka poinformowała naszego lekarza, że właśnie przyszliśmy.
Po chwili drzwi gabinetu otwarły się, a w nich ku naszemu
zaskoczeniu pojawiła się kobieta, a nie, jak sądziliśmy mężczyzna.
- Świetnie. Robi się coraz ciekawiej
– rzucił Tom, ale zignorowałem jego uwagę.
- Witam was. Pan Jost mówił, że przyjdziecie.
Zapraszam do środka. – Odsunęła się z przejścia, wpuszczając nas. - Siadajcie –
wskazała nam gestem ręki kanapę.
Usiedliśmy po dwóch przeciwległych stronach, daleko od
siebie.
- Ty jesteś Bill, tak? –
zapytała, patrząc na mnie.
Kiwnąłem głową i uścisnąłem jej rękę.
- A ty, Tom – uścisnęła rękę
mojego brata.
Zapanowała cisza. Przyglądała się nam uważnie, raz zerkając
na mnie, a raz na Toma.
- Wiecie, dlaczego tu jesteście?
– zapytała.
- Bo nam kazano – odparł Tom.
- Tak, to też – stwierdziła. –
Ale jesteście tu też po to, żeby przepracować, to co się wam przydarzyło. Żeby
to nie miało wpływu na dalsze wasze życie oraz więź, jaka was łączy, jako
braci.
Tom ruszył brwiami, jakby tym gestem chciał powiedzieć „Cóż
za błyskotliwa refleksja”.
- David wspominał mi, w czym jest
problem, choć uważam, że słowo „problem” trochę jest tu nie na miejscu. Chyba
się ze mną zgodzicie, prawda?
- David? – zakpił Tom. –
Jesteście znajomymi? – zapytał.
Uśmiechnęła się.
- Uprzedzał mnie, że będziesz
bezpośredni – powiedziała do Toma.
- Chcę tylko ustalić, kim on jest
dla pani – zaczął. - Bo dla nas managerem. Kimś, komu płacimy i jeśli uznamy,
że nadużył swoich kompetencji, to zerwiemy z nim współpracę. Więc, jak pani
widzi jasno ustalone są nasze stosunki. Ale nawet fakt, że to my mu płacimy,
nie pozwala nam mówić mu po imieniu, bo to by oznaczało, że nasze stosunki są
dość zażyłe, a nie są.
Kobieta uśmiechnęła się.
- Mam mówić dalej, czy to
wystarczy? – zapytał Tom.
- Znam się z Davidem od paru lat.
Procowałam dla niego jakiś czas.
- Jako kto? – dopytywał.
- Jako psycholog. Wiele gwiazd
muzycznych ma problemy. Wypalenie się, apatia, brak akceptacji środowiska, to
problemy, które dotykają nawet sławnych ludzi.
- Byli wśród nich jacyś
homoseksualiści? – zapytał.
- Owszem.
- A bracia albo siostry, którzy
uprawiali ze sobą seks?
Myślałem, że w tym momencie spale się tam ze wstydu. Nie mam
pojęcia, co chciał tymi pytaniami osiągnąć Tom, ale w życiu nie czułem się tak
zażenowany, jak w tym momencie. Z tego wszystkiego zatkało mnie.
- Widzę, że obaj jesteście
negatywnie nastawieni do tej terapii. Zupełnie nie potrzebnie. Chcę, żebyście
zrozumieli, że wszystko, o czym będziemy tu rozmawiać, pozostanie tylko między
nami. No i powiecie tyle ile sami będziecie chcieli.
- Ile Jost pani zapłacił? –
rzucił Tom. Aż spojrzałem na niego, chcąc go w tym momencie uderzyć.
Lekarka wciągnęła duży haust powietrza w płuca,
przytrzymując go przez chwilę i zastanawiając się jak odpowiedzieć mu na to
pytanie.
- Stawka za godzinę wizyty nie
jest jakąś wielką tajemnicą. Cennik wisi na ścianie przed drzwiami gabinetu.
Tom prychnął.
- Nie chodzi mi o terapię, tylko
milczenie.
- Nie ufasz mi, Tom -
stwierdziła.
- Nie – odparł krótko. Ja też jej
nie ufałem, ale nie powiedziałbym jej tego tak wprost.
- Dlaczego?
- Bo ta terapia, to jakaś
głupota. W jaki sposób ma nam pani niby pomóc? Cofnie pani czas? Wymaże to z
naszych pamięci?
- Żałujesz tego, co się stało?
- Oczywiście, że żałuję. Żeby
ratować swoje i Billa życie musiałem uprawiać z nim seks. Co niby miało być w
tym przyjemnego?
Aż mnie coś ścisnęło w żołądku. Nie spodziewałem się, że Tom
powie to tak otwarcie.
- Dokonałeś najlepszego wyboru.
Tom znowu prychnął.
- Jakbym miał inny – rzucił
ironicznie.
- Zawsze mogłeś odmówić.
- I skazać go na śmierć?
- Może byłby ci wdzięczny, zamiast
znosić to, co mu robiłeś.
Sprowokowała go, a ja jeszcze nigdy nie widziałem tak
wściekłej miny na twarzy Toma.
- Pani chyba żartuje! – odparł.
Pokręciła głową.
- Ma pani dzieci?
- Mam. Syna.
- Gdyby kazano pani zgwałcić go
albo zabić, to co by pani wybrała?
- Jesteś zły, że zostałeś
zmuszony do dokonania takiego wyboru?
- To chyba oczywiste.
- A ty Bill, jak to widzisz? Czujesz
żal do brata o to, jaką podjął decyzję?
- Nie – odparłem natychmiast. –
Już mu to mówiłem. Chciałem żyć, bez względu na cenę.
- Czyli wychodzi na to, że to ty
Tom nie odnajdujesz się w tej sytuacji.
- Nie rozumiem, o co pani chodzi
– powiedział.
- Bill nie ma do ciebie o to
żalu, jednak ty nadal czujesz się winny dlaczego?
Tom poderwał się z kanapy.
- Ta terapia jest bez sensu. Mam
dość! – powiedział i zaczął kierować się do wyjścia.
- Tom, zaczekaj! – zawołałem go.
- Wybacz, Bill. Chcesz, to zostań
tu, ale ja wracam do domu – mówiąc to, wyszedł, trzaskając drzwiami z dość
znaczną siłą.
Odwróciłem się z powrotem w stronę lekarki.
- Przepraszam za niego –
wydukałem.
- Zawsze tak reaguje? – zapytała.
- Jest porywczy, ale od tego
porwania… Do tego jeszcze te narkotyki… On i tak się dzisiaj starał być miły –
tłumaczyłem jej.
- Rozumiem. W porządku. Chcesz
dalej o tym porozmawiać, czy już nie masz ochoty?
Spuściłem głowę, wlepiając wzrok w podłogę.
- Sam już nie wiem –
stwierdziłem.
- Bill, powiesz tyle, ile sam będziesz
chciał. Ja nie będę cię oceniać ani mówić ci, co jest dobre a co złe.
- Wiem – przyznałem. – Tylko że
ja właściwie nie wiem, co bym chciał powiedzieć.
- Chcesz, żebym zadawała ci
pytania?
-
A co, jeśli na jakieś nie będę chciał odpowiedzieć?
- To nie odpowiesz.
Zamyśliłem się. Widziałem w tym jakiś sens i czułem, że to
by pomogło też Tomowi. Tylko, że on pewnie nie zechce tu już przyjść.
Westchnąłem. Dzisiaj byłem już trochę tym wszystkim zmęczony i nie bardzo
miałem ochotę kontynuować tę pogawędkę. Ciągle myślałem o bliźniaku. Zanim tu
przyszliśmy, wspominał, że musi kupić sobie towar i zrobi to zaraz, jak
wyjdziemy od psychologa. Byłem pewny, że właśnie w tej chwili zmierzał po
niego. Denerwowałem się, zresztą jak zawsze, kiedy nie wiedziałem, co się z nim
dzieje.
- A możemy zacząć z tymi
pytaniami od następnej wizyty?
- Oczywiście, nic na siłę.
Martwisz się o brata?
- Tak. Nie mogę się skupić, kiedy
nie wiem, czy z nim wszystko w porządku.
- Rozumiem. W takim razie widzimy
się w piątek o tej samej porze. Może uda ci się też namówić, Toma.
Uśmiechnąłem się do niej, potwierdzając kiwnięciem głowy.
- Spróbuję.
- No to do zobaczenia, Bill –
wyciągnęła w moją stronę rękę, a ja ją uścisnąłem i po chwili wyszedłem z jej
gabinetu.
*
Zostawiłem tam Billa samego. Od początku uważałem, że to bez
sensu. Miałem wrażenie, że ta lekarka chce mi wmówić, że wybrałem rozwiązanie,
które było dla mnie wygodne, że kierowała mną przyjemność, a nie troska o życie
brata. Wolałem w tym momencie wyjść, zanim ująłbym dobitniej to, co myślałem o
niej i całej tej terapii.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
Tom czuje się winny bo mu sie spodobało i tyle :D
OdpowiedzUsuńPomyślałam dokładnie o tym samym. I nie rozumiem kompletnie jego uporu w kwestii narkotyku, zupełnie jakby nie chciał się wyleczyć.
UsuńCoś w tym jest :D
UsuńNą początku chciałam przeprosić, źenie pisałam nic, ale nie miałam jak
OdpowiedzUsuńCo do opka to mam szalona teorię o co z tym wszystkim lata. Jak na mój gusy to Tomowi się spdobał sex z Billem i zaczyna brata trochę inaczej postrzegać, co go przeraża i boi się, że nie da rady się powsyrzymać i zgwałci Billa. A na odwyk nie chce iść, bo jakby co to zwli na dragi, ponieważ wiw, ze w razieczego bliźniak mu uwierzy i będzie udawał, że nic się nie stało.
Weny życze
KOTEK
PS. Jeszcze raz przepraszam, żr nic nie pisałam i nie powiadamiałam o nn
U mnie 2część nowego opka.
UsuńTak teoria faktycznie jest szalona, no cóż, mogę powiedzieć, pozostaje mi tylko napisać, że zobaczysz :)
UsuńJa też uważam, że Tomowi się po prostu podobało i nie chce się przyznać przed samym sobą. Może chce brać także ze względu na chęć pozbycia się tego uczucia. Mówił, że nigdy nie będzie między nim a Billem tak samo w dodatku jeszcze mówił, że jak bardziej się skupi to ciągle czuje Billa, jego zapach itp. On się od Billa izoluje co znaczy, że ma poważny problem a pewnie niedługo odezwą się jego "potrzeby". ;) Jestem pewna że jak tylko wyjdzie do jakiegoś klubu z Andym wyrywać laski to szybko się ogarnie że coś mu w tym nie pasi...bo tylko Billy będzie mu się przypominał przy każdym numerku. W dodatku będzie pewnie porównywał dozniania. W końcu szlag go trafi i zgwałci Billa tak słusznie stwierdziła KOTEK. On nie chce chodzić do psychologa bo boi się że ta baba odkryje jego potrzeby i pragnia. A najbardziej boi się że Bill się dowie. ;) Tommy wdepnął w niezłe gówienko.
OdpowiedzUsuńZ tego wszystkiego żal mi Billa. Tom go od siebie odsuwa. W sumie go rozumiem, bo ma ciężką sytuację, ale to po prostu smutne. Oni zawsze byli razem, a teraz oddzielnie. Myślę, jednak że Bill też ma pewien pociąg do brata. Po prostu czuję to jak bardzo mu na nim zależy. Te momenty czułości między nimi jeszcze kiedy byli u Muny, to jak Bill się do Toma przytulał podczas snu. To były takie dwuznaczne sytuacje. Wydaje mi się że w miarę chodzenia do psychologa Billy także zorientuje się że czuje do Toma coś trochę innego niż kiedyś.
Teraz kiedy już wygadałam wszystko co mi przyszło do głowy to znowu chcę Cię przeprosić za brak komentarza pod ostatnim odcinkiem. Po prostu nie potrafię Cię nie przepraszać. Wciąż mam wrażenie, że będzie Ci przykro. :(
Cieszę się, że miałaś udane święta. :D Życzę Ci udanego sylwestra!!!
Zawsze będziesz najlepsza! Kochamy Cię! :***
Twoja oddana na wieki
~GlamKinia <3 ^^
OMG! Ty mnie normalnie zadziwiasz. Teorie macie wszyscy w tym samym kierunku. A ja nie mogę wam powiedzieć czy dobrze czy źle kombinujecie, bo opowiadanie straciło by swój urok, gdybyście wiedzieli co i jak. Ale mogę powiedzieć, że pani psycholog wyjaśni Billowi jedną z kwestii, którą dużo komentujących tu poruszyło.
UsuńNo i kochana, odnośnie komentarzy, ja się nie gniewam na Ciebie ani na kogokolwiek, że nie zawsze komentujecie. Rozumiem, że nie zawsze jest czas i ochota na napisanie choćby zdania.
Oczywiście, że kiedy pod jednym odcinkiem jest 10 komentarzy, a pod drugim 2 to myślę sobie i jest mi przykro, że się wam odcinek nie podobał, no ale cóż :( jak już pisałam nie w każdym odcinku będzie seks, na który większość zapewne tu liczy. Seks oczywiście na pewno będzie w każdym z moich opowiadań, bo cóż to za miłość bez seksu, przynajmniej ja tak uważam, ale na pewno nie będzie tu co odcinek ostrego rżnięcia, to nie u mnie. Oczywiście teraz piszę to tak ogólnie nie, że akurat tylko do Ciebie to kieruję, w żadnym wypadku tak sobie nie pomyśl. W każdym razie odnośnie komentarzy, o które już wielu piszących na innych blogach walczyło. Każdy piszący opowiadania czy bloga o jakiejkolwiek tematyce chce mieć z czytelnikami jakiś kontakt. Nawet nie wiecie ile wasze domysły podsuwają różnych pomysłów do pisania. Już nie raz było tak, że dodałam do opowiadania coś czego w planach nie było, właśnie dlatego, że to Wy mnie zainspirowaliście :) Tak, więc kochani czytelnicy, wasze komentarze mają wielką moc, pamiętajcie o tym. Każdy ma obowiązki, szkołę, pracę, itd, ale napisanie komentarza zajmuje o wiele mniej czasu niż napisanie odcinka, tak że, tak to wygląda z perspektywy piszących. Pamiętajcie, że wszyscy czytelnicy są dla nas bardzo ważni i naprawdę jest nam ogromnie miło jak się odzywacie.
Tak, każdy jest szczęśliwy, kiedy widzi pod postem dużo komentarzy. Ja po dodaniu kolejnego rozdziału niecierpliwie oczekuję komentarzy, chcąc się dowiedzieć, co czytelnicy o danym rozdziale myślą :D
UsuńA teraz mam do Ciebie pytanie z całkiem innej beczki... Czytałam sobie wczoraj "Poza granicami umysłów" na telefonie i uderzyło mnie, że Tom i Bill rzeczywiście mają biały samochód (jeździli nim w jakimś tam filmiku, który oglądałam kilka tygodni temu). Wiedziałaś o tym, że mają biały samochód, czy po prostu strzeliłaś z tym kolorem i tak wyszło, że w realu też taki mają???
Pozdrawiam! :)
Nie kochana, to nie był przypadek, z tym autem. Nasze kochane dziabągi mieli, znaczy, to było Billa auto co widać też po kawałku rejestracji BK.
OdpowiedzUsuńMasz to dwa zdjęcia i sama oblukaj :)
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/fe6db5dd2bd627a8.html
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/c2bc85e1c90e48bb.html