Informacja

KIEDY NOWY ODCINEK?

W niewoli uczuć (23) - Soon :D




INFORMACJA


PDF do ściągnięcia
Klik





Obserwatorzy

czwartek, 8 stycznia 2015



Witajcie mordki.

Namieszałam wam ostatnio, a to jeszcze nie koniec. Dziś ciąg dalszy robienia wam wody z mózgu. W opowiadaniu pojawia się nowa postać i czas byście ją poznali trochę bardziej. Co wy na to? :)
Zapraszam.

Wasza Niki.



Odcinek 19
 


Zszedłem na dół. Bałem się wejść do kuchni, bo czułem, że mama zacznie znowu lamentować. Do tego nie wiedziałem jak miałem im wytłumaczyć coś, co sam nie do końca rozumiałem.
Stanąłem jednak w drzwiach kuchni, natychmiast ściągając ich spojrzenia na siebie.
- Co z Tomem? - Mama od razu zaczęła pytać.
- Zasnął.
- Co wy wyprawiacie? Dlaczego on był w takim stanie?
Westchnąłem. Wszedłem do kuchni i odsuwając krzesło, usiadłem przy stole.
- Postaram się wam wszystko wyjaśnić. A przynajmniej tyle, ile sam wiem i rozumiem.
Gordon kiwnął głową, a mama wytarła nos w chusteczkę.
- Jak nie trudno się domyślić, narkotyk, od którego się uzależnił, skończył się. Tom postanowił kupić inny. Jednak on ma inne działanie i dlatego tak wyglądał, jak go zobaczyłaś.
- Dlaczego po prostu nie skończy z tym?
- Nie wiem, mamo.
- Może trzeba mu załatwić jakiegoś lekarza, oddać go na odwyk?
- Nie! – uniosłem się.
- Dlaczego nie? – Nie rozumiała.
- Ja też uważam, że powinien rzucić, ale nie możemy zmuszać go na siłę, żeby poddał się leczeniu.
- On już nie panuje nad tym. A ja nie będę się temu wszystkiemu biernie przyglądać – oznajmiła. - Powiedz, skąd to szkło w śmietniku? – zapytała, a mnie aż ścisnęły się wszystkie wnętrzności. – To, Tom coś zbił, czy się znowu pobiliście?
- Nie pobiliśmy się. Nie jesteśmy już małymi dziećmi, żeby się bić – odparłem.
- W takim razie skąd to szkło?
- Czy to ważne? To nie Tom, tylko ja zbiłem półkę w łazience – skłamałem, dodając jeszcze na koniec. - Niechcący.
Gordon patrzył na mnie uważnie i widziałem, że doskonale wie, że kłamię, ale nie wtrącał się.
- Mamo, proszę cię, daj Tomowi trochę czasu.
- Dlaczego, to ty mnie o to prosisz, a nie on?
- Znasz go, on nigdy o nic nie prosi.
- Tom nie ma czasu, kochanie. Im więcej czasu będzie to brał, tym trudniej będzie mu to rzucić.
- Obiecuję, że sam tego dopilnuję.
Pokręciła głową.
- Nie dopilnujesz. Przecież widzę, że dla Toma jesteś w stanie zrobić wszystko.
To oczywiście było prawdą, ale to też działało w drugą stronę.
- On dla mnie też – rzuciłem.
Mama westchnęła. Gordon objął ją, pocierając rękami jej ramiona.
- Twoi synowie są już dorośli i sami wiedzą, co dla nich najlepsze.
- Gordon, o czym ty mówisz? Są tylko pełnoletni, do dorosłości to im jeszcze wiele trzeba.
- Miałaś dokładnie tyle samo lat, co oni teraz, kiedy ich urodziłaś i poradziłaś sobie. Wzięłaś odpowiedzialność za dwoje małych dzieci i wychowałaś je. Oni, choć jak twierdzisz, nie dorośli jeszcze mentalnie, to są odpowiedzialnymi ludźmi i doskonale wiedzą, co robią dobrze a co źle. Prawda jest taka, że tylko Bill ma największy wpływ na Toma. Dajmy im to załatwić między sobą.
- Nie rozumiesz mnie. Ja nie chcę, żeby Tom brał jakieś narkotyki.
- Nikt tego nie chce. Ale jeśli będziemy naciskać, odniesiemy odwrotny skutek – tłumaczył jej.
- O czym ty mówisz?
- Mówię to z własnego doświadczenia – powiedział, na co aż na niego spojrzałem. Nie wiedziałem, że miał do czynienia z narkotykami.
- Więc, co? Mam się biernie temu wszystkiemu przyglądać?
- Mnie też się to nie podoba – odezwałem się w końcu. -  Odkąd wróciliśmy nasze relacje się zmieniły.
- Tom cię obwinia? – zapytał Gordon.
- Nie – zamilkłem na chwilę, spuszczając wzrok na swoje ręce. - To nie o to chodzi.  W każdym razie w ostatnich dwóch dniach zaczęliśmy odbudowywać naszą więź. – Przynajmniej chciałem w to wierzyć. -  Nie podoba mi się to, że bierze. Jestem temu przeciwny jak wy, ale nie wpłynę na niego, dopóki między nami nie będzie tak, jak przed porwaniem.
- Powiedz, Bill, co tak naprawdę się tam wydarzyło? – Drążył Gordon, jakby coś podejrzewał.
Pokręciłem głową.
- Nie chodzi o coś konkretnego – skłamałem, ale tego, co tam zaszło, nie mogli się dowiedzieć, bo bym im już do końca życia nie spojrzał w oczy. – Złożyło się na to wiele czynników. Dlatego proszę was, a ciebie mamo najbardziej, daj mi trochę czasu. Przekonam Toma do odwyku, ale nie zrobię tego z dnia na dzień i twoim oddechem na karku.
- Bill ma rację. Tom i tak jest już uzależniony. Czy zerwie z tym za tydzień, czy za dwa, to już nie ma większego znaczenia. Ważne, żeby nie czuł presji z naszej strony, bo popełni błąd i go stracimy.
- Jaki błąd? – Mama znowu się przeraziła.
- Może przedawkować. Wystarczy, że będzie zdenerwowany, a o coś takiego naprawdę nie trudno.
Mama się rozpłakała, Gordon przytulił ją do siebie. Sam miałem ochotę się rozpłakać.
Nie wiem, ile tam siedzieliśmy, ale kawałek czasu minęło.
- Pójdę zajrzeć do Toma – powiedziałem w końcu i wstałem od stołu.
- Zaraz zrobię kolację. Zejdź za chwilę i zawołaj Toma, jeśli nie będzie już spał.
- Okej.
Miałem nadzieję, że przez jakiś czas będziemy mieli spokój ze strony rodziców. Jedyne, co teraz potrzebowałem, by namówić Toma na odwyk, to trochę czasu i święty spokój. Nie mogłem się skupiać na namawianiu go, a w międzyczasie próbować powstrzymać przed ingerencją rodziców. Musiałem się skupić tylko na Tomie i szczerze mówiąc, teraz liczyłem najbardziej na wyrozumiałość Gordona. Jeśli w jego przeszłości przewinął się jakiś incydent z narkotykami, to powinien najbardziej rozumieć całą tą sytuację.
Kiedy wszedłem do pokoju brata, leżał na boku tyłem do drzwi. Podszedłem do niego i usiadłem na brzegu łóżka, dotykając jego twarzy.
- Nie mam gorączki – odparł, otwierając oczy.
- Jak się czujesz?
- Skołowany.
- Dlaczego tak dziwnie reagujesz na ten narkotyk?
- Nie wiem. Może muszę się po prostu przyzwyczaić.
- Boli cię?
- Nie. Co z mamą?
- Nie jest zachwycona, ale myślę, że udało mi się na jakiś czas zapewnić ci spokój.
- Co jej powiedziałeś?
- Nic istotnego.
- Mam nadzieję.
- Chodź na dół. Mama robi kolację, powinieneś coś zjeść, zwłaszcza że cały obiad zwróciłeś.
- Nie jestem głodny.
- Dałem radę jakoś ją udobruchać, żeby się nie wtrącała w sprawy twojego brania, ale jeśli nie będziesz jadł, to tylko sprowokujesz mamę. Ja już wtedy nic nie wskóram. I tak, gdyby nie Gordon wysłaliby cię już na odwyk.
Zmarszczył brwi, jakby dopiero teraz dotarły do niego moje słowa.
- Zaraz zejdę – odparł w końcu.

*

Bill zostawił mnie samego i poszedł jeszcze do siebie. Czułem się potwornie słaby. Już nie chciałem go martwić, ale jeśli tak będę się nadal czuł, to długo nie pociągnę. Przemyłem twarz w łazience, spoglądając na siebie w lustro nad umywalką. Moje źrenice nadal były rozszerzone, co oznaczało, że w moich żyłach wciąż krążyła duża ilość narkotyku. Zresztą czułem to i bez patrzenia sobie w oczy. Miałem zawroty głowy, no i nie czułem bólu, który zwykle najdotkliwiej dawał mi znać o tym, że czas na kolejną dawkę.
To nie było to, czego się spodziewałem. Domyślałem się, że mogę się czuć jakoś inaczej, ale to, co czułem teraz, to był jakiś koszmar. Po zażyciu dosłownie ścinało mnie z nóg, zasypiałem prawie natychmiast i nie byłem w stanie z tym walczyć. Do tego to zmęczenie, nawet po koncertach i after partach mocno zakrapianych nie czułem się tak podle, jak w tej chwili. Musiałem coś z tym zrobić, być może faktycznie brałem za dużą dawkę, może mniejsza ilość nie ścinałaby mnie tak. Będę musiał to przetestować. Od tego, że wstrzyknę sobie mniej, na pewno się nie przekręcę, a może przynajmniej będę mógł jakoś w miarę normalnie funkcjonować, zanim nie wymyślę, co dalej robić ze swoim życiem.
Załatwiłem się jeszcze i w końcu zszedłem do kuchni. Bill już siedział, a wzrok mamy, kiedy mnie zobaczyła, aż mnie przeszył na wskroś.
- Tom, kochanie, jak…
Nie dałem jej dokończyć, podnosząc rękę do góry, żeby nie kończyła tego pytania.
- Nic mi nie jest.
- Chodzi mi o żołądek – dodała, a ja tylko spojrzałem na Billa, który nie spuszczał ze mnie wzroku, odkąd pojawiłem się w kuchni. – Może wolisz coś innego, bardziej lekkostrawnego?
W istocie, jak spojrzałem na stół, to raczej nie bardzo miałem ochotę obciążać tym mojego żołądka.
- Na przykład, co? – zapytałem, siadając do stołu.
- Może zrobię ci kasze mannę na mleku?
- A co ja małe dziecko jestem? – zareagowałem gwałtownie.
- Kiedyś lubiłeś – powiedziała. Łypnąłem znowu na Billa, a potem na Gordona, obaj mieli miny, jakbym wyciągnął właśnie zawleczkę z granatu i za chwilę miałby nastąpić wybuch. Oczywiście, wybuch mojej złości.
- Właściwie, to tak, ale odrobinę i jeśli możesz to zrób mi ją na słodko.
- Dobrze – uśmiechnęła się i zaczęła robić.
Zapanowała w kuchni niezręczna cisza. Niby Gordon i Bill jedli, a mama była zajęta robieniem dla mnie kaszy, ale nigdy nie panowała podczas tych czynności taka cisza.
- Co tak zamilkliście, jakby wam tematów do rozmowy zabrakło?
- Jemy – powiedział Bill.
- To przynajmniej zachowujcie się normalnie. Czy mój problem musi dotykać zaraz całą rodzinę?
- On zawsze dotyka całą rodzinę – powiedział Gordon.
- Więc jednak – uśmiechnąłem się.
- Bill, prosiłbyśmy ci dali spokój i uszanujemy to, ale to nie znaczy, że będziemy udawać, że nie ma żadnego problemu. Kochamy cię i martwimy się o ciebie.
- Oczywiście – bąknąłem.
- Proszę – mama postawiła przede mną miskę z kaszą.
- Dziękuję – odparłem i zacząłem grzebać w niej łyżką, starając się ją jak najszybciej ostudzić.
- Jeśli potrzebujesz pomocy, to mów śmiało, wszyscy ci pomożemy. – Gordon ciągnął dalej.
- Nie potrzebuję pomocy, sam sobie z tym poradzę. Chyba Bill was o coś prosił.
- Tak, prosił - przyznał Gordon. – I zgodziliśmy się, ale jeśli będziemy widzieć, że nic z tym nie robisz…
- Zamkniecie mnie w psychiatryku, tak? To chcesz powiedzieć? – Spojrzałem na Gordona.
- Nie mamy takiego prawa, jesteś pełnoletni i sam o sobie decydujesz. Nie jesteś też chory umysłowo, żebyśmy mogli ubezwłasnowolnić cię, ale ani ja, ani twoja mama nie będziemy patrzeć spokojnie, jak się zabijasz. Więc jasno określam ci zasady, jakie panują w tym domu. Jeśli nie zaczniesz się leczyć, będziesz musiał opuścić ten dom.
- Gordon! – Mama najwyraźniej wcale nie była przekonana co do jego słów. Ona nigdy by czegoś takiego nie zrobiła, w końcu to matka. Gordonowi było łatwiej postawić taki warunek, bo nie byłem jego rodzonym synem. Przykre, ale właśnie w takich sytuacjach eliminuje się najsłabsze ogniwo, jakim w tym momencie byłem ja.
- Kumam, nie musiałeś tego mówić przy niej.
- Musiałem, bo choć nie jesteś, obaj nie jesteście moimi rodzonymi dziećmi, to kocham was tak jakbyście nimi byli. Wiem, że trudno ci w to uwierzyć, ale wychowuje was od siódmego roku życia, i znam was jak własną kieszeń, choć tego, co dzieje się teraz w twojej głowie nie rozumiem.
- Dobra, może podarujmy sobie już tę gadkę. Zjedzmy kolację w spokoju – wtrącił się Bill. On chyba jedyny wyczuwał w tym momencie, że padnie jeszcze choćby jedno zdanie w moim kierunku, a wstanę od stołu i wrócę do swojego pokoju.
Wszyscy zamilkli. Atmosfera zrobiła się tak gęsta od nagromadzonych emocji i niewypowiedzianych słów, że nie byłem w stanie zjeść całej tej kaszki, bo czułem, że zjem jeszcze jedną łyżkę i kolejny raz dzisiaj zwymiotuję.
- Dziękuję, więcej nie mogę – powiedziałem, odsuwając od siebie miskę.
- Niedobrze ci? – zapytała mama. - Wypiłeś lekarstwo, które Bill ci przyniósł?
- Nie. Zapomniałem – przyznałem.
- Wypij je.
- Okej. Pójdę się już położyć. Dobranoc – powiedziałem i wstałem od stołu, kierując się prosto do siebie.
Kiedy zamknąłem drzwi, stwierdziłem, że się wykąpię. Byłem cały spocony. Odkąd zmieniłem narkotyk, dosłownie lało się ze mnie.
Napuściłem sobie wody do wanny i po chwili zanurzyłem się w niej. Po pół godzinie wylegiwania się w wannie wyszedłem z łazienki. Chwyciłem komórkę w dłoń i napisałem do DJ’a sms’a, informując go, że potrzebuję więcej towaru. Odpisał, że nie ma sprawy i podał mi adres, pod którym miałem się z nim jutro po południu spotkać. Zamierzałem się go podpytać przy okazji o kilka interesujących mnie rzeczy odnośnie narkotyków. Wydawał się mieć o tym jakiekolwiek pojęcie, a ja potrzebowałem konkretnych informacji. Nie chciało mi się ślęczeć nad komputerem i przeglądać godzinami strony w poszukiwaniu każdej informacji. W końcu położyłem się spać.
Było wczesne rano, kiedy przebudziłem się cały obolały.  A to oznaczało, że stężenie narkotyku w moim organizmie jest już bardzo niskie. Znowu będę musiał sobie wstrzyknąć kolejną dawkę. Jeszcze chwilę leżałem, próbując zignorować narastający ból, ale w końcu wstałem. Nie uśmiechało mi się kłucie dwa razy na dobę, a właśnie to robiłem, choć tym razem postanowiłem wstrzyknąć sobie nieco mniej. Nie mogłem za każdym razem, kiedy wezmę, pierwsze kilka godzin przesypiać, bo zaczęło mi się robić ciasno z czasem między jedną a drugą dawką. Nie chciałem doprowadzić do sytuacji, kiedy będę tylko ćpał i spał.
Kiedy narkotyk rozszedł się po moim organizmie, poczułem senność, ale nie była ona tak mocna, jak wcześniej. Zmniejszenie sobie dawki było jednak dobrym posunięciem, co oczywiście jak się później okazało, miało też swoje minusy.
Trochę kręciło mi się w głowie, ale do umówionej godziny miałem jeszcze trochę czasu.  Pomyślałem, że za ten czas poszukam sobie jakieś stare ciuchy, żeby jak mi sugerował DJ na pierwszym spotkaniu nie kusić losu. Na dnie mojej szafy zawsze trzymałem bluzy, w których już od dawna nie chodziłem, ale przez sentyment nie mogłem się z nimi rozstać. Czarna gruba bluza z kapturem i jakimś spranym logiem na plecach była idealnym wyborem. Gorzej będzie z butami, bo z nie markowych, jakie miałem już dawno wyrosłem. Pomyślałem, że po prostu ubiorę jakieś najbardziej zniszczone. Przebrałem się i naciągając na tyłek zwykłe dresowe spodnie, a na głowę czarną czapkę z daszkiem spojrzałem na siebie w lustro. Wyglądałem jak menel, dosłownie. W taki ubiorze, to by mnie nawet żadna fanka nie poznała. Wygrzebałem z kieszeni swoich jeansowych spodni portfel, żeby wyciągnąć odpowiednią sumę i nie zabierać go ze sobą, i zorientowałem się, że krucho u mnie z gotówką. Przez to, że od dwóch dni kiepsko się czułem, nie ruszałem się nigdzie z domu i kompletnie wyleciało mi z głowy, że muszę wyciągnąć z bankomatu trochę kasy. Kurwa! To nie było po mojej myśli. Zamaszystym krokiem wyszedłem z pokoju i wcale nie pukając, wparowałem do pokoju Billa. Siedział przy biurku przed komputerem i coś zawzięcie pisał, ale aż podskoczył, kiedy znienacka wszedłem.
- Jezu, nie strasz mnie – odezwał się pierwszy. – Co ty masz na sobie? – zapytał, unosząc obie brwi ze zdziwienia, ale nie odpowiedziałem mu.
- Masz jakąś kasę?
- Kasę? – zdziwił się.
- Gotówkę.
- Mam, a co?
- Ile tego masz?
- Nie wiem, nie liczyłem – odparł, wstając z krzesła i wygrzebując z torby swój portfel. - Niecałe 400 euro.
- Dobra, daj wszystko, później ci oddam – zabrałem mu z ręki wszystkie banknoty.
- Po co ci. Co ty kombinujesz?
- Musisz mi pomóc wyjść niespostrzeżenie z domu – rzuciłem.
- Dokąd chcesz iść?
- Muszę wyjść.
- Dokąd?
- Nie ważne, po prostu mi pomóż.
- Nie, jeśli mi nie powiesz, dokąd idziesz i po co ci pieniądze.
Patrzyłem na niego dobrą chwilę, zastanawiając się, co zrobić. Jakbym nie kombinował, potrzebowałem jego pomocy, więc nie miałem innego wyjścia, jak mu powiedzieć.
- Po towar. Umówiłem się, ale nie mogę tam pójść z obstawą ochroniarzy, dlatego tak wyglądam.
- Daleko idziesz?
- Na stare miasto.
- Zwariowałeś? Ta dzielnica jest niebezpieczna.
- Nic mi nie będzie, nie zamierzam się z nikim wdawać w dyskusję.
- I sądzisz, że puszczę cię samego? Idę z tobą.
- Nie ma mowy, zostaniesz w domu!
Zaszedł mi drogę i oparł się plecami o drzwi, uniemożliwiając mi wyjście z pokoju.
- Albo pójdziemy tam razem, albo będziesz musiał mnie zabić, żeby stąd wyjść.
- Nie wygłupiaj się. Nie raz tam chodziliśmy i jakoś nic się nie stało.
- Kiedy to było? Wieki temu i były inne czasy.
- Nic się nie zmieniło. Odsuń się od drzwi i lepiej zagadaj rodziców, żebym mógł wyjść.
Pokręcił głową. Kurwa!
- Bill, posłuchaj, obrócę w niecałą godzinę, jeśli bym nie wrócił – spojrzałem na jego zegarek – do piętnaście po możesz postawić wszystkich na nogi, niech mnie szukają.
- Nie pójdziesz tam sam.
- Billy – zacząłem łagodniej. – Wystarczy, że ja ryzykuję, nie chcę się martwić, że i tobie coś się stanie. Pamiętasz co się stało jak pojechaliśmy razem spotkać się z Muną?
- Co to ma do rzeczy?
- To, że razem jesteśmy łatwym celem, a z osobna żaden z nas pożytek. Rozumiesz, co mam na myśli – miałem nadzieję, że domyśli się, że będąc sam raczej do twincestu nikt mnie nie zmusi.
- A ochrona? – zapytał.
- Stoją z przodu i z tyłu domu, a ja przeskoczę przez płot sąsiadów i wymknę się przez ich ogród. Tam jest tyle drzew i krzaków, że nikt się nie domyśli, że to ja. A kiedy wyjdę z innej posesji, pomyślą, że to ktoś z sąsiadów.
- Boję się, Tom.
- Nic mi nie będzie. Chodź. – Złapałem go za rękę, odciągając od drzwi, ale też ciągnąc ze sobą na parter domu, gdzie byli rodzice.
- Tom, zaczekaj – szepnął, kiedy byliśmy na schodach. – Co mam zrobić?
- Zagadaj ich.
- Tylko wróć szybko, bo piętnaście po naprawdę postawie całe Niemcy na baczność.
- Teraz to już dwadzieścia po. Tracimy czas – sprostowałem.
Chyba tylko dlatego zgodził się, bo postawiłem go przed faktem dokonanym i nie dałem już żadnego wyboru.
Objął mnie mocno, przytulając się.
- Uważaj na siebie.
- Już dobrze, za godzinę będę z powrotem, nie musimy się żegnać, jakbym miał już nie wrócić.
- Tom!
- Dobra, idź już. - Uwolniłem się z jego objęć.
W końcu poszedł, a ja stałem na schodach za ścianą, nadsłuchując, jak ich zagaduje. To było nie w porządku, wiem o tym, ale nie miałem innego wyjścia. Wyszedłem przez garaż, znikając za rogiem domu. Krzaczory naszych sąsiadów wydawały się ogromne i gęste, ale i naszym nic nie brakowało. Ciekawe, że jakoś nigdy wcześniej tego nie zauważyłem. Musiałem je nieco połamać, żeby dostać się do płotu. Wdrapanie się na płot, to też był nie lada wysiłek, będę musiał popracować nad kondycją, bo tak się zmęczyłem, zanim przeskoczyłem i przedarłem się przez te zarośla, że kiedy szedłem drogą, zupełnie nie wzbudzając w naszej ochronie podejrzenia, czułem, że jestem już nieźle spocony.
Do dzielnicy, przy której był budynek z adresu, dotarłem w parę minut. Zrobiłem sobie skrót, przechodząc przez starą opuszczoną fabrykę. Dziur w ogrodzeniu, tu nie brakowało, a to też zaoszczędzało mi trochę drogi i czasu. Po drodze kilka typków mi się przyglądało, ale udawałem, że ich nie widzę, zerkając ukradkiem tylko na numery bloków i w końcu, odnajdując właściwy. Wszedłem na pierwsze piętro i zapukałem do drzwi, słysząc od razu ujadanie psa, chyba dość dużego sądząc po odgłosie szczekania.
- Kto? – usłyszałem pod drzwiami.
- Tom – odparłem i usłyszałem, jak otwiera zamki, a potem zdejmuje łańcuch. W końcu otworzył drzwi, trzymając za obroże psa.
- Cześć – rzuciłem.
- Jesteś sam? – zapytał.
- Tak.
Odsunął się w głąb mieszkania.
- Właź – rzucił, nadal mocno trzymając psa.
- On mnie tu zaraz nie zje? – zapytałem, bo pies wyraźnie był mną zainteresowany, a jakoś nie patrzyło mu dobrze z oczu.
- Mogę go puścić, to się przekonamy – odparł.
- Jasne, czemu nie – bąknąłem. Miły jak cholera, ale coś mi się w nim podobało i nawet wiedziałem, co. Mówił podobnie jak ja, a trudno, żeby nie lubić swojego toku myślenia.
- Nie ugryzie, on tylko groźnie wygląda – powiedział i puścił psa, który natychmiast podszedł do mnie, obwąchując mnie. Nie powiem, że nie zdrętwiałem tam.
- To Pitbull? – zapytałem.
- Tak. Wejdź do pokoju – wskazał mi gestem ręki pomieszczenie. Wszedłem. Pokój był nie duży. Jakaś szafa z lustrem na drzwiach. Dwie komody z mnóstwem szuflad. Kanapa, biurko z komputerem. Sprzęt stereofoniczny i półka z mnóstwem pucharów. To chyba najbardziej przykuło moją uwagę. Przyjrzałem się napisom. Pulldog. Na każdym z tych pucharków widniała ta sama nazwa, nie miałem pojęcia, co to u diabła jest. Tak się zapatrzyłem, że nie zauważyłem, kiedy wszedł do pokoju.
- Podobają ci się? – zapytał.
- To twoje?
- Właściwie, to jego. – Poklepał psa po głowie. – Nie słyszałeś nigdy o zawodach, w których psy ciągną ciężary?
- Nie – przyznałem. Moje zainteresowania do tej pory wiązały się jedynie do muzyki i ewentualnie grafiki.
- To mistrz. – Pies położył mu głowę na kolanach. – Siadaj – powiedział, wskazując gestem głowy na kanapę.
- Długo go masz? – zapytałem, rozsiadając się.
- Trzy lata. Wiele mu zawdzięczam – powiedział, dodając po chwili. - Zwłaszcza życie.
Uniosłem brwi zaintrygowany tematem.
- Gdyby nie on, nigdy nie skończyłbym z prochami.
- Jak to?
- Można powiedzieć, że Cor uratował mi życie. Kiedyś ćpałem wszystko, jak leci. Nie ważne gdzie, nie ważne ile. Nie ważne co, byle nie wychodzić ze stanu otępienia. Byle nie myśleć. Byle przeżyć kolejny dzień. Od działki do działki. Nie miałem w ogóle żadnej motywacji, moje życie było kompletnie bez celu.  I wtedy wydarzyło się coś, co zmieniło moje życie. To była zima. Wracałem, oczywiście nawalony jak stodoła, nie w sensie pijany, wiesz.
Kiwnąłem głową, że rozumiem. – Tam koło tej starej fabryki na ulicy leżał martwy pies i trzy szczeniaki. Sądziłem, że też są martwe, jakiś kretyn potrącił je samochodem. Wiesz, to pewnie był jeden z tych, którzy przyjeżdżają na plac driftować. Podszedłem bliżej i zauważyłem, że jeden ze szczeniaków się rusza, to był właśnie on. Miał silne serce i cudem przeżył. Dlatego nazwałem go Cor. To po łacinie serce.  Zabrałem go do domu. Był malutki, miał niecałe pięć tygodni. Dzień, może dwa wcześniej otworzył oczy. Nie umiał jeść ani pić z miski. Trzeba go było, co kilka godzin karmić z butelki. Do tego był zarobaczony i miał straszną biegunkę, myślałem, że zdechnie, ale tak cholernie chciałem, żeby żył. Nigdy wcześniej na niczym innym mi tak nie zależało, jak na tym, żeby uratować tego szczeniaka. Wiesz, jak to czasami jest, jak ci obsesyjnie zależy na czymś, czego sam do końca nie rozumiesz.
Kiwnąłem głową.  -  Cor wyzdrowiał na szczęście. Potem nadeszła moja kolej. Poszedłem na odwyk, to były najgorsze dni w moim życiu, ale przetrwałem, bo ciągle myślałem, że w domu czeka na mnie mój szczeniak. Moja siostra codziennie przynosiła mi do placówki zdjęcia Corda. Miałem motywację, by przetrwać odwyk. Powiedziała, że mały jest bardzo silny, że któregoś dnia jak go przywiązała do nogi w szafie, to odsunął ją od ściany. To był dla mnie impuls. Gdybym wtedy nie przestał ćpać, pewnie bym już nie żył. Mówię ci, Tom, weź sobie psa. Żyj dla psa, ale rzuć to świństwo.
- Rzucę – powiedziałem. Ta historia mną wstrząsnęła. Zawsze psy były mi bliskie, może dlatego ta opowieść zrobiła na mnie takie wrażenie.
- Ile potrzebujesz? – zapytał, otwierając jedną z szuflad i kompletnie zmieniając temat.
- A ile masz?
- Zależy, ile masz kasy.
- Już ci mówiłem, nie przejmuj się kasą. Nie chcę się kręcić za towarem, co dwa dni. Trochę tu egzotycznie na twoim osiedlu.
- O nich się nie martw. Już widzieli, do kogo przyszedłeś i cię nie ruszą, choć tak jak powiedziałem, nie przychodź tu markowo ubrany.
- Nie przyszedłem.
- Widzę. I dobrze.
- Sorki, że pytam, ale nie obawiasz się tak podawać adresu klientom?
Uśmiechnął się.
- Nie podaję, jesteś wyjątkiem. Sprawdziłem cię, Tom i wiem, że mogę ci zaufać.
Uśmiechnąłem się, robiąc dobrą minę do złej gry. Nie wiem, na czym polegało, to jego sprawdzanie, ale odnosiłem wrażenie, że on i tak nie wie, kim jestem. No, ale nie ważne. W końcu nie szukałem w nim przyjaciela, tylko dostawcy.
- Dobra, do rzeczy. Mam tylko małe fiolki. Wiesz, to dość drogi towar, nikt nie kupuje dużo.
- Ile ich masz?
- Na dziś zostały mi dwie.
- No to wezmę dwie. Słuchaj – zacząłem. Trochę mi było głupio go wypytywać, ale jakoś się zebrałem w sobie.  – Jak długo się to utrzymuje w organizmie?
- Sam narkotyk, jakiś czas, więc jeśli zamierzasz robić sobie badania na obecność prochów, to przynajmniej tydzień nie bierz.
- A działanie?
- Kilka godzin.
- A jak to się ma do ilości?
- Jeśli weźmiesz więcej, przedawkujesz i do piachu.
Skrzywiłem się.
- Jeśli myślisz, że biorąc więcej, dłużej będziesz mieć odlot, to podaruj sobie, bo to będzie twój ostatni odlot w życiu.
- Spoko, rozumiem.
- Czemu bierzesz? – zapytał. – W sumie, to nie moja sprawa, ale...
- To skomplikowane.
- Wyglądasz na kogoś, kto nie musi się martwić, za co zapłaci czynsz. Więc, co cię dręczy, że sięgnąłeś?
Nie mogłem mu powiedzieć prawdy.
- Istotnie, kasy mi nie brakuje, ale brakuje mi innych rzeczy, których za pieniądze nie mogę kupić.
- Rozumiem. Jak już powiedziałem, weź sobie psa, Tom, przestaniesz myśleć o dupach, nie są tego warte, im wszystkim chodzi tylko o pieniądze.  Chcą, żeby im kupować prezenciki, drogie szmatki, stawiać kolorowe drinki, myśli taka jedna z drugą, że jak da dupy, to może mieć życzenia. A te ich zachcianki nie mają końca. Jedna za drugą, jak w kołowrotku, aż się w końcu orientujesz, że twoje życie obraca się tylko na zakupach.
- Taa – przytaknąłem. To najwidoczniej niezależnie od statusu było niezmienne. Kobiety kosztują.
- Masz – podał mi fiolki.
- Dzięki – schowałem je do kieszeni. - Tyle wystarczy? – zapytałem, podając mu pieniądze.
- Jasne.
- To spadam – powiedziałem i wstałem.
- Spoko.
- Odezwę się.
- Numer znasz.
- Narka – pożegnałem się i wyszedłem.
 

17 komentarzy:

  1. Genialny odcinek !!! Widać, że Toma zaczyna dręczyć i to mocno to co mogłoby wydarzyć się między nim a Billem w przyszłości. Tak ja przynajmniej to odebrałam. ;)
    Pisz dalej bo czekam z niecierpliwością na następny odcinek !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mogłabyś wyskrobać coś na 21 żebym, miała udane urodziny, bo nie będę mogła ich spędzić ze swoim bratem/najlepszym przyjacielem. :'(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczymy może akurat wypadnie publikacja na 21. Nie chcę nic nikomu obiecywać, bo u mnie różnie z czasem.

      Usuń
  3. Rozdział przeczytałam, ale kompletnie nie wiem, co mam napisać. Pustka w głowie totalna. Coś mi mówi, że ten diler dużo zmieni w życiu Toma. I niby sprzedaje te narkotyki, a jednak namawia swoich klientów, by rzucili. xD No chyba, że tę sympatię czuje tylko w stosunku do naszego gitarzysty. No i fajnie, że chłopcy powoli zaczynają się dogadywać.
    Hum... Nie wiem, co więcej napisać, więc na razie to tyle.
    Weny. :*


    Pozdrawiam,
    Joll.

    OdpowiedzUsuń
  4. Proszę nie mów że Tom ćpa też ze względu na to, że brakuje mu relacji z Bill'em z czasu porwania przez Munę. Tylko nie to.... Tom musi sobie jakoś poradzić z nałogiem on go psuje, a przecież Tom jest silny z nie jednym dawał sobie radę. I już widzę tą scenę
    Tom: Pójdę na odwyk jeśli mi coś obiecasz
    Bill:Niech ci będzie zgadzam się i co...
    Tom: Pocałuj mnie tak jakbym był osobą, której pragniesz najbardziej na świecie..
    Taka to właśnie myśl przemknęła mi po głowie gdy czytałam.
    Na kolejny rozdział czkam z niecierpliwością :D opowiadanie bardzo w moim stylu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dj wydaje się być spoko kolesiem, ale niestety musi handlować narkotykami aby przetrwać i mieć za co opłacić wszystkie wydatki..
    Gordon dość ostro podszedł do tego wszystkiego, ale jak sam powiedział, wie z doświadczenia, że narkotyki to za przeproszeniem gówno, które potrafi zniszczyć życie.
    Mam nadzieję, że DJ zmieni podejście Toma i w końcu Billowi uda się wysłać go na odwyk ;)

    Kochana na dziś tyle, bo jestem okropnie zmęczona i nie myślę już hah ;p
    Odcinek jak zawsze super :)

    Buziakii ;*****

    OdpowiedzUsuń
  6. DJ będzie dla Toma kimś ważnym, ale nie na tyle, by na niego wpłynąć odnośnie rzucenia prochów. DJ wie, że tylko konkretny powód, może Toma zmusić do podjęcia takiej decyzji, ale to nie on będzie tym powodem. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kompletnie nie wiem, co napisać. Jak dla mnie to to wszystko jest za skomplikowane i nie rozumiem w ogóle tej rozmowy Toma z DJ"em. Jedyne co z niej zrozumiałam to, że koleś nie ćpa już przez psa. Cekam na next
    weny
    KOTEK
    PS. Może później jeszcze jakąś teorię wymyślę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. DJ nie wie jaka jest historia Toma, sądzi, że bierze, bo ma jakiś powód, np: kobietę. Nie wie, że Tom został uzależniony celowo. A jego opowieść o psie miała dać Tomowi do myślenia, żeby znalazł powód dla, którego warto z tym skończyć.

      Usuń
  8. Jejciu! Biedny Billy! Przecież Tom to go wykończy nerwowo. :( Bill tak się zmartwia o niego. Niedość, że bierze to jeszcze ucieka i to z jego kasą. Nawet nie myślał o tym, że coś mu się stać. A kochany Bill jeszcze go broni przed rodzicami. Czy Tom jest rozsądny? Obiecując Billowi o której wróci może narobić sobie i prawdopodobnie DJ też, sporych kłopotów. Co jeśli się spóźni? Przecież jeszcze te pieniądze z bankomatu dla Billa. Przecież Billy zawału dostanie no! Naprawdę zrobi wielką aferę na całe Niemcy i Tom wdepnie w niezłe bagno.
    A co do tego narkotyku... Sądzę, że Tom gdzieś tam w środku wie, że powinien pójść na odwyk już teraz. Tylko mimo wszystko coś go trapi. Mam taki pomysł: Tom nasłuchał się od DJ-a tego wszystkiego o miłości i chociaż tak naprawdę znał powód swojego uzależnienia od narkotyków to chyba naprawdę zaczął się zastanawiać co go przy nich trzyma teraz. Przecież mógłby już pójść na ten odwyk. On w końcu tego chce prawda? Sam tak mówił. Coś czuję, że teraz odkrywa powoli powód dla którego nie przestaje brać. A jest nim oczywiście Billy. Tomowi brakuje jego bliskości. Zachowuje się jakby chciał za pomocą narkotyku odbudować ich braterską więź a nawet coś więcej. Myślę, że Tom chce, żeby nasz Billy go po prostu niańczył. :)
    Co do DJ-a to zaczynam twierdzić, że on także będzie pełnił sporą rolę w tym opowiadaniu. Myślę, że chcąc nie chcąc Tom wkrótce się z nim zaprzyjaźni, a on będzie mu udzielał więcej przyjacielskich rad. Kto wie może będzie miał także wpływ na rozwój twincestu? Może będzie pełnił rolę podobną do Angeli z Przeznaczeni sobie? Byłoby fajnie, bo szczerze mówiąc już teraz zdążyłam go polubić i mam nadzieję, że w opowiadaniu będzie go więcej. :D
    Co do wątku twincest... Jest kilka rzeczy które przyszły mi do głowy. Ja to widzę tak:
    1. Tom pragnie opieki Billa, aby odbudować ich więź, a po pewnym czasie zapragnie też jego miłości. Pewnego razu z chęci podziękowania bratu za pomoc i poczuje chęć pocałowania go. Kiedy to zrobi Billy odwzajemni pocałunek. Dalej prawdopodobnie będą sokołowani i w ogóle ale wtedy już ta sprawa będzie nad nimi wisiała.
    2. To Billy podczas opieki Tomem się rozczuli. Na przykład kiedy Tom od narkotyku będzie ledwo przytomny może go najść wielka ochota zasmakowania jego warg. Kiedy go pocałuje Tom mimo wszystko będzie to pamiętał i prędzej czy później dojdzie między nimi do rozmowy na ten temat.
    3. Tom wygada się DJ-owi że swojego problemu dotyczącego brata lub tylko w połowie tak, aby DJ wiedział o co mu chodzi. Wtedy zacznie doradzać Tomowi co spowoduje, że ten wyzna Billowi swoje uczucia. Po tym rozwinie się wątek twincest, a Tom będzie mógł rzucić narkotyki i będzie wdzięczny przyjacielowi.
    No to chyba tyle co do moich tymczasowych pomysłów. Pewnie z kolejnymi odcinkami pojawią się następne. :D Daj znać jeśli mam w czymś rację. Świetny odcinek!!!
    Pozdrawiam i życzę weny :**
    Umierająca dla każdego odcinka
    ~GlamKinia <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yyyy, no to może po kolei. DJ będzie się przewijał przez opowiadanie i jest tu postacią jak sama zauważywszy dobrą. Wiele Tomowi pomoże i Tom jemu też :) Co do wątku twincest, to nie ta ścieżka :D Na tym etapie Tom jest skupiony na zupełnie czymś innym, ale poniekąd to DJ popchnie ich w swoje ramiona i wyjdzie mu to zupełnie niechcący. :)

      Usuń
  9. Tak! Wiedziałam, że rady DJ-a jakoś wpłyną na twincest! :D
    Pozdrawiam :*
    ~GlamKinia <333

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*