Informacja

KIEDY NOWY ODCINEK?

W niewoli uczuć (23) - Soon :D




INFORMACJA


PDF do ściągnięcia
Klik





Obserwatorzy

piątek, 30 stycznia 2015


Witajcie kochani.

Toma świat zaczyna się walić jak domek z kart. Jak myślicie, jak długo to jeszcze wytrzyma?  A Bill? Jak długo będzie wstanie biernie się przyglądać na wyczyny brata? Myślicie, że może coś w tej sytuacji zrobić? Co wy byście zrobili na jego miejscu? Uważacie, że Bill dobrze postąpił, ulegając prośbom, a nawet poniekąd żądaniu Toma?

Wasza  Niki



Odcinek 26




Nabrałem w płuca powietrza, zastanawiałem się, co tak właściwie mam jej odpowiedzieć? Że zamiast traumy, zaczynam fantazjować, że to ciągnie się dalej? A może tak właśnie odreagowywałem to? Czytałem, że coś takiego nazywa się syndromem Sztokholmskim, tylko że, trochę mi tu rola Toma nie pasowała. To wszystko było bez sensu. Ewidentnie musiałem to komuś powiedzieć, żeby mieć jakieś neutralne spojrzenie na problem, sam sobie z tym nie poradzę. Spojrzałem na lekarkę, która uważnie mi się przyglądała. Nawet jeśli nie czytała mi w myślach, to zapewne domyślała się, co mi chodzi po głowie, takich przypadków jak ja i Tom miała pewnie już setki. Wszyscy ludzie działają w podobnym schemacie. Wypuściłem ciężko powietrze z płuc, najwyżej Tom mnie zabije, wziąłem głęboki oddech, chcąc zacząć, gdy nagle rozdzwonił się mój telefon.
- Przepraszam, zapomniałem go wyciszyć.
- Nic się nie stało – odparła, a ja zacząłem walczyć z kieszenią mojej kurtki, która jak na złość nie chciała oddać mi mojej komórki, jednak, kiedy udało mi się ją w końcu wyciągnąć i spojrzałem na wyświetlacz, zrobiło mi się gorąco. To był Tom. Dlaczego do mnie dzwonił? Przecież wiedział, że jestem teraz u psychologa. Najwyraźniej musiało się coś stać, jeśli tak natrętnie do mnie dzwonił.
- Przepraszam, muszę odebrać – powiedziałem, nie przejmując się już w tej chwili, jak to zabrzmi.
- Oczywiście.
- Co się stało? – zapytałem, odbierając.
- Gdzie jesteś?
- U psychologa, przecież wiesz. Co się dzieje, Tom? Czemu dzwonisz? Przecież mówiłem ci, że będę u ciebie wieczorem.
- Zabierz mnie stąd. Natychmiast! Rozumiesz, Bill? Nie zostanę tu ani minuty dłużej.
- Co? – W pierwszej chwili myślałem, że się przesłyszałem.
- Przyjedź po mnie, nie mam tu żadnych swoich ubrań.
- Uspokój się, zaraz będę. Nigdzie się stamtąd nie ruszaj. Słyszysz?
- Słyszę. Pospiesz się, Bill. Czekam – rozłączył się, a mnie krew odpłynęła z twarzy.
- Dobrze się czujesz? – zapytała mnie psycholożka.
- Przepraszam, ale chyba na dzisiaj skończymy. Tom… Nie wiem, co się stało… Muszę jechać do szpitala.
Wiem, że mówiłem niezbyt składnie, ale myśli w mojej głowie dosłownie galopowały. Co się mogło wydarzyć, że Tom był taki zdenerwowany? Już dawno nie słyszałem, żeby z nerwów głos mu drżał, powstrzymywał się, żeby na mnie nie krzyczeć.
- Dobrze Bill, nie denerwuj się. Jedź do brata.
Skinąłem tylko głową, dzwoniąc po Sakiego.

*

Kiedy Bill wyszedł i zostałem sam, miałem mnóstwo czasu na przemyślenia. Pielęgniarka przyniosła mi posiłek i podała leki przeciwwymiotne, które zalecił lekarz. To miało pomóc mi utrzymać pokarm w żołądku i szybciej wrócić do zdrowia. Objadałem się naprawdę konkretnie, bo przez cały ten czas, choć się głodziłem, to apetyt mi dopisywał, dlatego to też była dla mnie tortura musieć sobie ograniczyć porcje, tylko dlatego, żeby ich nie zwracać.
Po jedzeniu siedziałem na łóżku, grzebiąc w komórce i przeglądając strony internetowe. Jednak ciągle myślami uciekałem do Billa, kiedy obaj spaliśmy tu w tym łóżku, a ja wariowałem i sam nie wiem, co się ze mną działo. Dziwnie się czułem, zupełnie nie wiem, czemu obecność Billa tak nagle na mnie działała. Denerwowałem się, jakbym właśnie miał zamiar coś mu zrobić i przez to, że czułem się coraz bardziej zdenerwowany, zacząłem myśleć nad tym, co Muna kazała nam robić. Muszę przyznać, choć nie powinienem, że było mi dobrze z Billem. Gdyby tylko nie był moim bratem i mężczyzną, związek z nim miałby same zalety. Znaliśmy się bardzo dobrze, mieliśmy te same cele, do których dążyliśmy, no i… chyba mnie podniecał. Nie czułem do niego miłości, to zupełnie nie to. Pożądanie? Być może, chociaż to za dużo powiedziane. Tak w ogóle naszła mnie dziwna myśl. Zastanawiałem się, czy gdybym mu zaproponował, żebyśmy to zrobili, zgodziłby się? Korciło mnie tak bardzo zadać mu to pytanie, że nawet zacząłem go wypytywać, jakie jest jego zdanie o tym, co robiliśmy, ale w końcu stchórzyłem. Po jego minie zdałem sobie sprawę, że może on chce o tym zapomnieć. W końcu, co niby miało być dla niego przyjemne, kiedy pchałem w niego? Ja na jego miejscu życzyłbym sobie utraty pamięci, żeby tylko nie pamiętać tego.
Z moich dziwnych rozmyślań wyrwał mnie Gordon.
- Mogę? – zapytał, wsadzając w lekko uchylone drzwi tylko samą głowę.
- Wchodź – powiedziałem i odłożyłem komórkę. – A gdzie mama? – zapytałem, bo myślałem, że przyjechali razem.
- Poszła do lekarza wypytać się, jak się czujesz.
- Do lekarza? – zdziwiłem się. – To chyba mnie się powinna pytać jak się czuję, a nie lekarza. Co on jej może powiedzieć na ten temat?
- No wiem, też jej to mówiłem, ale wiesz, jaka jest twoja mama.
Westchnąłem, spuszczając głowę i wlepiając wzrok w swoje ręce.
- A jak się czujesz, Tom? – zapytał.
Spojrzałem na niego, wzruszając ramionami.
- Nie wiem. Chyba lepiej. Dużo śpię.
- Pewnie po lekach.
- Tak, po morfinie. Nie chcą mi tu dać heroiny. Poprosiłbym Billa, żeby mi przywiózł z domu, ale…
- To nielegalne – wtrącił się Gordon.
- No właśnie, dlatego nie chcę go już stawiać w takiej sytuacji.
- Bill bardzo się o ciebie martwi. Źle to wszystko znosi.
- Wiem, widzę.
- Posłuchaj, Tom, zdaję sobie sprawę, że pewnie nie chcesz już słyszeć nic więcej na ten temat, ale zawsze rozmawiamy szczerze. – Kiwnąłem mu głową, zgadzając się z tym, co mówił – Powiedz mi, Tom, co chcesz robić po wyjściu ze szpitala?
- Nie wiem. Wszyscy liczycie na to, że poddam się odwykowi.
- Chcemy dla ciebie jak najlepiej.
- Ja to wiem, rozumiem. I dziękuje wam, że mnie motywujecie. Tylko że to nie jest takie proste, jak ci się wydaje.
- Nikt cię do niczego siłą nie zmusi ani nikt nie będzie ci tu dawał żadnych ultimatów lub kazał robić coś z myślą dla kogoś. Chcę, żebyś o tym wiedział. Pomyśl nad tym, Tom, masz teraz mnóstwo czasu, żeby to przemyśleć. Zrób to dla siebie, uwolnij się od tego. Bo przyznaj sam, to chyba nie jest życie, o jakim marzyłeś.
- Nie – pokręciłem głową. Gordon zawsze potrafił ze mną rozmawiać w ten swój specyficzny sposób. Nigdy nie narzucał mi swojej woli. Potrafił każdy problem przedstawić z kilku perspektyw. Zawsze mnie to w nim intrygowało, jakby wszystko, z czym się do niego zwracałem, sam przeżył i mówił to z własnego doświadczenia.
- Pomyśl o tym, Tom. – Skinąłem głową. W tym samym czasie do pokoju weszła mama.
- Dzień dobry kochanie. Jak się czujesz?
- Lekarz ci nie powiedział? – odparłem z ironią w głosie.
- No właśnie rozmawiałam z nim. Powiedział, że całkiem dobrze.
Ciekawe, tylko, czemu ja miałem odmienne zdanie na ten temat?
- Gorąco tu strasznie. Gordon, poszukałbyś tu jakiegoś automatu i kupił mi coś do picia?
- Jasne.
- Dziękuję.
Przyglądałem się jej i czułem, że wyprawienie stąd Gordona, to był tylko pretekst.
- Rozmawiałam z lekarzem o twoim odwyku. Powiedział, że za kilka dni będziesz na tyle silny, żeby go przejść.
- Nie zamierzam poddawać się żadnemu odwykowi.
- Kochanie, ja wiem, że się boisz, ale to dobry moment. Jesteś już w szpitalu, pod opieką lekarzy, wszyscy ci w tym pomożemy.
- Powiedziałem nie!
- Ale dlaczego?
- Bo nie chcę! Nie rozumiesz tego? – Zdenerwowała mnie już. Załatwiała wszystko za moimi plecami, jakbym był jakiś niepełnosprawny albo umysłowo chory.
- Ale dlaczego?
- Bo podoba mi się życie na haju – odparłem oczywiście na złość, bo wcale nie podobało mi się to, co przechodziłem przez ostatni miesiąc.
- Dlatego uważam, że nie jesteś w pełni odpowiedzialny za to, co się z tobą dzieje. Wstępnie ustaliliśmy z lekarzem, że odstawisz morfinę w przyszłym tygodniu.
Zeskoczyłem z łóżka i podszedłem do niej. W jednej sekundzie tak mnie wnerwiła, że miałem ochotę ją uderzyć, pierwszy raz w życiu.
- Słucham? Powtórz to jeszcze raz, bo chyba się przesłyszałem.
- Wiem, że jesteś teraz na mnie zły i tego nie rozumiesz, ale po wszystkim będziesz mi jeszcze za to wdzięczny.
- Wybij sobie z głowy, że poddam się jakiemuś odwykowi.  Jeśli to zrobię, to sam zdecyduję, jak i kiedy. I ani ty, ani ktokolwiek inny nie będzie tego robił za mnie.
- Tom…
- Przywiozłaś mi jakieś ubranie?
- Ubranie? – zdziwiła się.
- Tak, cokolwiek, spodnie, buty, bluzę, przywiozłaś?
- Nic nie mówiłeś. Po co ci ubranie?
- Wracam do domu – rzuciłem.
- Oszalałeś?
- Nie. Koniec z tym niańczeniem!
- Tom! – Chwyciła mnie za rękę, próbując zatrzymać.
- Puść mnie! – Szarpnąłem się.
- Tom, opamiętaj się!
- Powiedziałem, puszczaj mnie – odepchnąłem ją od siebie aż upadła na łóżko, gdyby nie ono pewnie leżałaby już na ziemi, ale tak się zdenerwowałem, że nie panowałem już nad sobą. Pierwszy raz w życiu podniosłem rękę na mamę. Poczułem się jak śmieć w tym momencie, uświadamiając sobie, co właśnie zrobiłem. Złapałem komórkę z szafki i uciekłem z pokoju, wybiegając na korytarz, a potem na schody.
Byłem tak roztrzęsiony, że ręce mi się trzęsły, a serce czułem w gardle. Tylko jedna myśl ciągle krążyła mi po głowie: muszę się stąd wydostać i to jak najprędzej. Jeśli tego nie zrobię, siłą mnie tu będą przetrzymywać i poddadzą odwykowi, a ja nie czułem się na siłach przez to przechodzić.
Wybrałem w pośpiechu numer do Billa, wiedziałem, że jest teraz prawdopodobnie u psycholożki, ale zamierzałem do niego dzwonić tak długo, aż odbierze.
- Co się stało? – zapytał, odbierając.
- Gdzie jesteś?
- U psychologa, przecież wiesz. Co się dzieje, Tom? Czemu dzwonisz? Przecież mówiłem ci, że będę u ciebie wieczorem.
- Zabierz mnie stąd. Natychmiast! Rozumiesz, Bill? Nie zostanę tu ani minuty dłużej.
- Co?
- Przyjedź po mnie, nie mam tu żadnych swoich ubrań – dukałem. Czułem, że mentalnie rozpadam się na kawałki. W tej chwili on wydawał się jedyną osobą, której mogłem w pełni zaufać.
- Uspokój się, zaraz będę. Nigdzie się stamtąd nie ruszaj. Słyszysz?
- Słyszę. Pośpiesz się, Bill. Czekam – rozłączyłem się, siadając na schodach. Miałem nogi jak z waty. Do tego było mi niedobrze i chyba tylko, dlatego że dostałem lek przeciwwymiotny, jeszcze się nie zwymiotowałem. Zacząłem głęboko oddychać, musiałem się jakoś opanować.
Nie wiem, ile tak siedziałem na tych schodach, może z pół godziny. W międzyczasie dzwonił do mnie Gordon i mama, ale nie odbierałem od nich. Kiedy jednak zadzwonił do mnie Bill, od razu mi ulżyło.
- Tom, gdzie jesteś?
- A ty?
- Jestem w szpitalu, w twojej sali, ale cię nie ma.
- Jesteś sam?
- Tak, ale, o co chodzi?
- Widziałeś się z rodzicami?
- Widziałem, jak odjeżdżali z parkingu.
- Do domu?
- Nie wiem.
- Jestem na schodach między piętrami. Możesz tu przyjść?
- A co ty tam robisz?
- Nie pytaj, proszę, tylko przyjdź po mnie.
- Już idę.
Po chwili usłyszałem odgłos otwieranych drzwi.
- Tom? – zawołał mnie.
- Tu jestem – odezwałem się, a Bill zbiegł do mnie.
- Boże, Tom, co się stało? – Objął mnie, mocno do siebie przytulając.
- Zabierz mnie do domu.
- Co ty mówisz?
- Proszę cię, żebyś mnie zabrał do domu. Mam dosyć już tego szpitala.
- A co na to lekarz?
- W dupie mam lekarza. Zresztą wszystko mam już w dupie. Chcę do domu.
- Dobrze, spokojnie. Boże, zimno ci? Cały drżysz.
- Nie wiem.
Zdjął kurtkę.
- Masz, ubierz ją – zaczął mi ją nakładać. W tym momencie zaczął dzwonić jego telefon, spojrzeliśmy na siebie, a Bill spojrzał na wyświetlacz.
- To mama.
- Nie odbieraj – powiedziałem.
- Lepiej będzie, jak odbiorę.
Westchnąłem.
- Słucham… Nie, mamo… Jestem u Toma… Zabieram go do domu… Nie… Nie… On jest dorosły, może sam o sobie decydować… Nie… Nie ustąpię i nie będę go do niczego namawiał… Mamo, ty nie rozumiesz… Przestań płakać, bo nic nie rozumiem… Tom cię kocha. Zdenerwował się tylko… To dlatego, że ciągle starasz się za niego decydować… Dobrze… Nie martw się, poradzimy sobie… Saki nas przywiezie… Pa.
Prychnąłem.
- Możesz mi powiedzieć, co się stało? – Zapytał kompletnie zdezorientowany.
- Możesz się chyba domyślić. Plus to, że ją popchnąłem, aż upadła na łóżko. – Znieruchomiał, kiedy to usłyszał. – Co tak patrzysz? Zdenerwowała mnie.
- Wiesz, co? Bez względu na to, co się stanie, będę po twojej stronie, ale mama jest dla mnie tak samo ważna, jak ty. Nie chcę być zmuszony wybierać między wami, możesz mieć to na uwadze?
- Mogę. Przepraszam. Wracajmy już do domu, dobrze? – Zaczynałem odczuwać ból. Coraz mniej morfiny krążyło w moich żyłach i powoli zbliżał się czas, kiedy musiałem coś zażyć i nie miało już znaczenia czy to będzie morfina w szpitalu, czy heroina w domu, fakt był tylko jeden, zbliżał się na to czas.
Wróciliśmy z Billem do mojej sali. Zebraliśmy wszystkie rzeczy. Bill zadzwonił do Sakiego prosząc go, żeby pomógł nam zabrać te kilka toreb, które mama zdążyła tu przytaszczyć w ciągu tych trzech dni.
W spodniach dresowych, w których mnie tu przywieziono i w Billa kurtce zjechaliśmy windą na podziemny parking. Kilka minut później byłem już w domu, ale rodziców nie było. Przyjechali chwilę po tym, jak wstrzyknąłem sobie heroinę, po której ścięło mnie natychmiast. Jednak morfina była o wiele słabsza, ledwo dotarłem do łóżka. Padłem, nawet się nie nakrywając. Słyszałem tylko, jak za ścianą jak Bill rozmawiał z mamą, chyba nawet stali w drzwiach mojego pokoju, a on jej mówił, żeby zostawiła mnie teraz w spokoju. Płakała. Dobrze, że zasnąłem, bo nie zniósłbym jej szlochania, zachowałem się jak zwyrodniały syn i tak też się czułem.
Przez kolejne dwa dni prawie w ogóle nie wychodziłem ze swojego pokoju. Bill przynosił mi jedzenie, którego prawie nie jadłem, z wiadomych powodów. Warczałem dosłownie na każdego, kto choćby otworzył drzwi do mojego pokoju. W ogóle nie panowałem już nad nerwami. Chyba tylko bliźniak najlepiej to znosił, bo choć opieprzyłem go już kilka razy, to nadal do mnie przyłaził. Mama zrezygnowała po wczorajszej akcji, kiedy jasno jej powiedziałem, a raczej wykrzyczałem, że kiedy drzwi do mojego pokoju są zamknięte, nie ma prawa tu nawet zajrzeć, po czym na koniec trzasnąłem z całej siły drzwiami, mając nadzieję, że wystarczająco jasno dałem jej tym gestem do zrozumienia, czego od niej oczekuję. Dla ścisłości muszę powiedzieć, że nie byłem z siebie ani odrobinę dumny. Doprowadziłem do sytuacji, że cała rodzina zaczęła się mnie obawiać. Każdy uważał na to, co mówił i robił, tylko dlatego, żebym się nie wściekł, a i tak wkurwiałem się z byle powodu, i o wszystko. Dziś też wybitnie wszystko działało mi na nerwy, bo rano wstrzyknąłem sobie ostatnią dawkę narkotyku i czekała mnie wyprawa do DJ’a, na którą nie miałem ochoty ani siły.
Od przynajmniej dwóch godzin leżałem, słysząc miarowe tykanie zegara, jakby wwiercało mi się to w mózg. Choć wszystko mnie bolało, poderwałem się z łóżka i podszedłem do ściany, na której wisiał i jednym sprawnym ruchem ściągnąłem go, wyciągając baterie, po czym rzuciłem w kąt pokoju. Położyłem się z powrotem na łóżko. Nareszcie cisza. Nareszcie nie słyszałem tego cholernego tykania, przez które miałem wrażenie, że za każdym tyknięciem coś boleśnie wzbija mi się w mózg. Odetchnąłem, ale nie dane mi było pocierpieć w samotności, bo usłyszałem, że ktoś zagląda do mojego pokoju, po czym wślizguje się do niego, bardzo cicho, zupełnie jak kot i siada na ziemi koło łóżka, blisko mnie. Poczułem delikatny zapach jego perfum, nie był intensywny, zwietrzał, ale to właśnie teraz przemieszany z zapachem jego skóry najbardziej trafiał do moich zmysłów. Otwarłem oczy i spojrzałem na niego.
- Bill, co ty tu robisz?
- Mogę tu z tobą posiedzieć? Będę cicho, nawet nie zauważysz, że tu jestem.
Patrzyłem na niego, trzymał w ręku tablet.
- Co tam masz?
- Ebooka.
- Książkę?
- Yhym.
- O czym? – Nigdy nie przepadałem za czytaniem książek. Bill lubił, choć przez ostatnie kilka lat rzadko widziałem go, żeby jakąś czytał, nie było na to czasu. Kiedy mieliśmy wolne, ćwiczyliśmy albo nagrywaliśmy płytę. Nie wiem, dlaczego dopiero teraz to zauważyłem.
- To autobiograficzna powieść o miłości, łączącej piętnastoletnią francuską dziewczynę i trzydziestoletniego chińczyka.
Poprawiłem głowę na poduszce. Ból falami przychodził i odchodził, nie pozwalając mi zapomnieć o sobie, przez to też wierciłem się nerwowo, próbując znaleźć sobie pozycję, w której najmniej bym go odczuwał.
- Są tam sceny erotyczne? – zapytałem, zauważając lekki uśmiech na jego twarzy.
- Pewnie są, nie wiem, przeczytałem dopiero kilka stron.
- To czytaj na głos – powiedziałem. – Tylko od początku.
- Chcesz posłuchać?
- Yhym.
Uśmiechnął się i opierając się o łóżko, zaczął czytać.
- Więc słuchaj. Tytuł to: Kochanek.
Pierwsze, co sobie pomyślałem to, że to zupełnie jak my. Spojrzałem na jego twarz, zastanawiając się, czy wybrał tę książkę przypadkowo, czy miał w tym jakiś ukryty cel.

Pewnego dnia, byłam już wtedy w podeszłym wieku, podszedł do mnie w holu gdzieś w miejscu publicznym jakiś mężczyzna. Przedstawił się i powiedział: „Znam panią od dawna. Wszyscy mówią, że za młodu była pani piękna, przyszedłem powiedzieć, że dla mnie jest pani piękniejsza teraz niż w młodości, że dawna pani twarz młodej kobiety mniej mi się podobała niż dzisiejsza, zniszczona…

Billa głos przeniósł mnie w świat tej kobiety. Oczami wyobraźni zobaczyłem obraz z każdego pojedynczego zdania. Sposób, w jaki czytał, sprawiał, że się uspokajałem i zapominałem o bólu, zupełnie tak, jakby to jego głos stawał się teraz moim narkotykiem.

Wytworny mężczyzna wysiadł z limuzyny, pali angielskiego papierosa. Przygląda się młodej dziewczynie w męskim kapeluszu i złotych pantofelkach. Zbliża się do niej powoli. Jest onieśmielony, to widać. Nie od razu się uśmiecha. Od razu proponuje jej papierosa. Ręka mu drży. Różnią się rasą, on nie jest biały, musi przezwyciężyć tę różnicę i dlatego drży. Ona mówi, że nie pali, nie, dziękuje…

- Bill? – Do pokoju zajrzała mama – Tu jesteś. Co robicie? – Była zaskoczona, widząc go w moim pokoju, bo zwykle wszystkich z niego wyrzucałem. Musiałem zostać sam, tylko wtedy byłem w stanie dostatecznie skupić się i zapanować nad bólem. A kiedy nawet to nie pomagało, nikt przynajmniej nie widział, jak zwijam się z bólu i krzyczę, ukrywając twarz w poduszce lub kołdrze.
- Czytamy książkę – powiedział. Nigdy nie zapomnę jej wzroku, jakby niezrozumiała, co do niej mówił.
- Książkę?
- Tak, ebooka. Czytam Tomowi.
- Może coś zjecie? Przynieść wam do pokoju?
- Nie chcemy jeść. Przerwałaś nam – rzuciłem ostro, znowu się unosząc.
- Przepraszam. Jeśli zmienicie zdanie, zawołajcie, przyniosę wam – mówiąc to, zamknęła drzwi.

*

Spojrzałem na Toma, zaciskał zęby.
- Martwi się, nie chciała cię zdenerwować.
- Nie potrzebuje jej litości. Prosiłem ją tyle razy, żeby nie właziła do pokoju, kiedy drzwi są zamknięte. Tak trudno to zapamiętać?
- Szukała mnie, dlatego weszła. – Broniłem mamy. Nie rozumiałem, czemu Tom, był do niej tak negatywnie nastawiony.
- Nawet nie zapukała. Zresztą nieważne. Czytaj dalej, bo przerwała w najlepszym momencie, jak zwykle.
Westchnąłem.
- Na czym skończyłem?
- Że ją rozbierał.
- Ach, okej, już mam.

Zerwał sukienkę, rzuca ją, zerwał malutkie figi z białej bawełny i tak obnażoną niesie na łóżko! I wtedy odwraca się w drugą stronę i płacze. A ona powoli, cierpliwie obraca go ku sobie i zaczyna rozbierać. Robi to z zamkniętymi oczami. Powoli. On chce uczynić ruch, żeby jej pomóc. Ale ona prosi, żeby się nie ruszał. Pozwól. Mówi, że chce to zrobić sama. Robi to. Rozbiera. Gdy go o to prosi, on delikatnie przesuwa swe ciało w łóżku tak lekko, jakby nie chciał jej zbudzić. Skóra ma wspaniałą gładkość. Ciało jest chude, bezsilne, niemuskularne, jakby wracające do zdrowia po przebytej chorobie, bezwłose, niemęskie prócz płci, bardzo słabe, jakby bezbronne wobec zniewagi, cierpiące. Ona nie patrzy mu w twarz. Nie ogląda go. Dotyka. Dotyka gładzizny płci, skóry, piersi złocisty kolor, nieznaną nowość…

Czytałem każdą kolejną stronę, a on słuchał i obserwował mnie. Ile razy zerknąłem przelotnie na niego, tyle razy natykałem się na jego spojrzenie. Dałbym wiele, żeby wiedzieć, o czym w tym momencie myślał.
- Wystarczy na dzisiaj. - Przerwał w pewnym momencie.
- Zmęczyłem cię tym czytaniem?
- Nie. Lubię cię słuchać, ale muszę wyjść. – Wiedziałem, dokąd i po co.
- Przestało cię boleć?
- Nie, ale da się wytrzymać. Przestałoby całkiem, gdybym zażył więcej. Tylko że już nie mam.
Bałem się mu cokolwiek zasugerować, żeby tylko go nie zdenerwować. Po tym, co nam zrobili i tak dziwiłem się, że byłem jedyną osobą, która mogła bezpiecznie przebywać w jego towarzystwie, na którą nigdy nie podniósł ręki, bo nawet mamę pchnął. Dlatego teraz milczałem, patrząc z bolącym sercem, jak podnosi się z łóżka z grymasem bólu na twarzy i naciąga na coraz chudsze ciało spodnie. A potem obszerną czarną bluzę z kapturem i czapkę, ukrywając pod nią włosy.
- Iść z tobą? – zapytałem niepewnie, a on spojrzał na mnie.
- Nie. Nie chcę, żebyś się w to mieszał. Niedługo wrócę - rzucił i wyszedł z pokoju.
Podszedłem do okna, obserwując, jak wychodzi, a chwilę później znika mi z oczu na tyłach domu.

*W odcinku zostały wykorzystane fragmenty autobiograficznej powieści Marguerite Duras pt: „Kochanek”

8 komentarzy:

  1. Matkooo!! Odcinek jest GE-NIA-LNY!!!! Mam tyle emocji w głowie, że łooo. Dzisiejszy rozdział zrobił na mnie piorunujące wrażenie zwłaszcza jak Bill zaczął czytać książkę :)
    Cieszę się, że wprowadziłaś perspektywę Toma co znacznie mnie rozbudziło gdyż pokazałaś targające nim emocje i uczucia jaki żywi w stosunku do bliźniaka. Mam jedno zastrzeżenie co do stosunku Toma do matki, ja rozumiem że emocje i inne czynniki na to wpłynęły ale czy na serio musiałaś aż tak to przedstawiać? Serio nie rozumiem twojego toku pisania.
    Z tego rozdziału wynika, że i Tom i Bill pragną siebie nawzajem co bardzo mnie cieszy, że pokazałaś to tak wprost. Może w następnym coś się pomiędzy nimi odważniejszego wydarzy niż czytanie książki, która swoją drogą wprowadziła bardzo, że tak powiem intymny nastrój pomiędzy nimi.
    Co do tego, że Bill jest bardzo ważną osobą w życiu Toma to wiemy wiec nie dziwi mnie to, że jako jedyny jest tolerowany przez niego ale serio popchnąć własną matkę w złości? to już nawet mój brat by tak nie zrobił....
    Mam radochę jak czytam ten rozdział choć muszę ci powiedzieć, że choć długi był mi on zleciał tak szybko, że aż sama nie wiem czy go przeczytałam :D
    Jestem pełna przedziwnych nadziei co do przyszłości więc mnie nie zawiedź. Liczę na ciebie :*
    Kiruś <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że reakcja Toma co do matki była gwałtowna, ale taka miała być. Chciałam przez to pokazać, jak życie Toma przez narkotyki wali się na każdej płaszczyźnie. Jak nie panuje już nad emocjami i strachem. Do czego prowadzi jego upór, ile traci wybierając narkotyki, a nie tych którzy oddalali by za niego nawet życie.Ale nie martw się, Simona nie ma mu tego za złe, a on jeszcze będzie maił okazję przeprosić ją za swoje zachowanie. :)

      Usuń
  2. Zarąbisty odcinek. zresztą jak kazdy twój.
    Bill zaczyna działać i dawać bratu znaki, że o nim mysli nie jak o bracie.
    Jak na poczatku Tom zadzwonił do blixniaka to już sie bałam, ze coś sie stało.
    Nie wiem, co mogłabym jeszcze napisać, bo ostatnio mam pustkę w głowie.
    Weny życze
    KOEK
    Ps. U mnie next

    OdpowiedzUsuń
  3. Za "Kochanka" i konstrukcję odcinka: * * * * !

    Ri

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten odcinek był po prostu taki kochany <3
    I w dodatku te fragmenty "Kochanka". Przyznam, pierwszy raz słyszę o tej książce, jednak nie zmienia to faktu, że bardzo przypomina mi mój własny styl pisania. Choć moja znajoma prędzej porównałaby mnie do Poego. Ale to nie ważne, bo ja chyba wiem lepiej, nie...?
    No i książka ta wpasowuje się tu po prostu idealnie. Nic dodać, nic ująć. Masz naprawdę wieli talent. C:
    Pozdrawiam i życzę weny,
    Nieve.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Książkę polecam zwłaszcza, że jest tak króciutka, że można ją w godzinne przelecieć. A jeśli sposób w jaki jest napisana sprawia, że ciężko się ją komuś czyta i nie do końca ogarnia o co chodzi, to może obejrzeć film pod tym samym tytułem, też polecam. :)
      W każdym razie wrzucenie fragmentów do opowiadania nie jest przypadkowe, tak samo jak wybór tytułu :) ale to już pewnie wszyscy zauważyli, po tym odcinku. Tak, że mam nadzieję, że jeszcze nie raz Cię zaskoczę :*

      Usuń
  5. Z pewnością książkę przeczytam, jak tylko namierzę ją w księgarni/bibliotece C: A odnośnie stylu - sądzę, że jest to kwestia doboru słów i konstrukcji zdań, bo styl ten jest niezaprzeczalnie cudny. Wprowadza ciekawy nastrój. A choćby twój styl zdaje się być perfekcyjnie dopracowany - łatwo się czyta twoje opowiadania, zapamiętuje, no i oczywiście wciągają czytelnika, że aż przestaje myśleć o czymkolwiek innym.
    Jak się nad tym zastanowić, to przynajmniej u mnie tak jest, przez co strasznie łatwo mnie zaskakujesz, na co nie dopuściłabym w żadnym innym opowiadaniu. xD Mogę ci więc tego pogratulować. C:

    Nieve~

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*