Informacja

KIEDY NOWY ODCINEK?

W niewoli uczuć (23) - Soon :D




INFORMACJA


PDF do ściągnięcia
Klik





Obserwatorzy

wtorek, 24 lutego 2015


Witajcie kochani
Dziś odcinek krótki, bo mnie w robocie zawalili duperelami i choć miałam w planie, wrócić popołudniu do domciu i spokojnie dopisać resztę, to wyszła z tego dupa, bo dopiero co weszłam do domu i nie mam już na to czasu, ale wrzucam wam, to co mam, żebyście chociaż trochę wiedzieli co dalej. Następny odcinek z perspektywy Billa.
Wasza Niki.



Odcinek 34



W samochodzie, choć siedzieliśmy obok siebie, nie było nawet jak się do siebie odezwać, jeśli chodzi o kwestie tego pocałunku. Bill wyraźnie czuł się zagubiony i był strasznie zdenerwowany. Jedyne, co mogłem w tej sytuacji zrobić, to położyć mu dłoń na ręce, a kiedy zaskoczony tym gestem spojrzał na mnie, uśmiechnąłem się do niego, chociaż nie wiem, czy to go chociaż trochę uspokoiło.
- Masz strasznie zimną rękę – szepnąłem mu do ucha i zacisnąłem mocniej rękę, starając się mu ją ogrzać.
- Jest zimno – odpowiedział półgłosem.
- Nie. Denerwujesz się. Tylko zastanawiam się, który z dwóch możliwych powodów jest dla ciebie bardziej stresujący.
Spojrzał na mnie, marszcząc brwi.
- Będzie dobrze, nie martw się. Za dwa dni będę znowu panem własnego życia. – O tym wyznaniu i pocałunku, postanowiłem teraz nie wspominać.
Westchnął. Nie rozumiałem, czemu w tej kwestii tak wątpił. Zaczynał panikować, jakby ten odwyk miał mnie zabić, a przecież nie byłem pierwszym ani ostatnim, który poddaje się detoksykacji.
Dojechaliśmy w końcu do kliniki.
Zakwaterowano mnie w jednym z pokoi, w którym były dwa łóżka, zapewne drugie dla Billa.  W ogóle pokój nie przypominał sali szpitalnej, w której ostatnio byłem, bo gdyby na podłodze leżał jeszcze jakiś dywan, byłoby prawie jak w hotelu. Był tu telewizor, który wisiał pod sufitem i łazienka z prysznicem, a z okna był widok na ogród, który, choć o tej porze roku nie prezentował się zbyt okazale, przykuwał wzrok swoim wyglądem.
- O której zażyłeś ostatnią dawkę? – zapytał lekarz, wchodząc z plikiem kartek do pokoju.
- O osiemnastej – odpowiedziałem.
- Dobrze.  – Powiedział pod nosem, notując to w dokumentach. - Najprawdopodobniej dopiero w nocy zaczniesz odczuwać pierwsze oznaki braku narkotyku. Jutro rano przeniesiemy cię do specjalnej sali. Tam będziemy cię monitorować i czuwać nad przebiegiem całego procesu. – Kiwnąłem głową, zgadzając się. – A ty Bill, na pewno chcesz na to patrzeć? - Tym razem mówiąc to, spojrzał na brata.
- Tak. Nie zostawię go samego w takiej chwili.
- To może być ponad twoje siły. – Ostrzegł go. -  Zwykle prosimy rodzinę, żeby nie była w takich chwilach.
- Będę z nim – odparł twardo.
- No dobrze, zawsze możesz w trakcie zmienić zdanie. Nie chcę, żebyś w przypływie uczuć zaczął nas błagać o narkotyk dla brata.
- Nie poproszę – zaparł się.
- W porządku, zajrzę tu później.
Obaj patrzyliśmy, jak wychodzi z pokoju.
- Bill? – odezwałem się do brata. Spojrzał na mnie. – Obiecaj mi coś?
- Co?
- Obiecaj mi, że nawet gdybym cię błagał o narkotyk, to nie zgodzisz się, żeby mi go podali.
- Tom…
- Obiecaj! Bez względu na to, co będę mówił, krzyczał, nawet jeśli będę cię wyzywał i płakał, czy nawet zwijał się tam z bólu.
- Tom, nie każ mi…
- Jeśli mnie kochasz, to mi to obiecaj! – Wiem, to było nie fair z mojej strony, a jego mina tylko to potwierdzała, ale musiałem mieć taką gwarancję, że on dopilnuje tego, nawet jeśli miałbym umrzeć. Lepiej, żebym wyzionął ducha teraz niż za kilka lat w męczarniach, po tym, jak najpierw zostaniemy bankrutami, a później każdy organ w moim ciele zacznie po kolej odmawiać posłuszeństwa, każąc mu na to patrzeć, dzień po dniu. Wolałem mu tego zaoszczędzić.
- A jeśli…
- Jeśli pisana jest mi śmierć, to wolę umrzeć teraz niż w męczarniach później.
- Tom!
Podszedłem do niego i objąłem mocno do siebie, przytulając.
- Dam radę, zobaczysz. Wszystko będzie dobrze. No już rozchmurz się, bo zaczyna mi się udzielać twój nastrój.
- Przepraszam.
Do sali weszła pielęgniarka, zabierając mnie do pokoju zabiegowego. Co sześć godzin mieli mi pobierać krew, żeby wiedzieć, jak metabolizuje się narkotyk w moim organizmie. Do tego przykleili mi na klatce piersiowej dwie elektrody, które były tak małe, że w ogóle ich nie czułem.
Kiedy wróciłem do sali, Bill siedział na parapecie okna i patrzył na ogród.
- Już jestem – powiedziałem, a on spojrzał na mnie.
- Szybko – stwierdził.
- Bo to niedaleko. Na końcu korytarza. Masz fajki? – zapytałem, przez najbliższe sześć godzin nikt mi żadnymi badaniami nie będzie zawracał głowy, więc nie musiałem siedzieć tu i czekać nie wiadomo na co. W tej chwili miałem ochotę wyskoczyć do tego ogrodu przewietrzyć się i zapalić sobie, bo już wcześniej zauważyłem z okna kilka osób, które tam paliły.
- Mam – odparł.
- No to idziemy. - Chwyciłem kurtkę i ruszyłem do wyjścia.
- Usiedliśmy sobie na jednej z ławek i zapaliliśmy. Bill nadal mało się odzywał, a ja nie miałem już pomysłu, jak go rozweselić. Zapewne w nocy i mnie udzieli się jego nastrój, zważywszy, że zacznę odczuwać pierwsze oznaki głodu, ale teraz nie chciałem o tym myśleć, a on wcale mi w tym nie pomagał. Długo nie posiedzieliśmy, bo zaczęło kropić, tak że wróciliśmy do budynku, szwendając się jeszcze po całym obiekcie. Przerwała nam oczywiście mama, dzwoniąc do Billa z pytaniem, gdzie jesteśmy? Bo ona czeka już od jakiegoś czasu w pokoju, a nas ciągle nie ma.
Rodzice siedzieli do wieczora. W końcu Bill kazał im wracać i nie przychodzić, dopóki nie zadzwoni do nich. Nawet nie wiedział, jak byłem mu za to wdzięczny. Cały dzień niby nic nie robiłem, ale byłem zmęczony już samym faktem, że przebywałem w tym szpitalu, a rodzice jeszcze tylko się dołożyli, zadręczając mnie setkami pytań, na które przynajmniej z połowę ja sam nie znałem odpowiedzi. O dwudziestej, przyszła pielęgniarka pobrać mi kolejny raz krew. Miałem założony już wenflon, więc nie musiała mnie już kłuć, choć po tych trzech miesiącach już prawie tego nie czułem.  Po dwudziestej pierwszej przyszedł też lekarz.
- Jak się czujesz? Zaczynasz już odczuwać potrzebę zażycia?
- Jeszcze nie.
- W próbce stężenie znacznie się obniżyło, niedługo się zacznie. Zajrzę do was rano, ale gdyby było źle, dajcie znać pielęgniarce, będzie dyżurować całą noc, więc w razie czego wezwie mnie.
- Jasne – odparłem.
- Spróbujcie się przespać, obaj, póki jeszcze możecie.
Nie wiem jak Bill, ale ja padłem jak długi. Ostatnie, co zapamiętałem, to, że ktoś, zapewne Bill przykrywa mnie, a potem nie było już nic.
Ocknąłem się gdzieś w środku nocy. Serce waliło mi jak oszalałe, to pierwsze oznaki braku narkotyku. Byłem też cały spocony i było mi gorąco. Odwróciłem głowę w stronę drugiego łóżka, na którym spał Bill i usiadłem, zdejmując z siebie bluzę. Robiło się powoli nieciekawie. Wstałem po cichu i poszedłem do toalety. Kiedy się załatwiłem i zerknąłem w lustro nad umywalką, zobaczyłem w odbiciu Billa, aż się wzdrygnąłem.
- Bill, czemu nie śpisz? – Odwróciłem się do niego.
- Zaczyna cię boleć? – zapytał wyraźnie zaniepokojony.
- Nie - pokręciłem głową. – Gorąco mi tylko i pić mi się chce. Oprócz tego wszystko na razie w porządku. Tylko trochę puls mam podwyższony, ale to też normalne. Zawsze tak mam, kiedy we krwi maleje stężenie narkotyku.
Nic nie odpowiedział, stał i przyglądał mi się. Zastanawiałem się, czy dobrze zrobiłem, godząc się, żeby był przy mnie. Jego mina wyrażała przerażenie, a jeszcze nic takiego się ze mną nie działo. Wątpiłem, że jest gotowy na oglądanie mnie w takim stanie, ale wiedziałem, że im bardziej będę teraz nalegał, żeby pojechał do domu, tym bardziej będzie się upierał, żeby ze mną zostać. Potrzebowałem go, ale jednocześnie bałem się o niego, jeśli coś mi się stanie, jeśli tego nie przeżyję, bo i z taką możliwością musiałem się liczyć, on umrze tam razem ze mną. Jeśli nawet nie od razu, to długo nie zostanie na tym świecie i strasznie przerażała mnie ta myśl. Zwłaszcza że, nie miałem żadnego argumentu, żeby kazać mu żyć i cieszyć się wszystkim, co przyniesie mu reszta życia, ale już beze mnie.
- Co to za mina? – zapytałem, próbując rozładować tę ciężką atmosferę. – Nie jest źle. Sądziłem, że będę się czuł znacznie gorzej – powiedziałem i odwracając się w stronę umywalki, odkręciłem wodę, przemywając twarz. Kiedy spojrzałem kolejny raz w lustro, już go nie było w łazience. Za to zauważyłem, że moje dłonie drżą.
Wróciłem do pokoju. Bill siedział na łóżku, grzebiąc w komórce.
- Która godzina? – zapytałem, siadając koło niego.
- Dochodzi trzecia.
- Połóż się jeszcze.
- Ty się połóż. Ja i tak nie potrafię spać w szpitalu.
- Spałeś, zanim wstałem.
- To, że miałem zamknięte oczy, nie oznacza, że spałem.
- Billy – zmieniłem pozycję i położyłem się, kładąc mu głowę na kolanach. – Jesteśmy już bliscy celu. Jeszcze tylko kilka godzin dzieli nas od zwycięstwa – powiedziałem.
- Kilka najcięższych godzin, zwłaszcza dla ciebie. – Dotknął mojej twarzy, delikatnie gładząc mnie po policzku.
- Dam radę, czuję to – spojrzałem na niego.
- Drżysz Tom, zimno ci? – roztarł mi ramiona.
- Nie. To przez ten narkotyk, nie przejmuj się.
- Na pewno nie boli cię?
- Nie boli. Pogładź mnie jeszcze po twarzy, to było przyjemne – uśmiechnął się, po raz pierwszy odkąd przyjechaliśmy do kliniki. – Lubię, jak się uśmiechasz – powiedziałem.
- Tylko przy tobie potrafię się uśmiechać.
- A nie przesadzaj. Śmiejesz się przy każdej okazji, nie wiele ci trzeba.
- Ale szczerze potrafię się śmiać, tylko przy tobie.
Westchnąłem i wyciągnąłem rękę w kierunku jego twarzy, dotykając jego policzka. Czułem, jak drży mi ręka, ale Bill nie zwracał na to uwagi, choć z całą pewnością on też to czuł. Chłonął mój dotyk, a ja w ostatniej chwili powstrzymałem się przed powiedzeniem mu - kocham cię braciszku. Zamknąłem oczy, opanowując się. Już nie miałem żadnych wątpliwości, zakochałem się w nim po uszy. Gdybyśmy byli teraz w innym miejscu. Gdybym nie był już taki rozdygotany, skończyłoby się to, z goła inaczej. Tymczasem z wyznaniem mu, że czuję do niego, to samo, co on do mnie, musiałem powstrzymać się przynajmniej do zakończenia odtrucia. Nie mogłem mu powiedzieć, że go kocham, a potem umrzeć. Chociaż nie wiem, czemu ciągle myślałem o tej śmierci, jakbym coś przeczuwał.
 

13 komentarzy:

  1. "Gdybyśmy byli teraz w innym miejscu. Gdybym nie był już taki rozdygotany, skończyłoby się to, z goła inaczej."

    Oj, z goła, z goła by się to skończyło... ^^

    Mam nadzieję, że nie zabijesz nam Toma.

    Właściwie patrząc na wszystkie Twoje opowiadania, to widać, że zawsze to Tom obrywa najbardziej: w pierwszym pozwala się Billowi skrzywdzić fizycznie, w drugim zapada w śpiączkę, w trzecim znów Bill go krzywdzi, a teraz ten narkotyk... Chyba bardzo go "lubisz"... ;P

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty mnie weź kobieto nie strasz, ze mi tu Tom wykwituje, bo za zawał zejdę.
    A ten tekst, ze Bill tylko przy bracie potrafi sie szczerze śmiać był słodki.
    Nie wiem, co jeszcze mogłabym napisać, bo, pomijając fakt, ze mam dzisiaj totalny dezogar, za późno jest na myślenie.
    czekam na ta cholerę (czyt. Munę), bo im wczesniej sie pjawi, tym wcześniej będzie po niej. Znaczy mam taką nadzieje. W sumie to piorun cie tam wie, co wymyślisz dalej.
    Weny i czasu
    KOTEK

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz akurat to jest taki moment, że mogę uśmiercić Toma albo pozwolić mu żyć i... I cholernie korci żeby... :D

      Usuń
    2. ANI WAŻ MI SIĘ TKNĄĆ TOMA! ON MUSI ŻYĆ :/

      Usuń
  3. No chyba to będą jakieś jaja jak Tom umrze a Bill zejdzie się z DJ ;/

    OdpowiedzUsuń
  4. Na początku, pozwolę sobie stwierdzić, że to twoje najlepsze opowiadanie pod wieloma względami. Pod wlekoma jednak też odpychajace, ale ponieważ twoje opowiadania co do zasady opierają się na jakimś " nieszczesciu"da się do tego przyzwyczaić i potraktować, jak " twój znak firmowy" Mimo wszystko jednak, w tym chyba powoli zaczynasz przeginać. Trudno mi jest co prawda uwierzyć w domniemany śmierć, Toma bo tekst ma być przecież Twincestem, ale cały ogrom "zła " w tym opowiadaniu zaczyna, wzbudżąć we mnie do niego niechęć. Twoje opowiadania, traktuje, raczej jako odskocznią, gdy dzień nie był dla mnie zbyt łaskawy, lubię sposób w jaki piszesz, ale szkoda mi czasu na dobijanie. Mam więc nadzieję, że odpuscisz odrobinę i postaciom i sobie chyba też, bo taki pogrom negatywnych emocji, nie bierze się z nikąd...
    Pozdrawiam N.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogrom zła? Przecież jest tam masę zabawnych i seksownych scen, a całe opowiadanie bez odrobiny dramatyzmu i tego, że będziecie się martwić i myśleć nad każdym odcinkiem byłoby po trzech odcinkach nudne i nikt nie chciałby go czytać. Być może jesteś zbyt wrażliwa i chyba to opowiadanie raczej nie jest wskazane dla Ciebie, a wiedząc co będzie w następnym odcinku zdecydowanie nie jest ono dla osób wrażliwych.
      Nie mniej jednak, każde z moich opowiadań kończyło się, jak dotąd dobrze, więc raczej powodu do narzekania nikt tu nie powinien mieć.

      Usuń
  5. Mam nadzieję że Tomowi nic się nie stanie i będzie wiódł spokojne życie u boku swojego brata.
    Świetny rozdział.
    Dużo weny.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pożyjemy zobaczymy :)
      Zastanawiam się na którym z bliźniaków bardziej wam zależny, na Tomie czy na Billu? Którego stratę byście szybciej przeboleli, hmm?

      Usuń
    2. no weź nawet tak nie mów....

      Usuń
    3. Kolejny odcinek, będzie dla was na pewno ciężki do przetrawienia.

      Usuń

Bardzo dziękuje za komentarz. Każdy wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do dalszej pracy. :*