Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
2 miesiące temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
poniedziałek, 2 marca 2015
18:00
Witajcie Kochani
Na wstępie powiem, że wszyscy mnie
zaskoczyliście reakcją i komentarzami, już dawno nie sprawiliście mi takiej
przyjemności, że mogłam tak z wami sobie podyskutować i poznać wasze przemyślenia.
Dziękuję wam bardzo. Kocham was :*
Natomiast sprawa z Tomem wygląda
tak, że polecieliście wszyscy tokiem myślenia Billa, co było naturalne i
zamierzone. Pomysły, jakie wam przyszły do głowy, to było niesamowite, a
najlepsze jest to, że wszyscy założyliście, tak jak Bill, że Tom nie żyje, a
on… no właśnie, część się już zaczęła domyślać, ale może przeczytajcie kolejny
odcinek.
Pewnie i tak na koniec znowu mnie
opierniczycie za skończenie w takim momencie :P
Wasza Niki
Odcinek 36
- Wyłącz alarm – zwrócił się do
asystenta, który uciszył w końcu ten przerażający dźwięk, którego już chyba
nigdy nie zapomnę. - W porządku, rytm wrócił
do normy – powiedział, patrząc na mnie.
- Rytm? – powtórzyłem pod nosem,
kompletnie nie rozumiejąc, o czym on mówi.
- Tom miał migotanie przedsionków
i zemdlał, stąd ten alarm – powiedział. – On nie umarł, Bill. Nadal walczy.
Przez moje ciało przeszedł prąd, że aż mnie zemdliło, tak
mocno ścisnął mi się żołądek.
- Tommy – zacząłem do niego mówić,
wycierając mu twarz z potu. Dopiero teraz zauważyłem, że oddycha. Boże, prawie
tam umarłem razem z nim, myśląc, że to już koniec, a on nadal walczył. Mój Tommy.
Mój braciszek. Mój ukochany.
Ocknął się, otwierając powoli oczy i krzywiąc się z bólu.
- Bill… – wyszeptał, nie mógł już
normalnie mówić, bo od krzyku zdarł sobie struny głosowe. – Zabij mnie. Już
dłużej tego nie wytrzymam – wyszeptał, a po jego policzkach spłynęły łzy.
- Dasz radę, Tom. Już prawie po wszystkim.
Wytrzymaj – wytarłem mu łzy.
Wierzgnął się dziko, mając kolejne skurcze mięśni. Znowu cały
się spiął. Trzymałem go i czułem, jak jego mięśnie stają się twarde jak kamień,
a on wstrzymuje oddech, próbując wytrzymać ten ból. – Przejdziemy przez to
razem. Pomogę ci. Ściągnąłem z siebie bluzę i składając ją, podłożyłem mu pod głowę
i zacząłem masować go. Po kolej tam gdzie wyczuwałem, że jego mięśnie się
napinają, to miejsce intensywnie rozcierałem. Chyba przynosiło mu to ulgę, bo wyraźnie
jego oddech stawał się spokojniejszy i już nie wstrzymywał w sobie powietrza,
choć teraz łapał zbyt krótkie oddechy.
- Oddychaj głęboko, nie walcz z
tym. Pozwól opanować się bólowi, rozmasuje go. Słyszysz mnie? – Mówiłem do
niego cały czas.
- Już nie mogę…
- Możesz. Możesz o wiele więcej
znieść, niż ci się wydaje. Słuchaj mojego głosu. Już prawie po wszystkim. – Nie
wiem, ile tak go masowałem i powtarzałem w kółko, by wytrzymał. Mięśnie na rękach
od zmęczenia paliły mnie żywym ogniem. Pot ściekał mi po skroniach, ale ani na
chwilę nie przestałem rozcierać kolejnej partii mięśni. W końcu poczułem, jak nagle
się rozluźnił. – Tom? – W panice przyłożyłem ucho do jego klatki piersiowej. Żył.
Serce biło spokojnie i miarowo. Znowu zemdlał? Nie wiedziałem, co się dzieje. Do
pokoju wszedł lekarz, kucając przy nas.
- Już po wszystkim – powiedział,
kładąc mi rękę na ramieniu. – Tom po prostu zasnął.
- Po wszystkim? – Aż nie mogłem w
to uwierzyć. - Na pewno? – zapytałem, patrząc doktorowi w oczy.
- Tak. Zabierzemy go teraz do
pokoju. Podłączymy mu kroplówkę. Trzeba go nawodnić i uzupełnić wszystkie
elektrolity. No i opatrzyć jego ręce. – Spojrzałem na jego dłonie, wyglądały
okropnie. - Będzie teraz długo spał, ale
już nie musisz się o niego martwić, jest już wolny od narkotyku.
- Na pewno? Na pewno, to już
koniec? – Bałem się, że to mi się może śnić.
- Wiem, że ciężko w to uwierzyć,
ale to naprawdę już koniec – powtórzył kolejny raz. Nie denerwował się, że
głupio się wypytuję. Widział, że strasznie to przeżyłem. - Możesz odetchnąć. Zadzwoń do rodziców i
przekaż im dobrą nowinę. Za kilka dni obaj o tym zapomnicie.
Chyba nadal byłem w szoku. Toma zabrano do pokoju. Pielęgniarki
przebrały go w suche rzeczy i podłączyły kroplówkę. Opatrzyły jego dłonie,
zawijając opatrunki bandażem. Kiedy zostałem z nim w pokoju sam, długo siedziałem
na brzegu jego łóżka, dotykając go. Ciągle sprawdzałem, nie mogłem uwierzyć, że
on nadal żyje. Do tej pory myślałem, że najgorsze, co mnie spotkało, to
porwanie. Teraz wiem już, że nie. Przez chwilę byłem przekonany, że Tom odszedł.
Kilka minut, w ciągu których zawalił się cały mój świat. Przez moment
przeleciało mi przez głowę, że dołączę do niego. Wyprawię mu pogrzeb godny
króla, żeby każdy wiedział, jakim gitarzystą był Tom Kaulitz, a po pogrzebie wstrzyknę
sobie resztę jego narkotyku i połączę się z nim po drugiej stronie. Nawet nie
rozważałem opcji dalszego życia bez niego. Tymczasem, on nadal oddychał i był
taki przyjemnie ciepły, a jego usta, kiedy go pocałowałem, miały tę samą
fakturę i smak, co wtedy w łazience, gdy wyznałem mu swoje uczucia. Mimo tego
nadal patrzyłem na niego z niedowierzaniem, że to już koniec męczarni. Że
wygraliśmy. On wygrał!
Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do mamy, informując ją, że
już po wszystkim, że się udało, a Tom czuje się dobrze i na razie śpi. Mama powiedziała,
że do godziny przyjadą z Gordonem i przy okazji przywiozą mi coś do jedzenia,
bo doskonale wiedziała, że przez ten czas nie tknąłem niczego.
Czekałem na nich, cały czas, siedząc przy Tomie i gładząc
jego rękę. Od czasu do czasu, obdarowując go pocałunkiem w usta, ale nie mogłem
się powstrzymać. Ilekroć przestawałem pamiętać, jak pachnie i jakie ciepłe i
miękkie są jego wargi, całowałem go kolejny raz, nasycając się tym cudownym
uczuciem. Dopóki spał mogłem bezkarnie skradać mu te pocałunki, a później
pozostanie mi tylko wspominać, jak cudownie się czułem, kiedy to robiłem.
Po godzinie przyjechała mama z ojczymem. Otwarli powoli
drzwi, zaglądając do środka.
- Jesteśmy – powiedziała szeptem,
nie chcąc obudzić przez przypadek Toma. Gordon zamknął cicho drzwi, wchodząc za
mamą do środka. – Boże, tak się modliłam, żeby się udało. – Podeszła do łóżka, całując
Toma w czoło i czule gładząc go po twarzy. Wiedziała, że teraz będzie jakiś
czas spał, więc nie wypytywała o to, a upewniając się, że już nic mu nie
zagraża, skupiła się na mnie. – A ty, jak się czujesz kochanie? Wyglądasz na zmęczonego.
Wstałem z krzesła i podszedłem do niej, obejmując ją za
szyję i przytulając się do niej, zaniosłem się płaczem.
- Mamo… Przytul mnie mocno –
wyszlochałem, a ona tak mocno mnie objęła, że ledwo mogłem oddychać.
- Syneczku, mój kochany, już wszystko
dobrze, już teraz wszystko będzie dobrze. – Sam o tym doskonale wiedziałem, ale
jej słowa jeszcze bardziej utwierdzały mnie w przekonaniu, że to wszystko
dzieje się naprawdę.
- Mamo… – płakałem, jak małe
dziecko, nie umiałem się opanować. Całe napięcie w jednej chwili pękło, jak
mydlana bańka i po prostu dałem upust całemu strachowi, i wszystkiemu, co
towarzyszyło mi od ostatnich dwóch dni. Jedno było pewne, wygraliśmy!
Kiedy się uspokoiłem, poczułem,
jak ssie mnie z głodu. Pochłonąłem wszystko, co przynieśli mi rodzice, w międzyczasie
wysyłając wiadomość do Josta, Gustava i Georga, że Tom jest już po odwyku. Nie czekałem nawet minuty, kiedy rozdzwonił
się mój telefon. Pierwszy dopytywał się o wszystko Georg. Oczywiście, najpierw wywalił
się z pretensjami, że o niczym mu nie powiedzieliśmy, ale właśnie, dlatego tego
nie zrobiliśmy, bo siedzieliby tu wszyscy w oczekiwaniu i jeszcze bardziej
denerwowali i wywierali presje na Toma, bowiem, do samego końca istniała możliwość,
że trzeba będzie przerwać odwyk. Na szczęście udało się. Byłem tak cholernie
dumny z Toma, że czułem, jak rozpiera mnie to uczucie od środka. Jak czułem się zmęczony i marzyłem wcześniej,
żeby zamknąć się w jakimś ciasnym, ciemnym i koniecznie ciepłym kącie, pogrążając
się śnie, tak teraz nie było mowy, żebym choć zmrużył oko. W każdym razie Georg
z Gustavem mieli jutro odwiedzić Toma, choć uprzedziłem ich, że może spać.
David nie wytrzymał i przyjechał jeszcze wieczorem. Nigdy nie widziałem takiej
ulgi na jego twarzy. Przejął się tym wszystkim, chociaż tajemnica, którą
skrywał, pewnie nadal mu ciążyła i między innymi ona kazała mu mieć na nas oko.
Rodzice pojechali do domu tuż przed północą. A ja w końcu
mogłem odpocząć. To były dwa naprawdę ciężkie dni.
Tej nocy spałem z Tomem w jednym
łóżku, Nie było zbyt wygodnie, bo Tom był głęboko pogrążony we śnie i nie mógł
się przesunąć, by zrobić mi ciut więcej miejsca, ale jakoś się ułożyłem. Obejmując
go w pasie i przytulając się do jego boku zasnąłem jak niemowlę, kołysany jego
miarowym oddechem.
Rano obudziłem się, czując jak ktoś mnie przykrywa. Otwarłem
oczy i zobaczyłem, że to pielęgniarka.
- Przepraszam, obudziłam cię. Przyszłam
tylko zmienić Tomowi kroplówkę.
Przetarłem oczy, dźwigając się i od razu sycząc z bólu. Moje
ramie... ból był dosłownie nie do opisania.
- Boli cię ręka? – zapytała
zaniepokojona.
- Trochę – odparłem, choć to
trochę było wielkim niedomówieniem.
- Może powinien obejrzeć cię
lekarz? Powiem doktorowi – rzuciła, na co skinąłem głową.
Nawet nie protestowałem, ból pulsował mi na całe ramie i
ledwo co mogłem poruszać ręką. Raczej nie była złamana, ale mogła być wykręcona.
Tom mnie wczoraj wcale nie oszczędzał. Jednak nie miałem mu tego za złe. Ból, jaki
on musiał znieść, był i tak pewnie nieporównywalny z moim.
Lekarz mnie obejrzał i zrobił nawet rentgen, nie stwierdził
zwichnięcia, ani pęknięcia. Na szczęście okazało się, że to tylko naciągnięte ścięgno.
Chciał mi założyć stabilizator na ramie, ale się nie zgodziłem z dwóch powodów.
Pierwszym: był Tom, nie chciałem, żeby czuł się winny, kiedy zobaczy mnie z
unieruchomioną ręką. A drugim: to fakt, że ja byłem zbyt ruchliwą osobą, żeby z
czymś takim chodzić. Jednak ból mi dość mocno doskwierał i lekarz zgodził się zrobić
mi blokadę, ale pod warunkiem, że będę uważał na ramię i w żadnym wypadku przez
jakiś czas nic ciężkiego nie dźwigał. Zgodziłem się. Po dość nieprzyjemnym
zastrzyku w ramie wróciłem do pokoju Toma. Nadal spał, choć jego sen już nie
wydawał się taki głęboki, bo od czasu do czasu delikatnie poruszał się, zmieniając
pozycję głowy czy ręki. Przed południem przyjechali rodzice. Mama poszła do lekarza
wypytać się o stan Toma, a ja zostałem w pokoju z Gordonem, który zaczął mnie namawiać,
żebym pojechał do domu i choć kilka godzin się przespał. W pierwszym momencie
pokręciłem przecząco głową, jednak przypomniałem sobie, że i tak muszę załatwić
dziś jeszcze jedną sprawę, więc po powrocie mamy, która miała zostać z Tomem do
czasu aż wrócę, zwinąłem jego telefon i z Gordonem wróciłem do domu.
Pierwsze, co zrobiłem, to udałem się pod prysznic. Od prawie
dwóch dni się nie myłem, czułem już sam siebie i to nie było nic przyjemnego.
Cały czas zastanawiałem się, jak rozegrać tę sprawę z DJ’em. Obiecałem
Davidowi, ale w tamtym momencie miałem znacznie ważniejszą sprawę na głowie i zrobiłem
to, bardziej na odczepnego, niż dogłębnie zastanawiając się nad tym, co
obiecuję. No i pozostała jeszcze kwestia zażyłości Toma z tym chłopakiem. Nie mogłem
tak po prostu mu napisać, że jestem bratem Toma i tak czy tak mają się sprawy.
No dobrze, może mogłem, ale Tom by mnie zabił. Do tego istniało
prawdopodobieństwo, że DJ, jako diler, może się wystraszyć, że to jakaś podpucha
czy coś i olać wszystko, a szkoda by było, bo chłopak tyle pracował na swój sukces
i był już prawie u celu. Tom też się musiał nieźle naskamleć Jostovi, żeby
załatwić mu to przesłuchanie. Poza tym on był naprawdę w tym dobry, więc głupio
by było to zaprzepaścić.
Wyszedłem z łazienki w szlafroku i ręcznikiem na głowie. Chwyciłem
telefon Toma i zacząłem przeszukiwać wysyłane wiadomości, musiałem sprawdzić, w
jakim stylu ze sobą piszą, jak daleko jest ich przyjaźń, ale mój pomysł spalił na
panewce, bo wszystko było skasowane. Widocznie Tom obawiał się, że to ktoś
przeczyta i kasował na bieżąco albo brał pod uwagę to, że może nie przeżyć
odtrucia i wszystko skasował, nie chcąc, żeby inni wiedzieli. Drugim problemem
okazał się kontakt do DJ’a. Przeleciałem całą książkę kontaktów dwa razy i nie znalazłem
nikogo z imieniem, pseudonimem czy nazwiskiem „DJ”, aż mi się zrobiło gorąco.
Tego nie przewidziałem. Może Tom w ogóle nie zapisywał sobie jego numeru. Może
znał go na pamięć. Pięknie. Rzuciłem komórkę na łóżko. Miałem poważny problem,
a czas gonił. Może go skasował tak samo, jak wiadomości? Tyle myśli mi krążyło
po głowie. Żebym choć wiedział, gdzie
mieszka. Niech to szlag! Nie wiedziałem co robić.
Ubrałem się i zacząłem suszyć włosy. W międzyczasie Gordon przyszedł
zawołać mnie na obiad.
Zszedłem do kuchni, siadając przy stole.
- Nad czym tak myślisz? – zapytał,
stawiając przede mną talerz.
- Nad niczym – odparłem. Dziękuję.
– Spojrzałem na te wszystkie pyszności na talerzu. Gordon, jak gotował i podawał
posiłek, to była poezja. Rzadko, kiedy to robił, ale uważam, że minął się z
powołaniem, powinien zostać kucharzem.
- Może chcesz więcej ziemniaków?
- Nie, dzięki – zaprotestowałem.
- Gordon?
- No?
- Powiedz, jakbyś nie chciał,
żeby na przykład mama dowiedziała się o jakimś numerze w twojej komórce, jakbyś
go zapisał?
Usiadł naprzeciwko mnie, marszcząc charakterystycznie brwi.
- Ja nie muszę ukrywać żadnych numerów
przed twoją mamą.
- Ale, jakbyś, nie wiem, miał jakąś
niespodziankę i chciał to przed nią ukryć, a ten numer by to zdradził, to jak
byś go zapisał?
- Hm czy ja wiem, może pod jakąś nazwą,
na którą nie zwróciłaby uwagi. Ale twoja mama i tak zna całą listę moich
kontaktów.
Westchnąłem, to było bez sensu. Nie wiedziałem, co robić.
Spojrzałem na zegarek wiszący nad lodówką, było parę minut po czternastej. Może
zadzwonię do studia i poproszę o przeniesienie tego na poniedziałek, termin, na
który pierwotnie było przesłuchanie ustalone, chociaż to pewnie też by nie
przeszło.
Dokończyłem posiłek i wróciłem do pokoju, kolejny raz grzebiąc
w komórce Toma. Nagle coś mi przyszło do głowy. W większości wypadków mieliśmy
przecież tych samych znajomych. Nie będę zliczał, ile to razy Tom dzwonił z mojej
komórki, doskonale wiedząc, że posiadam numer, pod który chce zadzwonić. I vice
versa. Ile miał takich, których nie miałem? A ile było takich, które dodał w ostatnim
czasie? Na pewno nie wiele. Że też wcześniej o tym nie pomyślałem. Zacząłem przeszukiwać
według ostatnio dodanych i bingo! Znalazł się tylko jeden, który został dodany
w ostatnim czasie pod nazwą Cor. Może to nazwisko DJ’a?
Nie zastanawiając się dłużej czy to dobry pomysł, napisałem
do niego wiadomość, biorąc pod uwagę słowa, jakie zwykle Tom używa, pisząc na
przykład do mnie.
„Hej DJ, mamy małą zmianę planów odnośnie Twojego przesłuchania.”
Napisałem i wahając się dosłownie przez chwilę, wysłałem. Najwyżej
Tom mnie zabije.
Nie trwało długo, jak dostałem odpowiedź.
„Cześć Tom, jaka zmiana planów? Przesłuchania nie będzie, tak?”
Biedny. Musiał się poczuć oszukany. Może, źle to ująłem w
poprzednim smsie.
„ Jest, ale dzisiaj. Mam nadzieję, że jesteś przygotowany, bo ta zmiana
wyszła niespodziewanie. Sam się o niej dopiero dowiedziałem.”
Trochę nakłamałem, ale nie ważne.
„Nie żartuj, wokalnie może tak, ale nie psychicznie.”
Ach, trema. Jak ja to dobrze znam. Uśmiechnąłem się.
„To znaczy, że jesteś gotowy. Pojadę z Tobą na to przesłuchanie.”
„Naprawdę, myślałem, że sam mam się tam pokazać.”
„Zmiana planów. Miał cię wprowadzić ktoś z branży, ale musiał wyjechać. Tak
to już jest. Będzie dobrze. Wszystko wyjaśnię ci, jak się spotkamy.”
„Jasne. Jak ja uwielbiam te twoje zmiany planów, Tom.”
Uśmiechnąłem się, najwyraźniej dość dobrze odgrywałem rolę
Toma, skoro jeszcze się nie zorientował, że to nie z nim pisze.
„Spotkajmy się o szesnastej pod bramą starej fabryki.”
Napisałem. To było najbardziej neutralne miejsce.
„Dobra. Coś mam jeszcze zabrać na to przesłuchanie?”
„Wystarczy, że będziesz.”
„Będę, za bardzo mi zależy.”
„To do zobaczenia.”
„Na razie, Tom.”
Jezu, rzuciłem telefon na łóżko. Zdenerwowałem się tymi
smsami, jakbym umawiał się, co najmniej na randkę. Chociaż chyba nawet wtedy
nie stresowałem się tak bardzo, choć może. Zresztą sam już nie wiem. Boże. Zrobiłem
trzy głębokie oddechy, przy ostatnim wydechu, wypuszczając powietrze bardzo powoli
i wizualizując sobie, że z tym ostatnim wydechem opuszcza mnie cały stres.
Trochę pomogło. Zadzwoniłem do Sakiego prosząc go, żeby przyjechał po mnie do
domu za piętnaście szesnasta.
Przez kolejne pół godziny stałem przed szafą, zastanawiając się,
w co się ubrać. Mój odwieczny problem. Nie chciałem, żeby Tom się za mnie
wstydził. Na pewno nie będę się malował. Pomyślałem, że ubiorę się na luzie, jakieś
czarne rurki, glany, t-shirt, a może coś bardziej klasycznego? Kurwa! Zerknąłem na zegarek i już wiedziałem, że trzeba
ubrać, co popadnie, bo już nie ma czasu na dumanie. Wraz z Sakim ruszyliśmy pod
starą fabrykę. Poprosiłem go, żeby zaparkował nieco dalej, nie chciałem, żeby
DJ się wystraszył, widząc czarne auto i mnie z obstawą w postaci dość sporego ochroniarza,
bo pewne pomyślałby, że Tom go wystawił.
Punkt szesnasta zauważyłem chłopaka zbliżającego się w stronę
bramy. Był ubrany w szerokie dżinsowe spodnie i czarną kurtkę z kapturem, który
aktualnie miał narzucony na głowę. Typowy raperski styl. Staną, rozglądając
się.
- Idę – rzuciłem do Sakiego.
- Może iść z tobą?
- Nie, bo się wystraszy. Miej oko
na wszystko.
- Okej.
Wysiadłem z samochodu i ruszyłem w stronę chłopaka. Zauważył
mnie, ale udawał, że nie zwraca na mnie uwagi. Prawdopodobnie pomyślał, że jestem
przypadkowym przechodniem. Jednak im bliżej niego byłem, tym częściej zerkał w
moją stronę. Kiedy podszedłem do niego, zatrzymując się, skupiając całą jego
uwagę na sobie, a on na mnie spojrzał, mój świat nagle zatrzymał się w miejscu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
Ale ulga... Boże... Tommy..
OdpowiedzUsuńNie wiem co mam napisać xD
Myślałaś, że uśmiercę Tomiego?
UsuńTo ja bym uśmierciła Ciebie xD
UsuńWięc nie nie nie... Ale.. Ughh... Cudny odcinek <3
O MÓJ BOŻE! ALE JESTEM SZCZĘŚLIWA! Jak ja kocham kiedy piszesz, naprawdę cudownie. :-* I dlaczego skończyłaś w takim momencie? ;--; Świetny rozdział i nie mogę się doczekać następnego. Ciekawi mnie jak Bill się przedstawi, jak brat czy chłopak? :-P I jak Tom zareaguje na to że Bill przyszedł spotkać się z Dj. I co będzie jak Tom się obudzi i czy będzie pamiętać co zrobił Billowi w izolatce, jeżeli tak to będzie miał straszne wyrzuty sumienia. Przepraszam że tak krótko ale jestem zbyt podniecona tym odcinkiem żeby pisać coś dłuższego. Dużo weny życzę. <3
OdpowiedzUsuńPrzekonasz się już w następnym odcinku :)
UsuńAle ulga uff.... Nawet nie wiesz jak to przeżyłam, ale masz szczęście , że to odkrecilas ;) Ciekawe jak pójdzie spotkanie Billa z DJ'em? Coś mi się wydaje, że ta dwójka się kiedyś znała, nie wiem sądzę to po ostatnich wersach. Mam nadzieję, że pociągniesz to ciekawie i na to że oni się jednak znali :)
OdpowiedzUsuńKiruś <3 ( która znowu Cię lubi :* )
Nie było co odkręcać, bo wszystko toczy się zgodnie z planem, po prosu pomyślałaś, tak jak Bill :)
UsuńCudownie Tom zyje, wiele osob bedzie uradowanych, tak jak Ja :D
OdpowiedzUsuńNo, ale co to kurde ma byc z ta koncowka, nie moge no, zawsze w najlepszy, konczysz... coz to jest po prostu genialne, karzesz nam sie glowic co dalej, co bedzie miedzy Billem, a Dj? No i najwazniejsze co na to wszystko Tom? Tak w ogole, to lubie jak to robisz, opowiadanie nie jest do przewidzenia, ciekawosc az zrzera.. to takie podniecajace :D
Oj bedzie dym, az nie moge sie doczekac:)
Chociaz caly czas po glowie mi chodzi Tommy, On jest tu caly czas najbardziej poszkodowany, ciagle los mu rzuca klody pod nogi..... Kochana dasz mu troche wytchnienia ?
Z gory przepraszam za bledy, nie cierpie pisac na tablecie, na tym koncze :)
Jak zawsze weny zycze !!!!
Myślę, że już więcej nie będę kazała cierpieć Tomowi, przynajmniej nie fizycznie. Co do reszty, nie obiecuję. Zresztą, teraz wszystko w rekach Billa :)
UsuńTrochę mi ulżyło, ale tylko trochę :)
UsuńNiech się lepiej chłopak postara, bo Go przestane lubić!
A tak z innej beczki, jestem szczerze oburzona, tym co Blogger wymyślił! Jak tam można ograniczać?
Mam tylko nadzieje, że Twój blog nie zostanie zablokowany, i wszystko będzie funkcjonować tak jak dotychczas:)
Taką informacje dostali wszyscy posiadacze bloga na bloggerze. Mam nadzieję, że nie będę zmuszona się znowu przenosić, no ale wolałam się zabezpieczyć, żebyście nie zostali na lodzie.
UsuńNiektore blogerki piszace o tematyce yaoi, zabezpieczyly sie wlasnie zakladajac blogi na WordPress.
UsuńPrzeciez samopojecie bloga, powinno byc ogolno dostepne, a nie dla wybranych. Czy jest sens zakladania prywatnego bloga, na ktorego trzeba zapraszac ?
Eh brak slow na ten caly bajzel co narobili.
Mam nadzieję, że nie będę musiała się przenosić. Bo prywatny blog, to jakieś nieporozumienie, nawet nie ma sensu nad czymś takim myśleć.
UsuńCzemu w takim momencie?
OdpowiedzUsuńYYY... jak to mówią eksperci od reklamy: Taktyka marketingowa :)
UsuńJezu czemu w takim momencie no ? umre tu chyba zaraz a jeszcze mam czekać 3 dni xD w sumie to najkrótszy czas oczekiwania z jakim sie spotkałam ;PP nieraz trzeba czekać miesiąc, tydzień itd. więc w sumie 3 dni to baardzo mało :D ale nie jeśli sie konczy w takim momencie xD
OdpowiedzUsuńNawet jakbym chciała wrzucić wam wcześniej, to nie da rady, bo nie mam napisanego jeszcze ani jednego zdania.
UsuńZastanawia mnie, o co chodzi z tym "zatrzymaniem się świata" dla Billa. Nie daje mi to spokoju odkąd tylko przeczytałam ten rozdział. Bill zna skądś DJ? DJ przypomina mu kogoś? Toma? Hm? O co tu może chodzić? Czy to może po prostu znowu mieszanie we łbie i nie ma to wielkiego znaczenia? Ech... Tyle pytań :P
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać jutra.
Pozdrawiam!
Myślę, że to ma wielkie znaczenie... dla Billa :)
Usuń