Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
2 miesiące temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
czwartek, 19 marca 2015
21:00
Witajcie kochani
Pewnie zastanawiacie się, jak się będzie miało moje „soon” odnośnie
zbliżenia się Billa i Toma do rzeczywistości, a więc po dzisiejszym odcinku będziecie
wiedzieć :) Tylko
proszę mnie znowu nie linczować za skończenie w takim momencie. W każdym razie pewnie
Tom wam dzisiaj podniesie nieco ciśnienie, ale trzymajcie kciuki za Billa. Dodajcie
mu otuchy i odwagi.
Wasza Niki
Odcinek 41
Kolejne dwa tygodnie, to totalny misz - masz. Bill spotykał
się z DJ’em, a ja w końcu spotkałem się z Georgiem i Gustavem. Ostatnio nasze
kontakty ograniczyły się do telefonów, a przecież przez tyle lat praktycznie
mieszkaliśmy ze sobą. Sądziłem, że tylko ja i Bill jesteśmy tak nastawieni do
dalszej naszej muzycznej kariery, ale choć od trasy minęło już dość sporo czasu,
oni także nie chcieli słyszeć o nowej płycie i kolejnym turne. Oczywiście byli
zaskoczeni, że nie było ze mną Billa, ale wytłumaczyłem im, że choć jesteśmy
bliźniakami nie łączy nas pępowina i nie musimy wszędzie pokazywać się razem,
jak para zakochanych. To była rzecz jasna aluzja, bo jakoś ciągle krążyłem
wokół tej niedorzecznej miłości, a co gorsze, im bardziej ją wypierałem, tym bardziej
jej pragnąłem.
Z DJ’em też się widziałem kilka razy, ale odkąd Bill przesiadywał
u niego starałem się zostawić ich samych. Za to Andy wybitnie był zadowolony,
że zawracam mu ciągle głowę. A trzeba przyznać, że my razem, to zawsze była
wybuchowa mieszanka. W końcu jednak nawet wychodzenie z domu zaczęło
przypominać front wojenny. Nasi fani zaczęli koczować już tak licznymi grupami,
że ochrona notorycznie musiała ingerować. Nie było szans wymknąć się potajemnie
czy gdzieś pojechać, bo nawet, gdy jakiś z naszych ochroniarzy wyjechał autem,
był śledzony dopóki nie zorientowano się, że nie ma nas w samochodzie. Przekroczyło
to już wszelkie granice i miałem tego serdecznie dość.
DJ dwa dni temu wyjechał z miasta
na nagrania. Bill snuł się z kąta w kąt, nie mogąc znaleźć sobie żadnego innego
zajęcia, bardzo się z nim zżył. To, jak posmutniał od jego wyjazdu świadczyło
tylko o tym, jakie zażyłe były ich kontakty. Zerknąłem z za firanki na podwórek
i okolice, przed naszym domem znowu stali fani i to dość pokaźną grupką.
Westchnąłem z bezradności. Już nawet wyszedłem kilka razy do nich, rozdając im
autografy i prosząc, żeby się rozeszli, ale o ile jedni odchodzili, to drudzy przybywali
i to coraz liczniejszą grupą. Dziwiłem się, jak im się chce stać w taką pogodę,
kiedy bywałe dni, że temperatura spadała poniżej zera. Byli naprawdę niezłomni,
a ja czułem się jak w więzieniu.
Chwyciłem gitarę ze stojaka i zacząłem brzdąkać. Nie grałem
nic konkretnego, tak bez większego sensu szarpałem za struny, wydobywając z
gitary coraz rzewniejsze dźwięki. Nagle usłyszałem pukanie do drzwi.
- Otwarte – odezwałem się.
- Mogę wejść, nie przeszkadzam?
Spojrzałem na Billa, odkładając gitarę na bok.
- Właź i zamknij drzwi, bo robisz
przeciąg.
Zamknął z przesadną delikatnością, doskonale wiedząc, że
każdy trzask mnie drażni. Podszedł do łóżka i usiadł na brzegu.
- Wszystko dobrze?
- Tak, a u ciebie?
- Mniej więcej – powiedział beznamiętnie,
a ja spojrzałem na niego.
- Coś się stało? – zapytałem.
- Znowu tu są, widziałeś? – powiedział,
mając na myśli naszych fanów. Denerwowali go, nawet nie wiem czy nie bardziej
niż mnie.
- Widziałem – rzuciłem od
niechcenia. Nie chciało mi się już nawet o tym gadać.
- I co dalej, Tom?
- To znaczy?
- Co z nami teraz będzie?
- Nie wiem, Bill.
- Żałujesz?
- Czego?
- Że założyliśmy zespół. Gdyby
nie on, nic by się nam takiego nie przydarzyło.
- Zaraz mi pewnie powiesz, że to
twoja wina, bo to ty ciągle mi marudziłeś, że chciałbyś być sławny i bogaty, i
pokazać wszystkim tym, co nas gnębili, jak bardzo się pomylili.
- A nie?
- Nie! Ja też tego pragnąłem.
Westchnął.
- Co nam po tej sławie i
pieniądzach, kiedy jesteśmy niewolnikami we własnym domu. Nie możemy normalnie
wyjść i jechać na zakupy, pójść do klubu, napić się, potańczyć, spotkać się z
przyjaciółmi bez angażowania w to dziesięciu ochroniarzy. Jeśli tak ma wyglądać
dalej moje życie, to żałuję, że tam nie zginąłem.
Spojrzałem na niego z przerażeniem i poderwałem się z
krzesła, nerwowo przechadzając się po pokoju.
- Nie mów tak, zawsze jest jakieś
wyjście.
- Taka jest prawda, Tom. Jedynym
wyjściem, żeby to wszystko się skończyło, jest śmierć.
Przeraziły mnie jego słowa. Wiedziałem, że jeśli Bill mówi
coś na głos, to znaczy, że już długo nad tym myślał.
- Jeśli coś sobie zrobisz, to
pociągniesz mnie za sobą. Nie zostanę tu sam, rozumiesz?
Westchnął, chowając twarz w dłoniach.
- Zniszczyliśmy sobie życie, Tom.
Nie tak to miało wyglądać. Nie tego chciałem – wymamrotał, że ledwo go zrozumiałem.
Przez cały ten czas, od porwania do zakończenia mojego
odwyku trzymał się. To na mnie skupił swoją uwagę. Żył, właściwie walczył za
nas obu. A teraz, gdy ja w końcu zacząłem sam panować nad swoim życiem,
wszystko, co mu zostało to przeszłość, przez którą znaleźliśmy się właśnie w
tym miejscu.
Podszedłem do niego i kucnąłem, chwytając go za ręce i
odsłaniając mu twarz.
- Spójrz na mnie, Bill –
poprosiłem. Spojrzał, a w oczach miał łzy. - Wyjedźmy stąd – rzuciłem.
- Dokąd?
- Do Stanów. Tam jest tyle
sławnych ludzi, sto razy sławniejszych od nas, zgubimy się w tym tłumie i
będziemy wolni, będziemy mogli normalnie żyć.
- Mówisz poważnie? – zobaczyłem w
jego oczach promyk nadziei.
- Tak. Spakujmy wszystko, co jest
nam niezbędne, wynajmijmy samolot i po prostu przeprowadźmy się tam. Co ty na
to?
- Sądzisz, że to się uda?
- Jestem tego pewien. - Rzucił mi
się na szyję, obejmując mnie. Przytuliłem go mocno do siebie. Czułem jak drży,
był poruszony. - Zaczniemy nowe życie. Zobaczysz wszystko się ułoży, znowu
będziemy szczęśliwi – powiedziałem, gładząc go po plecach.
- W takim razie zróbmy to, Tom,
ale teraz – odsunął się ode mnie.
- Teraz?
- Tak, natychmiast. Zacznijmy się
pakować i wyjedźmy stąd jak najszybciej.
- A kto o tym powie mamie? – Już
widziałem jej minę, kiedy to usłyszy.
- Powiemy jej razem – chwycił
mnie za rękę i wstał, ciągnąc do wyjścia.
Weszliśmy do kuchni, a ona od razu wiedziała, że coś się
stało. Odwróciła się w naszą stronę, patrząc na nas z obawą, która aż wyzierała
z jej twarzy.
- Co się stało? – zapytała.
- Wyjeżdżamy – powiedział Bill, a
ona aż upuściła ścierkę.
- Dokąd?
- Do Ameryki. Koniec z tym
piekłem. Tu się nie da normalnie żyć. Nie możemy nawet wyjść sami z domu, a
kiedy wychodzimy ogradzają nas czerwoną taśmą, jak zwierzęta w zoo. Wszyscy nas
fotografują i ciągle czegoś od nas chcą, nie zważając na nasze prośby i nie
szanując tego, że my też mamy prawo do prywatności. Mamy już tego dosyć. My chcemy
normalnie żyć – wyrzucił z siebie.
- Bill… - była w szoku.
- Też tak uważam – poparłem
brata. - Wynajmiemy tam na początek jakiś dom, potem się zobaczy.
- Ale to nie jest takie proste, chłopcy.
To mnóstwo formalności. No i co z domem tutaj?
- Dom się zamknie. Formalnościami
zajmiemy się w Stanach – powiedział Bill.
- No ale, kiedy ten wylot?
- Jak najszybciej, jeśli się uda
to nawet dzisiaj w nocy.
Usiadła na krześle. Zrobiła się strasznie blada. Miałem wrażenie,
że za chwilę zemdleje.
- Mamo, dobrze się czujesz? – Podszedłem
do niej, kładąc jej rękę na ramieniu.
- Nic mi nie jest.
- Daj wody – zwróciłem się do
Billa. Natychmiast podał jej szklankę wody. - Czujesz się już lepiej? – zapytałem,
widząc, że na jej twarzy pojawiły się rumieńce.
- Tak, zaskoczyliście mnie, to
dlatego.
- To jedyne wyjście, żebyśmy wszyscy
wrócili do równowagi. Ty i Gordon także.
- Może i macie rację – przyznała
po chwili zastanowienia.
- Zacznij się pakować, my z
Billem, podzwonimy do znajomych w Stanach załatwić jakiś dom i spróbujemy
wyczarterować prywatny samolot.
- To będzie kosztowało majątek – stwierdziła.
- Nie ważne, to i tak niewielka
cena za wolność.
Nic więcej już nie powiedziała. Ona widziała, że się obaj
miotamy, że chodzimy z kąta w kąt, że mamy wszystko, a z niczego nie jesteśmy
zadowoleni. Wiedzieliśmy o tym z Billem i było nam przykro, że musi na to patrzeć.
Miałem nadzieję, że ten wyjazd wszystko zmieni.
- Chłopcy, ale ja nie mogę jechać
tam z wami na stałe. Mam tu swoją pracę, zobowiązania. Gordon tak samo.
- Mamo – odezwał się Bill. –
Przynajmniej na kilka tygodni. Ty także masz już tego wszystkiego dosyć. W LA
jest piękna słoneczna pogoda, jest ciepło. To będzie dla ciebie i Gordona jak
wakacje.
- Długie wakacje - wtrąciła.
- Zasłużone – sprostował Bill. - Powiedz,
kiedy ostatni raz byliście gdzieś dłużej niż trzy dni?
Argument Billa ją pokonał. Doskonale wiedziała, że wszystkim
jest nam potrzebny odpoczynek, a przede wszystkim święty spokój. Człowiek jest
wstanie znieść każdą niedogodność: mniejsze mieszkanie, brak pieniędzy,
konieczność przerzucenia się na gorsze jedzenie, po prostu do tego przywyknie,
ale nigdy nie zniesie długotrwałej niewoli, a tak czuliśmy się tu teraz
wszyscy.
I owszem, uciekaliśmy i to pod przykrywką nocy. Była dokładnie
pierwsza, kiedy cztery duże terenowe samochody odwoziły nas i nasze bagaże na
lotnisko.
Wyczarterowany lot miał nas zabrać prosto do Ameryki. Nawet
nie myślałem nad tym, byłem tak zdesperowany i spragniony swobody, że ten
kilkunastogodzinny lot był dla mnie katorgą.
Ale kiedy tylko moje i Billa spojrzenia spotykały się, na
naszych twarzach pojawiał się uśmiech, i wiedziałem, że warto było. To było to,
w naszych sercach i głowach właśnie rozkwitała nadzieja na nowe, lepsze życie.
*
Nie wiem, jak długo Tom myślał nad tym wyjazdem, ale musiał
robić to już jakiś czas, jeśli miał to aż tak sprecyzowane. Wybór miejsca nie
był przypadkowy. Zawsze marzył o domu na Bawarii. Nigdy nie tęsknił za
miejscami pełnymi przepychu i tego całego show biznesowego główna. Miał
dokładną wizję swojej przyszłości, a teraz tak po prostu z niej zrezygnował i
chciał uciekać. Zastanawiałem się, co tak naprawdę myśli. Kiedyś potrafiliśmy
nawet w złości powiedzieć sobie szczerze, co myślimy. Teraz wydawało się, że
obaj unikamy pewnych tematów, jakby miały stanowić jakiś punkt zapalny, którego
dotknięcie będzie oznaczało kolejny wybuch.
Czułem, że się zmienił i ja też się zmieniłem, ale Tom nosił
w sobie jakąś tajemnicę i nie chciał nikomu jej zdradzić, nawet mnie, co tylko
podsycało moją ciekawość. W samolocie, co chwilę zerkaliśmy na siebie. Godziny
dłużyły się niemiłosiernie i choć był środek nocy nie w głowie było nam spanie.
Wizja mieszkania w mieście aniołów wprawiała nas w taką ekscytację, że uśmiechy
nie schodziły z naszych twarzy. Już dawno nie widziałem Toma tak szczęśliwego.
To był piękny widok, warty każdej ceny, jaką zapłaciliśmy, by uciec od piętna
sławy.
Wylądowaliśmy w Los Angeles tuż przed dwudziestą drugą czasu
miejscowego. Słońce już dawno zaszło za horyzont, ale było tak przyjemnie
ciepło, że kiedy wyszliśmy z samolotu, podążając do odprawy, wciągałem głęboko
do płuc to wciąż rozgrzane słońcem kalifornijskie powietrze i rozpierała mnie energia.
Jak tylko przeszliśmy odprawę - Shiro - nasz dobry znajomy,
z którym poznaliśmy się jakiś czas temu czekał na nas. To właśnie on znalazł dla
nas domek i teraz miał nas do niego zabrać.
Godzinę później, kiedy upchnęliśmy część naszych najbardziej
potrzebnych osobistych rzeczy do samochodu ruszyliśmy w drogę.
- To niewielki domek na
przedmieściach – zaczął opowiadać Shiro. – Na pewno spodoba się wam. Do plaży
jest dosłownie trzysta metrów. W prawdzie do miasta jest godzina drogi, ale
zostawię wam na razie swój samochód. Jak się już urządzicie i zorganizujecie
sobie własny, to mi go zwrócicie.
- Na prawdę nie wiem, jak mamy ci
dziękować – zaczął Gordon, a my bardziej byliśmy zainteresowani widokami za
oknem niż całą resztą.
- Żaden problem, musicie przecież
jakoś dostać się do sklepu po jedzenie. Tam gdzie będziecie mieszkać nie ma w
okolicy ani jednego sklepu, to totalne pustkowie, tylko domki, plaża i nic poza
tym.
- I bardzo dobrze – rzucił Tom. –
Tego właśnie nam potrzeba, świętego spokoju.
- Tam będziecie mieć go aż nadto.
Zajechaliśmy pod dom. Wysiedliśmy wszyscy z samochodu, podziwiając
ten niewielki biały domek otoczony mnóstwem młodych palm.
- Jest piękny – powiedziałem, nie
mogąc powstrzymać swojego zachwytu.
- Chodźcie do środka. – Shiro poprowadził
nas, idąc przodem. Kiedy włączył światło, staliśmy wszyscy jak zahipnotyzowani.
Domek, istotnie był bardzo malutki, ale wydawał się tak przytulny, że urzekł
nas wszystkich. - A więc, tu są dwa pokoje gościnne. Na górze są dwie sypialnie
i łazienka z prysznicem. – Poprowadził nas w głąb domu. – A tu na dole jest łazienka
z wanną. Tutaj jest salon, jak widzicie, a tu kuchnia. Pozwoliłem sobie zrobić
wam drobne zakupy - mówiąc to otworzył lodówkę, która była zawalona po same
brzegi.
- Drobne? – rzucił ironicznie Tom.
- To nic takiego, wystarczy może
na dwa dni. – Nie przejął się w ogóle komentarzem Toma.
- A jak okolica, ktoś sławny tu
mieszka? – zapytałem, bo to było zrozumiałe, że tu wszędzie kręciło się pełno sławnych
ludzi.
- Na końcu ulicy, ale tu się paparazzi
nie zapuszczają, za daleko od centrum, nie opłaca się im. Tu jest naprawdę
bardzo spokojnie.
- I o to nam właśnie chodzi –
podsumował Tom.
- Za góra tydzień zatęsknicie do
ludzi.
Spojrzeliśmy z Tomem po sobie. Nie po to uciekaliśmy od
ludzi, żeby się teraz do nich pchać.
- Jutro rano przywiozę wam resztę
waszych bagaży. Dzisiaj to chyba marzycie tylko o jakimś prysznicu i łóżku.
- O tak – powiedziała mama. Ja
tam wcale nie byłem zmęczony. Byłem tak podekscytowany, że na pewno nie zasnę.
W każdym razie zostawił nas. Szybko wszyscy znaleźli dla
siebie kąt. Ja z Tomem oczywiście wynieśliśmy się na piętro. To my tu mieliśmy
zostać, więc postanowiliśmy, że góra domu stanie się naszym osobistym azylem i
tylko my będziemy mieli do niej dostęp, a rodzice opanowali jeden z gościnnych
pokoi na dole. Mama zrobiła jeszcze jakieś kanapki i tuż po kolacji poszła z
Gordonem spać. Natomiast ja, po mimo że zarzekałem się, że na pewno nie zasnę,
to kiedy wziąłem prysznic tuż po tym, jak Tom wyszedł z łazienki padłem i chyba
natychmiast usnąłem.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak
dobrze spałem. Myślę jednak, że to nie tyle zasługa tego miejsca, co ogromnego zmęczenia.
Tuż przed południem przywieziono resztę naszych bagaży. Wnosiliśmy
to do domu, ustawiając na razie wszystko pod ścianą w holu chyba ze dwie
godziny. Nikt nam tu nie pomagał, nie mieliśmy nawet prywatnej ochrony. Staliśmy
się w tym momencie zwykłymi szarymi ludźmi, którzy musieli robić wszystko sami łącznie
z noszeniem ciężkich kartonów. Zmęczyłem
się i bolały mnie ręce jak cholera, ale byłem taki szczęśliwy, że uśmiech nie
schodził mi z twarzy. Tomowi zresztą też.
Mama z Gordonem wybrała się do miasta na zakupy, a my
staraliśmy się w tym czasie posegregować wszystkie pudła i zacząć się tu jakoś urządzać,
żeby czuć się tu jak najbardziej u siebie.
- Tom, pomożesz mi wnieść to duże
pudło? – poprosiłem go, stając w drzwiach jego nowego pokoju.
- Jasne – odłożył bluzkę, którą właśnie
składał i ruszył ze mną na dół.
- Nie jest ci przykro, że
wyjechaliśmy z Niemiec? – zapytałem.
- Nie – odparł krótko.
- Wiesz, że DJ też wyjechał?
- Słyszałem, ale on wyjechał, bo
robi karierę, a my, bo uciekliśmy – sprostował, ale puściłem tę aluzję mimo
uszu, ściągając z Tomem pudła stojące na tym, które chciałem, żeby pomógł mi
zanieść do pokoju.
- Cieszę się, że mu się udało, że
mu pomogłeś.
- Jest dobry i tak by się wybił.
Ja mu tylko skróciłem drogę.
- Mimo wszystko gdyby nie ty, to nadal
handlowałby prochami.
- Nadal może to robić.
- Wiem, że może – przyznałem. - Tom?
- Hm?
- Dlaczego odkąd poznałem DJ’a odsunąłeś
się od niego?
- Nie odsunąłem się, po prostu
oprócz DJ’a mam jeszcze innych znajomych, z którymi przez trasę nie widziałem
się masę czasu.
- Nie o to pytam.
Wyprostował się, patrząc na mnie.
- A o co?
- Myślałem, że on…, że on ci się podoba.
Parsknął śmiechem, kręcąc przy tym głową i powrócił do przekładania
pudeł.
- Nie interesują mnie faceci w
ten sposób. Skąd w ogóle ten pomysł? – zapytał.
- Bo przez jakiś czas nie chciałeś
mnie z nim nawet poznać.
Znowu na mnie spojrzał.
- Przecież ci mówiłem, dlaczego.
Dobrze wiesz, czym się zajmował. To była ostatnia osoba, z jaką powinieneś mieć
kontakt, będąc tym, kim jesteś.
Tym razem to ja prychnąłem. Ten argument był o dupę rozczaś
i myślę, że Tom doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Dla mnie było coś na
rzeczy, tylko nie bardzo wiedziałem co.
-
Jeśli nie interesują cię faceci, to dlaczego mnie pocałowałeś? Ja też jestem
facetem.
- Kiedy? – zerknął na mnie i
wyraźnie widziałem, że był zmieszany.
- W łazience. Wtedy, jak powiedziałeś,
że chcesz coś sprawdzić. O co ci chodziło? Co chciałeś sprawdzić?
Zamyślił się, uciekając wzrokiem w bok.
- Czy to ważne?
- Dla mnie ważne, bo jeśli odstąpiłeś
mi DJ’a, żebym był szczęśliwy, jeśli znowu się dla mnie poświęciłeś, to chcę wiedzieć.
- Niczego nie poświęcałem i nie
czułem ani nie czuję nic do DJ’a, oprócz sympatii oczywiście.
- Więc dlaczego mnie pocałowałeś?
- drążyłem.
Zapadła cisza. Przyparłem go do muru i wiedziałem, że teraz
w końcu się dowiem. Nie miał już żadnego argumentu, żeby się wywinąć z
odpowiedzi.
- Nie ważne. Bierz to pudło i idziemy.
Mam jeszcze mnóstwo rzeczy do zrobienia – odparł, a ja miałem ochotę rzucić się
w tej chwili na niego z pięściami. Kurwa! Zawsze to samo. Kiedy schodzimy na
niewygodny temat, zwykle dotyczący Toma, on zawsze wymiga się z odpowiedzi.
Wnieśliśmy to pudło na górę do mojego pokoju i jak tylko
postawiliśmy na podłodze ulotnił się, doskonale wiedząc, że jeśli zostanie tu
choćby sekundę dłużej, zacznę go męczyć kolejnymi pytaniami.
Oczywiście, wcale nie zamierzałem mu odpuścić. Ruszyłem za
nim, prosto do jego pokoju, ale jak tylko miałem zacząć się na niego wydzierać
i żądać odpowiedzi, bo nie odpuszczę, do domu wróciła mama z Gordonem i
pokrzyżowali mi plany. Przy nich nie mogłem poruszać pewnych tematów. Oni nadal
nie mieli pojęcia, co tak naprawdę robiliśmy podczas porwania.
Jasne się dla mnie stało, że dopóki będą tu rodzice, nie będę
miał szans przyprzeć Toma kolejny raz do muru i w końcu wyciągnąć od niego, to
co mnie gnębiło już od jakiegoś czasu. Byłem tak zdeterminowany, że gotowy byłem
użyć nawet siły, żeby w końcu wszystkiego się dowiedzieć, ale wiedziałem, że póki
co, muszę po prostu cierpliwie poczekać.
W końcu doczekałem się i to
szybciej niż sądziłem. Wczoraj odwieźliśmy rodziców na lotnisko. Wytrzymali tu
zaledwie trzy tygodnie. Mama nie umiała
zarządzać swoim interesem tylko za pomocą telefonu i komputera. Postanowiła
wrócić, choć nie kryła się z tym, że ciężko jej było zostawiać nas samych.
Gordon oczywiście nie chciał zostać tu bez niej, więc po niespełna miesiącu
przyszło nam zmierzyć się z rzeczywistością i prawdziwym życiem na własną rękę.
Chociaż fakt, że zostaliśmy tu sami był dla mnie dość
przerażający, to moją uwagę odciągała zupełnie inna myśl. Odkąd tu
przylecieliśmy, a dokładnie od tej rozmowy, której nigdy nie mogłem dokończyć,
z uwagi na notoryczną obecność osób trzecich, postanowiłem obserwować Toma.
Co było najgorsze? A to, że w ciągu całego tego czasu
uświadomiłem sobie, że DJ nigdy mnie nie pokocha, a do tego, to co wydawało mi się
uczuciem z mojej strony, było tylko fascynacją. Nawet nie zauroczeniem. On mnie
po prostu fascynował: charyzmą, determinacją i poczuciem humoru. Szkoda, że nie
potrafiłem, tak jak Tom podejść do tego racjonalnie. I co mi teraz zostało?
Rozczarowanie! I To sobą, bo kiedy opadły emocje, zrozumiałem, że tak naprawdę wciąż
kocham Toma.
A on? Raz za razem przyłapywałem go jak mi się przyglądał. A
kiedy kusiłem go, oblizując palce niby to pod pretekstem zlizania resztek pysznego
jedzenia, nie raz zauważyłem, jak zupełnie nieświadomie oblizuje usta. Czy
mogło być tak, że on mnie jednak kochał i pożądał? Coraz bardziej skłaniałem
się ku temu przekonaniu i nie pozostało mi nic innego, jak tylko w końcu to
sprawdzić, a wyjazd rodziców stał się idealną okazją. Teraz nie będzie mógł mi już
uciec, wymigać się czy zasłonić się czyjąś obecnością w domu. Byliśmy tu sami i
nawet gdybyśmy właśnie urządzili sobie wielką strzelaninę w domu, nikt by się nie
zainteresował, co dzieje się w środku, takie tu panowały zwyczaje. Jak to się
potocznie mówi: wolność Tomku w swoim domku.
Nie będę ukrywał, że obawiałem się tej konfrontacji, ale ta
sytuacja tak bardzo mi już ciążyła, że nie widziałem innego sposobu na
rozwiązanie jej. To pragnienie bliskości z nim, znowu było tak silne, jak przed
poznaniem DJ’a. Wyszedłem właśnie spod prysznica, po tym jak byliśmy w mieście na
zakupach i postanowiłem, że jak tylko Tom pójdzie się odświeżyć, udam się za
nim i… wszystko w rękach Boga. Najwyżej zwyzywa mnie od idiotów, tylko tyle miałem
do stracenia.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
Ja chcę już next! <3
OdpowiedzUsuńObyś tylko tego nie odkręciła, bo chyba uduszę xD
Cudooo! Wenki :*
Skoro o tym wspominasz, to teraz mnie korci właśnie tak zrobić :D
UsuńNIE MOŻESZ >.< Bo przyjdę i zabiorę Ci sprzęt do pisania tych notek!
UsuńI będę pisać za Ciebie! Będziesz mi dyktować a ja będę pisać, a co złe to nie przyjdę xDD
UsuńHahaha. Nie no, nie zrobię Wam tego, chłopakom zresztą też. Czas na to, by w końcu utonęli w tej swojej miłości.
UsuńNo nareszcie Bill myśli z sensem :) Chodzili wokół siebie jak pitbulle, byle nie wydać swoich uczuć, ech...
OdpowiedzUsuńSuper opowiadanie jak i pozostałe.
Pozdrawiam i życzę weny
fankayaoi
To delikatna sprawa. Zwłaszcza, że są braćmi i do tej pory nigdy nawet im przez myśl nie przeszło, żeby być ze sobą w taki sposób, to dlatego tak się czają i boją, że ośmieszą się w oczach tego drugiego.
UsuńOch no way! Moje pierwsze słowa kiedy przeczytałam ostatnie zdanie:
OdpowiedzUsuńNIE! NO NIE!!! NIE!
To było takie boskie. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się tego, że przeprowadza się w tym ff/opowiadaniu do la. No ale to nawet dobrze, bo nawet mnie zaczely wkurzać te fanki -_-
I znowu czekać 3 dni. Całe szczęście ze 3 dni, bo jak by było 2 tygodnie (jak w niektórych) to bym padła, umarła, wstała i jeszcze raz umarła.
No nareszcie Bill! Gadasz z sensem. I jak to bywa w jego zwyczaju oczywiście musi kusić biednego Toma.
Dzizys od kiedy ja takie rzeczy piszę xD
Btw. Bardzo mi się podobało i normalnie mam #fangirling.
#483
*za błędy przepraszam (to chyba zostanie moja wizytówką lol)
Tak, tak, teraz pora na o to co tygryski lubią najbardziej :P
UsuńCzy Wam też reklama częściowo zasłania początek rozdziału? Myślałam, że może mam w kompie wirusa, ale ta reklama wyświetla mi się tylko na tym blogu:/
OdpowiedzUsuńReklama? Sobie nie żartuj, że jest jakaś reklama, u mnie nic się nie wyświetla na żadnej z przeglądarek. :/
UsuńMi na telefonie reklamy siedzą ;/// ale da się czytać.
Usuńhahah no wreszcie. jestem bardzo zadowolona, że Bill wreszcie ogarnął i zrozumiał że nic nie czuje do DJ'a. a co do Toma to już wiadomo że mu ulegnie ;PP czekam na następny rozdział i wenyy ♥
OdpowiedzUsuńUlegnie? Nie tak całkowicie :)
UsuńMi tez przyslania reklama polowe rodzialu,,,Bill nareszcie !! Cale 3 dni wyczekiwania na to ci bd./Alex483
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia co z tą reklamą, ja jej nie widzę. To frustrujące. Odkąd bloger wymyślił z tymi ograniczeniami na erotykę potem się wycofał, to jakieś cuda się dzieją. Zagrzebałam się już po ustawieniach, ale ja nie mam włączonych żadnych reklam, nie wiem co jest. Napisałam do blogera o pomoc. Mam nadzieję, że bardzo wam to nie przeszkadza, w razie czego wgrajcie sobie adbloca.
UsuńMiałam rację, że Bill sam siebie oszukuje.
OdpowiedzUsuńA Tom ucieka od niewygodnych tematów, bo sie boi przyznać bratu co czuje. Głupi jest i ytyle. ale przynajmnej Bill sie ostro za blixniaka weźmie. Aż sie boję co z tego wyniknie.
weny życzę i czekam na next
KOTEK
P.S. Wybacz brak komw ode mnie, ale nie mam kiedy piasć. szkoła.
P.S.2 U mnie next
Toma trochę DJ odstraszył od brata. Pomyślał racjonalnie, że gdyby ktoś się dowiedział, że się kochają, a nie daj Boże czymś by się zdradzili, to byłby ich koniec. Jednak Bill jest spragniony tak uczucia, że nie odpuści, bo on ma to gdzieś co się stanie, pragnie Toma i choć nie ma zielonego pojęcia, że Tom go też kocha sięga po to, co dyktuje mu serce, a Tommy, no cóż... Tommy jest bezbronny i... resztę przeczytasz w następnym odcinku.
UsuńDziś nowy odcinek *.* nie mogę się doczekać!
OdpowiedzUsuń:) Sex bliźniaków się wam marzy, co? :D
Usuńoh well :D około której dodasz tak btw?
UsuńKoło 21.00 wcześniej nie będzie mnie jeszcze w domu.
UsuńMoże spróbuj włączyć ostrzeżenie o treści +18 na blogu. Na tego typu blogach nie mogą wyskakiwać reklamy, bo zarabianie na takiej treści na blogu jest zabronione. Może to zadziała?
OdpowiedzUsuńPrzecież jest takiego typu ostrzeżenie już.
Usuń