Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
2 miesiące temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
wtorek, 7 kwietnia 2015
21:10
Witajcie kochani
Święta, święta i po świętach –
nareszcie, że tak powiem. Tak, może to dziwne, ale jestem jedną z tych, chyba
nielicznych osób, które nienawidzą świąt. Jakikolwiek. A tych wielkanocnych w
szczególności. Tak że trzy dni piekła na szczęście mam już za sobą. Czuję się
totalnie rozbita. Jeszcze ta cholerna zmiana czasu, wciąż się jeszcze nie
przestawiłam, u mnie zawsze trwa to znacznie dłużej niż u innych. W każdym razie czuje się skołowana i czekam na
cieplejsze dni, bo nie ukrywam, że pogoda też ma na moje samopoczucie ogromny
wpływ. Nie zawaham się powiedzieć, że chyba nawet, jakieś 90% mojego
samopoczucia zależy od tego, jaka aura panuje za oknem. Cóż, taki już ze mnie
frik.
Co do dzisiejszego odcinka, to
jak przeczytacie bliźniacy postanowili walczyć o swoje uczucia. Co z tego
będzie? Wkrótce się przekonacie. Wiem, że życzycie Munie śmierci, ale jak to w
życiu bywa licho złego nie bierze :)
Zapraszam was na odcinek.
Wasza Niki.
Odcinek 46
*
Nie spuszczałem wzroku z Toma i
czułem, jak szybko bije mi serce. Tysiące myśli przewijało się przez moją głowę.
Patrzyłem na nią i nie mogłem uwierzyć, że to ona. Nie chciałem w to uwierzyć. Uśmiechała
się, zupełnie tak jakby wcześniej nic się nie wydarzyło. A może to nie była
ona? Może to jej sobowtór, w końcu nawet miała inne imię. Tom zaczął się
nerwowo rozglądać, doskonale wiedziałem dlaczego. Niemożliwe, żeby była tu kompletnie
sama, nie licząc DJ’a. Czy on w ogóle wiedział, kim ona jest? Czy nas zdradził?
Może właśnie, dlatego tak bardzo zależało mu na tym spotkaniu.
- Ups! Przepraszam
– odezwał się w pewnym momencie DJ, wyciągając telefon z kieszeni. – To Jost,
muszę odebrać. Zajmiecie się Seleną? – zapytał wcale, nie czekając na naszą odpowiedź,
zostawił nas z nią sam na sam. I dopóki DJ nie znikł w tłumie ludzi, zapewne podążając
do wyjścia. Jej wyraz twarzy totalnie nas zdezorientował, naprawdę dając nadzieję,
że ta tu osoba jest tylko łudząco podobna do naszej oprawczyni. Jednak bardzo
szybko przekonaliśmy się, że to tylko nasze płonne nadzieję.
- Ale macie
głupie miny – odezwała się pierwsza.
- Co ty tu
robisz? – zapytał Tom.
- To samo co
wy.
- Powinnaś gnić
w więzieniu, za to, co nam zrobiłaś.
Zaśmiała się.
- Co cię tak
bawi? – zapytałem, wyciągając telefon z kieszeni. - Jedno połączenie i zaraz do
niego trafisz.
- Wstrzymaj
się, Bill – powiedziała.
- W ogóle, jak
ci się udało uciec? – Dopytywał Tom.
- Dostałam
cynk i się ulotniłam w porę. Jost pokrzyżował mi moje plany, ale na szczęście pojawił
się DJ. Naiwny idiota, który ufa wszystkim, jak się nawinie.
- Czego od
niego chcesz?
- Niczego. Jak
już powiedziałam, jest dla mnie tylko środkiem do celu.
- Do jakiego
celu? - zapytał Tom.
- Do was.
Nagle na horyzoncie pojawił się
DJ. Najwyraźniej już skończył rozmawiać i wracał.
- Powiem krótko!
Żadnych głupich numerów. Żadnej policji i jakiegokolwiek kombinowania. Macie
trzymać gęby na kłódkę, bo inaczej on zginie. Tym razem rozegramy to inaczej i
ostrzegam was, że poleje się krew, jeśli zrobicie coś głupiego. Wszystko zależy
tylko od was. Wiele osób weszło mi w paradę, wszyscy powinni mi za to zapłacić.
Tylko od was zależy teraz ich życie. Zrozumieliśmy się?
- Już jestem –
powiedział, obejmując i całując ją w policzek. Jej wyraz twarzy znowu przyjął
łagodne oblicze. Gdybym nie wiedział, kim jest i do czego jest zdolna, sam
byłbym nią oczarowany, a Tom pewnie już by ją przeleciał. Tymczasem, zaszantażowała
nas i nie wiedzieliśmy, co zrobić. – Słuchajcie, chyba będziemy musieli przełożyć
to spotkanie, bo muszę podjechać do studia, to pilna sprawa. Jost naciska.
- W porządku -
odezwał się Tom, starając się zabrzmieć naturalnie, ale marnie mu szło. Oczywiście
DJ o tym nie wiedział, bo nie znał Toma tak dobrze, jak ja.
Po tym, jak się z nim pożegnaliśmy,
patrzyliśmy jak łapie ją za rękę i ciągnie ze sobą do wyjścia.
Siedzieliśmy w totalnym szoku
przez dobrą chwilę.
- Wracamy do
domu – rzucił znienacka Tom.
Płacąc za piwo i zbitą szklankę,
wyszliśmy z klubu. Całą powrotną drogę jechaliśmy w milczeniu. Sądziliśmy, że
uciekając do Los Angeles, będziemy w końcu bezpieczni i wolni. Tymczasem nie mieliśmy
tu ani jednego ochroniarza, ani przyjaciół, którzy wrócili w końcu do Niemiec. Krótko
mówiąc, zostaliśmy z problemem kompletnie sami. Do tego w tym momencie nie tylko
chodziło o nas, ale i o DJ’a. Nie potrafiłem sobie wyobrazić, jak ona tak
szybko była wstanie ustalić, że on nas zna. Jak trafiła na ten bankiet? Bo w to,
że jej ojciec jest wytwórcą, nie wierzyliśmy. Pieniądze mają potężną moc i w
tym momencie ona miała nad nami przewagę, bo niezaprzeczalnie miała ich więcej.
Kiedy dojechaliśmy do domu i
weszliśmy do środka, Tom z przesadną dokładnością zaczął zamykać drzwi i okna
na cztery spusty. Pozasłaniał wszystkie rolety antywłamaniowe, tworząc z domu
substytut bunkru.
- Tom?
- Nie teraz Bill,
myślę. – Machnął mi ręką, wbiegając na górę i teraz na górze, zasłaniając
wszystkie rolety. Poszedłem za nim.
- To na nic –
powiedziałem. - Zamierzasz tu siedzieć
jak w więzieniu?
- Jeszcze nie wiem,
co zrobię. Na pewno drugi raz tak łatwo nie uda się jej nas porwać.
- O czym ty mówisz?
– Jego słowa mnie zmroziły. Dlaczego zakładał od razu najgorsze? - Może zadzwonimy
na policję? – zaproponowałem.
- Nie! Jeszcze
nie teraz. Zadzwonimy, ale nie teraz. Musimy pomóc DJ’owi. On jest niewinną
ofiarą tego wszystkiego. Ta wariatka chce nas i nie zawaha się pozbyć każdego,
kto stanie jej na drodze. Dopóki DJ o niczym nie wie, nic mu nie grozi.
- Tak sądzisz?
Skinął głową.
- Myślę, że musimy
ustalić, kto jeszcze jej podpadł. Całe szczęście, że zostaliśmy tu sami.
- Dlaczego? –
Nie bardzo rozumiałem, co w tym dobrego.
- Bo wydaje mi
się, że póki co, to jedynie DJ i Jost są na jej liście do odstrzału.
- Co chcesz zrobić?
- Jeszcze nie
wiem, myślę – powiedział i w końcu na mnie spojrzał. – Nie martw się Bill,
drugi raz nas nie porwie. Idź się myć i kładź się spać. Późno już.
- A ty?
- Też się
kładę.
- Jesteś wstanie
zasnąć?
- Jest już późno,
Bill. Zrób to, o co cię proszę.
Już nic więcej nie powiedziałem. Widziałem,
że Tom cholernie to przeżywa.
Położyliśmy się, ale choć leżeliśmy
w jednym łóżku, to po raz pierwszy spaliśmy, a raczej udawaliśmy, że śpimy
oddaleni od siebie na dwóch przeciwległych krawędziach. Tak że pierwszy raz
odkąd zdecydowaliśmy się być w związku, nie kochaliśmy się. Odkąd wróciliśmy z
klubu, unikaliśmy swojego kontaktu cielesnego, choć obaj ciągle szukaliśmy się
wzrokiem. Leżałem tyłem do Toma i miałem taki mętlik w głowie, że nie było mowy
o zaśnięciu. Nie wiedziałem, co robić. Tom zresztą też. Jego milczenie, tylko
utwierdzało mnie w tym przekonaniu. Leżałem, nadsłuchując jego miarowego
oddechu, ale doskonale wiedziałem, że nie śpi. Czułem jak nerwowo macha stopą.
W końcu odrzucił kołdrę i poderwał się do siadu.
- Gdzie
idziesz? – zapytałem, odwracając się w jego stronę.
- Muszę się czegoś
napić.
- Mnie też
przynieś.
- Ja mam na
myśli coś mocniejszego.
- Ja też. Przynieś
całą butelkę. – Odwrócił się, patrząc na mnie. – Albo idę z tobą. – Odrzuciłem kołdrę
i wstałem z łóżka.
Zeszliśmy do salonu.
Usiedliśmy w kuchni przy stole z
butelką jakiegoś wina, które dostaliśmy w prezencie. Nawet nie wiem, od kogo i opróżniliśmy
połowę w totalnej ciszy. Nawet nie fatygowaliśmy się, żeby nalać sobie do
szklanek. Łyk za łykiem, opróżniliśmy w końcu całą butelkę i nawet specjalnie
się nie upiliśmy.
- Tom? –
odezwałem się w końcu, przyglądając się, jak trzyma butelkę i wyraźnie nad
czymś myśli.
Spojrzał w końcu na mnie.
- Ona właśnie tego
chce – rzucił?
- Czego?
- Żebyśmy się
jej bali.
- Każdy by się
bał na naszym miejscu.
- Jej
założenie jest takie same. Przemyślałem
sobie wszystko i myślę, że musimy się z nią zmierzyć. – Dodał na koniec stanowczo.
– Sami!
- Słucham?!
- Ufasz mi Bill?
- Oczywiście,
ale co chcesz zrobić?
- Mam plan –
powiedział pewny siebie.
- Jaki?
- Przede
wszystkim musimy się rozdzielić.
- Nie ma mowy!
– zaprotestowałem. – Ona właśnie tego chce.
- Przeciwnie. Musimy
się rozdzielić, Bill. Do realizacji jej chorego pomysły jesteśmy potrzebni jej
obaj. W pojedynkę jesteśmy dla niej bez większej wartości.
- Tom, ja nie
chcę, żeby coś ci się stało.
- Nic mi się
nie stanie. Musimy się zorientować, kogo jeszcze ma na celowniku oprócz DJ’a i
Josta.
- Shiro?
- Nie, jego na
pewno nie. Myślę, że ona nawet nie wie, że się z nim znamy.
- A co z
chłopakami? Gustav i Georg mogą też być na jej liście.
- Nie sądzę,
ale zadzwonimy do nich i wypytamy dyskretnie czy nic dziwnego się nie dzieje.
Trzeba też zadzwonić do rodziców.
Przeanalizowanie, kto mógłby z
nami być na tyle związany, by stać Munie na drodze do nas, wcale nie było prostym
zadaniem. Na te parę chwil musieliśmy spróbować myśleć jak ona, a zrozumienie
kogoś, kto ma zaburzenia psychiczne, wcale nie jest proste.
- Jak sądzisz,
ma tu kogoś do pomocy? – zapytałem.
- Rozglądałem
się po sali, ale było zbyt wielu ludzi, żeby wywnioskować czy ktoś z nich nie pilnował
jej. Trzeba założyć, że nie działa sama. Dlatego ważne jest, by nie miała nas
razem w swoim zasięgu.
- Boże, musimy
pomóc Dj’owi. – Aż przeszły mnie ciarki, kiedy dotarło do mnie, w jakim on jest
teraz niebezpieczeństwie.
- Wiem. Mam
nadzieję, że nie powiedział jej osobie zbyt wiele. Kurwa, teraz żałuję, że mu
nie powiedziałem o naszym porwaniu. – Uderzył pięściami o blat stołu.
- I co byś mu powiedział,
jakby się zapytał, co tam robiliśmy albo, czego od nas chciała?
- I właśnie to
mnie powstrzymało. Nie wiem, czy zdołałbym coś zmyślić, bo prawdy nikt nie może
poznać. Wystarczy, że Jost wie.
- I
psycholożka – dodałem.
- Ona nikomu
nie powie, obowiązuje ją tajemnica lekarska. Jostowi też można zaufać. Nie
wiadomo tylko, ile ludzi Muny wiedziało, co kazała nam robić.
- Kto powie DJ’owi,
kim naprawdę jest jego Selena? – zapytałem, robiąc w powietrzy cudzysłowy,
kiedy wymawiałem jej rzekome imię.
- Na razie
nikt. Dopóki nie wie, kim jest, nic mu nie grozi. Trzeba go jakoś uświadomić,
że ta dziewczyna nie jest dla niego. Słyszałeś, jak go nazwała?
- Naiwnym
idiotą – przypomniałem.
- DJ z
pewnością ma wiele wad, ale nie jest naiwny. Zaufał kobiecie, tak jak my, idąc
wtedy na to spotkanie, kiedy nas porwała.
- Na pewno chcesz
to zrobić? – zapytałem. Nie podobało mi się to, że Tom chciał to załatwić sam.
Ostatnim razem źle się to dla nas skończyło. Mieliśmy wyciągnąć z tamtej lekcji
nauczkę, a tymczasem robiliśmy dokładnie to samo, co zeszłym razem.
- Nie chcę,
ale nie mamy wyjścia. Obawiam się jednak, że DJ potraktuje mnie jak rywala.
Jeszcze ta cholerna szklanka – przeklął.
- Gdybym ja
trzymał swoją, też bym ją pewnie puścił. Po prostu byłeś w szoku.
- Mało
powiedziane.
- W takim
razie ja mu powiem – rzuciłem.
- Powoli, Bill.
To wszystko trzeba zrobić z głową. Jeden nieprzemyślany krok i ona nie zawaha
się zrobić mu krzywdy. Jak zadzwoni, spotkam się z nim. Ty zostaniesz w domu. Od
tej chwili nigdzie nie chodzimy razem.
- Nie podoba
mi się to. A co jeśli któryś z nas zostanie porwany?
- Myślę, że musimy
mieć przy sobie jakieś nadajniki. Wiesz, w razie czego, żebyśmy mogli się odnaleźć.
Taka sytuacja, że będziemy gdzieś tkwili przez miesiąc, zmuszani do czegoś, nie
wchodzi w grę.
- Nadajnik? Jeśli
go znajdzie, to i tak go zabierze.
- Nie jakiś
zwykły. Mam na myśli taki, który można umieścić pod skórą.
- Oszalałeś?!
- To jest tak
małe, że nawet nie będziesz tego czuł.
- Nie, Tom. Posuwamy
się za daleko. – Jego pomysł mnie zaskoczył. Patrzyłem na jego twarz, zaciskał zęby,
dla niego to nie była tylko chęć przetrwania, on traktował to, jak wyrównanie
rachunków. Muna tak bardzo zaszła mu za skórę, że teraz, skoro trafiła się
okazja, postanowił postawić wszystko na jedną kartę, byle się jej odpłacić za
każdą krzywdę, którą nam wyrządziła.
- A ja uważam,
że to konieczność – stwierdził.
- Nie podoba
mi się to. Jak ty to sobie wyobrażasz?
- Normalnie. Trzeba
zakupić takie urządzenia i poprosić jakiegoś lekarza, żeby nam to umieścił pod
skórą.
Skrzywiłem się. Naprawdę, kiedy
Tom był zły albo czuł się osaczony, posuwał się do granic.
- Nie chcę żadnych
operacji – zaprotestowałem.
- Billy… - Chwycił
mnie za rękę. – To dla naszego bezpieczeństwa. Jeśli się nie zgodzisz, to dzwonię
na policję i do Josta. Poczekamy tu, aż wszyscy się zjadą i będziemy żyli w
rajskim więzieniu, a DJ’a będziemy odwiedzać na cmentarzu.
- Przestań! To
ma być argument?
- Nie pozwolę
na to, by cię ta kurwa skrzywdziła. Ja w każdym razie wszczepie to sobie, żebyś
wiedział, gdzie jestem w każdej chwili.
Westchnąłem. Bałem się operacji,
ale Tom miał rację, to był dobry pomysł.
- Skąd weźmiemy
takie nadajniki?
- Można kupić
w specjalistycznym sklepie.
- Nie żartuj.
Skąd wiesz?
- Kiedy
kupowaliśmy samochód dostałem adres strony z GPS’ami, żebym sobie wybrał, jaki
mają zamontować i właśnie na tej stronie widziałem coś takiego. To jest bardzo
malutkie, Bill. Wielkości paznokcia, później ci pokażę. Kiedy będziemy to już
mieli, umówię się z DJ’em i spróbuję go jakoś zniechęcić do Muny.
- No dobrze, załóżmy,
że on uwierzy i co dalej? Co z Muną?
- Ściągnę go
do domu i wezwiemy policję.
Plan może nie był doskonały, wszystko
mogło pójść nie tak i pewnie coś pójdzie nie tak, znając nasze szczęście, ale
musieliśmy spróbować.
Tom poszedł po laptopa i pokazał mi
stronę i owe nadajniki, które mieliśmy obaj sobie wszczepić. Faktycznie były bardzo
malutkie, ale tak czy owak, nacięcie na skórze oraz zgrubienie pod skórą będzie
widoczne i wyczuwalne, zorientuję się, jeśli będzie dociekliwa. Zakładając
oczywiście, że nas porwie kolejny raz.
- Gdzie chcesz
to umieścić?
- Na karku na
linii włosów – powiedział i dotknął mojej szyi, przesuwając po niej palcami dokładnie
w miejscu, o którym myślał. – O tu! – Aż przeszły mnie ciarki i wyszła gęsia
skórka na całym ciele. Jego dotyk nawet w takich chwilach na mnie działał.
Uśmiechnął się, zauważając to.
- Nie robię
tego świadomie - skomentowałem.
- Kiedy to się
skończy, odbijemy sobie każdą straconą godzinę. Teraz szykujemy się do wojny. Najgorsze,
że o ile kupienie urządzeń nie stanowi problemu, to znalezienie lekarza, który
podejmie się tego, może być kłopotliwe.
- Zadzwonię do
Shiro – rzuciłem. - Może on ma jakiegoś znajomego lekarza, który się tego
podejmie.
- Dobry pomysł
– przyznał. – Jak będziesz dzwonił, powiedz, że cena nie gra roli.
- Nie o cenę
się martwię, tylko o to, co mu powiem, kiedy się zapyta, po co nam to.
- Hm, powiedz,
że tak sobie wymyśliliśmy. Zawsze robimy dziwne rzeczy, więc powinien to kupić.
Zeszło nam do rana, to całe planowanie.
Naprawdę szykowaliśmy się na wojnę i gdyby chodziło tylko o nas, sprawa być może
zakończyłaby się zeszłego wieczora, ale czuliśmy się odpowiedzialni za życie osób,
z którymi byliśmy w jakikolwiek sposób związani. I właśnie ze względu na nich postanowiliśmy
urządzić tę całą maskaradę.
Shiro łyknął moją ściemę tak
gładko, że aż sam byłem zdziwiony. Polecił nam lekarza, który się tym zajmie.
Tom skontaktował się ze sklepem i udało mu się zamówić dwa nadajniki, które miały
jeszcze dziś przyjść kurierem. Wieczorem umówiliśmy się z lekarzem na zabieg.
Bałem się jak cholera. Przez całą drogę nie odezwałem się do Toma ani jednym słowem,
gniotąc nerwowo ręce. Bez skutecznie szukałem pomysłu, żeby odwieźć go od tego
planu, ale nie wymyśliłem absolutnie nic. Kiedy weszliśmy do budynku, taki
byłem zdenerwowany i odrętwiały, że ledwo byłem w stanie wejść po schodach na piętro.
- Nie bój się,
ja zrobię to pierwszy. Jeśli będzie coś nie tak lub będzie bolało, to
zrezygnujemy z tego planu, okej?
- Okej –
zgodziłem się.
Lekarz wpuścił nas do gabinetu
zabiegowego i kazał Tomowi usiąść na fotelu, a mnie na krześle obok.
- Podam znieczulenie
miejscowe. – Zaczął wyjaśniać krok po kroku, jak to będzie wyglądało. - Nacięcie
będzie niewielkie. Sam zabieg będzie trwał dosłownie parę minut.
- Czy to nie
będzie miało jakiegoś wpływu na organizm? – zapytałem.
- Nie. Już nie
pierwszy raz wszczepiam coś takiego. Urządzenie jest wykonane ze specjalnego
medycznego tworzywa, jest obojętne dla organizmu. Z tego samego tworzywa
wykonuje się na przykład protezy ślimakowe dla niesłyszących, ale tamte
urządzenia są o wiele bardziej zaawansowane.
Kiwnąłem głową, przyglądając się,
jak odmierza w strzykawce odpowiednią ilość leku.
- Uwaga,
będzie ukłucie. Może troszkę szczypać – powiedział lekarz, wstrzykując
znieczulenie.
Przyglądałem się uważnie minię
Toma. Jeśli zrobi choć jeden dziwny grymas, to po zabawie. Doskonale wiedział,
że panicznie boję się jakichkolwiek operacji i jeśli to możliwe unikam tego jak
ognia. Sam się sobie dziwiłem, że dałem się mu namówić. Chyba tylko chęć pokonania
Muny mnie do tego popchnęła.
- W porządku? Dobrze się czujesz? – zapytał
lekarz.
- Tak.
- Czujesz,
kiedy tu dotykam? – Zadał kolejne pytanie.
- Nie.
- Dobrze.
Teraz postaraj się nie ruszać, zrobię małe nacięcie i kieszonkę tuż pod skórą.
Patrzyłem w skupieniu, jak lekarz
nacina skórę i osusza ranę, która zaczęła lekko krwawić, a potem umieszcza
urządzenie pod skórą. Spojrzałem na Toma, a on tylko lekko się uśmiechnął i
poruszył brwiami. Trzymały się go żarty, więc na pewno nic go nie bolało, co
mnie trochę uspokoiło.
- Jeszcze
tylko szef. Założę rozpuszczalny.
Zerknąłem znowu na twarz Toma, nadal
wydawał się rozluźniony.
- No i gotowe.
Jeszcze tylko zabezpieczę ranę. Dobrze by było przez kilka dni uważać i
przemywać wodą utlenioną.
- Będę coś czuł,
jak zejdzie znieczulenie? – zapytał Tom.
- Może lekki
dyskomfort, w końcu naciąłem skórę i choć ran jest nie wielka, to jednak jest.
Przepisze leki przeciw bólowe.
- Okej.
- Jak się czujesz?
– zapytałem.
- Normalnie. Nic
nie bolało.
- Najgorsze
chyba jest samo znieczulenie, bo to dość wrażliwe miejsce, ale sam zabieg nie
jest trudny – wyjaśnił lekarz, na co Tom tylko potwierdził kiwnięciem głowy.
Spojrzałem znowu na lekarza, po
czym na Toma i ściągnąłem kurtkę.
- Wstawaj,
zanim się rozmyślę – zwróciłem się do brata. Uśmiechną się i wstał, przesiadając
się na krzesło, na którym jeszcze chwilę temu siedziałem.
- W porządku –
powiedział lekarz. - Teraz poczujesz ukłucie i lekkie szczypanie, to potrwa
tylko chwilę.
- Okej. Jestem
gotowy.
Złapałem Toma za rękę, a on ścisnął
ją mocno, dodając mi otuchy. Zamknąłem oczy, czując ukłucie, nie był to jakiś
wielki ból, ale strasznie szczypało.
- Za chwilę
zacznie działać, już nie powinieneś nic szczególnego odczuwać.
I było dokładnie tak, jak mówił. Wiedziałem,
że coś robi, ale niczego nie czułem. Po dosłownie pięciu minutach z opatrunkiem
na karku mogłem opuścić gabinet.
Wystrzeliłem stamtąd pierwszy, czekając
na Toma dopiero na dole pod drzwiami.
- Rany, dokąd
tak pędzisz? – zapytał, doganiając mnie.
- Jak najdalej
stąd. Pierwszy i ostatni raz namówiłeś mnie na coś takiego. – Wyrecytowałem mu.
– Zrobiłem coś wbrew własnej woli, dla ciebie. Teraz ty będziesz musiał zrobić
coś dla mnie.
- Przecież
wierz, że zrobię. W czym problem?
- Tak?
- Yhym.
- W takim
razie zrobimy sobie bliźniacze tatuaże.
- Nie ma mowy!
– zaparł się.
- Mało mnie to
obchodzi. Coś za coś, Tom!
- Dobra, chcesz
się teraz kłócić?
- Chcę mieć
twoje słowo, że zrobisz go.
- W porządku, okej?
- Trzymam cię
za słowo – powiedziałem, zauważając jakiś świstek w jego ręce. – A to, co?
- Recepta na
leki przeciw bólowe. Trzeba je wykupić po drodze.
Tego wieczora po raz ostatni
robiliśmy zakupy razem. I po raz ostatnie gdziekolwiek pokazywaliśmy się razem.
Nawet teraz, wchodząc do wielkiego kompleksu handlowego, nasza uwaga była wyostrzona.
Rozglądaliśmy się uważnie, czy czasem nikt podejrzany się nie kręci czy
obserwuje nas.
W końcu wróciliśmy do domu. Miałem
dość. Do tego znieczulenie przestało działać i zacząłem odczuwać lekki ból na
karku. Nie wiem, czy faktycznie byłem takim hipochondrykiem i wydawało mi się,
że boli mnie bardziej niż bolało czy może faktycznie bolało.
Stałem właśnie w łazience przed
lustrem, próbując drugie lusterko nakierować tak, by zobaczyć w odbiciu, jak to
wygląda, gdy w drzwiach pojawił się Tom.
- Co robisz?
- Jak to wygląda?
– zapytałem go, a on podszedł do mnie i uważnie się przyjrzał.
- Prawie nie widać.
- Boli mnie. A
ciebie?
- Trochę.
Powinieneś wziąć lekarstwo.
- Ciekawe czy
to w ogóle działa.
- Działa –
powiedział Tom.
- Skąd wiesz?
- Sprawdzałem.
Idealnie pokazuje naszą pozycje, nawet względem domu.
Spojrzałem na niego.
- Dziwnie się
z tym czuję.
- Przyzwyczaisz
się. Niedługo zapomnisz, że to masz. – Nachylił się i pocałował mnie obok
miejsca, w którym znajdowało się urządzenie.
- Tom… - jęknąłem.
- Dalej boli?
– zapytał szeptem i kolejny raz mnie pocałował w to samo miejsce.
- Proszę cię –
stęknąłem, kiedy oblała mnie fala podniecenia.
- Naszą siłą
jest to, że jesteśmy razem i ufamy sobie. Nikt nas nie pokona. Ani Muna, ani
ktokolwiek inny. Tyle przeszliśmy od dzieciństwa, pamiętasz? - Skinąłem głową,
patrząc na niego w lustrze i czując jego delikatny dotyk na ręce, którym mnie
raczył, rozbudzając wszystkie moje zmysły.
- Najpierw wyprowadzka ojca. Potem
te notoryczne problemy w szkole. Początek
naszej kariery i jej wzloty oraz upadki. Włamanie do domu. I na koniec, jeszcze
porwanie. Tyle przeszliśmy i wciąż tu jesteśmy. Każde z tych doświadczeń
wniosło coś do naszego życia, sprawiło, że się zmieniliśmy, wydorośleliśmy i wyciągnęliśmy
wnioski. Na tej drodze przydarzyło się nam też coś pięknego, o co warto zawalczyć,
bez względu na cenę. Bo nawet jeśli nasz związek będzie oznaczał wybór między
karierą a miłością, to ja wybieram ciebie.
Odwróciłem się do niego przodem,
żeby nie musieć dłużej patrzeć na niego w lustrze.
- Masz rację –
przyznałem. – Kocham cię – powiedziałem i pocałowałem go. Jeszcze jakiś czas tkwiliśmy
w tej łazience, całując się. Przez Munę od wczoraj nawet się nie przytulaliśmy.
To może śmieszne, ale brakowało mi tego.
*
Po tym, jak w końcu wyszliśmy z łazienki,
pokazałem Billowi, jak znaleźć nas przez Internet.
Wystarczyło tylko wejść w
odpowiednią stronę i wpisać kody z naszych nadajników i dwa czerwone punkty
pojawiły się na mapie monitora.
- To my? –
zapytał podekscytowany.
- Tak.
- Wiesz, że teraz
nawet jak będziesz chciał, to się już przede mną nie ukryjesz?
- Tak, wiem – potwierdziłem.
– Może nie będę musiał. Jeśli nie zamęczysz mnie tymi maratonami seksu, to nie
będę miał powodu uciekać.
Prychnął.
- I to niby ja
jestem taki wymagający?
- Wymagający i
nienasycony.
Zmarszczył brwi.
- Myślę i to
dość intensywnie, ale nie przypominam sobie, żebyś narzekał.
- A kto by
narzekał. – Zaśmiałem się. - Pamiętaj jednak, że nikomu nie możesz powiedzieć o
nadajnikach, nawet mamie. Wiemy o tym tylko my.
- I lekarz –
sprostował.
- Lekarz nawet
nie wie, kim jesteśmy. Nie podałem mu naszych prawdziwych danych.
Przez kolejne dwa dni nic się nie
działo. Denerwowało mnie to czekanie. Nie chciałem też wydzwaniać do DJ’a ani,
żeby Bill do niego dzwonił, bo to by już podpadło, nie jemu oczywiście, tylko
jej. Ona doskonale wiedziała, że w tej chwili będziemy, a przynajmniej powinniśmy
ją unikać. Dlatego dla zachowania pozoru i uśpienia jej czujności, chcieliśmy,
żeby myślała, że może nami manipulować, więc czekaliśmy z nadzieją, że lada dzień,
lada godzina, telefon któregoś z nas rozdzwoni się. I w końcu się doczekaliśmy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
wow! nie spodziewałam się, że wyniknie z tego taka akcja :D
OdpowiedzUsuńwątpię żeby ich plan wypalił, zawsze coś musi pójść nie po myśli także :D
życzę weny i też czekam na lepszą pogodę. :)
Heh i pójdzie :)
UsuńWow1 Ale schiza!
OdpowiedzUsuńNo to może od początku, bo sie zamotam.
Jak się okazało, że to Muna, to jebłam zonka, ewentualnie zgona. A propos, zgona na zawał to chyba bliźniacy mieli, jak tą sukę turecką z DJ'em zobaczyli. biedny DJ, nie będzie znowu ogarniał, co się dzieje, jak bliźniaki zaczną działać. Podejrzewam, że na początku nie zwróci nawet na nich uwagi, bo będzie tą swoją dziwka zauroczony.
Bliźniaki działają, i za to mają plusa. Że potrafi jeden drugiego kopnąć i dupe i zmusić do działania, a nie panikowania i chowania sie po kątach. Ten pomysł z nadajnikami mnie zaskoczył, ale ogólnie,m to pewnie nas jeszcze trochę pozaskakujesz.
A Niki ma u mnie wielkiego minusa za kończenie w momentach najmniej odpowiednich. Normalnie udusić to mało.
Przepraszam, że nie komentuję, ale nie mam za bardzo jak i kiedy. Ach, ta moja skleroza. jak nie komentuję od razu, po przeczytaniu to0 później dupa.
Czekam na następną część niecierpliwie i weny życzę
KOTEK
Ps. Ale sie rozpisałam. Wena mnie coś naszła. Dobra, nie marudzę ludziom na blogach, tylko lece tworzyc następny rozdział.
Oni nie mają innego wyjścia. Mają żyć jak w Niemczech w czterech ścinach i pod nadzorem? Są zdesperowani i będą walczyć o swoją wolność.
UsuńPrzecież wiem. W końcu wieczna ucieczka nie jest niczym dobrym.
UsuńI dobrze robią, że walcza. Moze w końcu ktoś pokarze tej suce, gdzie jej miejsce.
Pozdrawiam
KOTEK
Ps. U mnie nowy
Rozbawiła mnie reakcja Muny. xD
OdpowiedzUsuńFajny odcinek, w ogóle super opowiadanie. Jestem strasznie ciekawa, jak to się dalej potoczy.
Zapraszam do siebie: gegen-alles.blogspot.com
Moje ulubione opowiadanie, świetnie piszesz ^^
OdpowiedzUsuńBez komplikacji się na pewno nie obejdzie bo ich plan brzmi zbyt idealnie żeby się udał :) No ale jestem ciekawa jak to wszystko się potoczy.