Informacja
W niewoli uczuć (23) - Soon :D
INFORMACJA
PDF do ściągnięcia
Klik

Obserwatorzy
Polecam tu zajrzeć
-
1 miesiąc temu
-
3 miesiące temu
-
-
-
-
8 lat temu
-
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
poniedziałek, 18 maja 2015
21:00
Odcinek 10
Wróciłem do domu tuż przed południem. Ledwo wszedłem, a natknąłem
się na Sebastiana.
– Masz wyczucie momentu, Tom.
Za chwilę obiad – powiedział.
– Tak wcześnie? – zdziwiłem
się.
– Tak. Bill tak zarządził.
Nie wiem, czemu w ogóle coś mnie w tym domu jeszcze
zadziwiało. Powinienem już przywyknąć, że tu wszystko działo się tak, jak chciał
Bill lub Gordon. Tyle że, ten drugi rzadko kiedy tu bywał. Wcale bym się nie zawahał
użyć określenia, że bardziej traktował ten dom jak hotel, do którego przyjeżdżał
się wyspać, niż jak rodzinne gniazdo, do którego wraca się z wielką
przyjemnością i chęcią zobaczenia swoich bliskich.
Kolejny raz w ciągu ostatnich trzech dni, siedziałem w
jadalni, czekając na obiad i Billa. Czułem się jakiś rozbity tą sytuacją.
Miałem nadzieję, że kiedy wrócę od Gordona, zajmę się szukaniem swojego zastępstwa.
A tymczasem, skończyło się na tym, że nadal musiałem pilnować Billa i znosić
jego nieprzewidywalne pomysły. Prychnąłem, kiedy otrzymałem wiadomość sms z
raportem o nowym przelewie na moje konto bankowe. Po sumie domyśliłem się, od
kogo był. Ta cała rodzinka była nieźle pokręcona. Najbardziej jednak wkurzało
mnie, ich podejście do każdej sytuacji czy problemu. Zauważyłem, że tu nie
liczyło się, po czyjej stronie była racja, tylko ile to będzie kosztowało, by
była po właściwej.
– Wszystko w porządku? –
zapytała Sonia, przynosząc do jadalni pierwsze półmiski z jedzeniem.
– Tak.
– Wydajesz się czymś
zmartwiony.
Westchnąłem.
– Naprawdę wszystko dobrze – uśmiechnąłem
się.
– To dobrze.
Chwilę później pojawił się Bill. Spojrzał na mnie jakoś
tak dziwnie i usiadł naprzeciwko, choć zwykle, starał się siadać jak najbliżej
mnie.
– Co tak oficjalnie? – zapytałem.
Nie mogłem się już powstrzymać. Podjąłem decyzję, że zostaję, więc musiałem
przyzwyczaić się, że pewnie jeszcze nie raz podniesie mi ciśnienie jakimś swoim
nietypowym zachowaniem lub tekstem.
– Usiadłem na swoim stałym
miejscu. To nic nowego – odparł, kładąc sobie serwetkę na kolanach.
– Acha – bąknąłem pod nosem.
Pięknie. Najpierw mi robi aluzję, że jadam w kuchni, a teraz siadając na drugim
końcu tego pięciometrowego stołu, każe mi jeść w samotności. Tego było już za
wiele. Chwyciłem swój talerz i przesiadłem się bliżej niego.
– Można wiedzieć, co ty
wyprawiasz, Tom?
– Zamierzam zjeść obiad w twoim
towarzystwie.
– Nie mam ochoty na pogawędki.
Muszę się skupić przed wywiadem.
– Nie zamierzam z tobą
rozmawiać. Chcę być bliżej ciebie, a nie siedzieć na drugim końcu tego
ogromnego stołu.
– Teraz chcesz? – rzucił,
kręcąc ze zdumienia głową. Miałem wrażenie, że on już wiedział o mojej rozmowie
z Gordonem. Prosiłem, żeby nic nie mówił Billowi, ale chyba jednak nie
uszanował mojej prośby.
– Słucham?
Zerknął na Annę, która stała i przyglądała się całej tej
idiotycznej sytuacji.
– W porządku – powiedział w
końcu i skinął głową do służącej, żeby przeniosła moją szklankę z sokiem oraz sztućce.
Nie wiem, co go w życiu spotkało i jaką, tak naprawdę,
był osobą, że potrafił tak się odcinać od otaczającego go świata, ale przyglądałem
się mu uważnie i widziałem, że myślami był zupełnie gdzieś indziej. Chociaż
kiedy Anna zapytała go czy nalać mu wina, już się nie wydawał taki
skoncentrowany. Czyżby tylko mnie tak traktował? A może Gordon z nim rozmawiał?
Przecież mógł do niego zadzwonić, z pewnością mieli ze sobą świetny kontakt. Nie
będę ukrywał, że to by mi było wybitnie nie na rękę. Ciężko mi stwierdzić, ile
już znaczyłem dla Billa, jeśli nawet Gordon zauważył zmianę w jego zachowaniu,
odkąd zostałem jego ochroniarzem, ale jeśli faktycznie znaczyłem dla niego
więcej, niż widzieli to inni i niż on sam mi to pokazywał, to miałem poważny
problem. Nie będzie mi łatwo udobruchać jego urażoną dumę, bo właśnie o to
chodziło.
Po obiedzie poszedłem jeszcze do siebie po broń. Niby to
mieli być ludzie z Vogue, ale gwarancji nie miałem, czy czasem nie będą to przebrani
zamachowcy, dlatego wolałem się przygotować na ewentualne okoliczności. Bill
jeszcze poszedł do siebie, przebrać się i jakieś pół godziny później zszedł do
salonu, w którym miał odbyć się wywiad. Oczywiście, zastał mnie siedzącego na kanapie,
co wyraźnie nie przypadło mu do gustu, bo lekko się skrzywił, a ja doskonale wiedziałem,
o co mu chodzi.
– Nie martw się, wiem gdzie
moje miejsce. Kiedy przyjdą, będę stał tam przy drzwiach. – Spojrzałem na
miejsce, które miałem na myśli.
Skinął mi tylko głową, nawet nie siląc się, żeby mi
odpowiedzieć.
Wywiad trwał prawie trzy godziny. Bill jednak wydawał się
być zadowolony, bo z tego, co zdążyłem zauważyć, kiedy miał czegoś dość, szybko
potrafił to kończyć. Jednak, jak tylko Sebastian odprowadził ich do drzwi,
szybko uciekł do swojego królestwa, nawet nie zdążyłem zamienić z nim słowa.
Ewidentnie mnie olewał, nawet podczas całego wywiadu nie zerknął na mnie ani
razu, chociaż ja obserwowałem go przez cały czas. Zacząłem podejrzewać, że na
pewno rozmawiał z Gordonem. Innego wytłumaczenia jego zachowania nie miałem.
Postanowiłem, że zapytam go o to wprost.
Nie znosiłem takich sytuacji, ale wściekłem się naprawdę
dopiero wtedy, gdy nie mogłem wejść do jego twierdzy. Skaner przed drzwiami nie
chciał zeskanować moich odcisków, a to oznaczało, że Bill go zablokował. Pięknie,
po prostu pięknie.
Zszedłem wkurzony na dół, szukając Sebastiana. Tylko on
miał tam jeszcze dostęp. Przynajmniej miałem szczerą nadzieję, że jego Bill nie
zablokował.
– Sebastian, możesz wejść ze
mną na górę do Billa?
– Nie wolno mi cię do niego wpuszczać
– odparł, najwyraźniej dokładnie wiedząc, o co mi chodzi.
– Co takiego? Jak to nie
wolno? – Moje zdziwienie sięgnęło zenitu.
– Bill jasno powiedział, że
nie wolno mi cię do niego wpuścić.
– Dlaczego?
– A tego to ja już nie wiem. Przepraszam
cię, Tom, ale muszę…
– Musisz mi pomóc. Do cholery!
Co się w tym domu dzieje? Wszyscy widzicie, jak zachowuje się ten rozpieszczony
paniczyk i jeszcze skaczecie koło niego jak pchły na psie.
– Istotnie, jest rozpieszczony,
ale my u niego pracujemy, a skoro zgodziliśmy się dla niego pracować,
wykonujemy każde jego polecenie.
Prychnąłem.
– To jakiś żart?
– Nie.
– Wiesz, co? Mało mnie to
obchodzi. Idziesz ze mną na górę i otworzysz mi te jebane drzwi albo – Wyciągnąłem
broń, przeładowując ją – rozpieprzę je, a wtedy, jak go dorwę, poleje się krew.
Sebastian na mnie spojrzał, próbując zapewne oszacować
ile z tego, co mówiłem, jestem w stanie zrobić naprawdę.
– On mnie wyrzuci z pracy.
– Nikt cię nie wyrzuci z
pracy, obiecuję ci to. Powiesz, że ci groziłem i będziesz usprawiedliwiony.
Nie opierał się jakoś specjalnie długo. Najwyraźniej jemu
też zależało na tym, żeby ta sytuacja między mną a Billem wyjaśniła się i
czułem, że chciał, żebym tu został, choć Bóg jeden wie dlaczego.
Kiedy weszliśmy na górę i za sprawą Sebastiana drzwi się otwarły,
Bill siedział na kanapie i wydawał się lekko zdziwiony moją wizytą.
– Jak tu wszedłeś?
– Drzwiami jak widziałeś.
– Poprosiłeś Sebastiana, tak?
– Zmusiłem go, jeśli już, ale
nie o nim ani o tych jebanych drzwiach chcę pogadać a o nas!
– O nas?
– Rozmawiałeś z Gordonem,
prawda? – zapytałem wprost.
– To mój ojczym, oczywiście, że
z nim rozmawiam.
– Nie o to pytam.
– A o co?
Nie zamierzałem bawić się w kalambury. Kiedy byłem
wkurzony, a teraz byłem bardzo, krótko i konkretnie załatwiałem takie sprawy.
– Powiedział ci, że chciałem
zrezygnować, tak?
– Nawet jeśli, to co z tego? Najwyraźniej
masz swoją cenę, skoro zostałeś.
Tym mnie rozzłościł na dobre. Podszedłem do niego i
chwyciłem go za koszulę, podnosząc z kanapy.
– Żadne pieniądze nie byłyby w
stanie nakłonić mnie do pozostania w miejscu, którego nienawidzę. Żadne! Dotarło
to do ciebie? A skoro zostałem tu, to znaczy, że było tu coś znacznie
cenniejszego niż te dwadzieścia tysięcy euro, jakie przelał mi twój ojczym.
Następnym razem, kiedy znowu zechcesz mnie potraktować,
jak śmiecia, może byś tak ruszył swoje szlachetne cztery litery i przynajmniej przyszedł
do mnie i zapytał, dlaczego chciałem odejść? A potem możesz strzelać te swoje
fochy i pokazywać mi, jak bardzo cię uraziłem swoją decyzją.
Kiedy mu to wyrecytowałem, prawie na jednym tchu, pchnąłem
go z powrotem na kanapę i odwracając się na pięcie, wyszedłem z jego pokoju, zostawiając
samego, żeby sobie przemyślał wszystko na spokojnie.
– Dziękuję, Sebastianie – powiedziałem,
mijając go po drodze.
Zamknąłem się w swoim pokoju i do wieczora z niego nie
wychodziłem. Leżałem na łóżku przed telewizorem z całkiem wyłączonym dźwiękiem
i gapiłem się w przeskakujące obrazki.
Nie byłem nawet na kolacji, choć Anna osobiście przyszła
i prosiła, żebym coś zjadł – odmówiłem. Kiedy miałem stres albo nierozstrzygniętą
sytuację tak, jak ta z Billem, nie mogłem jeść. Żołądek miałem zaciśnięty i
nawet gdybym chciał, nie byłbym w stanie przełknąć ani kęsa.
Gdzieś przed dwudziestą trzecią, usłyszałem pukanie do
drzwi. Odetchnąłem głęboko, sądząc, że to pewnie znowu Anna albo Sonia. Ta pierwsza
wspominała, że przyniesie mi coś do pokoju, chociaż mówiłem wyraźnie, że
niczego nie chcę. Byłem przekonany, że nie posłuchała. Wstałem i podszedłem do
drzwi, otwierając je. Zdziwiłem się jednak, kiedy zobaczyłem w nich Billa z
pełną tacą jedzenia.
– Wpuścisz mnie, czy mam spadać?
– zapytał, patrząc mi prosto w oczy.
Odsunąłem się z przejścia, pozwalając mu wejść do środka.
Postawił tace na ławie.
– Nie przyszła góra do Mahometa, musiał Mahomet
przyjść do góry – powiedział i podał mi kieliszek.
– Nie będę pił. Muszę być rano
przytomny, bo inaczej może się to dla ciebie źle skończyć – powiedziałem.
– Możesz zrobić wyjątek. Jutro
i tak nie zamierzam jechać do agencji. Mam masę projektów do zrobienia, nie wyjdę
z pokoju do wieczora. Więc oficjalnie masz jutro dzień wolny. Możesz zrobić z
nim, co zechcesz. Nawet wyjść do przyjaciół czy coś.
Stałem i patrzyłem na niego, jak otwiera butelkę cholernie
drogiego wina, i podchodząc do mnie, nalewa mi, a potem sobie.
– Chciałbym cię przeprosić,
Tom.
– To coś nowego – rzuciłem.
– Tak. To naprawdę coś nowego,
bo ja nigdy za nic nie przepraszam. I tak, rozmawiałem z Gordonem i wszystko
wiem. A po tym, co zrobiłeś, żeby się dostać do mojego pokoju, długo nad
wszystkim myślałem, i... Przepraszam. Chciałbym cię prosić, żebyś nigdy więcej
nie brał sobie moich słów do serca. Ja już taki jestem, po prostu. Bardzo cię
polubiłem i chciałbym, żeby to, co się zrodziło między nami, przetrwało. Nigdy
nie miałem przyjaciela i nie wiem, co się z nim robi, żeby tę przyjaźń
utrzymać.
Zaskoczył mnie. To, że przesadzał, nie było niczym niezwykłym,
ale ja doskonale wiedziałem, że wina nie leży tylko po jego stronie. On chciał mi
narzucić swoje zdanie a ja jemu swoje, stąd ta idiotyczna sytuacja. Podobało mi
się, kiedy patrzył na mnie z podziwem, jak na przykład na strzelnicy. Byłem od
niego w czymś lepszy, dużo lepszy i to było dla mnie wspaniałe uczucie, kiedy
patrzył na mnie z takim podziwem. A potem coś się posypało, przez te
nieszczęsne posiłki w kuchni. Moje wykształcenie. No i ten pokaz, jaki mi
urządził w paryskim hotelu, przelały czarę. Powinienem mieć to gdzieś, ale w
jakiś sposób szlag mnie trafiał, że jestem od niego gorszy. Że to on jest tu
panem a ja jego podwładnym i powinienem cierpliwie znosić jego kaprysy, tyle że
ciągle przy nim o tym zapominałem.
– Chciałem zrezygnować, bo…
– Bo postawiłem cię w
niezręcznej sytuacji. Sądziłem, że jesteś inny. Pomyliłem się, mój błąd.
– Inny? Znaczy, jaki?
– Każdy na twoim miejscu wykorzystałby
okazję. A ty nie dość, że nie dałeś się namówić na masaż, to nawet nie
skorzystałeś z okazji, kiedy ci się już kilka razy narzuciłem. Chociaż ta
sytuacja w hotelu, wtedy, gdy zaspaliśmy… - Podniosłem rękę, żeby nie kończył.
– Wtedy, to co widziałeś, to
nie dlatego, że coś mi się śniło czy miałem ochotę, żeby to było jasne.
– Wiem. Przepraszam. Zapomnijmy
o tamtym.
– Ja wiem, że ty nie zapomnisz
i dlatego powiem ci dokładnie to samo, co powiedziałem twojemu ojczymowi. To,
że zostałem źle się skończy.
– Dlaczego tak uważasz?
– Bo ty oczekujesz ode mnie
czegoś więcej niż tylko ochrony.
Na chwilę zastygł w całkowitym bezruchu. Nawet nie wiem,
czy nie wstrzymał w sobie powietrza, ale nie dlatego, że go zdenerwowałem tym stwierdzeniem
i chciał zapanować teraz nad złością, tylko dlatego, że ważył każde słowo,
które teraz mówił. Te przeprosiny z pewnością też sobie dokładnie przemyślał.
Krok po kroku. Działał według jakieś strategii, zupełnie jak w szachach, mając
na przód obmyślone kolejne ruchy, a ja, choć czułem, że nadal mną manipuluje
nie potrafiłem w odpowiedzi kontratakować i się obronić. Byłem spostrzegawczy,
ale naprzeciwko Billa na nic się moja spostrzegawczość zadawała. Mimo tego że przegrałem,
bo tym, że zostałem – przegrałem, udowodniłem mu jednak, że potrafię
poodejmować radykalne decyzje i szczerze liczyłem na to, że teraz będzie miał
to na uwadze i sobie w końcu odpuści.
– Wydaje mi się, Tom, że problem
polega na tym, że za mało ze sobą rozmawiamy prywatnie.
Coś w tym było.
– Wiesz, to raczej normalne,
skoro łączą nas tylko czysto zawodowe stosunki.
– Tak. Tylko że, ja chciałbym,
żeby prócz tego, że mnie chronisz, żebyś był też moim przyjacielem. Wiem, że może
wyobrażam sobie za wiele, a po tym wyjeździe do Paryża, pokazałem ci się ze
wszystkich swoich złych stron i pewnie masz mnie naprawdę serdecznie dość, ale
jeśli dasz mi szansę, udowodnię ci, że nie jestem takim dupkiem, jak myślisz.
– Jestem w stanie o tym
zapomnieć, pod warunkiem, że następnym razem, kiedy przyjdzie ci do głowy jakiś
kolejny genialny pomysł, najpierw powiesz mi o nim. Nie chcę się znowu przyglądać,
jak jakaś laska cię zaspokaja. No i jeszcze jedna sprawa.
Uniósł jedną brew w podobny sposób, jak ja to zwykle
robiłem, oczekując, co mu powiem.
– Ja naprawdę lubię jadać w kuchni. Byłoby mi
miło, gdybyś to uszanował.
– Obiecuję. Więc zgoda?
Nawet nie potrafiłem się na niego gniewać. Stał przede
mną z wyciągniętym w moją stronę kieliszkiem czerwonego wina i wyglądał jak
sierota. A ja zdecydowanie miałem za miękkie serce.
– Zgoda. – Stuknąłem się z nim
kieliszkiem i napiliśmy się.
– Co oglądasz? – zapytał, zerkając
na telewizor.
– Właściwie… – spojrzałem, bo
sam już nie pamiętałem, na co patrzyłem. – Jakiś film.
– Tylko mi nie mów, że masz
też tak doskonały słuch, jak wzrok i słyszysz, o czym oni mówią.
Uśmiechnąłem się.
– Nie słyszę. Wyłączyłem
dźwięk.
Chwilę mi się przyglądał, po czym uśmiechną się, kręcąc
ze zdumienia głową.
– Ale z nas numery.
– Z ciebie większy.
– Niech ci będzie –
powiedział. – Pójdę już, a ty zjedz, zanim wszystko wystygnie. Anna mówiła, że
nie chciałeś kolacji. Domyślam się, że przeze mnie. W tej kwestii chyba
jesteśmy do siebie podobni, bo ja także nie mogę jeść, kiedy mam jakiś problem.
– Musisz mieć ich mnóstwo, sądząc
po twojej sylwetce.
Znowu się uśmiechnął.
– Nie jest tak źle, jak
myślisz.
Patrzyłem na niego, a on znowu uciekał wzrokiem, peszyłem
go.
– Jeśli zechcesz, możesz przyjść
do mnie w każdej chwili. Twój dostęp został już odblokowany. I proszę, nie
stawiaj więcej Sebastiana w takiej sytuacji, bo w życiu nie słyszałem z jego
ust takiego potoku słów, jak po tym, gdy go zmusiłeś, żeby otworzył ci drzwi.
– On się obawia stracić pracę
– powiedziałem. – Mam nadzieję, że go za to nie wywalisz.
– Wiem. Nie wyrzucę go. Domyślam
się, że nie dałeś mu wyboru. No nic, pójdę już. Zostawię ci wino, jest pyszne.
– Owszem – przyznałem.
– Możesz się upić, jutro masz
wolne, więc nie będę miał pretensji, jeśli będziesz spał do południa.
– Dzięki.
– Dobranoc, Tom.
– Dobranoc.
Zabierając swój kieliszek, wyszedł z pokoju. Byłem
zaskoczony. Nie spodziewałem się po nim, że przyjdzie mnie przeprosić. Ciekawy
byłem czyja to zasługa, Gordona czy Sebastiana? Bo choć ten pierwszy na pewno
miał wystarczające argumenty do tego, by go przekonać, to Sebastian był dla
mnie zagadką. Był tu tylko pracownikiem, ale najwyraźniej Bill miał do niego
jakiś sentyment i specjalne względy, chociażby ten dostęp do jego pokoju. W
każdym razie którykolwiek bardziej wpłynął na jego decyzję przyjścia tu i przeproszenia
mnie, na pewno nie sprawiłby, żeby Bill uciekał wzrokiem. I to nie miało nic
wspólnego z poczuciem winy, ja go ewidentnie krępowałem. On nadal patrzył na
mnie w ten sam sposób, nadal mnie podziwiał. Nic już z tego nie rozumiałem.
Tego wieczoru nie skorzystałem z okazji i nie wypiłem
tego wina do końca. Opróżniłem jedynie kieliszek, który nalał mi Bill, a resztę
wina po prostu schowałem do szafki.
Skoro miałem jutro dzień wolny, postanowiłem wybrać się
na siłownie, a potem do miasta na jakieś zakupy. Przez to, że pilnowałem Billa,
a on absorbował ogromnie dużo mojego czasu, ostatnio w ogóle nie miałem czasu
na ćwiczenia, prócz pływania, ale to było zdecydowanie za mało. Zamierzałem z
rana zajrzeć do Billa, sprawdzając, czy aby na pewno nie zmienił swoich planów i
jeśli nie, ulotnić się na cały dzień.
Choć było już dość późno, zjadłem kolację, którą
przyniósł mi Bill i poszedłem jeszcze wziąć prysznic. Położyłem się wyjątkowo
spokojny. Jakby ktoś nagle ściągnął mi z ramion ogromny ciężar. Już dawno nie miałem
takiego dziwnego uczucia. Zupełnie tego nie rozumiałem. Bill był dla mnie takim
samym klientem, jak wielu przed nim, a jednak coś go od nich wyróżniało, tylko
jeszcze nie wiedziałem, co.
Tej nocy spałem wyjątkowo dobrze. Obudziłem się tuż po
siódmej, choć zwykle, kiedy nie nastawiłem budzika, potrafiłem spać nawet do dziesiątej.
Wziąłem poranny prysznic, a kiedy wyszedłem w końcu z łazienki,
spakowałem do torby rzeczy na siłownię i zrobiłem namiar na kuchnię. Śniadanie
to najważniejszy posiłek dnia. Bez niego nie zamierzałem nawet wychodzić z
domu, nie mówiąc już o wybraniu się z pustym żołądkiem na siłownię.
– Dzień dobry, Soniu – przywitałem
się, siadając na swoim ulubionym miejscu.
– Dzień dobry, Tom. Wydajesz
się dzisiaj szczęśliwy.
– Bo jestem – przyznałem z
uśmiechem na twarzy. – Mam dzisiaj wolne – dodałem, chcąc ukryć prawdziwy powód
mojego dobrego humoru.
– A ja myślę, że twoje dobre samopoczucie,
ma związek z dobrym samopoczuciem Billa – powiedziała, stawiając przede mną talerz
z kanapkami i filiżankę kawy.
– Tak? – Udałem zaskoczonego.
Uśmiechnęła się, patrząc mi podchwytliwie w oczy.
– Cieszę się, że jednak
zostałeś. Bill też, chociaż może ci tego nie powie.
– Właściwie, to powiedział.
Nawet przeprosił.
– Przeprosił cię?
Pokiwałem głową, biorąc kęs kanapki.
– No widzisz, on nie jest taki
zły, za jakiego chce uchodzić.
– Jest zagubiony – podsumowałem.
– Ale ja nie rozwiąże jego wszystkich osobistych problemów, jestem tylko
ochroniarzem.
– I przyjacielem – dodała
Sonia. To słowo zdecydowanie prześladowało mnie, odkąd wróciliśmy z Paryża. Zacząłem
nawet odnosić wrażenie, że zaczęto go używać przy mnie, chcąc wywołać we mnie
jakiś konkretny rodzaj uczucia. Potrafię okazywać uczucia, ale nie o nich
mówić. Jestem facetem, a faceci nie mówią o uczuciach, jednak tego, co
oczekiwał ode mnie Bill, nie mogłem mu dać.
Dopiłem kawę i odstawiłem filiżankę, nie wdając się już w
dyskusję.
– Dziękuję za śniadanie, było
pyszne. Skoczę jeszcze do Billa i zmywam się.
– Baw się dobrze – pożyczyła
mi Sonia.
– Dziękuję – odparłem i
wyszedłem z kuchni, kierując się prosto do twierdzy Billa.
Kiedy kładłem dłoń na skanerze przed jego drzwiami, zastanawiałem
się, czy zadziała, ale drzwi się otworzyły a zaraz na wejściu, zauważyłem, że
Bill rozmawia z kimś przez komórkę. Zatrzymałem się, nie chcąc mu przeszkadzać,
ale on tylko zerknął na mnie i pomachał mi ręką, żebym wszedł i usiadł na
kanapę. Tak też zrobiłem.
– Przepraszam – powiedział po
skończonej rozmowie, odkładając telefon na stolik.
– Przyszedłem zapytać, czy na pewno
mnie dzisiaj nie potrzebujesz?
– Na pewno.
– No to jadę. Gdybyś jednak chciał
wyjść albo cokolwiek – dzwoń do mnie. Żebyś się nigdzie sam z domu nie ruszał.
– Nie ruszę się nawet z tego
pokoju, więc nie martw się.
Patrzyłem jeszcze chwilę na niego, aż w końcu wstałem.
– Wrócę wieczorem - rzuciłem.
– Zajrzę do ciebie.
Kiwnął mi głową.
– To przyjemnej pracy.
– A tobie przyjemnego dnia
wolnego.
Uśmiechnąłem się i nic nie mówiąc, wyszedłem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
Och, od dwóch odcinków pastwisz się nad oceną Billa. Nie dość, że chłopak przeprosił, to jeszcze go tak nie ładnie podsumowujesz? Niegrzeczna jesteś. :D
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że nie skomentowałam wcześniejszego odcinka, pomimo, że miałam komentarz już napisany. Ciągle mylę przycisk opublikuj z wyloguj się. Czy tylko ja tak mam? :D A w niedzielny wieczór nie miałam już siły pisać dwa razy tego samego. Trudno. :D
Naprawdę ostatni odcinek uznam za bardzo trudny, taka chora sytuacja, ale tu się już wszystko prostuje. Chyba. :D
No nie wiem co nadal skomentować. Jest naprawdę wciągające to opowiadanie. Masz talent do przyciągania ludzi i życzę Ci więcej opowiadań i więcej czytelników. :D
Jeszcze nie raz chłopcy sobie nadepną na odcisk. Ale i Tom i Bill będą dla siebie już nieco bardziej wyrozumiali.
UsuńPowoli zaczynają rozumieć, że w swoim własnym towarzystwie czują się najlepiej. Na razie jednak będziecie świadkami docierania się ich, póki co przyjaźni, co w wielu sytuacjach będzie nawet zabawne.
Zapraszam Cię więc na śledzenie dalszej części tego opowiadania.
Cały czas się zastanawiam jak to jest z bliźniakami... szczerze? Nie wyobrażam sobie spędzać życie z drugą Alicją. O nie! to byłoby złe. Ja sama z sobą nie wytrzymuje. :)
UsuńAle zawsze marzyłam o tym, że jak już zdecyduje się na ciążę to będą to bliźniaki. Cholera. Muszę się zabrać chyba do pracy. :D Hahaha Już od teraz czekam na kolejną część! :)
and-god-said-no
Ja niestety nie mam rodzeństwa, więc nawet nie wiem, jak to jest dzielić w jakiś sposób życie z siostrą czy bratem, ale mógłbym mieć bliźniaczkę. Jeśli byłaby podobna do mnie i miała takie pomysły jak ja, to uuuu, to by się działo. :) Poza tym nie wszystkie bliźniaki są mocno ze sobą związane, niektóre szczerze się niecierpiącą, więc Kaulitzowie to też swojego rodzaju takie unikaty.
UsuńO 21 będzie nowy odcinek.
Nie mogę się doczekać "wieczoru" :D
OdpowiedzUsuńWieczór Ci się marzy :P
Usuńprzeczytanie tak dobrego i długiego odcinka po męczącym wieczorze na uczelni zdecydowanie poprawił mi nastrój ;D
OdpowiedzUsuńw sumie to myślałam, że się bardziej pokłócą. dojdzie do rękoczynów, obaj wylądują na łóżku i się podzieje. ;D tak tak, wiem, że wyobraźnia czasami mnie ponosi. ;D aczkolwiek nie ukrywam, że przeprosiny Billa bardzo mnie zaskoczyły. widać, że z każdym mijającym dniem coraz bardziej zależy mu na Tomie. jestem strasznie ciekawa jak to się dalej potoczy.
czekam na kolejny odcinek i życzę jak najwięcej weny. ;*
No wile razy pisaliście, że krótkie odcinki. Nie zawsze będą takie długie, ale postaram się robić je dłuższe. W każdym razie jeszcze nie raz obaj postawią się dziwnych sytuacjach.
UsuńWspaniały odcinek, po prostu perfect. Billuś, taki zadufany, a jednak winę w sobie zobaczył :) Tom taki niebezpieczny ... Yum ! Czekam na next z niecierpliwością !
OdpowiedzUsuńBill jest nauczony, że zawsze wszystko jest po jego myśli, a Tom mu się stawia. Tom też jest przyzwyczajony, że się go słucha z uwagi na to, że odpowiada za życie swojego podopiecznego, który w tym wypadku sprawia mu niezwykle wiele kłopotów. Obaj muszą iść na jakiś kompromis, żeby się nie pozabijać, ale to bywa czasami baaaardzo trudne :)
UsuńBoskie ♡ Uwielbiam jak ty opisujesz co oni czują w każdej chwili. Wszystko dopracowane C:
OdpowiedzUsuń